wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 35 (+18)

UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18


Dziewczyna z kasztanową czupryną na głowie przeciągnęła się mocno, rozprostowując zaspane mięśnie. Uchyliła jedno oko, potem drugie i stwierdziła, że w salonie panuje mrok, co oznaczać mogło, że wciąż jest noc. W ciemności namacała swoją różdżkę i szepnęła zaklęcie, wywołujące małe, białe światełko. Przetarła dłonią oczy i poszła do kuchni po szklankę wody. Wracając, usłyszała siarczyste przekleństwo dochodzące z gabinetu jej profesora. Nie wiele myśląc, cicho podeszła do drzwi, po drodze gasząc światło. Lekko je uchyliła...


- Wiem, że tam jesteś, Granger – usłyszała lodowaty głos nauczyciela, a po chwili drzwi otworzyły się na oścież.

- Nie mogę spać – zamrugała kilka razy, przyzwyczajając się do jasności, po czym bez pozwolenia weszła do środka i stanęła pod ścianą, obserwując profesora.

- Pozwoliłem ci wejść? - warknął nad kociołkiem. Jego ziemista dłoń poruszała chochlą pod odpowiednim kątem, a każdy ruch nadgarstka był przemyślany.

- Co pan robi?

- Nie odpowiedziałaś na pytanie.

- Sama sobie pozwoliłam – po czym prawie wsadziła głowę do kociołka. - To eliksir na moje łzy?

- Tak.

- Ładnie pachnie.

- Nie zaśniesz już?

- Raczej nie – powiedziała, udając skruchę i stanęła przy jego boku, uważnie obserwując jego pracę.

- W takim razie przydasz się do pomocy – dziewczynie oczy powiększyły się do rozmiarów galeonów. On Severus Tobias Snape, naczelny postrach Hogwartu, wyrośnięty nietoperz, poprosił Pannę-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej o pomoc! Merlinie uwierzyłbyś?

- Coś podać? Pokroić? Posiekać? Odkręcić? Zakręcić? Albo przynieść?

- Zamknij się, Granger! - warknął poirytowany. - Niczego. Nie. Dotykaj! - powiedział przez zaciśnięte zęby, kiedy ręka Gryfonki sięgała po fiolkę, aby zerknąć z ciekawości, jaką skrywa tajemnice.

- Przepraszam...

- Daj mi ten zielony słoik – zmniejszył płomień, wziął od dziewczyny daną rzecz i dodał nieznane jej liście do wywaru.

- Zmienił kolor! - powiedziała entuzjastycznie.

- Naprawdę?

- Nie widział pan? - spytała, wpatrując się w bulgoczącą w kociołku ciecz.

- Widziałem, Granger! - warknął.

- Och... - Snape ściągnął kociołek z płomienia i zabezpieczył go zaklęciem. - Posprzątać?

- Poukładaj to ostrożnie na tamtej półc... Granger! Ty idiotko! - krzyknął, opluwając się jadem.

- Ja nie chciałam... - powiedziała cicho, kiedy jedna z fiolek wyślizgnęła się jej z rąk, a cała zawartość poleciała wprost na czarną szatę Mistrza Eliksirów. Nie wiedząc, co robi, złapała szybko jakąś szmatkę, usilnie próbując wytrzeć fioletową maź z szaty profesora. Ze swoim firmowym uśmieszkiem wpatrywał się w kasztanową czuprynę koło niego.

- Co ty wyprawiasz?! - warknął wstrząśnięty, kiedy młoda kobieta zaczęła rozpinać jego surdut.

- Zapiorę tę plamę. Inaczej będzie ślad.

- Pomóc? - jego głos podziałał, jak wiadro zimnej wody. Spojrzała na niego zdumiona i głośno przełknęła. Złapał ją za dłonie, odsuwając od siebie, po czym patrząc prosto w jej czekoladowe oczy, zaczął odpinać surdut.

- Merlinie... - jęknęła, widząc, że zrzuca na podłogę czarną szatę. Stał przed nią z włosami opadającymi na twarz, w czarnych spodniach i białej koszuli, na której plama zostawiła lekki ślad.

- Wystarczy profesorze – posłał jej złośliwy uśmieszek i złapał za guziczki białej koszuli, obserwując jej twarz. Dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze na całym ciele.

- Ohh...- wymsknęło się jej, a to zadziałało na niego natychmiastowo. Zrzucił z ramion koszulę, pokazując jej od pasa w górę nagi tors, na którym widniało wiele blizn, za wiele jak na jednego człowieka.


Dziewczyna zbliżyła się do niego i położyła mu dłoń na bladej klatce piersiowej, delikatnie ją głaszcząc. On, pod dotykiem jej smukłych palców, westchnął cicho z tej miłej pieszczoty. Odgarnął jej włosy i pocałował w szyję, nie będąc dłużny. Dziewczyna zaryzykowała albo teraz, albo nigdy. Złapała profesora za szyję, stanęła na palcach i wbiła się w jego zimne usta, których od dawna pragnęła. Snape był zdumiony nagłą postawy Gryfonki. Uśmiechnął się wrednie i złapał ją za pośladki, a ona z cichym chichotem zaplątała nogi wokół  jego bioder. Mężczyzna z nią na sobie poszedł do ściany, a młoda czarownica z cichym echem uderzyła plecami o ścianę. Zirytowana, a jednocześnie pobudzona tą zmienioną pozycją, językiem oblizała jego wargi. Severus uchylił je, dając jej wstęp, po czym ich języki zaczęły namiętny, gorący taniec przeobrażający się w grę o dominację. Przez jej ciało przeszedł dreszcz ekstazy, kiedy poczuła na brzuchu zimną dłoń mężczyzny. W niepamięć poszedł pocałunek, a ona skupiła się na dalszych działaniach Severusa, które zakończyły się jękami rozkoszy, wychodzącymi z jej ust, kiedy jedna z jego dłoni znalazła się na jej piersi. Mruknęła i poczuła delikatnie ruchy ręką na jej kobiecych atutach, a usta partnera namiętnie składały pocałunki na jej szyi. Odchyliła głowę w tył, dając mu lepszy dostęp dla tej słodkiej pieszczoty.


Severus wdychał jej zapach, przypominający stare księgi i kokos. Zaprzestał wszystkich działań, kiedy poczuł kruchutką dłoń badającą przez spodnie jego, gotową do wszystkich zadań, męskość. Spojrzał półprzytomnym wzrokiem na pannę Granger, która z iście ślizgońskim uśmieszkiem wsunęła mu dłoń za spodnie, a potem wprost za bokserki. Jęknął, gdy poczuł tam ciepły dotyk, a ona z lekkim rozbawieniem wpatrywała się w jego oczy, po czym skradła mu słodki, niewinny pocałunek.


- Gr... Granger – westchnął w jej wargi.

- Coś nie tak, profesorze? - zapytała, udając niewiniątko, jednocześnie bardziej się tam bawiąc, rozpalając i czując jego nabrzmiałą męskość w dłoni.

- Salon. Natychmiast! - po czym od razu z kobietą owiniętą wokół bioder, doszedł do wyznaczonego miejsca i delikatnie położył ją na dużym, zielonym dywanie. Machnął różdżką, a kominek przed nimi zapłonął, oświetlając sylwetki dwójki czarodziejów.

- Romantycznie - westchnęła.


Poczuł, jak dłoń młodej czarownicy znajduje się na jego torsie, a on po chwili pada na dywan, obserwując, jak Hermiona siada na nim okrakiem z figlarnym uśmieszkiem. Uśmiechnął się pod nosem, oglądając, jak czarownica ściągnęła górę od piżamy i po chwili mógł zobaczyć jej piękne, młode, nagie piersi. Z ust kobiety wydał się głośny jęk rozkoszy, gdy jego zimne dłonie znalazły się na jej półkulach, ugniatając i masując delikatnie, sprawiając jej radość. Uśmiechnęła się kusząco, lekko się unosząc i zsunęła z siebie dolną część piżamy. Mógł podziwiać jej ciało, które miało zaraz się złączyć z jego w jedność.


- Och...! - pisnęła, kiedy złapał ją w talii. Po chwili on górował, ściągając spodnie i bokserki, by wydostać do walki swoją męskość. Widok ten sprawił, że Hermiona się zarumieniła jak piwonia. Pochylił się i delikatnie ją pocałował.

- Jesteś tego pewna?

- T-tak... - westchnęła.

- Robiłaś to?

- Ja...

- Robiłaś?

- To znaczy...

- Jesteś dziewicą? - na te słowa, odwróciła wzrok i cicho mruknęła, potwierdzając jego słowa. Delikatnie złapał ją za brodę i nakazał, by spojrzała na niego. - Nie wstydź się tego. Ja jestem dumny.

- Z czego?

- Że będę tą osobą, z którą przeżyjesz swój pierwszy raz.

- Na prawdę?

- Oczywiście i obiecuję, że zrobię to tak, byś poczuła jak najmniej bólu, tylko całkowitą przyjemność.


Pocałował ją w policzek i ustawił swego członka przy jej wejściu. Nachylił się, by dać jej czuły, namiętny pocałunek. Kiedy ona zapamiętywała smak jego ust, on najdelikatniej jak potrafił, wszedł w nią jednym ruchem. Poczuł, jak zastyga w bezruchu, by po chwili cicho mruknąć, przymykając powieki i odpływać w krainę rozkoszy. Poruszał się powoli, obserwując jej młodą twarz, która z każdym ruchem pokazywała, ile znaczy dla niej jego obecność. Teraz byli jednością, a ich biodra złapały wspólny rytm. Mogła poczuć go w sobie i cieszyć się tą chwilą. Mężczyzna zwiększył ruchy, by po chwili słuchać pojękiwań kobiety. Był najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi, kiedy z jej malinowych ust wydobywało się jego imię, ociekające czułością i polane odrobiną seksu. Sam nie był jej dłużny i cicho pomrukiwał przy jej twarzy, dochodząc i pozwalając, by ciepły płyn rozgrzał jej wnętrze. Delikatnie z niej wyszedł, łapiąc oddech i opadł koło niej. Hermiona wtuliła się w Severusa, ogrzewając się bliskością jego ciała. Uniosła lekko głowę, a na jej twarzy, którą oświetlały płomienie, ukazał się uśmiech.


- Severusie... - wyszeptała niepewnie.

- Hmm... - wymruczał, przyznając, że jego imię w jej ustach brzmi całkiem dobrze.

- Kocham cię.

- Naprawdę? - spojrzał na nią uważnie. - Dlaczego? Jestem starym nietoperzem.

- Tak jesteś nim.

- Ty... - warknął, lecz nie dokończył, czując jej ciepłe wargi na swoich, po czym kobieta spojrzała na niego czule.

- Jesteś starym nietoperzem, ale jesteś moim nietoperzem! - uśmiechnęła się, gdy poczuła, że całuje słodko jej szyję.

- Wiesz co?

- Hmm...

- Chyba cię kocham, moja mała lwico.

- Wiem.

- Skąd?

- Takie rzeczy się wie – po czym się zaśmiała i wtuliła w ukochanego, zasypiając. On spojrzał na nią szczęśliwy, mając w ramionach tak cudowną kobietę, po chwili sam odpłynął w objęcia Morfeusza.







***

Od przeszło kilku minut wpatrywała się tępo w sufit, uspokajając swój oddech. Przed oczami miała wciąż ją i Snape'a, kochających się przy kominku. Spojrzała w tamtą stronę, jakby z utęsknieniem, po czym usiadła, opierając się plecami o zimną ścianę. Dziwne uczucie w brzuchu towarzyszyło jej, kiedy się obudziła i nie miało zamiar sobie odejść. Nieopisane, a zarazem niezrozumiałe ciepło zawładnęło całym jej ciałem. Na każdą myśl o nim, czuła trzepot skrzydeł motyla, tam gdzieś w brzuchu. Jestem tu pierwszą noc i przeżyłam swój pierwszy sen erotyczny, pomyślała. Potem, przeleciało jej przed oczyma, że jest tylko głupią dziewczyną, wyobrażając sobie zbyt wiele. Jakby ich pocałunek mógł zwiastować coś więcej. Nic z tego nie będzie Hermiono, lepiej zapomnij o tym. Pomyślała smutno i odrzuciła od siebie kołdrę. Położyła stopy na ciemnych panelach i już miała wstać, kiedy przed oczami jej zawirowało. Poleciałaby do przodu, ale czyjeś silne ramiona złapały ją w porę w talii, przytrzymując ją w powietrzu. Podniosła lekko głowę i ujrzała jego czarne, jak dwa jeziora oczy, które we śnie wpatrywały się w nią z pożądaniem. Z wirującym obrazem profesora przed oczami, westchnęła słabo, a potem leżała znów w ciepłym łóżku.



***

Zamknął już czwartą opasłą księgę z kolei. Nie znalazł niczego, co mogło naprowadzić go na trop krwawych łez panny Granger. Musiał jak najszybciej rozwiązać tę zagadkę, aby skutki uboczne nie zostawiły piętna na młodej dziewczynie do końca życia. Machnął różdżką, odsyłając księgi, a sam oparł się w fotelu, rozmasowując obolałe skronie. Zastanawiał się czy powinien ją przeprosić za wczorajsze zachowanie, ale to była Panna-Wiem-To-Wszystko! Przecież nic właściwie takiego nie zrobił, prawda? Warknął zirytowany i zajrzał do kubka, na dnie którego pozostały jedynie fusy. Rzucił okiem na zegarek, który wskazywał siódmą dziewiętnaście. Już od dwóch dni nie zmrużył oka. Smętnie podniósł się z fotela i skierował się do kuchni, by nastawić wodę na kawę, po czym poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i wszedł do kuchni z ręcznikiem przepasanym na biodrach, gdzie nalał do kubka gorącej wody. Zamoczył wargi w ciepłym płynie, przymykając powieki.


Wychodząc z sypialni, już ubrany w świeże, nieśmiertelne szaty, zobaczył ją, że usilnie próbuje utrzymać się na nogach. W dwóch krokach znalazł się przy niej i złapał ją, ratując przed bolesnym upadkiem. Jej wzrok był lekko rozkojarzony, ale mimo to na jego karku pojawiła się gęsia skórka, zawsze kiedy zatapiał się w jej czekoladowych oczach. Ostrożnie wziął ją na ręce i położył na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą. Sam przysunął fotel do jej łóżka i zasiadł w nim, wpatrując się w dziewczynę, a czas mijał....


Hermiona otworzyła oczy i ujrzała swojego profesora siedzącego obok w fotelu. Jego głowa była przechylona w bok, klatka piersiowa delikatnie się wznosiła i opadała w równym rytmie. Przyjrzała się jego twarzy, dłużej zatrzymując wzrok na fioletowych sińcach pod oczami. Ostrożnie wstała i zacisnęła kurczowo palce na obiciu fotela, czując gorące fale, oblewające całe jej ciało. Wzięła głębszy oddech, prostując barki. Dyskretnie podeszła na palcach doszła do kanapy i wzięła koc, po czym przykryła nim śpiącego mężczyznę i skierowała się do łazienki.


Wychodząc, zauważyła, że Snape'a nie ma już w fotelu. Cicho przeklęła pod nosem i rozejrzawszy się, ujrzała czarodzieja opartego o tą samą szafkę, co wczoraj z parującym kubkiem, zapewne kawy.


- Dzień dobry, profesorze. - cicho mruknęła, unikając jego wzroku, którego nie powstydziłby się bazyliszek. Pościeliła łóżko i położyła w rogu piżamę, z której poprzedniego wieczoru się śmiał.

- Dzień dobry? - powtórzył i podszedł do niej, odstawiając kubek. - Granger, jest po południu. Już po piętnastej!

- To...

- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - przerwał jej i stanął naprzeciw czarownicy, gdzie mogła się bliżej przyjrzeć jego sińcom pod oczami.

- Nie chciałam pana budzić. - odpowiedziała szczerze.

- A jakbym zostawił przez nieuwagę kociołek? - stał już bliżej niej, patrząc na nią z góry. - I mógłby usunąć Hogwart z powierzchni ziemi? Nie pomyślałaś o tym?

- Ja... to znaczy przepraszam – mruknęła, spuszczając wzrok.

- Następnym razem obudź mnie, Granger. - dodał już nieco łagodniej.

- Dobrze – odpowiedziała, wdychając nieświadomie jego perfumy, które działały na nią, jak narkotyk.

- Za dziesięć minut obiad – rzucił jeszcze, a potem odszedł.





Wchodząc do kuchni, westchnęła ciężko, widząc rządek eliksirów, które naszykował dla niej Snape. Widząc jej skwaszoną minę, jakby miała iść na ścięcie, przewrócił oczami i warknął coś niezrozumiałego pod nosem. Usiadła przy małym stoliku i oparła głowę na dłoni. Patrzyła, jak mężczyzna otwiera każdy flakonik, po czym postawił przed nią szklankę wody. Spojrzała na niego buntowniczo i wypiła pierwszy eliksir, krzywiąc się, niemiłosiernie. Potem zażyła kolejne, a na koniec wypiła z ulgą wodę, pozbywając się okropnego posmaku z ust. Snape bez słowa zabrał puste flakoniki i machnął różdżką, a na stole pojawiła się zastawa. Nie złota, jak w Wielkiej Sali, tylko zwykła, jak w mugolskich domach. Dziewczyna rozejrzała się po kuchni, widząc wiele urządzeń i gadżetów, których używa jej mama. Jeśli miałaby wyobrazić sobie Snape'a w różowym fartuszku, wkładającego do piekarnika szarlotkę z uśmiechem na twarzy, którego nie powstydziłaby się przykładowa pani domu, prosto z reklamy nowego płynu do naczyń, prędzej Hermiona dostałaby palpitacji serca albo najgorzej padłaby trupem.


Snape pstryknął palcami, tym samym wyrywając ją boleśnie z zamyśleń. Na stole znikąd pojawiły się smakowicie wyglądające potrawy. Posiłek przemilczeli, nawet nie zaszczycając siebie ani jednym spojrzeniem, co w gruncie rzeczy nawet nie przeszkadzało dziewczynie.


Po obiedzie kazał jej iść do łóżka i nawet nie próbować wystawiać poza niego nosa, pod groźbą utraty wszystkich punktów przez Gryffindor. Hermiona próbowała wszystkich argumentów, ale Snape był nieugięty. Przekraczając próg jego terenu, miała świadomość, że to nie będą wakacje, a on nie będzie próbować być dla niej miły. Mogła już nawet kilka razy zauważyć docinki, czy też złośliwe spojrzenia, adresowane w jej kierunku. Kto jak kto, ale Snape nie darzy sympatią byle kogo. Weszła obrażona pod kołdrę i obserwowała nauczyciela, który przy stoliku sprawdzał zaległe eseje uczniów, co chwilę patrząc czy Gryfonka może nie uciekła ze swojej twierdzy.


Listopad był siarczyście zimny, co najbardziej można było odczuć w lochach. Dziewczynę dziwiło to, jak Snape siedzi, nawet nie zgrzytając zębami, co według niej było absurdem, wspominając, że w salonie było lodowato, dopóki nie rozpalił w kominku. Przez te wszystkie lata był przyzwyczajony do chłodu, a nie miał zamiaru później przez rok wysłuchiwać marudzenia Minerwy, że naraził jej Księżniczkę Gryffindoru na uszczerbek na zdrowiu.


Hermiona podciągnęła kołdrę pod uszy i przymknęła powieki, powracając do swojego snu. Przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, usilnie domagający się bliskości jego ciała przy swoim. W uszach nadal zdawały się odbijać ich nierówne oddechy i pojękiwania, co sprawiło, że na policzkach Hermiony wpłynął ognisty rumieniec. Stan ten diametralnie się powiększał kiedy zapragnęła ponownie posmakować jego ust.


***


Miał już po dziurki w nosie jej marudzenia i chodzenia za jego osobą, więc po kolacji, dał jej jedną ze swoich prywatnych ksiąg. Dziewczyna siedziała skulona na łóżku i zachłannie pożerała co rusz to nowe słowa, dziękując Merlinowi, że miała, chociaż jakieś zajęcie. Musiała przyznać, że księgozbiór Snape'a był imponujący. Kiedy zegar wybił dwudziestą drugą, ona w tym samym czasie zakończyła lekturę. Odłożyła ją na stolik i poszła do łazienki, mając nadzieję, że jutro też może pożyczy jej coś lekkiego do czytania. Wracając, postanowiła zrobić jedną dość szaloną rzecz. Stanęła przed drzwiami, których zapewne nie miała prawa nigdy przekroczyć. Policzyła do dziesięciu, wzięła wdech i zapukała, otrzymując zimne, proszę. Uchyliła drzwi i wślizgnęła się po cichu do środka. Jego sypialnia była średniej wielkości, ale od razu rzuciło się w jej oczy duże łóżko z białą, satynową pościelą i jej właścicielem, leżącym na niej. Snape miał jedną rękę za głową, a w drugiej trzymał książkę, w której szukał informacji dotyczących krwawych łez. Podniósł na nią swój wzrok, a ona poczuła, że jej policzki płoną czerwienią.


- Słucham, panno Granger – powiedział spokojnym głosem, odkładając książkę na stolik.

- Chciałam życzyć panu dobrej nocy. – wydukała nieśmiało, podnosząc na niego wzrok.

- To miłe z pani strony. – zdziwiła się, gdyż jego głos był cieplejszy niż zazwyczaj. - Znów pani będzie w tym spać?

- Przeszkadza panu moja piżama? - założyła buntowniczo ręce pod biustem, zagryzła dolną wargę i uniosła wysoko głowę. On zaśmiał się w duchu i zlustrował ją wzrokiem.

- Będę mieć koszmary.

- To może zaradzimy temu?

- Co masz na myśli, Granger?

- Mam tylko tę piżamę.

- A co ja mam z tym wspólnego?

- Ma pan... - urwała, zagryzając wargę.

- Co mam? – wstał, podchodząc bliżej niej.

- Jakąś no nie wiem...- westchnęła, gdy ich spojrzenia się spotkały. - Starą bluzkę, czy coś?

- Po co ci moja bluzka?

- Żeby zmienić to - wskazała palcem na słonia, który widniał na jej koszuli.


Snape przyglądał się jej w ciszy, lustrując ją wzrokiem. Następnie podszedł do szafy i po krótkiej chwili poszukiwań wyciągnął jakiś skrawek materiału, wciskając go w ręce Granger.


- Co to?

- Zobacz – powiedział i z powrotem położył się na łóżko, otwierając różdżką drzwi. Zrozumiała ten znak i wyszła.


Będąc już w łazience, zerknęła na swoje dłonie, które kurczowo się zaciskały na tym, co przed chwilą dał jej Snape. Rozprostowała materiał, widząc ciemnozieloną bluzkę. W mgnieniu oka pozbyła się swojej piżamy, odsyłając ją do salonu. Stanęła przed lustrem i wciągnęła przez głowę materiał. Bluzka sięgała jej do połowy uda, a rękawy były do łokci. Wygładziła materiał na brzuchu i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Chwyciła kawałek materiału, przykładając go do nosa. W jej nozdrzach zadrżał zapach należący do Snape'a, przymknęła powieki, uśmiechając się lekko pod nosem. Posłała ostatnie spojrzenie dziewczynie w lustrze i wyszła z łazienki, ponownie kierując się do jego sypialni. Tam, słysząc pozwolenie, weszła do środka.


- Będzie miał pan teraz koszmary? - zagryzła dolną wargę, opierając się o framugę drzwi.


Snape podniósł na nią wzrok i oniemiał. Stała przed nim w jego koszulce. Jej kasztanowe włosy rozrzucone były na iście ślizgońskim kolorze materiału. Musiał przyznać sam przed sobą, że pasuje jej ten kolor jak i jego koszulka na niej.


- Nie panno Granger – odpowiedział zachrypniętym głosem. Spojrzał w dół, zatrzymując wzrok na jej nogach. Dziewczyna, widząc to, zarumieniła się lekko, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Może być? - zapytała, okręcając się wokół osi.

- Tak – rzucił krótko, siadając na łóżku, bo nagle, nie wiedząc czemu, zrobiło mu się niewygodnie. Fala gorąca zalała jego ciało, a był to znak, że trzeba to jak najszybciej zakończyć. - Jest już późno, dobranoc. – powiedział, ostatkiem sił kontrolując się, aby ponownie nie spojrzeć na jej nogi.

- Dobranoc profesorze – uśmiechnęła się i zniknęła z jego pokoju, zamykając drzwi.


Opadł na łóżko, wyzywając się w myślach od starych zboczeńców, ale przecież panna Granger była już pełnoletnią czarownicą. Więc prawnie nic nie stało na przeszkodzie. No właśnie. Na przeszkodzie do czego? Ona była inteligentną, piękną, młodą czarownicą z planami na przyszłość. On zimny, sarkastyczny dupek z lochów. Może oddała wtedy pocałunek, bo bała się jego reakcji? Westchnął, odpychając od siebie wszystkie myśli i ponownie chwycił za książkę, powracając do lektury.




- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie kochane Misiaczki ♥


Teraz macie prawo wieszać na mnie psy, zesłać do Azkabanu czy rzucać klątwy... Wielu z Was nie spodziewało się, że w tym rozdziale będzie scena miłości. Mogło to Was zrazić bo przecież Hermiona jest dopiero pierwszy dzień a raczej noc w jego komnatach i już ma taką 'rozrywkę', mimo to, że to tylko sen. Wielu z Was wie, że scena łóżkowa miała być daleko, daleko... Wszystko się toczy szybko nawet za szybko... ehh. Kolejny rozdział będzie w miarę spokojny a kolejne? No nie będę ukrywać będzie trochę się działo, akcja się rozwinie, ale się nie zrażajcie, że to tak nagle wybucha. Cały pobyt jej u Snape'a będzie jedną wielką 'mieszanką wybuchową'.


Chcę Was mocno przeprosić za ten rozdział i wstrząs, który musieliście przeżyć także z opisem sceny łóżkowej. Nigdy nie pisałam takich scen i nie mam pojęcia jak to wyszło, mogłabym się usprawiedliwić na swój aktualny stan zdrowia ale nie zrobię tego. Do usłyszenia jeśli nie rzucicie na mnie Crucio czy Avady.



czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 34

Spotkała anioła. Pięknego, blondwłosego mężczyznę uśmiechającego się ciepło z radosnymi iskierkami w oczach spoglądających w jej kierunku. Stała pod drzewem i wpatrywała się zachłannie w jego skrzydła, które wyglądały pięknie, mieniące się w blasku księżyca. Blondwłosy anioł podszedł do dziewczyny i otarł łzę spływającą po jej rumianym policzku. Pod wpływem jego dotyku poczuła delikatne ciepło, które przyjemnie rozpłynęło się po całym jej wnętrzu, dając delikatny dreszczyk. On to zauważył i uśmiechając się promiennie, spytał, a jego słowa były jak narkotyk dla uszu.


- Chcesz polatać? - młoda dziewczyna energicznie pokiwała głową, wywołując uśmiech u anioła. On wziął jej dłoń w swoje, przymknął powieki i po chwili jego cynamonowe oczy spojrzały na nią. - Rób to, co ja, Hermiono.


Z trzepotem rozprostował piękne, długie skrzydła, od których dziewczyna nie mogła oderwać wzroku. Anioł posłał jej ostatnie krótkie spojrzenie i wzniósł się w górę, uśmiechając się uroczo, a po chwili zniknął na tle granatowego nieba. Zrobiła krok naprzód, ale prawdą ją dobiła. Niby jak miała to uczynić? Jak miała wznieść się w niebiosa? Ona nie była aniołem, nie była nadludzką istotą z parą śnieżnobiałych skrzydeł, nie mogła latać, chciała krzyczeć za nim, lecz nagle poczuła mrowienie w okolicy łopatek. Z duszą na ramieniu dotknęła dłonią pleców, natrafiając na przyjemne w dotyku pióra. W ułamku sekundy poczuła, jak rozprostowuje skrzydła, co było najprzyjemniejszym uczuciem, jakie ją spotkało.


- To nie takie trudne – ciepły oddech przy jej szyi sprowadził ją na ziemię. Odwróciwszy głowę, napotkała parę cynamonowych oczu, wpatrujących się w nią z lekkim rozbawieniem. - Zamknij oczy – nakazał spokojnym tonem i poczuła, jak chwyta ją za drżącą dłoń i unoszą się nad ziemią.


Powieki razem z dłonią zacisnęła jak najmocniej, przerażona tym, co właściwie wyprawia. Spotyka anioła, Merlin jedyny wie gdzie, wyrastają jej skrzydła, a ona lata... Lata? Otworzyła oczy i zaparło jej dech z zachwytu. Pod jej stopami było to samo drzewo, a dalej uroczy domek położony nad rzeką. Spojrzała na przyjaciela, a ten puścił jej dłoń i z gracją wzniósł się w niebiosa. Dziewczyna zrobiła to samo i poczuła chłodny, wiosenny wiatr, który rozwiewał jej loki. Latała! Całe jej wnętrze drżało z zachwytu, a jej wzrok podziwiał co rusz nowe krajobrazy pod jej stopami. Przez jej ciało przeszedł przyjemny impuls, wywołując słodki dźwięk dzwoneczków, zwracając na siebie uwagę anioła.


- Jeszcze się spotkamy – znalazł się przy niej. - Obiecuję ci to.

- Ale kiedy to się stanie?

- Nie mogę ci powiedzieć. Teraz masz życie, z którego chwytaj radość, ciesz się każdym dniem i kochaj – mówiąc to, posłał jej znaczące spojrzenie. - Ale nadejdzie taki dzień... w którym odejdziesz.

- Dlaczego tak to wszystko ukrywasz? - wygięła usta niezadowolona, a w tle było słychać jedynie trzepot ich śnieżnobiałych skrzydeł.

- Będziesz taka jak ja... taka jak my.

- Chcesz mi powiedzieć, że będę aniołem?

- Ty nim jesteś cały czas. Teraz jesteś tylko aniołem bez skrzydeł, Hermiono.



***

Pulsujący ból z tyłu głowy wyrwał ją z pięknego snu, ustępując miejsca szarej rzeczywistości. Jakże było cudownie śnić o aniele, gdy niedawno stała oko w oko ze śmiercią. Może ona już dawno jest martwa? Może to jakiś proces czy bolesny etap, przez który trzeba przejść, by potem na wieki poczuć spokój i ulgę? Obawiała się tego, co ujrzy, otwierając oczy. Napięła wszystkie mięśnie, czując niewyobrażalny palący ból na całym ciele, jakby stado zmutowanych Trolli usiadło na niej całym swym ciężarem. Powoli policzyła do dziesięciu i uchyliła ostrożnie powieki. Wszystko zawirowało jej przed oczami, a ona zamknęła je szybko, sycząc z bólu, tym samym zwracając uwagę starszej czarownicy. Dłonie zacisnęła na kołdrze tak mocno, że pobielały jej kłykcie, a ostry ból, który nie przestawał na sile, wbijając jej w skórę miliony igiełek, doprowadził do tego, że po jej policzkach pociekły łzy. Kobieta spokojnie dotknęła jej dłoni, która wciąż była zaciśnięta na kołdrze i przemówiła opanowanym głosem. Hermiona nic nie rozumiała, co do niej mówiono, wszystko było niczym za mgłą, a ona nie potrafiła wyłapać sensu słów skierowanych do niej. Kobieta w drugiej ręce trzymała jeden z najsilniejszych eliksirów przeciwbólowych, uwarzony przez samego Mistrza Eliksirów. Hermiona z trudem pokręciła przecząco głową, nie zgadzając się na spożycie czegokolwiek. Chciała umrzeć tu i teraz. Była na to przygotowana. Może spotkałaby znów tego pięknego anioła i nie czułaby już nigdy bólu? Przecież jej obiecał, że się spotkają. Może to jest ta chwila, kiedy otworzy oczy i ujrzy biały korytarz?


Poppy jeszcze chwilę uspokajała dziewczynę, po czym przeszła do jedynego wyjścia. Spojrzała na twarz młodej Gryfonki, która lśniła od łez, a następnie naszykowała strzykawkę i przelała eliksir do niej, by po chwili wbić go w skórę dziewczyny, aplikując lek. Gryfonka czuła, jak ból zmniejsza stopniowo na sile, a jej mięśnie delikatnie się rozluźniają. Już pewniej uchyliła powieki, wpatrując się w sylwetkę pielęgniarki, którą po chwili zastąpiły obrazy, o których chciała zapomnieć krew, drzewa, krzyk mrożący krew w żyłach, płacz Kevina i Szyszymora. Wszystkie bolesne wspomnienia poprzedniego wieczoru powróciły ze zdwojoną siłą. Zamrugała kilka razy, a obrazy zniknęły i na nowo pojawiła się pielęgniarka.


- Kev... - nie mogła nawet dokończyć jednego słowa, które z ogromnym trudem wypowiedziała. Jej głos był tak cichy i słaby, jakby krzyczała przez tydzień, zdzierając sobie boleśnie gardło. Czarownica potarła dłonią czoło.

- Obudziłaś się panno Granger – spojrzała na nią uważnie. - Czy coś cię boli moja droga?

- Jak się czuj…

- Boli coś? - powtórzyła, a jej brew zadrżała nerwowo.

- Nie po tym zastrzyku już nic... - pomijając fakt, że jej gardło było w opłakanym stanie. - Co z Kevinem?

- Ma się dobrze. Proszę odpoczywać – po czym zasłoniła parawan, zostawiając dziewczynę samą.


Jak ona mogła nic jej nie powiedzieć? Jak to stare babsko tak sobie wyszło? Hermiona oddychała głęboko, próbowała się podnieść, by dojść do chłopca i zobaczyć, jak się miewa, ale siły odmówiły jej posłuszeństwa, a łzy na nowo pociekły jej po policzkach. Opadła na poduszki zrezygnowana. Próbowała zawołać Kevina, chociaż tak się upewniając, że z chłopcem wszystko jest w porządku, ale chwyciła się za gardło, czując ognisty ból. Przymknęła powieki, dając za wygraną, w ten znów ujrzała przed oczyma Szyszymorę.





***

Snape zamknął klasę po ostatniej lekcji z Puchonami i Krukonami, wkrótce potem skierował się do Skrzydła Szpitalnego. Odkąd Murry opuścił jego prywatne komnaty poprzedniego wieczoru, nie zmrużył oka. Całą noc ważył eliksir przeciwbólowy dla Granger, domyślał się, że dziewczyna obudzi się z siarczystym bólem całego ciała. Jeszcze przed śniadaniem podrzucił mały flakonik, Poppy, aby zaaplikowała go dziewczynie, kiedy ta będzie się budzić.


Pchnął białe drzwi prowadzące do Skrzydła Szpitalnego. Po lewej stronie nad jednym z łóżek stał dyrektor z paczką cytrynowych dropsów w ręce. Severus podszedł do niego i zatrzymał wzrok gdzie on. Granger spała, a on mimo to zauważył na jej twarzy ból i piekło, przez które przeszła. Jej klatka piersiowa delikatnie się wznosiła i opadała, a jej dłonie mimo snu były mocno zaciśnięte na kołdrze, aż pobielały jej kłykcie. Po ciągnących się w nieskończoność minutach zaczęła niepewnie się poruszać, budząc się.  Otworzyła oczy, spoglądając na czarodziejów, a swoje spojrzenie na ułamek sekundy dłużej zatrzymała na czarodzieju odzianego w czarną szatę, który uważnie się jej przyglądał.


- Jak się czujesz panno Granger? - zapytał swoim łagodnym tonem dyrektor.

- Bywało lepiej – syknęła z bólu, wypowiadając te słowa, po czym złapała się za gardło, mrużąc oczy.

- Czy ta kobieta musi tu pracować? - odezwał się Snape, zatrzymując wzrok na dyrektorze. - Nawet jej gardłem się nie zajęła! Stara jędza.

- Słyszałam!– krzyknęła Poppy, która stała w tym momencie przy łóżku Kevina.

- Miałaś słyszeć - rzucił ostro Snape. Przywołał do siebie eliksir zawierający w dużym stężeniu tymianek, szałwię, porost islandzki, miód oraz czarny bez. Zbliżył się do niej, a ich spojrzenia spotkały się na moment. Był tak blisko niej, a ona czuła, że chciałaby dłużej zatopić się w głębi jego czarnych oczu. Ostrożnie przelał jej do ust eliksir, starając się nie rozlać ani jednej kropli.

- Dziękuję profesorze Snape – odezwała się, gdy tylko eliksir zaczął już działać, jej głos nabrał barwy, był głośniejszy, a gardło siarczyście już nie bolało. On jedynie kiwnął głową.

- Może dropsa? - zapytał Albus wyciągając z kieszeni paczuszkę dropsów, którą niedawno schował.

- Nie, dziękuję – podziękowała, a Snape nawet się nie odezwał.

- Panno Granger, opowiedz, proszę wszystko, co się wydarzyło w Zakazanym Lesie.

- Dyrektorze tam była Szy…

- Granger, od początku – rzucił Snape.

- Byłam wczoraj na błoniach, chciałam zażyć trochę świeżego powietrza – nie mogła im powiedzieć, że miała dość Rona i Ginny skaczących sobie do gardeł. Westchnęła smętnie, kontynuując. - Miałam wracać do zamku, gdy usłyszałam krzyk. Na początku się tym nie przejęłam, ale potem on się powtórzył i był głośniejszy. Dochodził z Zakazanego Lasu, a ja nie chciałam tam wchodzić sama. Zauważyłam, że Hagrida nie było w chatce, co mogło oznaczać tylko, że znajduje się ze wszystkimi w zamku. Mogło to być coś poważnego i zdecydowałam się wejść tam. Po kilku minutach udało mi się znaleźć Kevina, miał uwięzioną nogę, gdy tylko ją uwolniliśmy, próbowaliśmy wydostawać się z lasu. Wtedy stało się coś strasznego, w lesie zapanował krzyk mrożących krew w żyłach. Nakazałam, żeby Kevin skrył się za moimi plecami w ten przede mną, ukazała się postać odziana w bladozieloną suknię, z trupią twarzą. To była Szyszymora. – zwróciła uwagę, jak mężczyźni wymienili między sobą krótkie spojrzenie.

- Co było potem? - odezwał się dyrektor.

- Potem w ułamku sekundy znalazła się jeszcze bliżej przy mnie i krzyknęła. - Gryfonka poczuła, że do jej oczu napływają łzy. - Myślałam, że umrę wtedy z Kevinem, ale nagle coś mocnego szarpnęło mnie za ramię, a Szyszymora zniknęła i ukazał się Kuchugar. Ostatkiem sił wyczarowałam patronusa, a kot walczył jeszcze chwilę z Szyszymorą, która zniknęła i już się nie pojawiła.

- Krążą pogłoski, że jesteś najmądrzejszą czarownicą naszych czasów... - zaczął Snape swój wywód, a ona poczuła, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych - A ty pokazałaś, jaka jesteś głupia i nieodpowiedzialna, Granger!

- Severusie... - starzec położył mu dłoń na ramieniu.

- Albusie! Czy do ciebie nie dociera, co zarobiła? Przez swoją głupotę mogła zginąć, narażając też innych!

- Severusie, ale nie zginęła. Panna Granger jest cała i dziękujmy za to Merlinowi.

- Dyrektorze... - odezwała się niepewnie, kiedy Snape się nieco uspokoił - Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć, co jest z Kevinem? Jak on się czuje? - jej warga zaczęła drgać nerwowo, a Snape wyczuwał, że skończy się to płaczem.

- Pan Stoner jest w lekkim szoku - powiedział nauczyciel eliksirów.

- Ale jak to w szoku?

- Czy ty naprawdę jesteś aż tak głupia? - warknął, a ona zacisnęła dłonie na pościeli, nie pozwalając by łzy się wydostały. - Jaki jedenastolatek idzie na spacer do Zakazanego Lasu i spotyka tam przypadkiem Szyszymore? Granger, on widział za dużo! Za dużo jak na swój wiek.


Zagryzła mocno wargę. To była prawda, chłopiec widział za dużo. Ona w jego wieku spotkała trójgłowego psa, próbowała razem z Harry'm i Ronem rozwiązać intrygę kamienia filozoficznego. Choć początkowo to właśnie stojący przed nią Snape maczał w tym palce, jak to myśleli na początku, a on od samego początku chronił kamień, próbując pokrzyżować plany Quirellowi. Spojrzała na niego ponownie, miał rację, Kevin widział za dużo. Nie był gotowy na to wszystko. Ona miała Rona i Harry'ego w tamtym czasie a on był zupełnie sam. Nieposiadających jakichkolwiek podstawowych umiejętności magicznych zaczynając od prostego zaklęcia lumos. Więc nie było się czemu dziwić, że odniósł tak bolesne doświadczenie z poprzedniego wieczoru. Mogąc porównać siebie z przeszłości, a Kevina odniosła wrażenie, że była od niego bardziej dojrzała i odpowiedzialna.


- Proszę nie krzyczeć profesorze. - powiedziała cicho, zawieszając swój wzrok na zaciśniętych dłoniach.

- Teraz śpi – jego głos był już nieco łagodniejszy. - Poppy dała mu eliksiry uspokajające.

- To moja wina. - po jej policzku poleciała łza.

- O czym pani mówi, panno Granger? - zapytał dyrektor.

- Profesor Snape ma rację. Kevin widział za dużo. Ten atak Szyszymory i pojawienie się znikąd Kuchugara to dla niego za dużo. Mogłam do tego nie dopuścić!

- Hermiono, to nie jest twoja wina, że ten chłopiec wszedł do Zakazanego Lasu. Popełnił wielki błąd, który mógł przypłacić swoim życiem, ale ty byłaś w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. - dziewczyna nie mogła powstrzymać łez. Może dyrektor miał rację?

- Postaram się, żeby dostał odpowiednią karę. - powiedział Snape. - W każde dwa piątki miesiąca do końca roku szkolnego będzie miał szlaban u każdego z nauczycieli. Ja się zajmę nim już niedługo.

- Severusie. - starzec położył dłoń na ramieniu mężczyzny. Snape powędrował wzrokiem gdzie on i zatrzymał się na twarzy młodej kobiety, która lśniła od łez, ale coś było z nimi nie tak. Z jej oczu wydostawał się łzy, zamieniając się w szkarłatny płyn. W dwóch krokach znalazł się przy niej i złapał ją za brodę, nakazując, by spojrzała na niego. Jej oczy były krwisto czerwone. Delikatnie otarł czerwoną kroplę i przyłożył do swojego nosa.

- Krew – stwierdził krótko. Dziewczyna otarła szkarłatny płyn, zostawiając zaschniętą krew na policzkach.

- Co? - spoglądała to na niego, to na dyrektora w istnym szoku.

- Coś mi się wydaje, że to efekt uboczny po spotkaniu w Zakazanym Lesie. Tylko że pan Stoner nie ma takich objawów. Dziwne – mruknął bardziej do siebie niż do dziewczyny.

- Jest coś na to, Severusie? - spojrzał tym swoim łagodnym wzrokiem na Gryfonkę.

- Zapewne eliksir, ale będę musiał coś wykombinować – znów spojrzał na nią, a oczy przybrały dawną barwę. Nigdy się z czymś takim nie spotkał.

- W takim razie, panna Granger będzie pod twoją opieką – wyciągnął paczuszkę dropsów.

- Co? - wręcz wykrzyknęli jednocześnie, spoglądając na siebie spode łba.

- Panna Granger spędzi jakiś czas u ciebie, tym samym pomożesz jej odzyskać siły i wrócić do formy. Hermiono, nie patrz tak na mnie, to dla twojego dobra.

- Ja nie jestem jakąś niańką - warknął, a dziewczyna znów otarła łzę, ale tak, by jej nie widział. 

- Jestem pewny, że panna Granger będzie pod dobrą opieką – uśmiechnął się do Hermiony dobrodusznie.

- Będę przed kolacją. Bądź gotowa Granger – powiedział srogo Snape, kiedy Albus zniknął za białymi drzwiami.

- Dobrze – on nie zaszczycił jej ani jednym spojrzeniem i wyszedł z akompaniamentem swoich mrocznych szat, do złudzenia przypominającymi skrzydła nietoperza.






***

Otworzył szerzej drzwi, przepuszczając młodą kobietę do środka. Hermiona oparła się o ścianę, oddychając ciężko. Droga z czwartego piętra do lochów zajęła im dość sporo czasu. Hermiona musiała co jakiś czas się zatrzymywać, próbując złapać dech w piersiach. Spotkanie z Szyszymorą w Zakazanym Lesie bardzo osłabiło jej organizm.


Snape tymczasem mruknął coś pod nosem i zniknął w korytarzyku. Dziewczyna otarła z czoła krople potu i podążyła za nauczycielem. Znalazła się w jak myślała, salonie. Szara tapeta dodawały jakieś pikanterii na tle kominka i ciemnozielonego, dużego dywanu będącego przy kanapie i dwóch fotelach. Na ścianie był obraz przedstawiający krajobraz jesieni, a koło niego był barek, zapewne z mocnymi trunkami w środku. Dziewczyna teraz zauważyła meble ściśnięte ze sobą, mimo że salon wydawał się nawet duży. Przy ścianie stało jednoosobowe łóżko. Zapewne należące teraz do niej.


- Skończyłaś podziwiać mój salon? - Hermiona teraz zdała sobie sprawę, że jej usta ułożyły się w kształt litery 'o', a ten stan powiększył się, gdy ujrzała nauczyciela opierającego się o jakąś szafkę, której nie zauważyła wcześniej. W duchu przyznała, że nauczyciel wygląda całkiem gustownie w tej pozycji.

- Ma pan świetny gust, profesorze.

- Zdaje sobie z tego sprawę, Granger – wskazał ręką na fotel i poczekał, aż usiądzie. - Śpisz tutaj, a tam masz łóżko. Tam jest kuchnia – zaczął pokazywać ręką drzwi. - Łazienka, moja sypialnia, ale ta informacja jest raczej zbędna i mój gabinet.

- To ma pan dwa gabinety?

- Tam przyjmuję na szlabany albo na rozmowy. W tym mam małą biblioteczkę, ale raczej można to nazwać mini biblioteką... - zamyślił się nad tym. - Ale nie zadręczaj się tym. Tu masz torbę – wskazał na stolik, gdzie leżała jej własność, którą Ginny przyniosła w czasie lunchu.

- Dziękuję – wzięła ją i usiadła na nowym łóżku. O dziwo było bardzo wygodne. Śmiała twierdzić, że lepsze niż te, które miała w dormitorium.

- Przebierz się w piżamę, a ja ci przyniosę kolację i zażyjesz parę eliksirów – po czym wstał i zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni.


Hermiona poszła do łazienki i znów była mile zaskoczona gustem nauczyciela. Pomieszczenie nie kąpało się w złocie, czy w marmurach. Było urządzone ze smakiem, a duże lustro zajmujące prawie całą ścianę przyciągnęło jej uwagę. W rogu stała średniej wielkości wanna mogąca pomieścić spokojnie dwie osoby. Na własną myśl spłonęła purpurą, kręcąc głową.


Dziewczyna odświeżyła się, po czym założyła piżamę i weszła do salonu, gdzie nauczyciel  oczekiwał ją, siedząc w jednym z foteli.


- Zjesz i wypijesz eliksiry, które ci naszykowałem. – odezwał się, nie patrząc na nią.

- Pan nie zje?

- Nie jestem głodny, Granger – tymi słowami zakończyli rozmowę.


Hermiona ukradkiem spojrzała na niego. Siedział z przymkniętymi powiekami, miał sińce pod oczami i podkrążone oczy. Wyglądał jakby, nie spał od dłuższego czasu. Westchnęła i zaczęła jeść tosty, popijając je sokiem dyniowym, a potem spożyła wszystkie eliksiry które jej naszykował, co chwila, krzywiąc się. Były wstrętne w smaku.


Snape przywołał z kuchni kubek z kawą i zamoczył w nim usta, oddychając z ulgą. Wiedział, że dziś również będzie musiał się pożegnać ze snem. Był zmuszony zająć się szukaniem informacji o krwawych łzach dziewczyny, będące skutkiem ubocznym spotkania z Szyszymorą. Postawił kubek na stolik i wtedy na nią spojrzał. Nie dało się nie zauważyć uśmieszku, który pojawił się na jego ustach.


- Co ty masz na sobie?

- Piżamę, tak jak pan mi kazał. - nie wiedziała, o co mu chodzi. Spodnie w szkocką kratę i bluzka z długim rękawem, na której był duży słoń, wywołała w nim takie emocje?

- Ty chyba nie jesteś dzieckiem, Granger. - zlustrował ją spojrzeniem.

- Oczywiście, że jestem! Tak samo, jak i pan dla swoich rodziców! - wstała, a po policzku poleciała jej krew.

- Granger, co ty płaczesz? - warknął, nie wiedząc co robić z nastolatką i jej buzującymi hormonami.

- Bo jestem dzieckiem i mam takie prawo – powiedziała, a warga drżała jej nerwowo. Położyła się do łóżka i odwróciła się do niego plecami. - Może pan już wyjść? Chcę spać.


Snape jeszcze chwilę siedział w fotelu, wpatrując się w sylwetkę dziewczyny. Westchnął ciężko, wywracając oczami, po czym wyszedł z salonu, gasząc światło. Gryfoni, warknął w myślach.






- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie kochane Misiaczki ♥



Rozdział dedykuję:


Anthony'emu – za każdą pomoc przy sprawdzaniu rozdziałów, które w stanie 'surowym' wyglądają nie za fajnie xd Dziękuję, że poświęcasz swój cenny i wolny czas mimo że tego nie musisz robić ^^ Dziękuję Ci za każdą rozmowę, która się zaczyna i kończy na podłodze śmiechem :D Dziękuję, że jesteś ze mną i wytrzymujesz... ♥


Rozdział należy do tych, które pisało mi się najtrudniej i miałam z nim najwięcej problemów. Podoba mi się tylko jego jedna część a mianowicie... sen. Ogólnie cały jest... trudny do 'rozgryzienia' ale od właśnie tego mamy już coraz więcej tylko Sevmione ^^