niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 50

        Gdyby ktoś zapytał parę miesięcy temu Severusa Snape’a, czym jest szczęście, ten zapewne by odpowiedział, że szczęściem jest znalezienie piekielnie rzadkiego składnika do eliksiru albo spędzenie wieczoru przy dobrej książce ze szklaneczką Ognistej Whisky w dłoni. Teraz, leżąc w łóżku w rodzinnym domu Hermiony Granger, mógłby jednym słowem opisać, czym jest dla niego szczęście.


        Szczęściem mógł opisać każdą chwilę spędzoną z Hermioną. Jej delikatny, a zarazem palący dotyk na jego ciele, bystre i ciepłe spojrzenie, uroczy śmiech, który dźwięczał mu w uszach. Jej delikatne i nieśmiałe pocałunki, ciepło jej słodkiego oddechu na klatce piersiowej, gdy tylko odpływała do krainy snów Morfeusza. Severus był cholernie dumny, że jego szczęście nosi imię Hermiona.


        Zamrugał parę razy, powracając do rzeczywistości. Przejechał dłonią po szorstkim policzku i spojrzał na wolne miejsce obok. Pewnie wstała, pomyślał, podnosząc się z łóżka. Nie zarzucając na siebie żadnego okrycia, zszedł po schodach, rozglądając się wokół.


        - Hermiona? - rzucił, rozglądając się po salonie.

        - Jestem w kuchni – odpowiedział delikatny kobiecy głos.


        Oparł się o futrynę drzwi, spoglądając, jak dziewczyna miota się po kuchni, tu podbiegając do rozgrzanej patelni, a tam krojąc owoce. Spojrzał na jej wzburzonego koka, mały nosek umazany mąką, przygryzione wargi, które świadczyły, że myśli o czymś intensywnie i nagie uda, skryte za niedługą koszulką.


      - Mieliśmy spędzić tu chwilę, a zostaliśmy na noc – mruknął jej do ucha, nagle obejmując ją w pasie, kiedy przewracała naleśnik na drugą stronę. - Będą jadalne? Umieram z głodu.


        Wydała z siebie ciche westchnienie, kiedy poczuła, jak dłonie Severusa wsuwają się pod jej koszulkę i głaszczą nagi brzuch. Następnie poczuła słodkie pocałunki w okolicy karku.


       - Ale naleśniki – zaprotestowała, kiedy posadził ją na blacie.

       - Jeden spalony, co to za różnica? - zażartował, spoglądając na nią. Hermiona poczuła, że czerwieni się niczym piwonia pod intensywnym spojrzeniem mężczyzny.


        Następnie wydała z siebie ciche westchnięcie, kiedy ich wargi złączyły się w namiętnym pocałunku. Severus przejechał dłonią po jej nagich plecach, a dziewczyna wygięła się w łuk, obejmując go nogami w pasie, automatycznie przysuwając go bliżej siebie. Poczuła, jak napiera swoją męskością na nią, przez co gorąca fala zalała całe jej ciało. Snape, jakby o tym pomyślał, odsunął się od niej odrobinę i spojrzał na nią uważnie.


        - Śniadanie to podstawa. – Uśmiechnął się wrednie.

        - Że co? - spytała zbita z tropu.

        - Pokrój te owoce, a ja zajmę się naleśnikami – odparł poważnym tonem.


        Hermiona zeskoczyła z blatu, prychając pod nosem niczym rozjuszona kotka. Ona już da mu popalić. Severus jedynie zaśmiał się pod nosem, widząc jej naburmuszoną minę, po czym z wrednym uśmieszkiem zrzucił spalonego naleśnika z patelni.


        - Jak się czujesz? - zapytał, kiedy siedzieli już w salonie z parującymi kubkami kawy.


        Odpowiedziała mu cisza. Uniósł głowę, spoglądając na dziewczynę skuloną obok niego na kanapie. Przymknęła powieki, delikatnie marszcząc czoło. Już wstawał, by chwycić puchaty koc, który leżał obok na fotelu, gdy usłyszał jej cichy głos.


        - Jak mam się czuć? Moi rodzice zostali zamordo... - nie dokończyła, czując rosnącą gulę w gardle i słone łzy w kącikach oczu.

        - Żałujesz, że dowiedziałaś się sprawy o Eleazze? - zapytał nagle, odwracając wzrok. Hermiona otworzyła oczy i popatrzyła na zaciśnięte pięści mężczyzny. Nie spodziewała się tego pytania.

        - A ty żałujesz, że go zabiłeś? - Teraz ona go zaskoczyła.

        - Skąd to pytanie?

        - Odpowiedz – powiedziała cicho.

        - Musimy o tym rozmawiać? Wczoraj i tak dużo ci powiedziałem – burknął.

        - Odpowiedz.

        - Nie żałuję. Nigdy bym tego nie żałował. Gdybym miał zrobić to kolejny raz, czy bym to zrobił? Tak. Zdecydowanie. Zasłużył na to.

        - Żartujesz, prawda? - zapytała cicho.

        - Dlaczego miałbym żartować? - Zbliżył się do niej. Hermiona odwróciła jednak głowę, zaciskając mocno powieki. - Ooo... Czyli teraz się mnie boisz? Wiedziałaś doskonale, że wiążesz się z mordercą, a nagle zaczęło ci to przeszkadzać? - Dało się usłyszeć w jego głosie nutkę żalu.


        Wstał z kanapy i nie obdarował jej ani jednym spojrzeniem. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a z ciemnych oczu biło zimno. Hermiona spojrzała na niego ze smutkiem. Chciała poprosić, by usiadł, że nie o to jej chodziło, nim jej przerwał tym beznamiętnym tonem.


        - Będę na gó... - Nie dokończył, bo po salonie rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Rzucił jej krótkie pytające spojrzenie i chwycił za różdżkę. - Nie ruszaj się stąd - rzucił, wychodząc z salonu.


        Hermiona prychnęła pod nosem, nawet nie biorąc tych słów do serca i po chwili wyminęła go w salonie, pierwsza, położywszy dłoń na klamce. Snape przewrócił oczami w akcie protestu.


        - Możesz chociaż raz mnie posłuchać? - warknął jej nad uchem, a w tym samym czasie otworzyła drzwi.

        - W czym mogę pomóc? - rzuciła, wychylając głowę. Automatycznie zaznała siarczystego mrozu, atakującego jej nos i policzki. Nieco cieplejszy dotyk poczuła na swoim nadgarstku. Snape dał jej znak, że stoi tuż obok.

        - Hermiona? Och, najdroższa... - zaskrzeczał kobiecy głos. Dziewczyna zmarszczyła nos, widząc nieznajomą kobietę w progu jej domu. Już czuła, że Snape chce otworzyć drzwi na oścież, ale szybko wysunęła nogę, blokując mu ten ruch.

        - Przepraszam panią bardzo, ale... czy my się znamy? - Usłyszała z tyłu prychnięcie na ten miły ton. Nieczuły, wredny, stary nietoperz.

        - Nie pamiętasz mnie? - spytała urażonym tonem starsza kobieta. – Jestem pani Johnson. Mieszkam pod czwórką, o tam. – Wskazała dłonią na malutki dom z odśnieżonym podjazdem i kolorowymi lampkami ozdabiającymi dom.

        - Och... - wydała z siebie krótki pisk, zakrywając usta dłonią. - Najmocniej panią przepraszam, ale pamiętałam panią zawsze w ogrodniczkach i umazaną ziemią... – ucięła szybko, zdając sobie sprawę, co powiedziała. Usłyszała z tyłu tłumiony śmiech. Kobieta puściła mimo uszu nieczuły wywód na temat jej zamiłowania do ogrodnictwa.

        - Jesteś sama? - zapytała, próbując zrobić krok naprzód, nim drzwi otworzyły się na oścież. - A pan to kto? - wypaliła szybko. Snape od razu zwyzywał ją w myślach od starych wścibskich bab.

        - To właśnie jest... – zaczęła Hermiona, ale Severus już wszedł jej w zdanie, ściskając za nadgarstek.

        - Jestem dalekim krewnym Hermiony – odpowiedział bez zająknięcia. - Czym możemy zawdzięczać tę... niespodziewaną wizytę?

        - No właśnie! - rzuciła poważnym tonem kobieta, jakby nagle coś sobie przypomniała. - Widziałam światło w domu i dym z komina, a byłam pewna, że przyjedziesz za parę dni. Wiesz... myślałam, że nie uda się ciebie tak szybko ściągnąć z akademika. Tak mi przykro, wszyscy jesteśmy wstrząśnięci.

        - Herbaty? - zaproponował miłym tonem Snape, na co Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Czy on nie ma gorączki?

        - Wydaje mi się, że pani Johnson ma inne plany.

        - Z wielką chęcią – odpowiedziała zawadiackim tonem kobieta, wchodząc do mieszkania i wścibskim okiem oglądając wszystko po drodze.

        - Zwariowałeś? To stara plotkara! - syknęła Hermiona.

        - Herbata malinowa? - zapytał Snape, puszczając słowa dziewczyny mimo uszu.

        - Z chęcią – odpowiedziała pani Johnson, usadawiając się w fotelu, na którym uwielbiał siedzieć tata Hermiony. Snape, widząc to pełne bólu spojrzenie, pociągnął Hermionę za rękaw do kuchni.

        - Co ty wyprawiasz? - rzuciła cicho, kiedy ten postawił czajnik na gazie.

        - Przyrządzam herbatę dla twojej ukochanej sąsiadki.

        - Czekaj. – Chwyciła go za rękę, nakazując, by na nią spojrzał. – Przez to, że zapytałam? Teraz taki będziesz? Specjalnie ją tu zaprosiłeś i udajesz miłego, by mnie zdenerwować? O to ci chodzi? To ma być kara?

        - Granger... – pociągnął ją bliżej ściany, bo pani Johnson zaczęła wędrówki po salonie, a chciał uniknąć jej wścibskiego spojrzenia – ...skoro już tu przyszła, to nie głupim pomysłem byłoby rzucenie na nią zaklęcia i sprawdzenie, czy nie jest pod wpływem Imperiusa. Nie uważasz? - zapytał, prostując barki. - W obecnej chwili wszystko jest możliwe, a ja przysiągłem sobie, że będę cię chronić.

        - Och... - rzuciła cicho, czując jak coś przyjemnego, ściska ją za serce. Snape posłał jej wredny uśmieszek i wyszedł z kuchni, rzucając jeszcze:

        - Czekam z panią Johnson na herbatę.


        Granger prychnęła pod nosem, ale wyciągnęła porcelanową zastawę i po paru minutach wyszła z parującą tacą z kuchni.


        - Postaw o tu – dodał swoje trzy galeony Snape, uśmiechając się wrednie.

        - Proszę się częstować – rzuciła sucho dziewczyna, siadając w fotelu.

      - To wielka tragedia – powiedziała pani Johnson, maczając maślane ciasteczko w gorącym naparze. - Twoi rodzice byli cudownymi osobami. - Spojrzała na nią uważnie, mrużąc oczy, a Hermiona była pewna, że dłużej już tego nie zniesie i zaraz się rozpłacze. Zacisnęła pięści, odwracając wzrok w stronę okna. - Myślałaś, co zrobisz z domem? Jest piękny i duży.

        - Słucham? - zapytała, czując zbierające się w oczach łzy. Oddałaby wszystko, by wtulić się teraz w Severusa, tylko ta przeklęta pani Johnson siedziała w salonie, w ulubionym fotelu taty i piła ulubioną herbatę mamy ze ślubnej zastawy. Zacisnęła pięści, spoglądając to na kobietę, to na Snape’a.

        - No wiesz, jesteś cały rok w akademiku, a dom będzie stał pusty. Rachunki trzeba będzie i tak opłacać...

        - Nie sprzedam domu, pani Johnson - odpowiedziała twardo, dobitnie podkreślając każde słowo. Co ta stara wariatka myślała? Że uda skruchę i kupi jej dom?

        - No ale...

       - Pani Johnson, mój dom nie jest na sprzedaż. – Podniosła się na równe nogi. Kobieta też wstała, odkładając z hukiem filiżankę. Severus skorzystał z okazji i machnął różdżką za plecami kobiety, szepcząc pod nosem skomplikowaną formułkę. Kiedy nic się nie stało, kiwnął głową w stronę Granger, szybko chowając magiczny patyk.

        - Zastanów się jeszcze. – Obrzuciła ją spojrzeniem. – Miło było pana poznać. Do widzenia.

        - Słyszałeś ją? - huknęła Hermiona, kiedy drzwi zamknęły się za nieproszonym gościem.

        - Uspokój się - rzucił ostrzegawczo mężczyzna, widząc pobladłą twarz Granger.

        - Jak mam się uspokoić? - wyrzuciła z żalem, opadając na kanapę.

      - Trzymaj. – Podsunął jej kieliszek z czerwonym płynem. - Wino. Chyba mogłem? - zażartował, próbując przełamać napiętą atmosferę.

      - Wredna... - upiła łyk – stara... - kolejny łyk – baba – dokończyła, opróżniając cały kieliszek. Severus nie pytał o nic, tylko nalał jej rubinowego płynu, ale nim dziewczyna chciała już chwycić kieliszek, przeszkodził jej. Niespodziewanie chwycił ją w objęcia i obdarował namiętnym pocałunkiem. Hermiona początkowo nie wiedziała, co się dzieje, chciała zaprzeczyć, ale dłonie Severusa głaszczące jej biodro były zdecydowanie lepszą opcją niż pytania. Swoją drogą... rozmowę zawsze można przełożyć na później. Teraz oddawała się czułym pocałunkom Severusa. 


***


        - Jak to sobie wyobrażasz? - Severus rzucił okiem na dziewczynę wtuloną w jego klatkę piersiową.

        - Co takiego dokładnie? - zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej.

        - Jak chcesz się zajmować domem, opłacać rachunki czy pilnować go, będąc w Hogwarcie? Może dobrym pomysłem byłoby sprzed...

        - Nie sprzedam tego domu, Severusie – powiedziała to tak pewnym głosem, że Severus zdał sobie sprawę, że mówi całkiem poważnie. Jej zwężone źrenice i zmarszczone brwi świadczyły o tym, że decyzja jest bezdyskusyjna.

        - Więc?

      - Więc będę chciała rzucić silne zaklęcia ochronne na dom. Wiesz, jakaś awaria, czy cokolwiek innego. – Zamyśliła się, spoglądając za okno. – Chciałabym wpadać, chociaż na parę godzin w miesiącu, sprawdzić osobiście, czy wszystko jest w porządku. Pewnie profesor Dumbledore zgodzi się mnie wypuszczać z Hogwartu.

        - Pomogę ci.

        - Co takiego?

       - Powiedziałem ci przedwczoraj, że nie zostawię cię z tym samej, że poradzimy sobie, przejdziemy przez to... - zamyślił się na chwilę, po czym dodał, patrząc na nią czarnymi oczami - razem. Nie będziesz chyba chciała wszczynać bezsensownej dyskusji na temat swoich umiejętności zaklęć, ale to ja rzucę je na twój dom. Bez urazy, panno... Granger – urwał, bo przez moment chciał już powiedzieć panno Snape. Złapał się prędko na tym i kontynuował, ale Hermiona niczego nie zauważyła, bo kiwnęła głową, by ciągnął dalej - ale twoje umiejętności magiczne pozostawiają wiele do życzenia – dodał z wrednym uśmieszkiem.

        - Jesteś najlepszy! - Już chciał zaprzeczyć, co za głupoty wygaduje, lecz poczuł jej ciepłe wargi na swoich i odepchnął tę myśl od siebie, pogłębiając pocałunek.

        - Uwielbiam... cię... - wymruczał między pocałunkami, a Hermiona poczuła, że jej serce ponownie ściska się przyjemnie tego dnia. Oderwała się od mężczyzny, przypominając sobie o czymś istotnym, bardzo istotnym.

        - Przepraszam! Przepraszam, ja naprawdę nie chciałam tak powiedzieć, nie chciałam cię urazić, po prostu... - ucięła, ocierając łzy z policzków – nie wiem, czemu tak zareagowałam... to wszystko – machnęła ręką wokół – mnie przytłacza, ja boję się, że nie poradzę sobie...

        - Ej, ej... - przyciągnął ją szybko do siebie, mocno przytulając. – Płacz. Jeśli masz poczuć się po tym lepiej, to płacz, ale pamiętaj, że będziesz musiała się z tego podnieść. Wiesz... - dodał nieco ciszej – jak już staniesz na nogi, będziesz miała w sobie taką siłę, że nic cię nie złamie. Zaufaj mi.

        - Mówisz tak, tylko by mnie pocieszyć – powiedziała z wyrzutem, krztusząc się własnymi łzami.

        - Po części tak... ale z drugiej strony to, co mówię, sprawdzi się, będziesz nie do zdarcia. – Zapieczętował te słowa czułym pocałunkiem w skroń dziewczyny.

        - Chciałabym cię o coś prosić, o coś bardzo ważnego. – Jej delikatny i ledwo słyszalny głos zwrócił uwagę Severusa. Poprawił się wyżej na poduszkach i spojrzał na młodą kobietę siedzącą po turecku przed nim. Hermiona otarła kciukiem łzy wydostające się z kącików oczu i spojrzała na niego. Jej spojrzenie było tak przeszyte bólem, że Severus chciał odwrócić wzrok, ale nie potrafił. Nie mógł zostawić jej z tym samym. Na jej ustach pojawił się wymuszony uśmiech, jakby chciała mu pokazać, że jest dobrze, chociaż on wiedział, że nie jest i jego tak łatwo nie da się oszukać.

        - O co takiego? - zapytał w końcu.

        - Mógłbyś zjawić się na pogrzebie moich rodziców? - Zaraz po tym pytaniu spuściła głowę, ukrywając nowe łzy. Snape chwycił ją za nadgarstek i lekko ścisnął, dodając otuchy. Nieśmiało podniosła na niego spojrzenie, wpatrując się intensywnie.

        - Zdajesz sobie sprawę, Hermiono, że ta uroczystość pogrzebowa będzie symboliczna? W małym gronie, bez większości twojej rodziny? Z zamkniętymi trumnami? Dumbledore chciał, by jak najmniej osób o tym wiedziało. Na chwilę obecną wciąż nie jest bezpiecznie.

     - Zdaję sobie z tego sprawę. Musimy uznać, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. – Nakreśliła w powietrzu cudzysłów, krzywiąc się nieznacznie. – Tylko moja rodzina... nie pomyślałam o niej. Przecież wujek Philip, brat taty, a babcia ze strony mamy? Co z nimi? Co zresztą rodziny? Jak ja im wytłumaczę, że był pogrzeb, a oni nie zostali nawet na niego zaproszeni? Ba! Nie zostali powiadomieni o wypadku - dodała, zdając sobie sprawę, w jak wielkiej kropce się znalazła. - To byli moi rodzice, nie mogę ot, tak zostawić tej sprawy...

        - Wiesz co... - Snape wstał, rozglądając się w poszukiwaniu swojej różdżki, a Hermiona już myślała, że chce zakończyć jak najszybciej ten temat. – Masz rację. Uroczystość pogrzebowa należy się tobie, jak i twoim rodzicom. Zasłużyli na to, zasłużyli na godną pamięć i ostatnie pożegnanie.

        - Severusie... – również wstała – sądzisz... sądzisz, że się uda zorganizować pogrzeb? Powiadomić rodzinę? Znaleźć... trumny? – dodała nieco ciszej. - Za dwa dni miał być ten symboliczny dla mnie pogrzeb... jak to wszystko przełożymy? Jak uchronimy moją rodzinę przed ewentualnym niebezpieczeństwem? Jak ją powiadomimy?

        - Nie zapomnij, że żyjesz w świecie magii. – Uśmiechnął się wrednie Snape. – Wyślę patronusa do Kingsleya, załatwi wszystko.

        - Dlaczego to wszystko robisz? - Złapała go za nadgarstek, nakazując, by spojrzał na nią.         - Dlaczego nie trzymasz się tego, co kazał profesor Dumbledore?

        - Dlatego, że cię kocham, Granger. 






  

~*~

Czarownice i Czarodzieje ♥


Oddaje w Wasze łapki 50 rozdział :) Nie sądziłam, że będzie taki odzew pod poprzednią notką, o kolejnym moim powrocie ♥  Dziękuję! Na Was to mogę zawsze liczyć ♥ Chociaż wiem, że mam dla kogo to wszystko robić :)


Ostatnia ze spraw organizacyjnych... powstał drugi blog - a jednak! :D Dziś pojawił się prolog, zachęcam do czytania i podzielenia się opinią :) Jak wiadomo wszyscy uczymy się na błędach :) Do bloga przeniosę Cię osobiście, kliknij tutaj -> Accio nowy blog ♥   


Rozdział jest z dedykacją dla wszystkich :) 

Kocham Was <3


Do usłyszenia,

Jazz ♥



 

niedziela, 25 lutego 2018

Długa odsiadka w Azkabanie, czy kolejny powrót?

To ja - Jazz... we własnej skromnej osobie. Miałam kłaść się spać i wstać jako tako w pełni silna, by przetrwać kolejny tydzień pełnego wyzwań :) Jednak coś mnie kuło, chodziło po głowie i nie dawało spokoju...

Otworzyłam laptopa i pełna obaw piszę do Was. Może zacznijmy od początku? Co Wy na to? :) Poczujcie się jak na kawie z długo nie widzianą koleżanką... Wygodne fotele, nastrojowa muzyka w tle... Nadchodzi ten moment, kiedy to moja kolej opowiedzenia co się działo u mnie przez ten długi czas...


Ostatni znak życia z mojej strony pojawił się w lipcu. Od tego czasu można powiedzieć, że moje życie wywróciło się o 180 stopni. Stanęłam przed jedną z najtrudniejszych życiowych decyzji, którą miałam podjąć ja, nie mama czy ktokolwiek inny. Od kilku lat jestem pełnoletnią osobą i decyzja, którą podjęłam musiała być jak najbardziej przemyślana, świadoma i... dojrzała. Nie wgłębiając się w szczegóły i nie zdradzając za dużo (to nie jest odpowiednie miejsce) dziś mogę sobie podziękować, za tak dojrzałą decyzję :) Potem nastąpiły kolejne zmiany... otoczenie, poznałam nowe, wspaniałe osoby, pełne ciepła i empatii. Znalazłam pracę, która mnie uzupełnia i daje mi wiele radości, rozpoczęłam studia, zdałam pierwszy semestr i tak o to, Wasza studentka szykuje się na kolejny ciężki tydzień.


Dlaczego pisze o tym wszystkim? A dlatego kochani, że jestem Wam to winna. Zaniedbałam Was, bloga... Chciałabym się jakoś wytłumaczyć, powiedzieć jak strasznie się z tym wszystkim czuje. Ciężko było mi znaleźć czas... jednak, kiedy go miałam wchodziłam na bloga i czytałam, każdy komentarz pod ostatnim rozdziałem. Zdarzało się, że wpadało parę w ciągu jednego dnia - jesteście niesamowici! Po takim czasie, Wy wciąż czekacie na mnie i nie odpuszczacie. Jest mi wstyd, znów miałam zbyt długą przerwę... Za każdym razem, gdy czytałam Wasze komentarze serce mi pękało. Wiedziałam, że jakaś cząstka tego bloga już umarła... a Wy swoją obecnością mimo wszystko podtrzymujecie tą iskrę. Tylko dzięki Wam się odzywam, dzięki Waszej (uwaga... brzydkie słowo....) upierdliwości :D


A przecież obiecałam sobie na samym początku, że ta historia dotrwa do końca...

Od początku pewnie czekacie na moją odpowiedź czy będę kontynuować bloga. Kochani... prawda jest taka, że nie chce niczego obiecywać, boje się, że znów nie dotrzymam słowa :( Obawiam się, że teraz tym bardziej nie starczy mi czasu... Cholernie się boje, że przez tą presje nie podołam...


Mam napisane parę stron kolejnego rozdziału... może trzeba wykorzystać tą szanse, dopisać jeszcze parę stron i niech moje wypociny ujrzą światło dzienne. Co Wy na to? Spróbować? :) <3


Muszę się z Wami czymś podzielić... od dawna, bardzo dawna chodzi mi po głowie nowa historia, nowe Sevmione, takiego.... hm... którego chyba jeszcze nie było. Mam naskrobane parę rozdziałów. Pisałam to dla siebie po cichu licząc na to, że może ta nowa historia spotkałaby się z takim uznaniem jak Narkotyk. Tylko czy podołałabym mając dwa blogi i tyle obowiązków na głowie?


Dziękuje tym wszystkim, którzy zdołali doczytać do końca :D

Dziękuje, że byliście i jesteście! <3

I mam łzy w oczach... ugh


Gdyby ktoś chciał skontaktować się ze mną, pogadać czy cokolwiek innego odsyłam do zakładki "Sowia poczta" - tam znajdziecie namiary jak mnie złapać :)



Wasza JAZZ ♥

Cmoook na dobranoc kochani <3