UWAGA, ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18
Dziewiąty stycznia zbliżał się nieubłaganie. Był to jedyny dzień w roku, którego Snape nienawidził tak mocno, że wolałby spędzić cały dzień w łóżku, aniżeli wystawiać nos na światło dzienne. Chcąc uniknąć jakiegokolwiek spotkania organizowanego dla jego skromnej osoby z okazji urodzin, powiadomił Albusa, Murry’ego, oraz Arianę, że będzie musiał wyjechać na weekend, gdyby tylko ci planowali przygotować coś za jego plecami. Chociaż co roku, każde z nich knuło zawsze niby przypadkowe spotkania, na których miał się zjawić Severus, aby celebrować ten dzień, którego on tak strasznie nienawidził. Już kilka lat temu odkrył ich niecne plany, to od przeszło ośmiu lat zawsze w porę ewakuuje się z zamku w tym okresie, żeby uniknąć tylko spotkania, na cześć jego osoby.
Złapał Granger rano w dniu swoich urodzin i zaproponował jej wyjazd na weekend, aby móc spędzić trochę czasu tylko we dwoje. Oczywiście nie wspominając jej ani słowem, że jest to cholerny dzień jego urodzin. Długo nie musiała się zastanawiać, od razu dała mu akceptującą odpowiedź, prosząc tylko o kilkanaście minut na spakowanie. Wiedział, że będąc z nią, nie powinien tak wyjeżdżać bez żadnego słowa, nie informując jej nawet o tym. Zwłaszcza kiedy sytuacja z Granger jest dość poważna, a on musiał mieć na nią oko.
- Wyjeżdżamy tylko na weekend – powiedział, patrząc na jej wielką torbę.
- Trzeba być na wszystko przygotowanym – odpowiedziała, unosząc głowę lekko urażona.
- Chcesz mi powiedzieć, że on – wskazał przelotnie dłonią na kota w koszyku – wybiera się z nami?
- Pragnę ci przypomnieć Snape – podeszła do niego kładąc mu dłoń na klatce i zaglądając głęboko w oczy. Potem stanęła na palcach i zbliżyła się do jego ucha, delikatnie je podgryzając – Że Krzywołap uratował mi życie – wyszeptała odsuwając się nim ramiona Snape zdążyły złapać ją w talii.
Posłała mu wredny uśmieszek i wzięła w rękę koszyk, w którym był Krzywołap oddalając się w stronę wyjścia z zamku. Snape jeszcze chwilę stał nieruchomo, wciąż czując jej ciepły oddech w okolicy szyi. Otrząsnął się szybko, chwycił jej torbę i ruszył za nią, rzucając na nich zaklęcie Kameleona. Otwierając drzwi, mróz nieprzyjemnie uderzył ich w twarze, a hulający wiatr delikatnie pchnął ich w tył.
- Dokąd właściwie się wybieramy?
- Do mojego domu, na Spinner’s End.
Kiwnęła tylko głową. Snape rozejrzał się raz jeszcze czy nikogo, aby na pewno nie było i chwycił ją za dłoń. Poczuli znajome mocne szarpnięciem w okolicy pępka i zniknęli z charakterystycznym pyknięciem. Niecałą chwilę później znaleźli się w małej szopce znajdującej się w jego ogrodzie. Snape kopnął butem w kąt starą doniczką, która na złość akurat znajdowała się pod jego stopami, potem ściągnął z nich zaklęcie Kameleona. Raz już sobie obiecał, że musi tu zapanować w końcu porządek. Spróchniałe deski pod jego stopami drżały niebezpiecznie, z niektórych z nich zauważył uciekające małe pająki. Odwrócił się, rozglądając się wokół. Gdzieniegdzie znajdowało się więcej pustych doniczek, w rogu pomieszczenia stał worek z ziemią a na jednej z półek stała zakurzona doniczka z bliżej nieokreśloną uschniętą roślinką. Jej gałązki były tak drobne i pomarszczone, że zapewne jedno dotknięcie spowodowałby całkowite jej zniszczenie. Ziemia znajdująca się w środku doniczki była twarda i popękana. Snape otarł kciukiem z kurzu ceramiczną doniczkę, odsłaniając wyryty napis Dla mamy. Wpatrywał się w te dwa słowa dłuższą chwilę, jakby zapominając, że nie znajduje się tutaj sam. Czas nagle jakby stanął w miejscu, a powietrze stało się cięższe niż zazwyczaj.
Hermiona stała z boku starając się nie ruszać zbytnio, aby nie zrzucić z półek kartonów czy innych bliżej nieokreślonych przedmiotów znajdujących się w szopie. Wsunęła swoją dłoń w dłoń Severusa i splotła ich palce razem. Trwali w tej chwili dość długo oboje wpatrując się w uschniętą roślinkę. W ten obrócił się w jej stronę, odnalazł jej spojrzenie, a ona mogła zauważyć w tafli jego ciemnych oczu ból i tęsknotę. Długo nie pozwolił sobie na oderwanie od rzeczywistości, chrząknął, pokazując Granger wyjście ze szopki. Ściągnął zaklęcia ochronne, które chroniły całą jego posesję i przemierzyli zaśnieżone podwórko, kierując się do tylnego wejścia.
Rodzinny dom Severusa Snape’a był jedynym domem wciąż zamieszkującym, więc Severus nie miał tutaj żadnych sąsiadów. Brak jakichkolwiek mugoli nie zwalniał go z faktu braku zabezpieczenia domu przed jakimkolwiek intruzami. Od strony ulicy dom ten wygląda na zniszczony z powybijanymi szybami, aby jak najbardziej zniechęcić kogokolwiek nawet do zatrzymania się z przy nim. W zasadzie rodzinny dom mężczyzny nie wyróżniał się na tle innych znajdujących się przy Spinner’s End. Była to obskurna robotnicza dzielnica, gdzie nikt przy zdrowych zmysłach nawet by tutaj się nie zaszył na dłużej niż pięć minut. Raz czy dwa Severus pozwolił sobie przy użyciu magii zmienić całą okolicę do tego stanu, jaki przypomina teraz. Jeszcze dziesięć lat temu można było spotkać tu bawiące się dzieci, czy starsze kobiety chodzące o lasce. Kiedy ostatnia rodzina przeniosła się w bardziej przyjazne miejsce, a najstarszy mieszkaniec tej dzielnicy odszedł z tego świata Snape przy użyciu kilku zaklęć zmienił cały wygląd Spinner’s End, tak że w tym momencie wszystkie domki wyglądały tak jak jego; obskurne, zniszczone sprawiając, że nikt nie rzuciłby nawet na nie okiem. Cały jego dom wraz z posesją otaczała magiczna tarcza, która dla zwykłego obserwatora była niewidoczna tym samym, ukrywając wszystko, co znajduje się na posesji Mistrza Eliksirów, w taki sposób, że nikt nie mógł zobaczyć jego Skrzatki chrzątającej się w ogrodzie.
Snape otworzył drzwi, przepuszczając Granger, a sam oddalił się, zostawiając ją samą. Obróciła się kilkukrotnie, szukając ukochanego, nim zauważyła jak kroczy ponownie w śniegu przez posesję i znika w szopce. Nie minęła chwila nim ujrzała Severusa kurczowo trzymającego w dłoniach uschniętą roślinkę. Poczuła ucisk w okolicy serca gdy ten zjawił się ponownie przy niej. W naturalnym świetle wyryty napis na doniczce mienił się w złotych barwach. Uniosła głowę, aby trafić na jego spojrzenie, ale on jakby wyczuł jej ruch i odwrócił się, wskazując wolną ręką wejście do domu. Skierował się raz jeszcze na ogród i ponownie uniósł wszystkie bariery ochronne.
W środku powitało ich ciepło buchające z kominka, które musiało być sprawką Służki, która cały czas opiekowała się mieszkaniem Snape’a. Wydała z siebie krzyk radości, widząc czarodziei i oznajmiła, że za moment przygotuje ciepłe śniadanie. W mieszkaniu dało się jeszcze zauważyć ozdoby świąteczne, które Służka z wielką radością umieściła kilka dni przed Bożym Narodzeniem, a w powietrzu wciąż unosił się zapach korzennych przypraw.
- Służko mam dla ciebie małe zadanie – postawił roślinkę na stoliku w salonie i przeniósł swoje spojrzenie na Skrzatkę. Ta uniosła swoje wielkie uszy w górę, oczekując co jej pan, ma do powiedzenia. - Posprzątaj w szopie, wyrzuć to co uznasz za niepotrzebne, resztę możesz zostawić.
- Oczywiście panie Snape, a co z roślinką pani Eileen?
- Sam się nią zaopiekuję – kiwnął głową na stolik. Skrzatka podeszła w tamto miejsce stanęła na palcach i zacisnęła kurczowo dłonie na krawędzi stolika, wpatrując się w uschniętą roślinkę.
- Pani Eileen bardzo lubiła tę roślinkę, Skrzatka nigdy nie widziała niczego piękniejszego.
Hermiona poczuła ponowny ucisk w okolicy serca. Spojrzała na Severusa i mogła przysiąc, że jego spojrzenie na moment zaszło mgłą, jednak szybko odepchnął od siebie łzy i spojrzał na nią, lekko unosząc kąciki ust w górę. W dwóch krokach znalazła się przy nim, mocno się w niego wtulając. Nie zaprotestował.
Po śniadaniu Snape odesłał bagaż dziewczyny do sypialni i zasiadł w fotelu, wskazując jej miejsce obok. Krzywołap w tym czasie uciekł z kosza, by po chwili położyć się pod rozgrzanym kominkiem, wesoło machając ogonem. Spojrzał na nią. Od kilku dni wyglądała nieco lepiej, policzki nie były już tak drastycznie zapadnięte, skóra zaczynała odzyskiwać dawny blask. Nawet raz się przyznała, że smocza ospa chyba odpuszcza, bo nawet ma już troszkę więcej siły i już nie czuje takiego osłabienia, jak jeszcze jakiś czas temu. Snape wiedział, że jedynie jest to zasługa udzielenia dziewczynie wstępu do swojej duszy, a żeby odzyskać całą sprawność, będzie musiało jeszcze zająć to trochę czasu. Bynajmniej już nie umrze, mruknął jakiś głosik w jego głosie, a Snape musiał się z tym zgodzić.
- O czym tak myślisz? - zapytał kiedy siedzieli już wieczorem w salonie sami bez Służki, ani Krzywołapa.
Nie odpowiedziała. Podeszła do niego lekko kołysząc biodrami. Snape posłał jej pytające spojrzenie, kiedy ta usiadła na nim okrakiem, patrząc na niego z góry. Położył dłonie na jej tali i odchylił głowę w tył, by móc lepiej się jej przyjrzeć. Granger w tym momencie sunęła dłońmi po jego klatce. Snape przymknął powieki, a w ten poczuł jej wargi na swoich, domagające się dostępu. Pocałowała go delikatnie. Było to niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Rozchylił wargi, czując jej ciepły język, który zaczął nabierać tępa. Po chwili pocałunek zdał się szybszy, bardziej namiętny, a Snape zdawał się słyszeć delikatny jęk przy swoim uchu. To zadziałało na niego jak narkotyk, poczuł jak cała krew, odpływa w dół, a po chwili Granger westchnęła nieco głośniej, czując jego nabrzmiałą męskość między swoimi udami. Przygryzł płatek jej ucha, czując jak, zaczyna się o niego ocierać podniecona. Chwycił ją za biodra, przyciskając mocniej do siebie, a po salonie rozległ się głośny jęk dziewczyny.
- Błagam, nie wytrzymam zaraz – westchnęła, całując go.
Zaczął się z nią drażnić, błądząc dłońmi po jej ciele. Zagryzła wargę, mocniej się w niego wtulając, nim poczuła jego zimną dłoń na plecach. Snape zataczał niewielkie kółka palcami na jej skórze, by po chwili znaleźć się na brzuchu. Nie pytając o akceptacje, wsunął dłoń za jej koronkową bieliznę czując, jaka, jest rozpalona i wilgotna. Dziewczyna mocniej jęknęła. Drażnił jej czułe miejsce, słysząc przy swoim uchu pojękiwania. Wsunął ostrożnie jeden palec do środka, a Hermiona mocno zassała powietrze, spinając całe ciało. Długo to nie trwało, bo po chwili wydała z siebie głośny jęk kiedy jego palec zaczął się poruszać. Jej oddech był szybszy, a jęki coraz głośniejsze.
- Dobrze ci? - wyszeptał jej do ucha, a jego głos był tak aksamitny, że nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Pokiwała głową w akceptacji. - Mam przestać?
- Nie Severusie – jęknęła głośniej kiedy jego palec przyśpieszył. - Błagam, nie przestawaj – wyszeptała.
Czując, jaka jest gorąca i rozpalona wsunął w jej wnętrze jeszcze jeden palec, a dziewczyna wygięła się w tył, jęcząc głośno. Zauważył jak jej biodra, delikatnie się poruszając w górę i w dół, by móc spotęgować to doznanie, uśmiechnął się pod nosem i przyśpieszył tempo. Uwielbiał dźwięk jej pojękiwań przy uchu, sprawiało, że sam stał się jeszcze bardziej podniecony a Granger, wyczuwając jego twardą męskość, jęknęła przeciągle. Zaczęła go błagać, patrząc mu w oczy, żeby nie przestawał. Snape uśmiechnął się pod nosem i przyśpieszył tempo. Poczuł jak jej mięśnie, zaciskają się, a ona jęczy głośno, przechodząc potężny orgazm.
- Severusie – opadła na niego oddychając ciężko. On wtulił się w nią, delikatnie się uśmiechając.
- Zadowolona?
- I to bardzo – złożyła na jego ustach pocałunek, a jej dłonie zaczęły sunąć do guziczków jego szaty. - Masz eliksir? - kiwnął jedynie głową, przywołując go skinieniem dłoni. Granger chwyciła flakonik, przelała całą zawartość do ust i spojrzała na niego figlarnie.
Wziął ją na ręce, kierując się po schodach do sypialni. Tam, położył dziewczynę na łóżku i zaczął się rozbierać, kiedy ona również pozbywała się zbędnej garderoby. Znalazł się nad nią, obsypując pocałunkami całe jej ciało. Zaśmiała się delikatnie, kiedy jego usta znalazły się na jej lewym boku, drażniąc go. Chwyciła go za ramiona, wbijając się spragniona w jego wargi. Jej dłonie błądziły po jego ciele, delikatnie pieszcząc jego ciało, a kiedy zjechała niżej, Snape wciągnął mocno powietrze. Czując w dłoni jego pulsującą męskość, uśmiechnęła się wrednie, jak jeszcze on wcześniej i przejechała dłonią w górę i w dół, obserwując jego zamglone spojrzenie. Nie mogąc dłużej już wytrzymać, wyrwał się z jej uścisku i ustawił się przy jej wnętrzu. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, a on delikatnie w nią wszedł. Kochali się spokojnie i powoli, delektując się tą chwilą, upajając się swoją obecnością. Wtuleni w siebie doszli w tym samym czasie, jęcząc cicho.
Hermiona poczuła na policzku ciepły pocałunek, kiedy Snape przyciągnął ją do siebie. Gładził ją po plecach, powodując lekki uśmiech na jej zaróżowionych policzkach. Musiał przyznać sam przed sobą, ale takiego prezentu urodzinowego jeszcze nigdy nie dostał. Hermiona jakby wiedząc, o czym rozmyśla, wyrwała się z jego uścisku i zarzuciła na nagie ramiona jego czarną koszulę. Zapięła kilka guziczków i podeszła do swojej torby, która stała przy szafie, uklękła i po dłuższej chwili wyciągnęła coś z niej. Schowała to za plecami i powróciła do Snape’a siadając na łóżku. On posłał jej pytające spojrzenie, opierając się o zagłówek.
- Nie myśl, że zapomniałam o twoich urodzinach – zaśmiała się głośno, na co Snape posłał jej złowrogie spojrzenie.
- Nie mam żadnych urodzin – skłamał, zakładając ręce.
- Masz i nie dyskutuj. Proszę – wyciągnęła za siebie coś, co kształtem mogło przypominać kawałek tekturki owinięty w srebrny papier.
- Co to?
- Zobaczysz – uśmiechnęła się podekscytowana.
Oczom Snape’a ukazała się pożółkła i mocno zniszczona strona. Początkowo nie wiedział, co wręczyła mu Granger. Zapalił świece machnięciem dłoni, aby mieć lepszy widok, i dopiero kiedy zaczął ostrożnie kartkować strony, zdał sobie sprawy, że trzyma przed sobą nuty. Ponownie powrócił do strony pierwszej. Podniósł wzrok na Granger, a jej twarz mieniła się w blasku świec. Rumieńce wciąż widniały na jej policzkach, a on musiał się przyznać, że jest piękna. Jest najpiękniejszą kobietą, jaką spotkał na tym świecie. Granger zaczęła wiercić się w miejscu zniecierpliwiona.
- I jak? Podoba ci się? - zapytała podekscytowana, obserwując mężczyznę.
- Dałaś mi pierwszy szkic Sonaty Księżycowej Beethovena? - zapytał powoli, podkreślając ostatnie słowa.
- Dokładnie – uśmiechnęła się ciepło.
- Granger wiesz, ile to ma lat? Jest to najsłynniejsza sonata w historii mugoli! - zaczął przejeżdżać palcami po starym papierze.
- Beethoven był nieco młodszy od ciebie kiedy ją stworzył. Napisał ją dla swojej ukochanej, która była jego uczennicą – zarumieniła się na własne słowa. Taka niedozwolona więź również ich łączyła. Zdawał się, że pomyślał o tym samym, bo po chwili złapał ją za dłoń.
- Nie mogę tego przyjść Granger, jest to zbyt cenne.
- Nie waż się – zagroziła mu. Chwyciła za zapięcie swojego naszyjnika. - Mam ściągnąć?
- Nie próbuj nawet.
- Właśnie, jeśli ja mam nosić naszyjnik z czasów Salazara Slytherina, ty zatrzymasz nuty Beethovena. Mam nadzieję, że wykorzystasz je.
- Jak je zdobyłaś?
- A to już jest moja słodka tajemnica – uśmiechnęła się z iskierkami w oczach. - Widziałam, jak wtedy grałeś, z jaką precyzją to robisz i uznałam, że taki prezent będzie idealny, że ucieszysz się z niego.
Snape założył na siebie ubranie i pociągnął Granger za sobą, wychodząc z sypialni. Zeszli na dół po schodach. Zatrzymali się przed drzwiami, których wcześniej nie zauważyła. Machnął różdżką, ściągając zaklęcie ochronne i otworzyły się drzwi, zaskrzypiały one niemiłosiernie. Wszedł do ciemnego pomieszczenia i machnął dłonią, a po chwili pomieszczenie rozświetliły świece, które były rozstawione w całym pokoju. Hermiona wyjrzała za jego ramienia i oczom ukazał się jej piękny czarny fortepian stojący pośrodku. Spojrzała z uśmiechem na Severusa.
- Usiądź sobie – wskazał jej skórzany fotel, który był pod ścianą.
Snape zasiadł przed fortepianem, opierając nuty o pulpit. Nie chciał przyznać tego samego przed sobą, ale czuł ogromną satysfakcję, która krążyła w całym jego ciele. W końcu miał przed sobą pierwszy szkic Beethovena. Przymknął delikatnie powieki jakby witał się z instrumentem, jak ze starym dobrym przyjacielem. Rzucił okiem na nuty i po chwili całe pomieszczenie wypełnia delikatna melodia Sonaty Księżycowej. Snape uśmiechnął się pod nosem, słysząc z tyłu westchnienie Granger.
Pierwsza część była ciężka i głęboka, ukazująca najbardziej skrywane emocje kompozytora. Snape z idealną precyzją odtworzył Sonatę, nie popełniając, ani jednego błędu, a Granger była pod takim wrażeniem, że po chwili podeszła do niego stając mu za ramieniem. Wyczuł jej obecność przy sobie, ale nie przestawał grać. Był niczym w transie skupiając się jedynie na tym co robi.
Druga część była już nieco żywsza, weselsza. Jakby nie pasowała do mrocznego wizerunku Snape’a, ale on nie chciał jej pomijać. Chciał z czystą precyzją odtworzyć całość utworu, głębiej odkrywając talent kompozytora. Była to prawdziwa i czysta muzyka, którą kompozytorzy w czarodziejskim świecie nigdy nie potrafili stworzyć. Snape musiał przyznać, że mugole robili to idealnie i byli w tym o stokroć lepsi. Była to muzyka, którą czytało się uczuciami autora, a słowa zawarte w niej, wypływające spod klawiszy fortepianu były arcydziełem artysty.
Ostatnia część Sonaty Księżycowej nadeszła nagle. Snape był tak skupiony na tym co robi, jakby znajdował się tylko on i instrument. Hermiona poczuła ciarki na całym ciele, kiedy dłonie Snape’a z zawrotną prędkością snuły po klawiszach, ani na moment nie przestając grać. Nie mogła oderwać od niego oczu zdumiona talentem ukochanego. Prawda była taka, że czego Snape się nie dotknął, kończyło się ideałem. Hermiona zaśmiała się lekko, na co Snape odwrócił się na moment, gromiąc ją spojrzeniem. Powstrzymała uśmiech, kładąc mu przepraszająco dłoń na ramieniu. Snape pochylił się jeszcze niżej instrumentu, starając się wydobyć jak najgłębsze dźwięki Sonaty pasujące do części, którą właśnie grał. Zakończył Sonatę Księżycową, prostując barki. Granger była pod takim wrażeniem, że zaczęła głośno klaskać z uznaniem, a Snape uciszył ją jednym gestem dłoni.
Przysiadła się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu. Pocałował ją w czoło, otaczając ramieniem. Siedzieli tak w ciszy, słysząc jeszcze w uszach pobrzękiwanie Sonaty Księżycowej. W ten Snape chwycił za jej podbródek, uniósł w górę i spojrzał w oczy panny Granger. Zadrżała.
- Dziękuje – wyszeptał, składając na jej ustach delikatny pocałunek.
- Wszystkiego najlepszego Severusie.
Trwali w tej chwili dość długo delektując się swoją obecnością. Hermiona uchyliła powieki, wpatrując się w fortepian. Przejechała dłonią po ciemnym drewnie, uśmiechając się lekko pod nosem. Snape spojrzał na nią i wyczuł, o co chce zapytać, z kogo jak z kogo, ale z niej potrafił czytać niczym z otwartej księgi.
- Chcesz mnie o coś zapytać?
- Nie ma to znaczenia, wiem, że mi nie odpowiesz – wzruszyła ramionami.
- Jeśli z góry tak zakładasz to się nie dziwię Hermiono.
- Jak się nauczyłeś grać? - odwróciła się w jego stronę, patrząc na niego tymi swoimi brązowymi oczami.
- Murry mnie nauczył.
- Murry? - kiwnął akceptująco głową. - Nie sądziłam, że potrafi grać.
- Wiele rzeczy jeszcze nie wiesz – posłał jej sójkę w bok.
- Ile miałeś lat, jak zacząłeś?
- Odkąd pamiętam większą część świąt spędzałem w domu Murry’ego i Marii, tam pamiętam, że wieczorami Murry grał na fortepianie w salonie. Któregoś razu przysiadłem się do niego i pokazał mi wszystko. Zajęło mi to kilka lat, aby grać w taki sposób, jaki robię to teraz. Przez cały rok nie miałem dostępu do fortepianu, dopiero w okresie świąt miałem okazję, aby ćwiczyć pod czujnym okiem Murry’ego – zauważyła na jego ustach lekki uśmiech na te wspomnienia. - Kiedy zakończyłem studia i zacząłem pracę jako nauczyciel w Hogwarcie Murry dał mi wyprawkę, podarował mi fortepian – zaśmiał się. - Rozumiesz, prawda? Młody nauczyciel eliksirów dostaje fortepian. Maria jak się o tym dowiedziała, co wywinął Murry podarowała mi na wyprawkę dla przyszłego nauczyciela eliksirów zestaw profesjonalnych noży prosto z Japonii, ochronny kombinezon ze smoczej skóry i pierwszy prawdziwy kociołek, taki, których używają Mistrzowie Eliksirów. Wierzyła, że kiedyś nim zostanę i miała rację. Kociołek ten służy mi do dziś. Wiele im zawdzięczam – dodał już nieco ciszej, a Hermiona chwyciła go za dłoń.
- Są ważni dla ciebie.
- To prawda mam tylko ich, Arianę i ciebie.
- Dużo ostatnimi czasy wspominasz o profesor Torres – odgryzła się. Snape chwycił ją za brodę, unosząc w górę.
- Nie masz o co być zazdrosna – złożył na jej ustach tak czuły i pełen emocji pocałunek jak nigdy wcześniej. Oderwał się od niej i oparł jej czoło o swoje, przymykając powieki. - Jesteś dla mnie bardzo ważna Hermiono. Nie przeżyłbym dnia bez ciebie.
- A ja bez ciebie. Kocham cię Severusie – złożyła na jego ustach czuły pocałunek.
- Ja ciebie też kocham.
Przenieśli się do kuchni, tam Hermiona w ciszy obserwowała razem ze Służką Severusa pochylającego się nad rośliną w doniczce. Siedziały po przeciwległej stronie stołu, a na drugim końcu był Snape obcinający suche kwiaty i gałązki, przycinający łodygi. Robił to w takim skupieniu i z taką troską, że nie śmiała nawet odezwać się, aby nie zakłócić jego spokoju. Wciąż wpatrywała się na wyryty złoty napis na doniczce i poczuła zbierające się w kącikach oczu łzy. Podlał ostrożnie roślinę, a następnie wyniósł ją z kuchni pod bacznym spojrzeniem Służki i Hermiony.
Dała mu chwilę dla siebie, a następnie skierowała się do salonu, gdzie siedział w fotelu, wpatrując się w roślinę stojącą na stoliku. Oczywiste było, że Snape mógł użyć magii do odratowania jej, ale on wybrał trudniejszą drogę wymagającą czasu i wysiłku. Spojrzał w jej stronę i wskazał fotel stojący tuż obok niego. Zajęła go i skierowała swoje spojrzenie na roślinkę, czując rozlewające się ciepło w okolicy serca. Wyryty napis na ceramicznej doniczce był koślawy, co mogło oznaczać, że Severus był jeszcze bardzo mały, kiedy wręczył ten kwiat swojej matce Eileen. Miała cichą nadzieję, że zdoła on uratować tę roślinę, gdyż po jego zachowaniu widziała jaką wielką wartość ma dla niego.
Pozostałą część wieczoru spędzili w sypialni okryci puchową kołdrą, rozmawiając praktycznie o wszystkim. Temat mimowolnie zahaczył o jej niedawno zmarłych rodzicach, a Hermiona poczuła, że Snape rozumie ją jak mało kto, jakby wiedział, z jakimi zmaga się emocjami ukrytymi głęboko w sobie. Ten dzień odsłonił kolejny mur, który właśnie udało im się powalić. Severus Snape kolejny raz się otworzył. Hermiona nie wiedziała, czy jest to zasługa, iż jest to dzień jego urodzin czy po prostu cały ten czas, który spędzili na Spinner’s End pomógł im zagłębić się trochę bardziej w jego przeszłość. Snape poprawił się na poduszkach i spojrzał gdzieś przed siebie.
- Pamiętasz ten wieczór jak wybrałaś się z Draco do Hogsmeade, aby porozmawiać z Myronem?
- Tak pamiętam.
- Pamiętasz, jak wręczyłem ci flakonik z eliksirem, który miałaś zanieść Murry’emu?
- Oczywiście, że tak.
- Ten eliksir był dla Marii, ważyłem go przez ostatnie tygodnie, jej zapas powoli się kończył.
- Co to za eliksir? - zapytała cicho. Snape odwrócił wzrok ze ściany i spojrzał na nią. Jego spojrzenie było martwe, a ona poczuła oblewające jej kark nieprzyjemne dreszcze.
- Jeden z najmocniejszych i jedynych eliksirów uspokajających, jaki jest na świecie. Sam stworzyłem tę recepturę.
Spojrzała na niego, nie rozumiejąc za wiele. Spotkała jego przyszywaną ciotkę tylko raz, spędziła w jej towarzystwie kilka godzin, ale już wtedy wiedziała, że jest jedną z najmilszych i najczulszych osób, jaką kiedykolwiek spotkała. Widziała ją również we wspomnieniu Snape’a, które przypadkowo odkryła i nawet wtedy była pełną czułości młodą kobietą. Hermiona zagryzła wargę, usilnie się zastanawiając, dlaczego komuś takiemu jak Marii jest potrzebny jeden z najsilniejszych eliksirów uspokajających. Przecież jej małżeństwo z Murrym zdawało się kwitnąć, więc nic nie wskazywało na żadne kłopoty, których mogła się obawiać kobieta.
- Wspominałem ci, że Maria poznała Murry’ego na morzu? - pokręciła przecząco głową. - Spędzili tak kilka lat, podróżując wspólnie praktycznie po całym świecie. Kiedy urodziło się ich czwarte dziecko, zdecydowali, że będzie to ich ostatni rejs, że czas osiąść już dłużej na lądzie. Był to ich ostatni dzień wyprawy, mieli już zawijać do portu, nim zaczął się sztorm. Murry opowiadał, że pogoda nigdy się nie zmieniła jak tamtego dnia, przez tyle lat jak pływał, nigdy nie widział takich ogromnych fal. W jednej sekundzie niebo przykryły ciemne chmury, a on czuł jakby w powietrzu, unosiło się coś złego. Ich statek się rozbił, a Maria z kilkumiesięcznym dzieckiem w ramionach zaczęła tonąć.
Hermiona zachłysnęła się powietrzem słysząc ostatnie słowa Severusa. Wyprostowała barki i usiadła naprzeciw niego, wpatrując się w jego twarz. Czuła jak dłonie zaczynają się jej pocić, więc zacisnęła je w piąstki, wbijając sobie boleśnie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale żadne słowa z nich nie wyleciały, nie wiedziała właściwie jakich słów powinna użyć.
- Ledwo udało się uratować Marię, cudem przeżyła, jednak dziecko… - urwał, a Hermiona już zrozumiała. Otworzyła piąstki, które wciąż ściskała i zauważyła krew na wewnętrznej stronie dłoni. - Serce Marii pękło, jej dziecko zmarło w jej ramionach, a ona nie mogła jego nawet uratować. Sama się topiła, starając się zrobić cokolwiek, ale fale były tak duże, że ledwo wynurzała się na powierzchnię. Murry w tym czasie ratował pozostałą trójkę dzieci. Z każdą minutą jej dziecko w ramionach powoli przestawało się ruszać. - Snape urwał na dłuższą chwilę, ponownie wpatrując się w ścianę. - Maria ledwo przeżyła śmierć swojego dziecka, trauma z tamtego dnia jest z nią do dnia dzisiejszego, nigdy się z tym nie pogodziła. Są takie momenty kiedy nie potrafi się uspokoić, kiedy nie jest sobą wtedy Murry jest zmuszony podać jej ten eliksir. Przyznał się, że sam go czasem zażywa, gdy już nie może patrzeć na Marię. Gdy widzi ją w takim stanie, serce mu się kraja, że nie może pomóc żonie.
- To ogromna tragedia, jaka może spotkać rodziców – wyszeptała, a on zauważył ból i smutek w jej spojrzeniu.
- Nigdy nie rozumiałem, dlaczego Maria traktuje mnie tak, a nie inaczej, dlaczego jest dla mnie taka dobra, troszczy się o mnie. Zdałem sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy powiedziała, że traktuje mnie jak swoje dziecko, traktuje mnie jak Steviego, którego wtedy straciła. Jestem jej utraconym dzieckiem – dodał nieco ciszej.
***
W niedzielny zimowy poranek siedzieli w salonie, sącząc gorącą herbatę, a ogień wesoło buchał w kominku, ogrzewając ich swoimi płomieniami. Hermiona spojrzała na mężczyznę, uśmiechając się w duchu. Nie sądziła, że uczucie do Snape’a wzrośnie do takiego stopnia, jakie osiągnęło teraz. Sądziła, że jest to uczucie, krótkie, niezwiastujące nawet czegoś większego, pomiędzy nimi. A jednak stało się. Mogła teraz stwierdzić, że zawładnęła uczuciami profesora Snape’a. Ten jakby wyczuł, że rozmyśla o nim, spojrzał na nią, odwracając wzrok z kominka, a ona poczuła przyjemne ciepło na całym ciele.
- Chciałbym opowiedzieć ci pewną historię – zaczął Snape, zwracając jej pełną uwagę. - W czasach tak odległych, kiedy nie było mnie, ani ciebie na świecie moja rodzina była czystej krwi. Czystość ciągnęła się od pokoleń nim została przerwana przez moją matkę Eileen, która poślubiła mojego ojca, mugola. Tak stałem się czarodziejem półkrwi.
- Do czego zmierzasz Severusie? - wyprostowała barki. - Przeszkadza ci to, że pochodzę z niemagicznej rodziny?
- Słucham? - spojrzał na nią jakby spadła z choinki. - Oczywiście, że nie Hermiono - warknął zły. - Możesz chociaż raz mnie wysłuchać i nie przerywać mi?
- Oczywiście, wybacz.
- Naszyjnik, który nosisz pochodzi z czasów Salazara Slytherina. Salazar nakazał go wykuć goblinom, a kiedy te zdały sobie sprawę, jaki jest cenny, nie chciały mu go wydać. Salazar zabił ich, odzyskując naszyjnik. Kiedy panowała jeszcze równość w magicznym świecie, a Slytherin miał dobre stosunki z pozostałymi założycielami Hogwartu, zakochał się w czarownicy czystej krwi. Nigdy niedane mu było ożenić się z nią, ale na znak swojej miłości podarował jej naszyjnik, wykuty specjalnie dla niej. Nikt nie wie jak zginął Slytherin, ale kobieta nosiła ten naszyjnik do końca swoich dni, nie zakochując się w żadnym innym mężczyźnie. Na łożu śmierci przekazała go swojej siostrze, która później podarowała, go swojej córce. I tak przez pokolenia naszyjnik z czasów Salazara Slytherina wpadł w ręce mojej babci, która dostała go od swojej matki. Moja matka Eileen również go nosiła na samym początku, ale kiedy poznała mojego ojca, który nienawidził wszystkiego, co było magiczne, oddała go z powrotem mojej babci. Ona wręczyła go mi kilka lat temu, przez te wszystkie lata był schowany, nim nadszedł czas, bym przekazał go tobie Granger. - spojrzał na nią.
- Czyli naszyjnik ma jakąś potężną moc? - dotknęła go opuszkami palców. Snape kiwnął głową. - Jesteś potomkiem Salazara?
- Kobieta, którą pokochał Salazar, była moją krewną. Nie bawiąc się w drzewo genealogiczne, byś zrozumiała to najprościej, Salazar przekazał go członkini rodu, która wręczyła go swojej siostrze, gdy umierała. Tylko że ona nigdy nie dała mu potomka, więc odpowiadając na twoje pytanie, nie jestem potomkiem Salazara Slytherina.
- Jest jeszcze coś takiego jak medalion Salazara Slytherina – zauważyła jak Snape zacisnął mocno dłonie.
- To już inna historia, nie zadręczaj się nią – odpowiedział nieco oschle, chcąc, by nie drążyła tematu. - Wracając do jeszcze jednego twojego pytania. Salazar przelał na niego część swojej potężnej mocy, aby chroniła jego ukochaną. Jest to rodzaj amuletu ochronnego, ale również niezwykle ogromna siła skryta w tym czarnym diamencie. Do końca nie wiem, jak on działa, ale moja babcia mówiła mi, że czuła cały czas dziwną siłę, która ją strzegła i nigdy nie ucierpiała nawet na moment, czego nie można powiedzieć o mojej matce, która została pobita na śmierć przez mojego ojca tyrana, kiedy ja byłem na piątym roku – urwał, spoglądając na kominek. - Miesiąc przed tym jak moja matka zginęła zjawiła się u Murry’ego i Marii prosząc ich, aby zostali moimi rodzicami chrzestnymi, których nigdy nie miałem, jak się urodziłem. Mój ojciec nigdy tego nie chciał, nie pochwalał takiej instytucji jak rodzice chrzestni, uważał to za brednie i niepotrzebny zamęt. Dowiedziałem się dopiero o tym dwa tygodnie temu kiedy przyjechałem na święta, Służka znalazła przypadkowo dokumenty mojej matki. Nawet nie mam im za złe, że mi nie powiedzieli, że ukrywali to przez tyle lat.
Hermiona szybko znalazła się przed nim, klękając na jedno kolano. Odgarnęła czule kosmyki z włosów, które opadły mu na twarz i zajrzała w czarną taflę oczu. Nic nie powiedziała, a Snape był za to wdzięczny, nie potrzebował litości, nie chciał jej. Chwycił jej dłonie i ucałował czule, spoglądając w jej czekoladowe oczy.
- Musisz mi obiecać, że nigdy nie ściągniesz naszyjnika. Nie zawsze będę mógł być przy tobie – powiedział cicho.
- Severusie – nim zdała sobie sprawę, co właśnie powiedział, poczuła zaciskającą się gulę w gardle i napływające do oczu łzy.
- Hermiono, jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, jakie niespokojne czasy nadchodzą! Musisz mi obiecać, że nigdy nie ściągniesz naszyjnika Salazara.
- Obiecuję Severusie– odpowiedziała całkiem szczerze, zaglądając w ciemne oczy mężczyzny. Zauważyła w ciemnej tafli spojrzenia błysk, ale nie wiedziała, czy był on spowodowany strachem. W niedługiej chwili jego oczy znów były matowe, przypominające to spojrzenie Severusa, które mogła widywać codzienne. Czuła, że podpisała jakiś niewidzialny pakt z diabłem, ale wiedziała, że Severus miał rację, cokolwiek nadchodziło, cokolwiek niosła ze sobą przyszłość, było niebezpieczne i on o tym wiedział. Była pewna, że robił to z jakiegoś powodu. - Ufam ci we wszystkim.
- I powinnaś Hermiono.
Polecam posłuchać Sonaty Księżycowej, ja jestem w niej absolutnie zakochana! LINK.
Dzień dooobry! ♥
Dziś pozwolę sobie napisać troszkę więcej słów do Was niż zazwyczaj.
Dziewiąty stycznia, dzień urodzin Severusa. Rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj, zawarłam w nim wiele przeżyć naszego bohatera, zagłębiliśmy się w jego trudną przeszłość. Zostało tutaj rozwianych kilka wątków, które z biegiem czasu na pewno Wam chodziło po głowie. Muszę się przyznać sama przed sobą, że jestem z tego rozdziału bardzo dumna, włożyłam w niego dużo pracy i wysiłku, mam cichą nadzieję, że widać to w przekazie rozdziału.
Dedykuję ten rozdział Rickmanickiej, która służyła mi swoją dobrą radą i wsparciem, która była przy mnie tak po prostu, kiedy tego potrzebowałam. Dziękuję słońce!
Zachęcam Was do zapoznania się z opowiadaniem Rickmanikiej: Proces, który jest opowiadaniem, jakiego jeszcze nie było na bloggerze!
Świetny pomysł autorki, przelany w opowiadanie, które zatyka dech w piersiach. Zaufajcie mi, nie pożałujecie.
Zbliżamy się wielkimi do świętowania uwaga: 8 urodzin Narkotyka!
Z tego powodu pragnę poprosić Was o małą rzecz; zostawcie w komentarzu pytanie/a, które Was nurtują i może zrobimy z tego Q&A.
Co Wy na to?
Urodzinowa notka pojawi się 15 stycznia!
Chciałabym Was zaprosić na moje drugie opowiadanie, które jeszcze nie zyskało takiej popularności jak Narkotyk: Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas. Jest to nieco inne historia Sevmione, ale liczę, że również przyjmie się z Waszym uznaniem. Pojawił się tam nowy rozdział gotowy na Waszą opinie ♥
Następny rozdział już niebawem, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia ♥
Całuję,
Jazz ♥
P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.
UUUUUU NO TO NIEŹLE! :D
OdpowiedzUsuńKobieta zawsze wie, jaki prezent zrobić mężczyźnie i nie mówię tu o Sonacie 😂😂😂😂 przepraszam, ale musiałam to zaznaczyć 😂😂
Severus jaki opiekuńczy z tym naszyjnikiem 😎 wiadomo, że i tak zawsze będzie przy niej, nie ważne co tam sobie bredzi, ale słodko, że się tak o nią troszczy 💞 przez chwilę serio myślałam, że jednak jest tym potomkiem Salazara 🤔
Wątek Marii świetnie rozegrany, ja tylko podrzuciłam maluteńki pomysł, także to głównie zasługa Twojej genialnej wyobraźni 🙏🏻💞
A tak na marginesie, też bym była zazdrosna o Torres 😂 ma dziewczyna rację!
Rozdział generalnie cudeńko, w sam raz na depresyjny wieczór 😂
O kurcze, dzięki za polecanko, aż się zaczerwieniłam 😱♥️♥️♥️
Jezusicku, kocham q&a, moje pytanie to:
Jakie jest Twoje największe marzenie?
Buziaki przesyłam, trzymaj się ciepło i do następnego! ♥️♥️💞
Kochana, dziękuję za komentarz! ♥
UsuńTroszkę się wydarzyło w tym rozdziale, aż nie wiem, do której rzeczy się odnieść w tym momencie 😁
Dostał dwa prezenty i podejrzewam, że z ich obu jest nieźle zadowolony, haha 😂
Bredzi, nie bredzi, jakoś musi wspomóc ochroną swoją kobietę 😁🥰 Facet ma gest, dość cenny ten naszyjnik, ale wiadomo jak to Severus, wszystko musi być u niego idealne 😁
Zagięłaś mnie z pytaniem do q&a, na prawdę. Nie spodziewałam się takiego pytania, a szczerze, muszę się dobrze zastanowić nad odpowiedzią. W moim przypadku nie jest to takie łatwe i oczywiste 🤔
Dziękuję jeszcze raz za Twój komentarz i Twoje wsparcie tutaj!
Do następnego! 🤗
Ściskam,
Jazz ♥
PO PROSTU UWIELBIAM TWOJE SCENY 18+ ❤
OdpowiedzUsuń