- Uciekaj! Prędko!
Gołe stopy krwawiły. Zmarznięte dłonie ledwo ściskały różdżkę. Musiała biec. Byli coraz bliżej! Pędziła ostatkami sił, pomiędzy potężnymi drzewami, ledwo łapiąc oddech. Potknęła się o korzeń, padając boleśnie na gołą ziemię. Rozcięła ciemną szatę, kolana zaczęły krwawić, a szkarłatny płyn sączył się po gołej skórze, mieszając się z ziemią i uschniętymi liśćmi.
- Dalej, są coraz bliżej!
Z trudem poderwała się, chwytając różdżkę, którą wypuściła z dłoni. Biegła przed siebie, słysząc za sobą szaleńcze krzyki. Coś mknęło obok niej, a świst wiatru, sprawił, że zadrżała. Przerażający dreszcz przeszedł wzdłuż całego kręgosłupa.
- Rusz się Hermiono!
- Nie pomagasz…
Biegła, mając obok siebie twarz młodzieńca. Jego cynamonowe oczy, wręcz świdrowały ją ostrym, a jednocześnie błogim spojrzeniem. Drzewa zaczęły się przerzedzać, było coraz mniej głazów, za którymi mogłaby się skryć, łapiąc oddech nawet na sekundę. Wpadła na polanę, porośniętą wysoką, wypaloną w niektórych miejscach od słońca trawą. Pudrowo różowe niebo uderzyło ją swym przepychem, przypominając kolorową watę cukrową, której smak pamiętała jeszcze z dziecięcych lat. O tej porze roku, każdy zachód słońca wyglądał przepięknie. Zbliżający się wrzesień, dało się czuć w powietrzu. Ranki stawały się coraz chłodniejsze, a wieczory nie zachęcały do dłuższego przesiadywania na zewnątrz. Wielkimi krokami zbliżała się jesień, odpychając w bok, wspomnienia upalnego lata.
Obróciła się za siebie, nie mając dokąd uciec. Za nią w popłochu biegli Śmierciożercy, a przed nią rozciągała się skarpa, ciągnąca się kilkadziesiąt metrów w dół, wprost do samego serca, lodowatych wód oceanu. Rześki wiatr, targał jej włosami, a ujadanie mew, które krążyły gdzieś nad nią, przyprawiało o ból głowy. Spojrzała na Anioła, który wylądował tuż obok niej. Majestatyczność jego skrzydeł wciąż wzbudzała w niej podziw i coś, co malowało się na kształt zazdrości.
- Nie mieliśmy spotkać się w takich okolicznościach.
- Co mam zrobić? - sapnęła, mocniej zaciskając palce na różdżce. - Nie mogą cię tu zobaczyć…
- O mnie się nie martw, tylko ty mnie widzisz, Hermiono.
- Boję się – wyszeptała, wpatrując się w przepiękną twarz młodzieńca. - Nie powinnam, nie powinnam… - dodała, kręcąc w bezradności głową. - Dlaczego byłam taka głupia?! - niemal krzyknęła, podwijając lewy rękaw czarnej szaty. Na bladej skórze widniał wijący się wąż, a miejsce, w którym została naznaczona Mrocznym Znakiem, bolało przeraźliwie, jakby ktoś przyłożył rozgrzane do czerwoności żelazo.
- Nie bój się, będę przy tobie.
A potem już tylko widziała, zamaskowane postacie kroczące ku niej. Różdżkę, którą miała w dłoni, straciła, będąc rozbrojoną, zwykłym Expelliarmus. Magiczny patyk wyleciał w powietrze. Jeszcze przez krótką chwilę widziała swoją różdżkę, nim nie spadła, wprost do ciemnych wód oceanu. To już był koniec. Z bijącym sercem obróciła się w bok, spotykając się z przyjacielem. Na tle zachodzącego słońca, jego cynamonowe oczy, mieniły się przyjemnym dla oka blaskiem. Zbliżył się o krok, uśmiechając się delikatnie. Chwycił ją za dłoń, ściskając lekko.
Potem, nastała już tylko ciemność...
Świt okazał się wybawieniem. Czuła, jak po policzkach sączą się słone łzy, a oddech próbował unormować się, natarczywie łapiąc życiodajny tlen. Drobne ramiona przygarnęły do siebie ciepłe ciało Severusa. Trzymał ją w ramionach, lekko kołysząc. Szeptał jakieś słowa, ale ciężko było jej sprecyzować, co dokładnie do niej mówił. Jednego była pewna, jego głos był niezwykle aksamitny i kojący, co rzadko miało u niego miejsce. Słyszała miarowe bicie serca i ten spokojny oddech, gdy co rusz mocniej ją do siebie przytulał.
- Miałaś tylko zły sen, spokojnie… - usłyszała w końcu, tuż przy swoim uchu.
Jednak nic nie mogło być spokojnie. Wciąż czuła przeraźliwy dreszcz, a przed oczami widziała twarz Anioła o cynamonowych oczach. Tego samego Anioła, który nawiedził ją już wcześniej we śnie, a było to na początku semestru. Zjawił się tam niczym lekki, wiosenny deszcz, zostawiając po sobie, delikatne i rześkie powietrze. Czy Severus uwierzyłby jej, że śniła o Aniele? Może pomyślałby, że zwariowała? Nie była tego pewna. Czuła, że Severus niezbyt przychylnie przysłuchiwałby się opowieści o mężczyźnie ze skrzydłami. Prędzej uznałby ją za wariatkę, a to było jej najmniej potrzebne.
Starła z policzków słone łzy, widząc oczami wyobraźni, goniących ją Śmierciożerców. Najbardziej przeraziło ją to, że ona tak naprawdę była jedną z nich, niż że ponownie spotkała Anioła o przepięknych cynamonowych oczach. Na samą myśl poczuła silny ścisk w żołądku. Złapała się za brzuch, łapiąc natarczywie powietrze.
- Oni mnie zabili – wyrzuciła z siebie, niemal krztusząc się łzami. Merlinie, jakże musiała wyglądać obłąkanie, przy tak spokojnie siedzącym Severusie. Przetarł twarz, usuwając z niej resztki snu. Swoim krzykiem i rzucaniu się niemal na całym łóżku, zbudziła jego. Na samą myśl, wyrwania go ze snu, supeł zacisnął się jeszcze mocniej.
- Kto? Kto cię zabił?
- Śmierciożercy – spojrzała gdzieś w ciemny kąt sypialni Severusa. - W moim śnie – dodała na koniec.
- To tylko sen – jego ciepła dłoń, znalazła się na jej łopatkach, lekko głaszcząc delikatną skórę.
- Byłam jedną z nich… - dotknęła jego lewego przedramienia, rysując kółka, po czarnym atramencie. Wyczuła, jak delikatnie zadrżał, na ten nieoczekiwany dotyk. - Miałam Mroczny Znak...
- To był tylko sen – powtórzył, przyciągając ją ponownie w swoje ramiona.
No tak, tylko sen, pomyślała z goryczą. Położył się na poduszki, przygarniając ją do siebie. I trzymał ją mocno w ramionach, dopóki sam nie usnął, oddychając miarowo i spokojnie. A Hermiona trwała tak mając szeroko otwarte oczy. Poczuła, jak poluźnił lekko uścisk wokół jej tali, jednak nie przeszkadzało jej to. Wtuliła się w zagłębienie jego szyi, czując na policzku przyjemnie gładką skórę.
Koszmar powoli odchodził ze świadomości, robiąc miejsca nowym obrazom, które układały się na kształt obrzydliwej, gadowatej twarzy Voldemorta i syczącej nieprzyjemnie Nagini. Dopiero teraz, kiedy od kilku godzin była w murach Hogwartu, zdała sobie sprawę, że uszła cało ze spotkania w Malfoy Manor. To mógł być dopiero początek jej kłopotów. Przeżyła spotkanie z Voldemortem, nie została skatowana żadną okrutną klątwą, ani wystawiona na pożarcie wygłodniałej Nagini. Jedynie Merlin wie, do czego mogłoby dojść, gdyby szaleni słudzy Czarnego Pana skierowali na nią swe różdżki.
Czuła, że prędzej czy później zostanie ponownie wezwana do Malfoy Manor. Zacisnęła powieki starając się wyprzeć widok obślizgłej twarzy Voldemorta sprzed swoich oczu. Była pewna jednego, Czarny Pan nie dostał tego, czego żądał poprzedniego wieczoru. Tylko Hermiona nie posiadała wiedzy, w jaki sposób spod jej różdżki wyszło zaklęcie Protego diabolica, które ostatni raz użył Gellert Grindelwald we własnej osobie. A ta niewiedza, powodowała większe przygnębienie i ogólny zamęt, całą tą chorą i pokręconą sytuacją, w jakiej się znalazła.
***
Delikatne, niczym muśnięcie skrzydłami pocałunki na gołej skórze, wyrwały ją z płytkiego snu, gdzie dryfowała, kołysana przez ramiona Morfeusza. Severus zgarnął parę kosmyków z jej twarzy, a na wąskich wargach ukazało się coś, na kształt małego uśmiechu, zapewne niewidocznego dla mało bystrego obserwatora. A Severus zazwyczaj się nie uśmiechał, nakładając na swą twarz maskę niedostępności.
- Nie powiedziałem ci tego wczoraj, ale spisałaś się przyzwoicie. Co prawda, zrobiłaś wszystko na odwrót… - westchnął przeciągle, niemalże wywracając oczyma. - Nie zastosowałaś się do ani jednej części planu, który wałkowałem ci przez ostatnie dnie. Jednakże… najważniejsze, że jesteś bezpieczna – zgarnął parę kosmyków z jej twarzy.
- Nie wiemy na jak długo.
- Masz rację, nie wiemy i musimy się na to przygotować.
- Jak?
- Nie mam pojęcia - pokręcił głową, czując się bezradnym, pierwszy raz od dłuższego czasu. Chciał ją chronić, ale nie widział jak. Będąc prawą ręką Voldemorta, nie posiadał wiedzy, jak szaleńczy plan, mógł mieć Czarny Pan względem Hermiony. A ta niewiedza nie dawała mu spokoju. - Nie myśl nad tym teraz. Wszystkim się zajmę. Chodź, przygotowałem śniadanie.
Severus w ciemnych spodniach od piżamy, bez koszulki podający jej talerz z ciepłymi naleśnikami, było czymś, co mogłaby oglądać przez resztę swojego życia, nie znudzona, tą prozaiczną codziennością. Przyjemny zapach świeżo zaparzonej kawy rozchodził się po małej kuchni. Usiadła na krześle, uśmiechając się z wdzięcznością. Siedzieli w ciszy, każde kłując widelcem naleśnik z owocami, a ta mała chwila, taka niewinna i delikatna, sprawiła, że Hermiona chciałaby u boku tego mężczyzny trwać już tak do samego końca. Wiedziała, że niepewna przyszłość, na którą nie była gotowa, czaiła się za rogiem, mogąc udaremnić wiele ich planów i marzeń.
- Kocham Cię Granger.
A ona z buzią pełną naleśnika, kiwnęła głową, mlaszcząc niezbyt elokwentnie ja ciebie też Severusie. I trwaliby tak w tej przyziemnej chwili, nie martwiąc się o wszystko, gdyby nie Severus, który machnięciem różdżki posprzątał całą kuchnię, stawiając przed nią kubek z gorącą kawą.
- Mamy jeszcze chwilę przed rozpoczęciem zajęć – jego smukłe palce, mocno trzymały nagrzany kubek, a ciemne spojrzenie dryfowało gdzieś po kuchni, by na koniec zatrzymać je na niej, powodując szybsze bicie serca. - Wyjaśnij mi, co się działo z naszyjnikiem.
- Oh… - mruknęła, kompletnie zapominając o tym dziwnym zdarzeniu z poprzedniego wieczoru. Anioł, który zjawił się w jej śnie, idealnie ukradł całą jej uwagę przyziemnymi sprawami, sprawiając, że zapominała o całym, otaczającym ją świecie. - Dokładnie to nie mam pojęcia, nawet nie wiem, jak mam to opisać, to było dość… dziwne.
- Spróbuj – zachęcił ją.
- Gdy Voldemort próbował wedrzeć się do mojej świadomości, doskonale wiedziałam, w którym momencie próbował złamać bariery ochronne. Niespodziewanie poczułam przeraźliwy ból, o tutaj – położyła dłoń na naszyjniku z czasów Salazara Slytherina. - Czułam, jak moja skóra płonie, jak medalion stapia się z nią. Tylko… to wszystko działo się w mojej głowie.
Severus spojrzał na nią, gdzie na szyi zawieszony był medalion, należący do jego rodziny. Nieco zmrużył oczy, biorąc potężny łyk kawy. Siedzieli w ciszy przez chwilę, nim Hermiona nie odezwała się ponownie, sprowadzając Severusa na ziemię.
- Kiedy Voldemort zbliżył się do mnie i powiedział, że jeszcze się spotkamy, poczułam ponowny ból. Tylko, on już nie dział się w mojej głowie. Czułam, jak miejsce, w którym był medalion, płonął, a ja nie mogłam nic zrobić, będąc kompletnie sparaliżowaną strachem. I gdy tylko Voldemort odszedł, wszystko wróciło do normy, jakby nic nie miało miejsca. Severusie… wiesz, co to może znaczyć?
- Nie mam pojęcia – przyznał się szczerze. - Twierdzisz, że za drugim razem ból, jakby był naprawdę, tak? Jakby wszystko było w rzeczywistości, a nie działo się w twojej głowie?
- Tak mi się wydaje. Zresztą… ciężko mi to ocenić. Czuję, jakby ten medalion próbował się ze mną…
- Porozumieć? - zasugerował.
- Sama nie wiem… może jakby chciał mi coś przekazać? - zastanowiła się na głos. - Czy twoja mama wspominała kiedykolwiek o czymś dziwnym? Coś działo się z medalionem? Skarżyła się na coś?
- Nie przypominam sobie.
- No nic, muszę go obserwować – powiedziała, wypijając do końca kawę. - Może to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie – dodała już na koniec.
Złożyła na ustach Severusa, czuły pocałunek, by następnie wejść do kominka i zniknąć pomiędzy płomieniami. Zanim przeszła na drugą stronę, zauważyła, jak założył na siebie czarną szatę, przygotowując się do pierwszych zajęć tego dnia. Krzywołap usłyszawszy iskry, wybiegł z sypialni, łasząc się u nogi swej pani. Wzięła go na ręce, całując w czubek głowy.
- Byłeś grzeczny? - zapytała, głaskając go po gęstym futrze. - Nie uwierzysz, co wczoraj się zdarzyło...
Jednak Krzywołap nie wyglądał, jakby chciał słuchać nużącej opowieści swojej pani. Czym prędzej wskoczył na kanapę, zwijając się w kłębek. A widok zasypiającego kota, sprawił, że na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Skierowała się do łazienki, wchodząc pod gorący prysznic. Starała się zmyć z siebie uczucie strachu i obrzydzenia, po obcowaniu wśród Voldemorta i jego pełzającego gada. Położyła dłoń na medalionie, oddychając głęboko. Co takiego ukrył w nim Salazar Slytherin, iż udało się jej nie dopuścić obślizgłych macek Voldemorta przed wdarciem się do jej umysłu? W najciemniejszych zakamarkach swojej podświadomości próbowała znaleźć odpowiedź, jakieś logiczne wyjaśnienie tej pokręconej sytuacji, ale nie znalazła niczego, co pomogłoby jej zrozumieć niepojętną moc czarnego diamentu. Wiedziała, że po wczorajszym wydarzeniu, jeszcze mocniej weźmie sobie słowa Severusa do serca i już nigdy nie ściągnie go, mając go jako realną ochronę. Kto wie, z czym jeszcze przyjdzie się jej zmierzyć?
Przetarła dłonią zaparowane lustro. Kompletnie zapominając, że Voldemort rzucił się na nią, rozdrapując paznokciami delikatną skórę. Nawet głupiec zauważyłby tam również siniaki. Jej poraniona i opuchnięta warga nie wyglądała za dobrze. Podkrążone oczy i blada cera, w niczym nie dodały jej uroku. Spojrzała na poranioną lewą dłoń. Przed jej oczami błysło wspomnienie jak jeszcze wczoraj miała taką samą ranę, którą wyrządziła samej sobie w łazience chłopców. Tam wpadła na Malfoya, który uleczył jej skaleczenie, bez żadnej ironii czy zbędnych komentarzy, jak jeszcze niedawno zapewne by ją obdarzył. Pokręciła głową, opierając się o skraj umywalki.
- Kim jesteś Malfoy i dlaczego mi pomagasz? - zapytała samą siebie, próbując znaleźć w swoich wyczerpanych oczach odpowiedź. Oprócz pustki i bólu nie znalazła tam nic, co mogłoby jej pomóc rozgryźć tajemniczego Ślizgona.
Chwyciła za kosmetyczkę, starając się ukryć zasinienia mugolskimi kosmetykami, a poranione usta obrysowała balsamem, mogąc się wytłumaczyć, że to po przebywaniu na mrozie i brakiem nawilżenia delikatnej okolicy ust. Kto w to uwierzy? Nie miała pojęcia. Musiała być dobrej myśli, że nikt nie zwróci na nią szczególnej uwagi.
Po porannej toalecie i spakowaniu torby opuściła komnaty posyłając ostatnie spojrzenie w stronę Krzywołapa. Kroczyła korytarzami zamku, zaciskając dłonie na zarzuconej na ramie torbie. Starała się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z innymi uczniami i profesorami, mając dziwne przeświadczenie, że odkryliby, gdzie podziewała się wczorajszej nocy. Na swoje nieszczęście pierwsze zajęcia były z transmutacji. W dalszym ciągu słyszała w swojej głowie, głęboki i spokojny głos Severusa, gdy tylko profesor Torres opuściła jego komnaty, zostawiając ich samych.
- Staraj się zachowywać przy Arianie normalnie, a jednocześnie, zachowaj bezpieczny dystans – powiedział poprzedniego wieczoru, bawiąc się szklaneczką z Ognistą Whisky.
- Dlaczego?
- Dlatego, żeby z zewnątrz było widać, że jesteś przez nią zastraszona.
- Przecież nie ma tu nikogo, kto mógłby wiedzieć, co miało dziś miejsce… - powiedziała patrząc nieco niepewnie na Severusa.
- Musisz zrobić, co ci każe. Bez dyskusji, Hermiono.
- Jest ktoś w zamku, kto może mnie obserwować?
Jednak Severus już nie odpowiedział. Przelał zawartość Ognistej Whisky do ust, spoglądając na palący się kominek. Jego zaciśnięta szczęka dała znać, że myśli nad czymś intensywnie krążąc i dryfując pomiędzy własną świadomością. Hermiona zagryzła wargę, czując nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Nie mówisz mi całej prawdy, Severusie – dodała już ciszej, spotykając się z intensywnym spojrzeniem ukochanego.
Była pewna, że Severus coś przed nią ukrywał. Nie chciał, lub nie mógł jej powiedzieć wszystkiego. Czyżby mieli w szkole szpiega? Kogoś, kto mógłby należeć do grona Voldemorta? Ktoś, kto również wiedział, że Severus posiada Mroczny Znak na przedramieniu? Nie miała pojęcia. Była pewna, że musi otoczyć go ufnością, że to nie był odpowiedni moment na brak zaufania. Oboje grali o zbyt dużą stawkę, a Severus był jedyną osobą, której ślepo zawierzyłaby swoje życie.
Wyszła z ostatniego zakrętu, kierując się wprost pod salę transmutacji. Uczniowie czekali na rozpoczęcie zajęć, gromadząc się w małych grupkach. Liczyła, że uda się jej przejść niezauważoną, stając przy posągu śpiącego rycerza, nim Ron nie podniósł głowy, wymachując w powietrzu ręką.
- Jesteś w końcu!
Wesoły głos Rona zawdzięczał jej w uszach. Harry również podniósł na nią wzrok, poprawiając szkiełka na nosie. Uśmiechnęła się na powitanie, stając pod ścianą. Uczniowie śmiali się i wygłupiali, wyczarowując kolorowe obłoczki, które swoim kształtem przybierały postać dzikich zwierząt. Harry spojrzał na rówieśników, a potem na nią.
- Nie powinnaś ich upomnieć?
- Słucham? - spojrzała na przyjaciela, niewiele rozumiejąc. - Upomnieć z czym?
- Jako Prefekt Naczelna musisz przestrzegać, aby nikt nie czarował poza salą lekcyjną – odpowiedział, mrużąc delikatnie oczy.
- A coś ty się zrobił taki Pan-Idealny? - prychnął śmiechem Ron. - Sam nie jesteś lepszy, Harry – dopowiedział, kłując przyjaciela w bok. - O! Malfoy idzie.
Miał rację, znikąd zjawił się Malfoy upominając uczniów o szkolnym regulaminie. Czy coś więcej zrobił? Nie była pewna. Odwróciła wzrok, czując na sobie intensywne spojrzenie okularnika. Harry zbliżył się o krok, a potem delikatnie odrzucił jej włosy w tył, patrząc na jej szyję. Dotknął opuszkami palców jej skóry, a wystraszona Hermiona lekko zadrżała. Ron po chwili również dołączył do niego, obserwując szyję z drugiej strony. Wymienili między sobą spojrzenia, odciągając Hermionę w bok.
- Kto ci to zrobił?
- Co takiego? - zapytała, poprawiając włosy.
- Masz siniaki na szyi – mruknął Ron, rozglądając się wokół.
- To nic takiego.
- Masz wroga? - zapytał Harry, pochylając się w jej stronę. - Wystarczy, że tylko powiesz. Załatwimy to z Ronem.
Utonęła w zielonych tęczówkach przyjaciela. Ukazała się tam wola walki i chęć zapewnienia jej oazy spokoju. Gdyby tylko biedy Harry wiedział, z czym tak naprawdę ma problemy. Jego męstwo i dobre serce sprawiły, że poczuła, jak przez krótką chwilę w jej gardle pojawiła się wielka gula. Zacisnęła piąstki tak mocno, że czuła, iż kolejny raz wbija sobie paznokcie w delikatną skórę dłoni. Walczyła sama ze sobą, aby nie wybuchnąć płaczem. Zagryzła od wewnętrznej strony policzek, czując paskudny ból w żołądku. Nie mogła płakać. Harry musiał jej uwierzyć, jakoby jej wytłumaczenie pokręcone i niedorzeczne nie byłoby.
- Krzywołap mnie zaatakował w nocy – wypaliła nieco smutnym, nieco poważnym głosem. - Zwariował chyba.
- Krzywołap? Ten leń? - powiedział Ron. - Przecież to największy kanapowiec świata. Dlaczego miałby atakować swoją panią?
- Też się nad tym zastanawiam...
- Nie kłam Hermiono – powiedział ostro Harry, kompletnie nie wierząc w historyjkę z Krzywołapem. Jakoby jej sierściuch upierdliwy nie był, nadąsany i władczy, byłby on ostatnim na świecie kotem, który by zaatakował swoją panią, szczególnie Hermionę, która traktowała go jak króla na czterech łapach.
- Nie mam powodu, żeby kłamać – powiedziała, patrząc hardo w oczy Harry’ego, czując, jak żołądek zaczął się boleśnie skręcać od tych kłamstw. - Chcesz się pokłócić, bo nie wierzysz, że Krzywołap mógłby to zrobić? Naprawdę Harry?
- Doskonale wiesz, że nie to mam na myśli – odbił piłeczkę, zakładając ręce na piersi. - Coś się dzieje, coś ukrywasz...
- A co ja mogłabym przed wami ukrywać? Hm?
- A ty co podsłuchujesz? - warknął Ron, odwracając się na pięcie. - Chcesz w nos Malfoy? Zjeżdżaj do swoich.
Draco Malfoy stał oparty o ścianę naprzeciw nich. Na jego ustach pojawił się lekceważący, wredny uśmieszek. Przeczesał palcami platynowe włosy, obdarowując ją dość intensywnym spojrzeniem. Jego wzrok krążył od twarzy Harry’ego i Rona, a skończył na jej szyi, która stała się przed chwilą głównym tematem rozmowy. Poprawiła włosy, upewniając się, że na pewno zakryły one zasiniaczenia, z którymi niestety mugolskie kosmetyki sobie nie poradziły. Poczuła jak ciężki kamień, opadł na dno jej żołądka, ściskając go boleśnie.
- Uważaj na język Weasley – odpowiedział Ślizgon.
- Chrzań się Malfoy – Harry zrobił krok w przód, zaciskając palce na różdżce. - Mało ci jest?
- Uspokójcie się – stanęła pomiędzy nimi, rozprostowując ramiona. - Malfoy jesteś Prefektem Naczelnym, pamiętaj – upomniała go, spoglądając w stalowe tęczówki chłopaka, które jeszcze wczoraj intensywnie się w nią wpatrywały. Zauważyła w nich dziwny, nieco znajomy blask, który dane było jej już widzieć wcześniej. A było to jeszcze niedawno, kiedy znalazł ją na początku semestru mdlejącą na schodach, jak bronił ją w pociągu przed Pansy Parkinson, czy wtedy, gdy uleczył jej wczorajsze skaleczenie.
- Ciebie też się to tyczy Granger – powiedział chłodnym tonem, obracając się na pięcie i podążając za tłumem do otwartej klasy.
- Zwariował – mruknął Ron.
- Może dla państwa trzeba wysłać specjalną sowę?
Ten głos mógł należeć tylko do profesor Torres. Stała przy drzwiach patrząc na nich w złowrogi sposób. Hermiona przez sekundę spotkała się z ciemnymi tęczówkami kobiety, chciała odnaleźć w nich wsparcie, jednak miała z tyłu głowy słowa Severusa. Zapewne nie mógł jej powiedzieć, kto w murach zamku, mógłby czyhać na jej krok. Musiała być ostrożna, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Do sali.
- A tej, co się stało? - mruknął Ron do Harry’ego, mijając profesorkę transmutacji. - Wrażliwa jakaś...
Bez wchodzenia w większą dyskusję skierowała się do swojej ławki, siadając pomiędzy Harrym i Ronem. Profesor Torres wyglądała znacznie lepiej niż wczoraj. Na jej twarzy nie krył się już grymas bólu, dusząc w sobie działanie zaklęcia, jakim obdarzył ją Voldemort. Chwyciła w dłoń pergaminy, skanując je wzrokiem, a w następnej sekundzie rzuciła je na biurko, przenosząc spojrzenie na uczniów.
- Wasze wyniki z ostatniego testu, to czysta kpina względem transmutacji. Na całą grupę test zdały jedynie cztery osoby. Powtarzam, cztery osoby. Ledwo zaczął się nowy semestr, a ja nie wiem, jak większość z was poradzi sobie z ukończeniem roku – jej głos był cichy i srogi. Jej postawa świadczyła, że przyjaźniła się z Severusem nie od wczoraj, nie świadomie, stając się jak jej przyjaciel, który wzbudzał respekt i trwogę wśród uczniów. Hermiona miała utkwione spojrzenie w Poradniku transmutacji dla zaawansowanych, chociaż kątem oka widziała, jak Neville kręcił się nieco zdenerwowany na krześle. Co, jak co, ale profesor Torres wciąż wzbudzała w nim poczucie strachu, chyba jeszcze większe niż profesor McGonagall, przez ostatnie sześć lat. - Panno Brown, proszę rozdać testy do wglądu.
- Ciekawe kiedy termin poprawkowy – mruknął pod nosem Ron.
- Osobom, które zdały, gratuluję, a resztę zapraszam na poprawkę, za tydzień.
Lavender Brown nieco wyniośle, rzuciła pracę Harry’ego, Rona i Hermiony na ławkę, odchodząc z własnym pergaminem, prawie gniotąc go w dłoni. Hermiona chwyciła za swój test, patrząc na czerwony atrament uwieczniony literką W. Coś przyjemnie ścisnęło ją za serce, gdy skanowała wzrokiem swój test.
- Harry, chyba nie uwierzysz… - mruknął Ron, kładąc swój pergamin na ławkę. - Dostałem Powyżej Oczekiwań!
- Ja tak samo! - Harry położył na środek pergamin, na którym widniała ogromna literka P.
- Hermiono, a ty? Jak ci poszło?
- Dostałam Wybitny – na środku pojawiła się i jej praca.
- W końcu jakaś dobra wiadomość – Harry rozłożył się na krześle rozanielony swoim osiągnięciem.
- Jeśli nasza trójka zdała, to musi być jeszcze jedna osoba, która nie będzie mieć poprawki – zauważył Ron. - W końcu podobno cztery osoby zdały.
Hermiona rozejrzała się po sali. Neville siedział, chwytając się za głowę i mamrocząc coś pod nosem, Dean czytał ze skupieniem, nie słuchając co mówił do niego siedzący obok Seamus, a Lavender Brown miała czerwone policzki i co chwila wyginała nerwowo palce. Ślizgoni dyskutowali między sobą, wyrywając swoje pergaminy i wskazując na nie palcami, a potem na siedzącą przy biurku profesorkę transmutacji. Jedyna osoba w sali, siedziała z czystym spokojem wymalowanym na twarzy, kartkując z lekkim znudzeniem podręcznik. Nie mógł być to nikt inny, jak Draco Malfoy. Hermiona lekko poniosła się z krzesła, udając, że poprawia spódniczkę, chociaż jej wzrok zawędrował na ławkę Ślizgona. Stanęła lekko na palcach, pragnąc dostrzec, co mógł dostać chłopak. I gdy już zauważyła pergamin, z czerwoną literką W w kołeczku, Malfoy położył swoją dłoń na pergaminie, odsuwając go w swoją stronę. Jak nic, obrócił się za siebie, unosząc lekko brew do góry, patrząc na ciekawską Granger, której policzki odzwierciedlały kolor włosów Rona.
- Malfoy też zdał – wyszeptała, siadając ponownie do ławki.
Jednak Harry i Ron zdawali się już tego nie słyszeć, kompletnie będąc zagłębieni w dyskusji zdanego egzaminu. Hermiona raz jeszcze rzuciła okiem na pergamin i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ten test należał do materiału, który ostatnim razem zasugerowała im profesor Torres, aby otoczyli szczególną uwagą. Jak wredna i przerażająca profesor Torres nie była, Hermiona miała potwierdzenie, że kobieta próbuje tylko im pomóc. Ten jeden raz, uniosła głowę, spotykając się z ciemnymi tęczówkami kobiety. Na moment zastygła, a wspomnienia wczorajszego wieczoru, uderzyły ją z taką siłą, że do oczu napłynęły gorzkie łzy. Szybko spuściła głowę, wpatrując się w Poradnik transmutacji dla zaawansowanych.
Jakieś dziwne i pokręcone uczucie, szepnęło jej, że powinna być ostrożna jak jeszcze nigdy wcześniej. Ten, kto pragnął kontrolować każdy jej krok, mógł być nawet obecny wśród nich. Rozejrzała się raz w lewo, raz w prawo, czując, że spada ze stromego klifu własnej wyobraźni. Nic już nie mogło być spokojne jak kiedyś. Ta przerażająca myśl, spowodowała silny ścisk w żołądku.
Stąpaj ostrożnie, szepnął niewdzięczny głos rozsądku.
Rozdział publikuję z lekkim osunięciem czasowym. Chciałam wrzucić go tydzień temu, gdzie byłby równy miesiąc od ostatniego rozdziału, ale nie wyrobiłam się czasowo. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie 🙏 💗
Może się zdawać, że w tym rozdziale jest o dziwo spokojnie, że nic złego stać się już nie może, ale zaczekajcie tylko na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że taki obrót wydarzeń przypadnie Wam do gustu 🙈 musiałam dać w tym rozdziale trochę odetchnąć Hermionie, ostatnio zbyt wiele się dzieje 😏
I jak wrażenia? Co sądzisz? Śmiało zostaw swoją opinię w komentarzu! 😇 Będzie mi bardzo miło, przeczytać parę słów od Ciebie 🥰
Widzę, że liczniki wyświetleń dość ładnie rosną w górę i pod każdym rozdziałem jest coraz więcej wyświetleń. Jesteście cudowni, dziękuję! 💗 Chcę Was troszkę ośmielić do komentowania, bo wiem, że nieśmiało kryjecie się w cieniu 😇
Zostaw pod komentarzem hasło: jesień 🍂, a zadedykuje Ci kolejny rozdział 🥰
A gdybyś tylko miał/a ochotę na dodatkową porcję Sevmione, zapraszam Cię na moje drugie opowiadanie: Hermiona i Severus - a kiedy przyjdzie czas.
Nie może Cię tam zabraknąć! Nowy rozdział już na Ciebie czeka 🥰
Wypatruj sowy, kolejny rozdział tuż, tuż. Do usłyszenia! 🙈 Ściskam, Jazz ♥
HERMIONA ŚMIERCIOŻERCA NAWET WE ŚNIE TO COŚ CO SPRAWIA, ŻE ŁAPIE MNIE EKSCYTACJA I CHYBA JUŻ SIĘ WSZYSTKO DO KUPY ZBIERA!
OdpowiedzUsuńTak podejrzewałam, no, ale... Poczekam jeszcze na kontynuację
"ja Ciebie też" - z buzią pełną naleśników i mlaskiem to coś, co roztopiło me serduszko xD
no i wyniki testów... ahh, aż przypomniała mi się jedna osobista sytuacja xD
tak myślałam, że właśnie TA czwóreczka zda ;D
Czekam na więcej!
Ściskam
Rickmanicka
No hej 😈
UsuńCieszę się, że sen wywołał w Tobie takie emocje 🤭 Ciekawa jestem czy Twoje przypuszczenia okażą się prawdzie. No ja bynajmniej nic nie mogę zdradzić 😏
Scena z naleśnikami to taka bardzo życiowa scena, uwierz mi 😂 nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem takiej małej, nieco humorystycznej scenki 😂💗
Zauważam, że moje opowiadania dość często przypominają Ci osobiste sytuacje. Chyba nadajemy na tych samych falach, siostro 😏
Dziękuję za Twój komentarz! Cieszę się, że Ciebie mam 🥰
Ściskam ciepło,
Jazz ♥