wtorek, 26 stycznia 2021

Rozdział 57

  Niebo nad zamkiem przykryły ciężkie, ciemne chmury. Harry minął gargulca strzegącego wejścia do gabinetu Albusa Dumbledore'a i biegł tak szybko jak tylko mógł, zwracając na siebie uwagę niektórych portretów, pomrukujących pod nosem aluzję do biegania po korytarzach. Jeden z czarodziei siedzący w masywnym fotelu spoglądał na Harry'ego spod ciężkiej ramy obrazu kręcąc głową, nie ukrywając swojego zdania o uczniach i ich bezczelnym bieganiu po korytarzach. Harry nie przejął się zbytnio czarodziejem, który jeszcze coś za nim krzyczał, gdy ten zniknął za zakrętem, musiał jak najszybciej powiadomić Rona i Hermionę, o czym się dowiedział na temat Toma Riddla. Czuł, że ta informacja nie może czekać do rana. Było zaledwie po dziewiętnastej, więc miał nadzieję, że uda mu się złapać gdzieś przyjaciół w pobliżu. Policzki miał czerwone od biegu i wrażeń, które były tak świeże, że jeszcze nie zdołały opaść. Płuca szybko pompowały życiodajny tlen, kiedy przeskakiwał po kilka stopni w dół, aby jak najszybciej wyrzucić z siebie gromadzące się informacje. Zauważył rudowłosą czuprynę i szybko chwycił Ronalda za rękaw, gdy ten wychodził z Wielkiej Sali wraz z innymi uczniami.


- Harry co się dzieje? - zapytał rozkojarzony, rozglądając się wokół, gdy przyjaciel ciągnął go za rękaw, oddalając się od Wielkiej Sali.

- Musimy znaleźć Hermionę. - odpowiedział zasapany, posyłając mu tylko ukradkowe spojrzenie. - Chyba tutaj ma komnaty, co? - zapytał, rozglądając się po opustoszałym skrzydle.

- Nie pokazała nam jeszcze ich. - mruknął z pretensją w głosie rudowłosy.

- Ron, spójrz tutaj!

Po niedługiej chwili Harry wskazał różdżką na drzwi, znajdujące się na końcu korytarza. Złota tabliczka umieszczona na nich oświadczyła, że są to Prywatne Kwatery Prefekta Hermiony Granger. Spojrzał na Rona i gdy ten kiwnął głową, zapukał trzy razy, a drzwi od razu się otworzyły. Stała w nich dziewczyna odziana w płaszcz zimowy, a w ręku trzymała koszyk z Krzywołapem oraz średniej wielkości torbę podróżną. Policzki miała zaróżowione, a kasztanowe włosy opadały delikatnie na ramiona. Spojrzała nieco zdziwiona na przyjaciół, kogo jak kogo, ale ich się nie spodziewała, zwłaszcza o tej porze.


- Harry, Ron! Co wy tutaj robicie?

- Wychodzisz gdzieś? - zapytał Ron.

- Nie, ja właśnie wróciłam – otworzyła szerzej drzwi, zapraszając ich do środka.

- Nic nam nie mówiłaś, że gdzieś wyjeżdżasz – odparł z pretensją Harry, wchodząc do kwater.

- Gdzie byłaś?

- Czy to takie ważne? - mruknęła, zrzucając z siebie płaszcz zimowy i odrzucając go na komodę, która była niedaleko drzwi. Zsunęła ze stóp kozaki i założyła ciepłe kapcie.

- My byśmy ci powiedzieli – odezwał się Harry, wyrywając ją z zamyśleń.

- Daj spokój Harry, jestem dorosła – musiało zabrzmieć to lekko nietaktownie, bo zauważyła chłodnie spojrzenie chłopców. Wskazała im ręką, by usiedli na sofie przed kominkiem. Już miała opaść na fotel, nim spostrzegła otwartą księgę leżącą na stoliku, którą zaczęła czytać, zanim Severus złożył jej wizytę, proponując jej wspólnie spędzenie weekendu. Szybko chwyciła ją, nim chłopaki zdążyli zająć swoje miejsca i odłożyła ją na półkę, pośród innych ksiąg.

- Macie ochotę na gorące kakao? - kiwnęli akceptująco głowami, a przed nimi pojawiły się trzy parujące kubki w barwach Gryffindoru.

- Fajne masz te komnaty – powiedział z uznaniem Ron, rozglądając się po salonie. - Masz nawet własną łazienkę! - wskazał palcem na uchylone drzwi, z którego zauważył stojącą pod ścianą wannę. - Odjazd! Nie musisz czekać w kolejce, jak taki Potter skończy śpiewać pod prysznicem.

- Wcale nie śpiewam Ron!

- A właśnie, że tak!

- Czym mogę zawdzięczać sobie waszą wizytę? - zapytała lekko dyplomatycznie, przerywając ich dyskusję. Harry spojrzał na Rona, wściekle drapiąc się po zarumienionym policzku, mrucząc coś pod nosem, że wcale to nie on śpiewa, tylko zapewne Neville.


Znów musiało zabrzmieć to nietaktownie, zupełnie jakby ich wyganiała. Bynajmniej tak myślała, że musiało to tak wyglądać, ale nie zauważyła dziwnego spojrzenia Gryfonów pod swoim adresem. Wręcz przeciwnie, Potter wciąż łapał nieprzychylnie w stronę Rona.


Powstrzymała ziewnięcie, przykładając dłoń do ust. Musiała przyznać sama przed sobą, że weekend spędzony z Severusem był dość aktywny i męczący. Spędzili wiele godzin, rozmawiając w salonie, a także w sypialni odkrywając bliskość swoich ciał. Na to wspomnienie Hermiona poczuła palące policzki. Oczywiście spędzili czas również poza sypialnią, Hermiona przysłuchiwała się wtedy jego grze na fortepianie, jak kilkukrotnie dla niej odtwarzał Sonatę Księżycową, a ona za każdym razem była nią tak samo oczarowana. Musiała przyznać, ale widok siedzącego Severusa przed fortepianem powodował szybsze bicie serca.


I wtedy przed oczami ujrzała, jak rozmawiali w salonie, jak wyznał jej tyle ważnych aspektów swojego życia. Jak wspomniał o Marii i Steviem, jej utraconym dziecku, o swojej matce, która zmarła w tak tragiczny sposób, a także o Murrym i Marii, których mógł już nazywać od tego momentu rodzicami chrzestnymi. Poczuła ucisk w okolicy serca, kiedy widziała jak Severus zabiera ze sobą do Hogwartu roślinę. Służka zaproponowała, że może się nią zająć, mieć na nią oko, ale mężczyzna uznał, że on powinien to zrobić. Trzymał ją kurczowo przy sobie, a przed teleportacją nałożył na nią niewidzialną siatkę, aby nie uszkodzić jej tylko. Zdała sobie sprawę, że Severus zrzucił przed nią maskę, odsłonił się, ukazał jej ciemne zakamarki swojej duszy. Zaufał jej w tamtym momencie całkowicie, a to było dla niej najważniejsze. Wiedziała, że traktuję ją poważnie. Traktuje ich relację poważnie.


- Hermiono jesteś pewna, że to bezpieczne miejsce? Nikt nas tu nie usłyszy? - wyrwał ją z zamyśleń Harry. Spojrzała na niego, odsuwając od siebie resztkę wspomnień.

No jedynie może wyjść z kominka Snape z butelką wina w ręce i kieliszkami, ubrany tylko w czarną koszulę z luźnymi spodniami, albo naburmuszony narzekający na bandę bałwanów, którzy znów zdemolowali mu pracownie, pomyślała. Rzuciła okiem w stronę kominka, jakby nagle miałby się w nich znaleźć mężczyzna. Następnie spojrzała na Harry’ego i Rona – pewnie padliby trupem widząc tu Snape’a.


- Oczywiście Harry, nie musisz się niczego obawiać – zapewniła przyjaciela.

- Słuchajcie, przed chwilą wróciłem z Dumbledorem z wioski Budleigh Babberton. Mieszka tam Horacy Slughorn.

- Czytałam gdzieś o nim, czy przypadkiem nie nauczał przed laty eliksirów i nie był opiekunem Slytherinu, tuż przed profesorem Snape’m? - spojrzała na nich. Ron jedynie wzruszył ramionami. Czy on czymkolwiek się interesuje poza czubkiem własnego nosa? Pomyślała Hermiona z rezerwą tolerancji.

- Dokładnie tak i nauczał Voldemorta. - poczuła na sobie kubeł zimnej wody, zapominając o zmęczeniu, jakie chwile wcześniej ogarnęło jej ciało.

- Tak czysto hipotetycznie – zauważył Ron, chwytając za kakao. - Gdyby przypadkiem wrócił do Hogwartu nauczać eliksirów, to Snape dostałby w końcu posadę nauczyciela obrony przed czarną magią!

- Zapewne tak – odpowiedział z kwaśną miną Potter. - Chociaż Dumbledore składał mu propozycję powrotu na stanowisko, ale ten nigdy się nie zgodził.

- Ale po co tam w końcu byłeś? - zapytał Ron.

- Dumbledore wierzył, że Horacy Slughorn zna jakiś sekret Voldemorta. Wypytywał niejednokrotnie go o to, ale Slughorn skutecznie unikał tematu. Slughorn przez ten cały czas podsyłam Dumbledorowi zafałszowane wspomnienie, aby nikt nie mógł się dowiedzieć prawdy, którą skrywa. Dlatego wziął mnie ze sobą, dlatego użył mnie, żeby z nim porozmawiał, zostawiając nas przypadkiem samych.

- Jak to użył? - oburzyła się Hermiona spoglądając na przyjaciela.

- Slughorn lubi takie osoby jak ja – zaznaczył w powietrzu cudzysłów. - Stworzył Klub Ślimaka, do którego zapraszał tylko utalentowanych uczniów. Dlatego spróbowaliśmy wraz z Dumbledorem bym to ja porozmawiał z Horacym i wyciągnął z niego prawdziwe wspomnienie tamtego dnia. Udało się.

- Czego się dowiedziałeś? - zapytał Ron, pochylając się nad stolikiem.

- Voldemort wypytywał Slughorna o znaczenie horkruksów i jak się je tworzy.

- Horkruks? - powtórzyła Hermiona. - Nigdy o tym nie słyszałam.

- Horkruks jest to przedmiot, w którym ktoś ukrył cząstkę własnej duszy. Jeśli ciało zostało zaatakowane na ziemi, osoba nie mogła umrzeć, bo jej cząstka wciąż żyła w horkruksach. A Voldemort chciał rozczepić swoją duszę na sześć części. Wypytywał go, jak tego można dokonać.

- Sześć części? Przecież to niedorzeczne! - odezwał się Ron.

- Jak twierdzi Slughorn rozczepienie duszy jest aktem gwałtu na naturze. Dokonywało się to przez morderstwo, które rozczepiało duszę.

- Czyli co z tymi horkruksami?

- A to Ron, że muszę je odnaleźć i zniszczyć.

- Pomożemy ci je zniszczyć, prawda Ron? - pokiwał automatycznie głową. - To gdzie one są? - odezwała się Hermiona prostując barki.

- Mogą być wszędzie – odpowiedział Harry, spuszczając głowę. - Jeden już zniszczyłem, Dziennik Toma Riddla w Komnacie Tajemnic.


***

Przez następne dni, Harry, Ron i Hermiona spotykali się po zajęciach, próbując obmyślić, jakie mogą być pozostałe horkruksy, w których swoją cząsteczkę pozostawił Tom Riddle. Widywali się w kwaterach Hermiony, bo wiedzieli, że jest to jedyne miejsce, gdzie mogli spokojnie rozmawiać, aby nikt im nie przeszkodził. Zero zbędnych pytań, zero kręcących się młodszych uczniów.


Na samym początku Hermiona udała się do Severusa prosząc, aby nie zjawiał się u niej bez uprzedzenia. Snape patrzył na nią pytająco, a Hermiona jedynie wzruszyła ramionami, mówiąc, że pomaga Harry’emu i Ronowi się przygotować do zbliżającego się testu z transmutacji, a byłoby dość dziwne, gdyby nagle wyszedł z jej kominka. Oczywiście Snape czytał z niej jak z otwartej księgi i wiedział, że Granger nie potrafi kłamać, ale już nie dopytywał, zostawiając ją w spokoju.


- Słyszeliście o ataku na Katie Bell w Hogsmeade? - odezwał się Potter, kiedy siedzieli nad stolikiem zapełnionym zwojami pergaminu oraz opasłymi księgami, próbując znaleźć jakiekolwiek informacje na temat horkruksów.

- Ataku? - Hermiona spojrzała na przyjaciół, prostując barki. - Ktoś zaatakował Katie?

- Ktoś rzucił na nią klątwę – powiedział Harry. - Otrzymała od kogoś pudełko, w którym był naszyjnik, a kiedy go dotknęła, coś dziwnego się stało z nią, wyrzuciło ją na kilka metrów w powietrze, jakby jakieś niewidzialne siły szarpały jej ciałem i opadła później na ziemię.

- Skąd o tym wiesz? - zapytał Ron.

- Śledziłem Malfoya.

- Co robiłeś? - odezwała się Hermiona odkładając na stolik piórko. - Dlaczego Harry?

- Malfoy dziwnie się zachowuje, coś jest nie tak i jestem święcie przekonany, że to on dał Katie ten naszyjnik.

- To są poważne oskarżenia Harry.

- Co go tak bronisz Hermiono? Wiem, co widziałem byłem tam. A co jest najgorsze? Katie miała dać ten naszyjnik Dumbledorowi!

- Wcale go nie bronię – mruknęła pod nosem.

- No właśnie widać – odezwał się Ron. - Odkąd zostałaś prefektem i spędzasz więcej czasu z Malfoyem jesteś jakaś inna, tańczyłaś z nim na balu, jesteś z nim na dyżurach, trochę dużo tego jak na naszego wroga. - Harry potrząsnął głową w zupełności, zgadzając się z przyjacielem.

- Mam przeczucie, że to nie Malfoy – spojrzała na nich.

- A niby kto?

- Nie mam pojęcia Harry.

Oparła się o sofę, już nic więcej nie mówiąc. Była pewna swoich przypuszczeń. To prawda, chłopak był całkiem inny kiedy byli razem, a musiała przyznać, że spędzili dość sporo czasu w ciągu poprzedniego semestru. Obronił ją w pociągu przed Pansy Parkinson, czekał na nią kiedy musiała odwiedzić Murry’ego, by odprowadzić ją potem do zamku, zaniósł ją na początku nowego semestru do Severusa, kiedy ta prawie zemdlała na schodach, a tak naprawdę mógł ją zostawić, nawet nie zawracając sobie głowy. Hermiona zagryzła nerwowo wargę rozmyślając o Ślizgonie.


- Zdajecie sobie sprawę, że profesor Torres nie odpuści nam zaległego testu, który miała nam zrobić profesor McGonagall? - wyrwała ich z zabłąkanych myśli pół godziny później.

- Naprawdę sądzisz, że nam go zrobi? Może zapomni, albo nam odpuści.

- Oczywiście, że zrobi nam go, Ron. Profesor McGonagall kilkukrotnie podkreślała, jaki on jest ważny – położyła na stolik opasłą księgę: Transmutacji dla Zaawansowanych – Tom I, a ten lekko zadrżał pod ciężarem. - Ostatnio przed zakończeniem zajęć profesor Torres podała nam termin egzaminu, ale chyba nie zwróciłeś na nią uwagi, jak to mówiła. Czasu jest niewiele, musimy się za to zabrać.

- Nie mam do tego głowy – westchnął Harry, przyciskając głowę do poduszki. - Nie mogę spać, myślę o tych horkruksach i kompletnie nic mi nie przychodzi do głowy.

- Też o tym myślałam przez ten cały czas – przyznała się. - Zastanawia mnie tylko, jak ważne muszą być to przedmioty, aby Voldemort chciał w nich umieścić cząstkę swojej duszy.

- Może mają wartość sentymentalną dla niego – podsunął Ron.

- Na pewno coś muszą w sobie mieć – spojrzał na nich Harry. Chwycił w dłoń pióro i uniósł w górę. - Przecież nie uczyniłby horkruksa z pióra, prawda? Te przedmioty muszą mieć jakąś wartość. Pomyślcie tylko, chyba nie chcielibyście umieścić samego siebie w piórze, albo w starym kociołku? Pewnie w takim naszyjniku jak ma Hermiona – wskazał palcem na jej szyję. - już tak, wydaje się cenny. Może w ten sposób myślał Voldemort, tworząc je?

Hermiona chwyciła za swój naszyjnik, zastanawiając się nad słowami Harry’ego. A co jeśli miał rację? Jeśli Voldemort mógł ukryć cząstkę swojej duszy właśnie w takich przedmiotach? Nieco cenniejszych niż zwykłe pióro. Jeśli pierwszym horkruksem, który zniszczył Harry w Komnacie Tajemnic był Dziennik Toma Riddla, dlaczego Voldemort zdecydował się akurat tam umieścić cząstkę swojej duszy, dlaczego w starym dzienniku? Ponownie dotknęła naszyjnika. To wszystko nie miało sensu. Voldemort zacząłby od starego, zniszczonego dziennika, a skończyłby przykładowo na cennej biżuterii? Westchnęła zrezygnowana.


- Nigdy nie widziałem go wcześniej, jest ładny, skąd go masz? - zapytał Harry.

- Naszyjnik? Babcia dała mi go po pogrzebie, powiedziała, że należał do mamy – skłamała.

- Wiecie co, sam się sobie dziwię, że to mówię, ale chociaż dziś nie rozmawiajmy o Voldemorcie, dobra? I tak na nic nie wpadniemy, więc może zajmijmy się tą transmutacją? Tak szczerze to trochę przeraża mnie profesor Torres, wolę zdać ten egzamin.


Harry wraz z Hermioną spojrzeli po sobie, słysząc słowa przyjaciela. Od kogo jak kogo, ale od Ronalda nigdy nie spodziewali się usłyszeć takiego wyznania. Rudowłosy był ostatnią osobą, która z własnej woli usiadłaby do książek, aby zaczerpnąć z nich wiedzę. Hermiona wybuchnęła gromkim śmiechem, a Harry jej zawtórował.


- Darujcie sobie – wywrócił oczami, widząc roześmiane twarze przyjaciół. - Naprawdę przeraża mnie profesor Torres!

- W sumie mnie trochę też. Bynajmniej wiemy, z czego będzie egzamin – uśmiechnął się pod nosem Harry. - Zauważyliście, że trzyma się blisko Snape’a? Chyba muszą się dobrze znać.

- Coś w tym jest – zgodził się Ron, chwytając podręcznik do transmutacji.

- Hermiono przyznaj się, szukałaś już jakichś informacji na temat naszej nowej profesorki? - poczuła lekko palące policzki, chłopcy wiedzieli, że ich przyjaciółka sprawdza informacje o każdej nowo poznanej osobie w bibliotece, szczególnie o nowych wykładowcach, a nie byłoby dla nich zaskoczeniem gdyby w tym przypadku było inaczej.

- Zdarzyło mi się raz czy dwa razy zajrzeć w tym celu do biblioteki – spojrzała na nich. - Nie znalazłam żadnej informacji o profesor Torres, w żadnej księdze, przejrzałam archiwum, nic.

- Jakby nie istniała – rzekł Ron, a Harry pokiwał głową, zgadzając się z nim.

- Zajmijmy się lepiej tą transmutacją – przerwała im, wiedziała, że Snape ufa tej czarownicy, więc i ona powinna. Nie chciała, aby w jakiś sposób chłopcy dalej drążyli temat nowej opiekunki Gryffindoru. Czuła się nieswojo, rozmawiając o niej, zupełnie tak jakby obnażała Snape’a z jakiejś tajemnicy dotyczącej kobiety.


Resztę wieczoru spędzili, popijając kremowe piwo nad notatkami z transmutacji. Chociaż ich rozbiegane myśli nie do końca trzymały się tego przedmiotu, zahaczając co rusz o nowe tematy, to i tak Hermiona musiała przyznać się, że tęskniła za tak wspólnie spędzonymi wieczorami. Wszystko zmieniło się w tym roku szkolnym, kiedy Hermiona jako prefekt naczelna dostała więcej obowiązków na swoje barki, więcej czasu spędzała na patrolach, a także więcej czasu poświęcała pewnemu czarodzieju, który skradł jej serce. Potem tak nagle nadeszła śmierć jej rodziców, która mimowolnie odepchnęła ją w bok, uciekając tym samym od przyjaciół.


Spojrzała na roześmiane twarze Harry’ego i Rona. Miała nadzieję, że to, co niesie ze sobą przyszłość, to co będzie niebezpieczne i ciężkie, jak stwierdził, pewnego wieczoru Severus, nie sprawi, że rozdzieli ją i jej przyjaciół. Cokolwiek by nadeszło, wiedziała, że muszą się trzymać razem. Jak przez te wszystkie lata.


***


Otworzyła szeroko oczy, starając się pozbyć resztki snu, pozostałości koszmaru, które nawiedził ją tej nocy i poprzedniej, a także wielu innych po pogrzebie rodziców. Wyczuła czyjąś obecność przy sobie, która sprawiła, że powoli zaczęła unormować swój oddech, drżące dłonie zaczęły być spokojniejsze. Dotknęła przyjemnego futra, wyczuwając obecność Krzywołapa. Zapaliła świece i przyzwyczajając się powoli do półmroku, spojrzała na kota, który wdrapał się jej na klatkę piersiową, usadawiając się tam. Złote oczy wpatrywały się w nią, a Hermiona nie mogła się oprzeć, żeby nie podrapać go za uchem.


Czuła się w jakiś sposób wdzięczna temu czteronożnemu przyjacielowi, że był przy niej, kiedy budziła się z koszmaru, jakby cały czas starał się jej pilnować, okazywać jej wsparcie. Na początku mogła spać z Severusem, przy którym nie miała koszmarów, a odkąd wróciła do Hogwartu i spała już sama w swoich komnatach koszmary zaczęły się dość często pojawiać, zawsze o tej samej tematyce, zawsze widząc scenę z domku w górach, kiedy jej rodzice padali martwi na podłogę, a nad nimi stała dwójka śmierciożerców.


- Jak ty to robisz, że wyczuwasz mój strach? - spojrzała w oczy Krzywołapa. - Jak to możliwe, że wyczułeś ich obecność, że wiedziałeś, że coś jest nie tak?


Ale Krzywołap nie odpowiedział, dziwne byłoby gdyby to zrobił, był po prostu kotem, ale Hermiona czuła, że nie był to zwykły kot. Odkąd kupiła go na ulicy Pokątnej w wieku jedenastu lat, on zawsze był przy niej, mogła nawet stwierdzić, że był kimś w rodzaju opiekuna, który ją strzegł na każdym kroku.


Krzywołap zaczął przymykać powieki, a Hermiona ostrożnie ściągnęła go z siebie i położyła obok, głaskając go po miękkim futrze, póki nie zasnął. Upewniając się, że już śpi, wyszła z łóżka i wyciągnęła z szafy czarny polar, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Nie oddała mu jeszcze go, ale nigdy się nawet nie upominał, a Hermiona cieszyła się, mając cząstkę jego w swoich komnatach. Zarzuciła go na ramiona, a do jej nozdrzy doleciał intensywny zapach drogich perfum Severusa. Przymknęła powieki, delektując się tym hipnotyzującym zapachem.


Chwyciła za różdżkę, wsunęła gołe stopy w kapcie i skierowała się do salonu, gdzie był kominek połączony z siecią fiuu. Wzięła garść magicznego proszku i wcześniej wchodząc do kominka, rzuciła go pod stopy, mówiąc głośno i wyraźnie, dokąd chce się udać.


Otrzepała z czarnego materiału popiół i rozejrzała się po salonie. Severusa nie było w sypialni, nie znalazła go również w kuchni, gabinecie, ani pracowni. W salonie zauważyła kubek do połowy zapełniony kawą, widocznie musiał gdzieś wyjść w pośpiechu, zostawiając niedokończony napój. Wiedziała, że ciężko będzie ponownie jej zasnąć, a tak strasznie potrzebowała jego obecności. Przez ostatnie dni, które spędziła z Harrym i Ronem nie dane jej było spotykać się z Severusem, chociaż na chwilę. Sam również był zajęty przygotowywaniem potrzebnych eliksirów dla Zakonu.


Przystanęła przy biblioteczce mężczyzny, nie mogąc się powstrzymać pragnieniu zapoznania się z dziełami, które posiadał w swojej kolekcji, a jak wiadomo kolekcja Severusa, była bardziej imponująca niż ta znajdująca się w szkolnej bibliotece, które swoją drogą, Hermiona w prawie całości się już zapoznała. Jej wzrok zatrzymał się na nie grubej pozycji, obitej ciężkim materiałem w kolorze zgniłej zieleni. Otworzyła pierwszą stronę, a jej oczy powiększyły się dwukrotnie. Właśnie trzymała w swoich dłoniach niezwykle rzadki i trudny do zdobycia, pierwszy egzemplarz, pochodzący z 1614 roku Ziół niezwykle trujących. Z tego co wiedziała przyszli Mistrzowie Eliksirów, którzy byli w trakcie studiowania alchemii, mieli na liście zapoznanie się z tym dziełem, a jak wiadomo, nie każdy mógł sobie pozwolić zdobyć ten unikatowy egzemplarz, więc czuła, że Severus swoją i tak pokaźną wiedzą, przebijał niejednego studenta na swoim roku.


Otuliła się kocem i usadowiła się wygodnie na kanapie, podkulając nogi. Nie wiedziała, ile zajmie jej czekanie na powrót mężczyzny, ale wiedziała, że nie chce wracać do swoich komnat, nawet jeśli miałaby czekać do rana. Zapaliła kilka dodatkowych, świeć na stoliku, aby dać przyjemny półmrok otoczeniu. Z niezwykłą ostrożnością otworzyła na pierwszym rozdziale, czując jak, zaszywa się w magicznym wirze lektury.


Nie wiedziała, ile minęło czasu, odkąd tu się zjawiła, może półgodziny, godzina, albo i dłużej nim usłyszała trzask drzwi dochodzących z głębi korytarza. Ostrożnie zamknęła czytaną chwilę wcześniej pozycję i odłożyła ją na stolik, wpatrując się w drzwi, które po niedługich chwili się otworzyły.


Severus pojawił się w swojej okazałości, a kiedy ujrzał zapalone świece, uniósł wyżej różdżkę, robiąc kilka kroków naprzód. Dostrzegł ją siedzącą na jego kanapie w piżamie, z kocem zarzuconymi na kolanach. Jej włosy zdawały się żyć własnym życiem, mógł nawet oprzeć się stwierdzeniu, że chyba młoda Gryfonka nie widziała się w lustrze, zanim zjawiła się tutaj. Opuścił różdżkę w dół, widząc jej zatroskany wzrok.


Dopiero kiedy sylwetka czarodzieja ukazała się w pełni blasku świec, mogła zauważyć, że był w szatach innych niż zazwyczaj. Ciężki czarny materiał szat, sięgający mu do kostek, wyglądał na niezwykle drogi i zapewne miękki w dotyku. Nigdy nie widziała go w tym stroju, a kiedy zauważyła połyskującą w dłoni maskę, już wiedziała, co to oznacza. Został wezwany. Nigdy nie dane jej było ujrzeć go powracającego, a nawet wybierającego się na spotkanie z Czarnym Panem. Poczuła ciarki na plecach, ale widziała, że był to jej Severus, który nie zrobi jej krzywdy, że to był jej Severus, który szpieguje dla Zakonu. Odrzuciła w bok koc i zbliżyła się do niego. Nie odezwał się ani słowem odkąd się pojawił, nie potrafiła odczytać nic z czarnych oczu mężczyzny. Zbliżyła się, dotykając ostrożnie jego dłoni, w której dzierżył różdżkę, lustrując całą twarz, szukając ran, zadrapań czy siniaków, ale postawa Snape’a, to jak stał wyprostowany, dały jej nadzieję, że nic mu nie jest, że nie oberwał żadną paskudną klątwą.


- Wezwał cię – stwierdziła. - Nic ci nie jest? Jesteś cały? - upewniła się.

- Jak widać, wciąż żyję – odpowiedział nieco gorzko. - Co tu robisz? - zapytał wymownie, patrząc na jej strój.

- Miałam koszmar.

- Nic mi nie mówiłaś, że je masz.

- Nie chciałam zawracać ci głowy takimi bzdurami.

- Przestań – usłyszała warknięcie. - To nie są bzdury, często je masz?

- Ostatnimi czasy zbyt często.

Chwyciła za maskę, którą trzymał w dłoni. Nie wydawała się ciężka, na jaką wyglądała, wręcz przeciwnie była niezwykle lekka. Odłożyła ją na jeden z foteli i położyła mu dłoń na klatce. Tak jak wcześniej myślała, materiał szat był niezwykle przyjemny w dotyku i zapewne bardzo drogi. Widocznie Czarny Pan obdarzał tym, co najlepsze swoich sojuszników. Potrząsnęła głową, odrzucając od siebie wizję czarnoksiężnika. Zajrzała w ciemne oczy mężczyzny, a kiedy poczuła na policzku zimny dotyk, przymknęła powieki. Nic więcej jej nie było trzeba, czuła się bezpieczna przy nim.


- Wiem, że Gryfoni są niezwykle uparci i pewni siebie – zaczął Snape. - Ale następnym razem po prostu przyjdź do mnie po eliksir słodkiego snu. Rozumiesz?

- Tak – wtuliła się w niego, czując w nozdrzach hipnotyzujący zapach mężczyzny. - Widziałam rodziców, jak umierali, a ja nie mogłam nic zrobić, stałam, nie mogłam się ruszyć, czułam się jak spetryfikowana – powiedziała cicho, ale od zdał się to usłyszeć, odsunął ją lekko od siebie i uniósł jej brodę, zaglądając w jej przygaszone, czekoladowe oczy.

- Wciąż jest to świeża sprawa Hermiono, ból po ich stracie nie minie tak szybko, na to potrzeba czasu. Zdaję sobie sprawę, że jest to długa droga przed tobą, musisz tylko pamiętać, żeby pozwolić sobie na przeżycie żałoby, nie możesz od tego uciec.

- Boje się, że nie poradzę sobie z tym, że nie dam rady – po jej policzkach pociekły łzy, a ona nawet nie starała się ich usunąć, pozwoliła im płynąć.

- Chodź do mnie.

Przyciągnął ją mocno do siebie, całując w czubek głowy. Wyczuł, jak zadrżała, a z jej gardła wydał się niekontrolowany płacz. Severus przymknął powieki, delikatnie kołysząc ją, czując drobny ucisk w talii, kiedy się w niego wtuliła. Wiedział, że głównie musi sama przez to przejść, że musi sama zaakceptować tę sytuację i pogodzić się mimo wszystko z nią.


Schował głęboko do szafy ciężki materiał szat, zaparzył herbaty i po chwili wspólnie usiedli w salonie, popijając gorący płyn. Zwrócił uwagę na stolik, gdzie leżała jedna z jego pozycji, którą Granger pozwoliła sobie wyciągnąć.

- Widzę, że czujesz się jak u siebie – stwierdził, wskazując na książkę z jego prywatnej biblioteki. Nie wyczuła w jego głosie złości czy rozczarowania jej osobą, wręcz przeciwnie, rozpoznała w jego głosie nutkę rozbawienia, a kiedy na niego spojrzała, zauważyła, jak lekko podniósł kącik ust w górę. Granger poczuła jak na jej policzki, wpływa ognisty rumieniec, chwyciła lekturę, z zamieram odłożenia jej na półkę, jednak Snape położył dłoń na jej nadgarstku, zatrzymując ją. - Możesz sobie ją wziąć, czytałem kilka razy.

- Na prawdę? - oczy powiększyły się jej dwukrotnie.

- Weź, póki zmienię zdanie.

- Dziękuję Severusie – a potem poczuł już tylko czuły pocałunek na swoich wargach. - To prawda, że był atak na Katie Bell? - zapytała niepewnie po kilku minutach.

- Tak.

- Wiadomo, kto to zrobił?


Snape oderwał wzrok od kominka. Nie odpowiedział od razu, wydawał się jakby, szukał odpowiednich słów, jakby myślał nad czymś intensywnie. Hermiona przez moment pomyślała, że jej pytanie o Katie Bell zaskoczyło mężczyznę, bo zauważyła mały błysk w jego oku, ale zniknął tak szybko jak się pojawił. Zapewne się jej to przewidziało.


- Gdybyśmy wiedzieli, sprawca byłby dawno złapany, Hermiono. Na szczęście panna Bell miała bardzo dużo szczęścia.

- Myślisz, że mógł być to Malfoy? - zlustrował całą jej twarz, a jego spojrzenie stało się zimne, bez wyrazu.

- Co to za idiotyczny pomysł? Zapewniam cię, że Draco nie ma z tym nic wspólnego, nie wiem nawet, skąd ci to przyszło do głowy. - zmroził oczy i wyprostował barki, zakładając ręce na piersi. - Jestem jego ojcem chrzestnym i zapewniam cię, Draco nie byłby zdolny do takich czynów.

- Ale…

- Skończyliśmy już ten temat, Hermiono – odpowiedział nieco ostro. - Oskarżając Malfoya oskarżasz tym samym mnie – wstał na równe nogi.

- Severusie ja nie chciałam, nie to miałam na myśli.

- Wydaje mi się, że zakończyliśmy ten temat. Robi się późno, powinnaś spróbować zasnąć – chwycił ją za dłoń, kierując się w stronę sypialni – Możesz spać u mnie, zaraz przyszykuję ci eliksir słodkiego snu.


Już nic więcej nie powiedziała. Poczuła się jak zbesztane małe dziecko, przyłapane na kradzieży cukierków. Jej policzki zapłonęły, czując ogarniający ją wstyd. Dobrze, że będzie mogła zażyć eliksir słodkiego snu, inaczej nie byłaby w stanie zasnąć widząc przed oczami ten wyraz twarzy Severusa, kiedy zadała mu pytanie o jego chrześniaka. Widziała w jego oczach rozczarowanie jej osobą, a przecież nie to miała na myśli, przecież nie tak miało to wyglądać. Świetnie Granger, po prostu świetnie, zbeształa się w myślach.





~*~


Dzień dooobry! ♥


Rozdział zwarty i gotowy, walczyłam z nim bardzo długo, głównie z ostatnią częścią, którą zmieniałam z cztery razy. Łącznie może usunęłam dziesięć stron tekstu, gdyż za każdym razem wciąż nie było to, czego oczekiwałam.


Mogę teraz powiedzieć, że udało mi się. Rozdział byłby o wiele szybciej, ale idealna Jazz uparła się, że nie opublikuje, kiedy sama nie będzie z niego zadowolona. Także kłaniam się nisko i czekam na Waszą opinię 🤗


Chciałabym Was zaprosić na moje drugie opowiadanie, Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas, gdzie również pojawił się tam nowy rozdział ♥


Kolejny rozdział planuję dodać na początku lutego, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 😘



Całuję,

Jazz ♥




P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.