piątek, 26 lutego 2021

Rozdział 60

  Był to mroźny styczniowy poranek. Śnieg ponownie spadł zeszłej nocy, przykrywając błonia i góry wokół Hogwartu. Większość uczniów nosiła między zajęciami rękawiczki ze smoczej skóry, aby chronić i tak przemarznięte już dłonie. Temperatura w zamku spadła do takiego stopnia, że nie dało się znaleźć biegających po korytarzach uczniów. Większość z nich spędzała czas pomiędzy zajęciami w Pokojach Wspólnych, ogrzewając się przy kominkach. W gabinecie Albusa Dumbledore’a wesoło trzaskał ogień w palenisku, ogrzewając swoimi płomieniami dwójkę czarodziejów. Snape trzymał delikatnie sczerniałą dłoń Albusa uważnie się jej przypatrując. Posłał starcu długie, świdrujące spojrzenie wypuszczając ciężko powietrze z płuc.


- Musiałeś prawda? Musiałeś wkładać swoje paluchy do pierścienia? Nie mogłeś poczekać na mnie, bym to sprawdził?

- Severusie, mój drogi – odezwał się spokojnym tonem Dumbledore, nie zwracając najmniejszej uwagi na cierpki humor towarzysza. – Zniszczyłem go, zniszczyłem horkruksa.

- Co z tego jak teraz umierasz – ponownie chwycił jego dłoń. - Postaram się uwarzyć jak najszybciej eliksir, który zahamuje rozprzestrzenianie się klątwy.

- Ile czasu mi pozostało?

- Może rok, może krócej – wstał od biurka, krążąc po gabinecie dyrektora.

Snape miał przeczucie, że nagle zewsząd spłynęły klątwy, w których po części on musi brać udział. Najpierw Granger i ciążąca na niej klątwa Szyszymory, a teraz Albus, niszczący pierścień Gauntów, w którym Voldemort ukrył cząstkę swojej duszy. Teraz czarnomagiczna siła wysysa żyjącą duszę Dumbledore'a pozostawiając mu przy dobrych wiatrach około roku życia. Snape opadł ponownie na fotel, starając się nie łapać kontaktu wzrokowego z błękitnymi tęczówkami mężczyzny.

- Severusie, spójrz na mnie – kiedy Snape podniósł niechętnie na niego wzrok, ponownie przemówił. - Wiemy, że Draco chciał podarować mi naszyjnik, a na nieszczęście wpadł w ręce biednej Katie Bell. Severusie dobrze wiem i ty również, że młody Malfoy musi mnie zabić.

- Albusie...

- Posłuchaj mnie – przerwał mu głosem okazujący jakimkolwiek brak sprzeciwu. - Wiemy, że chłopak jest zbyt słaby, żeby to zrobić. Znasz go doskonale mój drogi, przez tyle lat jesteś jego ojcem chrzestnym i już nieco przejrzałeś chłopaka. To ty będziesz musiał mnie zabić, to ty będziesz musiał wykonać zadanie Toma.

- A co jeśli ja nie chcę tego zrobić?

- Zawarliśmy umowę przed laty, pamiętaj.

- Ty i ta twoja umowa – warknął chłodno, piorunując go wzrokiem. - Co z Potterem?

- Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, musi się wszystkiego dowiedzieć.

Snape chwycił parę dropsów, które Albus trzymał na biurku i wcisnął sobie do ust. Przymknął powieki, czując na swoje własne niedowierzanie zbierające się w oczach łzy. Starał się być spokojny, oddychać miarowo i nie pokazywać starcu swoich uczuć. Rozgryzł mocno zębami kilka cukierków i otworzył oczy, patrząc gdzieś za okno.


- Co z panną Granger? Jak klątwa?

- Chyba jesteśmy na dobrej drodze – skłamał, nie patrząc mu w oczy. Co miał mu wyznać, że mylił się odnośnie klątwy, że rozkochanie jej w sobie nic nie da, dopóki nie przejdzie na ciemną stronę? Prędzej Albus wraz z Minerwą zabiliby go za to.

- To dobrze, dobrze – dyrektor mruknął pod nosem, wpatrując się w swoją dłoń. - Severusie gdybym ci powiedział, że twoje zadanie jest wykonane i już czas zakończyć relację z panną Granger, co byś zrobił?

Zdziwiło go to pytanie. Spojrzał na Albusa, ale ten wciąż miał utkwione błękitne spojrzenie na swojej dłoni. Snape jeszcze o tym nie myślał, wiedział, że nadejdzie taki moment, ale zawsze odkładał tę myśl na później. Jaki był jego stosunek do panny Granger? Jakie było uczucie do niej? Zapewne silne, ale czy aż tak by sprzeciwić się woli starca i utrzymać relację z przemądrzałą Gryfonką?


I wtedy oczami wyobraźni ujrzał ją. Stała z burzą loków patrząc na niego swym przenikliwym spojrzeniem, jednocześnie uśmiechając się dobrodusznie do niego, chwytając go za dłoń i składając krótki, lecz przepełniony uczuciami pocałunek na jego ustach. Obraz się zmienił, ale ona znów tam była, krzątająca się po jego komnatach w jego koszuli w Ślizgońskim kolorze materiału, co u zdziwieniu Severusa bardzo jej pasowało. Tym razem panna Granger pochylała się nad kociołkiem, marszcząc nos, usilnie się skupiając na eliksirze, który warzy.


Obraz się zmienił i widzi samego siebie jak walczy z Eleezae, jak go otruwa i patrzy spokojnie, jak kona, w dziwnym sensie delektując się tym widokiem. Ujrzał, jak podnosi jej zakrwawione i nieprzytomne ciało w Zakazanym Lesie po ataku Szyszymory. Jak znalazł ją zmarzniętą i nieprzytomną na posesji Weasleyów. Albo wtedy kiedy dał jej dostęp do swojej duszy, do tej ciemnej i zagubionej części. Wiedział, że ten proces jest konieczny i uratuje jej życie. Teraz gdyby opuścił ją, zrywając z nią kontakt, mógłby ją stracić raz na zawsze. Nie wiedział, jak potężna jest w niej czarnomagiczna strona jej duszy, czy Granger jest na tyle silna, by utrzymać samą siebie przy życiu bez jego pomocy.


Albus podniósł na niego wzrok, oczekując odpowiedzi.


- Zrobiłbym to co jest słuszne Albusie – zawahał się na moment, ale dokończył spokojnym i pewnym siebie głosem patrząc w oczy dyrektora. - Nie zakończyłbym tej relacji.

Albus wpatrywał się w mężczyznę tak długo, że Snape poczuł, jak świdruje go wzrokiem. Już przeszło mu przez myśl, że próbuje wkraść się do jego umysłu, ale nic takiego się nie stało, nie poczuł nacisku na bariery, które miał ustawione w swoim umyśle. Siedział, wpatrując się w niego, a wtedy Snape zauważył w błękitnym spojrzeniu starca mały błysk, ledwo zauważalny dla zwykłego obserwatora. Dyrektor chwycił cytrynowego dropsa, przez pewien czas obracając go w palcach, nim wrzucił go do ust.


- W tym wszystkim nie zapomnij o Lily.


Tylko tyle odpowiedział. Snape oczekiwał jakiegoś wywodu starca, kazania, że już czas zakończyć relację z Gryfonką, ale nic takiego się nie stało. Dumbledore oparł się w fotelu, przymykając powieki i Snape już wiedział. Zdał sobie sprawę, że jak kuriozalnie to nie brzmiało, ale właśnie dyrektor dał mu zielone światło dla relacji z panną Granger.


Lily, ah ta Lily. Severus odpłynął myślami w przeszłość. Oczywiście kochał Lily Evans, kochał ją szalenie mocno. Tylko że nigdy nie była jego, nawet na moment. Severus wiedział, że nie obronił jej wtedy, nie zapewnił jej bezpieczeństwa. Wiedział, że musi obronić teraz Hermionę, musi zapewnić jej bezpieczeństwo zwłaszcza w tej chwili kiedy potrzebuje go najbardziej. A Lily? Nie może żyć jej wspomnieniem przez całą wieczność, dogłębnie się w tym zatracając, ale był pewien jednego, nie mógł pozwolić, by jej śmierć poszła na marne.


- Spokojnie Dumbledore – odparł bez wyrazu. Jego głos był zimny, doszczętnie pozbawiony grama ciepła. - Pomogę Potterowi pokonać Czarnego Panna.

Albus uśmiechnął się delikatnie, przymykając powieki. Siedział w tej pozie dość długo, a Snape stwierdził, że nie ma już co dłużej zakłócać spokoju starca i skierował się do wyjścia. Mając dłoń na klamce usłyszał spokojny głos Albusa.


- Wiedziałem, że polubisz pannę Granger.

Severus już nie nie odpowiedział. Zniknął za drzwiami, ponownie zakładając na siebie maskę obojętności. Ruszył przed siebie, nawet nie wiedząc, gdzie się kieruje, ale w gruncie rzeczy niewiele go to obchodziło. Miał poczucie, że musi oddalić się jak najszybciej od gabinetu dyrektora. Musi odpędzić od siebie kłębiące się myśli, które doszczętnie zaczęły wyniszczać i tak splamioną już duszę czarodzieja.


Malfoy, Albus, Granger, Lily i Potter, wszędzie ten Potter, rzucił z ironią w myślach, widząc przed oczami zadufanego w sobie Gryfona o zielonych oczach, posiadające zupełnie ten sam kolor tęczówek, co jego dawna rudowłosa przyjaciółka. Obronię go Lily, nawet gdybym miał skonać... wyciągnę Pottera, z każdego bagna, w którym się znajdzie, przysiągł ostatni raz przed sobą, wspinając się po schodach na wieżę astronomiczną.




I wanna take you somewhere so you know I care

But it's so cold and I don't know where

I brought you daffodils in a pretty string

But they won't flower like they did last spring


And I wanna kiss you, make you feel alright

I'm just so tired to share my nights

I wanna cry and I wanna love

But all my tears have been used up


[...]


And if somebody hurts you, I wanna fight

But my hand's been broken, one too many times

So I'll use my voice, I'll be so fucking rude

Words they always win, but I know I'll lose


Tom Odell – Another Love


***


Hermiona siedziała na schodach tuż obok wejścia do Wielkiej Sali. Kartkowała podręcznik do Eliksirów dla Zaawansowanych, który należał do niejakiego Księcia Półkrwi. Nadal nie udało się jej odgadnąć, kim może być owy Książę. Spędziła tyle czasu w bibliotece, przejrzała tyle ksiąg i na nic nie udało się jej trafić. Była dość poirytowana tym faktem, gdyż z reguły znała odpowiedź na każde kiełkujące w niej pytanie. Niestety tym razem było inaczej.


Kątem oka zauważyła jak Draco Malfoy wyszedł z Wielkiej Sali zamaszystym krokiem. Na moment ich spojrzenia się spotkały, ale trwało to krótko, może sekundę nim chłopak spuścił wzrok oddalając się. Hermiona wróciła ponownie do swojej książki, nim znów usłyszała czyjś szybszy chód. Pewnie Malfoy zawrócił, jednak się pomyliła. Spostrzegła Harry’ego, który zaczął się kierować tam, gdzie jeszcze chwilę wcześniej zmierzał Malfoy. Zielonooki nawet nie zauważył Hermiony siedzącej na schodach, już miała ponownie wrócić do lektury nim z Wielkiej Sali wyszedł tym razem Gregory Goyle.


Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, co mogło to oznaczać. Szykują się kłopoty, przeleciało jej przez myśl. Chwyciła swoją torbę i wrzuciła do niej podręcznik Eliksirów dla Zaawansowanych, kierując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu widziała Goyle’a. Przyśpieszyła kroku, ściskając w dłoni różdżkę. Minęła jeden zakręt, potem drugi, ale nigdzie nie widziała Goyle’a ani Harry’ego. Już miała zawracać, nim usłyszała hałas dobiegający z łazienki chłopców na końcu korytarza. Długo się nie zastanawiając, pobiegła w tamtą stronę. Przy wejściu położyła swoją torbę i ostrożnie wychyliła głowę za drzwi. Gdzieś dalej w odbiciu jednego z luster ujrzała Pottera celującego w kogoś różdżką.


- Malfoy! Wiem, że to ty! - krzyknął Potter.

Hermiona czekała na jakąś odpowiedź, chłopaka, ale nic takiego się nie stało. Nagle lustra wzdłuż ściany rozbiły się na kawałki, robiąc pełno hałasu, a Hermiona odruchowo uklękła, mocniej ściskając różdżkę.


Raptem łazienkę prefektów rozświetliły błyski zaklęć wydobywających się z różdżek. Hermiona wyprostowała barki i szybkim krokiem podeszła do jednej z kabich chowając się za nią. Gdzieś z boku widziała czerwone światło, które trafiło na ścianę, rozwalając ją, a kafelki, które na niej były, zostały doszczętnie zniszczone.


- Potter! Wyłaź tchórzu! - głos nie należał do Malfoya. Musiał być zapewne Goyle’a, który przyszedł tu za blondynem.

Kawałki szkła zaskrzeczały za nią i odwróciła się z duszą na ramieniu. Zdusiła krzyk, widząc przed sobą Harry’ego. Jego włosy były potargane, okulary prawie zsuwały mu się z nosa, a policzki mocno były zaróżowione, zapewne ze wściekłości. Dzierżył w dłoni różdżkę, ostrożnie zbliżył się do niej, kładąc na swoich ustach palec.


- Harry – wyszeptała, rozglądając się wokół – Na Merlina, co się tu dzieje?

- Hermiona – chwycił ją za łokieć lekko przyciągając w swoją stronę - Idź stąd, nie powinnaś tu być.

- Zwariowałeś! - podniosła głos, co było błędem. Usłyszeli czyjeś kroki dochodzące z miejsca, z którego przyszedł chwilę wcześniej Potter. Hermiona chwyciła chłopaka za rękę cofając się w tył.

- Przyprowadziłeś szlamę – usłyszała za sobą głos jednego z wychowanków Domu Węża.

Odwróciła się zamaszyście i stała twarzą w twarz z Goylem. Nigdy nie widziała czystej furii wręcz wypływających z tęczówek chłopaka. Zawsze był pobudliwy, wszędzie chodził za Malfoyem, wszczynał bójki bez powodu, demoralizował młodszych uczniów, a teraz? To było coś zupełnie innego, coś, czego jeszcze nigdy nie widziała w postawie chłopaka. Mimowolnie zadrżała ze strachu. Niespodziewanie poczuła jak Harry, przylega do niej plecami, ciężko oddychając. Kątem oka zauważyła Malfoya, który zapewne stał celując różdżką w Harry’ego. Niewiele myśląc, chwyciła Pottera za nadgarstek i skierowała różdżkę w kabinę, która stała najbliżej Goyle’a.


- Bombarda! - krzyknęła, a z jej różdżki wyleciało białe światło, niszcząc kabinę. Hermiona pociągnęła Harry’ego korzystając z momentu kiedy w powietrzu unosiło się pełno kurzu i przebiegła obok nieświadomego Goyle’a kierując się w opustoszałą część łazienki chłopców.

- Dzięki – szepnął Potter, wyciągając różdżkę przed siebie. To był ułamek sekundy, jak przed oczami musnęła jej postać.

- Expelliarmus! - pchnęła Harry’ego na ziemię, a z jej różdżki wyleciało szkarłatne światło rozbrajając Malfoya. Jego różdżka wyleciała w bok, a on cofnął się krok w tył.

- Drętwota! - krzyknął Harry, kierując się w stronę Goyle’a, ale ten zrobił szybki unik.

- Expelliarmus!


Ślizgon rozbroił jej przyjaciela, którego różdżka wyleciała parę metrów dalej, a jego ciało poszybowało w górę, odbijając się od ściany i lądując na podłodze. Hermiona usłyszała zduszony krzyk Harry’ego. Goyle podwinął rękawy koszuli, kierując się w stronę Pottera. Trwało to tak szybko, że Hermiona nie miała pojęcia kiedy pięść Ślizgona spotkała się z policzkiem Harry’ego. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc, jak Harry zaciska pięści i zmierza w stronę Goyle’a, również go atakując. Jednak Ślizgon był dwukrotnie większy od Pottera, jednym zwinnym ruchem chwycił go za gardło, unosząc w górę.


- Przestań! - krzyknęła w stronę Goyle’a, ale ten nawet jej nie słuchał. Wciąż zaciskał pulchne palce na szyi chłopaka, który okładał go pięściami i wbijał paznokcie w jego dłonie. Jednak nic nie działało na Ślizgona.

- Draco bierz tą szlamę! - krzyknął, a Hermiona zauważyła, jak Ślizgon sięga po różdżkę, którą wcześniej wytrąciła mu z dłoni. Stał, ale nie uniósł jej wyżej. Wpatrywał się w oczy Hermiony, a jego spojrzenie było puste, zupełnie jakby Malfoy był zagubiony i zdezorientowany tym, co się wokół niego dzieje. Granger próbowała odczytać coś z jego spojrzenia, znaleźć jakąś odpowiedź, wskazówkę, ale nie udało się jej. Musiała ratować Harry’ego, który zaraz zostanie uduszony przez Goyle’a. Posłała w stronę Malfoya ostatnie krótkie spojrzenie, uniosła różdżkę, celując w jego klatkę piersiową.

- Drętwota! - upadł na ziemię.

- Jak śmiesz?! Brudna szlamo! - krzyknął Goyle. Tak jak liczyła, nagły atak z jej strony, sprawił, że Ślizgon puścił Harry’ego, który upadł na kolana, łapczywie nabierając powietrza.

- Harry! - znalazła się przed nim. Odgarniając mu kosmyki włosów z twarzy, czując, jak w oczach zbierają się łzy – Harry spójrz na mnie, Harry…

- Goyle – wyszeptał ochrypłym głosem Harry. - Goyle... odwróć się Hermiono... – powtórzył nieco głośniej, ciągnąc ją za skrawek szaty. Dopiero po chwili odwróciła się, czując, że czas nagle jakby stanął w miejscu. Furia, aż wydzierała się ze Ślizgona, który stał nad Malfoyem.

- Cruc...

- Sectrumsempra!

Sectrumsempra była jedyną rzeczą jaka jej przyszła do głowy. Z różdżki wyleciało białe światło, godząc chłopaka w pierś. Siła zaklęcia była tak duża, że odrzuciło chłopaka kilka metrów dalej. Upadł z hukiem na posadzkę, dysząc ciężko. Jego koszula zaczęła przeciekać szkarłatnym płynem, a ręce wyglądały jakby ktoś, zaczął je ciąć niewidzialnym sztyletem, robiąc głębokie rany. Chłopak sapał z bólu, nie mogąc się ruszyć. Poczuła jak tonie w ciemnej otchłani oceanu, jak lodowate języki owijają się wokół jej ciała. Powinna krzyczeć i drżeć z zimna, ale tak się nie stało. Lodowate języki były przyjemne, delikatnie muskały jej duszę, podsycając ją, szepcząc, że podobało się jej to, że było to całkiem przyjemne uczucie. Poczuła dziwny puls w prawej dłoni, coś jakby do jej krwiobiegu przechodziły dreszcze, pomieszane z adrenaliną. Miała przeświadczenie, jak ciepło, które rozpływało się wzdłuż kręgosłupa, rozpala każdy mięsień, każdą żywą komórkę. Dziwna i niezrozumiała energia oblała całe jej ciało, od koniuszków palców, aż po cebulki włosów. Hermiona stała w miejscu delektując się tą chwilą, gdzie ekscytacja i adrenalina buzowała w niej, pobudzając każdą komórkę jej organizmu, jej serce przyjemnie biło coraz to szybszym rytmem. Coś jak silna dawka kofeiny, albo co lepsze, hulający w jej ciele narkotyk. Jakaś nieśmiała myśl zagłębiła się w jej umyśle, szepcząc, że podobało się jej to. Było to uczucie, którego jeszcze nigdy nie doznała.


Nagle poczuła, jakby spadała przez ciemną otchłań, jakby wynurzała się z głębi oceanu, próbując nabrać powietrza. Zamrugała parę razy, patrząc na swoje dłonie. Co ja zrobiłam?! Stała pośrodku łazienki nie wiedząc co robić, z jednej strony był Harry, ledwo łapiąc oddech, z drugiej leżał Goyle wykrwawiający się i był jeszcze Malfoy, który zaczął odzyskiwać świadomość. Szybko otarła łzy, które pojawiły się na jej policzkach. Stała niczym sparaliżowana nie wiedząc, do którego z nich podejść jako pierwszego. Kątem oka zauważyła, jak Potter siada, chowając głowę między kolana. Hermiona odczytała to za znak i podbiegła go Goyle’a po drodze rzucając spojrzenie Malfoyowi, który stał teraz pod ścianą.


Ktoś jakby otworzył okno i wpuścił świeże powietrze do środka, doleciał do niej zapach perfum, które usilnie kojarzyły się jej tylko z jedną osobą. Nie musiała podnosić wzroku, doskonale wiedziała z kim ma do czynienia. Nagle spod ziemi wyrósł przed nią Snape, obrzucając szybkim spojrzeniem całą łazienkę chłopców.


- Potter, Granger! - usłyszała zimny głos mężczyzny. Odwróciła się powoli w jego stronę, a ich spojrzenia się spotkały. Cała jej Gryfońska odwaga odeszła w kąt, kiedy stała oko w oko z opiekunem Slytherinu, z Severusem, jej Severusem, który łapał na nią w złowrogi sposób. - Co tu się stało?

- Przepraszam, ja nie chciałam – wyrzuciła cicho i pochyliła się nad ciałem Goyle’a - Ferula - szepnęła ale rany nie zasklepiły się. Wciąż na jego ciele pojawiało się więcej głębszych nacięć. Podniosła pełne oczu łzy na Severusa, szukając w nich pomocy, a on dopiero teraz dostrzegł chłopaka. Szybko znalazł się przy nim i odsunął ją jednym ruchem ręki. Jego obecność sparaliżowały ją, nie była w stanie się ruszyć. Wpatrywała się to w Severusa to na wykrwawiającego się Goyle’a.

- Odsuń się Granger – rzucił chłodno Snape podkreślając, każde słowo. Poczuła jak ktoś łapię ją w talii i odsuwa na bok. Spotkała się z zakrwawioną twarzą Pottera. Mocno do niego przywarła, czując napływające w oczach łzy.

- Harry – dotknęła jego policzków. - Krwawisz.

- Nie tak mocno jak Goyle. - zauważył. - Hermiono co to było? - wyszeptał. Wiedziała, o co pyta, wiedziała, że chce poznać prawdę czym ugodziła Goyle’a, ale ona sama nie miała pojęcia, było to jedynie słowo umieszczone w podręczniku, które chodziło jej po głowie od kilku dni. Nie miała pojęcia, że tak zadziała, że tak to się skończy.

- Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur, Vulnera Sanentur – doleciał do niej szept Snape’a. Wypowiadał niezrozumiałą dla niej formułkę, krążąc różdżką nad ciałem chłopaka, a rany zdawały się powoli zasklepiać. - Potter, Granger, co to ma znaczyć?! - odezwał się w końcu Snape. Hermiona zauważyła, że chłopak już nie krwawi, leżał na płytkach, łapiąc powoli dech w piersiach. Podniosła na niego wzrok, jego spojrzenie było zimne, bez wyrazu. - Kto to zrobił? - wiedziała, że pyta o Goyle’a.

- Ja prosforze - poczuła, że zielonooki ściska ją za dłoń.

- Harry?! To byłam ja profesorze! - odezwała się szybko. Potter chyba na głowę upadł, że będzie mnie bronić! – Ja zaatakowałam Goyle’a, broniłam siebie i Harry’ego.

- Broniłaś – rzucił ze wstrętem Snape, jakby nie wierzył jej słowom. - Wyjdźcie stąd obydwoje. Natychmiast! - krzyknął Snape. - Malfoy, a my musimy porozmawiać.

Hermiona wzięła pod rękę Harry’ego, rzuciła ostatnie spojrzenie na Severusa, ale nie mogła niczego odczytać z jego spojrzenia. Wiedziała, że musi jak najszybciej opuścić wraz z Harrym łazienkę chłopców. W powietrzu, aż zdało się wyczuć ciężką i napiętą atmosferę. Chwyciła jeszcze swoją torbę, zarzucając ją na ramię.

- Harry musimy iść do Skrzydła Szpitalnego, Madame Pomfrey musi cię obejrzeć.

- Absolutnie! - zarzekł się chłopak, zatrzymując się nagle – Hermiono, nie chcę, aby ktoś mnie zauważył. Mogłabyś sama coś z tym zrobić? - wskazał na zakrwawioną twarz.

- Oczywiście Harry. - położyła mu dłoń na ramieniu, lekko ją ściskając. - Chodźmy do moich komnat.

Na swoje szczęście nie spotkali żadnego ucznia po drodze. Hermiona ściągnęła zaklęcia ochronne i wpuściła Harry’ego pierwszego do swoich komnat. Rozstawione wszędzie świece nagle rozbłysły, dając salonowi przyjemny półmrok. Na stoliku znalazły się dwa parujące kubki z korzenną herbatą i czekoladowe babeczki.


- Częstuj się Harry, przyniosę tylko ręcznik z łazienki.


Nałożyła na swoje usta delikatny uśmiech i zniknęła w drzwiach, prowadzących do łazienki. Chwyciła ręcznik, który leżał na półce, do małej miski nalała letniej wody i spojrzała nieśmiało na swoje odbicie w lustrze. Dziewczyna, która się tam ukazała, była blada, z rozczochranymi włosami, a także nieobecnym wzrokiem. Hermiona nie mogła niczego odczytać z czekoladowych oczu, nie wiedziała, czy się bała, czy była na siebie zła, czy czuła jakąś dziwną ekscytację, która szalała w jej ciele. Spojrzała na swoje dłonie, ciężko wypuszczając powietrze. Była pewna, że wydarzenie z dzisiejszego dnia nie pozwoli jej zasnąć tak szybko, usilnie powracając do sytuacji, sprzed kilkunastu minut, kiedy rzuciła nieznane jej zaklęcie w stronę Ślizgona.


- Hermiono...

- Wystraszyłeś mnie Harry – przyznała się, widząc w lustrze nową postać.

- Musimy porozmawiać – powiedział dość poważnie, jednak wciąż spokojnie. Obróciła się w jego stronę, jednak spuściła głowę w dół, wpatrując się w swoje buty.

- Wiem Harry, wiem o tym.

- Chodź do mnie – usłyszała ciepły głos przyjaciela, a po chwili była tulona w objęciach Pottera. Była po prostu bezpieczna. Delikatnie gładził ją po plecach, starając się uspokoić dziewczynę, gdy z jej gardła wydostał się niekontrolowany szloch. Mocniej przyciągnął ją do siebie, opierając brodę o jej rozczochrane włosy. - Jestem tutaj Mionka.

- Dzięki Harry – gdy się uspokoiła, oderwała się od niego, ocierając z policzków resztki łez. - Teraz moja kolej, nie ruszaj się, dobrze? – podniosła różdżkę, kierując ją na twarz przyjaciela. – Ferula – a rany na jego twarzy zaczęły się zasklepiać. - Jeszcze jedno – znów uniosła różdżkę. - Oculus Reparo – połamane okulary i zbite szkiełka znów stały się jak nowe. Chwyciła za ręcznik, wcześniej mocząc go w wodzie i starła resztki krwi z twarzy przyjaciela. Podziękował jej ciepłym uśmiechem i chwycił ją za dłoń, wracając do salonu. Usiadł po drugiej stronie kanapy i uważnie spoglądał na zmartwioną twarz przyjaciółki.

- Hermiono co to było za zaklęcie? - zapytał spokojnie.

- Nie mam pojęcia Harry.

- Jak to nie masz pojęcia?

- Znalazłam je w jednej książce i nie wiedziałam, że tak zadziała, że to się stanie z Goylem – przysięgła, patrząc mu w oczy.

- Co to za książka? Masz ją? - pokiwała głową. - Mogę zobaczyć?

Przez chwilę biła się ze swoimi myślami, ale w końcu chwyciła swoją torbę, wyciągając z niej podręcznik Eliksirów dla Zaawansowanych. Potter otworzył pierwszą stronę i zatrzymał spojrzenie na atramencie, który świadczył, że podręcznik jest własnością Księcia Półkrwi. Posłał pytające spojrzenie dziewczynie, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Zaczął kartkować strony i w końcu trafił na stronę osiemdziesiątą pierwszą. Hermiona wskazała palcem na dół strony.


- Sectumsempra – Na wrogów. - mruknął pod nosem Potter. - Już wiemy czym jest ta Sectumsempra.

- Nie miałam pojęcia, naprawdę.

- Skąd masz ten podręcznik? - odłożył go na swoje kolana, opierając się o poduszki.

- Znalazłam w swojej torbie, chyba ktoś mi go podrzucił.

- Nie uważasz, że to jest dziwne? Ktoś podrzuca ci podręcznik i są tam jakieś dziwne zapiski? A ty jeszcze używasz zaklęcia, którego nawet nie znasz.

- Chyba masz rację Harry.

- Musimy go zniszczyć – oświadczył Potter, wstając na równe nogi.

- Ale jak to Harry? - poczuła, że wybudza się z transu. - Nie możemy go zniszczyć ot, tak - czuła, że zaczyna samą siebie usprawiedliwiać, że nie chce wcale niszczyć własności Księcia Półkrwi, że chce ją mieć przy sobie, że to wcale nie jest wyjście z sytuacji, jak myśli Harry.

- A właśnie, że możemy. Patrz – jednym ruchem wrzucił podręcznik do kominka, w którym buchał ogień.

- Harry coś ty zrobił – wyszeptała, klękając przy kominku i obserwując języki ognia, które pożerały własność Księcia Półkrwi. Harry uklęknął przy niej i spojrzał na nią ze smutkiem. Jego zielone tęczówki odbijały blask kominka, w których mogłaby zapewne ujrzeć troskę, jednak Hermiona nie widziała tego błysku, nie widziała jak Harry się o nią martwi. Jedynie wpatrywała się w podręcznik, jak znika, jak jest trawiony przez płomienie, które otulały zniszczoną i poszarpaną, w niektórych miejscach okładkę Eliksirów dla Zaawansowanych, a ona poczuła niewyobrażalną pustkę, jakby ktoś wyrwał z niej kawałek duszy.

- Któregoś dnia mi podziękujesz.



~*~


Dzień dooobry! ♥


Uwielbiam łamać stereotypy i narzucone schematy. Snape pokazał swoją wartość, pokazał, że uczucie, które łączy jego i Granger jest wystarczająco silne, żeby nie zakończyć tej relacji.

No to się Albus zdziwił, zapewne tego się nie spodziewał po Severusie... 😄


Co sądzicie o takim rozwoju akcji? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu 💕


Na moim drugim blogu: Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas, również pojawił się nowy rozdział. Śmiało wpadajcie, wszyscy jesteście mile widziani ♥


Kolejny rozdział już niedługo, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 😘



Trzymajcie się ciepło,

Jazz ♥




P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.