wtorek, 19 lipca 2022

Rozdział 70


Popijała herbatę, dając Severusowi tyle czasu ile by tylko potrzebował. Jego ziemista twarz była skupiona, nie okazywał żadnych emocji, otaczając się ciężką kotarą niedostępności. Nawet czarne jak dno studni oczy, nie zdradzały, o czym właśnie myślał mężczyzna. Nie odzywał się przez dłuższy czas, wpatrując się w roślinkę Elieen. Na tle ceramicznej doniczki, odcinał się przyjemnym dla oka blaskiem, połyskujący złoty napis Dla mamy. Roślinka bardzo powoli zaczynała odżywać, mając przed sobą jeszcze długą i krętą drogę, zważając, w jakich warunkach odnaleźli ją na Spinner's End. Na obiciu fotela, palcami wystukiwał nieznany dla niej rytm, robiąc to płynnie i dynamicznie.


- Severusie, wiesz, co się stało przed chwilą?


Zapytała w końcu, kompletnie nie mogąc się skupić, przez jego sunące palce, wybijające właśnie nieco szybszy rytm. Milczał już kilkadziesiąt minut, a niewiedza, w jaki sposób odepchnęła go ze swojej podświadomości, wciąż była dla niej jedną wielką niewiadomą. Widocznie Severus już dawno ją rozgryzł, zwlekając, z podzieleniem się tą informacją z Hermioną. Wypiła do końca herbatę i odłożyła filiżankę na talerzyk, robiąc to nieco głośniej, niż powinna. Zadziałało. Severus, jakby obudził się z transu, przenosząc na nią spojrzenie.


- Masz nad sobą ochronę – powiedział, uważnie się jej przyglądając.

- Ktoś mnie chroni?

- Z tego co podejrzewam to tak, i to dość solidnie.


Ktoś mnie chroni, powtórzyła w myślach. Czyżby to było to, na co wpadł Severus? Czy ta ochrona, sprawiła, że nie wdarł się nawet na sekundę do jej umysłu? Broniła ją niepojętą dla niej siła, była mocna i solidna, nawet dla kogoś kroju Severusa, który był mistrzem oklumencji. Kto mógłby mnie…


- Przecież to oczywiste… - wyszeptała po chwili, czując jakby wpadła na coś odkrywczego.


Uśmiechnęła się tak pięknie i szczerze, że ten widok sprawił, lekkie ciepło w okolicy jego serca. Na jej policzkach ukazały się zdrowe rumieńce, oczy zabłysnęły dziewczęcym blaskiem, a ten szczery uśmiech, który nie widział u niej od dawna, rozpromienił jej twarz. Była piękna. Patrzył na nią, troszkę nie spodziewając się, aż takiej reakcji. Co prawda, żadnej konkretnej reakcji się nie spodziewał, ale nie sądził, że Hermiona w ciągu chwili rozpromienieje.


Zaczęła wiercić się na kanapie, rozglądając się po całym pokoju. Zauważył, jak zaczęła pocierać o kolana spocone dłonie. Nie rozumiał, dlaczego zaczęła się nagle denerwować. Już miał otwierać usta, nim nie spojrzała na niego, uśmiechając się niepewnie.


- Widzisz ich?

- Słucham?

- Są tu teraz, prawda? Gdzie stoją?

- Hermiono, nie mam pojęcia, o czym mówisz – poprawił się na fotelu, uważniej się jej przyglądając. Założyła kosmyk włosów za ucho, patrząc się na drzwi do jego pracowni, a to w pusty korytarz.

- Możesz ich zobaczyć. Sam powiedziałeś, że ktoś mnie chroni. Przecież to oczywiste – wstała nagle, obracając się wokół własnej osi. - Dlaczego na to sama nie wpadłam? - zaśmiała się, obracając głowę raz w lewo, raz w prawo. - Powiedz mi, gdzie stoją?

- Ale kto?

- Moi rodzice, a któż by inny?

I wtedy poczuł, jakby ktoś oblał go wiadrem lodowatej wody. Spojrzał na tę niewinną i radosną twarz Hermiony, rozumiejąc już, co dziewczyna wyniosła z jego wypowiedzi. Zerwał się z fotela i chwycił ją za dłonie, patrząc jej głęboko w oczy.


- Nie ma tu nikogo.

- Jak to? - obróciła się raz jeszcze.

- Hermiono – poczuła, jak złapał ją za podbródek, obracając ją w swoją stronę. - Ktoś cię chroni, ale na pewno nie są to twoi rodzice.

- Sam powiedziałeś, że… że… - zagryzła wargę, czując napływające do oczu łzy.

- Jestem pewien, że twoi rodzice są w jakiś sposób przy tobie, jednak to nie oni zapewnili ci bezpieczeństwo, to nie oni ochronili cię przed moim atakiem, to nie oni, powstrzymali mnie przed skontrolowaniem twoich myśli.

- Więc co to było? - zapytała cicho, chcąc brzmieć na opanowaną. Zapewne i tak zdradzały ją czerwone oczy i lekko drżąca warga. Chciała pokazać mu, że jest silna, że poradzi sobie ze wszystkim, jednak gdzieś tam w środku, poczuła ogromny ból, rozrywający w pół jej serce.

- To.

Poczuła, jak dłonie Severusa zawędrowały na kark. Jego dotyk był delikatny i wyważony. Niespodziewanie wyczuła niemałą ulgę na szyi, a potem coś musnęło ją po dekolcie. Czym prędzej otworzyła oczy widząc Severusa, trzymającego w dłoni jej medalion. Czarny diament połyskiwał przyjemnym dla oka blaskiem. Przekrzywiła głowę w bok patrząc to na Severusa, a to na naszyjnik z czasów Salazara Slytherina.


- To jest twoja ochrona. To on cię strzeże.

- Nie rozumiem...

- Zaraz wszystko ci wyjaśnię. Usiądź wygodnie - wskazał na kanapę. - Dobrze się przygotuj. Ustaw mur w swoim umyśle, pozbądź się wszelkich emocji, zaczynamy.

- Tak od razu? - wyrzuciła z siebie.

- Nie ma co zwlekać, Czarny Pan nie będzie czekać - zasiadł w fotelu, składając dłonie w wieżyczkę. - Gotowa?

- Niezbyt… - jęknęła żałośnie, wiedząc, że nie ma już odwrotu.

- Legilimens!


Najszybciej jak potrafiła, wyobraziła sobie, jak znajduje się pośrodku muru, wybudowanego z czerwonych cegieł. Dokładnie tego samego muru, który służył jej do obrony umysłu chwilę wcześniej. Wyobraziła sobie, jak stoi z wysoko uniesioną różdżką, a czerwone cegły pną się w górę, mając zapewnić jej bezpieczeństwo przed niechcianym atakiem. Nagle nie spodziewając się niczego złego, poczuła, jak niewidzialna siła odrzuciła ją w tył. Wylądowała na plecach, sapiąc ciężko. Znienacka, poczuła zimno otulające całe jej ciało, jakby niewidzialne macki, zaczęły kąsać jej duszę. Czuła jakby traciła życiodajny tlen. Leżała na posadzce własnego umysłu, czując, jak powietrze gęstnieje, utrudniając oddychanie, jak coraz trudniej było jej dzierżyć w dłoni różdżkę.


I wnet poczuła to dziwne uczucie, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej, jakby ktoś wszedł z buciorami do jej umysłu, zaglądając do wyimaginowanych szafek, za którymi ukryte były wszystkie jej wspomnienia. Została otwarta szafka, która ukazała kilkuletnią Hermionę na placu zabaw niedaleko jej domu w Londynie, potem kolejna prezentującą jej pierwszą podróż pociągiem Hogwart Express, siedzącą w jednym przedziale wraz z Harrym i Ronem, czy walkę w Departamencie Tajemnic z zeszłego roku, w której zginął Syriusz.


Szafka, za którą były ukryte wspomnienia śmierci jej rodziców, drżała niebezpiecznie. Chciała na tyle chronić to wspomnienie, że desperacko nieświadomie, wybawiała je na sam środek swojego umysłu. Drzwiczki zaczęły powoli otwierać się, wyrzucając z siebie czarny dym. Ogarnął ją przerażający strach, ściskając boleśnie płuca. Wiła się po posadzce w swojego umysłu, chcąc wygonić intruza ze swojej świadomości. Pragnęła zostawić tylko dla siebie te wspomnienia, nie pozwalając, by zostały one splamione przez nikogo niepożądanego. Tylko ona miała prawo powracać myślami do dnia Bożego Narodzenia, kiedy zginęli jej rodzice. Nikt nie powinien nawet uchylić skrawka jej wspomnień, wchodząc w nie z buciorami.


- Dość, dość, DOŚĆ! - krzyknęła z całych sił.

Severus przerwał połączenie, patrząc na roztrzęsioną dziewczynę na kanapie. Podniosła na niego niemal załzawione oczy, trzęsąc się ze strachu. Poderwał się z fotela, zajmując miejsce obok niej. Zawiesił na jej szyi naszyjnik z czasów Salazara Slytherina, obejmując opiekuńczo ramieniem.


- Spokojnie, to już koniec.

- To jest przerażające – jęknęła. Poczuła, jak chłodne dłonie Severusa, starły zgromadzone na policzkach łzy.

- Twoje bariery ochronne są nikłe, nie mają żadnej mocy.


Severus dotknął opuszkami palców czarnego diamentu umieszczonego na naszyjniku. Wpatrywał się w niego, wyglądał, jakby przywołał do siebie odległe wspomnienie, gdyż mógł zdradzić go zamglony wzrok. Nie odezwała się ani słowem, dając mu tyle czasu, ile mógł tylko potrzebować. Po dłuższej chwili chrząknął, odtrącając od siebie wspomnienia przeszłości. Spojrzał uważnie na Hermionę, która wyglądała już nieco lepiej. Pozostały jedynie zaróżowione policzki i lekko zamglone oczy.


- Pamiętasz naszą wyprawę na Spinner’s End?

- Oczywiście.

- Tam opowiedziałem ci historię tego naszyjnika. Przez pokolenia pełnił on rolę medalionu ochronnego, który trafił w pewnym momencie do mojej rodziny. Wiesz zapewne, że w chwili śmierci moja matka nie miała go przy sobie, nie uchronił jej przed Tobiasem. Wcześniej, gdy próbowałem wedrzeć się do twojego umysłu, nie rozumiałem na początku co tak naprawdę, miało miejsce. Nigdy nie spotkałem się z taką pustką umysłu u osoby, która nigdy nie praktykowała wcześniej oklumencji. Nikt, nie wypchnął mnie ze swojego umysłu w sposób, jaki zrobiłaś to ty, Hermiono. Ten naszyjnik nie pozwolił mi wedrzeć się do twojego umysłu, chronił cię, niepojętą dla mnie siłą. Nie mam pojęcia, jak potężna magia się tu kryje, jednak jestem pewien, że jest to coś dla nas niepojętego i wielkiego, coś, co mógł stworzyć sam Salazar Slytherin. Jest to nasza jedyna szansa na jutrzejsze spotkanie z Czarnym Panem.

- Myślisz, że się nam uda?

- Jestem tego pewien – ścisnął ją za dłoń. - Hermiono, myliłem się, sądząc, że pojmiesz z większą łatwością sztukę oklumencji. Nie chcę tego mówić, ale jesteś na takiej samej pozycji jak Potter. Nierealnym jest byś pojęła oklumencję w ciągu jednej nocy. Naszym jedynym ratunkiem jest ten medalion.

Hermiona poczuła, jakby dostała nić nadziei, odrobinę szansy na jutrzejsze spotkanie. Chociaż początkowo myślała, że jej mur był dość solidny, że piętrzące się w górę cegły ochronią ją przed niechcianym atakiem, tak teraz była pewna, że w przyszłości będzie musiała postawić na lepszą ochronę umysłu. Dotknęła opuszkami palców czarnego diamentu. Zaczęła pokładać w nim wszelkie nadzieje, licząc, że Severus miał rację, że uda im się wyjść cało ze spotkania z Czarnym Panem, że nie wedrze się do jej umysłu i nie pozna skrywanych przed nim lęków, doszczętnie stawiając ich na straconej pozycji.


W głębi siebie chciała liczyć na to, że jej rodzicie, gdzieś wciąż tu są, że nie opuścili jej na zawsze, że krążą i dryfują, sprawdzając co jakiś czas, czy wszystko w porządku z ich małą Hermioną. Tak silnie chciała, aby była to prawda, że zaczęła wierzyć, że stoją u jej boku i również niepojętą dla niej wiedzą, będą ją chronić, bez względu na to, co przyniesie przyszłość.


***


Ostatnią noc spędzili, rozmawiając i analizując wszelkie możliwe scenariusze. Skupiała swoje myśli na Severusie, który mówił, jak ma się zachować, co powinna mówić, a czego nie, co mogłoby się spotkać z gniewem Czarnego Pana. Chociaż nie okazywał tego, widziała, jak krążył wzrokiem po suficie, usilnie dryfując gdzieś myślami. Wiedziała, że równie mocno jak ona analizował przyszłe spotkanie, i chociaż ją zapewniał, że wszystko będzie dobrze, to w głębi siebie wiedziała, że również ogarniał go strach.


- Twój umysł mogę scharakteryzować jako ogromną bibliotekę. Pomiędzy regałami są malutkie szafeczki a za nimi, są ukryte twoje wspomnienia – usłyszała głos Severusa, gdy leżała wtulona w jego ramię. - W większości umysłach, w których siedzę, panuje jeden wielki chaos. Jakbyś zajrzała wprost do pokoju dziecięcego, gdzie na podłodze porozrzucane są wszystkie zabawki. Dość ciężko się przedrzeć przez nie, znajdując odpowiednie wspomnienie, chociaż, nie jest to niewykonalne.

- Myślisz, że to moja zaleta czy wada? - podniosła lekko głowę, zaglądając w ciemne oczy. - W takim umyśle, gdzie wszystko jest ułożone i uporządkowane łatwiej znaleźć coś, co nas interesuje, prawda?

- Obawiam się Hermiono, że twój perfekcjonizm wdarł się również do twojego umysłu. Nie chcę, by zgubiło cię to kiedyś.

Intensywnie zastanawiała się nad słowami Severusa. Może i miał rację? Gdyby się jej nie udało ochronić swojego umysłu, gdyby został zaatakowany, ktoś, kto wdarłby się do niego, miałby podane jak na tacy wszystkie wspomnienia. Te wszystkie piękne i bolesne wspomnienia dotychczasowego życia, chciałaby zakopać w zakamarkach swojego umysłu, ukryć przed niepożądanymi mackami. Już nawet nie obawiała się, że ktoś mógłby przejrzeć z dokładnością wspomnienie Bożego Narodzenia. Dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa na samą myśl, że jej związek z Severusem mógłby wyjść na światło dzienne, że ktoś mógłby odkryć, co jest pomiędzy nimi. Wtedy nie mogłaby już go ochronić.


Podparła się na łokciu, składając na jego ustach nieco nieśmiały pocałunek. Oddał go z delikatnością, sunąc dłonią po nagim udzie, skrytym jedynie za skrawkiem koszuli nocnej. Czuła, jak rozpływa się w jego ramionach, coraz mocniej umacniając się w przeświadczeniu, że to ten mężczyzna, którego kocha i za którego chce walczyć, że to z nim chce spędzić resztę swoich dni, stojąc u jego boku.


Severus czuł to samo. Czuł spokój przy niej, którego nie odnalazł przez wszystkie lata, smętnie rozmyślając nad Lily Evans. Wiedział, że kobieta, którą trzyma w ramionach, zostanie tam już na dłużej, że uczucie między nimi jest poważniejsze, niż mogło mu się wydawać. Był gotów zaryzykować dla niej wszystko na rzecz wspólnej przyszłości. Lecz wpierw muszą zawalczyć o jutro.


***


Wiedziała, że nie może dyskutować z Severusem. I chociaż bardzo chciała zaszyć się w komnatach, opuścić wszelkie możliwe zajęcia, by chociaż mentalnie przygotować się na nadchodzący wieczór, tak samo była pewna, że siedzenie samej w czterech ścianach za nic nie pomogłoby jej okiełznać niespokojnych myśli. Oparła się na łokciu spoglądając na Severusa. Mroczny Znak na jego przedramieniu odcinał się zacięcie na tle porcelanowej skóry. Poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku na samą myśl, obcowania z czarodziejami pokroju Bellatrix Lestrange.


- Nic się nie stanie, jak raz opuszczę zajęcia...

- Wykluczone – spojrzał na nią nieco ostro, zapinając guziczki czarnej koszuli. - Masz zjawić się na zajęciach. Opuszczając je, wzbudzisz zainteresowanie, a to jest nam najmniej potrzebne.

- Severusie… boję się – powiedziała cicho, siadając na łóżku.

- Zdziwiłbym się gdybyś się nie bała, Hermiono – posłał jej łagodne, pełne zrozumienia spojrzenie. - Za kwadrans osiemnasta bądź gotowa, spotkasz się na skraju Zakazanego Lasu z Arianą.

- Ciebie tam nie będzie? - zapytała, obserwując, jak wyciąga ze szafy ciemną szatę.

- Nie słuchałaś mnie wczoraj? - uniósł jedną brew ku górze. - Ariana cię tam zabierze.

- Ah no tak… - mruknęła, wyginając palcami, w akcie zdenerwowania. - Zobaczymy się później?

- Dopiero na miejscu – złożył na jej czole delikatny pocałunek. - Pamiętasz o wszystkim tym, co ci mówiłem?

- Tak – wstała, wtulając się w tak dobrze jej znane ramiona. Jego zapach delikatnie ją otulił, otaczając ją chwilowym spokojem i ukojeniem, którego tak potrzebowała.


Obserwowała, jak opuścił komnaty, zostając w jego sypialni jeszcze przez chwilę, wiedząc, że odkładanie tego, nie doprowadzi do niczego dobrego. Z dziwnym poczuciem pustki weszła do kominka i rzuciła pod stopy proszek fiuu, mówiąc dokładnie i wyraźnie dokąd zamierza się udać. Krzywołap nie powitał jej, miaucząc i krążąc u jej stóp. Znalazła go w sypialni, drzemiącego na jej łóżku. Ten spokojny i kojący widok sprawił jej, ogromny ból. Wiedziała, że nie ma już odwrotu, że czas nie zatrzyma się, nie doprowadzając do spotkania. Musi zacisnąć pięści i stawić czoła swoim największym lękom.


Długo jej nie zajęło, aby wziąć szybki, orzeźwiający prysznic, spakować torbę i ruszyć ku Wielkiej Sali. Mijała spokojnie przechadzających się uczniów, głośno rozmawiających i śmiejących się do swoich rówieśników. Jakże im zazdrościła, tego beztroskiego momentu. Ile by dała, aby sama mogła chociaż przez chwilę poczuć to co oni, nie martwiąc się o zbliżającą się przyszłość, o to, że być może to od niej będzie zależeć życie bliskich jej osób. Tak była pochłonięta swoimi myślami dotyczącego zbliżającego się wieczoru, że niespodziewanie poczuła, jak wpada na kogoś, tracąc z ramienia swoją torbę. Otrzęsła się z transu, rozmasowując obolałe ramię.


- Coś ty taka niezdarna Granger.

Zadarła głowę w górę, słysząc ten majestatyczny głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Jak nic stał przed nią Draco Malfoy. Odznaka prefekta dumnie błyszczała na jego piersi, idealnie ułożone włosy oznaczały, że spędził nad nimi masę czasu. Perfekcjonista, pomyślała, przywołując przed oczyma czuprynę Harry’ego i Rona, którzy wyglądali, jakby raz na tydzień używali grzebienia.

Malfoy stał przy wejściu ku Wielkiej Sali. Nie było przy nim Crabbe’a ani Goyle’a, którzy jeszcze niedawno nie odstępowali go na krok. Wyciągnął ku niej jej torbę, którą przyjęła, czując, jak na jej policzki wpływają rumieńce zażenowania.

- Dzięki Malfoy – chwyciła ją, zarzucając na obolałe ramię.

- Bądź ostrożniejsza.

I jak nic po tych słowach, wcisnął dłonie w kieszenie spodni, wchodząc do Wielkiej Sali. Chwilę potem i ona ruszyła do swojego stolika, obracając głowę w lewo. Ostatni raz obdarzyła Malfoya, krótkim spojrzeniem, widząc jak przysiada się obok Zabiniego. Szybko odnalazła wzrokiem przyjaciół, kierując się ku nim. Obdarzyli ją ciepłymi uśmiechami, wskazując zajęte dla niej miejsce. Chwyciła za dzbanek z herbatą, czując zbyt mocno ściśnięty żołądek, aby wcisnąć w siebie cokolwiek pożywnego. Niby beztrosko zaczęła obracać głowę raz w lewo, a raz w prawo, celowo obdarzając Severusa krótkim spojrzeniem. Niestety ten był zajęty rozmową z profesorem Dumbledorem, aby zauważyć jej tęskny wzrok.


- Nic nie jesz? - zapytała nieco podejrzliwie Ginny. Oceniła jednym spojrzeniem jej pusty talerz, przechylając głowę w bok. Wyglądała zupełnie jak Molly.

- Nie jestem głodna.

- Musisz jeść – usłyszała głos Rona.

- A ty jesteś tego najlepszym przykładem – wtrącił się Harry, kłując rudowłosego w bok.

Uśmiechała się delikatnie, wciskając dłonie w kieszenie szaty. Wyczuła w jednej z nich wsuwki, które wrzuciła tam poprzedniego ranka. Przywędrowało do niej wspomnienie, gdy otrzymała je od profesor Torres. Oczyma wyobraźni widziała, jak rzuca nimi w manekina, jak wycelowała nimi na własne żądanie w opiekunkę swojego domu, albo jak czuła, dziwną i trudną do opisania radość mogąc zaatakować nimi bogina, który przybrał postać śmierciożerców. Wpięła je we włosy, licząc na małą deskę ratunku. Zawsze był to jakiś plan awaryjny, gdyby coś w koncepcji Severusa poszło nie tak.

Nie mogła przestać myśleć o zbliżającym się wieczorze, w duchu prosząc Merlina, aby medalion na jej szyi dopomógł, aby ochronił ją całą swą mocą. Hermiona chyba już całkowicie się poddała, pokładając w nim wszelkie swoje nadzieje. Na samą myśl, stania twarzą w twarz z Voldemortem, czuła niemałe obrzydzenie i rosnącą w niej panikę. Zawiesiła spojrzenie na Harrym. Czy czuł to co ona, za każdym razem gdy stał z nim oko w oko? Czy może Harry czuł determinację i ogarniającą go siłę, by tylko pokonać agresywnego czarnoksiężnika? A być może Harry również się bał, tylko duma nie pozwoliła mu na okazie tego? W końcu wszyscy oczekiwali od niego pokonania Voldemorta, a przecież był tylko nastoletnim chłopcem. Hermiona poczuła niewyobrażalny ból i współczucie względem Harry’ego. Świat pokładał w nim wszelkie nadzieje, zapominając, że to wciąż tylko nastolatek.


Ciągnące się zajęcia, nie pozwoliły jej wysiedzieć na nich spokojnie. Nie zgłaszała się, chcąc udzielić odpowiedzi, nie próbowała zdobyć punktów dla Domu Lwa, tylko siedziała, wpatrując się smętnie w podręcznik. Wciąż myślała o tym co miał przynieść dzisiejszy wieczór. Czy uda się jej powrócić do murów Hogwartu? Czy przeżyje spotkanie z Voldemortem? Czy ujrzy raz jeszcze Harry’ego i Rona? Czy wtuli się w ramię Ginny? Zacisnęła piąstki tak mocno, aż poczuła, jak paznokcie przecięły jej skórę.


Wraz z dzwonkiem poderwała się z ławki, wybiegając z sali Obrony przed Czarną Magią. Biegła przed siebie, kompletnie nie zwracając uwagi, kogo mijała po drodze, kto wytykał ją palcami. Wpadła do pustej łazienki, biorąc głęboki wdech. Przy umywalce zmyła z dłoni krew, delikatnie sycząc pod nosem. Obserwowała, jak szkarłatny płyn, mieszał się z wodą. Stała tak minutę, może pięć, utwierdzając się w przekonaniu, że nie da rady, że nie podoła wyzwaniu. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, próbując doszukać się silnej i walecznej Hermiony, za którą wszyscy ją uważali. W jakim błędzie byli, głupcy! Kimże ona była? Jednym wielkim kłębkiem nerwów, który mógł wszystko zniszczyć.


Przymknęła powieki, starając się uspokoić. Wdech i wydech. Severus nie chciałby widzieć cię w takim stanie, pomyślała gorzko. Tak była pochłonięta własnymi myślami, że nie zdała sobie sprawy, że przestała być całkowicie sama w łazience. Nagle usłyszała chrząknięcie, które przywołało ją do porządku. Czym prędzej otworzyła oczy, widząc w tafli lustra znajomą twarz.


- Malfoy...

- Co tutaj robisz Granger? - zauważyła, jak przekrzywił głowę w bok. - To męska toaleta.

- Oh… - rozejrzała się na boki. Miał rację.

Czym prędzej zakręciła kurki z wodą i już miała wychodzić, nim nie poczuła uścisku na swoim nadgarstku. Zatrzymała się w połowie kroku, patrząc na chłopaka. Uniósł jej prawą dłoń, a następnie chwycił za lewą, bez słowa się im przyglądając. Jego dłonie były chłodne, ale delikatne i przyjemnie w dotyku. Spojrzał na rozciętą skórę po wbitych paznokciach, a potem na nią. Intensywność jego spojrzenia, sprawiła, że utwierdziła się w przekonaniu, iż nie jest to ten sam chłopak, którego znała kilka miesięcy temu. Malfoy się zmienił i to bardzo, pomyślała, starając się znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie nagłej przemiany chłopaka.


- Nie radzisz sobie ze stresem – stwierdził.

- Co ty możesz wiedzieć… - mruknęła pod nosem, wyrywając się z uścisku Ślizgona.

- Więcej niż mogłoby ci się wydawać.

W ciszy skanowała twarz chłopaka, zatrzymując się na chłodnych oczach. Co prawda zmienił się, za nic nie przypominając tego wrednego dupka ze Slytherinu, jednak zimne i wyrachowane spojrzenie wciąż przy nim pozostało. Tak zacięcie analizowała jego osobę, że nawet nie spostrzegła, kiedy ponownie chwycił ją za nadgarstki, uleczając jej skaleczenia. Zrobił to z najwyższą starannością i delikatnością, sprawiając, że nawet na moment, na jej twarzy nie ukazał się grymas bólu.


- Znajdź sposób, jak okiełznać stres – powiedział tylko tyle, albo i aż tyle, opuszczając w dół różdżkę.


Chciała zapytać, co ma na myśli, ale Malfoy obrócił się do niej tyłem i jak w ciszy wszedł do łazienki chłopców, tak samo z niej wyszedł, nie odzywając się już ani słowem. Widziała, jak wcisnął dłonie w kieszenie spodni, oddalając się pustym korytarzem. Stała, niczym spetryfikowana, próbując zrozumieć, co właśnie miało miejsce, ale żadne logiczne wytłumaczenie, nie przychodziło jej do głowy. Obserwowała postawną sylwetkę prefekta, zanim nie wdrapał się po schodach, znikając jej z oczu.


- Co się dzieje z tymi Ślizgonami… - mruknęła pod nosem, opuszczając łazienkę chłopców.


Za nic nie potrafiła rozwikłać dziwnego zachowania Malfoya. Wpadła na niego dwukrotnie w ciągu tego samego dnia, za każdym razem będąc totalnie skołowaną, że to właśnie z nim miała do czynienia. A ten, bez większych wysileń pozostawił w jej umyśle, jakieś dziwne i chore wypowiedzi. Niezrozumiałe dla niej zdania, kompletnie pozbawione sensu, zważając, że miała do czynienia z nikim innym, jak Malfoyem, tym samym chłopakiem, przez którego jeszcze niedawno była oczerniana i szykanowana. „Znajdź sposób, jak okiełznać stres”, pomyślała, przytaczając jego słowa.


Jednego była pewna, wieczór zbliżał się nieubłaganie, a ona powinna zająć swe myśli tym, jak wyjść cało ze spotkania z Czarnym Panem, a nie tym, co miał na myśli Malfoy. Zagryzła wargę niemal do krwi, idąc opustoszałym korytarzem. Chociaż jakieś dziwne głosy umacniały ją w przeświadczeniu, że to naprawdę inna osoba, że to już nie jest pewny siebie i arogancki chłopak, jakim był jeszcze na początku roku szkolnego. Coś go zmieniło i to bardzo. Tego była pewna.


***


Wieczór był mroźny. Kąsał swym chłodem, szczypiąc w nos i policzki. Wysokie sosny bujały się majestatycznie w tańcu, chyląc się ku zaśnieżonej ziemi. Niskie temperatury wybawiły wszystkie leśne zwierzęta, żyjące na terenie hrabstwa Wiltshire, które o tej porze stały się niezwykle aktywne, mogąc bezpiecznie krzątać się po tutejszych terenach.


Idealnie panującą ciszę, przerwał charakterystyczny dźwięk teleportacji. Kobieta o kruczoczarnych włosach chwyciła młodszą od siebie pod ramię, chroniąc ją przed bolesnym upadkiem. Panna Granger nieco w strachu, nieco z wdzięcznością spojrzała na starszą czarownicę. Starała zdusić w sobie lęk, nie pozwalając, by przejął on nad nią całkowitą kontrolę. Rozejrzała się wokół. Oprócz skał, wysokich drzew, ośnieżonych wokół pagórków, zdała się dostrzec w oddali jarzące się światła, w jedynym budynku, jaki mogła dostrzec. Gdzie byli, tego nie była pewna. Jednak miała przeczucie, że są dość daleko od Hogwartu.


- Muffliato – usłyszała głos profesor Torres. Wypowiedziała formułkę zaklęcia, zataczając wokół nich różdżką.

- To tutaj?

- Tak. Dokładnie o tam – wskazała na wyłaniające się z ciemności światło.

- Gdzie dokładnie jesteśmy?

- Na terenie hrabstwa Wiltshire.

Hrabstwo Wiltshire, pomyślała. Gdzieś już o tym miejscu słyszała, ale gdzie, tego nie miała pojęcia. Jakieś zakamarki jej umysłu podsyłały jej wspomnienia, gdzie na drugim roku, Prorok Codzienny opisywał inspekcję przeprowadzonej przez Ministerstwo Magii, związanej z Ustawą o Ochronie Mugoli. Urzędnicy ministerstwa przeszukiwali posiadłości, poszukując nielegalnych zbiorów. Pamiętała, że w tamtym okresie był to dość gorący temat, jednak urzędnikom nie udało się odnaleźć niczego na terenie hrabstwa Wiltshire.


Wiedziała, że była dość na bieżącą ze sprawą. A to dzięki zasłudze Harry’ego i Rona, którzy każdego poranka przeszukiwali Proroka Codziennego, próbując doszukać się czegoś, co mogłoby pogrążyć rodzinę zamieszkującą tę posiadłość. Kogo aż tak nie lubili w tamtym okresie, że z duszą na ramieniu oczekiwali artykułu dotyczącej inspekcji na terenie hrabstwa Wiltshire? Nie miała pojęcia. Czego była pewna to przez wszystkie lata, do dnia dzisiejszego najmniej sympatią darzyli Dracona Malfoya.


Poczuła spływający po plecach zimny dreszcz. Nagle, jakby jej płuca ścisły się boleśnie. Spojrzała raz jeszcze na oddalony pałac, a potem na profesor Torres.

- Czy to jest posiadłość Lucjusza Malfoya?

Profesor Torres nie odezwała się ani słowem, uważnie patrząc jej w oczy.


- To tutaj wychował się Draco Malfoy, prawda? - dopytała.


Kobieta znów nie odpowiedziała. Nie potrafiła zrozumieć tego dziwnego zachowania ze strony profesorki. Jednak jednego była pewna, jej reakcja była czystym potwierdzeniem. To tu mieszkał Draco Malfoy. Możliwe byłoby, aby był obecny w posiadłości?, pomyślała raptownie. Nie, na pewno nie… zaprzeczyła od razu. Nie miałby powodu, aby opuszczać zamek, a po drugie, z jakiej racji miałby tam być? To wszystko nie łączyło się w całość. Gdyby miał świadomość, że w jego domu przemywa Czarny Pan, zapewne powiadomiłby o tym Ministerstwo Magii, a nic takiego nie miało miejsca. Chyba że Malfoy miał pełną świadomość, kto przebywa w jego posiadłości, pomyślała, analizując w głowie wiele scenariuszy. Jakim Malfoy okrutnikiem by nie był, nie byłby na tyle głupi, by siedzieć po cichu, mając pełną wiedzę, co dzieje się za murami jego domu.


- Mamy jeszcze chwilę. Proszę zamknij oczy Hermiono – jej rozmyślania dotyczące Malfoya, przerwał głos profesor Torres. Kolejny raz tego dnia, zaprząta swoje myśli Ślizgonem. Skup się, zaskrzeczał jej umysł, przypominając jej, że już niedługo zjawi się przed obliczem Czarnego Pana, że pełne skupienie jest w tym momencie ogromnie ważne.


Wiedziała, że nie powinna zwlekać, gdzie czas nieubłaganie zbliżał się ku godzinie osiemnastej. Nigdy nie przypuszczała, że właśnie ta zwykła, wieczorowa pora, może przynieść jej tyle strachu i trwogi. Bo cóż normalni uczniowie w jej wieku robiliby o tej porze? Gdyby zajrzała do Wieży Gryffindoru mogłaby ujrzeć Harry’ego i Rona wyłożonych na kanapach w Pokoju Wspólnym. Neville zapewne siedział z Teodorą przy stole do szachów i obserwował grę Deana i Seamusa, a Ginny? Ginny zapewne byłaby gdzie obok Harry’ego, mając na swej młodzieńczej, piegowatej buźce, delikatny uśmiech.


Poczuła napływające do oczu łzy, więc czym prędzej zamknęła je, nie chcąc pokazać swej słabości kobiecie. Przecież chciałaś ich chronić, chciałaś zapewnić im bezpieczeństwo, upomniał się jakiś głosik w jej głowie. Chciałaś bronić ich swoim ciałem, nie pozwolić, by stała się im najmniejsza krzywa. To jest ten właśnie moment, dodał na koniec, lekko ściskając ją za ramię.


Posłusznie czekała na ruch ze strony kobiety. Poczuła na swej wardze koniec różdżki profesor Torres. Wypowiedziała ona nieznaną dla niej formułkę zaklęcia. Nagłe pieczenie ust, które się pojawiło, zostało zastąpione chłodnym podmuchem wiatru przygnanym z zachodu. Otworzyła oczy, dotykając wargi.


- Tak jak ustaliłaś z Severusem masz jedynie rozciętą wargę, nie będziesz posiadać większych obrażeń. - chwyciła za kieszeń płaszcza, wyciągając z niej linę. - Teraz zwiążę ci ręce.

- A jeśli coś pójdzie nie tak… - zachłysta się powietrzem, czując, jak zaczyna panikować.

- Powiedziałam ci to zanim opuściłyśmy Hogwart i powtórzę to raz jeszcze. Nie pozwolimy z Severusem by stała ci się krzywda. Rozumiesz? - zrobiła pętel, unieruchamiając jej dłonie. - Już czas – spojrzała na mieniący się w oddali Malfoy Manor. - Oszołomię cię delikatną drętwotą. Wybudzisz się za kilka minut.


Kiwnęła głową, przymykając powieki. Przed oczyma przeskakiwały znane jej twarze. Widziała Severusa, Harry’ego, Rona, swoich rodziców, a nawet zaszył się tam Draco Malfoy, z łobuzerskim uśmiechem przeczesując platynowe włosy. Poczuła, jak zaklęcie odrzuciło ją w tył. Wylądowała na białym puchu, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Zanim zamknęła oczy, ujrzała spadającą gwiazdę. A potem jej umysł spowiła ciemność.




 ~*~


Dzień dooobry! ♥

Po kolejnym nieco dłuższym zastoju znowu się pojawiam 💕 Miło jest Was gościć ponownie w moich skromnych progach 🤗 U mnie wiele pozytywnych zmian w życiu, które mam nadzieję, dodadzą mi większego kopa, aby być tu regularnie 💕 Mam nadzieję, że tym mroźnym rozdziałem nieco Was ochłodziłam, zważając na to, co dzieje się za oknami 🤨 🌴💦


Wprost uwielbiam kończyć rozdziały w mało odpowiednim momencie, ale chyba już wiecie, że kocham trzymać Was w niepewności 😅💕 Po części jestem zadowolona z tego rozdziału, a po części nie. Ale ocenę zostawiam dla Was. Śmiało zostaw swoją opinię w komentarzu! 👊 Będzie mi bardzo miło, przeczytać parę słów od Ciebie 🤗


A gdybyś tylko miał/a ochotę na dodatkową porcję Sevmione, zapraszam Cię na moje drugie opowiadanie: Hermiona i Severus - a kiedy przyjdzie czas, gdzie również wiele się dzieje 🤭


Nie może Cię tam zabraknąć! Nowy rozdział już na Ciebie czeka 🥰


Wypatruj sowy, kolejny rozdział tuż, tuż. Do usłyszenia! 🙈 Ściskam, Jazz ♥



P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.