sobota, 25 maja 2013

Rozdział 23

    Hermiona siedziała na łóżku z nietęgą miną, gdzie ostry ból głowy czy kłucie w klatce piersiowej, nie zwiastowały niczego dobrego. Pielęgniarka krzątała się nieopodal dziewczyny odpinając jej kroplówkę, zmieniając bandaż na głowie czy podając całą serie  eliksirów regenerujących i przeciwbólowych.

    - Smakuje paskudnie – skrzywiła się pijąc trzecią fiolkę zielonej mazi.
    - Ma leczyć, a nie smakować – mruknęła pielęgniarka kręcąc głową.
    - Ile już tu leżę? Czuje się jakbym wyspała się za wszystkie czasy – powiedziała opadając na poduszkę, którą chwile wcześniej poprawiła jej pielęgniarka.
    - Ponad dobę moja droga. Nie wyglądałaś za dobrze, oj nie – pokręciła głową -  Niemniej jednak... profesor Snape, był tu cały czas.
    - Profesor Snape był tu ze mną? - powtórzyła powoli, upewniając się czy to przypadkiem się jej nie przesłyszało.
    - Oczywiście moje dziecko, Severus cały czas siedział przy tobie. Dopiero nad ranem wrócił do siebie. Tak między nami – szepnęła podchodząc bliżej do łóżka pacjentki – Niezły z niego drań czasami, jednak ma dobre serce, a ty byłaś tego przykładem.
    - Profesor Snape człowiek zagadka – powiedziała z lekkim uśmiechem.
    - Żebyś wiedziała moja droga, a na razie leż i odpoczywaj, bo może jeszcze dziś wieczorem wyjdziesz.
    - Tyle mam zaległości...
    - Nadrobisz i wypisze ci na jutro zwolnienie, lepiej byś poleżała w spokoju. No nic panno Granger, później do ciebie zajrzę – powiedziała, po czym oddaliła się w stronę swojego gabinetu, uśmiechając się ciepło.

    Hermiona spojrzała na okno, a przez jej umysł przebiegła myśl, że powinna podziękować profesorowi, że był przy niej. Ciężko było się jej przyznać samej przed sobą, ale poczuła wypieki na policzkach, kiedy wyobraziła sobie Snapea siedzącego przez całą noc przy jej łóżku. 

                                                                                  ***


    - Wstałaś śpiochu – zaśmiała się Ginny kładąc na stolik pełno słodkości ze sklepu Zonka. - Jak się czujesz? - spytała ostrożnie przytulając przyjaciółkę.
    - Jakby usiadł na mnie Hipogryf – uśmiechnęła się słabo.
    - Z wiekiem żarty zaczynają ci wychodzić – powiedział z łobuzerskim uśmiechem Harry.
    - Uczy się od zawodowców – odpowiedział Ron.
    - Taa... od was na pewno – stwierdziła złośliwe Ginny, obserwując jawne oburzenie na twarzy chłopaków.
    - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to wychodzę dziś wieczorem – rzekła uradowana Hermiona – Przyjdziecie po mnie?
    - No pewnie, Mionka – odpowiedział Harry. - Byliśmy wczoraj u ciebie ale wiesz – kiwnął konspiracyjnie głową w stronę gabinetu pielęgniarki – Ktoś nas nie chciał wpuścić.
    - Tylko jedna osoba była – zaczął Ron, ale Hermiona chciała mu przerwać i powiedzieć, że wie o Mistrzu Eliksirów, nim ktoś ją wyprzedził.
    - Ja byłem – Seamus pojawił się znikąd; na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, ukazując szereg białych ząbków.
    - Oooo – zacmokała Ginny puszczając w stronę dziewczyny oczko – Wychodzimy chłopaki, musimy zostawić zakochanych samych.
    - Na razie Mionka – rzucili chórem, a chwile po tym nie było już po nich śladu.
    - Mam coś dla ciebie – Seasmus wyciągnął za pleców malutki bukiecik kwiatów – Proszę.
    - Są śliczne – musnęła chłopaka delikatnie w policzek – Dziękuje.
    - Jak się czujesz? - zapytał przysuwając sobie krzesło.
    - Wiesz co – westchnęła ciężko – Niby dobrze, ale jednak czuje jak wszystko mnie boli.
    - Nie dziwie się, mocno walnęłaś. Właściwie to dobrze, że jesteśmy sami Hermiono. Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać... - powiedział spokojnie chwytając jej dłoń.
    - O czym? - spojrzała na ich splecione palce, a potem przeniosła spojrzenie na oczy chłopaka.
    - O nas – o cholera, pomyślała.
    - No to słucham – chrząknęła nerwowo.
    - Nie masz pojęcia jak ciężko było namówić panią Pomfrey, by mnie wpuściła. Widząc ciebie, poczułem jak momentalnie robi mi się słabo... byłaś cała blada, usta miałaś sine, wręcz fioletowe. Chciałem tylko byś otworzyła oczy i żeby wszystko było dobrze, tylko tego pragnąłem.
    - Ej spokojnie, jest już w porządku – uśmiechnęła się ciepło w stronę chłopaka.
    - Jesteś dla mnie ważna Hermiono... - powiedział prawie szeptem.
    - Seamus ale my przecież...
    - Udajemy. Wiem o tym, cały czas o tym myślę – pokręcił głową – Jesteś dla mnie cholernie ważna - jak  przyjaciółka której nigdy nie miałem. Wtedy jak leżałaś u Snapea w klasie, to przez moment myślałem, że nie żyjesz... - powiedział nieco ciszej.
    - Oh Seamus – przygarnęła chłopaka do siebie, delikatnie przytulając. - Zawsze będę twoją przyjaciółką. Co jak co, ale mnie się nie pozbędziesz – zaśmiała się delikatnie - Co z Nevillem?
    - Jest chodzącym kłębkiem nerwów – mruknął posępnie.
    - Porozmawiam z nim jak tylko wyjdę.
   
   
                                                                                 ***


    Ginny krzątała się przy łóżku Hermiony, pakując do małej torebki eliksiry przekazane przez pielęgniarkę. Brązowowłosa obserwowała jak włosy koloru marchewki jej przyjaciółki z każdym ruchem delikatnie opadały na smukłe ramiona.  Jeszcze chwile temu Madame Pomfrey, podała dziewczynie kolejną dawkę paskudnie smakujących eliksirów, po których nieznośne kłucie w klatce piersiowej stopniowo zaczęło zanikać.

    - Zabrałam z twojego pokoju dresy – oznajmiła Ginny wyrywając dziewczynę z transu. Hermiona kiwnęła akceptująco głową i po chwili pozbyła się szpitalnej piżamy w granatowe groszki.
    - A gdzie są chłopaki?  - zapytała składając piżamę.
    - W poczekalni. No nic – rozejrzała się wokół – Chyba wszystko zabrałyśmy.
    - Dziewczęta, poczekajcie na momencik – zjawiła się przy nich Madame Pomfrey. - Panno Granger, masz wszelkie potrzebne eliksiry, ale na dniach wszystko powinno wrócić do normy. Gdyby jednak coś było nie tak przyjdź do mnie, albo wyślij nawet pannę Weasley. Wszystko jasne? - dodała uśmiechając się ciepło.
    - Oczywiście, dziękuje za opiekę.
    - Dobra dziewczyny, uciekajcie stąd – zaśmiała się lekko – Życzę dużo zdrowia, panno Granger.
    - Dziękuję, do widzenia – i wyszły ze Skrzydła Szpitalnego, a tam, Hermiona została porwana do silnego uścisku przez Seamusa, Harry'ego i Rona.
    - Zostawmy zakochanych samych – mruknął Harry, sugestywnie unosząc brwi, po czym dołączył do Ginny i Ronalda na przodzie.
    - Jak się czujesz? - zapytał Seamus podając dziewczynie ramię, które z chęcią przyjęła.
    - Marze o tym by usiąść przy kominku – rozmarzyła się – Nic więcej.
    - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – zaśmiał się chłopak. - Dean ucieszy się jak ciebie zobaczy. Zresztą jak my wszyscy!
    - Nie tak szybko, panie Finnigan – doleciał do nich zimny głos, powodujące nieprzyjemne dreszcze na całym ciele.
   
    Harry, Ron i Ginny chwile wcześniej zniknęli za zakrętem, co sprawiło, że Hermiona  z Seamusem odwrócili się za siebie, spoglądając w ciemne oczy profesora. Snape, jak to miał w zwyczaju stanął z założonymi rękoma, a na jego twarzy widniała maska obojętności. Hermiona przypominając sobie słowa pielęgniarki, poczuła jak na jej policzki wpływa ognisty róż, który starała się ukryć schylając nieco niżej głowę.
   
    - Pomfrey już cię wygoniła, panno Granger? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem.
    - Tak, wracam powoli do sił – odpowiedziała nie zważając na wcześniejszą odpowiedź mężczyzny – To miłe, że się pan martwi profesorze.
    - Błagam cię, Granger – prychnął głośno. - Nie mniej jednak, Pomfrey poprosiła mnie, bym zrobił dla ciebie maść na siniaki, które na pewno masz. Smaruj kilka razy dziennie, a za trzy, cztery dni powinny zniknąć.
    - Dziękuje – odebrała od mężczyzny średniej wielości metalowe pudełeczko,  spoglądając na niego nieśmiało.
    - A teraz... - powiedział to takim cichym i aksamitnym głosem, po których Hermiona poczuła dziwne trzepotanie skrzydeł motyli w brzuchu – Uciekać do pokoju.
    - Dobranoc, profesorze – rzucili równocześnie, jednak nie doczekali się odpowiedzi, albowiem Snape wyprzedził ich znikając za zakrętem.

   
***


    Hermiona wraz z Seamusem, dołączyli do przyjaciół dopiero w Pokoju Wspólnym. Większość osób na jej widok rzucało wesołe „Jak dobrze cię widzieć” czy „Witaj w domu”, na co dziewczyna unosiła dwa kciuki w górę, delikatnie się uśmiechając.

     Opadli na kanapę, a Hermiona skuliła się w kłębek kładąc głowę na kolanach Seamusa. Ginny zarzuciła przyjaciółce koc na ramiona i usiadła z powrotem, wtulając się w ramie Harryego.

    - Co tak długo? - zapytał Ron, poruszając sugestywnie brwiami.
    - No właśnie – dołączył się Harry, uśmiechając się porozumiewawczo do przyjaciela.
    - Snape nas zatrzymał – odpowiedział Seamus, ignorując spojrzenie chłopaków – Miał maść dla Hermiony.
    - To miłe z jego strony – rzuciła Ginny, puszczając mimo uszy prychnięcie swojego chłopaka.
    - Wiecie co, pójdę zajrzeć do Nevillea – Hermiona podniosła się, odkładając na bok koc.
   
    W Dormitorium chłopców, panna Granger od razu zauważyła siedzącego Nevillea, zachłannie czytającego podręcznik do zielarstwa. Brunet była tak pochłonięty swoim zajęciem, że nie zauważył tego, kiedy dziewczyna usiadła na brzegu jego łóżka uśmiechając się ciepło.

    - O czym czytasz?
    - Hermiona! - odrzucił książkę na bok przytulając nieśmiało dziewczynę. - Jak się czujesz?
    - Jest w porządku – posłała brunetowi ciepły uśmiech. - Wracam do żywych – dodała nieco radośniej, widząc zmartwioną minę chłopaka – Neville... nie obarczaj się winą.
    - No ale to przeze mnie wszystko – mruknął przygaszony.
    - Daj spokój, to spotkać mogło każdego, nawet ja mogłam wysadzić kociołek, czy profesor Snape. Nikt nie jest nieomylny.
    - Ale Hermiono...
    - Neville – ścisnęła chłopaka za dłoń, uśmiechając się – Nie mam ci tego za złe.
    - Jesteś chodzącym aniołem, Hermiono! - stwierdził poważnym tonem brunet.
   
  
  ***


    Osuszyła kropelki wody ręczniki i przetarła dłonią zaparowane lustro, zerkając na swoje odbicie; rozcięta warga, jak trup blada twarz, fioletowe kółeczko nad lewym okiem, a także wiele innych - mniejszych czy większych siniaków na całym ciele. Hermiona chwyciła z półki metalowe pudełko z maścią, a kiedy przekręciła je, ze środka wypadła zgiętą w pół mała karteczka.

    - Jutro o 20, w moim gabinecie... - przeczytała na głos.

    Przez cały czas, kiedy smarowała siniaki maścią koloru brudnej zieleni, w głowie miała setkę pytań - począwszy od tego, dlaczego miała stawić się w gabinecie Snapea, a kończąc na tym, co było powodem, że spędził z nią całą noc w Skrzydle Szpitalnym. Co jak co, ale Snape nie spędzał nawet kilku godzin przy łóżkach Ślizgonów, gdy ulegli wypadkowi podczas meczu Quidditcha.

    - Przestań się rumienić, Hermiono! - skarciła się patrząc na swoje policzki w kolorze mocno dojrzałych wiśni.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie kochane ♥

Jest nowy rozdział. Podoba mi się początek a zakończenie... szkoda słów. Schrzaniłam to po prostu. Nie wiem dlaczego tak to wyszło. Zostanę na swoim zdaniu, że się staczam. Czekam na waszą krytykę.

Informacja o poszukiwaniu BETY nadal aktualna  :)

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 22

    Mężczyzna o kruczoczarnych włosach, oczach przypominającymi dno studni i haczykowatym nosie krążył wzdłuż korytarza na czwartym piętrze. Peleryna, z każdym krokiem powiewała tuż za nim. Ciężki materiał szaty, układał się na wzór skrzydeł nietoperza, co powodowało, że mężczyzna wyglądał niczym postać oblana nutką tajemnicy wprost z dreszczowca.

    Postronna osoba, która spoczęłaby na ławce przed Skrzydłem Szpitalnym i zaczęła obserwować tego czarodzieja, powiedziałaby zapewne, że mężczyzna zamartwia się. Jego zaciśnięte w wąską linie wargi , czy oczy pozbawione blasku, dawały złudny obraz, jakby był myślami setki mil stąd. Jednak Snape, nie myślał o niczym. No może, tylko o słowach Trelawney, czy nieprzytomnej dziewczynie leżącej za ścianą. Wracaj do lochów, Snape. Zaskrzeczał głos odpowiadający za ogólną niechęć do świata, jednak zaraz pojawił się rozum  machając ostrzegawczo palcem. Na twojej lekcji był wypadek, zachowaj się jak prawdziwy nauczyciel!

    Przystanął przy oknie i oparł się o parapet zaciskając mocno powieki. Jak na złość przed oczami ukazała mu się Granger, leżąca w kałuży krwi. Ten obraz sprawił, że poczuł dziwne szarpnięcie w okolicy serca. Natychmiastowo otworzył oczy, słysząc skrzypnięcie drzwi. Odwrócił głowę spotykając się ze spojrzeniem szkolnej pielęgniarki. Fartuszek Madam Pomfrey, który był zawsze śnieżnobiały, teraz był ubrudzony krwią. Kobieta odgarnęła kosmyk włosów i kiwnęła głowa w stronę nauczyciela eliksirów.


    - Jak z Granger? - zbliżył się do kobiety - Wyliże się z  tego?
    - Musisz bardziej pilnować swoich uczniów, Severusie.
    - Już mi nie mów, co mam robić – warknął pod nosem.
    - Nie przeginaj, Snape. Ciesz się, że od razu nie wezwałam Albusa! - wskazała na niego oskarżycielko palcem - Dziewczyna była ledwo żywa, a ty mi mówisz, że mam się nie wtrącać?
    - Mogę wejść? - puścił jej wywód mimo uszu.
    - Niewdzięcznik – mruknęła kierując się w stronę parawanu, za którym leżała nastolatka.  
    - Jakbyś nauczała takiej bandy bałwanów, to byś wiedziała, że to ich wina, nie moja- rzucił pod nosem, na co kobieta pokręciła głową, w akcie irytacji.    


    Madam Pomfrey odsłoniła biały parawan, za którym spostrzegł leżącą Granger. Pomfrey postarałaś się, podpowiedział jakiś wredny głosik w jego głowie, kiedy zdał sobie sprawę, że Gryfonka nie jest umazana krwią, a przebrana jest w jedną ze szpitalnych koszul w granatowe groszki. Na głowie miała ciasno umocowany mugolski bandaż, który tylko częściowo przysłaniał fioletowego siniaka. Przez moment poczuł nieprzyjemne dreszcze, oblewające całe jego ciało, kiedy zdał sobie sprawę, że Granger wygląda jakby była w kostnicy. Jej nienaturalnie blada skóra, zlewała się z kolorem poduszki, a jej usta przybrały odcień brudnego fioletu. Odgarnął czym prędzej tą myśl od siebie, czując szarpnięcie w lewe ramie.

    - Słuchasz mnie?
    - Możesz powtórzyć?
    - Mówiłam Severusie, że podałam dziewczynie Eliksir Usypiający i Przeciwbólowy.
    - Widzę, że jej stan nie jest ciekawy.
    - Och tak... Nie wiedziałam w co ręce najpierw włożyć.
    - Nie trzeba było mnie wyganiać - powiedział ostro.
    - Snape – mruknęła ostrzegawczo - Uświadomię cię, że to ja jestem pielęgniarką. Stan panny Granger nie jest zbyt dobry, ale mógł być gorszy. Dziękujmy Merlinowi, że z tego wyjdzie.
    - To kiedy będzie wolna? Ominą ją lekcje...
    - Hola hola... Dziewczyna ledwo żyje, a ty się martwisz o lekcje? Lepiej pomyśl o jej zdrowiu!
    - W taki razie tu zostaję - powiedział stanowczo i przystawił sobie krzesło.
    - Nie ma mowy – złapała za oparcie krzesła zanim mężczyzna zdążył usiąść. Snape, posłał jej długie, piorunujące spojrzenie – Jesteś cały od krwi. Idź się przebierz – dopiero po tych słowach zdał sobie sprawę, że na rękach i szacie ma zaschniętą krew.
    - Jeszcze tu wrócę - zawołał wychodząc ze Skrzydła Szpitalnego.

    ***

    Po orzeźwiającym chłodnym prysznicu, założonych czystych szatach i żołądkiem zapełnionym kubkiem mocnej czarnej kawy, Snape wdrapał się na czwarte piętro. Wychodząc z zakrętu do jego głowy przyszła tylko jedna myśl: banda skretyniałych bałwanów, kiedy zobaczył Pottera, rudowłosych Weasleyów, Finnigana i współwinnego całemu zajściu Longbottoma.

    - Ale dlaczego? - dopytywała się rudowłosa dziewczyna.
    - Powiedziałam, że nie możecie do niej wejść, panna Granger musi teraz odpoczywać.
    - Będziemy bardzo cicho, nawet pani nie zauważy, że tam jesteśmy - powiedział błagalnym tonem Finnigan.  - T-To jest moja dziewczyna... Ona tam leży, a ja nie mogę jej nawet zobaczyć!
    - Nie musimy wszyscy wschodzić, niech tylko wejdzie Seamus. Chociaż na te pięć minut, pani Pomfrey, proszę... - odezwał się chłopiec z blizną na czole.
    - Panie Potter – cała piątka usłyszała za sobą cichy, lecz spokojny głos nauczyciela eliksirów, który ich zdaniem wyrósł spod ziemi. - Cóż to za poświęcenie wywalczyć miejsce, aby pan Finnigan wszedł zamiast pana. Zaskakujące.
    - Severusie ja muszę wracać na salę, a ty zajmij się tymi dziećmi. - na te słowa Snape zaklął w myśli, a Gryfoni prychnęli. - Panie Finnigan proszę za mną, ale tylko pięć minut i ani chwili dłużej.

    Pielęgniarka zniknęła za drzwiami z Finniganem, a Snape zmroził spojrzeniem pozostałych Gryfonów. Dłużej zatrzymał swój wzrok na brunecie, który próbował ukryć się w jakikolwiek sposób i patrzeć wszędzie, tylko nie w stronę nauczyciela.

    - Panie Longbottom, zrujnował mi pan klasę, razem z panną Granger – rzucił cicho Snape.
    - Przepraszam panie profesorze.
    - Z racji tego, że twoja koleżanka chwilowo nie może opuścić Skrzydła Szpitalnego, sam posprzątasz to, co oboje narobiliście.
    - Dobrze...
    - Może sam, dupek jeden – mruknął pod nosem rudowłosy chłopak. Snape automatycznie odwrócił głowę spoglądając na Weasleya.
    - Czyli żegnamy się z pucharem domu, pannie Weasley? Dziesięć punktów od Gryffindoru - powiedział z wyczuwalną ekscytacją w głosie.
    - Ron, lepiej się już nie odzywaj. - odezwała się rudowłosa dziewczyna zakładając buntowniczo ręce pod biustem, widząc, że jej brat otwiera usta, by coś odpowiedzieć.
    - Jedna rozsądna w tym towarzystwie. Panie Longbottom – odwrócił się w stronę bruneta - Pójdzie pan teraz do pana Filcha po wiadro z wodą i wyczyści pan klasę. Och... zapomniałbym... - powiedział takim tonem, co oznaczać mogło: Masz przechlapane. -  Proszę przekazać woźnemu, że będzie się pan z nim spotykał przez cały tydzień, każdego wieczoru na szlabanie, co więcej proszę sobie przypomnieć cały materiał od początku roku. Zrozumiałeś chłopcze?
    - Tak  panie profesorze.

    W tym samym momencie, ze Skrzydła Szpitalnego szybkim krokiem wyszedł Seamus Finnigan, kierując się w stronę schodów. Wcisnął dłonie w kieszenie spodni i z zaciśniętymi wargami szedł przed siebie, nie obracając się nawet na wołanie przyjaciół. Panna Weasley mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i automatycznie puściła się biegiem w stronę  chłopaka, a pozostała trójka poszła w jej ślady. Snape, obrzucił Pottera znikającego za zakrętem chłodnym spojrzeniem i wszedł do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka podłączała właśnie dziewczynie mugolską kroplówkę. Kiedy skończyła, kiwnęła głową w stronę młodszego czarodzieja i odeszła do swojego gabinetu.

    Severus chwycił krzesło, które stało przy łóżku dziewczyny i usiadł na nim wyciągając nogi przed siebie. Pstryknął palcami, a biały parawan zafalował otaczając go  dokoła. Założył ręce za siebie i spojrzał na dziewczynę. Nie podobało mu się to, że wystarczyła chwila w jej obecności, a on czuł jak całe napięcie uchodzi z niego. Panna Melisa Granger, zaskrzeczał jakiś głosik w jego głowie, a on mimowolnie się uśmiechnął.

    Uchylił dłonią biały materiał parawanu i ujrzał Madame Pomfrey pochylającą się nad stertą dokumentów. Przysunął krzesło troszkę bliżej łóżka dziewczyny i spojrzał na jej przymknięte powieki. Jego wzrok zsunął się na mały piegowaty nosek i usta przybierające swój naturalny malinowy kolor.
   
    - Jesteś całkiem znośna panno Granger, kiedy nic nie mówisz – jego spokojny głos przeszył panującą w sali ciszę. 

    Nie wiedział kiedy, położył swoją dłoń na policzku dziewczyny, a sam przymknął ciążące powieki. Jakieś dziwne coś, zaczęło tańczyć sambę w okolicy jego sera. Bardziej skupiając się na tym, poczuł jak przez jego ciało przechodzą dreszcze.  Bardzo przyjemne dreszcze, powodujące dwukrotnie szybsze bicie serca. Snape otworzył oczy czując jak jego policzki płoną purpurą. W tym momencie poczuł się jak nastolatka z nabuzowaną dawką hormonów, nie mógł zrobić nic innego jak podejść do okna i wpuścić trochę chłodnego powietrza. Czując, że trzeźwieje z tego dziwnego stanu, ponownie usiadł na krześle sprawdzając dla pewności wierzchem dłoni, czy jego policzki nie płoną.

    - Widzisz co narobiłaś? - mruknął zabierając dłoń ze swojego policzka. Jego głos nie był oschły czy chłodny, a wręcz przeciwnie – był spokojny i delikatny. 

    Snape rzucił okiem na zegarek, uwieszony ciasno na lewym nadgarstku. Za kwadrans miał rozpocząć ostatnie zajęcia z Puchonami tego dnia. Ostrożnie odstawił krzesło, rzucił okiem na pannę Granger, po czym przybrał maskę wrednego dupka opuszczając Skrzydło Szpitalne.

***


    Severus wrócił tu dopiero po obiedzie. Spędził tak całe popołudnie wraz z wieczorem, pośród szarych ścian Skrzydła Szpitalnego, a natrętny głosik w jego głowie wciąż domagał się uwagi wiercąc się nieznośnie i machając irytująco rękoma; Po co tak tu siedzisz Snape? No po jaką cholerę? Przecież to Granger - irytująca jak mało kto, przemądrzała Gryfonka!

    - Oh przymknij się w końcu – warknął kręcąc głową.
    - Słucham? - poskoczył na krześle, łapiąc jednocześnie za różdżkę. - Nie waż się nawet.
    - Poppy, co mnie straszysz? - rzucił oskarżycielko, odkładając magiczny patyk na stolik.
    - Jesteś zmęczony, idź się połóż w końcu – powiedziała, zmieniając kroplówkę dziewczynie.
    - W sumie... jest tu dużo łóżek – na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek, za co Pomfrey zgromiła go spojrzeniem.
    - Nie myśl o tym nawet, to łóżka dla pacjentów.
    - Kobiety...
    - Słyszałam Severusie – krzyknęła Pomfrey oddalając się do swojego gabinetu.
    - I miałaś słyszeć – mruknął pod nosem.
   
    Przywołał do siebie poduszkę, leżącą na wolnym łóżku w sali i wcisnął sobie ją pod kark. Uśmiechnął się zadowolony, wygodniej układając głowę na pościeli. Jego spojrzenie zawędrowało do brunetki, a te dreszcze, które znów oblały jego ciało, zaczęły stawać się irytujące. A może właśnie przyjemne, hm? Zaskrzeczał jakiś głosik w jego głowie.

    - Severusie – pielęgniarka delikatnie dotknęła jego ramienia, a mężczyzna po chwili zdał sobie sprawę z obecności starszej czarownicy – Czarna herbata.
    - Z cukrem? - chwycił gorący kubek, uważne wpatrując się w ciemną tafle płynu.
    - Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się lekko – Wstrętna, gorzka, czarna herbata.
    - Wyśmienicie! Moja ulubiona, dziękuję – Pomfrey kiwnęła głową, poprawiła poduszkę pannie Granger i oddaliła się do swojego gabinetu.
   
    Godziny mijały, jedna za drugą. Snape nie spostrzegł, że słońce leniwie wznosiło się w górę na tle pomarańczowego nieba. Rzucił okiem na zegarek, a smukłe wskazówki, dały znać, że powoli zbliża się szósta nad ranem. Snape, momentalnie wstał na równe nogi i przetarł twarz. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak strasznie jest zmęczony. Nie wiedząc co robi pochylił się nad dziewczyną, a jego usta musnęły czoło dziewczyny. Do jego nozdrzy doleciał zapach Gryfonki, przez co ponownie poczuł dziwne szarpnięcie w okolicy serca. Stanął obok łóżka panny Granger i przyrzekł sobie, że więcej nic takiego nie będzie miało miejsca. Nie może pozwolić sobie, by jakaś przemądrzała uczennica mieszała mu w głowie. Nie jemu...



- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie kochane ♥

Rozdział dedykuję:
Frozen - Za wykonanie cudownego szablonu  ;**  Teraz mój blog ma ręce i nogi  ♥
Pani Detektyw Esther - Za pomoc we wstawieniu szablonu. Ehh... powtarzam i będę się powtarzać. Dla mnie to czarna magia  ;D

Czekałyście długo na rozdział. Przepraszam. Miałam ogromne problemy by cokolwiek napisać. Już nie mówię, o moim życiu prywatnym, które jest w opłakanym stanie... Kurde, no...! I znowu się wyżalam. Dobra wracam na właściwą drogę... Jak pisałam wyżej miałam problemy z tym rozdziałem. Wzięłam kartkę i długopis. I nic. Kartka była pusta. Nie spałam po nocach bo dręczyło mnie to, że nic dla Was nie mam. Do szkoły chodziłam nie wyspana... Wkurzyłam się i ponownie zasiadłam przed biurkiem. I coś mnie olśniło i pisałam wiele scenariuszy tego rozdziału. Wszystkie były okropne! Ale coś udało mi się naskrobać i chyba ma sens. Jeśli Was kolejny raz rozczarowałam to bardzo przepraszam. Ostatnio staczam się... 

Informacja!  Poszukuję BETY. Robię to dla Was i siebie. Rozumiem Was, że ciężko czyta się opowiadanie gdzie wciąż są błędy czy literówki. Ja potrzebuję pomocy. Może wśród moich czytelników jest Beta, a ja o tym nie wiem.  Jeśli jest któraś chętna to proszę o kontakt pod rozdziałem lub na GG (nr - 32599111) Będę bardzo wdzięczna  ;**