środa, 2 marca 2022

Rozdział 69


Została zupełnie sama. Lochy wydawały się obskurniejsze niż dotychczas. Jeszcze niedawno mogła czuć się tu całkiem komfortowo, mogąc skusić się na stwierdzenie, że było tu na swój własny sposób przytulnie. Szare ściany były bardziej przygaszone, a ciemnozielony dywan, wijący się na podłodze, nie zachwycił jej swoim przepychem. Siedziała na kanapie, mając zawieszone spojrzenie na zaciśniętych piąstkach. Profesor Torres wraz z Severusem wyszli chwilę wcześniej, nakładając na swe twarze połyskujące srebrne maski. Niewiele mogła rozczytać z ich oczu, gdzie obydwoje idealnie ukryli swoje emocje, nakazując jej nieopuszczania pod żadnym pozorem kwater Severusa. Zostali wezwani, a Hermiona miała pełną świadomość przez kogo. Objęła się ramionami, starając się poukładać w głowie wydarzenia z ostatnich paru godzin. Gdy tylko teleportowali się do zamku, nie minęło dwadzieścia minut, jak starsi od niej czarodzieje w jednakowej chwili chwycili się za lewe przedramię, patrząc niepewnie w swoją stronę.


- Powiedz mi, co się dzieje? - zapytała, chwytając go za ramię. Severus spojrzał ukradkiem na Arianę, a następnie na Hermionę, gubiąc się w jej brązowych oczach.

- On wie – odpowiedział, zanim opuścili kwatery.

Czarny Pan wiedział, ale o czym?, zastanawiała się Hermiona. Czy mógł podejrzewać o romansie swojego sługi z przyjaciółką Pottera? Hermiona pobladła na samą myśl. Gdyby tak było, nie wzywałby również profesor Torres. Przełknęła gulę w gardle, starając się uspokoić samą siebie. O czym on mógł wiedzieć?


Krążyła po salonie, starając się przypomnieć każdą sekundę, którą pamiętała tuż po teleportacji. Spotkali ojca Severusa, ale przecież o to Czarny Pan by go nie wzywał, prawda? Czego mógłby chcieć od zwykłego mugola? Zapewne niczego konkretnego, zważając, jak nikłym człowiekiem był Tobias. Hermiona wróciła myślami do polany, na której się znaleźli. Czy Czarny Pan mógł odkryć jej lęki? Czy dowiedział się o jej boginie? Albo o tym, w jaki sposób z nim walczyła?


- Skąd mógłby to wiedzieć? - powiedziała na głos. - Przecież byliśmy pod tarczą ochronną profesor Torres.


W momencie, gdy wypowiedziała te słowa, poczuła, jakby spadała przez ciemną otchłań. Jak w zwolnionym tempie zaczęły przesuwać się jej przed oczami obrazy, jak stała na polanie, a z jej różdżki wydobywały się niebieskie języki ognia, jak czuła w tamtym momencie nieopisaną euforię, albo to jak szepty, otulały ją swoją delikatnością, pragnąc by trwała w tym stanie już przez wieczność otoczona niebieskimi pierścieniami ognia. Gdy zaczęła się dłużej nad tym zastanawiać, w jaki sposób te niepojęte dla niej płomienie samoczynnie wydostały się z jej różdżki, poczuła spływający po karku nieprzyjemny dreszcz. Stało się coś, czego Hermiona za nic nie kontrolowała, czego nie mogła samoczynnie pojąć.


Wyciągnęła zza paska spodni swoją różdżkę. Wpatrywała się w nią, zastanawiając się, w jaki sposób ona samoczynnie wyrzuciła z siebie języki ognia. Pamiętała, że widziała Severusa, który wraz z profesor Torres zwalczyli płomienie, kończąc tym samym niebezpiecznie hulający żywioł.


We wszystkich skrywanych przez nią obawach i lękach, braku zrozumienia co właśnie się stało i dlaczego profesorowie zostali wezwani tak nagle, zdała sobie sprawę, że nieznane jej zaklęcie, które rzuciła, sprawiło jej niezwykłą radość. W dłoni gdzie dzierżyła różdżkę, rozpłynęło się przyjemne ciepło, rażąc ją swoimi promieniami. Hermiona była przerażona tym, że chciałaby raz jeszcze przeżyć to uczucie, czuła, jak tonie w objęciach niewidzialnych ramion, podsycaną niczym przez narkotyk, zachłannie pragnąc więcej i więcej.


Zegar wybił północ, zwracając tym samym uwagę Granger. W dalszym ciągu stała pośrodku salonu z różdżką w dłoni, czując jakby jej własne myśli i wizje doszczętnie nią zawładnęły, nie pozwalając myśleć o niczym innym niż o wydarzeniach z polany.


Skrzypnięcie drzwi wyrwało ją z rozmyślań. To był Severus rzucający na nią dość krótkie spojrzenie. Coś było nie tak, Hermiona widziała to w jego ciemnych oczach. Wraz z jego pojawieniem się, wyczuła dziwną, nieco napiętą aurę. Jednym ruchem dłoni odesłał od siebie trzymaną maskę śmierciożercy i czarną szatę okalającą jego barki. Usiadł na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie.


- Gdzie jest profesor Torres? - zapytała, siadając obok niego.

- Wróciła do siebie – urwał na moment, by po chwili odezwać się nieco poważniejszym tonem. - Musimy porozmawiać.

- Zdaję sobie z tego sprawę – mruknęła w odpowiedzi, podciągając kolana pod brodę.

- Zdajesz sobie sprawę, jakie zaklęcie rzuciłaś?

- Niezbyt...

- Niezbyt? - fuknął. - Co to ma znaczyć? Nie kontrolujesz własnej różdżki?

- Ja kontroluję, tylko...

- Tylko co? - warknął.


Severus był wściekły, tego była pewna. Niejednokrotnie mogła go widzieć, jak szalała w nim dzika złość, jak był poirytowany brakiem podstawowej wiedzy Gryfonów podczas jego zajęć, albo jak musiał wysłuchiwać zrzędzeń pana Filcha, marudzącego o braku poszanowania ze strony uczniów. Jednak ten Severus siedzący obok niej, wyglądał inaczej niż przywykła go widzieć. W ciemnych oczach szalała wichura, jabłko Adama, co chwila drgało niebezpiecznie, a jego oddech stał się płytki i nieco przyspieszony. Złapała go za dłoń, lekko ją ściskając.


- Nie mam pojęcia Severusie – odpowiedziała cicho.

- Hermiono – wypuścił ciężko powietrze z płuc. - Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Nie mam pojęcia, dlaczego opuściłaś bariery ochronne. Nie ma to już znaczenia. Czarnomagiczne zaklęcie, które rzuciłaś, widocznie zaintrygowało osobę, która przypadkowo znalazła się w tamtym momencie na polanie.

- Ktoś nas obserwował?

- Nie nas, tylko ciebie, jak byłaś za barierami ochronnymi. Osoba ta bardzo szybko poinformowała Czarnego Pana o tym co widziała.

- Kto to był? - wydusiła z siebie.

- Nie ma to większego znaczenia. Był to jeden ze zwolenników Czarnego Pana.

- Severusie ja czegoś chyba nie rozumiem. Ktoś znalazł się również na polanie, obserwował mnie i zadecydował, że musi donieść o tym Czarnemu Panu? Dlaczego?

- Dlatego, że rzuciłaś zaklęcie Protego diabolica.

- Protego co?

- Protego diabolica – powtórzył. - Jesteś jedyną osobą, która pierwszy raz od siedemdziesięciu lat rzuciła to zaklęcie.

- Kto rzucił je przede mną?

- Naprawdę nie wiesz tego? - zapytał skołowany. - Gellert Grindelwald. Na pewno o nim słyszałaś.


Oczywiście, że natknęła się w bibliotece na wzmiankę na jego temat. Przerażający i okrutny czarnoksiężnik, który został zastąpimy przez wcale nie mniej szalonego Voldemorta. Z tego co dowiedziała się ze szkolnego księgozbioru, który raczej nie był popularny wśród uczniów, zważając na grubą warstwę kurzu, okalającego tomiszcza, to, to, że Grindelwald przebywa w Nurmengardzie. W więzieniu, które niegdyś sam wybudował dla swoich wrogów.


- Tak, wiem, kim on jest, ale… - zamyśliła się na moment, próbując poukładać w swojej głowie, elementy, jakieś chorej i pokręconej układanki. - W jaki sposób rzuciłam to zaklęcie?

- To właśnie interesuje Czarnego Pana. Jest to bardzo złożone i potężne zaklęcie z dziedziny czarnej magii. Czytałaś kiedyś o nim w jakiejś księdze? Próbowałaś szukać go?

- Jak miałam szukać czegoś, o pochodzeniu nawet nie mając pojęcia? - fuknęła. - Nie wierzysz mi?

- Wierzę, tylko wciąż tego nie rozumiem – zmrużył oczy. - W jaki sposób udało ci się je rzucić. Co prawda nie miało ono aż tak potężnej siły jak u Grindelwalda, jednakże w jakiś niezrozumiały sposób wyszło spod twojej różdżki.

- Co teraz zrobimy?

- Teraz musimy wyjałowić twój umysł i ustawić bariery ochronne.

- Dlaczego?


Nie odpowiedział od razu. Podniósł się z kanapy, krążąc po salonie, a Hermiona nie odezwała się ani słowem, dając mu tyle czasu, ile będzie potrzebować. Zanim usiadł z powrotem obok niej, rozpiął kilka guziczków koszuli, luzując kołnierzyk.


- Wiele już o mnie wiesz – zaczął spokojnym tonem. - Zdajesz sobie pewnie sprawę, że Ariana również posiada Mroczny Znak na przedramieniu. Jestem prawą ręką Czarnego Pana, a Ariana jest pod moją opieką. Jestem dla niej kimś na kształt mentora i to ja odpowiadam za każdą jej decyzję, póki Czarny Pan nie zadecyduje, że może się ona poruszać po kręgu śmierciożerców samodzielnie. Wszystko, co robi Ariana, przechodzi przeze mnie, kontroluje ją i sprawdzam. Jeśli ona nie wykona powierzonego jej zadania, konsekwencję poniosę również ja. Dziś zostaliśmy oboje wezwani. Ktoś doniósł, że widziano cię jak rzuciłaś Protego diabolica, a to bardzo zainteresowało Czarnego Pana, który wyznaczył zadanie dla Ariany, pragnąc dalej sprawdzać jej lojalność i uczciwość.

- Rozumiem już, że profesor Torres ma nad sobą ciebie, a potem Czarnego Pana. Każdy jej najmniejszy ruch jest przez ciebie sprawdzany? – Severus kiwnął potwierdzająco głową. - Jednak jakie to zadanie?

- Ma przyprowadzić cię.

- Żartujesz?! - syknęła zszokowana, wstając nagle z kanapy.

Severus kompletnie stracił zmysły, co za bzdury wygaduje!, wykrzyknęła w myślach. Zacisnęła piąstki tak mocno, że poczuła, jak paznokcie wbijają się w jej skórę. Nie mogła uwierzyć, że mówi to z takim spokojem, jakby chodziło o przyniesienie kosza owoców do popołudniowej herbaty.


- Nie oddasz mnie jemu, prawda? Nie możesz!

- Hermiono, posłuchaj mnie...

- Powiedziałeś, że mam ci zaufać? W jaki sposób? - zaczęła obsesyjnie wymachiwać rękoma. - Chcesz mnie wystawić jak jakiś kawałek mięsa?

- Granger!

Chwycił ją za nadgarstki, obracając w swoją stronę. Widziała w jego oczach złość i bezradność. Jemu ta sytuacja także się nie podobała, ale co miał powiedzieć? Nie mógł wylewać swoich obaw na Granger, pozostając jako jedyny tutaj pod całkowitą kontrolą i opanowaniem. Odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów, a następnie złożył na jej ustach namiętny pocałunek.


- Nie proszę cię byś poszła tam z Arianą – przyłożył swoje czoło do jej, przymykając powieki. - Informuję cię, że idziesz tam.

- Dlaczego to robisz? - wyszeptała, zaplątując swoje ramiona wokół jego talii. - Dlaczego nie pozwalasz mi decydować o sobie?

- Nie ma tu nic do decydowania. Musisz się tam zjawić. Mówiłem ci to nie raz, musisz mi tylko zaufać.


Zaufanie, mruknęła posępnie w myślach. Czy Severus nie wymaga ode mnie zbyt wiele? Czy to już nie jest przekroczeniem granic?, pomyślała. Kochała go całym sercem, czuła się przy nim bezpiecznie, wiedziała, że może zawierzyć mu własne życie. Czy to właśnie nie był dla niej jakiś egzamin, który swoim wynikiem zapieczętuje resztę jej życia? Czy to był ten moment, o którym wspominał niejednokrotnie Severus? Czy właśnie to całe zaufanie, które jej powtarzał, zostało w tym momencie wystawione na ogromną próbę?


Utonęła w jego czarnych oczach, które patrzyły na nią z czymś na kształt troski i strachu. Nawet jeśli w jej głowie hulały neonowe napisy, że to na co się pisze, jest skrajną głupotą, ona mimo wszystko ufała mu, nawet jeśli chodziło o spotkanie z największym szaleńcem ich czasów. Ufasz mu, szepnął głos rozsądku.


- Czy on mnie zabije? - zapytała w końcu, starając się, aby jej głos był opanowany, nie chciała mu zdradzić, jak strasznie się boi.

- Nie pozwolę cię skrzywdzić – przysiągł, spoglądając jej głęboko w oczy.

- Czego on może ode mnie chcieć?

- Zapewne chce się dowiedzieć, w jaki sposób rzuciłaś Protego diabolica.

- Ale ja nie mam pojęcia, jak to zrobiłam – powiedziała przerażona.

- Nie myśl o tym teraz. Musimy oboje popracować nad ochroną twojego umysłu.

- Ile mamy czasu?

- Trzy dni.

- Tylko? - zachłysła się powietrzem patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Wynegocjowałem dwa dodatkowe dni. Czarny Pan chciał cię mieć nazajutrz u siebie.

- Severusie, czy on podejrzewa, że byłeś tam ze mną? - zapytała po dłuższej chwili.

- Nic nie wie.

- A o profesor Torres?

- Też nic. Osoba, która przekazała wspomnienia Czarnemu Panu, widziała tylko ciebie tam, nawet gdyby widziała mnie i Arianę, nie mogłaby poznać naszej tożsamości bez zbliżenia się o co najmniej dziesięć metrów.

- Też mogłam założyć kaptur – jęknęła żałośnie, kręcąc z bezradności głową. - Kiedy zaczynamy?

- Jutro po twoich zajęciach.

- Dopiero? Ale Severusie...

- Zbliża się pierwsza w nocy. Zaczynamy jutro ze świeżymi umysłami.

- Nie zdążymy...

- Zdążymy – powiedział dobitnie. - Twój umysł pojmie znacznie więcej w krótszym czasie niż umysł Pottera. Zapewniam cię.

***


Hermiona nie przespała praktycznie nocy, cały czas kręcąc się z boku na bok. Na śniadaniu napoczęła jedynie tosta, czując zbyt mocny ścisk w żołądku. Między dłuższą przerwą pomiędzy zielarstwem a zaklęciami pobiegła do swoich komnat, wykopując notatki, z których ostatnim razem pomagała przyswajać wiedzę Harry’emu.


- Oklumencja to…


Jednak nawet najpiękniej wykonane przez nią notatki nie pomogły na skupieniu się. Co rusz ślęczała nad tym samym akapitem, nie mogąc przekopać się przez resztę tekstu. Była zła na Severusa, że nie pozostawił jej żadnego wyboru, że bez słowa sprzeciwu wysyła ją na rychłą śmierć. Jednak gdyby to była zaplanowana śmierć, nie robiłby tego z taką łatwością, prawda? Przecież kocha ją i obiecał ją chronić.


- Severus na pewno ma jakiś plan awaryjny.


Starała się wierzyć we własne słowa, ale każda myśl, że już za dwa dni miała stanąć oko w oko z Czarnym Panem, zdaną na samą siebie, powodowały u niej odruchy wymiotne. Bała się jak nigdy i po raz pierwszy zrozumiała, co czuł Harry, dlaczego tak ważnym było dla niego opanowanie sztuki ochrony umysłu. Przecież jej przyjaciel nie tylko pragnął zamknąć swój umysł przed niechcianym atakiem, ale również chciał chronić najbliższych ludzi wokół siebie. Chronić również ją. Hermiona zrozumiała, że musi odpłacić mu się tym samym. Musi zrobić co tylko może, nawet jeśli miałaby stanąć na rzęsach.


Krzywołap zwlókł się z kanapy, podbiegając do niej i trącając noskiem jej dłoń. W momencie gdy zajrzała w jego złote oczy, zrozumiała, że musi znaleźć dla niego drugi dom, musi być przygotowana na nieoczekiwane zwroty akcji. Severus zapewne pod siłą nacisku wziąłby go do siebie, ale jakby wytłumaczyłby się komuś, gdyby tylko uczniowie zauważyli wybiegającego Krzywołapa ze sali eliksirów, albo jakby siedział władczo na jednej z ławek, ogrzewając bujne futro przy bulgoczącym kociołku. Hermiono dość! Wrócisz tutaj!, zaskrzeczał jej głos rozsądku, a ona z wielkim trudem próbowała mu wierzyć.

- Muszę się zbierać – pocałowała go w czubek głowy. - Zobaczymy się wieczorem, dobrze?


Dziwne byłoby gdyby Krzywołap jej odpowiedział. Jednak spojrzał na nią dość dużej niż zwykle, a potem zwlókł się z kanapy, kierując się w stronę sypialni. Spojrzała ostatni raz na puchaty ogon, znikający za uchylonymi drzwiami i chwyciła torbę, wciskając do niej notatki.


Po korytarzach jeszcze błądzili uczniowie, kierując się na zajęcia. Wdrapała się wraz z dwiema Ślizgonkami na Wieżę Południową, gdzie czekali już pozostali uczniowie na pojawienie się profesora Flitwicka. Dołączyła do Harry’ego i Rona stojących na końcu grupy, udając, że z pełną uwagą i skupieniem przysłuchuje się ich rozmowie.


- Nieźle go poturbowało – powiedział Ron. - Wędrowcy z Wigtown stracili właśnie obrońcę.

- Zajmują się nim najlepsi magomedycy. Oby wrócił na miotłę – dopowiedział Harry, wrzucając do plecaka Proroka Codziennego. No tak, rozmawiają o Quidditchu, pomyślała Hermiona.

- Coś ciekawego piszą jeszcze? - zapytała, starając się odeprzeć z głowy myśl, o zbliżających się zajęciach z obrony umysłu.

- W sumie to tylko przejrzałem – chwycił do plecaka po gazetę. - Może coś znajdziesz. Rita Skeeter pobiła samą siebie, wrzucając prawie wszystkie artykuły do tego wydania. Że ją jeszcze trzymają tam. - dodał na koniec, kręcąc nosem.

- Dobrze, że nie wtyka swojego nochala do kolumny sportowej – zauważył Ron.

- Dzięki Harry – wzięła do rąk Proroka Codziennego, szybko przewracając strony.

- Szukasz czegoś konkretnego? - zapytał Harry, gdy tłum przed nimi ruszył do otwartej klasy.

- Nie, tak tylko jestem ciekawa, co wrzucili – posłała mu uśmiech znad gazety. - Mogę ją pożyczyć?

- Możesz nawet ją zatrzymać, mi nie jest już potrzebna.


Zaczęła powoli tracić zmysły. Przecież nie mogła powiedzieć Harry’emu, że może przypadkowo ktoś z reporterów Proroka Codziennego był za oceanem i nakrył jedną z uczennic Hogwartu rzucającą zaklęcie Protego diabolica. Hermiona pobladła na samą myśl. Z bijącym sercem dotarła do ostatniej strony, na której był wywiad z jakąś sędziwą czarownicą. Czując spadający z serca kamień, zasiadła do ławki, chowając Proroka Codziennego do torby.


- Nie było cię na obiedzie – szepnął Ron, gdy profesor Flitwick wdrapał się na stos grubych ksiąg, aby móc widzieć zebranych uczniów.

- Musiałam chwilę odpocząć. Strasznie głowa mnie boli.

- Za dużo siedzisz nad książkami – pocieszył ją Harry, przysłuchując się ich rozmowie. - Na szczęście to ostatnie zajęcia.

- Harry a ty nie masz dziś przypadkiem… no wiesz – obejrzała się dookoła. - Zajęć z...

- Odwołane. Mam za trzy dni – odpowiedział. - Będę miał czas na przygotowania.

No tak. Severus odwołał swoje zajęcia z Harrym, żeby to Hermiona mogła praktykować z nim. Zastanawiała się, czy właśnie swoim kosztem nie pozbawia Harry’ego kilkunastu cennych godzin nauki. Bo kimże ona była w magicznym świecie? Zwykłą dziewczyną z mugolskiej rodziny, a Harry? Harry był właśnie tym, który jako jedyny mógł pokonać Czarnego Pana, a ona perfidnie odebrała mu tę możliwość.


Spojrzała na niego, czując ogromne wyrzuty sumienia. Starała się zdusić w sobie poczucie żalu, wiedząc, że Severus był jedyną osobą, która może jej pomóc, a te dwa dni powinna wykorzystać jak najlepiej w praktyce. Pozwoli sobie po wszystkim wrzucić na swe ramiona poczucie żalu względem Harry’ego, teraz, powinna skupić swój umysł na ważniejszym celu.


- Wszystko w porządku? - szepnął Harry. - Jesteś cała blada.

- Tak, tak… - mruknęła, nakładając na usta wymuszony uśmiech. - Po prostu...

- Panie Potter – po sali rozszedł się głos profesora Flitwicka, a wszyscy uczniowie przenieśli na ich ławkę wścibskie spojrzenia. - Radziłbym skupić się na zajęciach, to dość trudny temat.

- Oczywiście profesorze, przepraszam.

- No dobrze już – odchrząknął, spoglądając po zebranych. - Wracając do naszych zajęć...

Jednak Hermiona już nie zaprzątała sobie głowy tematem zajęć. Siedziała niczym na szpilkach, czując przeraźliwy ból w żołądku. Ile by dałaby wyciągnąć teraz notatki z torby i móc na nie zerknąć, chociaż na chwilę, ale jakby się wytłumaczyła siedzącemu obok Harry’emu, czemu korzysta z jego notatek. Przełknęła ciążącą gulę w gardle, patrząc przed siebie.

Powróciła myślami, do wczorajszego wieczoru gdzie siedziała wraz z Severusem w jego kwaterach. „Wszystko, co robi Ariana, przechodzi przeze mnie, kontroluje ją i sprawdzam. Jeśli ona nie wykona powierzonego jej zadania, konsekwencję poniosę również ja”, powiedział w tamtym momencie, a Hermiona poczuła jeszcze mocniejszy ucisk w żołądku. Dlaczego nie pomyślała o tym wcześniej? Przecież to Severus może zostać ukarany, jeśli nie przyprowadzi jej do Czarnego Pana. A Hermiona nie chciała, by cierpiał przez nią, by stała mu się nawet najmniejsza krzywda. I chociaż panicznie bała się zbliżającego się spotkania, wiedziała, że może tym ochronić swojego ukochanego wraz z profesor Torres, przed nieubłaganą karą, jaka nad nimi ciążyła.


- Wszystko w twoich rękach – szepnęła pod nosem, kreśląc piórem bliżej nieokreślone kształty na pergaminie.

- Mówiłaś coś? - usłyszała znajomy głos, tuż obok siebie. Obróciła głowę w bok, trafiając na tak dobrze jej znane spojrzenie.

- Przesłyszało ci się coś Ron – uśmiechnęła się do niego. - Nic nie mówiłam.


Czując rozpalone policzki, odwróciła spojrzenie od nieco podejrzliwego Rona. Przełknęła gulę w gardle, czując na sobie przeszywające spojrzenie przyjaciela. Jednak gdy tylko odwrócił wzrok, zaglądając w podręcznik, Hermiona odetchnęła z ulgą. Zaczynała być kłębkiem nerwów, powoli traciła nad sobą panowanie, była rozdrażniona i mocno rozkojarzona. Jeśli już teraz miała problem, aby trzymać buzię na kłódkę, to co będzie podczas jej zajęć z Severusem? Jak wyniesie cokolwiek cennego z lekcji, jeśli teraz nie potrafi się opanować? Zacisnęła palce na piórze, wypuszczając ciężko powietrze z płuc. Zachowaj spokój, upomniał ją głosik w jej głowie.


Spojrzała przed siebie, a jej wzrok zatrzymał się na nieco przygarbionej sylwetce Ślizgona. Platynowe włosy, były w artystycznym nieładzie, odznaka prefekta dumnie spoczywała na jego piersi, a sam obiekt, wydawał się przebywać w swoim własnym świecie. Kartkował bezwiednie podręcznik, patrząc na niego nieco pustym wzrokiem, nie posiadając ani grama emocji na twarzy.


Nie wiedziała jak długo, wpatrywała się w prefekta, gdy ten wyprostował nagle barki przyłapując Gryfonkę na gorącym uczynku. Zmrużył oczy, przechylając lekko głowę w bok. Starała się odwrócić wzrok, lecz intensywność spojrzenia Malfoya, doszczętnie ją sparaliżowała, nie mogąc zrobić ani najmniejszego uniku. Już myślała, że polegnie w tym pojedynku, gdy wyrwał ją głos profesora Flitwicka. Udało się jej przenieść na mocno gestykulującego profesora spojrzenie. Rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec zajęć, a gdy ponownie się obejrzała za siebie, Malfoy zniknął już za drzwiami.


Nie wiele myśląc, spakowała niechlujnie rzeczy do swojej torby i wybiegła z klasy, o mało co nie trącąc Neville’a ramieniem. Udało się jej wymknąć spod ataku pytań Harry’ego i Rona, do których na szczęście podszedł Dean Thomas. Zbiegła po krętych schodach, a wysoka sylwetka młodzieńca oddalała się nieco opustoszałym korytarzem.


- Malfoy! - krzyknęła, poprawiając w biegu torbę na ramieniu. - Zaczekaj.

Zatrzymał się, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Spojrzał na nią w tak łagodny sposób jak jeszcze niedawno myślała, że jest niemożliwe ze strony chłopaka. Czując nieco rozgrzane policzki, przełknęła gulę w gardle, starając się złapać oddech. Kondycji to nie masz za grosz, skarciła samą siebie w myślach.


- Masz chwilę? - zapytała nieco niepewnie.

- Zależy, o co chodzi.

- Chciałabym porozmawiać.

Nie odpowiedział od razu. Spojrzał na nią nieco niepewnie, potem zawiesił wzrok, wpatrują się na coś za nią, by następnie przenieść ponownie na nią swoje spojrzenie. Kiwnął głową, zmierzając ku wyjściu. Uśmiechała się lekko pod nosem, dorównując mu kroku. Nie odezwali się do siebie, a ta cisza pomiędzy nimi wcale nie była taka niezręczna, jak mogłoby się wydawać.


Po kilku minutach marszu znaleźli się błoniach. Zaczynało robić się już szarawo, a Hermiona nie mogła się doczekać, kiedy pojawi się wiosna, gdzie pierwsze promienie słońca będą mogły ogrzewać jej twarz, albo gdzie będzie mogła usłyszeć przepiękny śpiew ptaków. Miała wrażenie jakby styczeń, ciągnął się w nieskończoność, nie zamierzając nigdy ich opuszczać wraz z ogromną porcją białego puchu.


Nie spodziewała się, że znajdą się na zewnątrz, nie miała płaszcza, więc jedynie objęła się ramionami, starając się rozgrzać. Chociaż z drugiej strony, przewietrzenie umysłu przed zajęciami z Severusem, było dość mądrym wyborem. Malfoy jednym machnięciem różdżki usunął zalegający puch, z jednej z ławek, którą po chwili oboje zajęli. Odwrócił się bokiem, mrużąc oczy.


- Chciałaś o czymś porozmawiać.

- Właściwie to nie miałam jeszcze okazji ci podziękować.

- Mi? Za co? - uniósł brew ku górze.

- Pamiętasz kiedy po przerwie świątecznej zemdlałam na schodach? - kiwnął głową. - Zaprowadziłeś mnie do profesora Snape’a. Dziękuję.

- Daj spokój Granger – machnął dłonią. - Było minęło. A powiedz mi… - zamyślił się na moment. - Lepiej się już czujesz? Profesor Snape mówił, że masz smoczą ospę i musi ci podać eliksiry.

- Ah… tak – uśmiechnęła się nieco. - Jest już lepiej.

Malfoy kiwnął głową i zawiesił spojrzenie na zamku, a wtedy Hermiona poczuła dziwne przebłyski wspomnień. Przed oczami widziała obrazy z łazienki chłopców, jak była z Harrym, jak doszło do pojedynku między nimi, a Malfoyem i Goylem, jak Ślizgon wtedy w dziwny i niezrozumiały dla niej sposób, nawet nie próbował podnieść na niej różdżki, jakby unikał zaatakowania jej i Harry’ego. Przypomniało się jej również, jak znaleźli się całą czwórką w gabinecie profesor Torres i jak zareagował na obrażającego ją Goyla. W najczarniejszych snach nie spodziewała się, że Malfoy, który przez ostatnie lata szydził z niej i ją obrażał, teraz będzie gotów stanąć w obronie zwykłej mugolaczki.


Czy to był wciąż ten sam chłopak, którego każdy opisywał jako aroganckiego, zadufanego w sobie dupka ze Slytherinu? Czy być może to właśnie panna Granger widziała w nim coś więcej, czego innym nie udało się dostrzec pod maską obojętności i chłodu? Może Malfoy nie był wcale taki zły, jak mogło się wydawać? Wszystko, co czynił, może było spowodowane przez coś, że postępował tak, a nie inaczej, a może…


- Wracamy?

- Słucham? – chrząknęła. - Zamyśliłam się nad czymś. Co mówiłeś?

- Pytałem się, czy wracamy, zimno jest.

- Wiesz co… - zerknęła w stronę zamku. - Posiedzę jeszcze chwilę.

- Jak chcesz Granger – wcisnął dłonie w kieszenie spodni i skierował się w stronę zamku. Hermiona wiedziała, że również powinna wracać, że nie może przeciągać tego i musi zjawić się na zajęciach z Severusem. Poczekała, jak sylwetka Malfoya zniknęła za masywnymi drzwiami i dopiero ruszyła, wpuszczając do płuc zimne powietrze.

***


Severus w tym czasie siedział w fotelu, wpatrując się w kominek. Minęło już dwadzieścia minut od zakończenia ostatnich zajęć przez Hermionę, a ta jeszcze się nie zjawiła w jego komnatach. Czyżby zapomniała? A może wystraszyła się tego wszystkiego? Czego mógł się dziwić, została postawiona przed faktem dokonanym, nie mając ani jednego słowa sprzeciwu. Ponownie zawiesił spojrzenie na zegarze, którego smukłe wskazówki leniwie poruszały się na przód.


Zatrzeszczał ogień w kominku i po chwili w zielonych płomieniach ukazała się Hermiona. Policzki miała zaczerwienione, a jej spojrzenie było nieco rozproszone. Przysiadła się na oparciu fotela, który zajmował.


- Przepraszam za spóźnienie – wyszeptała, wpatrując się w swoje dłonie. - Rozmawiałam z Malfoyem.

Gdyby tylko spojrzała na Severusa, mogłaby zauważyć, jak unosi brew ku górze. Kto by się spodziewał, że to właśnie jego chrześniak przyczyni się do spóźnienia się Granger. Chrząknął krótko, wstając z fotela. Bez żadnego słowa skierował się do gabinetu, a Hermiona podążyła tuż za nim. Zajęła miejsce na krześle dla interesantów, które jej wskazał, a on w tym czasie podwinął rękawy koszuli, siadając za biurkiem.


- Zanim zaczniemy od praktyki, musimy wiedzieć czym tak naprawdę jest oklumencja – zaczął spokojnym tonem, składając z dłoni wieżyczkę. - Nie możemy zacząć ćwiczyć bez zrozumienia podstawowych zasad. Jak może wiesz, albo i nie oklumencja polega na zamknięciu swojego umysłu przed niechcianym atakiem...

- Wyjałowieniem go z całkowitych emocji i nie pozwoleniem, by druga osoba wdarła się do naszego umysłu, mogąc go przeglądać, a co najgorsza kontrolować – wtrąciła się nieśmiało. - Severusie – westchnęła ciężko. - Harry poprosił mnie o pomoc przy nauce, więc trochę teorii mimowolnie już poznałam. Nie traćmy czasu, nie mamy go zbyt wiele. Proszę, zacznijmy od razu.

- W takim razie przygotuj się – wstał od biurka, okrążając go. Hermiona obróciła swoje krzesło, siadając naprzeciwko Severusa, który już dzierżył w dłoni różdżkę. - Ustaw bariery, nie pozwól mi, wedrzeć się do twojego umysłu.

Kiwnęła głową, zbierając w sobie całą siłę woli, jaką tylko posiadała. Teoria była teorią, ale nikt w żaden sposób nie powiedział, jak ma wyglądać ten cały mur. Powinna go sobie wyobrazić, jak układa cegły, piętrzące się w górę? A może powinna widzieć oczyma wyobraźni całkowitą pustkę? Przeraziła ją myśl, że nie wiedziała, na co tak naprawdę się pisze, że nie miała pojęcia co robić i jak się zachować, nie pozwalając Severusowi wedrzeć się do swojego umysłu. Poczuła kropelki potu na karku. Jeśli myślała wcześniej, że była gotowa, to była w błędzie. Chciała uciec i zaszyć się zdała od wszystkiego i wszystkich, nie musieć praktykować obrony swojego umysłu.


- Skup się – powiedział. Nie podniósł swojej różdżki nawet o milimetr. Wyglądał, jakby właściwie nie zamierzał jej użyć. Poczuła na sobie palące spojrzenie Severusa, to samo spojrzenie, które powodowało u niej zazwyczaj szybsze bicie serca. Teraz również poczuła szybsze uderzenie, tylko, było ono spowodowane paraliżującym strachem. - Legilimens!

Zamknęła oczy, nie wiedząc czego się spodziewać. Starała się myśleć o piętrzących się w górę stosach czerwonych cegieł, jak budują wokół niej solidny mur. A ona stała pośrodku tego schronienia z wysoko uniesioną różdżką, i chociaż oczami wyobraźni wyglądała na opanowaną i przygotowaną, to wewnątrz, drżała ze strachu. Nie wiedziała jak samo wdarcie się do umysłu, może wyglądać, czy poczuje ból, a może nienaturalne przeszywające zimno, jakby miała do czynienia ze zjawą.


W jej umyśle piętrzyły się cegły, a ona wciąż nie poczuła żadnego ataku, żadnej niechcianej mocy wdzierającej i obnażającej do naga jej umysł. Otworzyła oczy spoglądając na Severusa. Stał przed nią w odległości trzech metrów z mocno zaciśniętą szczęką.


- Czy my w ogóle zaczęliśmy? - zapytała niepewnie, nie rozumiejąc sytuacji, w której się znalazła.

- Raz jeszcze… - mruknął, jakby kompletnie nie słyszał jej pytania. Tak skołowanego Severusa, Hermiona jeszcze nie widziała. - Legilimens!


Ponownie znalazła się pośrodku swojego muru, którego cegły wciąż piętrzyły się w górę. Oczami wyobraźni, chwyciła drabinę, która w niezrozumiały dla niej sposób znalazła się w jej umyśle. Oparła ją o mur i zaczęła się po niej wdrapywać, nie oglądając się za siebie. A kiedy już znalazła się tak wysoko, że mogła wychylić głowę za mur, ujrzała w oddali wijący się czarny dym. Zaczęła wyłaniać się z niego ciemna postać. Czy to był właśnie Severus? Dym zaczął się rozlewać po całym jej umyśle, zbliżając się niebezpiecznie do muru, za którym była schowana. Syknęła w myślach i czym prędzej zeszła z drabiny na dół, wyobrażając sobie, jak przed murem rozciągając się języki ognia, chroniąc ją i jej umysł. W jakim stopniu tak wykreowana przez nią bariera była skuteczna, tego nie wiedziała.


Spojrzała w górę. Znad cegieł zaczął spływać ciemny dym. Chciała zrobić wszystko, aby Severus nie mógł dostać się do jej wspomnień, nie mógł skontrolować jej czynów. I gdy już myślała, że utknęła, że jest na straconej pozycji, gdzie dym w zawrotnym tempie mknął w jej stronę, zrobiła najprostszą czynność, jaka jej przyszła wtedy do głowy. Czuła jak cała siła woli ucieka z niej, brak zdolności walki, pchnęły ją do kapitulacyjnego czynu. Zacisnęła powieki, oczekując najgorszego. Po prostu się poddała, wiedząc, że i tak już nie podoła, że nie jest na tyle silna, by podołać potężnej mocy Severusa.


Nie czuła zimna okalającego jej ciała, ani przeszywającego bólu do szpiku kości, nie poczuła się również nieswojo w swoim własnym umyśle. Jednak stało się coś, czego Hermiona w tamtym momencie się nie spodziewała. Raptem usłyszała huk, jednak ten huk nie był wyraźny, jakby mogła oczekiwać, był słyszalny jakby za mgłą. Otworzyła oczy, odwracając się wokół. Dym zaczął znikać, sunąć w górę po murze. Jeśli w jej wyobraźni wszystko było w porządku, mur wciąż miał solidne ściany bez mniejszego pęknięcia, to mogło jedynie oznaczać, że w rzeczywistości…


Hermiona otworzyła oczy, łapiąc dech w piersiach.


- Severus...


Stała niczym sparaliżowana wpatrując się w leżącego na posadzce mężczyznę. Na jego twarzy malował się lekki szok, wymieszany z czymś na kształt wściekłości. Nogi wbiły się jej w ziemię i za nic nie mogła znaleźć w sobie siły, by zrobić krok w jego stronę. Czuła jedynie jak po policzkach zaczynają ściekać jej ciepłe łzy.


Przecież nie chciała go w żaden sposób zranić, ani zrobić mu krzywdy. Chciała jedynie zablokować swój umysł, pokazać mu, że potrafi to zrobić, że może być z niej dumny, gdy tu nagle, znajduje go na posadzce, wokół leżą rozrzucone księgi, a sam Severus łapie się za głowę, marszcząc czoło. Dopiero gdy dotknął tyłu głowy, a na jego palcach w blasku świec ujrzała połyskującą krew, poczuła jakby w tamtej chwili dostała pięścią w brzuch. Nagle doskoczyła do niego, nie potrafiąc powstrzymać spływających z oczy łez. Nie chciała na niego patrzeć, chyba nie umiałaby znieść widoku jego zawiedzionej miny, więc jedynie dotykała jego ramion szepcząc coś pod nosem.


- Uspokój się Granger – usłyszała jego głos. Nie brzmiał, jakby był zły, brzmiał o dziwo neutralnie, bez żadnej nutki ironii czy sarkazmu - Nic mi nie jest.

- Przepraszam Severusie, przepraszam…

Pomogła mu podnieść się z posadzki. Wrócili do salonu, a tam Hermiona czym prędzej opatrzyła jego ranę na głowie. Po kilku zaklęciach nie było nawet najmniejszego śladu. Severus również wyglądał względnie dobrze, nie poskarżył się nawet przez chwilę o najmniejszy ból. Chyba z tej dwójki to właśnie Hermiona była przerażona i roztrzęsiona, gdzie wciąż co chwila pociągała niezgrabnie nosem.


Snape jedynie westchnął ciężko i z barku wyciągnął dwie szklaneczki, które po chwili zapełnił Ognistą Whisky. Bez słowa podał szkło Granger i obserwował, jak zamoczyła usta w mocnym alkoholu. Sam upił łyk, marszcząc brwi. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś intensywnie.


- Co się właściwie stało?

- Odepchnęłaś mnie ze swojego umysłu.

- To niemożliwe...

- Nie mogę pojąć jak taki amator, który nigdy wcześniej nie praktykował oklumencji, wypchnął mnie z taką siłą ze swojego umysłu.

- Czyli poszło mi dobrze? - zapytała niepewnie.

- Dobrze? Poszło ci zaskakująco dobrze. Gdyby tylko pan Potter raczył mieć tak mocną siłę woli jak ty, wszystko poszłoby sprawniej.

- Widziałeś mój umysł? Widziałeś moje bariery? Uważasz, że są wystarczająco silne? - wyrzuciła z siebie falę pytań, które nagle zaczęły kotłować się w jej umyśle.

- Niczego nie widziałem.

- Jak to? Przecież ustawiłam mur, dosłownie mur z czerwonych cegieł w moim umyśle. Potem widziałam cię, jak próbujesz wedrzeć się do mojej podświadomości. Może nie byłeś to z krwi i kości ty, ale widziałam czarny dym, który napierał na mój mur.

- Hermiono… niczego tam nie było.

Spojrzała na niego tak, jakby właśnie spadł z choinki. Przecież ustawiła w swoim umyśle bariery, wybudowała solidny mur, widziała mknącego ku niej Severusa, który próbował wedrzeć się do jej umysłu, a ten próbuje jej wmówić, że niczego tam nie było. Jeśli faktycznie niczego tam nie było, to w jaki sposób Severus znalazł się na półce z książkami, odepchnięty w jakiś niepojęty dla niej sposób, niewidzialną siłą od jej umysłu.


- Niczego nie rozumiem – wyszeptała skołowana.


Spojrzała na Severusa, który zawiesił spojrzenie na trzymanej w dłoni szklaneczce z Ognistą Whisky. Nie odezwał się słowem przez minutę, pięć czy może nawet dwadzieścia minut, gdy niespodziewanie jego oczy błysnęły. Hermiona zdała sobie sprawę, że Severus musiał na coś wpaść, że może znalazł wyjaśnienie z tej całej absurdalnej sytuacji.


- Chyba wiem, co się stało...



 ~*~


Dzień dooobry! ♥

Słowem wstępu przepraszam, że zajęło mi tyle czasu, żeby wrzucić kolejny rozdział. Wiem, że cierpliwie czekaliście i dziękuję Wam za to! Życie prywatne, obowiązki, ciągle coś się działo i opowiadanie, mimowolnie zrzucane było na drugi plan. Jednak już jestem 💕 Co sądzisz o najnowszym rozdziale? Chyba nikt się nie spodziewał, że będzie taki zwrot akcji 🤨 Czy już nie raz wspominałam, że grasuje tutaj dość mocny rollercoaster? 😅

Co sądzisz? Co najbardziej Cię zaintrygowało? Śmiało zostaw swoją opinię w komentarzu! 👊 Będzie mi bardzo miło, przeczytać parę słów od Ciebie 🤗


A gdybyś tylko miał/a ochotę na dodatkową porcję Sevmione, zapraszam Cię na moje drugie opowiadanie: Hermiona i Severus - a kiedy przyjdzie czas, gdzie również szaleje rollercoaster 🤨


Nie może Cię tam zabraknąć! Nowy rozdział już na Ciebie czeka 🤭


Wyczekuj uważnie sowy, kolejny rozdział pojawi się niebawem. Do usłyszenia! 🥰 Ściskam, Jazz ♥



P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.