Od samego rana, uczniowie musieli zręcznie odskakiwać w bok, byle by nie zostać stratowanym przez woźnego Filcha, który biegł z wiadrem po korytarzach, wymachując niebezpiecznie mopem. Jego kotka, pani Norris, dumnie podążała za swoim właścicielem, prychając na wszystko i na wszystkich, wyniośle machając ogonem.
Ginny Weasley nie była wyjątkiem. Widząc biegnącego, z o dziwo prędkością światła woźnego, osunęła się w bok, potykając się o własne nogi. Filch nie zwrócił na nią szczególnej uwagi, tylko biegł przed siebie wykrzykując obelgi na Irytka, który musiał być sprawcą całego porannego zamieszania. Gryfonka w całej okazałości znalazła się na podłodze, patrząc spod rudych włosów na chichoczącą pannę Granger.
- No i co się tak śmiejesz? - warknęła Ginny, prostując mundurek, który z napływu zdarzeń został niemiłosiernie pomięty.
- Ja? - spytała niewinnie. - Nie wiem, o co ci chodzi Ginny – pomogła pozbierać rudowłosej porozrzucane książki z podłogi.
- Ja się pytam, za co oni mu płacą?! - odrzuciła za siebie swoje długie, rude włosy. - No chyba nie za bieganie po korytarzach i usuwanie uczniów, by tylko mogli sobie poleżeć na podłodze. Och spójrz, jaka ona czysta - wskazała dłonią na posadzkę. - Można się na niej podpisać! No co tak stoisz, Hermiono? Złóż autograf obok mojego!
Ginny przez całą drogę do Wielkiej Sali, gęgała o Filchu i przebrzydłej pani Norris. Hermiona tylko przytaknęła głową, uśmiechając się pod nosem. Granger przybrała bardzo prostą, jednak jakże skuteczną taktykę: dać się wygadać rudowłosej, aby potem mieć spokój. Młodsza Gryfonka, w o dziwo lepszym humorze, weszła do Wielkiej Sali, machając Lunie, jakby wcześniejsze zajście z woźnym nie miało miejsca.
- Ej patrzcie, Snape oddaje różdżki Ślizgonom – szepnął Ron, chwile po tym jak dziewczęta usiadły przy stole. Natychmiastowo, cała czwórka dyskretnie odwróciła się za siebie, spoglądając na sąsiedni stół.
- Ciekawe co zrobili... - zamyśliła się Ginny. – Spójrzcie tylko na nich. Wyglądają fatalnie…
- Może chcieli utopić panią Norris i oberwało się im od Filcha? – powiedział natychmiast Harry, na co Ginny mruknęła pod nosem, oby to była prawda.
- Albo chcieli wysadzić klasę Snape'a – żachnął się Ron.
- Nie żartujcie tak - fuknęła Hermiona, obserwując godne pożałowania, blade twarze Ślizgonów. - Może zrobili coś strasznego...
- Na pewno nie odrobili pracy domowej, Hermiono – powiedział dobitnie Harry.
- Nie wiem, co zrobili, ale założę się, że Snape będzie dziś w jeszcze gorszym nastroju niż zazwyczaj... – mruknął posępnie Ron.
***
- Hej Hermiono! Zwolnij!
Wyrwana z rozmyślań Hermiona zatrzymała się, obracając się za siebie. Ku niej biegł znajomy brunet, z ciepłym uśmiechem na ustach. Przycisnęła otwarty podręcznik eliksirów do piersi, otaczając uwagą Gryfona.
- Cześć Seamus. Nie zauważyłam cię.
- Byłaś zbyt zajęta – uniósł kąciki ust w górę, wskazując palcem na podręcznik.
- Oh - zarumieniła się, chowając książkę do otwartej na ramieniu torby. - Jak tam leci?
- W porządku - uśmiechnął się. - Wiesz co... Neville jest ci strasznie wdzięczny za ten eliksir.
- To nic takiego – Hermiona wzruszyła ramionami. – Już mi tyle razy dziękował – uśmiechnęła się na samą myśl, przypominając sobie Neville'a, który dzień wcześniej przyszedł do niej z pudełkiem trufli. - Gdyby Neville nie zrobił tego eliksiru to Teodora...
- Zapewne wylądowałaby w jeziorze - dokończył Seamus poważnym tonem. Ni stąd, ni zowąd, chłopak zatrzymał się w połowie kroku. - O nie…
- Seamus, co jest?
- Lavender jest… - jęknął.
Hermiona tysiące razy słyszała od Harry'ego i Rona jak Seamus opowiadał im o Lavender, która była w nim zakochana na zabój. Dziewczyna posyłała mu romantyczne listy, spryskując je kwiatowymi perfumami, a w rogu widniała pieczątka w kształcie ust, zrobiona zapewne z jej czerwonej pomadki. Czekała na niego pod dormitorium chłopców, byle by zobaczyć go z samego rana. Raz próbowała zakraść się do łazienki, w której brał prysznic, ale Dean wychodzący z pokoju pokrzyżował jej plany. Chłopak wielokrotnie rozmawiał z nią, tłumaczył jej, że nic do niej nie czuje, ale za każdym razem nie przynosiło to efektów.
Lavender Brown ruszyła w ich stronę, uśmiechając się zachęcająco do chłopaka. Seamus skrzywił się nieznacznie, po czym pociągnął Hermionę za rękaw chowając się do pobliskiego składziku na miotły. Machnął różdżką, a pochodnia nad drzwiami rozświetliła małe pomieszczenie. Finigan oparł się plecami o zimną ścianę, kręcąc głową w akcie desperacji.
- Seamus... - doleciał do nich przytłumiony głos Lavender.
- Oh nie – przerażony chłopak spojrzał w stronę drzwi. – To jakaś wariatka!
- Posłuchaj mnie teraz uważnie – dziewczyna złapała chłopaka za nadgarstek, zerkając migiem w stronę drzwi. – To, co zaraz zrobię, nie zmieni faktu, że jesteśmy tylko znajomymi. Dobrze?
- Semaus, kochanie…
- Hermiono co ty chcesz…?
- To nic takiego... - spojrzała ostatni raz w stronę drzwi.
Granger wiedziała, że to, co zaraz zrobi, będzie wielkim błędem. Aczkolwiek nie miała się już jak wycofać. Ujęła niepewnie twarz Seamusa w dłonie, a jego orzechowe oczy powiększyły się ze zdziwienia. Spojrzała na niego niepewnie, po czym ich wargi złączyły się w delikatnym, niewinnym pocałunku. Chłopak stał jak sparaliżowany, nie wiedząc, co ma zrobić. Chciał odepchnąć od siebie Hermionę, ale to, co się właśnie działo, było silniejsze i o dziwo przyjemniejsze, niż mógł się spodziewać. Ostrożnie położył dłonie na biodrach dziewczyny, przyciągając ją jeszcze bliżej.
Hermiona nie widziała, czy to tak właśnie powinien wyglądać pocałunek. Czy składzik na miotły był godziwym tego miejscem? Merlinie, to mój pierwszy raz, pomyślała pomiędzy pocałunkami. W sumie Seamusowi musiało się również to podobać, bo oddawał je z jeszcze większą pasją, o jaką Hermiona nie podejrzewała go. Całował delikatnie, a jednocześnie stanowczo. Zarumieniła się na samą myśl, że podoba się jej smakowanie ciepłych i miękkich ust chłopaka.
Razem z drzwiami, które otworzyły się z hukiem sumienie Hermiony powróciło w zastraszającym tempie. Odskoczyła od Gryfona jak oparzona, dotykając swoich ust. Przeklinała siebie w myślach za swoją głupotę. A chciała tylko uwolnić go z sideł Lavender! Pożałowała, że w ogóle pocałowała chłopaka, a mogła przecież wymyślić coś innego, by pozbyć się nadętej blondynki. Brown stanęła w progu, patrząc w osłupieniu to na Seamusa to na Hermionę.
- Seamus, kochanie... co ty wyprawiasz?
- Nie jestem twoim kochaniem, Brown! - powiedział stanowczo, posyłając chłodne spojrzenie Lavender. Dziewczyna w osłupieniu zamrugała kilka razy, po czym spojrzała w końcu na pannę Granger, wskazując na nią oskarżycielsko palcem.
- Całowałeś się z nią! Z tą, która pochodzi z mugolskiej rodziny?
- Nie waż się o niej mówić złego słowa – przybrał chłodny ton, przypominający kute żelazo. Granger sama poczuła ciarki przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Seamus zrobił krok w przód, przez co wyglądał, jakby chciał własnym ciałem zasłonić Hermionę przed obelgami Lavender.
- Uspokójmy się – głos Lavender zadrżał odrobinę. – Udam, że tego nie widziałam... - wzięła głęboki wdech, wyciągając dłoń w stronę chłopaka. – Seamus chodź.
- Brown, do cholery! - strącił jej dłoń ze swojego nadgarstka. – Dotrze do ciebie w końcu, że ja ciebie nie kocham? Daj mi święty spokój!
- Ale Seamus... - załkała, drżąc nerwowo. – W-Wolisz ją? - spojrzała na Hermionę, wciąż ukrytą za ramieniem chłopaka. – To wiele wyjaśnia... - dodała słabym głosem. – Nienawidzę cię Finigan! - wyszła, trzaskając za sobą drzwiami.
Stali tak z minutę, bądź dwie, oboje pogrążeni we własnych myślach. Hermiona hardo wpatrywała się w wiadra i miotły, byleby nie spojrzeć na stojącego ku niej Seamusa. Zacisnęła dłonie w piąstki, starając się ukoić ich drżenie. Wdech i wydech, mruknęła do samej siebie. No już… W końcu podniosła głowę.
- Chyba powinniśmy iść na lekcje.
- Słucham? - odwrócił się spoglądając na Hermionę. – A... T-Tak... to całkiem dobry pomysł – mruknął.
Drogę do lochów pokonali w ciszy. Hermiona co jakiś czas zerkała na chłopaka, ale z jego twarzy nie udało się niczego odczytać. Wyciągnęła z torby podręcznik do eliksirów, ale nie uświadomiła sobie, że trzyma go do góry nogami, wciąż zachłannie się w niego wpatrując, jakby starała się pokazać Seamusowi, że to, co przed chwilą się wydarzyło, wcale jej nie ruszyło. Zatrzymała się pod ścianą na końcu korytarza. Seamus nie odszedł do Deana i Neville’a. Stanął tuż obok niej, również będąc pogrążony we własnych rozterkach.
Na korytarzu panował gwar, ale do Hermiony, ani do Seamusa nie dolatywały żadne konkretne informacje. Oboje wciąż dryfowali myślami nad tym co się zdarzyło w kantorku, kilka pięter wyżej.
- Hermiono – zaczął powoli.
- Seamus...
- Przepraszam cię za nią, Brown to kompletna idiotka - westchnął smętnie kręcąc głową. - A ty jeszcze dzielisz z nią dormitorium... Chcesz, to mogę z nią jakoś pogadać, aby nie wchodziła ci w drogę. Tylko... nie wiem, czy to coś da. Naprawdę cię za to przepraszam…
Seamus był przykładem osoby, która wzięłaby na swoje barki winę za wszystko, co działo się na świecie. Była pewna, że gdyby nie pomogła Neville'owi z eliksirem, Seamus mógłby sobie wiele zarzucić, gdyby tylko coś się stało Teodorze. Zapewne winił się również za to, co wydarzyło się w kantorku i za to, w jaki sposób Brown odezwała się do Hermiony. Spojrzała na niego, gdy wymamrotał, przepraszam, spuszczając głowę.
- To nie jest twoja wina. Stało się – wzruszyła ramionami. Cóż, lepiej nie mogła tego podsumować. Na korytarzu pojawiła się Lavender. Hermiona zauważyła opuchnięte oczy i zaróżowione policzki współlokatorki. Szybko jednak odwróciła wzrok patrząc ponownie na Seamusa.
- Mimo wszystko dziękuje.
- Za co?
- Za to, że uratowałaś mnie przed tą wariatką – pochylił się i musnął jej policzek swoimi ustami. Hermiona poczuła, że to wszystko idzie w złym kierunku.
- Do klasy - na korytarzu pojawił się nagle Snape, a wszystkie rozmowy umilkły.
Harry, Ron i Hermiona, zajęli swoje standardowe miejsc na końcu sali. Po sprawdzeniu obecności, każde z nich wyciągnęło z toreb podręcznik, skupiając się na rozdziale poświęconym zamiennikom Eliksirów Uzdrawiających. Harry spojrzał na Rona, a ten jedynie wzruszył ramionami.
- Hermiono... co to było? - szepnął Ron.
- Ale co?
- No to pod klasą. Bo widzieliśmy z Harrym...
- Nie wiem, o czym mówisz, Ron – szepnęła, nie odrywając wzroku od podręcznika. Czuła, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
- To z Seamusem – odezwał się Harry.
- Nic takiego... my tylko rozmawialiśmy – mruknęła cicho, czując plamy na policzkach.
- Rozmawialiście? Widzieliśmy coś innego.
- Oh niby co takiego?
- On cię pocałował!
- Co? Ron, on mnie nie pocałował – oburzyła się niczym rozjuszona kotka, przyciągając podręcznik bliżej siebie.
- A co to było? - zapytał Harry.
- Buziak – mruknęła.
- Buziak – powtórzył Ron, patrząc na Harry'ego to na Seamusa.
- Czy wy... chodzicie razem? Nic nam nie mówiłaś – mruknął Harry.
- Nie. No coś ty - rzuciła. - Nie w głowie mi chłopcy.
- Nie wątpię, że twoje życie uczuciowe jest niezwykle fascynujące, Granger – rozległ się lodowaty głos tuż za ich plecami. - Ale muszę cię prosić, żebyś nie omawiała go na moich lekcjach. Gryffindor traci piętnaście punktów.
Snape podszedł do ich stolika, gdy rozmawiali. Teraz patrzyła na nich cała klasa. Ślizgoni wybuchnęli śmiechem, ale otrzymując mordercze spojrzenie od swojego opiekuna, automatycznie zamilkli, przypomniawszy sobie nocny nalot profesora. Hermiona spuściła głowę całkowicie zażenowana.
- No cóż, chyba lepiej rozdzielę waszą trójkę, żebyście mogli skupić się na czytaniu, zamiast gmatwać sobie życie miłosne. Potter, ty zostajesz tutaj. Panie Weasley, proszę usiąść koło pana Malfoya. Granger, do stolika przed moim biurkiem. Ruszać się, no już!
Cała rozżalona wzięła książkę pod pachę i powlokła się do pustego stolika z przodu klasy. Kątem oka widziała, pocieszające spojrzenie Seamusa. Chciała się odwrócić i dać mu znać, że wszystko jest dobrze, ale zanim to zrobiła, natrafiła na karcące spojrzenie profesora. Otworzyła książkę, próbując skupić się na tekście. Snape usiadł za swoim biurkiem i rozejrzał się po klasie, upewniając się, że wszyscy czytają rozdział poświęcony zamiennikom Eliksirów Uzdrawiających. Hermiona zerknęła w stronę profesora Snape’a. W odpowiedzi dostała jedynie lodowate spojrzenie nieposiadające ani grama ciepła, które trwało sekundę, nim mężczyzna nie odwrócił wzroku.
***
Od przeszło godziny, Hermiona wpatrywała się tępo w podręcznik. Jaka ona była głupia, całując Seamusa! Oczywiście, cel miała szlachetny, bo żal było jej chłopaka i chciała pokazać Lavender, że Gryfon jest w jakiś sposób zajęty. W efekcie czego została zwyzywana przez blondynkę. Co gorsza, nie miała pojęcia co Seamus o tym wszystkim myślał... Jeszcze wszystko słyszał Snape, pomyślała, kuląc się w środku ze wstydu.
Drzwi otworzyły się z hukiem i wparowała do pokoju rudowłosa postać. Ginny swoim wejściem smoka, wyrwała Hermionę ze wszelkich rozmyślań. Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała wyczekująco na przyjaciółkę, a krążący po pokoju Krzywołap wskoczył na jej kolana.
- Jestem kompletną idiotką – Hermiona podniosła głowę, odkładając na stolik podręcznik transmutacji. Rudowłosa przez moment myślała, że spostrzegła łzy w oczach przyjaciółki, ale uczucie było chwilowe i nie była pewna, czy tego sobie nie przewidziała, bo Hermiona zaraz odwróciła głowę.
- No dobra... udajmy, że jesteś.
- Chyba popełniłam swój życiowy błąd - mruknęła cicho, wpatrując się w splecione dłonie.
- Nic dziwnego, ty lubisz popełniać błędy – rzuciła lekkim tonem Ginny, rozładowując napiętą atmosferę.
- Zrobiłam coś strasznego, Ginny...
- Przez ciebie Snape odebrał nam punkty?
- Tak, odebrał – widząc, że wywołała tym śmiech przyjaciółki, dodała migiem: Ale to pikuś...
- Mionka nie przejmujesz się utratą punktów... czyli o co chodzi?
- N-no bo ja... całowałamsięzSeamusem.
- Na Merlina coś ty zrobiła? Nic nie rozumiem, oh zabierz tę poduszkę z twarzy - burknęła wyrywając przyjaciółce jaśka.
- Całowałam się z Seamusem…
- Co? Ty to jednak szalona jesteś! - zaśmiała się rudowłosa.
- Ginny! To nie jest śmieszne... - dodała już ciszej, podnosząc wysoko głowę.
- Opowiadaj – rzuciła krótko, podając przyjaciółce pudełko z chusteczkami.
- Szłam na eliksiry i dogonił mnie Seamus. No to idziemy, rozmawiamy, aż w końcu wpadamy na Lavender – tu dziewczyna skrzywiła się nieznacznie. – Seamus chciał jej uciec, a jedynym miejscem, gdzie mogliśmy się ukryć, był składzik. Myślałam, co mam zrobić i w końcu go pocałowałam... Chciałam go uratować, odważna Gryfonka ze mnie, co? - mruknęła żałośnie. - Do składziku wpadła Lavender, nawrzeszczała, zwyzywała mnie... od najgorszych. A co najlepsze? Powiedziała, że zapomina o wszystkim i chciała, by Seamus odszedł z nią.
- A on?
- Powiedział, że jej nie kocha i żeby dała mu święty spokój. Mam przeczucie, że Lavender odebrała to tak, że Seamus i ja no wiesz... jesteśmy parą.
Drzwi raptownie otworzyły się i wparowała Lavender. Zatrzymała się na moment, spojrzała chłodno na pannę Granger, wzięła kosmetyczkę i wyszła z pokoju, zaszczycając ją jeszcze jednym lodowatym spojrzeniem. Gdy tylko zostały same, pierwsza odezwała się Ginny.
- Idź z nim porozmawiaj. Musicie przecież to wyjaśnić.
- Jutro...
- Nie jutro, teraz. Hermiono, nawarzyłaś piwa, to musisz je teraz wypić – dodała poważnym tonem, rudowłosa.
- Mugolskie przysłowie?
- Nie zmieniaj tematu.
Hermiona zeszła razem z Ginny do Pokoju Wspólnego. Weasley, oddaliła się, siadając przy rozpalonym kominku, a Hermiona rozejrzała się wokół. Miała dziwne przeczucie, że Gryfoni posyłali jej krótkie, pełne ciekawości spojrzenia. Przełknęła gulę w gardle, czując nieprzyjemny ścisk w żołądku. Zauważyła go. Siedział wraz z Deanem i Neville'em, obserwując ich grę w szachy. Wyprostowała łopatki, wzięła głęboki wdech i podeszła do nich.
- Seamus, mogę cię prosić na słówko?
- Hermiona - podniósł głowę. – Pewnie. Chodź, tam jest wolna kanapa.
Gdy tylko przeszli przez Pokój Wspólny, po salonie przeszły pomruki. Usiadła, starając się nie zwracać uwagi na rozgadanych Gryfonów. Złapała za poduszkę, mocno ją przyciskając do brzucha, łudząc się, że pomoże jej to opanować stres. Seamus popatrzył na nią.
- Jak tam? - wypaliła, nie wiedząc, jak zacząć taką rozmowę. Przenigdy nie była w takiej sytuacji i czuła, że to, co właśnie ma miejsce, jest jednym wielkim absurdem.
- Dobrze. A u ciebie?
- N-no… - zająkała się. - Muszę coś ci powiedzieć, Seamus.
- Tak?
- To, co wydarzyło się w składziku, nie powinno mieć nigdy miejsca. Przepraszam, że cię pocałowałam. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. W tamtej chwili myślałam, że będzie to najlepsze rozwiązanie, aby uchronić cię przed Lavender.
- Też o tym myślałem. Wiesz, to było naprawdę miłe... - Hermiona pobladła, czując jakby ktoś, dosypał jej do żołądka woreczek z lodem. – Jestem wdzięczny, że próbowałaś mnie uratować przed Lavender. W sumie to był nasz pierwszy i ostatni raz, co?
- Dokładnie... - a kamień ważący z tonę, spadł jej z serca.
- Seamus! - krzyknął Dean przez cały Pokój Wspólny. – Teraz twoja kolej, chodź.
- Och... - spojrzał na Hermionę. - Obiecaj mi, że nie będziesz się zamartwiać Brown. Dobrze?
- Dobrze.
Hermiona pozwoliła sobie odprowadzić go wzrokiem. Poczuła, jak kanapa obok niej się ugięła. Spojrzała na uśmiechniętą od ucha do ucha Ginny.
- Strach ma wielkie oczy.
- Ale jak…? – co za małpa, wszystko podsłuchiwała. - Kolejne mugolskie przysłowie?
- Być może – zaśmiała się perliście.