czwartek, 31 grudnia 2020

Rozdział 55 (+18)

UWAGA, ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18


Snape był rozdarty pomiędzy tym co kochał a tym co uważał za słuszne. Wciąż nie mógł dojść do siebie, po tym co się wydarzyło poprzedniego dnia. Na myśl o danie dostępu Granger, do swojej ciemnej strony duszy, tej nieco zabłąkanej, a jednocześnie przerażającej – mocniej zacisnął kościste palce na kubku z chłodną już kawą. Chwilę, temu co wrócił od Granger, zostawiając ją śpiącą w komnatach. Przymknął powieki, czując siarczysty ból z tyłu głowy. To było za wiele nawet jak na niego.


Przez wiele lat krył się pod maską obojętności i chłodu nie pozwalając nikomu zbliżyć się do siebie. Szpiegostwo nauczyło go radzenia sobie z emocjami, ignorowania całego otaczającego go świata wraz z bandą idiotów zniechęcając ich do podjęcia jakichkolwiek prób komunikacji z nim. Całe życie kreślił dystans i zrażał do siebie ludzi, co wychodziło mu idealnie. Nikt nigdy nie był blisko niego jak ona. Nikt przedtem nie dotknął jego duszy, nie zajrzał w nią, jak uczyniła to tylko ona. Oczywiście pojawiły się w pewnym etapie jego życia osoby jak Murry, Maria czy Ariana, które w jakiś sposób sprawiły, że jego egzystencja stała się znośna. To właśnie oni pozostawili po sobie ślad w jego życiu i w sumie nigdy tego nie żałował, że pozwolił im na to. Wiedział, że gdyby nie oni pewnie już dawno by go tu nie było. Szanował ich jak nikogo innego, na tym pożal się Merlinie świecie i wiedział, że jeśli przyjdzie taki moment, wskoczy za nimi w ogień, nawet się nie wahając. Odda duszę samemu diabłu gdyby tylko coś im groziło. Mimo ogólnego zniechęcenia do świata, cierpkiego humoru i specyficznego sposobu bycia, był lojalny. Lojalny do samego końca.


To Murry wraz z Marią zawsze ratowali go i jego matkę, przed pijanym ojcem, który podnosił rękę na swoją rodzinę. To oni brali go na święta, kiedy jego matka, próbowała zapanować nad charakterem Tobiasza, starając się go utemperować, wierząc wciąż, że jest dobrym człowiekiem, jest cudownym mężczyzną, za którego wyszła pewnego lipcowego dnia. Starania jego matki zawsze kończyły się tak samo raz nad podbitym oku, a raz na złamanej ręce. Zależało to w głównej mierze od humoru czy nastroju Tobiasza, który całe dnie głównie przesiadywał w dziurawym fotelu otoczony zewsząd pustymi butelkami po mocnych trunkach unikając, jakiejkolwiek pracy. Gdyby nie oni już by dawno siedział w Azkabanie za zabójstwo Tobiasza.


A Ariana? Zawsze się zastanawiał, dlaczego Merlin zesłał ją na jego drogę. Dlaczego właśnie zjawiła się w jego życiu, a nie kogoś innego? Ariana jako młoda jeszcze dziewczyna sprawiła, że Severus pozwolił jej wtedy wejść do swojego życia. Zaufał jej jak kiedyś Lily Evans. Oczywiście stała w przedsionku przez bardzo długi czas nim Snape się otworzył przed nią, pozwalając jej pozostawić ślad w jego życiu. Gdyby nie ona sam nie wiedziałby, jakim stałby się człowiekiem po wkroczeniu do szeregu Czarnego Pana. Czy furia i chęć siania wszędzie spustoszenia ogarnęłaby całe jego życie, gdyby nie Ariana? Czy mordowałby każdego zdrajcę krwi i mugolaka w imię idei Voldemorta? Gdyby nie ona zapewne tak by się stało. Chociaż nie może powiedzieć, że jest dobrym człowiekiem, bo nigdy nim nie był. Musiał się przyznać sam przed sobą, że Ariana coś w nim zmieniła, naprawiła jakąś małą cząstkę jego zbolałej duszy. Jako jedyna wiedziała o głęboko skrywanym uczuciu do Lily Evans i to ona przy nim trwała kiedy rudowłosa odeszła. Wszyscy Ci pojawili się w jego życiu z jakiegoś powodu i zostawili po sobie ślad. Chociaż uważał, że większość społeczeństwa to banda idiotów machająca różdżkami, tak tylko o nich miał inne zdanie, jako jedyni zyskali respekt i sympatię Severus Snape’a.


I zjawiła się w końcu taka Granger. Nie stała w przedsionku jego życia, jak Ariana. Gryfonka wlazła w jego życie z buciorami, nawet na moment się nie zatrzymując. A on dziwiąc się sam sobie, poddał się temu uczuciu, uległ. To właśnie ona dotknęła jego duszy w taki sposób czego nie udało się dokonać Murry’emu, Marii czy Arianie. To właśnie przy niej poczuł prawdziwy i jedyny ucisk w okolicy serca. To ona sprawiła, że poczuł się kochany i doceniony. Nie patrzyła na niego jak na mordercę czy przesiąkniętego do szpiku kości złem mężczyznę. Zawsze zastanawiał się, dlaczego ona patrzy na niego tymi swoimi brązowymi oczami w taki sposób, że czuł, jak wyraża czułość, szacunek i radość. Nigdy nie udało mu się pojąć, co ona takiego w nim zauważyła i dlaczego wciąż przy nim trwała.


Czuł do siebie wstręt za to co jej zrobił, za to, że pozwolił jej przejść granicę, którą nigdy nie powinna przekroczyć i znaleźć się w jego duszy, tej ciemnej i mrocznej. Zastanawiał się również jak mocno, posunie się ciemna strona Granger, wierzył, że jakaś dobra cząstka, która w niej pozostała – a miał nadzieję, że utrzymała się, nie pozwoli jej duszy posunąć się zbyt daleko.


Prychnął pod nosem na własne myśli, przecież o to właśnie chodzi. Przecież ma jej pomóc przejść na ciemną stronę, aby Szyszymora doszczętnie jej nie zabiła. Pokręcił głową, próbując odrzucić od siebie resztki wspomnień z wczorajszego dnia. Westchnął zrezygnowany i machnięciem różdżki odesłał pusty już kubek do kuchni, zarzucił na siebie jeszcze czarną szatę i wyszedł z komnat, kierując się do Wielkiej Sali, wciąż przed oczami mając brązowooką dziewczynę.


Tam, nie spotkał Granger na śniadaniu. Omiótł kilkukrotnie spojrzeniem stół Gryffindoru, ale przy Potterze, ani Weasleyu, nie zauważył brązowej czupryny. Po skromnym posiłku wyszedł pośpiesznie do lochów, kierując się na pierwsze zajęcia z Puchonami i Krukonami, z czwartego roku. Nieco koło dwunastej, kiedy dzwonek zadzwonił, rozpoczynając lekcję Snape podszedł do Pottera.


- Potter – syknął zimnym tonem. Ten podniósł na niego wzrok, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na nos. - Gdzie się podziała jedna trzecia świętej trójcy? Gdzie jest Granger?

- Nie mam pojęcia, profesorze Snape – odpowiedział, wzruszając ramionami. Harry spojrzał na Rona, kiedy Snape już odszedł i obydwoje zastanawiali się, gdzie tak naprawdę jest ich przyjaciółka.

Czarodziej stanął przed swoim biurkiem, machnął różdżką, a na tablicy pojawiły się ingrediencje do eliksiru, który mieli uwarzyć jego podopieczni.


- Wiecie co macie robić. - zwrócił chłodne spojrzenie na rudowłosego chłopaka siedzącego tuż obok Pottera. – Radzę panować nad kociołkami, chyba nie chcemy usunąć Hogwartu z powierzchni ziemi.


Przez cały dzień niedane mu było sprawdzić co się z nią tak naprawdę dzieje, albowiem od razu, po zakończonych zajęciach, on i Ariana zostali wezwani przez Czarnego Pana. Kiedy dwugodzinne zebranie dobiegło końca, zjawił się ponownie w Hogwarcie. Stanął w wejściu do Wielkiej Sali, podczas trwającej tam kolacji. Omiótł wzrokiem stół Gryffindoru i z niepokojem przyznał, że nawet teraz jej nie było. Gwara rozmów umilkła, kiedy minął zakręt, kierując się do prywatnych komnat Granger. Stanął przed drzwiami i syknął. Przecież nie podała mu hasła.


- Alohomora – machnął różdżką, ale drzwi ani drgnęły. - Annihilare – spróbował innego zaklęcia, ale na nic. Przecież nie mógł użyć Bombardy Maxima, demolując jej połowę komnaty, a tym samym sprowadzając tu połowę ciekawskich spojrzeń z Wielkiej Sali.


Zamaszystym krokiem zaczął kierować się do lochów, siarczyście klnąc pod nosem. Będąc już w swoich kwaterach chwycił garść proszku fiuu, który był w ceramicznym naczyniu. Wszedł w płomienie, a one niczym węże oplotły jego ciało.


- Do prywatnych kwater Hermiony Granger – rzucił proszek pod stopy i zniknął w zielonych płomieniach.


Rozejrzał się po nowych komnatach Granger i wnet ujrzał ją na kanapie. Spała jakby nigdy nic z głową odchyloną w tył. Parę kosmyków jej włosów leżało bezwładnie na jej twarzy, a klatka piersiowa delikatnie się wznosiła i opadała. Chwycił księgę, którą miała na swoim brzuchu i zaczął ją kartkować. Coś w nim pękło, spojrzał na Granger i ogarnęła go czysta furia. Był wściekły na siebie i na Granger. Był wściekły na Arianę i Czarnego Pana. Był wściekły na wszystkich. Zamknął z hukiem księgę, na fragmencie opisującym Morderstwo Idealne, z rozdziału piętnastego.


Zdecydowanym ruchem chwycił dziewczynę za ramię, budząc ją boleśnie. Po niedługiej chwili otworzyła oczy i spojrzała na niego wciąż lekko zaspana.


- Granger – ryknął – Co ty wyprawiasz?

- Severus – potarła dłonią oczy i usiadła, ściskając szlafrok mocniej w pasie. – Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz?

- Co ty robisz?

- Ja? - zapytała nieco speszona, wciąż nie rozumiejąc, o co mu tak naprawdę chodziło.

- A co ja? - krzyknął na nią. - Gryffindor traci dwadzieścia punktów!

Jaki on był wściekły. Z jego oczu cisnęły błyskawice, a drżenie rąk próbował opanować, zaciskając je w pięści. Spojrzał na jej przerażoną twarz. W myślach zwyzywał się za to co jej zrobił, za pozwolenie odkrycia jego umysłu i czarnej strony swojej duszy. Spojrzał w bok, zaciskając mocno wargę. Krew się w nim zagotowała, jak dotarło do niego, co się właśnie stało, jak uzmysłowił sobie, że ona już stawia pierwsze kroki, oddając się w sidła czarnej magii. Wiedział, że to tylko jego wina. Przecież ona nawet nic nie wiedziała, czarno magiczna siłą sterowała nią jak marionetką. Snape wypuścił cicho powietrze i usiadł obok niej na kanapie. Przecież o to właśnie chodziło, przecież miała się zapoznać z czarną magią Snape. Usłyszał ten niewdzięczny głosik w głowie. Chyba chcesz, żeby przeżyła? Dodał jeszcze na koniec.


- Możesz mi wytłumaczyć co się z tobą dzieje? - zapytał już nieco opanowanym tonem. Granger wyglądała na nieprzekonaną, bo spojrzała na niego z ukosa, marszcząc brwi.

- O co ci chodzi, Snape? - odbijając piłeczkę, za wcześniejsze bezpodstawne krzyki w jej stronę.

- Opuściłaś zajęcia – warknął. No bo co miał jej powiedzieć właściwie?

- Ja… - spojrzała na zegarek, potem na swój szlafrok, który miała od rana, potem na księgę, która leżała na stoliku i spłonęła purpurą. - Zaczytałam się.

- A co takiego ciekawego czytałaś, że zapomniałaś o całym świecie?

- Nic ciekawego – widząc jego pytające spojrzenie, dodała niepewnie: Początki numerologii.

Zauważył jak uszy dziewczyny, zaczynają zmieniać kolor na krwistą czerwień. Nie dał po sobie poznać, że wiedział o jej kłamstwie i kiwnął tylko głową. Zdawała się być usatysfakcjonowana, bo zauważył, jak rozluźnia pięści, które miała zaciśnięte na kocu. Pewnie postronny obserwator nie zauważyłby tego małego gestu, ale on, szpieg doskonały, widział to, czego inni nie widzieli. Hermiona nie rozumiała do końca swojego zachowania, nie wiedziała, dlaczego okłamała Severusa, ani tym bardziej, dlaczego zaczęła czytać tę księgę. Dziwna satysfakcja oblała jej ciało, kiedy do jej umysłu doleciała informacja, co tak właściwie czytała jeszcze kilka godzin temu. Dlaczego jej się to podobało, dlaczego chciała wygonić Snape'a i wrócić do księgi? Nie rozumiała kompletnie co się z nią dzieje.


- Nie jesteś głodna? - zapytał, bacznie się jej przypatrując. Zdawała się być w innym świecie, gdyż mógł ją zdradzić jej zamglony wzrok. Snape pstryknął jej przed twarzą palcami, a na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek.

- Co? - pokręciła głową zdezorientowana.

- Ciekawe, o czym tak myślisz Granger - rzucił. Nie odpowiedziała, właściwie to nie mogła zrozumieć czemu jej myśli, wciąż powracają do tej księgi. - Zjemy coś? - zasugerował.

- Tak, z chęcią – mruknęła, wiedząc, że nie wygra z nim tak łatwo odnośnie jedzenia. Już nie raz jej wyrzucił, że jego zdaniem je zbyt mało, a w tym momencie nie chciała się z nim kłócić o coś takiego.

Snape machnięciem różdżki przywołał trochę pieczonych ziemniaczków, rybę duszoną na parze oraz pudding owocowy, wprost z Wielkiej Sali, gdzie jeszcze trwała kolacja. Mały stolik, który stał przy sofie, zapełnił się zastawą, a pucharki wypełniły się sokiem dyniowym. Rzucił na dywan poduszkę, którą miał za plecami i usiadł po turecku. Hermiona również chwyciła za poduszkę i zrobiła to samo, przysiadając się po przeciwległej stronie stolika. Chwyciła za widelec i zaczęła powoli kosztować dań pod bacznym wzrokiem mężczyzny.


Po skończonej kolacji Snape przywołał ze swoich komnat butelkę czerwonego wina i dwa kieliszki. Podał jeden dziewczynie, na co podziękowała skinieniem głowy. Snape wrócił na sofę, gdyż siedzenie po turecku, wywołało nieprzyjemny ból w nogach, z ulgą wyciągnął je przed siebie, kosztując wino.


Hermiona machnięciem różdżki zapaliła ogień w kominku i spojrzała na Severusa, który również uważnie się jej przyglądał. Odstawiła kieliszek na stolik i wstała pod czujnym wzrokiem mężczyzny. Podeszła wolnym krokiem i odchyliła powoli szlafrok, ukazując prawy obojczyk. Nie spuszczając wzroku ze Snape'a, przejechała po gołej skórze palcami. Przełknął bezgłośnie ślinę, obserwując jej poczynania ani na moment starając się nie przegapić żadnego ruchu. Odstawił na podłogę kieliszek, delikatnie pochylając się w przód, nie spuszczając z niej wzroku. Znów się zbliżyła do niego i popchnęła jego klatkę piersiową o oparcie sofy. Wsunęła stopę między jego nogi, przez co mógł zobaczyć nagie udo kobiety. Przełknął ślinę, widząc jak Granger, powoli ściąga z siebie szlafrok i odrzuca go w tył. Ujrzał jej nagie ciało i nie mógł się powstrzymać, chwycił ją za pośladki, delikatnie przejeżdżając dłonią po jej skórze. Kobieta na ten gest wygięła się w tył, jęcząc cicho. Snape skorzystał z jej rozkojarzenia i zaczął składać pocałunki na jej brzuchu, schodząc powoli w dół. Kiedy był już na dole, Granger głośniej westchnęła i wsunęła palce w jego włosy, mocniej go przyciskając. Na to posunięcie Snape, szybciej zatoczył kółko i delikatnie ssał jej skórę, pieszcząc ją czule. Znów wydała z siebie jęk. Odsunął się, widząc jej pytający wzrok i chwycił ją w talii. Opadła na niego, mocniej wciągając powietrze, czując jego nabrzmiałą męskość. Odrzucił jej włosy w tył i zaczął składać delikatne pocałunki na jej szyi, a dłońmi błądził po plecach.


Nie minęła chwila, nim poczuła, jak chwyta ją mocno w talii, po czym znalazła się na sofie w pozycji leżącej, a on pochylił się nad nią, z wrednym uśmieszkiem. Przytrzymał jej nadgarstki, by nie mogła się ruszyć i zjechał językiem na jej dekolt, sunąc do jędrnej piersi, na której złożył parę intensywnych pocałunków. Znów jęknęła głośno, próbując się poruszyć. W końcu Snape puścił ją i wstał z kanapy, patrząc jej uważnie w oczy. Ściągnął z siebie szatę i odrzucił w bok. Widział intensywne spojrzenie Granger, kiedy rozpinał powoli guziki koszuli.


- Oh pośpiesz się – jęknęła.

- Nie tak szybko, panno Granger – ton jego głosu był tak spokojny, że poczuła ciarki na całym ciele.

Nie śpiesząc się, Snape powoli odrzucił koszulę za siebie. Pod bacznym wzrokiem kobiety chwycił za pasek, odpinając go, potem zajął się guzikiem i suwakiem. Jaką miał satysfakcję, kiedy obserwował zniecierpliwioną Granger. Ta nie mogąc już wytrzymać podeszła do niego i całując go intensywnie, pomogła mu ściągnąć buty, skarpety, spodnie, a następnie bieliznę. Zarumieniła się niczym piwonia, widząc jego nabrzmiałą męskość. Poczuł jak jej palce, błądzą po jego plecach, na co przymknął powieki, cicho wzdychając. Był to drugi raz kiedy byli w tak intymnej sytuacji, teraz wydawali się być śmielsi w swoich czynach, co w gruncie rzeczy obojgu im się podobało. Kolejny raz zaczęła dominować, chwyciła go za dłoń i popchnęła na dywan tuż przed samym kominkiem. Patrząc mu intensywnie w oczy, zaczęła, sunąc dłońmi od kolan w dół do jego męskości, robiąc to powoli, drażniąc się z nim trochę. Snape wygiął się momentalnie w tył, czując jej gorący język właśnie tam. Delikatnie lizała i ssała go, a dłonią przytrzymała nasadę, pomagając sobie, aby sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Odchylił głowę w tył, przymykając powieki. Z zaciśniętych warg mimo wszystko wydostał się jęk, na co zareagowała natychmiastowo. Zassała mocniej jego członka, a dłoń zaczęła poruszać się w górę i dół. Zadrżał z przyjemności.


- Coś nie tak Sev? - zaniepokoiła się, ocierając kciukiem kącik ust, kiedy ten nagle spiął się cały i usiadł na dywanie pod bacznym wzrokiem kobiety.

- Chyba nie chcesz być w ciąży? - zapytał głębokim głosem, po czym przywołał ze swoich komnat eliksir, który już wcześniej piła podczas ich pierwszej nocy. Posłusznie przelała całą zawartość do ust i spojrzała na niego.

- Tak bardzo cię pragnę Severusie.

- Ja ciebie też, Granger – wyszeptał w jej usta, całując ją czule.


Spojrzał jej w oczy, odgarniając z czoła kosmyki kasztanowych włosów. Delikatnie się uśmiechnęła i kiwnęła głową, w ten Snape znalazł się nad nią. Złożył na jej ustach czuły pocałunek, po czym delikatnie w nią wszedł. Poruszał się powoli, dając jej ciału przyzwyczaić do jego obecności. Oddech zaczął przyśpieszać, stał się szybszy i Hermiona wygięła się w tył, szepcząc jego imię, czując szczyt rozkoszy.


Tej nocy kochali się jeszcze wiele razy, wciąż pragnąc więcej i więcej bliskości.


***


Po intensywnej nocy Snape wrócił do lochów, usprawiedliwiając się obowiązkami zawodowymi. Hermiona obiecała mu, że dzisiejszego dnia zjawi się już na zajęciach, a sytuacja z poprzedniego dnia się już nie powtórzy. Jak powiedziała, tak zrobiła. Siedziała wraz z innymi uczniami na zajęciach z transmutacji, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Pierwszy raz niechętnie siedziała w ławce, odliczając tylko minuty do zakończenia zajęć, wystukując jakiś tylko znany jej rytm paznokciami o ławkę. Harry z Ronem posłali między sobą pytające spojrzenie. Przed oczami ujrzała siebie i Severusa pod prysznicem jak kochali się kolejny raz tej nocy. Nie wiedziała nawet, w którym momencie przetransumotował jej wannę w duży prysznic, że oboje mogli się tam spokojnie zmieścić. Czuła jego palący dotyk na skórze, jak błądził dłońmi po mokrej skórze, jak pieścił jej piersi i to jak w pewnym momencie chwycił ją za pośladki i przycisnął ciałem do ściany, wchodząc w nią szybkim ruchem. Wciąż słyszała swój jęk, jak błagała go o więcej, o szybsze ruchy, o to by pozwolił jej dojść kolejny raz tego wieczoru, słyszała również jego pojękiwania tuż przy jej uchu kiedy sam dochodził. Musiała przyznać, że taki dźwięk z warg Severusa działał na nią jak narkotyk.


- Hermiono, gdzie ty wczoraj byłaś? - szepnął Harry, pochylając się w jej stronę, aby uniknąć spojrzenia profesor Torres, która siedziała za biurkiem. Otrząsnęła się z nieczystych myśli i spojrzała na przyjaciela, starając się, aby jej głos był całkiem normalny.

- Spędziłam całą noc w bibliotece, jak wróciłam wieczorem, to przespałam później cały dzień – wzruszyła ramionami.

- No w sumie – jęknął z końca ławki Ron.


Takie zachowanie ich przyjaciółki uciekającej do biblioteki, by spędzić tam jak najwięcej wolnego czasu, było czymś całkiem normalnym. Więc Harry z Ronem wymienili między sobą spojrzenia, wzruszając ramionami. Przecież Hermiona nie miałaby powodu, aby ich okłamywać. Zwłaszcza teraz, kiedy straciła rodziców, dzień wolnego czy dwa również się jej należały.


- Panno Granger – nagle zjawiła się przed nimi profesor Torres z założonymi rękoma. Jej głos był cierpki, zupełnie jakby była żeńską wersją Snape’a. Omiotła ich spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na Granger. - Proszę czytać, a nie wpatrywać się w zegar. - stuknęła różdżką w jej podręcznik. - Chyba że ta treść nie jest dla pani wystarczająco interesująca.

Hermiona wyprostowała barki, wpatrując się w kobietę. Dałaby sobie uciąć rękę, że wyczuła jakby kobieta, nawiązywała jakimś sposobem, do księgi, którą czytała cały wczorajszy dzień. Poczuła nieprzyjemne kolce na karku, a źrenice profesor Torres się zwęziły. Przecież to niedorzeczne Hermiono, za dużo myślisz o tej księdze, przeszło jej przez myśl. Poczuła pod ławką, jak dłoń Harry’ego zaciska się na jej drżącej dłoni.


- Proszę się skupić na tekście panno Granger – oparła dłonie na ławkę, pochylając się w ich stronę. - Któż wie, może informacje zawarte w tym rozdziale znajdą się na egzaminie – ściszyła głos tak, że tylko Harry, Ron i Hermiona zdołali to usłyszeć. Wyprostowała barki i odeszła do swojego biurka nie posyłając im już ani jednego spojrzenia.

- Czy ona właśnie nam powiedziała, co będzie na egzaminie? - szepnął po chwili zdziwiony Ron, pochylając się do nich.

- Na to wygląda – wzruszył ramionami Harry, przewracając stronę podręcznika do transmutacji.

- Ktoś próbuje na siłę nam pomóc – szepnęła pod nosem Hermiona, jeszcze nie zdając sobie sprawy, jakie profesor Torres ma wobec niej plany.


Przez resztę lekcji nie mogła się skupić na treści podręcznika od transmutacji. Co jakiś czas zerkała ukradkiem w stronę profesor Torres, próbując rozgryźć kobietę. Nie wiedziała, kim właściwie ona jest, nigdy nawet o niej nie słyszała, a nawet nie znalazła żadnej informacji o kobiecie w księgozbiorach znajdujących się w bibliotece. Zjawiła się tak nagle w Hogwarcie, akurat po odesłaniu profesor McGonagall na oddział do Św. Munga. Tylko Severus zdawał się być jedyną osobą, która ją znała, a skoro on ją znał i pewnie darzył ją zaufaniem w jakimś stopniu, to może ona też powinna to zrobić. W końcu Severus nigdy się nie myli i zawsze ma rację.


Kobieta nagle podniosła na nią wzrok znad dokumentów. Hermiona lekko się spięła, zaciskając ręce pod ławką. Poczuła, jak wbija sobie boleśnie paznokcie we wewnętrzną stronę dłoni. Nie udało się jej wyczytać nic ze spojrzenia profesor Torres, jej oczy były puste, bez wyrazu. Dokładnie takie samo spojrzenie miewał Snape. Wnet kobieta uniosła lekko kącik ust w górę i wskazała dłonią na podręcznik, kiwając głową. Hermiona posłusznie odwróciła wzrok, spoglądając na stronę pięćdziesiątą pierwszą, chociaż jej myśli błądziły już daleko poza salą transmutacji.








~*~



Dzień dooobry! ♥


Zakończy ten rok z rozdziałem +18! ♥

Życzę Wam wszystkim, aby nowy rok był o niebo lepszy niż ten. Szczęśliwego Nowego Roku! ♥


Co myślicie? Nie mogę się już doczekać Waszych komentarzy, które bardzo mnie motywują do dalszego tworzenia historii. Zostawcie po sobie ślad, wiele do dla mnie znaczy ♥


Na drugim blogu pojawił się nowy rozdział, wszyscy jesteście tam mile widziani. Zapraszam! ♥


Kolejny rozdział planuję opublikować razem z moim drugim opowiadaniem, gdzieś w pierwszej połowie stycznia, także uważnie wyczekujcie sowy!



Całuję, 

Jazz ♥



P.S. Za wszystkie literówki, błędy najmocniej przepraszam.


środa, 16 grudnia 2020

Rozdział 54

Nastał styczeń, a wraz z nim zamek ponownie zapełnił się uczniami powracającymi z ferii świątecznych. Przez pierwsze dwa dni w Hogwarcie było nieco chaotycznie. Uczniowie wymieniali się między sobą wspomnieniami z przerwy świątecznej, a także szeptali o tragedii, która spotkała pannę Granger w dniu Bożego Narodzenia. Gryfonka przez cały czas czuła na sobie palące spojrzenia innych uczniów podczas posiłków w Wielkiej Sali, na korytarzu, a nawet podczas trwających zajęciach. Harry wraz z Ronem powtarzali jej, żeby starała się tym nie przejmować. Musiała się z nimi zgodzić, chociaż to nie było proste, kiedy na każdym kroku czuła na sobie spojrzenia innych.


Jeszcze przed pierwszymi zajęciami w nowym semestrze Hermionę odwiedziła profesor Torres, nowa opiekunka Gryffindoru. Zaproponowała jej indywidualne nauczanie przez profesorów do momentu, kiedy będzie czuła, że jest już gotowa powrócić na zajęcia wraz z innymi uczniami. W związku z tragedią, jaka ją dotknęła.


Granger długo rozmyślała nad propozycją czy powinna z niej skorzystać. Nie chciała współczucia, ani marnowania czasu profesorów, którzy mieli zostawać z nią po godzinach. Nawet Harry uczęszczał ze wszystkimi uczniami na zajęcia po śmierci Syriusza w Ministerstwie. Skoro jej przyjaciel dał radę to udźwignąć, to ona również podoła temu wyzwaniu. Złapała profesor Torres w dzień przed pierwszymi zajęciami i podziękowała za propozycję, którą jej złożyła, ale niestety musiała jej odmówić. Nowa nauczycielka transmutacji pokiwała ze zrozumieniem głową, a Hermiona mogła przysiąc, że kobieta dziwnie się jej przygląda, jakby chciała wejść z butami do jej umysłu. Dziewczyna szybko odepchnęła tę myśl od siebie, przecież to niedorzeczne, pomyślała.


Hermiona wyszła ze swoich nowych komnat, zmierzając do lochów, na pierwsze zajęcia z eliksirów w nowym semestrze. Nowe zakwaterowanie dało jej tę przewagę, że mieszkała na parterze i nie musiała pokonywać siedmiu pięter jak to było w przypadku wieży Gryffindoru, gdzie mieszkała przez prawie ostatnie sześć lat swojej nauki. Minęła otwarte drzwi do Wielkiej Sali, w której trwało śniadanie i skierowała się ku kamiennym schodom prowadzącym do lochów. Ostatnimi czasy straciła apetyt jadła kiedy już było to konieczne. Zazwyczaj pojawiał się Severus i obrzucał ją chłodnym spojrzeniem. Wiedziała, że z nim nie może dyskutować i musiała wtedy wcisnąć coś w siebie. Patrząc, nie patrząc taki obraz mężczyzny, który się o nią martwi, nawet się jej podobał, a Severus zazwyczaj o nikogo się nie martwił.


Będąc już na ostatnim stopniu, zacisnęła mocno palce na barierce. Czuła się tak słabo, jakby ktoś nagle usiadł jej na barki, ciągnąc w dół. Poczuła odpływającą krew z twarzy, a nogi pod nią zaczęły drżeć niebezpiecznie. Osunęła się na stopnie, chowając głowę między kolana. Zachłannie wciągała powietrze, próbując się uspokoić, niestety bezskutecznie. Czuła nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej kiedy starała się zaciągnąć świeżego powietrza. Hermiona czuła, że smocza ospa, z którą walczy, jest poważniejsza, niż myślała. Może powinna jednak przyjąć propozycję profesor Torres i zacząć odbywać zajęcia indywidualnie, skoro nawet przejście kilku kroków było dla niej trudem. Przeleciała nawet jej przez myśl opcja pójścia do Skrzydła Szpitalnego, do Madame Pomfrey, ale wiedziała, że przez to opuści zajęcia, a to był dopiero nowy semestr, w którego trzeba było włożyć jeszcze więcej wysiłku niż w poprzednim.


- Wszystko gra Granger? - ten majestatyczny głos rozpoznałaby wszędzie. Chłopak zjawił się znikąd. Jeszcze jego teraz tu brakowało, przebiegło jej przez myśl. Nie podniosła na niego wzroku, wciąż siedziała skulona na zimnej posadce, obejmując kurczowo kolana.

- Zostaw mnie Malfoy – wyszeptała, kręcąc głową. Wyczuła, że się zbliża, że staje obok niej. Doleciał do niej zapach drogich perfum chłopaka. Były przyjemne, ale nie mogły się równać z tymi, których używa Severus, które powodują rumieńce na jej policzkach. Nie wiedząc kiedy, nie wiedząc jak, Ślizgon pochylił się nad nią, odgarniając ostrożnie kosmyki włosów z jej twarzy. Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Był to drugi raz kiedy chłopak był tak blisko niej. Pierwszy raz jak wpadł na nią na korytarzu i bezczelnie leżał na niej, wbijając jej łokieć w brzuch. Teraz ukucnął przed nią i studiował każdy cal jej twarzy. Hermiona nie potrafiła wyczytać nic z tych stalowych oczu.

- Jesteś cała blada. Nie wyglądasz za dobrze Granger. - nie wyczuła w jego głosie irytacji, czy odrazy, wręcz przeciwnie, było to coś, czego na tę chwilę nie potrafiła rozpoznać. Czyżby nagle wszyscy Ślizgoni zaczęli być opiekuńczy? Pomyślała, widząc przed oczami Severusa, który podstawia jej pod nos talerz z gorącą zupą.

- Zostaw – jęknęła cicho, kiedy poczuła, jak chłopak łapie ją pod ramię i unosi w górę. Zacisnął mocniej palce na jej talii, aby się mu nie osunęła. Granger nie chciała z nim współpracować, nogi bezwładnie ciągnęła za sobą, nie mogąc nawet się wyprostować.

On już nie odpowiedział. Zarzucił torbę Gryfonki na swój lewy bark, a w prawej prowadził dziewczynę do dobrze mu znanych drzwi. Na jego szczęście były one uchylone, więc wystarczyło tylko lekko pchnąć je nogą. Posadził ją na pierwszym z brzegu krześle i przemierzył całą salę eliksirów, pukając do drzwi znajdujących się na końcu pomieszczenia. Nie minęła chwila, a drzwi otworzyły się zamaszyście ukazując postawną sylwetkę Snape'a. Czarodziej uniósł pytająco brew ku górze, spoglądając na chrześniaka.


- Znalazłem ją na schodach – wskazał dłonią na tył klasy. - Granger jakoś dziwnie wygląda.

Dopiero po chwili doleciały do niego słowa chrześniaka. Snape w kilku szybkich krokach znalazł się przy dziewczynie, która leżała z głową na ławce. Miała mocno zaciśnięte piąstki, próbując uspokoić drżenie ciała. Czarodziej ostrożnie podniósł jej barki, pomagając oprzeć się jej na krześle. Szybko zlustrował spojrzeniem jej bladą twarz i sine usta. Dreszcze wciąż przechodziły po jej ciele, a Snape poczuł ściskającą się gule w gardle. Nie sądził, że nastąpi to tak szybko. Czuł jakby dopiero co wczoraj rozmawiał z Arianą o klątwie Granger.


- Co jej jest? - zapytał Draco stojąc nieco z tyłu. - Nie wygląda to za dobrze.

- Ma smoczą ospę – skłamał gładko Snape. - Draco, znajdź profesor Torres i poproś ją o przeprowadzenie dodatkowych zajęć z transmutacji zamiast eliksirów, a potem niech się zjawi u mnie. Trwa jeszcze śniadanie – spojrzał na zegarek. - Powiadom uczniów o zmianie dzisiejszych zajęć.

- A co z Granger?

- Zajmę się nią, wygląda, że będę musiał jej podać mocniejsze eliksiry niż te, które są w Skrzydle Szpitalnym – znów skłamał, jak na szpiega przystało. - Idź już Draco. - chłopak kiwnął głową i opuścił salę eliksirów, rzucając ostatnie spojrzenie na wuja.

- Granger, spójrz na mnie – dotknął jej policzka, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy. - Granger, słyszysz mnie? Otwórz te cholerne oczy – wysyczał, studiując, każdy cal jej twarzy gdy coś boleśnie ścisnęło jego serce. Pogładził ją po włosach, ale ona nawet nie podniosła na niego wzroku.

Wziął dziewczynę na ramiona, przeszedł całą salę i wszedł do gabinetu, następnie kierując się do prywatnych kwater. Położył dziewczynę w swojej sypialni, okrywając szczelnie kołdrą, by ukoić jej drżenie. Snape wpatrywał się w jej bladą twarz i sine usta. Kości policzkowe były zapadnięte, a skóra na twarzy straciła niegdyś młodzieńczy zdrowy blask. Klątwa szalała w zawrotnym tempie. Jeśli jeszcze wcześniej myślał, że z Gryfonką jest źle, to teraz był pewny, że to właśnie jest ten moment, w którym jej stan jest tragiczny.


Czarodziej zaszedł jeszcze szybko do swojego gabinetu, przeszukując biblioteczkę z opasłymi księgami. Jego smukłe palce szybko błądziły po grzbietach książek. Pod niektórymi z dzieł czuł przyjemne ciepło pod palcami, które promieniowało po całym jego ciele. I wnet znalazł to czego szukał. Chwycił mały tomik, obity w czarną skórę i wrócił do sypialni.


Snape usiadł po prawej stronie łóżka, wcześniej ściągając sztywny surdut, który krępował mu ruchy. Podwinął lewy rękaw koszuli. Odchylił kołdrę, którą przykrył Granger i wślizgnął się obok niej, chwytając jej prawą dłoń. Przejechał delikatnie opuszkami palców po jej nadgarstku, czując ściskającą się gulę w gardle. Chwycił za swoją różdżkę, którą zrobił podłużne nacięcie na swoim nadgarstku i uleciał z niego szkarłatny płyn. Sięgnął po dłoń dziewczyny i pewnym ruchem zrobił to samo, a z jej nadgarstka uleciała krew, skapując na białą pościel. Snape splótł jej palce ze swoimi, a ich nadgarstki się połączyły. Przez jego ciało przeszedł mocny dreszcz, od koniuszków palców aż po cebulki włosów. Spojrzał na dziewczynę, ale ona nie zdawała się niczego czuć, wciąż leżała z zamkniętymi oczyma. Różdżką nakierował na ich splecione dłonie, w ten z trzonka wyleciała złota poświata, robiąc spiralne okrążenia wokół ich nadgarstków. Oparł się o nagłówek, wyciągnął długie nogi przed siebie i spojrzał na dziewczynę.


- Obyś kiedyś mi to wybaczyła. - prawą ręką chwycił czarną księgę, którą przyniósł z gabinetu, przekartkował ją, trafiając na mocno pożółkłą już stronę. Nadal, ściskając mocno dłoń kobiety, wciągnął powietrze i zaczął odczytywać na głos zapiski swojego pamiętnika. - Pierwsze zabójstwo było czymś fascynującym, kolejne tylko wzmagały we mnie żądzę do czarnej magii…


Z każdą przeczytaną stroną pamiętnika, magiczna pętla szybciej wirowała wokół ich nadgarstków, a Snape czuł takie zmęczenie, poprzez udzielenie dziewczyny dostępu do swojej duszy, że ledwo powstrzymywał powieki przed zamknięciem. Minęła godzina, potem kolejna, a podświadomość Hermiony łapała, każde to nowe wyznanie, które podesłał jej Snape pragnąc więcej i więcej.


Trzask zamykanych drzwi rozległ się po gabinecie Snape'a. Nim uniósł wzrok w drzwiach stała zdyszana Torres, a na jej policzkach widniały rumieńce. Snape nie przerywał czytać swoich wspomnień, a Torres starała się ich nie słuchać – prywatnych zwierzeń jej przyjaciela, które swoją drogą były bardzo bolesne. Podeszła z drugiej strony łóżka siadając przy wciąż nieprzytomnej dziewczynie. Dotknęła jej policzka, wyczuwając lekkie ciepło.


- Severusie – wyszeptała, patrząc na czarodzieja. - Już wystarczy. - Snape patrzył na nią, próbując nie zamknąć powiek, wciąż ściskając dłoń Granger. Kobieta udawała, że nie widzi jak czarodziej opiekuńczym gestem, pogładził kciukiem dłoń dziewczyny. Torres spuściła wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.

Snape zamknął pamiętnik, odkładając go na szafkę nocną. Dotknął różdżką ich splecionych dłoni, szepcząc zawzięcie skomplikowaną formułkę. Złota pętla, która wirowała wokół ich nadgarstków przez ostatnie dwie godziny, została wchłonięta w miejsce, gdzie Snape zrobił nacięcia sobie i Granger.


- Ferula – wyszeptał, kierując koniec różdżki, na ranę Granger, a ta w kilka chwil się zagoiła. Ze swoją uczynił to samo i spojrzał nieobecnym wzrokiem na Torres.

- Tak mi przykro Severusie – Ariana podeszła do niego. Zauważył w kącikach jej oczu mieniące się łzy. Snape wstał, przytulając kobietę do siebie.

- Nie chciałem tego zrobić – wyszeptał. - Nie chciałem, nie chciałem – powtarzał niczym mantrę. Torres wtuliła się w jego ramię, głaszcząc go po plecach.

- Uratowałeś właśnie jej życie – Snape na te słowa prychnął.

- Co to za życie? - odsunął się od niej, patrząc na swój nadgarstek.

- Wiem, że to ciężkie, ale teraz już nie możemy przestać. Nie możemy się cofnąć, Severusie. To jest bardzo ważne – Torres chwyciła go za dłoń i zwilżoną ściereczką, którą przywołała, starła mu krew z nadgarstka, wcześniej postępując tak samo z dziewczyną. - Pomogę ci w tym, nie zostawię cię samego – zapewniła przyjaciela. Nim na nią spojrzał, w ten dodała: Musimy jeszcze bardziej zbliżyć pannę Granger do czarnej magii, by proces połączenia twojej duszy z jej nie poszedł na marne.


Snape niechętnie pokiwał głową, zgadzając się z nią. Tylko czy to nie było samolubne i egoistyczne z jego strony? Zatrzymać przy życiu kobietę którą, kocha tylko dlatego, że nie chciał jej stracić? A co w zamian jej ofiarował? Zmarnowane życie – brawo Snape, pomyślał. Torres nie pozwoliła mu dłużej się zamartwiać, dotknęła jego ramienia.


- Teraz będzie cię potrzebować, zabierz ją do jej komnat, a ja tu posprzątam – wskazała na zakrwawione łóżko.

- Ariano – odezwał się, biorąc nieprzytomną dziewczynę na ręce. – Dumbledore nie może się o niczym dowiedzieć.

- Oczywiście Severusie – kiwnęła głową.

Zniknął w zielonych płomieniach kominka. Szybko pokonał odległość dzielącą go od sypialni Gryfonki. Tam, odrzucił na bok kołdrę i położył dziewczynę. Sam wszedł z drugiej strony, ostrożnie przytulając ją do siebie. Jeszcze machnięciem różdżki zgasił świece, przez co nikt nie mógł zobaczyć srebrnej łzy, która spłynęła na jego policzek. Otarł ją tak szybko jak się pojawiła. Wypuścił powietrze z płuc, czując palący ból w klatce piersiowej i okropny wstręt do siebie. Chyba pierwszy raz w życiu tak się bał. Instynktownie przytulił kobietę bliżej siebie, całując ją w czubek głowy. Pierwszy raz władały nim tak potężne skrajne emocje, że nie potrafił się uspokoić.


Poczuł się zupełnie nagi, kiedy pozwolił wejść Granger do swojej podświadomości. Ukazując jej najciemniejsze strony swojej duszy. Te wszystkie obrzydliwe i haniebne czyny, których dokonał – i o dziwo, upajał się niegdyś z tego dumną, będąc jeszcze młodym człowiekiem. Teraz z biegiem czasu, każdego dnia czuł coraz większy wstręt do siebie, coraz bardziej czuł wyrzuty sumienia za te wszystkie uczynki, które zrobił z własnej woli i pod nadzorem Czarnego Pana. W głębi serca wiedział, że jest złym człowiekiem, przesiąkniętym do szpiku gości. Nikt, ani nic nie mógł tego w nim zmienić. Wciąż dziwił się Granger, co w nim takiego zauważyła. Czy nie czuła odrazy do tego mordercy? Nie bała się go?


Ile razy myślał, żeby ze sobą skończyć, ile razy próbował odebrać sobie życie jak zwykły tchórz. Czyż nie byłoby wtedy lepiej dla niego i dla reszty magicznego świata? Wtedy zjawiła się Granger, ze swoją arogancją Panna-Wiem-To-Wszystko, weszła w jego życie z buciorami. Namieszała w jego uczuciach, sprawiła, że poczuł przyjemne ciepło po tak długim czasie, kiedy zrozumiał, że nie może żyć tylko wspomnieniem Lily Evans. Nie mógł się dłużej opierać, ale coś przyjemnie rozpływało się w okolicy jego serca, kiedy tylko myślał o Granger, kiedy tylko zdał sobie sprawę, że ją kocha. Początkowo wszystko traktował jako kolejne zadanie Dumbledore’a do wykonania, ale z biegiem czasu umocnił się w przekonaniu, że Granger to ta, na którą czekał. Nie mógł jej zostawić, nie mógł pozwolić jej odejść. Nie był w stanie obronić Lily, więc musi obronić ją. Nawet jeśli będzie zmuszony bronić Granger przed nią samą.


Hermiona zaczęła niepewnie poruszać się w jego ramionach. Wciągnęła delikatnie powietrze, próbując otworzyć oczy. Snape widząc to, że powoli się wybudza, machnięciem różdżki zapalił świece. Dziewczyna zaczęła poruszać powiekami, by po chwili ostrożnie je uchylić. Dotknęła głowy, z której pulsował okropny ból, jęknęła cicho. Wyczuła tak dobrze znany jej zapach męskich perfum, który sprawił, że na moment się uspokoiła. Poczuła się bezpieczna.


- Hermiono – wyszeptał Snape, nie chcąc jej wystraszyć. - Jak się czujesz?

- Moja głowa – mruknęła, mrużąc powieki – Co się stało? Nic nie pamiętam.

- Zemdlałaś, nic dziwnego, że nic nie pamiętasz. Już jest dobrze – delikatnie pogłaskał ją po włosach, a ona na tą miłą pieszczotę przymknęła powieki.

- No tak – uniosła głowę po chwili, natrafiając na parę czarnych oczu. Czuła jak się rumieni, kiedy Snape dotknął jej policzka, nie spuszczając z niej wzroku. Pochylił się, dotykając jej ust swoimi. Delikatnie rozszerzyła wargi, pozwalając mu wejść do środka. Całował ją powoli, delikatnie z czułością chyba jak nigdy dotąd. - Jak ja się tu znalazłam? - zapytała kiedy się od niej oderwał. Próbowała podeprzeć się na łokciach, ale nieudolnie opadła na poduszki.

- Malfoy cię znalazł przed salą, praktycznie zemdlałaś mu na rękach. Przyprowadził cię do mnie, a ja podałem ci eliksiry wzmacniające i przyniosłem tutaj – skłamał gładko.


Hermiona nic praktycznie nie pamiętała z tego co mówił Snape. Chociaż przed oczami widziała głowę szlachcica i to jak prowadzi ją do sali od eliksirów. Wtedy nastała ciemność. Obróciła się bokiem do Snape'a, który bacznie się jej przyglądał, a ona ziewnęła, delikatnie się przeciągając. Posłała mu nieśmiały uśmiech i ponownie zamknęła powieki, odpływając w krainę snów. Mistrz Eliksirów jeszcze chwilę spoglądał na brązową czuprynę, czując palący ból w okolicy serca. Przygarnął Hermionę do siebie przymykając powieki. Kroczył przez ciemność swojej świadomości, czując objęcia Morfeusza.


***


Granger zbudziła się ze snu, mocno się przeciągając. Ze smutkiem stwierdziła, że miejsce obok niej jest puste, a po Severusie nie było śladu. Wpatrywała się przez jakiś czas tępo w sufit nim Krzywołap wskoczył na łóżko i zaczął ocierać się o jej dłoń, domagając się uwagi.


- Dzień dobry kochanie – podrapała go za uchem, a ten przymknął powieki, mrucząc delikatnie.


Kiedy Krzywołap uciekł do swojego nowego legowiska, które sprawił mu Severus, Hermiona odrzuciła kołdrę za siebie i postawiła nogi na puchatym dywanie. Jakieś dziwne uczucie oblało nagle jej ciało. Poczuła się tak, jakby weszła do głębi oceanu. Próbowała zidentyfikować to uczucie, ale coś pomiędzy ekscytacją a strachem nie wiele jej mówiły. Podparła się szafki nocnej, przypominając swoje omdlenie poprzedniego dnia i ostrożnie się podniosła. Lekko przymknęła powieki, czując szum w uszach. Odczekała chwilę, wzięła głęboki oddech i powolnym krokiem udała się w kierunku toalety. Tam, spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Na widok zapadniętych policzków, bladej cery i spierzchniętych ust, wzdrygnęła się nieprzyjemnie. Wyglądała tak niekorzystnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Zrzuciła z siebie ubranie i odkręciła gorącą wodę w wannie. Zatkała korek, a kiedy woda napełniła wannę wystarczająco, zakręciła kurki i ostrożnie weszła do niej, cicho sycząc. Gorąca woda automatycznie sprawiła, że przez jej ciało przeszły pulsujące prądy. Zmęczenie oblało całą komórkę jej ciała, domagając się odpoczynku. Przymknęła powieki i odchyliła głowę w tył, ponownie odpływając w krainę snów.


Zbudziła się kiedy woda była już lodowata. Wzdrygnęła się niechętnie, widząc opuszki palców, które były pomarszczone. Osuszyła się ręcznikiem, zarzuciła na nagie ramiona szlafrok i weszła do salonu. Krzywołap już na nią czekał, siedząc przed kominkiem i władczo machając puszystym ogonem. Skierowała się do biblioteczki, nie rozumiejąc uczucia, które usilnie ją tam prowadziło. Nie miała jeszcze okazji zapoznać się z księgozbiorem od kiedy zjawiła się w swoich nowych komnatach. Z zaciekawieniem przyglądała się egzemplarzom, które posiadała i musiała stwierdzić, że żadnego z tytułu wcześniej nie spotkała, nawet w bibliotece.


Chwyciła opasły tom obity w smoczą skórę. Zdziwiona, nie znalazła tam żadnej informacji o tytule, autorze czy roku wydania, co niekoniecznie ją zniechęciło, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciała się zagłębić w jej treść. Okryła się kocem i usiadła na sofie, podkulając nogi. Kiedy błądziła dłońmi po chropowatej okładce, wyczuła dziwną ekscytację, której nigdy dotąd nie poczuła. Otworzyła pierwszą stronę i zaczęła czytać, marszcząc czoło. Początkowo nie mogła zrozumieć, co czyta, z jakiej dziedziny była ta księga, ale w gruncie rzeczy nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie, z ogromnym zapałem przewracała kolejne strony. Nagle jej puste oczy zabłysły i poczuła dziwną ekscytację, kiedy zaczęła czytać o najmroczniejszych torturach. Co rusz, bardziej zagłębiała się w księdze, nie kontrolując swoich czynów, czując szybsze bicie serca.


Insane, inside the danger gets me high

Can't help myself got secrets I can't tell

I love the smell of gasoline

I light the match to taste the heat


I've always liked to play with fire

Play with fire

I've always liked to play with fire


I ride (I ride) the edge (the edge)

My speed goes in the red

Hot blood (hot blood), these veins (these veins)

My pleasure is their pain

I love to watch the castles burn

These golden ashes turn to dirt


I've always liked to play with fire

Play with fire

Play with fire

Fire, fire

I've always liked to play with fire


Oh, watching as the flames get higher

Oh, I've always liked to play with (mm)


Sam Tinnesz - Play With Fire






~*~


Dzień dooobry! ♥


Oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Jak już pewnie zauważyliście, coraz częściej pojawia się profesor Torres w rozdziałach, a to jest świadomy czyn z mojej strony. Mam nadzieję, że również polubiliście ją tak samo jak ja. Ciekawa jestem, co sądzicie o nowym rozdziale. Dajcie śmiało znać  ♥

Brakuje mi Waszych komentarzy, chcąc nie chcąc bardzo mnie one motywują do dalszej pracy i pobudzają Panią Wenę ♥


Kolejny rozdział pojawi się w ostatnich dniach grudnia. Zakończmy wspólnie 2020 rok z rozdziałem +18. Także uważnie wyczekujcie sowy!


Na drugim blogu pojawił się piąty rozdział, wszyscy jesteście tam mile widziani. Zapraszam! ♥


Całuję, 

Jazz ♥



P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.