poniedziałek, 29 marca 2021

Rozdział 62 (+18)

 UWAGA, ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18


Zapał Ronalda do zgłębienia wiedzy z transmutacji minął tak szybko jak się pojawił. Dzień przed egzaminem zadecydował, że już wystarczająco czasu poświęcił na przygotowania i jego zdaniem profesor Torres będzie wobec ich trójki pobłażliwa, gdzie w końcu dała im wskazówki, odnośnie przyszłego testu. Hermiona tylko pokręciła głową nad tokiem rozumowania przyjaciela. Skoro kobieta dała im wskazówki, nie oznaczało to, że mogą osiąść na laurach i już więcej nic nie robić. Do ostatniego dnia Hermiona wyciągała z przyjaciół, jak najwięcej mogła, aby móc z czystym sumieniem stwierdzić, że cała trójka jest odpowiednio przygotowana do egzaminu, nawet jeśli oznaczało to treści odbiegające spoza wskazanego materiału, ale chłopcy już nie musieli o tym wiedzieć. Czuła, że zastrzyk dodatkowej wiedzy nie zaszkodzi im, zwłaszcza że miała przeświadczenie, że te trudne czasy, o których wspominał Severus, zbliżają się wielkimi krokami. A każda wiedza była na wagę złota.


- Moglibyście zostać na noc?

- W twoich kwaterach? - zapytał Harry.

- Nie chcę być sama – spakowała do torby podręczniki, z których ostatni raz przyswajała materiał potrzebny do zaliczenia egzaminu z transmutacji, a następnie usiadła na oparciu sofy i spojrzała na nich niepewnie. - Miewam dość często koszmary – zaczęła dość nieśmiało, co jakiś czas skubiąc palcami rąbek grubego swetra. Wzięła głębszy wdech i spojrzała na nich. - Zeszłej nocy również go miałam. Cały czas powtarza się ta sama scena, wciąż do niej wracam… widziałam jak moi rodzice... zginęli, a ja nic nie mogłam zrobić, krzyczeli, tak strasznie krzyczeli...

Potem poczuła jak Ron, przyciąga ją do siebie i kołysze lekko. Z gardła wydostał się niekontrolowany płacz. Nie pamiętała kiedy ostatni raz pozwoliła sobie na wspomnienie o rodzicach. Bała się tego robić, po prostu bała się swojej własnej reakcji, swoich własnych uczuć, które starały się wydostać za wszelką cenę na zewnątrz, a ona siłą zatrzymywała je w sobie, sprawiając, że zaczęły zżerać ją od środka. Była świadoma tego, że nie może ich trzymać w sobie w nieskończoność, musi przejść żałobę, o której wspominał Severus, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób pogodzić się ze stratą bliskich.


- Oczywiście, że zostaniemy – usłyszała pocieszający głos Harry’ego. - Pamiętaj, że zawsze będziemy przy tobie – a ona załkała jeszcze głośniej na te słowa.

Wiedziała, że tego wieczoru nie może się udać do Severusa, wiedziała, że został wezwany do Czarnego Pana, a ona tak strasznie potrzebowała czyjejś obecności, zwłaszcza teraz, kiedy cień koszmaru wciąż za nią krążył. Hermiona doskonale zdawała sobie sprawę, że Snape jest śmierciożercą, tak samo jak ci, którzy zamordowali jej rodziców. Niejednokrotnie wpatrywała się w jego Mroczny Znak na przedramieniu kiedy spał, tylko że nigdy się go nie bała, ani przez chwilę, nie czuła strachu, będąc z nim. Wiedziała, że jest po ich stronie. Dumbledore mu ufał, a ona tym bardziej. Nie dlatego, że byli w związku i powinna to robić, tylko dlatego, że poznała go z tej strony, z której chyba jeszcze nikt go nie poznał i w głębi siebie wiedziała, że jest dobry. Nie ważne co mówił Zakon i jak zachowywali się jego członkowie podczas spotkań, gdy zjawiał się tam Severus. Ona wiedziała swoje.


- Muszę coś wam powiedzieć – odezwał się Harry, kiedy Hermiona lekko się już uspokoiła. - Dumbledore znalazł kolejny horkruks i zniszczył go.

- Znalazł horkruks? - zapytali jednocześnie Ron i Hermiona.

- Tak i wiecie, co to było? Pierścień Kadmusa Peverella – poprawił na nosie okulary, które niebezpiecznie zjechały mu w dół i spojrzał na dwójkę przyjaciół, którzy byli nieźle zdziwieni wyznaniem przyjaciela. Nic nie wskazywało na taki rozwój wydarzeń tego wieczoru. - Voldemort w 1943 roku, odwiedził wioskę w Little Hangleton, aby dowiedzieć się czegoś o swoich przodkach. Spotkał tam Morfina Gaunta, który opowiedział mu o jego mugolskim ojcu.

- I co było dalej? - zapytał Ron.

- Wykradł mu różdżkę, zabił swojego ojca i dziadków. Morfinowi zmodyfikował pamięć, aby myślał, że to on był winny tej zbrodni, a następnie wykradł pierścień, z którego uczynił horkruksa.

- Zabił swojego własnego ojca, aby stworzyć horkruksa – głos Hermiony był cierpki. - Jak można zrobić coś tak okrutnego?

- Podczas trzeciego zadania w Turnieju Trójmagicznym, gdy byłem z Cedrikiem na cmentarzu w Little Hangleton, wtedy gdy Voldemort się odrodził – urwał na chwilę, wpatrując się w swoje splecione dłonie. - Użył kości swojego ojca, mojej krwi i ręki Glizdogona, aby się wypełnił cały proces odrodzenia.

- Ten facet naprawdę ma coś z głową.

- Zgadzam się z tobą Ron, tylko Harry, nie powiedziałeś, w jaki sposób Dumbledore zdobył pierścień i zniszczył go?

- Wykradł go i zniszczył mieczem Godryka Gryffindora.

- Czekajcie chwilę – zaczęła krążyć po pokoju, a chłopcy w skupieniu zaczęli ją obserwować. - Mieczem zabiłeś Bazyliszka, wtedy w Komnacie Tajemnic, prawda? A Dumbledore zniszczył za jego pomocą pierścień, coś musi się ze sobą łączyć, że ponownie użyto miecza.

- Krew. Krew bazyliszka. Miecz musiał nim nasiąknąć.

- Ron jesteś genialny! – Harry niemal krzyknął, patrząc z nieukrywaną radością na przyjaciela. Hermiona również kiwnęła głową w akcie uznania. No proszę, kto by się tego spodziewał po Ronie? Hermiona wraz z Harrym nigdy by na to nie wpadli!

- Wiemy już, że zniszczyłeś Dziennik Toma Riddla, za pomocą kła Bazyliszka, tak? Dumbledore zniszczył pierścień za pomocą miecza Godryka Gryffindora, który był nasiąknięty krwią Bazyliszka. Wspomniałeś, że Voldemort wypytywał Slughorna jak rozczepić duszę na sześć części. Zostały zniszczone dwa horkruksy, czyli musimy odnaleźć jeszcze cztery horkruksy!

- Tylko nie mam pojęcia czym mogą być następne horkruksy – przyznał szczerze.

- Znajdziemy je – Ron poklepał go po ramieniu. - Razem.

- Harry, chyba nie myślałeś, że zostawimy cię z tym samego – Hermiona usiadła po jego drugiej stronie i chwyciła go za dłoń. Zauważyła w jego spojrzeniu ulgę i wdzięczność, uśmiechnęła się delikatnie, kładąc głowę na jego ramieniu. - Razem do samego końca.

- Razem do samego końca – powtórzył Harry, czując w tych słowach nieopisaną moc.


Pozostałą część wieczoru spędzili na rozmowach dotyczących horkruksów, przez co Hermiona była zadowolona z takiego obrotu spraw, jej myśli na moment przestały błądzić wśród koszmaru, który nawiedzał ją zbyt często. Harry przyznał się im do jeszcze jednej rzeczy, której z początku nie zauważył, nie sądził, iż może być czymś ważnym, czymś, co może im pomóc tej w całej zagadce związanymi z horkruksami. Kiedy połączył fakty, gdy Dumbledore zniszczył pierścień i kiedy nawiedził go ogromny ból blizny, jakby ktoś przyłożył do jego czoła rozrzedzone do czerwoności żelazo, jakby wszystkie kości zostały złamane, zrozumiał, że ten ból odczuł również Voldemort. Czuł jego wściekłość, jego złość. Takie odczucie miał wcześniej, kiedy zniszczył na drugim roku Dziennik Toma Riddla. Nigdy nie rozumiał, w jaki sposób jego podświadomość jest połączona z Voldemortem, który może nią kontrolować i manipulować. Jednego był pewien, musiał chronić swój umysł, nawet jeśli oznaczałoby to powrót na lekcje oklumencji, których nie wspomina za dobrze. Gdyby tylko Snape zgodził się przyjąć go z powrotem, wszystko byłoby prostsze. Szanse były znikome, gdyż Harry był Gryfonem, dodatkowo był synem Jamesa Pottera, który odnosił się z szyderstwem do nauczyciela przez wszystkie lata szkolne, szydząc z niego i upokarzając go na każdym kroku. Dodając do siebie wszystkie te aspekty, Harry zrozumiał, że jego szanse, na zyskanie pomocy Snape’a poległy w gruzach.


- Voldemort staje się słabszy kiedy horkruks zostaje zniszczony – spojrzał nerwowo na dwójkę przyjaciół. Nieprzyjemny supeł zacisnął się w jego żołądku, kiedy zdał sobie sprawę, co tak naprawdę pozostaje mu robić. - Muszę odnaleźć pozostałe horkruksy i zniszczyć je.


***


Odgłos obcasów profesor Torres rozchodziły się echem po sali transmutacji, przyprawiając uczniów piszących testy o nieprzyjemne ciarki na plecach. Przechadzała się z wrodzoną gracją, a jednocześnie z czymś, co mogło podsycać strach, siedzących w klasie uczniów. Już niejednokrotnie Neville błądził przerażony wzrokiem, aby uniknąć surowego spojrzenia profesor Torres. Hermiona zdała sobie sprawę, że kobieta naprawdę w swoich ruchach wyglądała niczym żeńska wersja profesora Snape’a.


Nie miała dotąd okazji zastanowić się spokojniej nad wydarzeniami sprzed ostatnich kilku dni. Nie rozumiała, skąd przyszło jej do głowy, aby użyć zaklęcia Sectumsempra. Co więcej, trudno było jej pojąć, z jaką łatwością udało się jej rzucić zaklęcie powodujące sklejenie się ust Goyle’a. Całe zdarzenie, dla postronnego obserwatora mogło wydawać się zabawne, kiedy Ślizgon z zaczerwienionymi ze złości policzkami próbował się wysłowić, jednak bez większego rezultatu. Mimo wszystko Goyle wyprowadził porządnie pannę Granger z równowagi, nazywając ją szlamą, chociaż Malfoy wielokrotnie ją tak nazywał w poprzednich latach, tak teraz, obudziła się w niej chęć walki, której absolutnie nie rozumiała.


Przymknęła powieki, czując, jak zanurza się w lodowatej otchłani oceanu. Wcześniejsze zmartwienia czy troski, odeszły w bok, a ich miejsce zastąpiło uczucie, które kilka dni temu idealnie opisała profesor Torres. Poczuła się lekko, jakby unosiła się na delikatnie kołyszących się falach ciemnych wód oceanu. Niezrozumiałe poczucie szczęścia ogarnęło jej duszę. Poczuła się wolna, spełniona, szczęśliwa. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w profesor Torres. Ta jakby wyczuła, że uczennica wpatruje się w nią, odwróciła głowę, a potem ich spojrzenia się spotkały. Hermiona poczuła przyjemne dreszcz wzdłuż kręgosłupa, kiedy olśniło ją. A co jeśli ucieczka w czarną magię jest wyjściem, aby pomóc jej pogodzić się ze stratą rodziców? Przecież Severus sam powiedział, że musi przejść żałobę. Nie powiedział na jakich warunkach, pomyślała Hermiona.


Uśmiechnęła się szeroko, nie zdając sobie sprawy jak sidła czarnej magii, porywają jej duszę. Wiedziała tylko, że jest to uczucie niezwykłe, którego pragnęła więcej i więcej. Nie była świadoma, że cała ta zabawa, że ucieczka w ten rodzaj magii jest niebezpieczną, uzależniającą grą, niczym najgorsza trucizna powodująca spustoszenia w organizmie.


- Czas się skończył, odłóżcie pióra.


Z rozmyślań wyrwał ją głos profesor Torres. Rzuciła okiem ostatni raz na swój pergamin i odłożyła go na kraniec ławki. Była pewna swoich odpowiedzi, odwróciła się w bok, natrafiając na spojrzenie Harry’ego i Rona. Prawie niewidocznie kiwnęli do niej głową, cóż musieli sobie nieźle poradzić z pytaniami, a jej starania nie poszły na marne, aby wbić im trochę wiedzy do głów. Nawet tej ponadprogramowej, której zakres materiału ich nie obowiązywał, ale ta dwójka już nie musiała o tym wiedzieć. Dodatkowy zastrzyk wiedzy absolutnie im nie zaszkodzi.


- Mam nadzieję, że wasze wyniki z testu, będą w miarę możliwości przyzwoite – odezwała się profesor Torres. Merlinie, ona chyba za dużo czasu spędza z Severusem, nawet zaczyna mówić jak on… zauważyła w myślach Hermiona. - Jesteście wolni, widzimy się na następnych zajęciach – włożyła wszystkie pergaminy do szuflady biurka, zabezpieczając je zaklęciem. Pożegnała się z ostatnimi wychodzącymi uczniami, a swoje ciemne oczy przeniosła na swoją podopieczną, która w tym samym momencie spojrzała na nią, jakby wyczuwała, że kobieta czegoś od niej chce - Panno Granger, proszę pozwolić na chwilę.

- Słucham pani profesor – podeszła do niej kiedy drzwi zamknęły się za ostatnim wychodzącym uczniem. Czarownica oparła się o skraj biurka, założyła ręce na piersi, a następnie spojrzała na nią uważnie przeszywającym spojrzeniem. Zdecydowanie za dużo czasu spędzają razem.

- W dalszym ciągu chcesz, abym nauczyła cię tego, o czym rozmawiałyśmy ostatnim razem? - bez większych skrępowań odrzuciła w bok tytuł panny Granger, zwracając się do niej na ty, a Hermiona musiała stwierdzić, że podoba się jej to. Poczuła, że jej relacja z opiekunką, wkracza właśnie na inny wymiar, powoli przełamując utarty schemat ucznia z nauczycielem.

- Oczywiście, mogę zacząć nawet teraz – wyprostowała dumnie barki.

- Teraz panno Granger, masz eliksiry z Severusem – zaśmiała się, widząc jej entuzjazm. - Nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw. Spotkajmy się dziś na dziedzińcu o tej samej porze co ostatnio, dobrze? Tylko Hermiono, nie wspominaj nikomu o naszym spotkaniu, dobrze?

- Nawet profesor Snape nie może się dowiedzieć?

- Wręcz przeciwnie, Severus jest jedyną osobą, która może o tym wiedzieć. Nikt więcej. Rozumiemy się?

- Jak najbardziej.

- Mam nadzieję, że opanowałaś zaklęcie Obsido? - zmrużyła oczy, a panna Granger poczuła, że się rumieni, przypominając sobie ostatni raz, jak Severus użył na niej tego zaklęcia, doszczętnie ją rozpalając.

- Po części tak, ale obiecuję, nie zawiedzie się pani z moich postępów.

- Mam nadzieję – powróciła do swojego biurka, siadając w fotelu. - Zmykaj już, Severus nie lubi, jak się spóźnia na jego zajęcia, ale pewnie już o tym wiesz – uniosła minimalnie kąciki ust w górę. - Proszę ubrać się ciepło, widzimy się wieczorem.

- Do zobaczenia pani profesor – kiwnęła głową, zarzucając na ramię torbę.

- Do zobaczenia.

Tyle, co opuściła klasę, zadzwonił dzwonek, obwieszczający rozpoczęcie się kolejnych zajęć. Zacisnęła mocniej palce na torbie i puściła się biegiem, kierując się do lochów. Mijała opustoszałe korytarze, co bardziej umocniło ją w przekonaniu, że lekcje już na dobre się rozpoczęły. Znalazła się w lochach, w miejscu, w którym kiedyś napawały ją strachem. Teraz, stały się jej ulubionym azylem w całej szkole, a to za sprawą pewnego mężczyzny w czerni, który królował na tym terytorium.


Poprawiła kosmyk włosów, wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi do klasy. Już myślała, że uda się jej przejść niepostrzeżenie do ławki, gdzie siedział Harry z Ronem, nim jej poczynania przeszkodził zimny głos. Bądź co bądź, przyjemnie zimny głos, powodujący ciarki na całym ciele, cudowny skurcz w podbrz...


- Granger – warknął obiekt jej westchnień, wyrywając ją z zamyśleń. Zatrzymała się w połowie kroku, a cała klasa, jak jeden mąż spojrzała właśnie na nią. Kiedyś ten widok zapewne zmieszałby pannę Granger. W tym momencie wcale się tym nie przejęła, będąc na celowniku całej sali. Cudowny widok miała przed sobą, a ciemne jak dwa jeziora oczy wpatrywały się właśnie w nią. Nie zapomnij oddychać, usłyszała jakiś głos gdzieś z tyłu głowy. - Granger – powtórzył groźnie, robiąc krok bliżej. - Spóźniłaś się, dwadzieścia punktów od Gryffindoru.

- Najmocniej przepraszam profesorze – powiedziała ze skruchą, wpatrując się w jego usta, które w tym momencie wyglądały kusząco. Gdyby nie cała sala, pełna uczniów, Merlin musiałby ją trzymać w stalowym uścisku, żeby nie rzucić się na niego tu i teraz.

- Siadaj już, co stoisz, jak kołek soli? - warknął przez zęby. Jednak ona znała go na tyle dobrze, że wiedziała, że nie jest na nią zły. Zauważyła mały błysk w jego oku, co spowodowało, że zasiadła do ławki, pomiędzy chłopakami lekko zarumieniona.

- Co mamy robić? - szepnęła do Harry’ego, gdy Snape odszedł do swojego biurka. Chłopak obrócił się w jej stronę, a jego wzrok spadł na zarumieniona policzki dziewczyny. Chłopak już otwierał usta, by zapytać o coś, nim odezwał się znów Snape.

- Potter – zagrzmiał. - Nie ominie cię udzielenie odpowiedzi na pytanie, które ci zadałem, zanim panna Granger raczyła nam zakłócić lekcję – spojrzała na niego spod byka, ale mogła zauważyć jak jego kąciki ust, unoszą się lekko w górę. Zapewne ten widok, był niezauważalny dla mało spostrzegawczego obserwatora.

- No to będzie… yyy… - zaczął niezbyt elokwentnie Potter.

- Ostatni raz powtórzę pytanie, Potter – dobitnie podkreślił każde słowo, a jego głos, sprawił, że w klasie temperatura mogła spaść o parę stopni. - Jakie zastosowanie ma Kamień Księżycowy?

- Nie mam pojęcia panie profesorze.

- Pannie Weasley, a ty? - Ron wyprostował barki, spoglądając na nauczyciela, jednak pokręcił przecząco głową. - Jak wy chcecie zdać egzaminy? - warknął, opierając się o skraj biurka. - Panno Parkinson, jakie zastosowanie ma Kamień Księżycowy?

- To będzie… no… - spojrzała błagalnie na Ślizgonów szukając wsparcia. Jednak żaden z nich nie kwapił się do pomocy koleżance, zapewne również nie znając odpowiedzi - Nie mam pojęcia panie profesorze. - Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. Zauważyła jak Severus, uniósł brew ku górze, ale wskazał na nią dłonią po dłuższej chwili.

- Panno Granger?

- Kamień Księżycowy jest znany ze swoim magicznych właściwości. Z wielu jego zastosowań można wymienić podstawowe i najważniejsze, jakimi jest sproszkowany składnik Eliksiru Miłości, a także Eliksiru Spokoju. Co więcej, posiada on całą listę innych właściwości takich jak…

- Wystarczy – przerwał jej. - W tym momencie wszyscy biorą z półki podręcznik Tysiąca Magicznych Ziół i Grzybów autorstwa Phyllida Spore, opisujecie na minimum cztery stopy pergaminu wszystko o zastosowaniu i właściwościach Kamienia Księżycowego, co więcej, macie opisać wszystkie etapy przygotowania Eliksiru Spokoju oraz jego zastosowanie. Zabierzcie się do pracy, macie tylko dwie godziny. Na koniec lekcji wszystkie pergaminy mają znaleźć się na moim biurku. Zaznaczę jeszcze – dodał głębokim tonem, mrużąc przy tym oczy. - Na następnej lekcji będę odpytywał wyrywkowo na temat Kamienia Księżycowego. Do pracy! Może w ten sposób się czegoś nauczycie, gamonie jedne – dodał już pod nosem.

- Zapewne wyrywkowo będzie pytał i przypadkiem trafi na mnie. Zresztą jak zawsze – zbuntował się Harry.

- Pracuj, Potter – zagrzmiał Snape, który oczywiście wszystko słyszał.

- Przyniosę podręczniki tej całej Spoke – oznajmił Ron, kierując się do biblioteczki, gdzie również pojawili się pozostali uczniowie.

- Spore, Ron, Spore – wywróciła oczami Hermiona. - A nie Spoke… - zachichotała, co oczywiście zauważył nauczyciel, piorunując ją spojrzenie. Na swoje niedowierzanie puściła mu oczko, a Snape o mało co nie spadł z fotela. Mogła zauważyć na jego policzkach minimalny kolor pudrowego różu, który zaczął się pogłębiać. Zmroził oczy, zacisnął szczękę i zagłębił się w swoim dokumentach leżących na biurku, a Hermiona na koniec uśmiechnęła się pod nosem. Wygrałam, Snape.


Jak najdłużej ociągała się z pakowaniem, usprawiedliwiając się, że musi zapisać jeszcze parę słów, nim odda pergamin. Harry z Ronem mruknęli, że oni już się ewakuują z sali eliksirów, chcąc w końcu wrócić do Pokoju Wspólnego po ciężkim dniu spędzonym w szkolnej ławce. Grzecznie się z nimi zgodziła i ponownie schowała nos w pergamin. Kiedy drzwi się zamknęły, obróciła się ostatni raz za siebie, sprawdzając, czy aby na pewno została sam na sam z mężczyzną. Wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do torby i spojrzała na niego.


- Co to za spóźnianie się na moje zajęcia?


Znów minęło parę dni, kiedy ostatnim razem rozmawiali na spokojnie, gdzie mogli pobyć tylko sami. Poprzednim razem widziała go w gabinecie profesor Torres, który odwiedziła wraz z Harrym. Musiała się przyznać, że tęskniła za nim, brakowało jej obecności mężczyzny, rozmów, czy palącego dotyku, który pozostawiał na jej skórze.


- Rozmawiałam z profesor Torres – mruknęła nieśmiało, kładąc na biurku gotową pracę. Okrążyła biurko i stanęła przed nim. Dotknęła swoimi kolanami o jego kolana, patrząc na niego z góry. Snape zlustrował całą jej sylwetkę, przez co poczuła na swoich policzkach palący rumieniec – Troszkę się zapomniałam, był to ostatni raz… profesorze – podkreśliła ostatnie słowo, bardziej napierając na jego kolana.

- Co ja z tobą mam Granger – mruknął gardłowo, lekko pochylając się w przód. - Koniec zajęć na dziś?

- Na szczęście tak – chwyciła za górne guziczki swojej szaty, odpięła je, a następnie odrzuciła ciężki materiał na biurko nauczyciela.

- Colloportus – machnął różdżką, a zamek w drzwiach w magiczny sposób samoczynnie się zablokował.

- Wydaje mi się – pochyliła się w jego stronę, przygryzając płatek jego ucha. - Że warto wyciszyć pomieszczenie.

- Doprawdy? - uniósł brew ku górze, a następnie dotknął jej nóg, delikatnie, powoli, bez żadnego pośpiechu sunąc dłońmi ku górze. - W takim razie musisz być cicho – dodał, muskając palcami odkryte pośladki kobiety, skryte skromnym skrawkiem materiału. - Cóż za wyzywający strój wyjściowy – mruknął, w obu dłoniach pieszcząc jej jędrne pośladki. Hermiona na ten gest jęknęła cicho. - Powiedziałem coś – jego dłoń znalazła się na jej skórze. Zapiekło. Przyjemnie zapiekło. - Masz być cicho – klepnął ostatni raz, po czym przyciągnął ją na swoje kolana, tym razem masując lekko zaróżowioną skórę.

- Chyba nie będę umiała się powstrzymać – wyszeptała w jego usta, dłońmi odpinając surdut.

- Mam użyć na tobie Obsido? - wyszeptał do jej ucha, kiedy zaczęła błądzić po jego szyi, muskając ją palcami. Na te słowa bardziej spłonęła purpurą, mocniej przyciskając się do mężczyzny, czując między sobą, jego nabrzmiałą męskość. Chwycił ją za biodra i przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie, przez co intensywniej go poczuła. - Pamiętasz? Mówiłem, że będziesz mnie błagać, bym pomógł ci dojść.

- Severusie – jęknęła kiedy zaczął odpinać jej mundurek. Wpatrywała się w niego jak w obrazek, mimo że nie był to ich pierwszy raz, to teraz w sali od eliksirów, to, w jakim miejscu się znaleźli, sprawiło, że ponownie jęknęła przeciągle gdy zrzucił z niej koszulę.

- Chyba nie dasz rady być cicho – chwycił za haftki jej stanika, odpinając go. Jej gołą skórę okrył chłód panujący w lochach, a następnie na jej kobiecych krągłościach poczuła ciepły język, który lizał i ssał jej jędrną pierś, a drugą dłonią masował ją czule.

- Muffliato – machnęła różdżką, wyciszając całe pomieszczenie, zdając sobie sprawę, że nie uda się jej być cicho, a ona wcale nie chce się kryć ze swoimi jękami, czy głośnym oddechem, zwłaszcza teraz, kiedy Severus miał głowę zanurzoną w jej piersiach, ponownie sprawiło, że jęknęła, rozpływając się pod intensywnością tego doznania.

Chwyciła go za policzki i pocałowała go czule, przelewając całą swoją tęsknotę. Wplótł palce w jej kasztanowe włosy i pogłębił pocałunek, przez co jeszcze bardziej rozczulił ją. Pocałunek był głęboki, spokojny, a oboje delektowali się tą chwilą, pragnąc zatrzymać ją jak najdłużej. Nie przerywając pocałunku, Severus podniósł się z fotela, z owiniętą w pasie Granger i usadowił ją na swoim biurku. Odsunął w bok pergaminy i podręczniki, przez co parę z nich spadło z hukiem na posadzkę, ale nie przejął się tym. Czuł jej delikatne dłonie, jak odpinają mu koszule, czuł jej palący dotyk na skórze, ale było to tak przyjemne uczucie, że nawet nie myślał o tym by przestała. Zsunęła z niego czarny materiał i oderwała się od jego ust, składając pocałunek na jego bladym torsie, na którym widniało wiele blizn, za wiele jak na jednego człowieka.


Snape nie pozwolił jej na dłuższe poczynania, nim poczuła jak ponownie wsuwa dłonie pod jej spódniczkę, ale tym razem zahacza palcami o koronkowy materiał, odsuwając go w dół. Lekko podniosła się na dłoniach, ułatwiając mu całkowite ich ściągnięcie, a potem już tylko poczuła jak sunie palcami po wewnętrznej stronie ud. Zagryzła wargę, zaciskając dłonie o skraj biurka. Wciąż błądził palcami, rozpalając ją do tego stopnia, że wygięła się w tył, ukazując mu w zgrabny sposób swoje kobiece atuty. Złożył kilka czułych pocałunków na jej szyi, jeszcze bardziej ją rozpalając. Wiedział, że uwielbia, gdy to robi, jak powoli, bez żadnego pośpiechu zajmuje się jej szyją, delikatnie sunąc po gołej skórze gorącym językiem.


- Jaka wilgotna – wyszeptał wprost do jej ucha, kiedy zahaczył o jej kobiecość. Była tak rozpalona, że czuł na wejściu jej soki, które wręcz prosiły się o opuszczenie ciepłego ciała kobiety. Podroczył się z jej delikatną skórą, a następnie wsunął w nią jeden palec, na co Hermiona ponownie wygięła się w tył.

Jej jęki toczyły się echem po sali eliksirów. Gdyby nie zaklęcie Muffliato, w lochach zdałoby się słyszeć, jak z pozoru ułożona panna Granger osiąga szczyt rozkoszy i to Merlinie, wijąc się na biurku swojego nauczyciela. Intensywność ich relacji i to, że znajdowali się w takim momencie, sprawiało, że nawet przez chwilę nie przeszło im przez myśl, aby przestać, aby się powstrzymać. Oboje zbyt tęsknili za bliskością swoich ciał.

Przymknęła powieki, pragnąc więcej, nim poczuła ciepły oddech na swoim policzku, który przywołał ją do porządku.


- Chodźmy do moich kwater, nie będę umiał się później skupić na prowadzeniu zajęć, wiedząc, jak wiłaś się na moim biurku.

Ukryła swoje oburzenie, ale zgodziła się z nim, zeskakując półnaga z biurka, czując, jak wciąż jest rozpalona, jak prawie osiągnęła szczyt rozkoszy, gdyby nie mężczyzna. Spojrzała na niego spod byka, a na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek.

- Później to weźmiemy – zwrócił jej uwagę, gdy już chciała zbierać swoje rzeczy.


Merlinie jak to biurko wyglądało, wszędzie były porozrzucane prace uczniów, na podłodze walały się pergaminy, książki. Koronkowa bielizna była odrzucona gdzieś w bok, na fotel, a jej szata znajdowała się teraz na podłodze. Spojrzała na niego zarumieniona, a następnie wspięła się na palce i pocałowała go szybko w usta. Chwyciła jeszcze swoją różdżkę i kusząco kręcąc biodrami, półnaga kierowała się do jego kwater.


Będąc już w korytarzu jego kwater, poczuła jak łapie ją w talii, obraca ku sobie, a potem po prostu łapie ją za pośladki, kierując się do sypialni, po drodze obdarzając ją czułymi pocałunkami. Położył ją ostrożnie na łóżku. Spojrzała na niego, rozpięta koszula, aż prosiła się o pozbycie się jej, tak samo spodnie, które wciąż miał na sobie. Pomogła mu się rozebrać, a następnie popchnęła go na poduszki. Oparł się o nie, a ona mimowolnie spojrzała na jego męskość, która była pobudzona, zresztą jak ona. Chwyciła różdżkę ze stolika nocnego i z wrednym uśmieszkiem wykonała zwinny ruch nadgarstkiem.


- Obsido.

- Granger – warknął zdezorientowany Snape, kiedy jego dłonie powędrowały w górę, unieruchamiając je. Zamiast rękawiczek, które pojawiły się pierwszym razem po zastosowaniu zaklęcia, teraz na jego nadgarstkach znajdowały się srebrne liny, które miały takie samo zadanie. - Zwariowałaś?

- Kochanie moje – zaśmiała się przepraszająco. - Praktykuje zaklęcia. W końcu muszę je opanować, prawda?

Ale zamiast warknięcia, czy protestu z jego strony, z gardła Snape’a niespodziewanie wydostał się jęk rozkoszy, kiedy Granger znalazła się między jego udami, pieszcząc go delikatnie. Szamotał i wił się pod nią, ale to bardziej sprawiło, że Granger nie przestawała sprawiać mu przyjemności. Oderwała się na moment, wyciągając z nocnej szafki flakonik z fioletową cieczą, przelała ją do swoich ust i koniuszkiem języka oblizała swoje wargi. Snape bacznie obserwował każdy jej ruch i jeśli Granger dalej będzie się z nim tak bawić, to już dłużej tak nie wytrzyma. Merlinie jak ta kobieta go rozpalała!


Zrzuciła z siebie spódniczkę, którą wciąż miała na sobie i patrząc mu głęboko w oczy, znalazła się nad nim, ostrożnie się na niego opuszczając. Poczuła, jak wypełnił całe jej spragnione wnętrze, widziała, jak przymyka powieki, jak odchyla głowę w tył, kiedy zaczęła poruszać biodrami. Czuła dreszcz przeszywający ją wzdłuż kręgosłupa, ale nie przestawała się poruszać. Robiła to coraz szybciej, a nawet Snape zaczął wypinać nieco śmielej biodra, wychodząc jej naprzeciw. Obserwował jej piersi, jak falowały z każdym ruchem, jej zarumienione policzki, które aż prosiły się, aby jej pogłaskał i te ponętne usta, które wydawały coraz to głośniejsze jęki. Nawet on nie mógł się już powstrzymać, gdyby nie to głupie zaklęcie, już dawno przewróciłby ją na plecy i sam by górował, sprawiając by ona, mogła złapać trochę tchu. Jej głos zadrżał, mocniej poruszyła biodrami, a potem prawie krzyknęła, czując, jak ogarnia ją szczyt rozkoszy. Wyczuwając zaciskające się mięśnie i to, jaka jest ciepła, sprawiły, że chwilę później sam doszedł, głośno wzdychając. Poczuł jej piersi na swojej klatce, a potem włosy na twarzy, gdy Granger zdecydowała się wybrać właśnie ten moment na wtulenie się w niego.


- Hermiono, uwolni mnie już.

- Oh – poderwała się, wciąż zarumieniona. Zwinnym ruchem nadgarstka uwolniła go z magicznych lin. Wsunął się pod zimną kołdrę, ciągnąc Granger za sobą. Przyjemny chłodny materiał otulał ich rozgrzane do czerwoności ciała. Leżeli, patrząc wzajemnie w swoje oczy, a potem Severus uśmiechnął się i złożył na jej czole pocałunek.

- Kocham cię – wyszeptał.

- Ja ciebie bardziej Severusie.


Przygarnął ją bliżej siebie i przymknął powieki, ciesząc się z jej bliskości. Chociaż gdzieś z tyłu głowy miał wydarzenia, które siedziały w nim od kilku dni i nieprzyjemnie powodowały ścisk w żołądku. Tak bardzo brzydził się sobą, na co zezwolił, do czego się posunął, ale wiedział, że było to jedyne wyjście, żeby proces połączenia jego duszy z jej nie poszedł na marne. Przełknął ciążącą mu gule w gardle.


- Severusie chyba musimy porozmawiać – poniosła się na łokciu, lustrując jego twarz.

- Na temat?

- Księcia Półkrwi



~*~


Dzień dooobry! ♥


Po intensywnie stresującym i zdecydowanie ciężkim mentalnie i fizycznie tygodniu, wracam do Was z rozdziałem. Miał się pojawić wcześniej, ale po ludzku, nie dałam rady udźwignąć tego na swoich barkach.


Z góry Was przepraszam za rozporoszony tekst. Mimo wyjustowania tekstu po kilka razy, tutaj, jak również na moim drugim opowiadaniu tekst jest cały czas wyrównany do lewej (o zgrozo dzieje się tak od kilku rozdziałów, Merlinie). Gdybym nie weszła na bloga na telefonie nie miałabym o tym pojęcia, na laptopie mam wszystko w porządku. Niezmiernie mnie to denerwuje, bo lubię mieć wszystko idealnie, no, ale już nic z tym nie zrobię. Mam cichą nadzieję, że chociaż dziś blogger będzie ze mną współpracować 🙏🏼


Co sądzicie o nowym rozdziale? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu 💕


Na moim drugim opowiadaniu: Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas, również pojawił się nowy rozdział, wszyscy jesteście tam mile widziani ♥


Kolejny rozdział już niedługo, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 😘


Ściskam,

Jazz ♥


P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.