niedziela, 25 lutego 2018

Długa odsiadka w Azkabanie, czy kolejny powrót?

To ja - Jazz... we własnej skromnej osobie. Miałam kłaść się spać i wstać jako tako w pełni silna, by przetrwać kolejny tydzień pełnego wyzwań :) Jednak coś mnie kuło, chodziło po głowie i nie dawało spokoju...

Otworzyłam laptopa i pełna obaw piszę do Was. Może zacznijmy od początku? Co Wy na to? :) Poczujcie się jak na kawie z długo nie widzianą koleżanką... Wygodne fotele, nastrojowa muzyka w tle... Nadchodzi ten moment, kiedy to moja kolej opowiedzenia co się działo u mnie przez ten długi czas...


Ostatni znak życia z mojej strony pojawił się w lipcu. Od tego czasu można powiedzieć, że moje życie wywróciło się o 180 stopni. Stanęłam przed jedną z najtrudniejszych życiowych decyzji, którą miałam podjąć ja, nie mama czy ktokolwiek inny. Od kilku lat jestem pełnoletnią osobą i decyzja, którą podjęłam musiała być jak najbardziej przemyślana, świadoma i... dojrzała. Nie wgłębiając się w szczegóły i nie zdradzając za dużo (to nie jest odpowiednie miejsce) dziś mogę sobie podziękować, za tak dojrzałą decyzję :) Potem nastąpiły kolejne zmiany... otoczenie, poznałam nowe, wspaniałe osoby, pełne ciepła i empatii. Znalazłam pracę, która mnie uzupełnia i daje mi wiele radości, rozpoczęłam studia, zdałam pierwszy semestr i tak o to, Wasza studentka szykuje się na kolejny ciężki tydzień.


Dlaczego pisze o tym wszystkim? A dlatego kochani, że jestem Wam to winna. Zaniedbałam Was, bloga... Chciałabym się jakoś wytłumaczyć, powiedzieć jak strasznie się z tym wszystkim czuje. Ciężko było mi znaleźć czas... jednak, kiedy go miałam wchodziłam na bloga i czytałam, każdy komentarz pod ostatnim rozdziałem. Zdarzało się, że wpadało parę w ciągu jednego dnia - jesteście niesamowici! Po takim czasie, Wy wciąż czekacie na mnie i nie odpuszczacie. Jest mi wstyd, znów miałam zbyt długą przerwę... Za każdym razem, gdy czytałam Wasze komentarze serce mi pękało. Wiedziałam, że jakaś cząstka tego bloga już umarła... a Wy swoją obecnością mimo wszystko podtrzymujecie tą iskrę. Tylko dzięki Wam się odzywam, dzięki Waszej (uwaga... brzydkie słowo....) upierdliwości :D


A przecież obiecałam sobie na samym początku, że ta historia dotrwa do końca...

Od początku pewnie czekacie na moją odpowiedź czy będę kontynuować bloga. Kochani... prawda jest taka, że nie chce niczego obiecywać, boje się, że znów nie dotrzymam słowa :( Obawiam się, że teraz tym bardziej nie starczy mi czasu... Cholernie się boje, że przez tą presje nie podołam...


Mam napisane parę stron kolejnego rozdziału... może trzeba wykorzystać tą szanse, dopisać jeszcze parę stron i niech moje wypociny ujrzą światło dzienne. Co Wy na to? Spróbować? :) <3


Muszę się z Wami czymś podzielić... od dawna, bardzo dawna chodzi mi po głowie nowa historia, nowe Sevmione, takiego.... hm... którego chyba jeszcze nie było. Mam naskrobane parę rozdziałów. Pisałam to dla siebie po cichu licząc na to, że może ta nowa historia spotkałaby się z takim uznaniem jak Narkotyk. Tylko czy podołałabym mając dwa blogi i tyle obowiązków na głowie?


Dziękuje tym wszystkim, którzy zdołali doczytać do końca :D

Dziękuje, że byliście i jesteście! <3

I mam łzy w oczach... ugh


Gdyby ktoś chciał skontaktować się ze mną, pogadać czy cokolwiek innego odsyłam do zakładki "Sowia poczta" - tam znajdziecie namiary jak mnie złapać :)



Wasza JAZZ ♥

Cmoook na dobranoc kochani <3