poniedziałek, 6 grudnia 2021

Rozdział 66

 

Nic już nie było tak spokojne i pewne co kiedyś. Wiara, która towarzyszyła każdemu czarodziejowi stąpającemu po dobrej stronie, legła w gruzach, osuwając się ze stabilnego muru. Obraz ulicy Pokątnej ukazał falę zniszczeń, która przetoczyła się tam zeszłej nocy. Słońce leniwie wzniosło się w górę, przez co mieszkańcy mogli ujrzeć na chodnikach kawałki szkieł, oraz fragmenty elewacji. Niebezpieczne pęknięcia w budynkach, po serii eksplozji skutkowało natychmiastowym opuszczenie ich przez kilkudziesięciu mieszkańców. Co niektórzy z czarodziei stali na chodnikach tępo wpatrując się w aurorów zakrywających białymi płachtami martwych ciał ich sąsiadów. Krew drastycznie odcinała się na tle śnieżnobiałego puchu, powodując wciąż roznoszący się szloch na ulicy Pokątnej.


Po mugolskiej stronie również nie było spokojnie. Most Millenium Bridge został zablokowany przez funkcjonariuszy, odgradzając go z każdej ze stron taśmami. Od poprzedniego wieczoru koczowali tam dziennikarze relacjonujący wydarzenia o rzekomym ataku terrorystycznym na Londyn, co spowodowało panikę wśród mieszkańców. Premier mugoli, jak i Minister Magii doskonale wiedzieli, kto stał za wczorajszym atakiem, a dziennikarskie spekulacje o rzekomym ataku, wcale nie ułatwiały im uspokojenia rozdrażnionego narodu.


Szpital św. Munga stał się symbolem wczorajszego ataku. Tak jak przez wszystkie lata nikt nie śmiał zaatakować ostoi medycznego świata, tak teraz wszyscy jak jeden mąż zszokowani byli tym, co się wydarzyło. Już w środku nocy rozpoczęto pracę nad odbudową, by jak najszybciej móc uruchomić ponownie Oddział Wypadków Przedmiotowych i Urazów Magizoologicznych, które zostały dotknięte atakiem śmierciożerców.


Wśród smutku i rozpaczy, rozdrażnienia bezradnością znalazł się czarodziej, który był w iście cudownym nastroju. Lord Voldemort z dziką radością spoglądał na zakneblowanego Ollivandera u boku, z którym zjawił się chwilę wcześniej Severus w progu Malfoy Manor. Wokół stóp Voldemorta pełzała Nagini, równie mocno podekscytowana co jej pan, sycząc co chwila nieprzyjemnie.


- Idealnie wykonana misja – rzekł czarnoksiężnik, zanim zniknął w murach Malfoy Manor. - Nie zawiodłeś mnie. Zostaniesz odpowiednio nagrodzony.


Snape wraz z Torres obserwowali w ciszy, jak Czarny Pan znika z Garrickiem, nieludzko śmiejąc się bezlitośnie pod nosem. Nie czekając na Arianę odwrócił się na pięcie oddalając się do granicy Malfoy Manor. Kiedy ją przekroczył, wciągnął głęboko powietrze do płuc, wpatrując się w ciemne niebo. Tak wiele myśli kłębiło się w jego głowie, marzył jedynie by wrócić do lochów i choć na moment usiąść w fotelu ze szklaneczką Ognistej Whisky, móc odciąć się od wszystkiego i wszystkich, otoczyć się z każdej ze tron wysokim murem. Wyczuł nieśmiały dotyk na swojej dłoni, lekki ścisk, a potem oboje poczuli szarpnięcie w okolicy pępka.


Wylądowali na błoniach Hogwartu i dopiero w tym momencie Snape odważył się spojrzeć w oczy Torres. Widział, jak walczy ze sobą, jak stara się odgonić od siebie demony dzisiejszego wieczoru. Uciekała wzrokiem, widząc, że on usilnie się w nią wpatruje. Jego spojrzenie było natarczywe, lecz jednocześnie pozwoliła mu na to, wiedząc, że tylko on jest w stanie jej pomóc.


- Czy coś mogło się jej stać? - przerwała ciszę pomiędzy nimi.


Doskonale wiedział, że miała na myśli Szpital św. Munga i McGonagall tam przebywającą. To on kierował nad misją dzisiejszego wieczoru. Nie tylko jeśli chodziło o porwanie Ollivandera, ale również atak na Londyn czy Szpital św. Munga. Wiedział, że gdyby tylko stało się coś kobiecie, ona by mu nie wybaczyła. A Ariana była dla niego tak ważna, że nawet nie myślał, by choć na moment mógłby stracić jej zaufanie. Zrobił wszystko, aby cele ataku nakazane przez Voldemorta zostały, jak najbardziej przez niego zmienione, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń czarnoksiężnika. Pierwotny plan Czarnego Pana zakładał zaatakowanie wszystkich pięter szpitala, jednak Snape podsunął mu inny pomysł, zmieniając całą koncepcję. Skupili się na zniszczeniu parteru i pierwszego piętra, które, jak dowiedział się Snape, nie były zbytnio oblegane w porównaniu do innych, znajdujących się tam oddziałów. Nie wybaczyłby sobie, gdyby pozwolił do zaatakowania drugiego piętra, gdzie znajdował się Oddział Zakażeń Magicznych. Gdzie znajdowała się ona.


Voldemort machnął jedynie dłonią, oddając całą władzę wieczoru Severusowi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Czarny Pan był jedynie pochłonięty wizją porwania Ollivandera, a zniszczenie wszystkich pięter szpitala, czy tylko dwóch, nie miało już dla niego znaczenia.


- Zapewniam cię, że nic jej nie jest.

- Severusie – pokręciła głową w bezradności. - Jeśli coś się jej stało… jeśli...

- Posłuchaj mnie – chwycił ją za dłoń, nakazując, by spojrzała na niego. Jej oczy świdrowały go tak mocno, jakby miał do czynienia z jej starszą wersją. - Zadbałem o wszystko. Twojej matce nie spadł włos z głowy.

- Muszę ją zobaczyć, muszę być pewna.

- Jesteś uparta jak ona – prychnął pod nosem. - Posłuchaj mnie uważnie. Jeśli chcesz sprawdzić, czy wszystko jest dobrze, zrób to teraz. Z każdą minutą może być coraz więcej aurorów i wstęp tam będzie dość trudny. Jednakże… - ściszył głos. - Wierzę, że twoje umiejętności magiczne pozwolą ci na przedostanie się tam niezauważoną.

W końcu to była Ariana, córka jednej z najpotężniejszych i najzdolniejszych czarownic, jakie znał. Uśmiechnęła się do niego z tajemniczym błyskiem w oku, a w następnych paru chwilach nie było już po niej śladu. Teleportowała się wprost pod Szpital św. Munga, a Snape jeszcze przez chwilę wpatrywał się w udeptany śnieg, gdzie stała niedawno kobieta. Wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza i skierował się do zamku, mieniącego się na tle rozgwieżdżonego nieba.


***


Siedziała niczym na szpilkach, oczekując końca zajęć. Cały dzień ciągnął się w nieskończoność, a Hermiona jedynie pragnęła, by znaleźć się w lochach, móc upewnić się, że naprawdę nic mu nie jest, że wrócił cały i zdrowy. Gdy tylko dzwonek obwieścił zakończenie lekcji, chwyciła swoją torbę i udała się biegiem wprost do swoich komnat pod bacznym spojrzeniem Harry’ego i Rona. Rzuciła swoją torbę pod sofę, gdzie spokojnie drzemał Krzywołap i chwyciła garść proszku fiuu, wypowiadając głośno i wyraźnie, gdzie chce się udać.


Wyskoczyła z kominka, rozglądając się po salonie. Nie było go tam. Nie siedział w swoim fotelu, jak miał w zwyczaju robić, zagłębiając się w ciekawej lekturze. Nie zastała go również w sypialni z głową przyklejoną do poduszki, ani w kuchni opierając się o blat kuchenny z kubkiem czarnej kawy w dłoni. Sprawdziła gabinet, ale powitała ją pustka, jak we wcześniejszych sprawdzonych pomieszczeniach. Wracając do salonu, uchwyciła wylewające się mdłe światło prowadzące do pracowni Severusa. Pchnęła drzwi, stając w progu.


Był tam. Świece rozstawione w pracowni dawały przyjemny półmrok pomieszczeniu. Blask świec podkreślał ostre rysy jego twarzy, gdy pochylał się nad kociołkiem, mieszając w skupieniu, bulgoczącą ciesz. Nie podniósł na nią wzroku, ale wiedziała, że wyczuł jej obecność, w końcu od kilku minut błądziła po jego komnatach, otwierając to jedne, to drugie drzwi poszukując go. Usiadła na wolnym krześle po drugiej stronie blatu, obserwując w skupieniu, każdy jego ruch. Jego smukłe palce powoli i ostrożnie poruszały chochlą w kociołku. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a ciemne oczy miał utkwione, w bulgoczącej cieszy, nie posyłając w jej stronę ani krótkiego spojrzenia. Próbowała odczytać ze składników wyłożonych na blacie, jaki eliksir tworzy. Nigdy nie widziała takiego doboru dość rzadkich i trudno dostępnych składników, a nieprzyjemny, nieco duszący zapach unoszący się z kociołka niczego jej nie ułatwił. Podniosła się lekko ze stołka, chcąc rzucić okiem na pergamin, który był skrupulatnie zapisany jego notatkami, jednak ten, jakby wyczuł jej krok i zwinnym ruchem położył dłoń na kartce, oddalając go od wścibskiego spojrzenia panny Granger, która musiała zbesztać się w myślach za brać powściągliwości i taktu. Gdyby tylko spojrzała na niego, mogłaby zauważyć, jak wywraca w charakterystyczny dla niego sposób oczy.


- Zaczekaj na mnie w salonie.

Jak powiedział, tak zrobiła. Wyszła bez słowa, zostawiając go samego. Usiadła na sofie, którą oboje zazwyczaj zajmowali. Nie wiedziała, ile minęło czasu, zanim się pojawił. Może było to kwadrans, lub pół godziny, nim ponownie ujrzała jego twarz. Rzucił na fotel wierzchnią szatę, podwijając rękawy czarnej koszuli do łokci. Z barku wyciągnął Ognistą Whisky, nalewając ją do szklaneczki, by po chwili opróżnić ją jednym, wielkim chlustem. Nalał kolejną porcję, siadając obok niej na kanapie. Nie spojrzał na nią, zawiesił wzrok na kominku, a jego zaciśnięta szczęka i niebezpiecznie drżąca żyłka na skroni nie zapowiadała się dobrze.


- Nic ci nie jest? - zapytała ostrożnie, chwytając go za zimną dłoń. Kciukiem pogładziła nieco przesuszoną skórę.

- Jak widać – odpowiedział nieco oschle, a Granger ściągnęła brwi, spoglądając na niego z ukosa. - Co tutaj robisz? - dopiero przeniósł na nią spojrzenie, które było nieco zimne, nawet jak na jej Severusa.

- Chciałam się upewnić, że nic ci nie jest, że jesteś cały...

- Jestem w jednym kawałku – odpowiedział nieco zdawkowo. Przełknęła wielką gulę w gardle, starając się być spokojna.

- Cieszę się, że nic ci nie jest – ścisnęła go mocniej za dłoń, zaglądając w ciemne oczy, szukając w nich tak dobrze znanego jej blasku.

- Oderwałaś mnie od pracy. Czy jest coś jeszcze zanim wrócę do pracowni? - jego ton był nieco oficjalny, kompletnie wyprany z jakichkolwiek emocji.

- Właściwie… - nagle przed oczami ukazał się jej Harry, a jej automatycznie przypomniała się ich ostatnia rozmowa -… to tak. Chcę cię o coś poprosić Severusie. To bardzo ważne.

- Teraz? - prychnął lekceważąco, a Granger spostrzegła, że pierwszy raz ich relacja wygląda tak chłodno. I gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, że czuje, jak w jakiś dziwny i pokręcony sposób zaczynają się od siebie oddalać, nieoczekiwanie poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Starała się tłumaczyć sobie, że wydarzenia poprzedniego wieczoru wpłynęły na niego tak, a nie inaczej, że kotłują się w nim wszelkie możliwe emocje.

- Chcę, byś stawił się za mną i wydał swoją aprobatę do tego bym, wstąpiła z Harrym i Ronem do Zakonu Feniksa.

- Zwariowałaś? – warknął, spoglądając na nią ostro. - Na nic nie wyrażę zgody. Nie wiem skąd tak głupi pomysł, przyszedł ci do głowy.

- Potrzebujecie nas…

- Was? - wypluł pogardliwie. - Kogo? Bandy dzieciaków, które nie potrafią czarować? Granger, błagam cię, miej odrobinę godności.

- Właśnie moja godność nakazuje mi być u twojego boku i innych członków Zakonu Feniksa.

- Nie wyrażam na nic zgody i nie próbuj podważyć mojego zdania – pochylił się nad nią, spoglądając na nią intensywnie. - Obiecaj mi.

- Niczego ci nie obiecuję Severusie – wstała niczym rozjuszona kotka. Obserwował każdy jej ruch, a jej włosy z upiętego koka, raczyły być dosłownie wszędzie, z każdym, jej najmniejszym ruchem. - Wstąpię do Zakonu czy tobie się to podoba, czy nie.

I wyszła z jego komnat, zostawiając go z szeroko otwartymi ustami. Miał tyle problemów na głowie i jeszcze zjawia się taka Granger, nakazując mu wstawienia się za nią. Prychnął pod nosem na jej idiotyczny pomysł. Uważał ją za dość inteligentną osobę, a to, co przed chwilą usłyszał, przekreśliło dosłownie wszystko. Nie sądził, że Granger będzie tak głupia, by z własnej woli chcieć wkroczyć w progi Zakonu Feniksa, wprost w ramiona śmierci.

Przelał resztki alkoholu do ust i wrócił do pracowni. Ściągnął jednym ruchem różdżki, zabezpieczenie chroniące bulgoczącą ciesz w kociołku. Był to moment, aby dodać ostatni składnik do eliksiru. Jeszcze dziś miał w planach oddać Albusowi miksturę, która, chociaż minimalnie spowolni rozpraszającą się klątwę w jego organizmie.


- Czego się dziwisz Snape – zakpił głosik w jego głowie. - Szaleje w niej czarnomagiczna cząstka, Granger jest w stanie zrobić wszystko, co niebezpieczne i niedozwolone – a Snape nie chciał zgodzić się z tym, chciał bronić ją od zła tego świata, chociaż wiedział, że stąpa po cienkim i kruchym lodzie.


***


Salon Nory został powiększony kilkukrotnie by pomieścić wszystkim członków Zakonu Feniksa. Ludzi było tyle, że Artur co chwila musiał wyczarowywać dodatkowe krzesła i fotele. Molly posłała w stronę salonu ogromną tacę z herbatą i filiżankami, a za nią lewitowała druga z ciastem i najróżniejszymi ciastkami, które oczywiście pierwszy skosztował Dumbledore, nie ukrywając swojego pohamowania słodyczami.


Snape siedział w kącie z ponurą miną, obserwując wszystkich zebranych. Kilkakrotnie odmówił już Molly skosztowania herbaty, gdzie za każdym razem podchodziła do niego z wesołym uśmiechem. Każdy wiedział, że to właśnie Molly próbuje wprowadzić nieco lekką i przyjazną atmosferę, a Snape nie pojmował skąd ta rudowłosa czerpie te pokłady opanowania i rodzinnego ciepła. Nie mógł jej zarzucić, że była tu nieliczną osobą, która przez swoje zachowanie, starała się jednocześnie uspokoić rozdrażnionych gości. Wszyscy doskonale wiedzieli, skąd wzięło się to spotkanie, a niepotrzebna panika nie była wskazana.


Cały czas czuł na sobie ciężkie spojrzenia. Nie ufali mu, nawet taka uśmiechnięta Molly, co jakiś czas posyłała w jego stronę nieco niepewne spojrzenie. Nie miał czego im się dziwić, głupcami byliby gdyby tylko pokładali w nim wszelkie nadzieje.


- Spokojnie, moi drodzy – odezwał się ponownie Dumbledore, gdy pomrukami przetaczało się co chwila te samo imię. - Jestem w stanie powierzyć swoje życie Severusowi, gdyby nie on nic byśmy nie wiedzieli o atakach. Dzięki jego raportowi...

- Jak możesz mu wierzyć Albusie? - odezwał się ktoś z tłumu, przerywając wypowiedź dyrektora. - Wciąż ta sama śpiewka!

- Jeśli Dumbledore mu ufa, ja także to czynię – niespodziewanie zabrał głos Remus Lupin, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. - Moglibyśmy ponieść większe straty, mogłoby zabraknąć co niektórych z obecnych tutaj – przeczesał spojrzeniem cały salon. - Zajmijmy się lepiej ustaleniem co dalej, jaki mamy plan, a nie odtwarzanie wciąż tego samego – dodał na koniec nieco gorzkim tonem. Snape wyczuł na sobie wzrok wilkołaka, jednak nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem.

- Dziękuję Remusie – starzec uśmiechnął się lekko – Przechodząc do właściwego spektrum tego spotkania...

Snape tylko jednym uchem słuchał wypowiedzi dyrektora. Jego myśli krążyły wokół sczerniałej dłoni starca. Przed pojawieniem się w Norze podał mu eliksir, nad którym pracował przez ostatni czas, wierząc, że jego działanie przedłuży życie dyrektora jedynie o parę miesięcy. Parę miesięcy, które powinny wykorzystać jak najlepiej na przygotowania. Mistrz Eliksirów już nie raz wspominał Granger, że ciemne i mroczne czasy zbliżają się w ich stronę wielkimi krokami. To był właśnie ten moment, by wszyscy to sobie uświadomili.


Podniósł wzrok na Molly, która ściskała w dłoniach ręcznik kuchenny. Pozostali również spoglądali to na nią to na Albusa, wyczekując odpowiedzi. Snape lekko potrząsnął głową, przywołując własne myśli na właściwy tor.


- Albusie jak długo Hogwart będzie bezpiecznym miejscem? - ponowiła swoje pytanie Molly.

- Hogwart zawsze będzie bezpiecznym miejscem i zapewni ostoję każdemu, kto będzie tego potrzebował – spokojny głos Albusa przetoczył się po salonie.


Nikt nie zwrócił uwagi na Snape’a, który podszedł do okna. Koniuszkiem różdżki odsłonił firankę wpatrując się w ogród Weasleyów. Chociaż niewiele widział, przez padające mdłe światło z latarni, ustawionej tuż przy stawie pełnego żab, wciąż miał skupiony wzrok przed sobą. W pewnym momencie zmrużył oczy, widząc delikatny błysk. Już miał przedostać się przez wszystkie krzesła, dojść do wyjścia, nim jego szpiegowski słuch, nie został zaatakowany delikatnym szmerem, zapewne niebędący zarejestrowanym przez pozostałych zgromadzonych w salonie. Kompletnie nie bawiąc się w przeprosiny, zaczął przeciskać się przez krzesła w stronę zamkniętych drzwi, widząc delikatny cielisty materiał między dywanem a drzwiami. Dopiero gdy przemknął koło Dumbledore’a, zwrócił na sobie uwagę wszystkich zebranych. Wyciągnął przed siebie różdżkę, a drugą dłonią chwycił to coś, co znajdowało pod drzwiami.


- Ktoś raczył zaszczycić nas swoją obecnością – rzucił ironicznie, różdżką otwierając drzwi, a drugą dłonią ciągnąc za plastikowe ucho, którego sznureczek ciągnął się przez ciemny korytarz. Po chwili usłyszeli stukot i syki.

- Severusie, co to? - zapytała Molly, podchodząc bliżej.

- Mamy nieproszonych gości – odpowiedział, pociągając niczym wędką sznureczek. Po chwili w jego dłoniach znalazło się drugie ucho. - Wiesz, co to jest?

- Uszy dalekiego zasięgu, wynalazek Freda i Georga – odwróciła się, spoglądając na Artura, to na Severusa.

- Radzę wam wyjść z ukrycia, inaczej Gryffindor straci wszystkie punkty.


Jakie było zdziwienie pozostałych, gdy z mroku ujrzeli wychodzącego Harry’ego, Rona i Hermionę. Molly w pierwszej sekundzie pisnęła uradowana, tuląc ich do siebie, jednak po chwili zmieniła swoje nastawienie całkowicie, dając im ostrą reprymendę. Oczywiste było, że Molly miała z tyłu głowy wydarzenia z zeszłego wieczoru. Snape spojrzał na mieniący się naszyjnik z czasów Salazara na szyi Granger. Właśnie zdał sobie sprawę, że to jego widział chwilę wcześniej w blasku mdłego światła.


- Harry mój drogi, proszę, powiedz, co tutaj robicie? - zapytał nieco spokojny, nieco rozbawiony Dumbledore.

- Nie uważasz, że to nieodpowiednie miejsce dla dzieci? - odezwał się ostro Snape, podchodząc do dyrektora. - Powinni natychmiast wrócić do zamku. - posłał spojrzenie Granger, która idealnie unikała jego wzroku.

- Profesorze Dumbledore – odezwał się Potter, spoglądając to na niego, to na pozostałych członków. - Nie mieliśmy innego wyjścia. To był wyłącznie mój pomysł, by tu się zjawić.

- Daj spokój Harry – wtrącił się Ron, kręcąc nosem. - To był nasz pomysł.

- Nasza wspólna decyzja – dorzuciła Hermiona.

- W takim razie czemu zawdzięczamy tę niecodzienną wizytę? - Dumbledore zmrużył oczy.

Zauważył jak Potter spogląda na Granger, a ona w delikatny, prawie niezauważalnym ruchu kręci przecząco głową. Chłopak widocznie się zmieszał, nieco pobladł. Wkrótce potem, pełen opanowania spojrzał na dyrektora, stając przed nim wraz z dwójką przyjaciół. Snape w myślach pacnął się dłonią w czoło. Już wszystko zrozumiał. Dlatego Granger prosiła go dziś o pomóc wstawienie się za nimi. Czyżby obiecała to Potterowi? Jak wiele mu zdradziła? Spojrzał na nią, znad ramienia dyrektora. Nieco niepewnie, pod siłą jego dominacji w końcu podniosła na niego swój wzrok. Zmrużył oczy, pragnąc znaleźć odpowiedź, jednak Granger przeniosła spojrzenie na dyrektora.


- Chcemy dołączyć do Zakonu Feniksa.


Po salonie rozniosły się pomruki niezadowolenia i sprzeciwu. Molly zjawiła się przed dziećmi, odgradzając je swoim ciałem od Dumbledore’a. Pozostali członkowie głośno wyrzucali swoje oburzenie całą sytuacją. Spojrzał na Granger, widząc w jej oczach nieme błaganie.


- Albusie chyba nie chcesz powiedzieć mi, że się zgodzisz? - oburzyła się Molly. - To tylko dzieci!

- Mamo...

- Ronaldzie, nie odzywaj się teraz – zgromiła go spojrzeniem. - Jakim prawem raczycie żądać od nas czegoś takiego?

- Powiem to niechętnie, jednak w pełni zgadzam się z Molly. Nie mogą wstąpić do Zakonu – odezwał się Mistrz Eliksirów, wyczuwając na sobie wzrok Granger.

- Z całym szacunkiem profesorze Snape – zabrał głos Potter. Mistrz Eliksirów niechętnie spojrzał na tak dobrze znane mu zielone tęczówki. - Wszyscy zebrani są tutaj z jednego powodu. Wszystko, co miało miejsce, ma i będzie się dziać w naszym świecie, ma związek tylko i wyłącznie ze mną. To przeze mnie Voldemort próbuje zapanować nad naszym światem, to on próbuje zdobyć to, czego nie dostał ostatnim razem. On chce tylko i wyłącznie mnie. Chce dokończyć to co zaczął w Dolinie Godryka. Nie mogę pozwolić by inni, nastawiali za mnie karku, targali się na swoje życie, gdy ja siedzę bezczynnie w zamku. Chcę mieć pełny udział w Zakonie.

- Również pragnę wstąpić w progi Zakonu by stać i walczyć po stronie Harry’ego. Nie jesteśmy już dziećmi, wiemy co dzieje się wokół nas i mamy świadomość, jakie to niesie za sobą skutki – głos zabrała Hermiona, kładąc dłoń na ramieniu Harry’ego. - Oboje straciliśmy już rodziców, nie możemy pozwolić sobie stracić innych… bliskich nam osób.


Wyczuł na sobie palące spojrzenie ukochanej. Wiedział, że miała na myśli jego, że była chętna i gotowa walczyć u jego boku, chronić go całą sobą. A przecież była jeszcze uczennicą, młodą kobietą, która nie powinna zostać tak zniszczona przez otaczający ją świat. Najchętniej umieściłby ją w szklanym naczyniu, chroniąc ją przez mrocznymi czasami, do których się zbliżali. Nie pozwoliłby, coś jej się stało, by spadł jej najmniejszy włos z głowy. Pragnąłby, przeczekała w spokoju piekło, które miało się pojawić.


Miał świadomość, że to była jego Hermiona. Waleczna i uparta lwica, która za nic nie chciałaby zostać umieszczona w szklanym naczyniu, czekając bezczynnie na koniec mrocznych czasów. Spojrzał na Pottera, w którego zielonych tęczówkach ujrzał Lily, której jeszcze niedawno obiecał ochronę dla jej syna. Zerknął również na młodego Weasleya, który z determinacją wypisaną na twarzy spoglądał hardo w oczy dyrektora i swoich rodziców, pierwszy raz, nie kuląc się pod ich spojrzeniem. Cała ta trójka dzieciaków, wiedziała, na co się pisze, czego tak bardzo pragnie, a byli przecież tylko dziećmi. Snape poczuł zaciskający się supeł w żołądku.


- Ja także chcę dołączyć do Zakonu Feniksa – na samym końcu odezwał się Ronald, na co pani Weasley zaszlochała głośno, podbiegając do niego i szarpiąc go za koszulkę.

- Nie wyrażę swojej zgody, nie, nie, nie – powtarzała niczym mantrę.

- Mamo ja już zdecydowałem – odpowiedział, zakładając jej kosmyk włosów za ucho. - Wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się do niej delikatnie, obejmując ramieniem.

- Albusie – odezwał się Snape. - Mam wiele wątpliwości co do zdolności tej trójki gryfonów. Wciąż uważam, że to tragiczny pomysł. Nie możesz się zgodzić.

- Zakon ma za zadanie zapewnić w szczególności ochronę tobie Harry, Ronowi i Hermionie. Nie ułatwiacie nam zadania, opuszczając zamek, nie informując o tym nikogo. Na uwadze powinniście mieć zdarzenia wczorajszego wieczoru. Uważam, że wasze zachowanie było iście nieadekwatne i nieodpowiedzialne – głos Dumbledore'a był spokojny, jednocześnie w jakiś sposób wprowadzając w salonie refleksyjną, uspokajającą atmosferę. - Jednakże… - podszedł do Harry’ego, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Już nie raz widziałem tak odważnych Gryfonów, chcących chronić wszystkich wokół zapominając wpierw o własnym bezpieczeństwie. Posłuchajcie mnie moi drodzy – zatrzymał spojrzenie na młodych twarzach Gryfonów. - Jako przewodniczący i założyciel Zakonu Feniksa nie mogę pozwolić na wasz czynny udział. Nie mogę wyrazić zgody na wasze oficjalne członkostwo, póki nie ukończycie nauki.

- Profesorze Dumbledore – jęknął Harry, kompletnie nie spodziewając się takiej decyzji dyrektora. Sądził, że to właśnie Dumbledore będzie stał po ich stronie.

- Może w innej kwestii będą mogli nam pomóc – zabrał głos Remus. - Dumbledore tylko spójrz, mamy przed sobą trójkę zdolnych gryfonów na pewno jest coś, w czym są stanie nam pomóc, zbytnio nie narażając się.

- Remus ma rację – poparła go Tonks. - Nie możemy ich odpychać.

- Moi drodzy postawmy sprawę jasno – Dumbledore uniósł dłonie w górę. - Nasi przyjaciele nie trafią dziś do Zakonu Feniksa.

- Profesorze...

- Harry – dyrektor spojrzał na młodszą kopię Jamesa. - Zaufaj mi.

- Chcieliśmy pomóc, chcieliśmy w końcu czuć się potrzebni… - jęknął Ron.

- Wszystko nadejdzie w swoim czasie – w niebieskich tęczówkach starca ukazał się mały błysk, który od razu zauważył Harry.

Dumbledore ogłosił koniec spotkania, co nie spotkało się z entuzjazmem Harry’ego, Rona i Hermiony. Nie dość, że nie udało im się zbyt wiele podsłuchać to jeszcze dyrektor, zakończył zebranie w niedogodnym dla nich momencie. Molly zarządziła, że nie wypuści nikogo, póki nie spróbuje jej świeżej pieczeni.


I tak spontanie Zakonu Feniksa zakończyło się obficie zastawioną kolacją. Zapewne trójka Gryfonów nie dowiedziała się za wiele ze spotkania, co nie oznaczało, że starsi nie poruszyli przed ich pojawieniem się ważnych kwestii. Ron siedział wraz z Arturem i Alastorem, a Harry przysłuchiwał się małej kłótni pomiędzy Remusem i Tonks, której włosy co chwila zmieniały kolor na ognistą czerwień.


Hermiona kłuła widelcem pieczeń, siedząc obok Molly, która zasypywała ją opowieściami z ostatnich tygodni. Po części była jej wdzięczna za to, gdyż jej myśli zataczały się wokół rodziców, a dzięki opowieści o gnomach, które niespodziewanie zaczęły pojawiać się o tej porze roku w ogródku, jej mózg zaczął stawać się jałowy, całkowicie usuwając siłą woli martwych rodziców sprzed oczu. Zamrugała kilkakrotnie, pozbywając się łez.


Spojrzała przed siebie na siedzącego naprzeciw niej Severusa, który również niczego nie tknął. Kątem oka zauważyła, jak lekko uniósł głowę, a w następnej sekundzie poczuła delikatne uderzenie w kostkę pod stołem. Chwilę później Snape odszedł od stołu, a zanim zniknął w ciemnym korytarzu, posłał jej krótkie spojrzenie.


W tym czasie paru członków Zakonu pożegnało się z Molly i Arturem, opuszczając Norę. Hermiona korzystając z lekkiego zamieszania kręcących się wszędzie czarodziejów, wyszła niezauważona z salonu. Znalazła go dopiero na zewnątrz, stojącego przy stawie pełnym żab. Odwrócony był do niej tyłem, wpatrując się w taflę wody. Podeszła ostrożnie do niego, stając u jego boku.


- Nie stawiłeś się za nami – wyrzuciła z lekką pretensją w głosie.

- Właśnie tego chciałaś? Stawienia się za wami? - warknął, odwracając się w jej stronę. - Pogrywasz sobie z niebezpiecznym losem, Hermiono.

- Chcieliśmy tylko pomóc!

- Pomożecie, trzymając się z daleka od Zakonu Feniksa. Nie chcę słyszeć więcej żadnej wzmianki na temat waszego dołączenia do Zakonu, rozumiesz?

- Ale...

- Nie ma żadnego, ale. Nie wiem skąd, wiedzieliście o spotkaniu, ale zapewniam cię, że kolejne nie odbędzie się już w Norze.

- Jak to?

- Główna siedziba zostaje zmieniona, żebyście znów nie próbowali nas znaleźć czy nie daj Merlinie podsłuchiwać – spojrzał na nią nieco ostro. - To było iście nie odpowiedzialne, mając na uwadze, jak wiele osób pragnie głowy Pottera.

- Dlaczego to robisz?

- Dla twojego dobra, Hermiono. Trzymaj się z dala od Zakonu Feniksa i zajmij się tym, co masz wokół siebie. Dumbledore wie, co robi i jestem pewien, że nie odczujecie braku wolnego czasu.

- Nie powiedziałeś mi, że Harry poprosił cię o zajęcia z oklumencji – wyrzuciła z siebie, zakładając ręce na piersiach.

- A jak wiele ty powiedziałaś Potterowi na temat mojego wstawienia się za wami?

- Słucham?

- Nic nie wiedział o tym, że nie stawię się za wami, prawda? Nie dałaś mu wcześniej znać.

- Harry wiedział tyle, że znajdę dla nas sprzymierzeńca, który pomoże nam wkroczyć do Zakonu. Nie wiedział kogo, mam na myśli.

- A ty uznałaś, że idealnym kandydatem będę ja? - prychnął.

- W rzeczy samej – odpowiedziała z wyczuwalną nutką niezadowolenia w głosie.

Odwrócili się za siebie, widząc jak w oddali członkowie Zakonu Feniksa, zaczynają się teleportować. Po części była zła na Severusa, który nie stawił się za nimi na spotkaniu. Z drugiej strony zrobił to Remus z Tonks, jednak dalej Dumbledore stał na swoim. Jeśli Severus zgodziłby się na jej pomysł i poprał ich członkostwo w Zakonie, Dumbledore nadal by trzymał swojego zdania, pomimo tak potężnego autorytetu, jakim był Snape. Widocznie dyrektor wiedział, co robi, nie wyrażając swojej zgody i nawet jeśli Severus stanąłby na głowie, chcąc ich wprowadzić, Dumbledore zapewne i tak nie zmieniłby swojego zdania.


- Wracamy do Nory, zapewne twoi przyjaciele cię szukają.

Zanim podążył z nią w stronę światła, wydobywającego się z Nory, chwycił ją w pasie, składając na jej ustach gorący pocałunek. Zszokowana tak nagłym wylewającym się uczuciem z jego strony, zarzuciła dłonie na jego szyje, bardziej przyciągając go do siebie. Oderwał się od jej ust, czując na swoich policzkach jej gorący oddech. Założył kosmyki włosów za jej ucho, a następnie zostawił na jej czole delikatny pocałunek.


- Obiecaj mi być ostrożną i ufać mi we wszystkim.

- Dobrze wiesz, że ci ufam Severusie – uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, całkowicie zapominając o złości, którą chwile wcześniej go darzyła.

- Jest jedna rzecz, którą muszę wiedzieć.

- Tak? - wtuliła się w zgięcie jego szyi, całkowicie będąc obezwładnioną wonią jego perfum.

- Kto o nas wie?

Hermiona zadrżała lekko, odsuwając się nieco od niego. Wyczuła jego zimny dotyk na swoim policzku. Pogładził go, zaglądając w jej oczy. Biła się ze swoimi myślami, zastanawiając się, czy powiedzieć mu prawdę, czy jednak ukryć to przed nim. Jednak rozsądek podpowiedział jej, że powinien wiedzieć, że był ostatnią osobą, przed którą powinna to ukrywać, a przecież chodziło tu o nich.


- Muszę wiedzieć – powtórzył.

- Ginny wie.

- Tak podejrzewałem – mruknął pod nosem. - Od jak dawna wie?

- Jeszcze sprzed ataku w Zakazanym Lesie. Dlaczego pytasz Severusie?

- Myślisz, że mogła komuś powiedzieć?

- Oczywiście, że nie! - oburzyła się nieco. - Ufam Ginny, nikomu by nie powiedziała.

- Hermiono zbliżają się niebezpieczne czasy a taka informacja, o której wie panna Weasley może bardzo nam zaszkodzić.

- Ginny nikomu nie powie...

- Nie powiedziałem tego, że złamie dane ci słowo i wyjawi twój sekret. Ktoś może się dowiedzieć o nas, a panna Weasley nawet nie musi pisnąć słowa. Są inne znane ci na pewno sposoby manipulowania ludzkim umysłem. Wiesz, że panna Weasley jest ważna dla Pottera.

- Chcesz mi powiedzieć, że ktoś chciałby dostać się do Harry’ego poprzez Ginny?

- Nie mogę wykluczyć czegoś takiego. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko jest możliwe. Radziłbym nawet tobie lekcje z oklumencji.

- Severusie – spojrzała w ciemne oczy ukochanego. - Co zrobimy? Jaki masz plan?

- Jest tylko jedno wyjście.

- Jakie?

- Trzeba zmanipulować i zmienić wspomnienia panny Weasley.

- Chcesz wymazać jej wspomnienia?

- Nie wymazać, a lekko je zmodyfikować, aby nie powstały niebezpieczne luki w jej umyśle. Zostaw to mi, wszystkim się zajmę.

- Czy to bezpieczne? Czy nic jej się nie stanie?

- Zaufaj mi, wiem, co robię.

Wiedziała, że dała mu słowo, że pozwoliła się poprowadzić mu za rękę nie raz. Z bólem serca kiwnęła głową, wyrażając swoją zgodę. Pewnie gdyby i tak jej nie wyraziła Severus zrobiłby to co musi być zrobione. A Hermiona poczuła się w tym monecie tak paskudnie, jakby to ona obdzierała swoją przyjaciółkę ze wspomnień. I chociaż wiedziała, że to jedyne wyjście, to zabolał ją fakt, że z nikim nie podzieli się już swoim uczuciem, które dzieli do Severusa, nie wypłacze się już w ramię rudowłosej, czy nie powie, jaka jest szczęśliwa, mogąc kroczyć u jego boku.


- Będzie dobrze – ścisnął ją za ramię.

- Tak – uśmiechała się przez łzy.

W ciszy dostali się do Nory, gdzie Severus zostawił ją, oddalając się do drzwi wejściowych prowadzących od strony ogrodu. Gdy już była przy ganku, została zmiażdżona przez ramiona Harry’ego i Rona, którzy zaczęli wypytywać ją, gdzie się podziewała. A Hermiona nie umiała powiedzieć im prawdy, musząc okłamywać ich kolejny raz.


- Martwiliśmy się o ciebie – powiedział Harry.

- Wszystko w porządku? - zapytał Ron. - Płakałaś?

- Płakałam? - nałożyła na swoje usta wymuszony uśmiech. - Coś ty. Poszłam sprawdzić gnomy, o których wspominała twoja mama, Ron. Miała rację, nie jest jeszcze sezon na nie, a już widziałam jednego, kręcącego się koło garażu. Trochę mi zajęło, aby się go pozbyć. Wiecie, to już nie te lata, z jaką łatwością wyrzucaliśmy je za ogrodzenie, kilka lat wcześniej.

- Pamiętam, był wtedy nawał gromów ogrodowych - wspomniał Harry.

- Całkiem niezła zabawa wtedy była, robiliśmy zawody kto dalej, wyrzuci gnoma za ogrodzenie. Raz czy dwa udało mi się z tobą wygrać, pamiętasz Harry?

- Bo dałem ci wygrać, Ron – posłał mu sójkę w bok, zanosząc się śmiechem.


Hermiona jedynie uśmiechnęła się pod nosem na siłującego się ze sobą Harry’ego i Rona. W progu drzwi zjawił się Severus, zatrzymując na niej dłuższe spojrzenie. Poczuła, jak wzdłuż jej kręgosłupa przepływa przyjemny, paraliżujący dreszcz. Uśmiechnęła się delikatnie do niego, co zapewne było niezauważalne dla mało bystrego obserwatora. Swoim tęsknym spojrzeniem posłanym w jego stronę dała mu znać, że pragnie znaleźć się z nim w jego komnatach, siedząc wspólnie przy kominku, a ten, jakby ją zrozumiał, unosząc lewą brew ku górze i przekrzywiając lekko głowę w bok. W końcu Snape chrząknął kilkukrotnie, na co chłopacy uspokoili się, a widząc stojącego obok nich profesora eliksirów, lekko się zmieszali, poprawiając na sobie kurtki i potargane we wszystkie strony czupryny.


- Koniec popisów Potter, wracamy do zamku.


~*~


ho, ho, HO! Mikołaj zostawił dla Was malutki prezent 🎅🎁 Zapakował go w jak najpiękniejszy papier, udekorowany złotą wstążką. Wraz z elfami i krasnalami ma nadzieję, że taka forma podarunku przypadła Wam do gustu 💕 Ja ze swojej strony życzę Wam wesołych i radosnych Mikołajek! 💕 Proszę również o wybaczenie za moją długą nieobecność. Cały czas tutaj byłam na posterunku i widziałam napływające komentarze, które dodały mi wiele radości i pozytywnej energii. Bardzo dziękuję wszystkim i każdemu z osobna, za pozostawienie śladu po sobie! 😇 Mam w zapasie kilka rozdziałów, ale chcę je wrzucać stopniowo, by móc w międzyczasie tworzyć nowe i zbliżać się powoli ku zakończeniu historii (spokojnie jeszcze troszkę Was pomęczę). Jak spodobał Ci się nowy rozdział? 😊 Uważasz, że profesor Dumbledore powinien wyrazić swoją aprobatę na przystąpienie Harry’ego, Rona i Hermiony do Zakonu Feniksa? A może podjął słuszną decyzję, odsuwając młodzież od spraw dorosłych? Jestem ciekawa Twojej opinii. Śmiało zostaw po sobie ślad w komentarzu, będzie mi bardzo miło przeczytać parę słów od Ciebie! 💕 A po większą dawkę przygód Hermiony i profesora Snape’a, zapraszam Cię na moje drugie opowiadanie: Hermiona i Severus - a kiedy przyjdzie czas, gdzie również pojawił się nowy rozdział 🤭 Wyczekuj uważnie sowy, kolejny rozdział pojawi się niebawem. Do usłyszenia! Ściskam, Jazz ♥

P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.


4 komentarze:

  1. No i w końcu jestem! Nadrobiłam wszystko! 😁🥰
    Pod poprzednim rozdziałem nie zostawiłam żadnego komentarza, ale pisałyśmy o nim i doskonale wiesz jaką burzę wywołał on w mojej głowie 🤯 I jak bardzo mi się podobał, był rewelacyjny! 🔥❤️
    Ten rozdział był równie przyjemny 🥰
    Nasza Trójca prędzej czy później i tak dołączył do Zakonu, więc skoro Drops ma jakieś powody by ich jeszcze w to nie włączać to niech mu będzie, chociaż niech się liczy z tym, że zaraz kaptunie 😂 Podzielam zdanie Remusa i Tonks.
    Super prezent Mikołajkowy, w moim przypadku nawet powiększony! 😅❤️
    Dobrze, że wróciłaś! 🥰
    Z niecierpliwością będę wyczekiwała sowy z powiadomieniem o nowym rozdziale! ❤️
    Ściskam cieplutko, Tośka 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu dotarłaś aż tutaj! Dobrze mieć Cię tu z powrotem 🥰

      Haha, jak cudownie podsumowałaś zbliżający się kres Albusa, czysta kwintesencja! 🙈 No zobaczymy później czy uda im się wstąpić w progi Zakonu, czy jednak wciąż coś będzie stało im na drodze 🤔

      Dziękuję za komentarz kochana! 😚 Cieszę się, że taki prezent Mikołajkowy przypadł Ci do gustu hihi 🎁

      Ściskam ciepło,
      Jazz ♥

      Usuń
  2. Trochę późno odbieram ten prezent, ale mega intensywny czas za mną i sama nie wiedziałam, jak się nazywam, no, ale do rzeczy
    Oj powiało tutaj chłodem, w sensie ja rozumiem ten dystans Severusa, martwi się jak cholera i wie, co w niej siedzi, dlatego podwójnie mu ciężko. Decyzja Albusa była uzasadniona i racjonalna, czego szczerze mówiąc się nie spodziewałam XD myślałam, że wezmą ich od razu z pocałowaniem ręki, a tu proszę, nie ma tak łatwo
    Świetny klimat się tutaj wytworzył, ponieważ Zakon i Książę mają to coś, co nadaje takiej nutki niepewności, a tutaj się to cudnie odnalazło
    Bardzo fajne opisy tak swoją drogą, również mega nastrojowe
    I co Ty Severusie dalej zrobisz? Totalnie rozumiem modyfikację pamięci Ginny, myślę, że to był błąd Hermiony, uzasadniony, ale jednak, Severus po raz kolejnyh ma dużo racji będąc sceptycznym wobec tego, czy ktokolwiek o nich wie
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i przepraszam, że dopiero teraz się melduję
    Bądź z nami częściej
    Rickmanicka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej siostro! 🙋‍♀️

      Ważne, że udało Ci się do mnie dotrzeć pomimo urwania głowy. Mega to doceniam! 🤗💕

      Oj nie mogłam pozwolić, by tak łatwo doszło do ich wstąpienia w kręgi Zakonu. Granger pewnie niezadowolona, a Snape wręcz przeciwnie. Jednak decyzji Albusa, nie śmiejmy podwyższać 🤨

      Przyznam się szczerze, że z opisami to najciężej mi zwykle idzie. A ten rozdział miał chyba ze dwie wersję, jednak dobrze, że postawiłam na tę. Dzięki, że doceniłaś mój wysiłek, czasem naprawdę super jest wiedzieć, że ktoś w gąszczu słów wyłapał to ❤

      Wyznanie sekretu Ginny było dużym błędem Hermiony, co prawda, dotychczas nic się nie wydarzyło, ale jak to już ujął Severus, taka myśl u Ginny, mogłaby przynieść niebezpieczne skutki.
      Zapewne idzie odczuć, że Severus pragnie utrzymać ich relację pod kloszem, nie pozwolić, aby ktoś się o nich dowiedział. Zważając na ostatnie i zapewne przyszłe wydarzenia, robi dobrze, decydując, by pozostało to między nimi 🤨

      Bardzo się ucieszyłam z Twojego komentarza! Jak za dawnych czasów 😁🥰

      Ściskam,
      Jazz ♥

      Usuń

Każdy komentarz, uwaga czy spostrzeżenie znaczy dla mnie bardzo dużo i pobudza Pana Wenę, który czasem bywa leniwy :)