środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 41

Kevin dopił swoją gorącą czekoladę i wstał, żegnając się z Hermioną. Profesor Sprout ścigała swoich podopiecznych po Miodowym Królestwie i sklepie Zonka, aby mogli wszyscy razem wrócić do zamku na ciepły, smaczny obiad, przygotowany przez skrzaty. Kobieta dopadła go w Miodowym Królestwie, razem z dziewczyną. Rozmawiali, a co jakiś czas śmiali się tak głośno, że zwracali na siebie uwagę innych uczniów. Pani Prefekt spędziła miło czas z chłopcem, stwierdzając, że bardzo go polubiła. Były momenty, w których znów ją przepraszał i dziękował, a ona jedynie uśmiechała się do niego ciepło.


Kiedy pierwsza grupa uczniów wróciła do zamku na obiad, kolejna przyszła do Miasteczka Czarodziejów. Tu znalazły się tylko starsze roczniki, poszukujące kreacji na bal, który miał odbyć się lada chwila. Drzwi zaskrzypiały, a do środka wleciało zimne powietrze, niosąc za sobą mgiełkę białego puchu. Ginny uśmiechnęła się od ucha do ucha i pomachała Hermionie, która zakładała właśnie kurtkę. Dziewczyna obejrzała się za siebie, sprawdzając, czy ma wszystko i wyszły na uliczkę, gdzie dziewczęta biegały od sklepu do sklepu, wciskając nosy do witryn sklepowych. Gryfonki popatrzyły na siebie, po czym udały się do najbliższego sklepu, mając nadzieję, że tam znajdą dla siebie odpowiednie sukienki.


Tłok w sklepie był okropny. Przy kasie stały uśmiechnięte dziewczęta, które dumnie trzymały sukienki, by po chwili móc wyjść ze sklepu, mając swój strój na bal i nie martwić się już o niego jak inne dziewczęta, które patrzyły błagalnie na wieszaki. Hermiona pociągnęła Ginny za rękę i doszły do o dziwo, wolnego miejsca z sukienkami. Rudowłosa rzuciła się, poszukując czegoś odpowiedniego z długim rękawem, natomiast Hermiona postanowiła mieć sukienkę z krótkim rękawkiem do łokci albo mieć coś zarzuconego na ramiona, aby ukryć bliznę po pazurach Kuchugara, które jeszcze drastycznie rzucały się w oczy. Ginny położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki i potrząsnęła przecząco głową, a Hermiona zrobiła to samo, po czym wyszły ze sklepu z pustymi rękami. Chodziły już od godziny, ale nigdzie nie mogły znaleźć dla rudowłosej sukienki. Mimo że starsza z dziewczyn miała już coś na oku, sukienka okazała się za mała. Była koloru błękitu z lekkim wcięciem na lewej nodze, ale Hermiona nie mogła w nią wejść. Ginny próbowała za pomocą czarów jakoś pomóc przyjaciółce wcisnąć się w sukienkę, ale na nic. Hermiona jedynie wylądowała na podłodze z hukiem, warcząc złowrogo.  Wyszły ze sklepu i stanęły pod daszkiem, gdzie płatki śniegu, lecące z nieba, były poza ich zasięgiem.


- Kupię ci czapkę na święta - powiedziała Hermiona, uśmiechając się na widok zmieszanej miny przyjaciółki.

- Po co mi czapka? - zapytała zdezorientowana. - Przecież mam.

- To, czemu jej nie nosisz? Chcesz być chora?

- Hermiona nie baw się w moją mamę, niańczysz mnie tylko. - Wywróciła oczami.

- Jako twoja starsza siostra będę cię niańczyć, aż uciekniesz ode mnie - zaśmiała się i pocałowała dziewczynę w policzek. - Ginny co jest? - spojrzała na posmutniałą Gryfonkę.

- Nie idę na bal – powiedziała rudowłosa, buntowniczo chowając ręce w kieszeniach kurtki.

- Słucham?

- Dobrze słyszałaś, nie idę i tyle.

- Dlaczego?

- Nie mam co na siebie włożyć - mruknęła posępnie. – Nic nie ma dla mnie. Co mam ubrać, worek po kartoflach? Mogłabym coś kupić i podesłać mamie, aby mi ją przerobiła, ale ona będzie zadawać milion pytań i jeszcze coś zacznie podejrzewać... - westchnęła na sam koniec.

- Chodź. - Złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą. Oglądając się jeszcze przez ramię, czy aby nikt ich nie obserwuje.

- Gdzie idziemy? – spytała, gdy odeszły w jakiś ciemny zaułek z dala od ulicznego zgiełku.

- Zaszalejemy, Ginny. - uśmiechnęła się. - Dawno chciałam to zrobić. Tylko nie mów chłopakom, bo będą się czepiać, czemu nie wzięłyśmy ich ze sobą.

- Co zrobić?

- Ginny, złap mnie za rękę – rzekła kasztanowłosa, rozglądając się dookoła.

- C-czy ty chcesz nas...?

- Oczywiście.

- Ale nie masz licencji na teleportację! Hermiono! - dziewczyna posłała jej uśmiech, który nie pasował do panny Granger. - Masz?

- Zgadza się, Ginny.

- Ale jak to? Kiedy? Jak? Będziemy miały problemy!

- Pytania są zbędne. - pokręciła głową. - Zdałam egzamin jakiś czas temu.

- Zaskakujesz mnie – stwierdziła przyjaciółka Hermiony, a na jej twarz powróciły kolory. - To znaczy, że zdobędziemy sukienki?

- Właśnie tak, Ginny. - rudowłosa zapiszczała szczęśliwa i rzuciła się na przyjaciółkę. - Gdzie chcesz poszukać?

- Paryż. - oczy jej błysnęły. - Ale, Hermiono...

- Słucham? – powiedziała, szybko spoglądając na nią swoimi czekoladowymi oczami. - Nie, Ginny tylko nie mów, że masz wątpliwości.

- Nie mam mugolskich pieniędzy, jak niby zapłacimy?

- Ja mam. - natrafiając na pytające spojrzenie Gryfonki powiedziała: - Sądziłam, że nic tu nie znajdziemy i wzięłam swoje pieniądze na wszelki wypadek.

- Oddam ci.

- Oj, cicho już. - uśmiechnęła się ciepło. - To jak? Gotowa na Paryż?

- Gotowa! – oznajmiła, po czym chwyciła Hermionę za rękę i rozległo się charakterystyczne pyknięcie teleportacji, a po dziewczynach nie było już śladu.




***

Mały sklepik z uroczą, starszą ekspedientką, z dala od ulicznego zgiełku, był idealnym miejscem, gdzie pierwsze sukienki, które zobaczyły, teraz mogły mieć na własność. Cena kreacji była taka mała, że mogły kupić jeszcze kilka dodatków: buty, parę brakujących kosmetyków, a nawet na sam koniec udać się na pyszne cappuccino. Dookoła widziała wszechobecne kamieniczki, a w oddali stała wieża Eiffla. Wszystko było przystrojone takimi samymi lampkami, jakie znała z dzieciństwa – jasnymi tak bardzo, że od ich ogromu trzeba było mrużyć oczy. Dodatkowo wszystko pokrywał śnieżny puch, w sumie tylko denerwujący francuzów, którzy w czasie bieganiny po prezenty czy choinkę, musieli jeszcze znaleźć czas na odśnieżenie auta. Mimo że były tam tylko dwie godziny, Hermiona chciała tam wrócić, mając nadzieję zwiedzić miasto nocą, pójść jeszcze raz na cappuccino albo po prostu stanąć i odetchnąć, chociaż na chwilę. Westchnęła na wspomnienie kolorowych lampek, roześmianych francuzów i stanęła przed swoją szafą, zakładając ręce na biodra i kręcąc głową bezradna. Za półtorej godziny miała z Malfoyem udać się do Trzech Mioteł, gdzie mieli spotkać się z wokalistą Fatalnych Jędz i porozmawiać z nim o koncercie, wcześniej odbierając pozwolenie od Snape'a. 


Pierwsze, co zrobiła, to rozczesała ostrożnie włosy, aby zgubić ich jak najmniej, po czym upięła włosy w koka, puszczając parę luźnych pasemek. Spryskała się ulubionymi kwiatowymi perfumami, przymykając powieki i rozkoszując się ich kuszącym zapachem. W końcu spotkają się z gwiazdą rocka, a chciała wypaść jak najlepiej, może załatwiając dodatkowo autograf i wręczając go Ginny na święta. Westchnęła, biorąc do ręki swoją kosmetyczkę, po czym całą zawartość wysypała na łóżko. Na szczęście nie było Lavender i Parvati, więc mogła zająć się sobą bez problemu. Spojrzała na cienie do oczu i wypuściła powietrze ze świstem. Ten kosmetyk nie należał do jej codziennego zestawu tak samo jak podkład, korektor czy puder. W gruncie rzeczy Hermiona miała ładną cerę, a tona makijażu nie byłaby jej tak potrzebna. Teraz zauważyła, że nawet tusz ją opuścił, kiedy rano wygląda z każdym dniem jakby gorzej. Pokręciła głową, przecież nie mogła wyglądać z dnia na dzień coraz gorzej. To absurd!


W końcu zdecydowała się zastosować wszystkie kosmetyki, jakie miała; przy użyciu ciemnych cieni z paletki nadała spojrzeniu kociego oka, które mocniej uwypukliły jej tęczówkę, a tusz podkreślił jedynie zarys jej długich i gęstych rzęs. Gryfonka uśmiechnęła się do dziewczyny w lustrze, zadowolona z efektu. Wyciągnęła jeszcze krwisto-czerwoną szminkę, którą dziś kupiła i nadała jej ustom wyrazistego koloru. Spojrzała na zegarek, po czym się przeraziła. Trzydzieści pięć minut... Merlinie! Kolejny raz otworzyła szafę i rozebrała się, stając przed nią w samej bieliźnie. Przeszukiwała wieszaki, półki i szafki, w końcu natrafiając na skórzaną spódniczkę do kolan. Krzyknęła triumfalnie i podbiegła do małej szafki, wyciągając czarne rajstopy. Ubierała je, skacząc na jednej nodze, i jednocześnie szukała górnej części ubrania. Z szafy wybrała białą bluzkę z długim rękawem, miejscami połyskującą, a na wierzch ubrała elegancką marynarkę. Spojrzała na siebie w lustrze i przekręciła głowę w bok, patrząc na siebie od stóp do głów, zatrzymując wzrok na nogach. Pacnęła się dłonią w czoło i wyciągnęła z kufra buty na niewysokim korku, po czym spojrzała na swoje nogi i stuknęła obcasami niczym dziewczynka z Krainy Oz.  


Wzięła płaszcz, czapkę, torebkę i wyszła z dormitorium dziewcząt. Przed schodami rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona i teraz mogła wyjść niezauważona. Na korytarzu zaczęła biec, by po chwili zbiegać po schodach, co w takich butach wychodziło jej, o dziwo, z gracją. Stanęła przy drzwiach, gdzie miała spotkać się z chłopakiem i czekała, nerwowo chodząc w kółko. Podciągnęła rękaw i jęknęła. Siedemnaście minut... Malfoy, no! Prychnęła. Miał zjawić się ze zgodą. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na zegarek i ruszyła szybkim krokiem do lochów, wyzywając w myślach tą tlenioną Fretkę. Stanęła przed drzwiami prowadzącymi do gabinetu Mistrza Eliksirów i wzięła kilka głębszych oddechów. Poprawiła włosy, instynktownie przygładziła spódniczkę, a następnie zapukała.


- Proszę... - Usłyszała jego głos przyzwolenia, a po chwili była w mrocznym gabinecie Mistrza Eliksirów. Czarodziej siedział przed biurkiem i skrobał zawzięcie na pergaminie, po czym podniósł wzrok i wywrócił oczami. – Granger, ściągnij z siebie zaklęcie.

- Och... – Hermiona dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wciąż ma je na sobie. Po chwili mógł ją zobaczyć w całej okazałości i zabrakło mu jakichkolwiek słów, aby opisać młodą Gryfonkę. Stała przed nim z lekkim rumieńcem. Musiał przyznać, że wyglądała pięknie. Badawczym wzrokiem spojrzał na jej zgrabne nogi i poczuł gorąco na karku. Był zmuszony przyznać się sam przed sobą, że panna Granger wygląda seksownie. - Skąd pan wiedział, że to ja, a nie Malfoy? - wyrwała go z zamyśleń.

- Kiedy otwierała pani drzwi, doleciał do mnie zapach pańskich perfum, panno Granger. Wątpię, aby Draco używał kwiatu wiśni – powiedział, odwracając wzrok.

- Rozpoznał to pan? Po zapachu? - zdziwiła się.

- Jestem Mistrzem Eliksirów. Chyba byłoby absurdem, nie rozpoznając zapachów, panno Granger. - odłożył dokumenty i wskazał na miejsce przed swoim biurkiem. Przewiesiła płaszcz przez oparcie krzesła i usiadła, zakładając nogę na nogę. - Gdzie idziecie?

- Do Trzech Mioteł gdzie jesteśmy umówieni z wokalistą Fatalnych Jędz.

- Rozumiem - mruknął i zaczął skrobać coś na kawałku pergaminu. Dziewczyna w tym czasie zaczęła chodzić po jego gabinecie, lekko stukając butami. – Wątpię, aby to było muzeum - powiedział z ironią w głosie, a ona przygryzła wargę.

- Lubię pański gabinet... - powiedziała lekko rozmarzonym głosem, lecz on tego nie skomentował. Odwróciła się do niego, stojąc teraz pod ścianą, gdzie miała doskonały widok na profil mężczyzny. Czemu teraz widzi, że ma na sobie ciemną koszulę? Gdzie podziała się jego czarna szata? Chociaż teraz też wyglądał niczemu sobie. Włosy delikatnie opadały mu na twarz, kiedy skrobał na pergaminie. Idealny, pomyślała. Jej wzrok powędrował na jego usta, jakże chciała znów ich posmakować, poczuć jego oddech na karku czy ciepło jego ciała. 

- Proszę. - powiedział i podniósł wzrok, wyrywając ją z zamyśleń. Wyciągnął kartkę w jej stronę, jednak ona stała nadal i wpatrywała się w niego z pożądaniem w czekoladowych oczach. Severus wychapał to od razu. W jej głowie brzmiały tylko słowa Ginny: Zrób to. Postaw na jedną kartę.


Stanęła nad nim, swoimi kolanami dotykając jego kolan. Snape patrzył na nią z ciekawością a może z wyczekiwaniem? Jego czarne tęczówki wypalały ją od środka, powodując krwistoczerwony rumieniec na twarzy młodej czarownicy. Poczuła przyjemnie dreszcze pod wpływem jego intensywnego, a zarazem mrocznego spojrzenia. Spuściła wzrok, zatrzymując go na jego kolanach i powoli wypuściła powietrze, próbując oddychać miarowo. Podnosząc głowę, zauważyła, że bacznie się jej przygląda, w końcu jakby mogło być inaczej? Każdy milimetr jej ciała pragnął go, a ona aż kipiała z podniecenia, gdzie wszystko zaczynało się w podbrzuszu, czując jak ciepły płyn, zaczął wrzeć. Naparła bardziej na jego kolana i pochyliła się nad nim, a dłonie położyła przy jego głowie, skutecznie go tym samym izolując. Zauważyła, jak napina mięśnie, jego czarne oczy błysnęły, a kącik ust lekko drgnął. Położyła swój policzek na jego i przymknęła powieki, wdychając skrycie jego zapach, nieświadoma tego, że on robi to samo, zapamiętując intensywnie kokos, pergamin, stare księgi czy kwiat wiśni, usilnie pasującego tylko do tej małej wiedźmy. Musnęła swoimi czerwonymi wargami jego ziemisty policzek i dotarła do kącika jego ust, składając tam delikatny, niczym muśnięty promieniami słońca pocałunek. 


Pragnęła go, pragnęła jego dotyku na swym ciele, jego ziemistych dłoni, smukłych palców i kiedy tak myślała, a podniecenie zalewało ją od środka, Snape pociągnął ją w swoją stronę tak, że po chwili siedziała na nim okrakiem. Bez większych czułości wbił się spragniony w jej usta, przyciągając do siebie. Każdy pocałunek oddawała z pasją, by móc nieśmiało wpuścić język do jego gorącego wnętrza, gdzie po chwili mogły połączyć się w namiętnym tańcu. Zamknął jej twarz w swoich dłoniach, jednocześnie pogłębiając pocałunek, a ona przywarła do niego, swoimi palcami muskając jego kark. Zadrżał. Wyczuła to od razu, jego przyśpieszony oddech na jej skórze, ich języki drażniące się i dłonie, które mocniej owinęły się w jej tali przyciągając go do siebie. Teraz ona zadrżała, wyczuwając jego nabrzmiałą męskość. Ona? Ta Gryfonka podnieciła go do tego stopnia, że pragnął jej całym sobą? Panna Granger przez chwilę zapomniała jak się oddycha, a on oderwał się od jej ust, przenosząc się na jej szyję i zaczął składać delikatne pocałunki, sprawiając jej tym ogromną przyjemność. Jego dłonie znalazły się na jej plecach, głaszcząc je, a jego wargi ssały jej szyję, by po chwili móc ją buntowniczo przygryźć i znów zassać. Musnął wargami miejsce, w którym zrobił czarownicy malinkę; jego usta przeniosły się na jej nabrzmiałe wargi.


  




- Musisz iść - wymruczał w jej usta między pocałunkami.

- Nie chcę... - powiedziała cicho, by po chwili wbić się w jego wargi, pragnąc jeszcze więcej.

- Gryfonko… - odciągnął ją od siebie i podwinął rękaw jej marynarki, ukazując zegarek. - Masz dziesięć minut, aby znaleźć Dracona i dostać się do Hogsmeade.

- Cholera! – Hermiona poczuła jak zimna krew ją zalewa. Zapomniała!

- Cóż za słownictwo... - uśmiechnął się mrocznie. Dziewczyna zeszła z jego kolan i zaczęła ubierać na siebie w pośpiechu płaszcz. – Proszę. - wstał i podał jej zgubę.

- Dziękuję... - odebrała ją i schowała kartkę do torebki. Poczuła jego delikatny, lecz stanowczy uścisk na nadgarstku. Spojrzała na niego i spłonęła rumieńcem, gdzie nie mogła się połapać kiedy odpięła mu kilka górnych guziczków koszuli, ukazujących blady tors. Nieświadomie przygryzła wargę, wpatrując się w kawałek nagiego ciała mężczyzny.

- Parter, piąte drzwi po prawej. Skorzystajcie z kominka - powiedział i puścił ją, po czym zaczął zapinać koszulę z obojętnym wyrazem twarzy. Nie mogła odczytać kompletnie nic z jego ciemnych oczu, które jeszcze przed chwilą miały blask. - Bądź ostrożna. - a ona jak wariatka uśmiechnęła się, że skierował te słowa tylko do niej, a nie do Malfoya.

- Zawsze jestem... – zaczęła, ale usłyszała jak prycha na tyle głośno, by ją to zirytowało. Czy miał właściwie taki plan?

- Jeszcze jedno. - wziął z biurka mały biały flakonik, którego wcześniej nie zauważyła i podał jej go, a ich dłonie na chwilę się spotkały. - Kiedy skończycie, idź do Murry'ego i przekaż mu to.

- Co to? - schowała ostrożnie flakonik do zewnętrznej kieszeni płaszcza.

- Bez pytań - odrzekł chłodno. Jak ktoś może być zarazem lodowaty i gorący, pociągający i niedostępny? Niezwykłe... - Zastaniesz go jeszcze w aptece albo w domu. Zresztą zobaczysz.

- Oczywiście. - był już przy drzwiach, prowadzących do swoich prywatnych kwater, kiedy doleciał do niego jej cichy, ale jednocześnie stanowczy głos. - Tylko nie odejmuj mi punktów, za kochanie cię... – Gryfonka po tych słowach wyszła z jego gabinetu.


Głupi uśmieszek nie zniknął jej z twarzy. Dumnie kroczyła, a dreszcze wraz z podnieceniem, jakie nabyła w gabinecie profesora eliksirów, nie zniknęły jeszcze. Właściwie nie musiały. Ciarki czy róż na policzkach w pewnym stopniu były przyjemnym doświadczeniem, a ona chciała więcej. Jej myśli przeszły na inny tor, uświadamiając sobie, że zrobiła to! Wyznała mu miłość. Nie mogła usunąć widoku jego miny sprzed oczu. Jego spojrzenia, tak czysto niezrozumiałego, co jednym słowem uwielbiała. Trudno jest ujrzeć Snape'a jako niedowiarka czy kompletnie nierozumującego. A jej się to udało, Gryfonce! Wdrapała się na piętro, wycierając kciukiem kącik ust i czując w tym miejscu rozmazaną szminkę. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie jego pocałunku, a serce jej mocniej zabiło, jakby zbudziło się ze snu. Oparła się o ścianę, łapiąc oddech, po czym uśmiechnęła się sama do siebie. Po co tu przyszłam? Me-Merlinie... Malfoy! Rozejrzała się, ale chłopaka nigdzie nie było. Czyżby ją wystawił i poszedł sam? Zabiję go...! Już miała wściekła tupać nogą, gdy drzwi po jej lewej stronie otworzyły się i wyszedł z nich lekko zarumieniony Malfoy, ubierający kurtkę. Nic nie powiedziała, nawet nie skomentowała śladu czerwonej szminki na jego policzku, tylko pociągnęła go za rękaw, szukając piątych drzwi, a gdy je znalazła, weszli do ciemnego pomieszczenia. Oboje byli zamyśleni, w pewnym stopniu o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą. Hermiona wciąż jednak czuła z każdą myślą dziwne uczucie w podbrzuszu i przyjemne ciarki na ciele.


- Korzystamy z sieci Fiuu – rzekła, po czym spojrzała na niego z naganą, otrząsając się po chwili. Podeszła do kominka, wzięła proszek, po czym weszła w płomienie, które lizały ją delikatnie po skórze i powiedziała: - Do Trzech Mioteł! – Po czym zniknęła. Draco stał kilka sekund zdezorientowany, jednak szybko się otrząsnął. Ostatni raz spojrzał z pewnym utęsknieniem na drzwi i zrobił to, co ona, by po chwili móc wyjść z kominka, otrzepując kurtkę w kolorze brudnej zieleni. Znaleźli się w małym pokoiku, który był jednym z tych przeznaczonych dla gości na odpoczynek. Płomienie świec stojących na stole dawały blade światło w pomieszczeniu, ukazując zarys najbliższych przedmiotów. Nie mieli jednak czasu na podziwianie wnętrza. - Chodź - powiedziała i wyszli na korytarz.

- Tutaj – rzekł, zatrzymując się przy drzwiach na końcu ciemnego korytarza. Dziewczyna stanęła przy nim i ściągnęła płaszcz. Draco omotał ją krótkim spojrzeniem i poszedł w jej ślady, przewiesił kurtkę przez ramię, po czym zapukał trzy razy.

- Proszę... - usłyszeli głos zza drzwi. Draco już naduszał klamkę, gdy usłyszał głos Gryfonki.

- Wytrzyj szminkę z policzka, jeszcze coś pomyśli o nas - powiedziała chłodno, a widząc jego zdezorientowany wzrok i to, jak szybko wyciera ślady kosmetyku, sprawiło, że zaczęła chichotać. - Chodźmy...

- Dobry wieczór... - powiedzieli jednocześnie, wchodząc do pokoju, gdzie jednym źródłem światła był ogień w kominku. To zdanie powiedziane chórem zabrzmiało tak idealnie, jakby ćwiczyli je przez miesiąc.

- Witajcie... Śmiało, zapraszam - powiedział mężczyzna, który po chwili zapalił światło i ukazał się im w całej okazałości. Wokalista Fatalnych Jędz stał przed nimi z lekkim uśmiechem, widząc ich miny. - Jak mniemam Hermiona Granger. - podszedł do niej i pocałował ją w dłoń, na co spłonęła rumieńcem. Co jak co, ale po gwieździe rocka spodziewała się przysłowiowej „piątki’’.

- Oczywiście, proszę pana...

- Mów mi Myron. - dziewczyna jedynie nieśmiało kiwnęła głową. - I Draco Malfoy?

- Witam - powiedział szlachcic i uścisnęli sobie dłonie.

- Siadajcie – rzekł, a gestem dłoni wskazał na kanapę przy kominku. - Coś do picia? - uśmiechnął się łobuzersko. - Dałbym wam coś mocniejszego, ale zaraz Kathrin by powiedziała, że rozpijam młodzież. - uśmiechnął się pod nosem. 

-To pana... to znaczy, to twoja żona? - zapytała Gryfonka.

- Od roku – odrzekł, pokazując obrączkę. - Jak ona ze mną wytrzymuje? Tego sam nie wiem... - zaśmiał się krótko. - Kawy, herbaty... lemoniady?

- Lemoniada w zimę? - zdziwił się Draco.

- Ciepła lemoniada - powiedział Myron i po chwili dał chłopakowi szklankę. - Herbaty? – spytał, zerkając na dziewczynę.

- Poproszę... - i po chwili sączyła gorący płyn z dodatkiem cytryny.

- To nie moja sprawa - zaczął, gdy zasiadł w fotelu i spojrzał na nich z uśmiechem, bawiąc się zawartością swojej szklanki, lekko ją kołysząc - ale zapytam z czystej czarodziejskiej ciekawości... Jesteście parą?

- Co?! - oburzył się Draco i spojrzał na dziewczynę.

- Ja z nim? – Hermiona również na niego zerknęła. - W życiu!

- Intrygujące... - mruknął i upił łyk lemoniady. Prefekci spojrzeli na siebie, potem na wokalistę, znów na siebie i skrzywili się, nic nie rozumiejąc. - A myślałem, że jednak...

- Dlaczego? - spytała dziewczyna, wyprzedzając Dracona, który już otwierał usta.

- Twoja szyja... tak wiele zdradza. - dotknął własnej, patrząc na nią. Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana, a potem jej dłoń automatycznie dotknęła miejsca, w którym Mistrz Eliksirów zrobił jej malinkę. Spłonęła rumieńcem po końcówki włosów.

- Łoło... - Draco przybliżył się do niej. - Któż to taki?

- Spadaj, Malfoy - fuknęła. Spojrzała na rozbawionego wokalistę, postanawiając przejść do ważniejszej części spotkania, niż sprawcy jej malinki. - My całkiem w innej sprawie tu jesteśmy.

- Zamieniam się w słuch...


Rozmawiali z nim kilka godzin na temat balu, który miał się odbyć już niedługo. W istocie rzeczy wyszło, że koncert odbędzie się z udziałem Fatalnych Jędz, a wystąpi nawet Herman Wintringham, który był nieobecny podczas pierwszego i na razie jedynego występu zespołu w Hogwarcie. Gryfonce udało się zdobyć nawet autograf Myrona. Już wiedziała, jak go wykorzysta. Uśmiechnęła się w duchu na widok szczęśliwej przyjaciółki i poczuła ciepło w okolicy serca. A kiedy nadszedł czas wyjścia, gdy zbliżała się wpół do pierwszej w nocy. Hermiona poczuła silne ramiona, jak prawie ją miażdżą w niedźwiedzim uścisku. Podnosząc głowę, natrafiła na uśmiechniętego do niej Myrona, który po chwili poklepał ją przyjacielsko po plecach. Ślizgon i Gryfonka opuścili pokój piosenkarza, dumni z wykonanego zadania. Weszli do pokoju, gdzie był kominek połączony z Hogwartem siecią Fiuu, z zamiarem powrotu do zamku. Kiedy zakładała płaszcz i miała wyciągnąć rękawiczki, jej dłoń zacisnęła się na fiolce eliksiru.


- Nie czekaj na mnie – powiedziała, łapiąc za klamkę. Modliła się w duchu, aby wujostwo jej nauczyciela jeszcze nie spało, inaczej ona będzie składnikiem do jakiegoś paskudnego eliksiru.

- Gdzie ty idziesz? - spojrzał na nią, już mając proszek w ręce. - Mamy wracać, Granger. – posłał jej karcące spojrzenie. Ton jego głosu jakby był... władczy? Tak, to trafne określenie.

- Mam coś pilnego do załatwienia... Wracaj i kładź się spać, już dawno po dobranocce. – nie mogła się powstrzymać przed lekkim uśmiechem, a młody Malfoy wywrócił jedynie oczami. Wyszła z pokoju, wcześniej posyłając mu rozbawione spojrzenie.


Zbiegła po schodach. W pubie, jak na tę godzinę, ruch był spory. Gwar głośnych rozmów był tak ogłuszający, że ledwo słyszała własne myśli. Założyła czapkę, rękawiczki i przecisnęła się do wyjścia pośród lekko podchmielonych mężczyzn. Wciągnęła zimne powietrze i odetchnęła lekko. Z różdżką w dłoni zaczęła iść w kierunku apteki, a świeżo napadany śnieg skrzypiał pod jej stopami. Hermiona szła, spoglądając na budynki, a tylko nieliczne kwadratowe okienka domów się świeciły, dając do zrozumienia, że nie każdy śpi. Niebo było zakryte ciemnymi chmurami, gdzie księżyc czy gwiazdy miały problem, aby ukazać się w swej pięknej okazałości. Stanęła, spoglądając na sklepowy szyld z napisem „Apteka”, który powiewał na wietrze i skrzypiał złowrogo. Czarownica mimowolnie zadrżała. Podeszła bliżej i przycisnęła nos do zimnej szyby. Zmrużyła oczy, ale nie dostrzegła sylwetki czarodzieja. Ciemność. Westchnęła i próbowała sobie przypomnieć, którędy szła z Mistrzem Eliksirów do jego wujostwa. Pacnęła się w czoło drugi raz tego dnia. Przecież apteka była blisko ich domu czyli, jest praktycznie na miejscu. Spojrzała na lewo i prawo, po czym skierowała się do drzwi będących po prawej stronie apteki, przypominając sobie, że to są właściwe. Podniosła rękę w górę i znieruchomiała. Przecież jest noc, na pewno już smacznie śpią, ale przecież miała przekazać staruszkowi eliksir, który musiał być potrzebny, skoro sam Snape ją wysłał. Zapukała.


- Idę, idę... - usłyszała zza drzwi ciepły głos mężczyzny, który spowodował automatyczny uśmiech na jej twarzy. – Severusie, wiem, że masz klucze. Merlinie, co za człowiek uparty. - drzwi się otworzyły i ujrzała właściciela apteki w grubym swetrze. Jego siwa czupryna była w nieładzie. - Oj... nie jesteś Severusem.

- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno.

- Hermiono! - Uśmiechnął się na jej widok, po czym przytulił Gryfonkę. - Gdzie on jest? - wychylił się za nią, szukając mężczyzny.

- Profesor mnie popro...

- Sam nie mógł przyjść? - przerwał jej - Co za człowiek. - pokręcił głową, jednak po chwili westchnął. – Pewnie robi kolejne... - dziewczyna zmarszczyła nos, nic nie rozumiejąc. Och, jak ona nie lubiła nic nie wiedzieć. To takie dołujące.

- Proszę. - uśmiechnęła się ciepło i podała mu flakonik, na którego widok mężczyzna odetchnął głęboko, jakby poczuł ulgę.

- Udało mu się! Dzięki ci Merlinie. - Hermiona stała i obserwowała radość mężczyzny. Eliksir musiał być naprawdę ważny, już chciała się zapytać, na co on jest, lecz ugryzła się w język w samą porę. To nie jej sprawa.

- Proszę wejść do środka, przeziębi się pan.

- Tyle lat na morzu spędziłem, że zima to dla mnie pikuś... - zaśmiał się wesoło i poklepał ją po ramieniu.

- Jednak w każdym bądź razie nalegam – powiedziała lekko roześmianym głosem. - Na mnie już pora. Dobranoc, proszę pana.

- Hermiono, jeszcze jedno – powiedział, kiedy już się odwracała. - powiedz Severusowi, aby przyszedł, jeśli znajdzie tylko wolną chwilę.

- Przekażę – obiecała, uśmiechając się w stronę staruszka.

- Wracaj ostrożnie i uważaj na siebie.

- Dobrze. – kiwnęła głową i zniknęła. Murry stał jeszcze chwilę, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze była niedawno dziewczyna, po czym wszedł do mieszkania, w którym czekała na niego Maria.





~*~


Misiaczki ♥



Merlinie...  :o Jak mnie długo tu nie było... Powiem krótko, może ktoś czytał na "Prologu (nie) codziennym", że zostanę pozbawiona laptopa do początku kwietnia i nie będę miała jak prowadzić Narkotyka. Jednak ten okres został przedłużony do końca maja :o  Ale w końcu jestem z Wami! <3


Przepraszam Was bardzo, że zaniedbałam Wasze blogi jednak nie miałam jak ich czytać... ;.; Dziękuję, że nadal wysyłałyście mi powiadomienia ^^ Postaram się nadrobić je jak najszybciej <3


Szybciutko do rozdziału... wypaliłam się? Chyba tak :o Rozdział nie wyszedł troszkę tak jak chciałam, chociaż pewne fragmenty podobają mi się, co jest dziwne c:  Mam nadzieję, że po pół roku mojej nie obecności ktoś jeszcze będzie zaglądał i czytał moje wypociny. Na razie... ściskam Was cieplutko <3



Tęskniłam! :c  <3


środa, 15 stycznia 2014

Informacja

Miśki... ♥  Nie, to nie jest nowy rozdział. Piszę w innej sprawie, która wyprowadziła mnie z równowagi. Musicie widzieć, że Narkotyk został skopiowany... Bloggerka (Anastazja Fill), jeśli można tak ją nazwać skopiowała moje rozdziały, moją pracę. No rzesz kurde... Co to ma być?! Dziękować za komentarze i pochwały odnośnie rozdziałów, które ona nie napisała? Nonsens! Zacytuje słowa mojego znajomego: "Musisz być naprawdę zajebista jeśli ktoś kopiuje Twojego bloga!"...


Tu o to ten blog: http://ss-hg.blogspot.com/


A co jest najlepsze? Usunęła wszystkie komentarze moje jak i dziewczyn, a teraz jej blog jest otwarty tylko dla zaproszonych czytelników! Trzymajcie mnie...


Znacie mnie, no większości z Was i wiecie, że ja tego tak nie zostawię. Po prostu nie odpuszczę w końcu jestem Jazz. Wiem, że mogę też liczyć na Waszą pomoc.





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 40

Weekend minął za szybko dla Gryfonów. Harry wraz z Ronem w końcu zrozumieli, że poszli za daleko w swoich oskarżeniach tracąc tym Hermionę. Ginny jednak bez wrzasków, jak to miała w zwyczaju, wytłumaczyła im, że zrobili źle, dziecinnie i niestosownie względem ich przyjaciółki. Próbowali ją złapać, aby przeprosić czy wytłumaczyć się za to, co zrobili, lecz ona po prostu nie zwracała na nich uwagi. Wyglądała jakby była bez uczuć, a wszystko wokół niej było niczym, lecz w głębi serca cierpiała. Tęskniła za chłopakami i to bardzo, ale nie mogła im tak po prostu wybaczyć. Musieli się namęczyć, aby odzyskać jej zaufanie, chociaż wiedziała, że długo bez nich nie wytrzyma i w końcu się do nich odezwie. Każdą wolną chwilę poświęcała myślą o tym tajemniczym mężczyźnie. Oddech jej przyspieszał, motyle w brzuchu wariowały, a na jej ciele pojawiały się dreszcze, kiedy uświadomiła sobie, że wypowiedział pierwszy raz jej imię i pozwolił się pocałować. Tak było i tym razem, kiedy szła korytarzem, a na horyzoncie pojawił się on. Szata powiewała za nim, dodając mu mroczności, którą dziewczyna wręcz ubóstwiała. Jego postawa, wysoko uniesiona głowa czy wyprostowane plecy świadczyły o tym, że z tym czarodziejem nie warto zadzierać. Przygryzła nieświadoma wargę na jego widok, kiedy nagle przed nią wyrósł Harry z Ronem.


- Hermiona... porozmawiaj z nami – jęknął Wybraniec, poprawiając okulary.

- To, co zrobiliśmy, było... - mówił w tym samym momencie Ron, lecz Hermiona gestem ręki im przerwała.

- Dajcie spokój – rzuciła i odwróciła wzrok, nie patrząc na nich. Już miała wyminąć Harry'ego, gdy ten złapał ją za rękę.

- Wysłuchaj nas, proszę...

- Zostaw mnie, Harry – wyszarpała się, lecz tym razem Ron złapał ją za drugą dłoń.

- Proszę my napra...

- Co tu się dzieje?


Snape wyrósł nagle spod ziemi, stając obok nich. Obdarował każdego pytającym spojrzeniem, zadzierając brew ku górze w charakterystyczny dla niego sposób. Zauważył zamglony wzrok Gryfonki, zmrużył swoje ciemne oczy lecz nie skomentował tego.


- Nic pa-panie profesorze my-y tylko... - jąkał się Harry.

- Proszę puścić pannę Granger, panie Weasley – powiedział chłodno, a chłopak niechętnie stanął obok przyjaciela. - Sądzę, że próbuje zaprosić pan pannę Granger na bal, choć bez większego skutku? – rzekł z ironią w głosie, a dziewczyna pobladła natychmiastowo.


Hermiona rzuciła oburzone spojrzenie w stronę Snape'a. Już wyobrażała, sobie jak go morduje. Jakim prawem podrzucił chłopakom taką przynętę, taki temat? Widocznie nieźle bawiło go kiedy na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a z jej oczu cisnęły gromy.


- Co? Nie... ja tylko...

- Tylko co? - przerwał mu, mrożąc w tym czasie Pottera wzrokiem.

- Właściwie... - Spojrzał na nią, a ona poczuła grunt pod stopami. - O to też chciałem zapytać...

- Przyznam niechętnie, ale robi się ciekawe – rzucił sarkastycznie Snape, obserwując kątem oka speszony wzrok dziewczyny. - Panna Granger przyjmie zaproszenie na bal?

- Ktoś mnie już zaprosił – odpowiedziała, wpatrując się w czubki swoich butów, które w tym momencie wydawały się bardzo interesujące.

- Co? Jak to?! - zapytał skołowany rudzielec, podnosząc nieświadomie głos.

- Pięć punktów od Gryffindoru za wydzieranie się na korytarzu, panie Weasley.

- Kim on jest?!

- Znamy go? - wtrącił się Potter.

- Hermiono, powiedz coś – zirytował się chłopak.

- Szlaban o dwudziestej u Filcha, Weasley. – Gryfona słowa profesora nie zraziły, jakby w ogóle nie dotarły do niego. Dotknął delikatnie ramienia dziewczyny, lecz ta odsunęła się lekko w bok.

- Co cię to tak interesuje? - warknęła. - Ktoś był znów szybszy od ciebie... - mruknęła i objęła się ramionami. Czuła się źle, że tak na nich naskakuje, ale nie mogła się powstrzymać. Cóż za ironia.

- Chcesz mi powiedzieć...

- Za pięć minut zaczynamy lekcję, panie Weasley– przerwał mu Snape. – Zjeżdżać mi do klasy! Potter, ciebie też to się tyczy – powiedział lodowatym tonem, a chłopacy posłali krótkie spojrzenie dziewczynie, po czym szybko się oddalili. Stał tak z minutę, po czym odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. - Wszystko już dobrze? - spytał po chwili łagodnym tonem, od którego serce zabiło jej mocniej. Dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową. Przybliżył się i delikatnie musnął jej dłoń swoją, po czym powiedział: – Idź już do sali. Rozumiesz?

- Dobrze – mruknęła, poprawiając torbę na ramieniu.

- A teraz panna Granger się uśmiechnie.

- Czyżby to był rozkaz, profesorze? – powiedziała, na własne niedowierzanie, figlarnie.

- Pięć punktów za spryt – powiedział od niechcenia, a ona się uśmiechnęła, sprawiając tym samym jego prośbę oraz uradowana tym, że podarował im punkty. Ten widok uśmiechniętej kobiety sprawił, że Snape poczuł miłe ciepło w okolicy serca.

- Dziękuję – rzekła, po czym oddaliła się w stronę lochów, on poszedł jednak innym korytarzem, wybierając szybszą drogę do swojej klasy.


Wyjęła z torby podręcznik do eliksirów, by chociaż w drodze do lochów przeczytać ostatnią lekcję. Delikatnie się uśmiechnęła, przywracając do pamięci jak to Snape w jakimś sensie stanął w jej obronie przed jej własnymi przyjaciółmi. W głębi serca była szczęśliwa, że próbowali porozmawiać z nią czy wyjaśnić zaistniałą sytuację pomiędzy nimi. Chociaż, nie tak łatwo z tą Gryfonką. Panna Granger była upartą wiedźmą. Kiedy pomyślała o Ronie, jak zaprasza ją na bal, poczerwieniała na twarzy. Gdyby nie Malfoy, to zapewne by z nim poszła.


Przewracając kolejną kartkę z kolei, poczuła, że ktoś zwala ją z nóg, a ona leży na zimnej posadzce. Siarczyste obelgi z ust drugiej osoby dotarły do niej natychmiast. Coś, nie wiadomo co, leżało na niej, zasłaniało jej bezczelnie widok, a ona mogła się skusić na stwierdzenie, że woda kolońska, jakiej używa, jest dla niej przyjemna, chociaż nie mogła dorastać do tych, jakich używa Mistrz Eliksirów. Sapnęła ciężko i próbowała zrzucić z siebie tego kogoś, lecz pulsujący ból z tyłu głowy pokrzyżował jej plany. Wypuściła z płuc cicho powietrze i zaczęła okładać tę osobę pięściami, sama nie wiedząc czemu. Zaczęła sypać obelgami, groźbami czy nawet wymieniła wszystkie jej tak dobrze znane paskudne klątwy, gdy coś przejechało po jej twarzy, łaskocząc ją po nosie, a potem zobaczyła parę stalowych oczu, powodując, że umilkła. Chłopak posłał swój uśmieszek, którym podbijał wszystkie serca młodych dziewcząt w zamku. Jednak panny Granger to nie ruszyło i spojrzała na niego posępnie. Ten dopiero teraz zdał sobie sprawę, że leży na Gryfonce, a ich ciała, chcąc czy nie chcąc, stykały się niebezpiecznie.


- Zjeżdżaj ze mnie Malfoy – warknęła, wijąc się pod nim. – Twój łokieć w brzuch mi się wbija! - fuknęła zła.

- Jesteś miękka... - zaśmiał się gładko. Musiała stwierdzić, że miał ładny śmiech, to nie był ten, którym obdarowywał innych, którym dogryzał na korytarzu. Ten był niczym wersja limitowana chłopaka.

- Chcesz powiedzieć mi, że jestem gruba? – warknęła, a z jej oczu poleciały gromy w stronę szlachcica.

- No wiesz. – Obrócił głowę w tył i teatralnie zmierzył ją wzrokiem. - Można by coś zawsze poprawić.

- Tleniona Fretka! - warknęła i swoim kolanem uderzyła w jego nogę, po czym spojrzała mu w oczy. - Złaź ze mnie. – Docisnęła swoim kolanem bardziej w jego nogę, potem lekko ją przesuwając ku zagładzie chłopaka, zatrzymując się jednak blisko jego męskości, ostrożnie, aby jej nie dotknąć i powiedziała, poważnie patrząc mu w oczy: – No, chyba że chcesz, aby twoje klejnoty straciły na wartości?

- Gryfoni... - prychnął i bardziej wbijając jej mściwie łokieć w brzuch, podniósł się i otrzepał, patrząc teraz na nią z wyższością.

- Ślizgoni! – warknęła, stając po chwili przy nim, lecz zamiast wziąć torbę i podręcznik, który leżał na podłodze, złapała się za głowę, jęcząc cicho.

- Co ci jest, Granger? - spytał od niechcenia, jednak się wystraszył. Dziewczyna oderwała jedną rękę od głowy i walnęła go w ramię, by po chwili rozmasować sobie dalej obolałe miejsce. - Za co?!

- Za siniaka, kretynie!

- Oj, już nie przesadzaj tak... – Draco wywrócił teatralnie oczami.

- To bolało! - oskarżyła go. Podniosła podręcznik, torbę z ziemi, zarzuciła ją na ramię i zaczęła się oddalać w stronę lochów, czując, że jest już mocno spóźniona. Dobiegł ją ciężki hałas, odwróciła się, a ku niej biegł Malfoy. Dziewczyna przyspieszyła, lecz ten z łatwością ją dogonił, by po chwili zabrać jej torbę i zarzucić na swoje wolne ramię. - Co ty robisz? Oddaj mi to!

- Cicho bądź już – powiedział spokojnie i złapał ją za łokieć. - Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.

- No chyba cię coś boli, Malfoy – fuknęła. - Nigdzie nie idę.

- Mówiłaś sama, że boli cię.

- Przestało już – skłamała i wyszarpała swój łokieć. Skręcili w korytarz i kilka minut później schodzili spiralnymi schodach prowadzących do sali Mistrza Eliksirów. Chłód, jaki panował w lochach, w dziwnym stopniu ją uspokoił. Stanęli przed salą, z której nie dochodziły żadne dźwięki. Ślizgon i Gryfonka w tym samym czasie położyli rękę na klamce, a ich dłonie się spotkały. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, a on zrobił to samo, po czym zabrała dłoń.

- Wejdź pierwsza – powiedział, otwierając drzwi.

- Panno Granger – rzekł zdziwiony Snape, patrząc na zegarek – Jest pani spóźniona i to dobre dziesięć minut!

- Ja... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć. Po chwili zza jej pleców wyszedł Malfoy, który zamknął drzwi i stanął u jej boku.

- Proszę wybaczyć, profesorze, to moja wina – powiedział spokojnie Ślizgon.

- Nie róbcie zamieszania i siadajcie już – powiedział, przyjmując lodowaty ton i wskazał im ławkę pod ścianą.







Cała klasa wlepiła wzrok w dwójkę osób idących do wyznaczonego miejsca. W końcu raz na sto lat mogli ujrzeć taki widok, gdzie Hermiona Granger i Draco Malfoy razem weszli do klasy bez posyłania w swoją stronę kąśliwych uwag, a ten jeszcze niósł jej torbę. To nadawało się jedynie na okładkę Proroka Codziennego! Chłopak położył na blacie stołu torbę dziewczyny, po czym usiadł, wyciągając swój podręcznik. Burzą loków zasłoniła zarumienioną twarz i usiadła obok niego. Tego było za dużo jak na nią, nie lubiła, wręcz nienawidziła być w centrum uwagi. Każdy uczeń w klasie obserwował ją jak i Ślizgona spojrzeniem. On zachowywał się, jakby nic się nie stało. Oparł się szarmancko na krześle, wyciągając nogi i zaczął czytać podręcznik. Dziewczyna poszła za jego przykładem, otwierając książkę, lecz nie mogła się skupić. Wpatrywała się przez kolejne pięć minut w tekst, siedząc w tym samym miejscu. Kiedy Snape uspokoił resztę klasy, odejmując punkty i każdy się na nich już nie patrzył, ona uniosła lekko wzrok i spojrzała na nauczyciela zamaszyście piszącego coś na pergaminie. On podniósł wtedy głowę, a ich spojrzenia się spotkały, mimo że trwało to ułamek sekundy, gdzie musiała odwrócić wzrok, aby nikt ich nie przyłapał, poczuła lekkie ciepło w okolicy serca. Wpatrywała się w przepis eliksiru, kiedy dłoń jej sąsiada położyła kartkę na jej podręczniku, zasłaniając widok na kluczowe wyrazy. Spojrzała lekko na niego, a on jakby nigdy nic czytał podręcznik. Wzięła kartkę i rozwinęła ją pod stołem; widniało na niej schludne pismo Malfoya, obwieszczając kilkoma słowami: Dziś o północy w bibliotece. Szturchnęła go lekko w łokieć, a kiedy na nią spojrzał, kiwnęła głową na świstek papieru, nic nie rozumiejąc. On spojrzał na Snape'a, potem na nią i machnął w powietrzu, jakby coś pisał. Wtedy ona wzięła swoje pióro i napisała mu: Po co? Podsunęła chłopakowi kartkę w odpowiedzi.


Musimy ustalić muzykę Granger. - podsunął znów kartkę w jej stronę.

Musimy to przełożyć na inny termin - jutro mam test z Transmutacji.

Wszystko umiesz Granger. - na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek, taki sam jak u Snape'a.

Skąd to możesz wiedzieć?

Kto jak kto, ale ty zawsze jesteś przygotowana. Zastanów się nad muzyką i mniemam, że potrafisz tańczyć Granger.


Spojrzała na niego i dumnie wyprostowała łopatki, otrzymując od niego lekki uśmiech. Chłopak zgiął kartkę na pół, po czym wsunął ją w strony podręcznika. Hermiona w tym czasie siedziała, wpatrując się beznamiętny wzrokiem w blat stołu kiedy nagle poczuła mocniejszy ból z tyłu głowy. Dotknęła obolałego miejsca i przymknęła powieki, czując, że krew powoli odpływa jej z twarzy. Cicho wypuściła powietrze z płuc i chcąc czy nie jej ręka powędrowała w górę. Otworzyła oczy i chrząknęła cicho.


- Skończyłaś czytać, panno Granger? - zapytał Snape, chowając dokumenty.

- Nie, ja...

- To czytaj – powiedział chłodno. Poczuła gorące płomienie oblewające kark.

- Mogę iść do Skrzydła Szpitalnego? - jęknęła cicho, zwracając drugi raz tego dnia wzrok całej klasy na siebie.

- W jakim celu?

- Słabo mi – zamknęła oczy i wzięła głębszy oddech. Snape omiótł ją wzrokiem, widząc, że nie wygląda to dobrze. Czyżby klątwa zaczęła inną taktykę? Przeniósł swoje czarne tęczówki na Pottera, jednak po chwili zwrócił się do chrześniaka.

- Panie Malfoy, proszę zabrać pannę Granger do Madame Pomfrey.

- Oczywiście. – Wstał i chciał wziąć ją pod ramię, kiedy ta warknęła, a to mimowolnie go rozśmieszyło. Widząc nieprzychylny wzrok wuja, ponaglił ją i wyszli z klasy. – Mówiłem, abyśmy poszli do Skrzydła Szpitalnego, a ty nie... - mruknął, zamykając drzwi od sali eliksirów.

- Daj spokój – powiedziała słabo.

- Kobiety – westchnął, oddalając się ku schodom, kiedy po chwili dziewczyna straciła równowagę, mając przed oczami czarne plamki.




***

Madame Pomfrey wykonywała zawzięte i skomplikowane ruchy różdżką nad ciałem nieprzytomnej Gryfonki leżącej na kozetce. Założyła kosmyk włosów, który uciekł z jej dotychczas ciasnego koka, po czym opuściła magiczny kij. Przywołała do siebie kilka eliksirów i położyła je na stoliku przy kozetce. Nie marnując czasu, znalazła się przy szafce stojącej w rogu jej gabinetu; wyciągnęła z niej strzykawkę, którą po chwili napełniła niedawno przywołanymi wywarami, podciągnęła rękaw pani Prefekt i wbiła jej igłę w żyłę, aby zaaplikować, lek. Spojrzała na dziewczynę, lekko zmarszczyła brwi i wyszła, zostawiając lekko uchylone drzwi. Skinieniem głowy dała znać mężczyźnie stojącego nieopodal, że sytuacja jest opanowana.


Snape opuścił Skrzydło Szpitalne, wracając do swojej pracowni. Dorzucił do bulgoczącego kociołka kolejny składnik eliksiru, nad którym pracował i zmniejszył płomień, ostrożnie mieszając chochlą. Rzucił okiem na pergamin, gdzie miał zapisane kolejne ingrediencje do eliksiru, aby móc zakończyć nad nim pracę i oddać go w ręce swojej ciotki Marii. Ciężko jednak było mu się skupić na wywarze, kiedy jego myśli zostały przy Gryfonce, która była kilka wyżej.



***

- Nic mi nie jest – westchnęła Hermiona, kiedy po kilku godzinach pani Pomfrey wypuściła ją ze Skrzydła Szpitalnego. Teraz nie wiedziała, czy wolałaby tam zostać, czy jednak poddać się Ginny, która na siłę się nią opiekowała. Rudowłosa poprawiała dziewczynie poduszkę, przykryła kołdrą wręcz po same uszy i spojrzała na nią czule. - Ginny nic mi nie jest...

- Wmawiaj sobie, wmawiaj... - puściła jej oczko i dotknęła jej czoła. - Nie masz gorączki.

- Mówię ci, że nic mi nie jest! Oh... no Ginny.

- Uderzyłaś się w głowę... chociaż Malfoy nie chciał powiedzieć, jak do tego doszło.

- Nie patrz tak na mnie – oburzyła się. – To jego wina i tyle. Tylko...

- Tylko co? - rudowłosa usiadła na skraju łóżka Gryfonki.

- Muszę mu podziękować... w końcu mnie zaniósł do pani Pomfrey – westchnęła, przymykając powieki.

- Ty naprawdę mocno w głowę się walnęłaś – spojrzała na nią, kręcąc głową. - To nie on cię przyniósł.

- Jak nie on? - usiadła nagle na łóżku, a Ginny warknęła, popychając ją do pozycji leżącej. - To kto?

- Snape – powiedziała, jednocześnie wywracając oczami.

- Severus? - dziewczyna od razu się zarumieniła i zasłoniła twarz dłońmi. - Ale on był w klasie przecież.

- Z tego, co chłopaki mówili, to Malfoy wszedł z tobą na rękach do klasy, a Snape odebrał cię od niego, wygonił wszystkich, ogłaszając wcześniejszy koniec lekcji, podał ci eliksiry, których Poppy nie miała i dostarczył cię potem do niej, gdzie zajęła się resztą.

- Oh... - tylko tak skomentowała dziewczyna, uśmiechając się do sufitu. - Ginny ja chyba czuję do niego coś więcej.

- Wiem... - uśmiechnęła się. - Zawalcz o tego Nietoperza.

- A co, jeśli...

- Hermiono – spojrzała na nią uważnie. - Nie spróbujesz, nie przekonasz się, czy było warto, jesteś jeszcze młoda, zawsze można...

- Ale zależy mi na nim – przerwała jej. Rudowłosa uśmiechnęła się do przyjaciółki i powiedziała:

- To zrób to. Postaw na jedną kartę.

- Kocham cię – przywarła do niej, mocno ją przytulając. - Dziękuję ci za to, że jesteś... - wyszeptała jej do ucha.

- Zawsze będę - powiedziała i otarła łzę, która nieproszona się wkradła.

- Oj... płaczesz? - zaśmiała się panna Granger, głaszcząc ramię przyjaciółki. - Teraz muszę zawalczyć o coś innego - odkryła kołdrę i ostrożnie postawiła stopy na dywanie.

- Idziesz do chłopaków? - zapytała rudowłosa, patrząc uważnie na starszą dziewczynę.

- Tak w końcu to oni mnie odebrali ze Skrzydła Szpitalnego, a ja nawet się do nich nie odezwałam. Głupio mi.

- To oni powinni cię przeprosić za to, co powiedzieli – przypomniała jej młodsza Gryfonka.

- Nie mieli jak, to ja ich unikam jak ognia – jęknęła, zakładając sweter.

- To powinni stanąć na głowie i coś z tym zrobić – powiedziała apodyktycznie, po czym położyła ręce na biodrach, dodając sobie tą postawą racji. Wtedy drzwi się otworzyły i wkroczyła roześmiana panna Brown i ze swoją koleżanką.

- I zjawi się w Hogsmeade! - pisnęła Lavender wymachując rękoma.

- On jest taki przystojny... - westchnęła druga Gryfonka. - Myron Wagtail zostanie moim mężem! - po czym stanęły jak wryte, uświadamiając sobie, że nie są same w pokoju, a jedna wyglądała bardziej głupio od drugiej.

- Nie chcę mówić głośno Ginny, ale zaczyna brakować mi tlenu... - pociągnęła rudowłosą za rękaw, patrząc nieprzychylnie w stronę Lavender.

- Idę, idę.


Zeszły po schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wybrały wolną sofę przed rozpalonym kominkiem, rudowłosa jeszcze chwyciła gruby koc i przykryła je obie. Hermiona przypomniała Ginny widok panny Brown kiedy obwieszczono informację na temat balu, który zbliżał się wielkimi krokami i wzrok dziewczyny, która wpatrywała się maślanymi oczami w Seamusa. Ginny machinalnie zapytała ją, czy to właśnie z chłopakiem wybiera się na bal. Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo i pokręciła głową.


- Mi nie powiesz, z kim idziesz?

- Nie mogę, dowiesz się w swoim czasie - posłała w jej stronę przepraszające spojrzenie.

- Ciebie ktoś zaprosił chociaż. - spojrzała na nią wymownie. – Jestem z Harrym i jest nam dobrze, kocham go najbardziej na świecie, ale on czasem zachowuje, się jakby wszystko było oczywiste. To jasne, że idziemy razem na bal, ale ja chciałam, aby zachował się, no wiesz tak romantycznie i mnie zaprosił - dodała już ciszej.

- Oj kochanie - uśmiechnęła się ciepło i mimowolnie pozwoliła, aby słodki śmiech wydostał się z jej ust.

- Co? - wybuchła. - Ja ci tu opowiadam o moim problemie, a ty się śmiejesz...

- Ginny twój problem stoi za tobą. – rudowłosa odwróciła się i ujrzała Harry'ego opartego o ścianę, który przysłuchiwał się ich rozmowie.

- Harry... - jęknęła panna Weasley. Chłopak podszedł do niej, usiadł obok i zawiesił na jej szyi naszyjnik przedstawiający imitację Złotego Znicza. - Co to? - spojrzała na niego.

- Zobaczysz – uśmiechnął się. Wziął w palce Znicz i przekręcił go, tym samym otwierając. Ze środka wypadła karteczka, którą po chwili Ginny przechwyciła.


Na twarzy rudowłosej wkradł się słodki rumieniec. Rzuciła się na szyję Harry'ego szepcząc, że pójdzie z nim na bal. Hermiona uniosła kąciki ust w górę, widząc przyjaciół. To prawda Ginny Weasley była w gorącej wodzie kąpana, a jak coś nie szło po jej myśli, z góry zakładała czarne scenariusze. Harry pogłaskał jej policzek i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Ten moment był taki intymny, że Hermiona odwróciła wzrok, trafiając na Rona, który stał oparty o ścianę i posłał w jej stronę niepewny uśmiech, lekko podnosząc kąciki ust w górę. Wyglądał na zmęczonego zapewne Filch nie dał mu ani chwili wytchnienia na szlabanie.


- Coś mnie ominęło? - chrząknął Ron. Nie mógł już dłużej patrzeć, jak jego najlepszy kumpel całuje jego siostrę. Wszystko miało swoje granice. Usiadł na dywanie naprzeciwko Hermiony i klepnął Harry'ego mocno w kolano chrząkając dwuznacznie.

- Hermiono zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy kretynami. - jęknął Harry, rozumiejąc sugestię przyjaciela.

- Największymi na świecie – dodał Ron.

- Może to nie zmieni za wiele, ale przepraszamy cię! Tak poważnie.

- Martwiliśmy się i to bardzo – powiedział rudowłosy chłopak, patrząc na nią smutnym wzrokiem. - Nie masz pojęcia, co czuliśmy, jak byłaś w Skrzydle Szpitalnym. To jak leżałaś tam nieprzytomna, a potem zostałaś wysłana do Snape'a i nie mogliśmy cię zobaczyć. W sumie to nie chciałem się tak na tego dzieciaka wydzierać, tak samo wyszło.

- Zrobiłeś to – dodała cicho.

- Wiem, nie miałem prawa. To nie jego wina, co się tam wydarzyło, ale ty zachowałaś się jak prawdziwa Gryfonka, stając w jego obronie.

- Ma rację, uratowałaś mu życie, a czy dasz radę znosić nas przez resztę własnego? - Harry poprawił okulary i dodał: - Wybaczysz nam?

- Jesteście kretynami, największymi na świecie... – powiedziała ,wstając, a koc spadł jej z kolan i wylądował na podłodze; chłopcy pobledli, tracąc już nadzieję -... ale kocham was i nie wyobrażam sobie życia bez waszej dwójki – rzekła, po czym przytuliła się do każdego z nich, czując w oczach zbierające się łzy.




***

Zacisnęła mocniej palce na różdżce, niecierpliwiąc się powoli. Chodziła wśród półek z książkami, zerkając tym samym, na drzwi oczekując, że on pojawi się w nich lada chwila. Zapięła sweter pod samą szyję i stanęła przy oknie, oglądając błonia skąpane się w blasku księżyca. Cicho ziewnęła, odwracając się plecami do okna, spoglądając na drzwi, które po kilku sekundach się uchyliły. Do środka wślizgnął się blond włosy chłopak. Prefekt położył na stoliku pergamin, kałamarz, pióro i coś przypominające mugolskie przenośne radio. Usiadł przy stoliku, wskazując miejsce obok siebie, chwycił pióro i naskrobał na środku nagłówek Muzyka, dwa razy go podkreślając.


- Spóźniłeś się – powiedziała, spoglądając na pergamin.

- A ty zemdlałaś – zauważył, patrząc na nią.

- Zmieniasz temat – upomniała go.

- No i co z tego? - spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. - Myślałaś nad czymś konkretnym?

- Znów to robisz – oparła się wygodnie na krześle, chowając różdżkę.

- Co robię, Granger?

- Schodzisz z tematu – powiedziała i wzięła pergamin w dłonie. - Masz propozycje?

- Może... - powiedział tajemniczo i wyrwał jej kawałek papieru z dłoni. - Kojarzysz zespół Głos Serca?

- Oczywiście, jak można go nie znać? - spojrzała na niego zdziwiona. - Wokalistą jest Lorcan d'Eath!

- Wampir...

- Półwampir – poprawiła go i zapisała nazwę zespołu na pergaminie. - Fatalne Jędze... – mruknęła, po czym dopisała ich do listy.

- Na Balu Bożonarodzeniowym nie wystąpił z nimi Herman Wintringham. Co mu było właściwie?

- Jakaś choroba – mruknęła i spojrzała na listę. - Słyszałam jak Brown, mówiła, że Myron Wagtail będzie w Hogsmeade.

- Wiem, podobno ma się w Trzech Miotłach zatrzymać - powiedział i zaczęli temat o wokaliście zespołu Fatalnych Jędz. Rozmawiali przez dłuższy czas bez rzucania w swoją stronę kąśliwych uwag. W gruncie rzeczy było to dość zaskakujące, w końcu była to panna Grnager i Draco Malfoy, którzy od sześciu lat nie potrafili zamienić ze sobą jednego zdania bez rzucania obelg w swoją stronę.

- Ale dużo tego... - mruknęła z nutką ironii, spoglądając na dwa zespoły. - To chyba będzie klapa...

- Wiesz... - chłopak oparł głowę na ręce i bawił się piórem. - Piosenka Głosu Serca znów jest na topie.

- Mówisz o „O! Bok ciebie”?

- Dokładnie, ale nie wiadomo czy do balu nadal utrzymają się na liście przebojów.

- Fatalne Jędze mają swoich fanów a w Hogwarcie jest ich dość sporo. Pewnie pamiętasz, jak podczas Balu Bożonarodzeniowego wszyscy bawili się doskonale podczas ich koncertu. Nie wiem jak ty Malfoy, ale ja bym spróbowała jednak z Fatalnymi Jędzami. Jest okazja, aby spotkać się osobiście z Myronem.

- Nie ma sprawy – powiedział i przeczesał palcami włosy.

- To-o zgadzasz się? - wyszczerzyła zęby, a chłopak jedynie kiwnął głową potwierdzająco. Na liście wykreślił Głos Serca, a w kółko wziął Fatalne Jędze. Odłożył na bok pergamin, pióro, kałamarz i splótł razem dłonie.

- Muszę iść do Snape'a – przeczesał palcami włosy, natrafiając na jej spojrzenie, dodał: - Aby dał mi zgodę wyjść do Hogsmeade i spotkać się z Myronem Wagtail'em.

- Słucham?

- Trzeba z nim pogadać. Wątpię, aby był w okresie, kiedy puszczą nas do Hogsmeade po szaty wyjś...

- Zwariowałeś chyba - przerwała mu. - Myślisz, że sam tam pójdziesz?

- No oczywiście – uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie ma mowy – spojrzała na niego groźnie. - To jest nasze wspólne zadanie Malfoy.

- No, no... - zacmokał. - Poważnie podchodzisz do tego zadania. - Dziewczyna prychnęła. - Pozwól tylko, że wyślę do niego sowę i postaram się umówić nas na spotkanie. - kiwnęła głową w aprobacie, co by dało Myronowi w liście nazwisko Granger? Kim ona jest? Tylko szara, nic nieznacząca myszka. To w czarodziejskich świecie rodzina Malfoyów była znana prawie wszystkim.

- W porządku.

- Będzie podobnie jak na Balu Bożonarodzeniowym, zaczynamy tańcem – wywrócił oczami. - McGonagall jest pewna, że tańczyć potrafimy. A bal rozpoczynamy dokładnie tym samym układem, który był podczas Turnieju.


Szlachcic włączył radio, natrafiając na Czarodziejską Stację z ckliwą piosenką pasującą na początek balu. Wstał, wskazał ręką miejsce po swojej prawej stronie, patrząc na nią z wyczekiwaniem w oczach. Dziewczyna niepewnie stanęła przy nim, lekko się stresując. Kątem oka spojrzała na różdżkę, która leżała na stoliku. Przecież mnie nie zaatakuje, pomyślała szybko, kiedy ten wyciągnął w jej stronę dłoń. Chwyciła ją i ustawił się naprzeciwko niej, kładąc rękę na jej biodrze. Panna Granger spięła się cała, patrząc na niego niepewnie. Kolejny raz tego samego dnia byli tak blisko siebie, a Granger nie wiedziała, czy się boi bliskości chłopaka, czy właśnie zaczyna powoli się do niej przekonywać. W końcu będą musieli zatańczyć razem na balu, a od tego już nie ucieknie. Chłopak zaczął powoli ją prowadzić, a Granger wciąż była pogrążona w swoich myślach, że niefortunnie nadepnęła chłopaka.


- A mówiłaś, że potrafisz tańczyć - powiedział wrednie.


Już nic mu nie odpowiedziała. Ponownie chwyciła jego dłoń. Malfoy zaczął powoli prowadzić. Zapomniała już jak wyglądał układ kiedy tańczyła go z Wiktorem Krumem na balu. Jednak Draco zdawał się mieć w pamięci wszystko i po kilku utworach powoli zaczęli już pewniej tańczyć. Powiedział jej, żeby tylko nie krzyczała i w ten uniósł ją w górę, mocno trzymając ją w talii. Granger nagle wybuchła gromkim śmiechem pamiętając jak Wiktor, zrobił ten sam gest i bała się, że wtedy już jej nie złapie. Na szczęście Draco zdawał się panować nad sytuacją i postawił Granger z powrotem obok siebie. Utwór dobiegł końca, a oni stali, wpatrując się w swoje oczy. Hermiona poczuła, że właśnie razem z Malfoyem obalili jakiś mur, który ich dzielił.


Może właśnie nadszedł ten czas, kiedy Ślizgon i Gryfonka zakopią topór wojenny?







~*~


Misiaczki ♥


Nudny? - jakby inaczej,   Krótki? - jak zawsze,   Bezsensowny? - to wychodzi mi najlepiej.

I tak o to, pełnym entuzjazmem witam Was... ^^  Nowy rozdział... już 40? O.o Łoo... Jazz, szalejesz  c:  Jak widać... nie podoba mi się, zresztą jak zawsze. 




Hm... uwierzycie, że zaraz będzie Narkotyk miał roczek? *o* Minęło to... szybko, na prawdę <3 Napisałam dla Was 40 rozdziałów, Narkotyka wyświetliło ponad 50 tys. czarodziejów, obserwują 42 osoby, a Jazz przeżył to wszystko co mógł (chociaż tak mi się wydaje)... zawieszenie, powrót, święta, własne urodziny czy po prostu zwykłe momenty spędzone z Wami! Dziękuję Wam bardzo, że mimo co zaglądacie tu jeszcze, komentujecie, czytacie ale najważniejsza jest dla mnie Wasza obecność! Nie sądziłam, że dam radę, że wytrzymam to, że się nie poddam (pomińmy fakt, że miałam upadek) i zostanę. Dziękuję za możliwość poznania wszystkich cudownych osób! <3  Kocham Was, wiecie o tym, prawda? ^^