- Wiem, że to ty jesteś Księciem Półkrwi, Severusie.
Kilkuletnie szpiegostwo, bycie podwójnym agentem sprawiły, że idealnie był w stanie ukryć wszelkie możliwe emocje. Wysilił się, żeby nawet jego oczy nie zabłysły. Były martwe, jakby słowa Granger ani trochę nie poruszyły go, nie poruszyły jego obumarłej duszy. Podparł się na łokciu i spojrzał na nią, tak intensywnie, że sama spuściła wzrok lekko zdezorientowana. Po dłuższej chwili się zreflektowała i uniosła głowę nieco wyżej, spoglądając w ciemną taflę oczu mężczyzny.
- To ty mi podrzuciłeś swój stary podręcznik do eliksirów – każde słowo, które wypowiedziała, sprawiły, że poczuł wbijającą się małą szpilkę prosto w skamieniałe serce. Jednak jego mimika twarzy nadal była niewzruszona - Wiesz skąd o tym wiem?
- Granger… - westchnął przeciągle.
- Spodziewasz się kogoś, Severusie? - zapytała zdziwiona, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Snape nie spodziewał się żadnego gościa, zwłaszcza teraz kiedy leżeli nadzy w jego łóżku. Rzucił jej, tylko żeby nie wychylała nosa z sypialni. Wciągnął na siebie spodnie i zapiął koszulę, nie bawiąc się ubieranie jeszcze na siebie ciężkiej szaty, którą zwykle miewał w zwyczaju nosić. Zostawił lekko zdziwioną Granger i zniknął, przechodząc do salonu. Tam pokonał korytarz, który łączył go z kolejnymi drzwiami, za którymi znajdowała się sala eliksirów. Machnięciem różdżki usunął cały bałagan, który po sobie zostawili w formie rozrzuconej garderoby, czy pracy uczniów walających się na podłodze. Upewniając się, że wszystko jest w idealnym porządku, otworzył drzwi, ściągając z nich wcześniej zaklęcia zabezpieczające.
- Potter – syknął. - Piętra ci się nie pomyliły?
- Profesorze czy możemy porozmawiać?
- A czego pan Potter raczy ode mnie chcieć? - rzucił ironicznie, spoglądając na znajome tęczówki. - Mów – ponaglił go. - Nie mam całego dnia na sterczenie tutaj z tobą.
- Możemy wejść do środka? - rozejrzał się, gdzie po korytarzu kręcili się uczniowie Hufflepuffu i Slytherinu. Snape uniósł pytająco brew ku górze, ale zrobił krok w tył, znikając w głębi sali. Potter uznał to za zaproszenie, zamknął za sobą drzwi i udał się na początek klasy, gdzie siedział już za biurkiem profesor Snape. Spotkał go niecodzienny widok, gdzie dopiero teraz zauważył, że czarodziej, nie ma na sobie słynnej czarnej szaty, jaką miewał nosić. Siedział przed nim w czarnej, eleganckiej koszuli, włosy miał w większym nieładzie niż zazwyczaj. Harry’emu przeszło przez myśl, że zapewne przeszkodził mężczyźnie w popołudniowej drzemce. Snape chrząknął znacząco, sprowadzając Gryfona na ziemię.
- Wysłów się w końcu Potter.
- Jest to dość delikatna sprawa – zaczął nieśmiało.
- Bierz krzesło i siadaj – rzucił bez większych uczuć, a Harry, lekko zdziwiony chwycił krzesło z pierwszej ławki i przysiadł się do biurka nauczyciela. - Więc o co chodzi Potter? O odwołany mecz?
- Co? - zapytał niezbyt elokwentnie. - Nie, nie o to chodzi.
- Więc o co?
- Chciałbym pana przeprosić.
- Słucham?
Potter spojrzał na niego, a zielone tęczówki spowodowały nieprzyjemny skurcz w żołądku. Lily, ah ta Lily, westchnął w myślach, starając się odsunąć od siebie widok dawnej przyjaciółki. Chłopak pokręcił się na krześle, przestał wykrzywiać palce, jak raczył robić od momentu, w którym przekroczył próg sali i w końcu, nieco śmielej spojrzał na nauczyciela.
- Za to co się wydarzyło rok temu, podczas lekcji oklumencji.
- Potter – ryknął. - Jeśli zamierzasz...
- Panie profesorze – przerwał mu, a jego Gryfońska odwaga wzięła w górę. Snape uniósł brew ku górze niezadowolony z faktu, że w tak bezczelny sposób chłopak raczył mu przerwać wypowiedź. - Nie miałem odwagi pana wcześniej przeprosić. Przez cały czas tkwiłem w bańce mydlanej, sądząc, że mój ojciec był idealny, ale tak nie było. Wciąż go kocham, ale rzeczy, które zrobił w swoim życiu, nie powinny się nigdy wydarzyć. Wiem, że w dalszym ciągu patrzy pan na mnie przez pryzmat mojego ojca, co panu robił przez te lata szkolne, wiem i rozumiem to, tylko… potrzebuję pana pomocy profesorze – spojrzał gdzieś w bok klasy, przełykając nieprzyjemną gulę w gardle. - Chciałbym pana prosić o ponowne przeprowadzenie zajęć z oklumencji.
- Z jakiej racji miałbym ci pomóc?
- Muszę się przed nim chronić, muszę zamknąć swój umysł przed Voldemortem, a tylko pan jest jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc.
- Słuchaj Potter, jeśli myślisz, że uwierzę w bajeczkę, którą mi wcisnąłeś o swoim ojcu, jak jest ci przykro i ubolewasz nad nią, to grubo się mylisz. Dałem ci szansę, którą zmarnowałeś. Jesteś identyczny jak swój ojciec arogancki, bezczelny...
- Wiem o horkruksach! - wtrącił się Potter. Snape ponownie uniósł brew ku górze. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Nie sądził, że Dumbledore tak szybko poinformuje o nich chłopaka.
- Coś ty powiedział?
- Wiem, że Voldemort stworzył je, umieszczając w nich cząstkę swojej duszy. Muszę zablokować swój umysł, nie mogę pozwolić, aby Voldemort mógł mnie ponownie kontrolować. Profesorze – westchnął, ukazując swoją słabość, przed obliczem Snape’a. Podniósł na niego wzrok, a nauczyciel ponownie widział przed sobą Lily, patrzącą na niego w łagodny sposób, jak niegdyś to robiła. Przełknął gulę w gardle. - Na drugim roku zniszczyłem nieświadomie Dziennik Toma Riddle’a, który okazał się horkruksem. Profesor Dumbledore jakiś czas temu zniszczył pierścień Kadmusa Peverella. Muszę odnaleźć pozostałe cztery horkruksy i zniszczyć je - głos Pottera załamał się na moment. Obserwował, jak Gryfon zagryzł wargę ze zdenerwowania, a następnie spojrzał na niego z błaganiem w oczach. - Tylko pan jest w stanie mi pomóc.
Zawędrował myślami do dnia, kiedy obiecał sobie i Lily, że pomoże Potterowi, że wyciągnie go z każdego bagna, w którym się znajdzie, że przyłoży osobiście rękę do tego, aby pokonać Czarnego Pana. Może właśnie nastąpił ten dzień, w którym mógł spełnić swoją obietnicę? Może to Lily w jakiś sposób pchnęła Pottera wprost do lochów, aby mógł ochronić jej jedyne dziecko?
I nagle, tak niespodziewanie temperatura zdała się spaść o parę stopni w dół. Snape zmrużył oczy i wytężył słuch. Zdecydowanie coś mu nie pasowało, coś było nie tak. Jak w zwolnionym tempie ujrzał połyskującą łunę, która przemierzała klasę. Potter, który podświadomie liczył, że mężczyzna zastanawia się nad jego prośbą, nie był świadomy, że za nim ukazała się postać pięknej kobiety o jasnozielonych oczach i rudowłosych, lśniących włosach, układającymi się zgrabnie na ramionach. Snape poczuł, jak jego serce zatrzymało się nagle. Pomyślał, że oszalał, że wcale nie ma tutaj Lily, że nie stoi za swoim synem i wcale nie wpatruje się w niego. Przymknął na moment powieki, wziął głęboki wdech i ponownie ją ujrzał. Liczył, że Lily zniknie, a ona wciąż stała i wpatrywała się w niego. W jej delikatnym, lecz intensywnym spojrzeniu dostrzegł łagodne iskierki, a jej twarz okalał uroczy uśmiech, którym i Severusa czasem w młodości obdarzyła.
Lily położyła swoją dłoń na ramieniu syna, a Harry nagle pobladł. Rozejrzał się wokół, ale niczego nie dostrzegł. Nieco zmieszany niecodzienną sytuacją, której nie rozumiał, podrapał się po karku i spojrzał na nauczyciela, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony. Jednak Snape wcale nie myślał nad odpowiedzią. Wpatrywał się w twarz przyjaciółki, a jej wargi delikatnie się uchyliły.
- Severusie, przez tyle lat go chroniłeś, przez tyle lat nie pozwoliłeś, aby stała mu się krzywda. Proszę, pomóż mu zwyciężyć w tej bitwie. To ostatni raz mój drogi Severusie. Ja nie jestem w stanie go uchronić...
Jej głos sprawił, że Snape poczuł nieprzyjemne ciarki na plecach. Widział ją pierwszy raz od tylu lat, nawet w snach nie odwiedzała go, nigdy nie przyszła z nim porozmawiać, jakby jej dusza błąkała się gdzieś, nie mogąc do niego trafić. Na cmentarzu zjawiał się niemal dwa, trzy razy w miesiącu od przeszło kilkunastu lat. Za każdym razem wyczarowywał jej eustomy, które pamiętał, że tak uwielbiała i znicz, co oświetlał nieco zdarte już napisy na nagrobku. Zawsze się zastanawiał, jak mógłby wyglądać ten dzień kiedy ją ujrzy, kiedy będzie mógł wpatrywać się w jej zielone oczy, czy będzie stanie ją przytulić, czy chociażby objąć. Nie spodziewał się, że ujrzenie ducha zmarłej przyjaciółki wpłynie na niego niezwykle kojąco. Na krótką chwilę, przymknął powieki czując zbierające się w oczach łzy. Wstał od biurka, odwracając się do Pottera tyłem, udając, że przeszukuje jedną z szafek, znajdującej się pod ścianą. Jednak jego myśli krążyły wokół rudowłosej kobiety, która zapewne wciąż znajdowała się wraz z nim i Potterem w pomieszczeniu.
Przełknął gulę w gardle, a jego spojrzenie na nowo stało się puste. Harry wciąż się nie odzywał, czuł, że mężczyzna toczy ze sobą jakąś wewnętrzną walkę, w której nie chciał mu przeszkadzać. Gdyby tylko był na jego miejscu, zapewne sam tyle by się zastanawiał czy pomóc mu, czy udzielić mu lekcji z oklumencji.
Snape zacisnął dłoń na różdżce, aż pobielały mu kłykcie, czego oczywiście Harry nie przeoczył. Toczył ze sobą walkę, bił się ze swoimi myślami, co powinien uczynić, a czego nie. Jednak obietnica złożona Lily zwyciężyła i wzięła w górę nad niechęcią, którą kierował ku Potterowi. Podniósł wzrok, spoglądając na Lily, a ona uśmiechnęła się przepięknie, znając już jego decyzję.
- Widzę cię w sobotę o dziesiątej w moim gabinecie. Zapoznaj się z księgozbiorami w bibliotece dotyczących oklumencji. Radzę ci być przygotowanym Potter – syknął złowrogo. - Nie toleruję lekceważenia i obijania się na zajęciach.
- Nie zawiodę pana profesorze – wyprostował barki, czując niewyobrażalną ulgę.
Harry nagle wciągnął powietrze i odskoczył z krzesła. Zachwiał się, prawie upadając. Nie chwycił za różdżkę, którą miał włożoną za pasek spodni, nie wyglądał, jakby chciał się bronić, czy uciekać. Wręcz przeciwnie, wykonał parę niepewnych kroków naprzód, zatrzymując się przy szafce, za którymi były puste fiolki i flakoniki.
- Mama? - wyszeptał Potter.
Snape ponownie poczuł szarpnięcie w okolicy serca. Minimalnie obrócił głowę i mógł zauważyć, że chłopak stanął twarzą w twarz z duchem swojej matki, jakby dopiero teraz mógł ją ujrzeć. Wpatrywał się w nią, a Snape poczuł dziwną ulgę, jakby ktoś zabrał z jego ramion ogromny ciężar. Lily uniosła spojrzenie i zatrzymała je na Severusie. Mógł zauważyć, jak jej wargi wykrzywiły się na kształt jednego słowa, które utkwiło w pamięci Severusa już do samego końca.
- Dziękuję – odczytał z ust Lily.
Odwróciła wzrok i spojrzała na swoje jedyne dziecko, które nie zauważyło wcale tej niecodziennej sytuacji pomiędzy profesorem a swoją matką. Lily wykonała czuły gest, który miał symbolizować głaskanie po policzku. Potter przymknął powieki, oczekując ciepłego dotyku swojej rodzicieli, ale otrzymał jedynie zimny podmuch wiatru okalający jego skórę. Otworzył oczy, ale jego matki już nie było. Lily zniknęła. Odeszła wiedząc, że Severus dotrzyma złożonego jej słowa, będąc świadomą, że ochroni jej jedyne dziecko.
Potter nieco zmieszany odwrócił się wokół własnej osi, a następnie spojrzał na mężczyznę. Toczyli walkę na spojrzenia, nim odezwał się pierwszy Snape.
- Coś się stało Potter? Wyglądasz, jakbyś ducha widział – odpowiedział, łasząc się na wredny ton.
- Ja… po prostu – spojrzał ponownie na miejsce, w którym chwilę temu ukazała mu się matka. - Coś mi się po prostu przewidziało – odpowiedział pod nosem, nie wiedząc, czy sytuacja przed chwili nie była jedynie efektem jego wyobraźni.
- Potter, zjeżdżaj już z mojej klasy – wycedził przez zęby, nie mogąc dłużej wpatrywać się w zielone tęczówki chłopaka.
- Tak, tak – odpowiedział wciąż przejęty Harry. Już sam nie wiedział, czy z powodu, że Snape zgodził się udzielić mu lekcji z oklumencji, czy z tego, że widział swoją matkę. Przecież nie mogło mu się to tylko wydawać, prawda? Spojrzał na nauczyciela. Snape siedział niewzruszony z grymasem na twarzy, a Harry poczuł wycelowany w jego stronę policzek. Przecież jego mamy tu nie było, musiało mu się to tylko przewidzieć. Jednak podświadomość Harry’ego szeptała mu, że spotkał się z mamą, że to nie był efekt jego wybujałej wyobraźni. - Do widzenia profesorze.
- Do widzenia – odpowiedział nieco gorzko.
Powolnym krokiem wrócił do swoich komnat. Nieco się zdziwił, gdy zauważył Granger leżącą nagą w jego pościeli. Przez pojawienie się Pottera i ducha Lily, zapomniał, że wciąż kobieta znajduje się w jego sypialni, a wścibska natura Gryfonki nie pozwoliłaby opuścić jego kwater, aby nie dowiedzieć się, kto śmiał im przerwać rozmowę. Uśmiechnął się w myśli, widząc jej rozrzucone włosy na poduszce, a jej brzoskwiniowa skóra idealnie odcinała się na tle białej pościeli. Dopiero po chwili go zauważyła, jak skanował wzrokiem całe jej nagie ciało, a w jakiś sposób pochlebiało jej to. Nawet zapomniała o rozmowie, którą rozpoczęli. Widok Severusa, który wpatrywał się w nią z nutką dzikości, sprawił, że obudziła się w niej niegrzeczna kocica. Nieco kokieteryjnie zagryzła dolną wargę, patrząc mu przy tym w oczy, a kosmykiem włosów zaczęła się bawić zalotnie. Nie odezwała się, czekała, aż sam coś powie. Minęła dłuższa chwila nim Snape, zrzucił z siebie buty, rozpiął koszulę i przysiadł się obok niej na łóżku, chwytając ją za dłoń.
- Kto to był? - zapytała w końcu.
- Pan Potter raczył mnie odwiedzić – oczywiście ze swoją matką, dodał w myśli.
- Harry? - pobladła. Jej przyjaciel byłby ostatnią osobą, która z własnej woli pojawiłaby się w lochach. - Czy coś się stało? - spojrzała na niego uważnie, oczekując odpowiedzi, jednak Snape nie kwapił się, by powiedzieć jej. Wzruszył ramionami i burknął pod nosem:
- Później ci powiem. Teraz mamy ważniejsze sprawy do omówienia.
- Och – zarumieniła się delikatnie. Snape nie wyglądał na takiego, który odejdzie od rozmowy, którą toczyli, nim przerwał im Harry, dobijając się do drzwi. Poczuła otaczający ją spokój, kiedy zdała sobie sprawę, że tak naprawdę dokończą rozmowę, która dla obojga nich nie była wcale taka łatwa.
- Wspomniałaś, że niby podrzuciłem ci podręcznik, który niegdyś należał do mnie. Skąd takie przypuszczenie? Oświeć mnie – jego głos był spokojny, wręcz mogła pokusić się o stwierdzenie, że był kojący.
- Tylko ty masz dostęp do moich komnat, to ty podrzuciłeś mi do torby swój podręcznik kiedy ja spałam u ciebie, po zażyciu Eliksiru Słodkiego Snu. To ty wiedziałeś, w jaki sposób uleczyć rany Goyle’a. Dzięki twoim zapiską jako jedyna uwarzyłam poprawnie Wywar Żywej Śmierci. To ty wymyśliłeś zaklęcie Sectumsempra jak również Muffliato, które użyłam może z godzinę temu, wyciszając salę.
- Intrygujące, Granger.
- A wiesz, z czego zdałam sobie sprawę? - gestykulowała rękoma, a Snape nie mógł się powstrzymać, aby nie uśmiechnąć się w myślach na ten widok. - Dlaczego właśnie taka nazwa? Książkę Półkrwi? Pamiętasz jak byliśmy w twoim domu na Spinner's End? To tam opowiedziałeś mi o swoich rodzicach, to tam przyznałeś się, że twój ojciec był mugolem i nienawidził wszystkiego, co wiązało się z magią. Przez to, że twoja matka Elien była czarownicą, ty stałeś się czarodziejem półkrwi. Księciem Półkrwi.
- Długo ci zajęło powiązanie faktów – powiedział ot, tak wstając z łóżka, a Hermiona zaraz za nim.
- Słucham? I ty mówisz o tym tak spokojnie? - założyła ręce na biodra. Była całkowicie wytrącona z równowagi, spodziewała się jakiejkolwiek odpowiedzi, ale nie takiej. Sądziła, że Severus będzie z nią walczył, wypierał się oskarżeń, które posłała pod jego adresem, a on jakby nic przyznał się do wszystkiego i co gorsza, zachował przy tym stoicki spokój. - Przecież o mało co nie wykrwawił się przeze mnie Goyle!
Obrócił się za siebie i spojrzał na nią swym tajemniczym wzrokiem. Jakże nienawidziła sytuacji, kiedy nie potrafiła odczytać nic z jego spojrzenia, jakby napawał się faktem, że założył przed nią maskę. Zbliżył się tak, że ich twarze dzieliły jedynie centymetry. Uspokój się, to nie pora, upomniała się, kiedy jej wzrok co rusz zahaczał o jego usta, które w tym momencie wyglądały niezwykle kusząco. Zagryzła nieświadomie wargę, a ten od razu to zauważył. Chwycił ją za biodro, przez co zbliżyła się do jego ciała, drugą dłoń wplótł w jej włosy i przechylił głowę w bok, składając na jej szyi delikatny pocałunek.
- Przyznaj się, że ci się to podobało – wyszeptał do jej ucha. Zadrżała.
- Nie wiem, o czym mówisz...
- Czarna magia, czyż nie jest pociągająca? - znów zadrżała. Dotknął jej policzka, a następnie zahaczył kciukiem o jej dolną wargę, składając po chwili intensywny pocałunek na jej ustach. - Robię to wszystko dla ciebie.
- Pozwalając mi pogrywać z czymś, z czym nie powinnam? - wyszeptała, równie cicho jak on.
Przymknęła powieki, czując jak miejsce, w którym trzymał dłoń na talii, zaczyna płonąć. Zresztą nie tylko to miejsce zaczynało zionąć ogniem, nie wiedziała, w jaki sposób takimi małymi gestami rozpalił ją do tego stopnia, że była gotowa znów połączyć się z jego ciałem. Całkowita kontrola, którą posiadała poległa w gruzach. Wyczuła na swoim policzku oddech Severusa, który sprawił, że ponownie przeszedł ją dreszcz.
Gdyby tylko uchyliła powieki, mogłaby zauważyć toczącą się walkę w spojrzeniu ukochanego. Snape bił się ze swoimi myślami, jednak już dawno postawił wszystko na jedną kartę. Zbyt daleko posunął się w tej grze, której już nie mógł przerwać. Odezwał się spokojnym, lecz aksamitnym głosem.
- Pozwalając ci przejść przez żałobę, odnajdując własną drogę, którą i ja odnalazłem po śmierci matki.
Otworzyła szeroko oczy. Przecież to niemożliwe, żeby Severus przeczuł, że to będzie wyjście z sytuacji, w której się znalazła, że wkraczając w czarną magię, uda się jej przejść przez żałobę i pogodzić się ze stratą rodziców. Nagle poczuła, jak zanurza się w głębi oceanu. Chłodne wody okalały jej ciało, a przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż całego kręgosłupa. Przymknęła powieki, wciąż czując na swojej skórze ciepły dotyk mężczyzny. To było to. Dreszcze, których doświadczyła, nie był jej w żaden sposób obce, towarzyszyły jej również podczas rozmowy z profesor Torres, która obiecała jej, zagłębić się w sztuce czarnej magii.
Spojrzała na niego spod wachlarza czarnych rzęs, a on mógł zauważyć w jej spojrzeniu niebezpieczny błysk, który sprawił, że poczuł niebezpieczny ucisk w okolicy serca. Granger przechyliła głowę w bok i uśmiechnęła się w jego stronę, a jemu ten widok absolutnie się nie spodobał.
- Severusie – jej głos był otoczony nutką ekscytacji. - Ze wszystkim masz absolutną rację. Czarna magia, to jest to czego potrzebuję – dotknęła jego policzka. - Wskazałeś mi właściwą drogę, którą powinnam podążyć – mówiła, jak nie ona, jakby to nie była ta sama Hermiona Granger, w której się zakochał. Ponowny ucisk w okolicy serca, sprawił, że nieświadomie zacisnął mocniej dłoń na jej tali, ale ona nie zdawała się odczuć zwiększonej siły nacisku. - Obiecaj mi jedno, że zawsze będziesz przy mnie.
Zadrżał na jej słowa. Odnalazł jej spojrzenie i odpowiedział tak spokojnie jak było go tylko stać.
- O nic się nie martw, będę cały czas kroczył u twego boku – pogłaskał ją po policzku i upuścił sypialnię.
Zamknął się w łazience i spojrzał z odrazą w lustro. Jakże brzydził się sobą. Jakim prawem okłamywał ją, mydlił jej oczy, wpajając jej, że robi to dla jej dobra, że czarna magia pomoże jej przejść żałobę. Kurwa!, zaklął w myślach. Czuł, że czarno magiczna siła zrobiła z Granger jedynie marionetkę i zareagowała względnie dobrze na swoje odkrycie, że to on jest Księciem Półkrwi, że to on przez cały czas podrzuca jej tajemnicze księgi wprost do jej kwater. Gdyby ta dawna Granger dowiedziała się o tym, już na samym początku wyrzuciłaby całą kolekcję podejrzanych ksiąg ze swoich komnat, nie tknęłaby jego podręcznika, nie użyłaby zaklęć, których nie zna. Tylko to już nie była ta sama Granger. Przecież już nie mógł się wycofać. Zbyt daleko w to się zagłębił, a odpuszczając, nawet na moment proces przemiany, mógł wszystko zniszczyć, a nie chciał myśleć, jakie mogą być tego skutki. Nie chciał ponownie trzymać ukochanej martwej osoby w ramionach.
Lily, ah ta Lily, westchnął w myślach, powracając do zdarzenia sprzed kilkunastu minut, kiedy mógł widzieć dawną przyjaciółkę na własne oczy. A obietnica złożona sobie i przede wszystkim jej była najważniejsza. Musi ochronić Pottera, musi pomóc mu wygrać z Czarnym Panem.
Zaśmiał się gorzko z sytuacji, w której się znalazł. Zawsze stronił od Gryfonów, unikał ich jak ognia, a teraz? Będzie musiał trwać u boku Pottera, by wyciągnąć go z bagna, w którym się znajdzie. Będzie również musiał trzymać puls nad nową naturą Granger, nad tą ciemniejszą stroną jej duszy, której dziewczyna nie będzie sama w stanie okiełznać.
Jeszcze jak dojdzie mi Weasley do ochrony to naprawdę zwariuję, warknął w myślach, widząc przed oczami siebie, jako stróża Złotej Trójcy.
***
Profesor Torres pokiwała z uznaniem głową. Zaklęcia, które pokazała ostatnim razem pannie Granger, zostały przez nią idealnie opanowane. Tego wieczoru nie wprowadzała nowych pojęć, chciała mieć pewność, że jej uczennica najpierw będzie miała na wysokim poziomie wcześniej przedstawione przez nią pojęcia, niż ruszą z nowym materiałem. Chociaż czego można było się dziwić po pannie Granger, wszystko przebiegło pomyślnie. Mimo że Torres, chciała wprowadzić więcej pojęć w krótkim czasie, poszerzyć zakres wiedzy panny Granger, którego nie pozna na zajęciach w szkole, czuła, że ten spokojny dzień właśnie się zakończył. Ogromny ból, niczym przyłożone do czerwoności rozgrzane żelazo sprawiło, że zacisnęła dłonie na lewym przedramieniu. Czarny Pan nie pierwszy raz ją wzywał, ale wciąż nie potrafiła przyzwyczaić się do bólu, który na początku był tak silny, że powodował omdlenie kobiety, czy ścisk żołądka podnosząc w górę wcześniej zjedzony posiłek. Torres zaczęła się gorączkowo zastanawiać, co mogło sprawić, że Czarny Pan zażyczył sobie spotkania i to w środku tygodnia, gdzie zwykle takie sytuacje nie miały miejsca.
Hermiona zauważyła zmianę kobiety, widziała, jak kurczowo trzyma się za ramię, gdzie w tym samym miejscu Severus miał Mroczny Znak. Spojrzała na kobietę spod wachlarza rzęs. Przez chwilę toczyły walkę na spojrzenia, nim pierwsza odezwała się nauczycielka transmutacji.
- Panno Granger świetna robota – powiedziała nieco ochrypłym głosem kobieta. Hermiona mogła zauważyć w jej spojrzeniu łzy, które zapewne były spowodowane siłą bólu przeszywającego jej ciało. - Nasza lekcja dobiegła końca, proszę wracać prosto do zamku. Skontaktuje się z panią odnośnie następnych zajęć.
- Pani profesor – zatrzymała ją w połowie kroku. Profesor Torres oderwała spojrzenie od Zakazanego Lasu, do którego zmierzała. Zagryzła od wewnętrznej strony policzek. Nie dane jej było poczuć na swojej skórze złość Czarnego Pana, spowodowaną spóźnieniem się na zebranie. Liczyła, że tego dnia okaże się łaskawy, gdyż Granger wyglądała na nieco przestraszoną, a ona poczuła się w obowiązku, by zatrzymać się na dłuższą chwilę przy niej. - Czy profesor Snape został również wezwany?
- Obawiam się, że tak – odpowiedziała całkiem poważnie, nie chcąc bawić się z nią w kotka i myszkę. Mogła zauważyć, jak dziewczyna nerwowo zagryzła wargę.
- Proszę na siebie uważać i… na profesora Snape’a.
Profesor Torres nieznacznie kiwnęła głową i ruszyła szybkim krokiem ku wejściu do Zakazanego Lasu, a Hermiona jeszcze przez chwilę patrzyła w tamto miejsce, nim sylwetka kobiety nie zniknęła jej z oczu. Wcisnęła ręce w kieszenie płaszcza i ruszyła w drogę powrotną do zamku, usilnie zastanawiając się nad profesor Torres i Mrocznym Znaku na jej przedramieniu. Za punkt honoru postawiła, aby sprawdzić w środku nocy czy Severus wrócił ze spotkania cały i zdrowy, a dopiero później porozmawia z nim na temat kobiety. Chociaż gdzieś w sercu czuła, że profesor Torres nie jest taka zła, że Mroczny Znak na jej przedramieniu, nie przemawia za przeszytym do szpiku kości złem czarownicy, bo gdyby było inaczej, już dawno by ją zaatakowała, a co gorsza, pewnie podstawiłaby ją pod oblicze samego Lorda Voldemorta.
W końcu sam Severus jej ufał, wyglądał, jakby pokładał w niej wszelkie nadzieje. Jeśli tak potężny czarodziej, jakim był Snape, wciąż trzymał się blisko profesor Torres, znał ją od dziecka i zapewne był świadom o posiadanym przez nią Mrocznym Znaku, musiało to o czymś świadczyć. Jakby inaczej kobieta mogłaby wytłumaczyć swoje przypuszczenie, że on również mógł brać udział w spotkaniu.
Snape nie mówił na głos, że ufa nauczycielce transmutacji, ale samo jego przebywanie w jej towarzystwie, to jak mógł przed nią ściągnąć swoją maskę, dało Hermionie do myślenia, że darzył profesor Torres zaufaniem. Mogła się posilić nad stwierdzeniem, że również darzy ją czymś na kształt przyjaźni. Jeśli Severus tak robił, to Hermiona również powinna. Gdyby było inaczej, na pewno zakazałyby jej spotkań z kobietą.
Hermiona tak była pochłonięta w swoich myślach dotyczących opiekunki domu Lwa, że nawet nie wiedziała, kiedy znalazła się w zamku, a nogi same ją prowadziły wprost do kwater. Nagle zza zakrętu wyszedł ktoś, zderzając się boleśnie z jej ramieniem.
- Wybacz Hermiono.
- Oh przepraszam – spojrzała na przyjaciela przepraszająco, rozmasowując sobie ramię. – Zamyśliłam się trochę.
- Gdzie byłaś? - wskazał sugestywnie na jej zimowy płaszcz i czapkę na głowie.
- Byłam się przejść, a ty Harry? Co tu robisz?
- Wiesz Hermiono, w sumie to ciebie szukałem – podrapał się po karku. - Musiałem uciec z wieży Gryffindoru.
- Dlaczego? Co się stało? - spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Cała drużyna dowiedziała się dziś, że najbliższy mecz ze Slytherinem został odwołany – odpowiedział nieco skwaszony.
- Oh – wciągnęła powietrze ze świstem. - To nie twoja wina Harry, w końcu by się dowiedzieli.
- Tylko każdy się na mnie uwziął teraz.
- W końcu jesteś kapitanem – szturchnęła go w bok, starając się poprawić mu humor. - Ale co im w końcu powiedziałeś?
- Że odgórnie – nakreślił w powietrzu cudzysłów – Pierwszy mecz w nowym semestrze rozpocznie Hufflepuff i Ravenclaw, a Gryffindor wraz ze Slytherinem, będą musieli poczekać na swoją kolej.
- Uwierzyli w to?
- Chyba tak – sapnął ciężko. - Nieźle marudzili, ale w końcu uznali, że jeśli to odgórna decyzja to nic nie mogą z tym zrobić.
- Przykro mi, że tak się stało.
- To nie twoja wina Hermiono, każdy miał w tym swój udział. Do dziś nie mogę uwierzyć, że Snape odebrał punkty Slytherinowi, nigdy tego w końcu nie zrobił. Może się starzeje? - zastanowił się na głos, co spotkało się z chichotem Hermiony.
- Chcesz zajść na herbatę? - zaproponowała.
- Z chęcią!
Siedzieli przed kominkiem, spoglądając na siebie znad parujących kubków. W końcu Harry odłożył swój napój na stolik, skrzyżował nogi przed sobą i spojrzał na przyjaciółkę.
- Chciałabyś pójść ze mną do biblioteki? Muszę znaleźć parę ksiąg – westchnął, drapiąc się po karku.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Harrym – zaśmiała się Hermiona, niecodzienną prośbą przyjaciela. Odstawiła swój kubek na stolik i spojrzała na niego. - No dobra, co potrzebujesz z biblioteki.
- Wszystkiego, co dotyczy oklumencji.
- Harry… - wciągnęła powietrze. - Czy to znaczy, że...
- Że będę mieć zajęcia z oklumencji? - dokończył za nią. - Tak. Byłem dziś u Snape’a i poprosiłem go o danie mi ostatniej szansy. - Czyli po to Harry zjawił się u Severusa, przeszło jej przez myśl.
- Co zrobiłeś, że profesor Snape się zgodził? Wiemy, jak wyglądały twoje zajęcia z zeszłego roku – zaczęła spokojnie.
- No właśnie chodzi o to, że go przeprosiłem za to co się stało wtedy – Harry zaczął skubać palcami rąbek swojej bluzy. - Tylko Hermiono, nie mam pojęcia czy dobrze zrobiłem, że poszedłem z tym do Snape’a.
- Harry, profesor Dumbledore kazał ci iść do profesora Snape’a w zeszłym roku. Jeśli podjął taką decyzję, kierując cię do niego już wtedy, to wierzę, że chciał jak najlepiej dla ciebie.
- Może masz rację...
- Nie będziesz żałować Harry, wierzę, że profesor Snape pomoże ci, tylko musisz się wykazać chęcią i współpracą. Sztuka oklumencji jest bardzo trudna, wymaga silnego zamknięcia umysłu i wyparciu się wszelkich emocji.
- Tak wiem – westchnął, chwytając za kubek. - Powiedziałem mu o horkruksach.
- Naprawdę? - wciągnęła powietrze ze świstem. - I co?
- Jak o nich usłyszał, że wiem o ich istnieniu, to zadecydował, że udzieli mi lekcji. Dlatego muszę opanować, jak najwięcej ksiąg, a zostało mi tylko kilka dni.
- Kiedy masz pierwsze zajęcia?
- W sobotę. O dziesiątej rano – sapnął ciężko, co spotkało się ze śmiechem Granger, która doskonale wiedziała, że Harry nie należał porannym ptaszków.
- Dlatego musimy zdobyć księgi już dziś – odpowiedziała żwawo.
- Biblioteka jest już zamknięta, a niedługo cisza nocna...
- Harry nie zapomnij, że jestem prefekt naczelną – uniosła sugestywnie brwi w górę. - A nas interesuje przede wszystkim to, co zakazane.
- Czyli włamujemy się do Działu Ksiąg Zakazanych? - podłapał jej tok rozumowania, co spotkało się z malutkim uśmiechem przyjaciółki.
- Oczywiście Harry, w końcu nie pierwszy raz łamiemy szkolny regulamin – zaśmiała się głośno, a Harry po chwili dołączył się do niej. - Masz przypadkiem przy sobie Pelerynę Niewidkę?
- A powiem ci, że szczęśliwym trafem zabrałem ją ze sobą – wyciągnął z kieszeni bluzy połyskujący materiał. - To co, ruszamy?
- Ruszamy.
Hermiona zapomniała już jak to jest ukrywać się pod Peleryną Niewidką. Przez całą drogę prowadzącą do biblioteki musieli pochylać się, aby tylko nie było widać im wystających butów. Co prawda nieźle się namęczyli, już dawno skończyły się czasy kiedy mieścili się wraz z Ronem pod peleryną, a było to jeszcze na drugim roku. Każde z nich wyrosło, a idąc w dwójkę i starając się nie ukazać swoich, sylwetek było dla nich nie lada wyzwaniem.
Po ciągnących się w nieskończoność minutach dotarli pod bibliotekę. Hermiona wyciągnęła różdżkę i skierowała nią na masywne drzwi.
- Alohomora.
- Zwykła Alohomora? - zdziwił się Harry kiedy zaklęcie zadziałało, a drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym dla uszu skrzypieniem.
- Pani Pince nie jest zbyt kreatywna w zaklęciach – odpowiedziała Hermiona, gdy znaleźli się w środku. Harry ściągnął z nich Pelerynę Niewidkę i wcisnął ją do kieszeni bluzy.
Oświetlając drogę za pomocą zaklęcia Lumos, dostali się pod masywne kraty, które kryły za sobą Dział Ksiąg Zakazanych. Tutaj zajęło Hermionie nieco więcej czasu, by dostać się do środka, ale nie było to coś, dla niej niewykonalnego. Już nie raz wkradała się tutaj, pragnąc poszerzyć zasób swoich referatów o smaczki niedostępne dla zwykłego ucznia.
Harry stanął nieco z boku, kiedy Hermiona przeszukiwała obszerne regały. Wolał być na straży, gdyby tylko ktoś zdecydował się wkroczyć do biblioteki, a wiedział, że Hermiona tutaj czuje się, jak ryba w wodzie, więc odnalezienie właściwych ksiąg nie zajęło jej wiele czasu.
- Kiedy ja to przeczytam – westchnął ciężko Harry, kiedy Hermiona otworzyła obszerną księgę. Przejrzała spis treści, a po chwili zaczęła kartkować opasłe tomiszcze, znajdując interesujący ją rozdział. Nie mogła wyjść z biblioteki z książką pod pachą, a nie chciała tracić czasu na przepisywanie najważniejszych informacji, których bądź co bądź było kilkanaście stron.
- Accio pergaminy – wymruczała pod nosem formułkę, a po chwili w jej dłoni znalazły się zwoje pergaminów, które przywędrowały z regału, znajdującego się przy biurku pani Pince. - Patrz i ucz się Harry.
Wykonała parę zawziętych ruchów różdżką nad księgą, a po chwili złota poświata kopiowała cały tekst, który ją interesował. Harry stanął oniemiały zdolnościami Hermiony, która wyglądała, jakby nie robiła tego po raz pierwszy. Pusty pergamin zapełnił się niezwykle potrzebnymi informacjami o blokadzie umysłu, a także wyjałowienie go z jakichkolwiek emocji.
- Kiedyś przeszło mi przez myśl, że ty i Snape, no wiesz… - zagadał ot, tak Harry, kiedy Hermiona kopiowała tekst kolejnych obszernych ksiąg.
- Słucham? - spojrzała na niego znad kosmyków włosów, które opadły jej na czoło. Myślała, że się przesłyszała, że wypowiedź Harry’ego była efektem przemęczenia jej umysłu, że jej przyjaciel wcale nie wypowiedział tych słów. Myliła się, Harry posłał jej zawadzki uśmiech.
- No, że coś was łączy, śmieszne co? Ty i Snape – rzucił Harry, a Hermiona czuła, jak oblewają ją zimne dreszcze, od koniuszków palców, aż po cebulki włosów. Dłoń, w której dzierżyła różdżkę, zadrżała.
- Tak, naprawdę śmieszne – przełknęła gulę w gardle, starając się wyglądać naturalnie i nie zdradzać, że tak naprawdę przypuszczenia Harry’ego są prawdziwe. - Dlaczego tak pomyślałeś, Harry? - zapytała, siląc się na spokojny i nieco ciekawski ton głosu.
- Tańczyliście razem na balu, w Norze podczas świąt pytałaś o niego, zwracając się do niego po imieniu, a sam Snape wygląda, jakby zaczął cię tolerować. Wybacz mi Hermiono, ale nigdy wcześniej nie pozwolił ci odpowiedzieć podczas zajęć, zawsze sama się wyrywałaś, a ostatnio nawet pochwalił cię, że uwarzyłaś jako jedyna poprawnie Wywar Żywej Śmierci.
- Harry – spojrzała mu prosto w oczy, prostując barki. - Ja…
A cała kontrola, którą przed chwilą posiadała legła w gruzach. Czuła, że zaczyna panikować, że dłonie zaczynają jej drżeć, oddech delikatnie przyśpieszył. Harry zmrużył oczy. Czy naprawdę ich zachowanie wskazuje, że ich stosunki są głębsze? Przecież uważają, są ostrożni, a co jeśli nie tylko Harry to zauważył? Co jeśli pozostali uczniowie widzą to, łącznie z gronem pedagogicznym? Przecież Severus może zostać wydalony z pracy, osądzony przez Ministerstwo Magii o zgorszenie uczennicy, pogwałcenie swoich kompetencji pedagogicznych. W tym momencie absolutne nie myślała o sobie, zapewne zostałaby wyrzucona ze szkoły, a następnie obsmarowana najgorszymi bluźnierstwami przez Ritę Skeeter na łamach Proroka Codziennego. W tej chwili najważniejszy był dla niej Severus, a jego ochrona była dla niej priorytetem. Przełknęła gulę w gardle.
- Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy, ale mnie i profesora Snape’a nic nie łączy. Zgodzę się z tobą, że profesor Snape chyba się starzeje, a to, że pochwalił moje zdolności na lekcji eliksirów, mogą świadczyć, że w końcu zrozumiał, że jestem tą czarownicą, o której wszyscy mówią – zrobiła krok bliżej w stronę Harry’ego. - Najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw, a profesor Snape chyba w końcu to zauważył.
- Przecież żartowałem, wszystko wzięłaś do siebie – zaśmiał się Harry, a Hermiona poczuła, że na moment się rozluźnia, jednak nie chciała tego pokazać w pełni. Z bijącym sercem, czekała na dalszy krok przyjaciela. - Gdybyś widziała swoją minę. Słuchaj Mionka – odezwał się nieco poważniejszym tonem. - Snape chyba w końcu zrozumiał, że masz ogromną wiedzę. Lepiej późno niż wcale, co nie?
- Tak, masz rację Harry – uśmiechnęła się blado. - W końcu docenił umiejętności Gryfonów.
Wszystkie uczucia, które żywiła do tego chłopaka o zielonych oczach, sprawiły, że dziwne i nieprzyjemne macki zacisnęły się wokół jej serca. Tak bardzo kochała Harry’ego, traktowała go jak brata, którego nigdy nie miała, a krzywdę, którą mu wyrządzała poprzez okłamywanie go, sprawiła, że nie potrafiła podnieść na niego wzroku.
Tak bardzo chciała go chronić, nie pozwolić by stała mu się najmniejsza krzywda, więc wybrała kłamstwo, które w jej ustach brzmiało, niczym najlepiej zapakowane słowa, ozdobione złotym papierem. Gdyby tylko Harry poznał prawdę, gdyby tylko w jego umyśle zakiełkowało prawdziwe przeczucie, że łączy ją coś z ich profesorem, wszyscy troje byliby w niebezpieczeństwie. A największym byłby Severus, który działał pod osłoną krążąc wokół Voldemorta. I gdyby tylko Harry dwoił się i troił, opanowując trudną sztukę oklumencji, taka informacja w jego umyśle, mogłaby spowodować śmierć nie jednego czarodzieja, a zapewne kilku, na których Hermionie zależało najbardziej na świecie. I gdyby tylko posiadała wszelkie, najpotężniejsze moce świata mogłaby ich uchronić. Byłaby w stanie podzielić się z Harrym i Ronem informacją, że od dłuższego czasu jest szczęśliwie zakochana, że czuje się bezpieczna i doceniona przez mężczyznę, którego serce udało się jej zdobyć. I gdyby tylko potrafiła wziąć na siebie całe otaczające ich zło, ratując tych, których kocha, wszystko było idealnie, wszyscy mogliby znów poczuć się szczęśliwi.
Gdyby tylko...
Dzień dooobry! ♥
Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem. Do napisania ostatniej sceny w bibliotece zainspirowała mnie Tośka, której dedykuję ten rozdział 😍🙈 Tośka pod jednym z rozdziałów zapytała, czy doczekamy się dnia, kiedy Harry z Ronem dowiedzą się o jej sekretnym związku. Prawda nie wyszła na jaw, ale było bardzo blisko...
Co sądzicie o nowym rozdziale? Uważacie, że Hermiona powinna wyjawić Harry'emu prawdę? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu 💕
Dla obecnych tutaj, a nie na moim drugim blogu, serdecznie chciałabym Was zaprosić do dwóch znakomitych opowiadań. Starej i dobrej Rickmanickiej, której chyba nie muszę nikomu przedstawiać! Już nie raz wspominałam, że takiego opowiadania, jakim jest Proces, jeszcze nie było na bloggerze. Nie dane było mi się spotkać z tak poprowadzoną historią, głównie skupiającą się na odkryciu i poznaniu profesora Snape'a. Wszyscy co znają Rickmanickę wiedzą, że uwielbia ona Sevmione, którego i w tym opowiadaniu nie zabraknie 😈🔥
Chciałabym również polecić Wam opowiadanie Xmariexy, które osobiście uważam, że zasługuje na spotkanie się z większą publicznością. Jestem z autorką od samego początku, śledzę jej poczynania już od samego prologu i mogę Wam powiedzieć, że widzę ogromne postępy w szlifowaniu fachu. Z czystym sumieniem stwierdzam, że autorka prężnie się rozwija w tym opowiadaniu. Widać, jaką sprawia jej to frajdę. Akcja toczy się powoli, bez zbędnego pośpiechu, ale mam nadzieję, że to nie stanie Wam na przeszkodzie, aby poznać nowe, świetnie się zapowiadające opowiadanie Sevmione na bloggerze 💕🤗
Xmariexa i Sevmione ponad barierami 👈🏻
Na moim drugim blogu: Hermiona i Severus - A kiedy przyjdzie czas, również pojawił się nowy, długo wyczekiwany rozdział. Wszyscy jesteście tam mile widziani ♥
Kolejny rozdział już niedługo, także uważnie wyczekujcie sowy! Do usłyszenia 😘
Ściskam,
Jazz ♥
P.S. Za wszystkie błędy, literówki najmocniej przepraszam.