sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 27

   Ludzie mówią, że Gryfoni słyną z odwagi. Ronald Weasley jednak nie podtrzymywał tego tytułu. Idąc korytarzem, jego twarz płonęła kolorem mocno dojrzałych wiśni. Ręce miał schowane w kieszeni. Jedna dłoń była mocno zacisnęła się na paczce papierosów, a druga niebezpiecznie drżała. Zawsze oglądał swoje buty, gdy korytarzem szły Krukonki. Nie ważne było, czy drugoroczne, czy ten nieszczęsny siódmy rocznik.

    Harry przez dwa tygodnie, każdego ranka, śmiał się z Rona podczas śniadania, wspominając jego zadanie podczas gry w butelkę, która miała miejsce na „małej” imprezie. Nie wiadomo, czy zielonooki chłopiec miał tak dobre wspomnienia z zabawy, czy jednak wygrany mecz ze Ślizgonami wziął górę.

    Dean chodził blisko Seamusa. Był wściekły na Harry'ego, Rona i Neville'a, że schlali go jak świnie. On tak bardzo chciał być obecny na imprezie, a nie tylko zgonem udającego Supermana.

    Ginny uciekała przed chłopakami przez dwa dni po imprezie. Przez pewien czas lekko się chwiali i wpadali na siebie, jak zburzone domino. Hermiona się wygadała, że to jej przyjaciółka posmarowała im klatki, pastą do zębów. Po obiedzie w Wielkiej Sali, Ginny uciekała przed Seamusem, Harrym i Nevillem. Biegła korytarzem i wpadła do jednego ze składzików. Poświeciła sobie różdżką i zobaczyła swojego brata, siedzącego na wiadrze. Za uchem miał papierosa, drugiego palił, a jeszcze dwa niedopałki leżały na kamiennej posadce. Warknął na nią. Po chwili otworzyły się drzwi i Harry wyciągnął Ginny i obsmarował ją pastą.

***

    - Warczy na ciebie jeszcze?
    - Brown?
    - Tak. No chyba, że jest ktoś inny – podał jej czekoladowe ciasteczka mamusi
    - Jak ja je kocham. Mhh... A tak, tak... warczy.
    - Nie lubię jej. To tak nie miła osoba .
    - Ej... Seamus. Weź się wyżyj i powiedz co ci na sercu leży.
    - Nienawidzę jej.
    - Brawo!
    - Paskudna kretynka...
    - No, rozkręcasz się kochanie.
    - A wiesz, że ona ma kaczkowaty kolor włosów?
    - Tak?
    - W słońcu tak wyglądają. Ehh... idiotka.
    - Małpa!
    - Krówka?
    - Masz? Podziel się! Nie bądź żyła, daj cukierka...
    - Nie mam cukierka.
    - Mówiłeś, że masz krówkę
    - Ona jest krówką.
    - Seamus kochanie... nie krówka, tylko KROWA!
    - Aha....
    - Musisz się jeszcze nauczyć.
    - Kochanie, kiedy zerwiemy?
    - No nie wiem. Kiedy ci pasuje?
    - Sobotę mam wolną, a ty?
    - Biblioteka
    - Och... U mnie środa odpada. Mamusia ma imieniny.
    - Musimy jej coś kupić.
    - Coś pięknego.
    - Symbolicznego
    - Ona lubi takie coś. Napisze jej kartkę!
    - Za słabe.
    - Wykupie jej wyciecze na wyspę!
    - Ty nie masz pieniędzy.
    - A tak, faktycznie...
    - Kup jej kwiaty.
    - Kwiaty?
    - Róże.
    - Czemu na to nie wpadłem?
    - Bo w tym związku ja myślę.
    - To wiem! W piątek.
    - Ale co?
    - Och...podobno myślisz.
    - Grrr....!
    - Dobra kotek nie warcz. W piątek zerwiemy.
    - Wieczorem.
    - W pokoju Wspólnym.
    - Idealnie.
    - Posłuchaj. Zrobimy tak...

***

    Wracała z czwartego piętra, gdzie odbyła swój dyżur z Malfoy'em. Szła przed siebie, gdy poczuła, że wpada na coś twardego. Straciła grunt pod nogami i prawie by upadła, ale czyjeś silne ramiona złapały ją w tali. Hermiona wrzeszczała, jak opętana i wymachiwała kończynami na wszystkie strony. Czuła czyjąś dłoń na swoich ustach, a w tle wyczuwała ten zapach...
Pole widoczności zakrywało jej coś czarnego. Rękami machała na wszystkie strony. W pewnym momencie poczuła, że ręką, którą ktoś trzymał  ją w tali się zsunęła, a ona upadła na twardą, marmurową posadzkę. Po chwili ktoś upadł na nią. Podniosła powieki i ujrzała jego czarne oczy, które wywołały u niej wzrost temperatury.

    Jego ciało, przykrywało jej. W tle było słychać ich nie równe oddechy, jakby uciekali przed stadem zmutowanych Hipogryfów. Cały czas się podpierał, by nie naruszyć jej prywatności, którą i tak już zniszczył. Mocny ból zawładnął jego nadgarstkami i opadł na młode ciało dziewczyny. Wyczuwał na swojej klatce piersiowej jej kobiece atuty. Spojrzał na nią, a jej policzki pokryły się uroczym różem. W jej głowie kłębiły się miliony myśli. Nie mogła nad nimi zapanować, a co dopiero, aby nie gapić się tak na profesora. Wlepiała w niego swe maślane oczka, jak w śliczny obrazek. Przełknęła głośniej i przez przypadek musnęła swoim kolanem jego męskości. Poczuła, jak napina wszystkie mięśnie, a usta zaciska w wąską linię. W jego oczach był huragan. Nie wiedział co robić. Poczuł nieprzyjemną ciasnotę w spodniach. Ona chyba to wyczuła. Szybko podniósł się z podłogi, otrzepał swoją mroczną szatę i spojrzał na nią.

    - Granger! Nie kompromituj się i wstań z tej podłogi!
    - Ja? To pan mnie przewrócił.
    - Chyba się przesłyszałem
    - Trzeba myć uszy a nie uderzyć o zlew.
    - Grr... Granger! - zawarczał
   - Słucham, profesorze Snape - ostatnie słowa powiedziała z przesłodzoną uprzejmością w głosie. Jak on tego nie nawiedził. Wywrócił oczyma.
    - Podnoś sadełko. Szybciutko.
    - Nie jestem gruba! – wstała
    - Jak to nie?! Jak Hipogryf.
    - A pan... pan, to czai się jak nietoperz po kątach, by każdego przyłapać. Ot co...!
    - Nie czaje się panno Granger! - oburzył się.
    - Czai się pan, jakby rozdawali w Hogsmeade pachnący, mięciutki, różowy papier toaletowy!
    - Dość.
    - Nie ma promocji. Może pan iść.
    - Panna-Wiem- To-Wszystko, straciła dla swojego domu 20 punktów.
    - Pan to robi celowo.
    - Och nie...! Odgadła pani moje mroczne zamiary. Cóż ja zrobię? – dramatyzował. Powoli podszedł do niej i zbliżył swoje usta do jej szyi – Jeszcze raz będziesz chodzić pod peleryną Pottera, to idziesz ze mną na wycieczkę do dyrektora. Ma cytrynowe dropsy, będzie całkiem przyjemnie.
    - Ale nie wiem o czym pan mówi – powiedziała cicho.
    - Granger, nie udawaj głupiej. A teraz mów. To był zakład, tak...? Ten gamoń, Longbottom, dał ci to zadanie?
    - To nie był zakł...
    - Czyli wybrała się pani do lochów o tak późnej porze – ściszył głos – aby wyznać mi miłość?
    - Ja tak... To znaczy nie! Och... mnie tam nie było.
    - Granger, Granger oboje wiemy, co ci chodzi po tej głowie – musnął swoją ziemistą dłonią jej różowy policzek. Zatopił się w jej oczach. Zbliżył się. Ich usta dzieliły centymetry potem milimetry. Odgarnął jej z twarzy, kosmyk włosów, nadal będąc w niebezpiecznej odległości. Ich nosy się stykały. Wiedziała co zaraz nastąpi. Chciała wbić się w jego usta i zatonąć w pocałunku. Zacisnęła nieświadomie dłoń na jego szacie, lekko go przysuwając. On położył dłonie nad jej głową. Jeszcze jeden ruch... obrócił głowę i znalazł się przy jej szyi. Delikatnie musnął ją wargami, wywołując u dziewczyny kisiel w majtkach. Jej oczy się powiększyły. Złożył delikatny pocałunek na płatku jej ucha, sprawiając, że zaczęła chichotać. Złapał ręką jej brodę i podniósł do góry, aby móc zatopić się w jej orzechowych oczach. Zbliżył się jeszcze bardziej. Był dosłownie milimetr. On się uśmiechnął wrednie i powiedział – Aleś ty naiwna, Granger – i jak gdyby nigdy nic, odszedł, zostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą.




- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Witajcie kochane Misiaczki ♥

Rozdział zwarty i gotowy! :D
Dla mnie jest lekki i przyjemny. Najbardziej podobała mi się rozmowa Seamusa i Hermiony  xd   Co mogę o nim powiedzieć... W końcu coś się dzieje. Akcja w opowiadaniu nabrała tępa a nasze Sevmione zaczyna nabierać kolorów :) Myślę, że nie zraziłam Was jak oni tak leżeli na sobie i wogóle... hehe :D


Ciii... Teraz Misie posłuchajcie. Nasza kochana Cyzia ma dzisiaj urodziny!  :D    Ja jako skromna cząstka rodziny bloggerowej życzę Ci wszystkiego najlepszego! ;**

Udanych wakacji Wam życzę! ;**


sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 26 (2/2)

        Mistrz Eliksirów, już od godziny, chodził w tę i z powrotem, po swoich komnatach. Wydeptał śliczną ścieżkę. Teraz może poprosić swoich Ślizgonów, aby posadzili mu bratki. Obrócił się energicznie na pięcie, robiąc mały dołek. Mieszkańcy Domu Węża, mają jeden dołek do wykopywania mniej. Podszedł do barku i wyciągnął złocisty płyn. Po chwili Ognista Whisky, pita wprost z butelki, odprężyła jego ciało. Podszedł do fotela, który był najbliżej kominka. Pstryknął palcami i pojawiły się płomienie. Ogień oświetlał skórzane obicie fotela, na którym, po chwili usiadł mężczyzna. Wziął potężny łyk. Przywołał kolejną butelkę i szybko ją opróżnił. Potem kolejną i kolejną...

        - Głupi, głupi, głupi... - mamrotał sam do siebie, biorąc kolejne łyki. Poszedł do łazienki i spojrzał z odrazą w lustro. - No co?!
        - Wyglądasz żałośnie – powiedziało jego odbicie. – Aby doprowadzić się do takiego stanu? Ehh... szkoda słów.
        - I dobrze, nie chcę cię słuchać – warknął. Butelka, wymsknęła się z jego dłoni i spadła na podłogę, roztłukując się na miliony małych kawałeczków, a odbicie w lustrze, zaśmiało się mrocznie. – Na pieprzone gacie Merlina! Co ty narobiłeś?!
        - Ja? Kochany, to twoja sprawka... - zaśmiał się.
        - Mam cię dosyć! - wyszedł, trzaskając drzwiami.

        Powoli, bez pośpiechu doszedł do swego gabinetu. Usiadł za biurkiem i wyciągnął z szuflady mały, czarny flakonik. Wlał całą zawartość do ust. Tylko geniusz, wpadł na eliksir na kaca. Tym geniuszem, był ten oto nietoperz. Położył głowę na biurku.

        - Głupi, głupi, głupi... - zaczął swoje modły, uderzając głową o blat. – Snape! Ty żałosny dupku! - krzyknął sam na siebie. – Flirtowałeś z Granger. Szeptałeś do Granger. Dotykałeś Granger! - przed jego oczami, pojawiła się kukła dziewczyny z sianem, zamiast włosów. - Granger, Granger, Gra... Dość! Chwila... - podrapał się po brodzie. – Ona ma mój polar. Mój! - nie mógł do niej pójść i jej go wyrwać. W końcu sam go jej podarował. Upamiętnił polar, minutą ciszy i zaczął modły od nowa. – To jest Gryfonka. A ja nienawidzę Gryfonów – warknął. – Ale ma ładne nogi... Snape! O Merlinie, chyba mam kryzys wieku średniego! - odpłynął. - Ten rumieniec na jej twarzy, ta jej inteligencja, zamiłowanie do książek, te nogi, nogi, nogi... Tak, to kryzys – podrapał się po brodzie. – Kupię sobie nowy kociołek i zapomnę o Gran... o tej pyskatej uczennicy – jak pomyślał tak zrobił. Wyszedł przed bramę zamku i teleportował się na ulicę Pokątną, po nowy kociołek. Myślał, że w ten sposób, zapomni o dziewczynie.


***


        Rudowłosa Gryfonka, leżała razem z przyjaciółką na jej łóżku. Milczały. Ginny myślała o tym, co jej powiedziała starsza dziewczyna. Musiała wszystko przemyśleć. Zapamiętała błysk w oku Hermiony, kiedy ta, opowiedziała, jak wezwał ją do siebie i po wykonaniu eliksiru, ogrzewał jej ręce. Dziewczyna spłonęła rumieńcem, jak mówiła o tym, gdy ją dotknął. Ginny nie wiedziała, czy jej przyjaciółka żartuje. Ale sposób, w jaki o nim mówiła, zaprzeczał wszystkiemu. Hermiona, czuła się w końcu lekko, wiedząc, że może się komuś zwierzyć. Ginny miała rację, gdy siedziały jeszcze kilka godzin temu nad kuflem kremowego piwa, mówiąc, że dowie się prawdy.

        Gryfonka upajała się jego zapachem, pochodzącym z czarnego polara, który miała na sobie. Ginny nie komentowała tego. Chciała szczęścia przyjaciółki, ale wiedziała, że ktoś taki jak Snape, może ją skrzywdzić. On nie wie, co to są uczucia. Ginny z każdym dniem, coraz bardziej bała się o Hermionę.


        - Kiedy z nim zerwiesz? - spytała nagle Ginny, siadając i uważnie obserwując przyjaciółkę.
        - Nie wiem. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze.
        - Ale Hermiono! - w jej głosie była nutka paniki. - A co jeśli on się w tobie naprawdę zakocha? Nie myślałaś o tym?!
        - Nie zakocha. Rozmawialiśmy o tym.
        - Co ci powiedział? Że tak po prostu zerwiecie? - szarpnęła jej ramię.
        - Ginny... - westchnęła. - Rozmawialiśmy o tym, jak byłam w Skrzydle Szpitalnym. On sam poruszył ten temat. Powiedział, że nic do mnie nie czuje. Traktuje mnie jako przyjaciółkę i ja mu więżę.
        - Och... - było jej trochę głupio, ale nie chciała się przyznać. - W takim razie... no jak z Brown?
        - Nadal patrzy na mnie, jakbym zabiła jej skrzata siekierą. Nie chcę o niej mówić. Szkoda nerwów.

        Schowała polar do kufra. Podeszła do okna, obserwując Ślizgonów na boisku Quidditcha. Ginny ruszyła za przyjaciółką i prychnęła, gdy ujrzała Malfoy'a, jak popisuje się na miotle. Rzuciła uwagi dotyczące jego wyglądu i stylu jego latania. Hermiona cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Jej przyjaciółka nie męczy jej pytaniami o Seamusa i Snape'a.

        - Właśnie! - krzyknęła Ginny, a Hermiona podskoczyła. - Przepraszam, ale teraz mi się przypomniało, że Harry kazał nam przyjść do ich dormitorium.
        - Po co?
        - Nie wiem. Och... no idziemy – pociągnęła ją za rękę.

        Zeszły po schodach. Jak na sobotni wieczór, było mało uczniów w Pokoju Wspólnym. Starsi zostali jeszcze w Hogsmeade, a młodsi leżeli na kanapach, albo biegali po korytarzach. Wspięły się po schodach, prowadzących do dormitorium chłopców. Ginny przyłożyła ucho do drzwi i usłyszała śmiechy Neville'a i Rona. Nacisnęła klamkę. W pokoju panował półmrok. Do nozdrzy Hermiony, dotarł zapach papierosów.

        - Hermiono! Padnij! - krzyknął Seamus, gdy zamknęła drzwi. 

        Ginny pociągnęła ją za rękę i znalazły się na podłodze. Po chwili, usłyszała odgłos tłukącego się szkła, w miejscu, gdzie wcześniej była jej głowa. Nastała chwila ciszy, którą po chwili, przeszył głośny śmiech Rona. Chłopak stał na podłodze z papierosem w ręku. Zaciągnął się nim i wybuchł śmiechem. Koło niego, unosiła się szara mgiełka. Dziewczyny zauważyły, jak chwieje się na nogach, a koło niego stoją puste butelki po piwie. Seamus podbiegł do Hermiony i pomógł jej wstać. Machnął różdżką, usuwając szkło. 

        - Nic ci nie jest? - widać było, że jest zmartwiony. Pogłaskał ją czule po głowie. Chciała odpowiedzieć, ale Ginny zaczęła krzyczeć.
        - Ronaldzie Weasley! Ogłaszam całemu światu, że jesteś kretynem! - podbiegła do niego i go uderzyła. - Co ty robisz? Mogłeś ją skrzywdzić!
        - Ron! - warknęła Hermiona, gdy stała już pewnie na nogach. Podeszła do niego i wyrwała mu papierosa. Zniszczyła go w popielniczce, która leżała na jego szafce nocnej. – Ty palisz. Jestem oburzona.
        - Właśnie! Ty nie możesz palić. Jak mama się dowie, to...
        -... to co? Ginny, to moja sprawa co robię.
        - A-ale no... - siostra chłopaka, zaczęła się jąkać. – Od jak dawna?
        - Od wakacji – wybąkał i niepewnie usiadł na łóżku.
        - Nic nie zauważyłam.
        - Tak miało być. Nie kłóćmy się. Palę i tego nie zmienicie. Mogę wam obiecać, że nie będę palić przy was. Chłopakom to nie przeszkadza, ale wam tak.
        - Wiedziałeś? – Ginny warknęła i spojrzała na Harry'ego - Seamus ty też? Neville, nie patrz tak, też mnie wkurzyłeś – chłopak pozieleniał i skrył się za partnerem Hermiony. Harry podszedł do niej i niepewnie ją przytulił.
        - Tak – wyszeptał w jej rude włosy. Zaczęła się bardziej szarpać, a Gryfon mocniej ją przytrzymał bliżej siebie. - Przepraszam Ginny.
        - Po co miałyśmy tu przyjść? - wypaliła szybko Hermiona. Wiedziała co może się stać. Nie chciała kłótni przyjaciół. Niepewnie spojrzała na jej przyjaciółkę, która została obdarowana przepraszającym pocałunkiem. Ginny otarła łzy i wyszeptała coś Harry'emu do ucha, a ten uśmiechnął się lekko. Hermiona odetchnęła.
        - Chcieliśmy się z wami napić – powiedział chłopiec, który przeżył.
        - Czyli to, co było w plecaku, to były butelki? - zapytała Gryfonka.
        - Tak. Mamy ich jeszcze sporo – rzekł Ron. Schował paczkę papierosów do tylnej kieszeni spodni.
        - Wy żartujecie. Nie możecie. To znaczy, my nie możemy.
        - Hermiono weź przestań. Tylko spróbujesz... - zachęcił ją przyjaciel.
        - Nie ma mowy. Gdzie Dean? - dopiero teraz zauważyła  nieobecność drugiego prefekta.
        - Ron go upił – powiedział Neville, który wciąż stał za Seamus'em. - Harry mu pomógł, a ja donosiłem butelki – Hermiona była wstrząśnięta wyznaniem chłopaka. Zawsze był cichy i spokojny. Nie wiedziała, czy to jej przyjaciele, tak na niego działali. Nic już nie rozumiała.
        - Gdzie on jest? - chłopak wskazał na łóżko należące do drugiego prefekta, które było zasłonięte kotarami. Podeszła tam i je osłoniła. Dean leżał na brzuchu. Wydawał ciche dźwięki, podczas snu. - Schlaliście go – spojrzała na nich groźnie. - Zalaliście w trupa prefekta.
        - Ma słabą głowę – zaśmiał się Harry.
        - Ginny...!
        - Hermiono – podeszła do niej i złapała ją za ręce. - Może zostaniemy chwilę? No wiesz ja... nie próbowałam niczego, poza kremowym piwem. Proszę...
        - Nie ma mowy. Idziemy.
        - Tylko jedno piwo. Razem na w spółkę wypijemy – po chwili wyszeptała jej do ucha. - Zapomnisz o nim na chwilę.
        - Ale ja... Ginny, no dobrze. Ale zaraz idziemy – rudowłosa dziewczyna zapiszczała z radości.

***



        Hermiona, jak obiecała, wypiła połowę zawartości piwa. Teraz koło niej, był cały arsenał imprezy do pilnowania. Ginny chciała więcej, ale jej przyjaciółka, uważnie się jej przyglądała. Ron, Harry, Neville i Ginny siedzieli na podłodze i grali w butelkę. Jak na ich stan trzeźwości, dawali sobie pytania i zadania, na godnym poziomie. Seamus siedział na swoim łóżku z dziewczyną. Hermiona trzymała głowę na jego kolanach i uważnie studiowała każdy cal jego twarzy. Dopiero teraz zauważyła, jakie chłopak ma delikatne rysy twarzy. Dotknęła jego policzka i wyczuła delikatny zarost, który z bliska był nie widoczny. Seamus spojrzał na nią.

        - Przeszkadza ci?
        - Nie, jest w porządku, na prawdę. Prawie go nie widać.
        - Tata podesłał mi jakąś czarodziejską piankę do golenia. Na razie dobrze wykonuje swoje zadanie - uśmiechnął się, tak, jak lubiła. - O...! Zapomniałem!
        - Coś się stało? 
        - Profesor Flitwick oddał mi referat.
        - I jak? - usiadła koło niego. Chłopak wyszczerzył zęby.
        - Dał mi Zadowalający. Powiedział, że świetna praca. Dałby mi wyższą ocenę, ale musiał obniżyć, za nie oddanie w terminie. Mimo wszytko dziękuję za pomoc - pocałował ją w policzek.
        - Nie ma za co - uśmiechnęła się. Chłopak wstał i z szafki wyciągnął paczuszkę. Odwinął szary papier i pokazał dziewczynie ciasteczka.
        - Spróbuj. Najlepsze czekoladowe ciasteczka pod słońcem. Mama upiekła. Mhh... - ugryzł, delektując się. Hermina poszła za jego przykładem. Nigdy nie jadła czegoś lepszego. Były obłędne.
        - Są pyszne. Mogę jeszcze? - podsunął jej pakunek. - A przepis mógłbyś dać?
        - Nie - zaśmiał się.
        - Och dlaczego?
        - Rodzina receptura. To znaczy, ja bym ci dał, ale wiesz, mama...
        - To w takim razie, poproś ją, by częściej je piekła.
        - Załatwione. Ej chcecie ciasteczka? - krzyknął przez pokój.
        - Dzięki stary - przyszedł Ron i zabrał. - Gracie z nami? Teraz Harry kręci.
        - Idziemy? - spytał.
        - No dobra - usiadła pomiędzy Nevillem i Seamusem.
        - To kręcimy - rzekł Harry i pokręcił butelką, która wylosowała Neville'a.
        - Pytanie czy zadanie?
        - No ten... zadanie - Harry uśmiechnął się paskudnie.
        - Idź do łazienki i przynieś pastę do zębów.
        - Chyba nie każesz mu jej jeść? - spytała przerażona Hermiona, kiedy Neville wyszedł.
        - Nie jestem taki okrutny.
        - To niby co? - zapytał Seamus.
        - Zobaczycie - powiedział mrocznym głosem, a Ron się zaśmiał.
        - Mam - znów pojawił się w pokoju. - I co teraz?
        - Chodźcie. Tylko cicho... - przyłożył palec do ust i kiwnął głową na łóżko Deana. Podszedł tam i rozsunął kotary. - Ściągnij mu bluzkę.
        - Ale Harry...!
        - Neville, wykonaj to. No dalej, będzie śmiesznie.
        - Harry, jeśli ty chcesz zmusić do zrobienia czegoś z Deanem, to ja...
        - Cii... spokojnie kochanie - pocałował Ginny.
        - J-już - wysapał. Był cały czerwony. Dean chrapał na plecach, już bez koszulki.
        - Podnieś jego lewą rękę do góry, a prawą w dół.
   - Już wiem, co chce zrobić - wyszeptał Seamus. Harry uśmiechnął się do niego, porozumiewawczo.
        - Teraz weź pastę i na klacie narysuj mu znak supermana.
        - Och... Harry - zachichotała Ginny
        - Mówiłem - Neville narysował duży trójkąt i w środku literę "S". - I teraz, wisienka na torcie. Złap prześcieradło i nim poruszaj.
        - Haha - zaśmiał się Neville. Dean był prawdziwym Supermanem i wyglądał jakby latał
- Zadanie wykonanie - poklepał go po plecach. - Teraz ty kręcisz - poszli do butelki nadal się śmiejąc. Neville zakręcił i wypadło na Hermionę.
        - Pytanie czy zadanie?
        - Zadanie, Neville.
        - Pocałuj Seamusa.
        - Co? - powiedzieli jednocześnie. 
        - No, dalej - westchnął zirytowany Ron - Jesteście w końcu parą, tak czy nie?
        - Całuj! - krzyknął Harry
        - Cicho już - warknęła. Obróciła się w stronę swojego chłopaka i usiadła mu na kolanach - Widzisz, kochanie. Chwili prywatności nie mamy - zaśmiała się. Spojrzała mu w oczy i zbliżyła wargi do jego warg. Seamus pocałował ją delikatnie, a zarazem słodko. Hermiona pogłębiła pocałunek, a gdy w tle usłyszała oklaski i wiwaty oderwała się od niego.
        - Och... jakie to było słodkie - zaśmiał się Ron
        - Cicho rudzielcu. Ron jaka szkoda wypadło na ciebie.
        - Zadanie.
      - Hmm... - podrapała się po brodzie. - Idź do Krukonek z siódmego roku i spytaj się, czy mają tampony.
        - Nie pójdę!
        - Wstydzisz się? - zapiszczała Ginny
        - Ja no ten... - poczerwieniał na twarzy - Idę. Harry chodź ze mną.
        - Nie przepuszczę takiej okazji - zarechotał i wyszli z pokoju. Hermiona poszła po piwo. Ginny spojrzała na nią, jakby pierwszy raz, widziała ją na oczy. Hermiona upiła nawet spory łyk piwa i podała Ginny. Seamus poszedł po jeszcze 4 butelki. Postawił sobie Neville'owi, oraz na miejscu Harry'ego i Rona.
        - Neville, jak u profesora Snape'a? - zapytała Gryfonka
        - Zdaję u niego cały materiał. Nie jest najgorz... - drzwi się otworzyły i wpadł Harry. Usiadł na podłodze i śmiał się tak, aż rozbolał go brzuch. Po chwili wszedł Ron, bardziej czerwony, niż gdy wychodził. Wypił całe piwo, które stało koło niego.
        - Zamknij się Harry! - warknął.
        - Jak poszło? - zapytał Neville
        - Ron, był cały czerwony. Szły korytarzem, a on podbiegł i wykrzyczał czy mają tampony. Nie wiedział, że tam był profesor Flitwick
        - Och, jak mi przykro - zaśmiała się Hermiona. - No, dalej kręcisz ty - podała mu butelkę.
        - Zemszczę się - wypadło na Ginny  - Co wybierasz?
        - Zadanie.
        - Zatańcz tango ze skarpetkami Neville'a.
        - Wolę jego niż twoje, Ron - pokazała mu język. Napiła się piwa. Wzięła skarpetki, które dał jej chłopak i zaczęła tańczyć.
        - Zakręć kuperkiem - zaklaskał Harry. Ginny odrzuciła skarpetki i podeszła do swojego chłopaka. Spojrzała mściwie na Rona i zakręciła biodrami przed Harrym, który zrobił do niej maślane oczy. 
        - Ginny! Siadaj - warknął Ron, na wyczyny jego siostry. Seamus, Hermiona i Neville się zaśmiali.
        - Też cię kocham, Ron - rzuciła. Usiadła na podłodze i przez długość pomiędzy nimi, a butelką, pocałowała go, słodko wzdychając, wywołując tym samym białą gorączkę u Rona.
        - To nie na moje nerwy. Idę zapalić - poszedł do łazienki i odpalił.
        - Robimy przerwę. Ginny, bosko kręcisz tym kuperkiem - oświadczył Harry. Napił się Ognistej Whisky.
        - Daj spróbować - powiedziała Hermiona.
        - Masz – napiła się. Była mocna. Dała Seamusowi.
        - Może być - wziął kolejny łyk - Neville chcesz?
        - Daj - i opróżnił butelkę.

        Po godzinie, chłopcy byli praktycznie schlani. Seamus, jako jedyny reprezentował ich, potrafiąc utrzymać się na nogach. Dziewczyny zarządziły, że ostatnie zadanie i kończą grę. Same piły mało, ale Ginny widziała podwójnie. Rudowłosa zakręciła butelką, która wylosowała Hermionę.

        - Pi- pitanie - język jej się plątał.
        - To drugie - nie męczyła jej bardziej.
        - Idź do Sna-Snape i powiedz mu - kolejny łyk z butelki - Że go kochasz. 
        - Ginny!
        - Idź Hermiona. Do Snape'a, do Snape'a o le! - zawołał Harry z Ronem
        - Chodź, wiewiórko! - pociągnęła ją za rękę. Harry dał im pelerynę niewidkę. Założyły ją i wyszły z pokoju. Na dole nie było praktycznie nikogo. Zbliżała się 22. Hermiona podtrzymywała Ginny, bo szła niepewnie. - Dlaczego to zrobiłaś?
        - Zobaczysz j-jego reakcje - zapiszczała jej do ucha.
        - Ginny! Idź normalnie bo peleryna nam zleci.
        - Ci-cicho... - znalazły się w zimnych lochach - Ja tu zostanę - wychyliła głowę za zakręt. Ściągnęła pelerynę - Idź do niego. Trzymam kciuki.

        Hermiona w ręku trzymała pelerynę niewidkę. Serce waliło jej coraz bardziej, kiedy zbliżała się do jego gabinetu. Stanęła przed drzwiami i wzięła wdech. Snape przed chwilą właśnie wrócił z nowym kociołkiem. Nasypał sobie kawy do kubka gdy usłyszał pukanie. Warknął pod nosem i podszedł do drzwi. Usłyszał głos dziewczyny. Rozpoznał go od razu. Niepewnie przyłożył ucho do drzwi.

        - Wiem, że pana tam nie ma profesorze Snape - jej głos lekko drżał z emocji. Bała się, że okaże się, iż on tam jest i zaraz wyjdzie i na nią nawrzeszczy - Chciałam powiedzieć - zamarł na chwilę. Czego ona mogła od niego chcieć? Hermiona założyła na siebie pelerynę. Została widoczna tylko głowa - Bo ja pana... kocham, profesorze - wyszeptała do drzwi. Nic się nie stało. Nie wybiegł, jak myślała. Naciągnęła na siebie pelerynę, ukrywając się pod nią. Zrobiła krok do tyłu, patrząc z utęsknieniem na drzwi.


        Myślał, że to głupi żart Gryfonów. Ale jej głos był taki szczery i poważny. Ktoś go kocha? Przez chwilę powrócił do dnia, kiedy Trelawney dała mu przepowiednię. On nie mógł kochać i być kochany... Odsunął od siebie tą myśl. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Nie było jej.

        Stała pod ścianą. Nogi się jej ugięły, kiedy otworzył drzwi. Miał nie opisany wyraz twarzy. Czuła ból, jak na niego patrzyła, gdy tak się rozglądał. Zauważyła w jego oczach smutek. Podeszła bliżej i stanęła na przeciw niego. Ich oczy się spotkały. Nie widział jej, ale wyczuwał drewno i kokos. Zapach, który należał tylko do niej. Przymknął powieki. Wyciągnął rękę gdzie miała głowę. Zamachnął się a ona w porę zrobiła unik. 



        - Granger, wyłaź gdziekolwiek jesteś - zamarła

        Zrobiła kilka kroków w tył. On czekał jak głupi aż mu odpowie. Jakaś cząstka, podpowiadała mu, że ona tu jest. Ta mądrzejsza kazała wracać do komnat. Rozejrzał się i warknął przegrany. Zrobił obrót, powiewając szatą i zniknął za drzwiami.


***

        Siedziały w Pokoju Wspólnym. Hermiona nic jej nie powiedziała. Chciała zaczekać, aż jej przyjaciółka wytrzeźwieje. Ginny zamruczała coś niezrozumiałego pod nosem i wstała, kierując się w stronę dormitorium chłopców. Hermiona wzięła ją pod rękę, na wszelki wypadek. 


        W pokoju chłopacy bawili się świetnie. Ron, wziął szampon do włosów i śpiewał do swojego nowego "mikrofonu" na łóżku. Harry robił za szaloną publiczność. Piszczał i skakał pod "sceną". Neville chyba był ochroniarzem, bo pilnował ściany. Seamus siedział na łóżku i kulturalnie opróżniał butelkę. Gdy zobaczył Hermionę, odłożył ją na bok i zawołał do siebie. 

        Ginny natomiast, wzięła wszystkie dostępne poduszki i skarpetki. Zaczarowała je i ukryła się za łóżkiem Supermana. Machnęła różdżką i poduszka uderzyła artystę w głowę a Ginny zawyła: "Buuu...!". Ron nic sobie z tego nie zrobił i wył dalej. Ściągnęła rajstopy, które miała na sobie i założyła je na głowę. Machnęła różdżką i wszystkie skarpetki, zaczęły lecieć w stronę jej brata. Wybiegła zza łóżka, śmiejąc się groźnie i napadła na artystę. Ochroniarz ziewnął i osunął się na podłogę. Harry zaczął płakać. Ginny rzuciła się na Rona. Zwaliła go na podłogę i zaczęła po nim skakać wykrzykując: "Nie wycinajmy lasów! Misie giną! Achojjj...!" 

        Hermiona wzięła Seamus'a za rękę i podkradła się do dzikuski. Wzięli poduszki i zaczęli ich okładać. Hermiona, gdy zobaczyła rajstopy na głowie przyjaciółki wybuchła śmiechem i je złapała. Zaczęła krzyczeć: "Koniku wio...!". 

        Harry otarł łzy i złapał Ginny w pasie. Przewiesił ją sobie na ramieniu i chodził po pokoju. Ron wziął szampon, poprawił włosy i śpiewał dalej. Neville wstał i wybełkotał

        - Wybaczcie - i wyszedł do łazienki.
        - Merlinie! - zawołał Seamus, ściągając z siebie Hermionę, która go łaskotała. - Nie rób. Mam łaskotki. Haha...
        - Taki duży chłopiec? - zacmokała słodko.
        - Pff... nie dostaniesz już ciasteczek - obrócił się.
        - Nie! Och, Semi proszę...
        - Semi?
        - Tak, Semi, ty mój kochany pysiu - wzięła jego policzki w palce "zafalowała"
        - Miona!
        - Tylko nie Miona. Jetem Hermiona - powiedziała z wyższością
        - Będziesz mnie łaskotać?
        - Nie pysiu.
        - A teraz łapy w górę, ti dabu dibu daj! - zawył Ron. - Publika dziś baluje, ti dabu dibu daj!
        - Ron...! Ty jesteś boski! - wybełkotała Ginny. Seamus złapał Hermionę za rękę i zaczął śpiewać:
        - Pszczółka Maja, sobie lata, ooo...
        - Zbiera nektar dziś na kwiatach...
        - A tam Gucio w tulipanie, czeka sobie na śniadanie - zakończył Seamus i zaśmiał się z Hermioną. Ron chrząknął, a Ginny uciszyła wszystkich. Harry wziął zapalniczkę przyjaciela i zapalił. Ron wziął poduszkę i przyłożył do serca. Seamus objął Hermionę w tali i delikatni się kołysali
        - Hej dziewczyno, spójrz na misia, on przypomni, przypomni chłopca ci. Nieszczęśliwego białego misia, który w oczach ma tylko szare łzy.
        - To było piękne! - powiedział Seamus, który tańczył z Hermioną. Drzwi się otworzyły i wpadł Neville łapiąc się za brzuch.
        - M-Ma..
        - Mama! Ginny, mama przyjechała! - przestraszył się Ron i wskoczył pod kołdrę.
        - Zamknij się, kretynie! - warknęła dziewczyna.
        - Neville, co się stało? - Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu
        - M-McGonagall tu idzie!
        - Merlinie! - zakryła usta dłonią. Seamus machnął różdżką, usuwając butelki, które znalazły się pod łóżkiem Rona. 
        - Do łóżek! Kryć się! - zawołał Harry. Pociągnął Ginny za sobą. Hermiona wskoczyła do Seamus'a. Wtuliła się w niego, ukrywając chichot. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich kobieta w kasztanowym szlafroku i lampą.
        - Co to za hałasy? - spytała ostrym tonem .
        - Neville miał koszmar - powiedział Harry.
        - Chłopcze, wszystko gra?
        - Mhh... 
        - Jest cisza nocna. Śpicie i to już - zarządziła. - Weasley jesteś?
        - Tak - odpowiedziała Ginny, która szybko zakryła usta, dłonią.
        - Tak - powtórzył Ron.
        - Chyba masz chore gardło. Idź jutro do Skrzydła Szpitalnego.
        - Tak zrobię.
        - Dobranoc, pani profesor - powiedział Harry.
        - Dobranoc, Potter.
        - Kolorowych snów - rzucił Seamus.
        - Tobie też.
        - Dobranoc, pani McGonagall - rzucił Harry, Ron i Neville chórem.
        - Śpicie - zamknęła drzwi.
        - Myślicie, że poszła? - szepnęła Hermiona.
        - Poczekajmy jeszcze chwilę.

        Czekali 10 minut. Po tym czasie jednak wszyscy zasnęli. Następnego dnia Hermiona obudziła się na brzuchu Seamus'a z okropnym bólem głowy. Nie wypiła tak dużo. Chłopaki wypili o wiele więcej. Już im współczuje tego kaca. Spojrzała na swojego ukochanego, który zacisnął coraz mocniej powieki. Zeszła z niego i wyszeptała.


        - Semi, przyniosę ci coś.
        - Mhh... - wymruczał. Wstała i chwiejnie podeszła do łóżka Harry'ego. Ginny leżała wtulona w niego, a na głowie, nadal miała rajstopy. Hermiona podeszła do niej i lekko ją szturchnęła
        - Ginny... Chodź.
        - Czujesz to?
        - Co?
        - Jak szumi ci w uszach?
        - Tak. A teraz chodź.
        - Już – pocałowała Harry'ego w nosek i wygramoliła się z łóżka. Hermiona ściągnęła jej rajstopy, a Ginny spłonęła rumieńcem. Wyszły z pokoju, wpadając na dwójkę pierwszorocznych Gryfonów.
        - Co tu robicie? - zapytał chłopiec ziewając.
        - Ty mały! - warknęła Ginny. - Zaraz ci różdżką tak tyłek spiorę, że zobaczysz.
        - Dziwna jakaś – powiedział drugi chłopiec. Hermiona przytrzymała Ginny w pasie, bo chciała się rzucić na chłopców.
        - Wariatka jakich mało.
        - Cicho, bo wam punkty odbiorę. A raczej pani prefekt – poklepała Hermionę po ramieniu
        - A co tam robiłyście? - zapytał pierwszy chłopiec, wskazując głową na drzwi.
        - Bo my... no ten...
        - Sprawdzałyśmy – szybko rzuciła Ginny.
        - Co?
        - Czy mają poukładane skarpetki i czy nie leżą po całych pokoju.
        - O kurde – szepnął drugi chłopiec, swojemu koledze – Moje leżą wszystkie na podłodze.
        - My zostawiliśmy coś w pokoju... To do widzenia, pani prefekt – i szybko uciekli.
        - Pff... małe gamonie. Hermiono, spotkamy się w pokoju wspólnym za 30 minut i pójdziemy na śniadanie.

***

        - Masz – dała jej do pucharu z wodą, aspirynę. – Wypij. Pomoże trochę.
        - Miłosierna Hermiono. Dziękuję – wypiła wszystko. Sama wrzuciła do swojego pucharu i po chwili wszystko wypiła.
        - No i jak mówiłam wcześniej, to on wyszedł i kazał mi się pokazać. No ale ja tego nie zrobiłam.
        - I dobrze. Mogłabyś mieć szlaban, albo miłą noc z nim...
      - Ginny! - walnęła ją w ramię, rozglądając się wokół. Welka Sala, jak na niedzielny poranek, była prawie pusta, ale stół nauczycielski był cały zapełniony. Snape cały czas obserwował dziewczynę. Nie wiedział, czy ma halucynację. Czy ktoś w ogóle do niego pukał. Czy to była ona. Ale nadal pamiętał jej zapach. W jakimś sensie poczuł się milo. Ktoś do niego powiedział takie słowa. Czuł coś dziwnego do tej dziewczyny...
     - Weźmy chłopakom trochę jedzenia – posmarowały bułki i zawinęły w chusteczki, chowając je pod swetrem. Kiedy Hermiona na niego spojrzała, ich spojrzenia spotkały na chwilę, ale trudno było odczytać wyraz oczu Snape'a. Hermiona przyglądała mu się dłużej, kiedy Snape odwrócił już wzrok. - Nie patrz się tak na niego!
        - Wcale się nie patrzę – Hermiona prychnęła, jak rozjuszona kotka.
        - No nie. Oglądasz zastawę nauczycielskiego stołu.
        - Daj mi spokój. Zjadłaś?
        - Tak.
        - To dalej. Rusz swój kuperek i idziemy – uśmiechnęła się blado i wyszły na korytarz. Co chwilę zerkała za swoje ramię, patrząc czy nie idzie. Jednak bezpiecznie doszły do portretu grubej damy.

        Dały chłopakom aspirynę i jedzenie, a ci zasnęli. Ginny uśmiechnęła się mrocznie i wzięła pastę do zębów. Podwinęła koszulkę Ronowi i narysowała mu gitarę, Harry'emu smoka, Seamusowi złoty medal, a Neville'owi kwiatki. Zaśmiała się i z Hermioną opuściły dormitorium chłopców.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie kochane ♥

Rozdział dedykuję Anthony za zbetowanie mi rozdziału... Tak, tak Jazz ma BETĘ i jest szczęśliwa! <3

Zaliczyłam geografię na 4... :)

W piątek (14.06) minęło pół roku od założenia bloga. Tak ten czas szybko przeleciał... :> Dziękuję Wam, za obecność! ;**

Wyczekiwana przez wiele osób biba u Gryfonów. Dla mnie była bardziej „kulturalna” niż w Domu Węża... :D Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam spodobała ;3