sobota, 31 grudnia 2016

Sylwestrowy świstoklik

 

Witajcie kochani! ♥

 

 

Już za kilka godzin Nowy Rok :)  Z tej okazji życzę Wam wszystkim i każdemu z osobna, by w jak najlepszych humorach i nastawieniach wejść w Nowy Rok :3 

Jednak, z całego serca Wam życzę siły i ogromnej determinacji w dążeniu za Waszymi marzeniami, tymi dużymi i małymi. Pamiętajcie, aby nigdy nie przestawać wierzyć, bo szczęście jest na wyciągnięcie ręki! :)

Życzę Wam także zdrowia, bo jest ono najcenniejsze!  

Pamiętajcie, by zawsze się uśmiechać Miśki! :D :3 

 

 

Życzeń składać to ja nie umiem, ale wiedźcie, że płyną prosto z serca :) 

Udany był ten rok dla Was? c: Ja przyznam się osobiście, że pół na pół, jednak mam nadzieję, że Nowy Rok będzie w 100% lepszy :)

Macie jakieś postanowienia noworoczne? *-*

 


Do usłyszenia w Nowym Roku! :*

Jazz ♥







P.S. Nowy rozdział niedługo się pojawi :*

poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział 46

Kłęby pary wydostawały się z czerwonego pociągu, Hogwartu Express, który gnał przez zaśnieżone góry, zostawiając w tyle wioskę Hogsmeade. Prefekci zajęli przeznaczony dla nich przedział i rozłożyli się wygodnie na kanapach, popijając kremowe piwo. Ich wagon był większy od pozostałych: zawierał dwie duże bordowe kanapy, stolik na środku, na którym leżało po kilka numerów Żonglera i Proroka Codziennego oraz barek, w którym znajdowało się kremowe piwo, oranżada i chłodzone puddingi.


– Draco... – odezwała się Pansy Parkinson, która przysiadła się obok niego, zakładając nogę na nogę.

– No? – odpowiedział, przelewając ostatnie krople kremowego piwa do ust.

– Widziałeś naszego staruszka? – jej głos zmienił się diametralnie ze słodkiego na podekscytowany. Zaciekawiona Hermiona opuściła niżej Żonglera i spojrzała na dwójkę Ślizgonów. O kogo im chodziło? Czy tak nazywali Dumbledore’a?

– I co z nim? – leniwie wyciągnął długie nogi przed siebie.

– Co z nim? – huknęła, patrząc z niedowierzaniem na chłopaka, a jej oczy zwęziły się złowrogo. – Tańczył z szlamą! – Draco wyglądał tak, jakby słowa dziewczyny nie stanowiły dla niego większego znaczenia. Dean zerknął na Hermionę, która właśnie poczerwieniała na twarzy.

– Masz z tym jakiś problem? – zapytał Malfoy, a Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem.

– Słucham?! – Parkinson podniosła się z siedzenia. – Tańczył z tą SZLAMĄ! – wrzasnęła, wskazując z odrazą na pannę Granger, która już stała, a Żongler, który chwilę temu był w jej dłoni, teraz leżał pod jej butem. Krzywołap, który cały czas siedział przy niej na kanapie, nagle prychnął złośliwie i czmychnął przez szparę w drzwiach.

– Ty... – syknęła Hermiona i szybkim krokiem podeszła do Pansy, przyciskając ją do zimnej szyby, a różdżkę wbiła w jej bladą szyję.

– Zostaw ją! – zareagował Thomas, szarpiąc Gryfonkę za ramię. – Nie jest tego warta! – Parkinson zmierzyła prefekta spojrzeniem, odwróciła wzrok na Granger i wybuchła gromkim śmiechem.

– No co, szlamciu?

– Hermiona! – warknął Dean, odciągając dziewczynę. Pansy zaczęła się śmiać na całe gardło, co przypominało rechot Bellatrix Lestrange. Ta myśl nie spodobała się Hermionie, więc odgoniła ją czym prędzej.

– Przestań – warknął Draco przez zęby, chwytając w stalowy uścisk Ślizgonkę. Przez długi czas patrzyli na siebie, a z ich oczu leciały gromy. Pozostali prefekci przyglądali się całej sytuacji, nie wiedząc, co zrobić.

– Draco... No co ty? – głupi uśmieszek zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca zdziwieniu.

– Powinniśmy iść na patrol – wypaliła Cho Chang, przerywając napiętą atmosferę.

– Pożałujesz – warknęła Hermiona w stronę Ślizgonki. Chwyciła pusty koszyk i wyszła na korytarz, rozglądając się na prawo i lewo. – Krzywołap! – krzyknęła. – Nie widzieliście kota? – zapytała drugorocznych Puchonów, których spotkała na korytarzu, jednak oni pokręcili przecząco głowami i poszli dalej.





Zaglądała do każdego przedziału, szukając kota pod siedzeniami i nawołując go przy zdziwionych spojrzeniach większości uczniów. Pytała nawet starszą panią, pchająca wózek ze słodyczami, lecz ona też go nie widziała. Zniechęcona, smutna i zła weszła do pustej toalety. Zamknęła zamek i oparła się o drzwi, unosząc w bezradności głowę. Blade światło padało na jej twarz, ukazując zaszklone oczy. Zaczęła płakać, mocząc przy tym swój szkolny mundurek. W tym momencie pałała taką nienawiścią do Pansy Parkinson, jak nigdy wcześniej. Od ściskania palców na różdżce pobielały jej knykcie.


Spojrzała w lustro. Zaczęła przypominać tę Hermionę, która jeszcze niedawno osuwała się na nogach z braku sił, twarz miała bladą, a usta spuchnięte od ich przygryzania. Poczuła, że słodka, ciepła krew sączy się z jej wargi, więc natychmiast przestała ją gryźć, nieświadoma tego, że odkąd wyszła z przedziału prefektów, cały czas to robi. Zmyła czerwony płyn z brody i poprawiła włosy, które wyszły jej z jeszcze niedawno idealnego warkocza. Pisnęła, kiedy w palcach zostało jej kilka włosów. Znów się zaczęło!, pomyślała. Była pewna, że eliksiry, które dostała od Severusa, podziałają. Działały, ale zbyt krótko. Severus... Przymknęła powieki, oddychając powoli. Czuła jakby stał za nią i składał pocałunki na jej szyi, czuła jego oddech na karku. Zacisnęła ręce na umywalce, wypuszczając powietrze z ust. Tej nocy czuła się jak w raju. Przez jej twarz przemknął cień uśmiechu, a na jej policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec, kiedy wszystko zaczęło przelatywać jej przed oczami ze ścisłością fotograficzną. 

 

Poczuła na twarzy zimny powiew, a za nią jakby coś skrzypnęło. Otworzyła oczy, widząc w lustrze tuż za nią parę ciemnych oczu, świdrujących ją spojrzeniem, haczykowaty nos i czarne włosy do ramion. Przełknęła ślinę, obejrzała się przez ramię, ale jego nie było. Szybko spojrzała ponownie na lustro, ale w odbiciu była tylko ona. Wydawało mi się...

 

Natarczywe pukanie przywołało ją do świadomości. Ktoś zaczął szarpać nachalnie za klamkę i usłyszała podniesione głosy tuż zza drzwiami. Złapała koszyk Krzywołapa i przekręciła kluczyk w zamku, otwierając drzwi.


– No w końcu! – powiedziała jakaś dziewczyna z Hufflepuffu, niecierpliwie zaglądając do środka.

– Wolne – odpowiedziała beznamiętnym tonem Hermiona, kierując się w stronę przedziału, w którym jeszcze nie szukała Krzywołapa.

– Witaj. – usłyszała znajomy głos. Dziewczyna z długimi włosami, kolczykami z rzodkiewek i wielkimi, rozmarzonymi oczami wyrosła jakby spod ziemi.

– Cześć, Luna.

– Jak się masz? – przyciskała do piersi magazyn Żonglera; wielki napis na okładce głosił, że wewnątrz można znaleźć parę darmowych widmookularów.

– Luna, ja... – zaczęła nerwowo rozglądać się wokół.

– Wyglądasz jakoś dziwnie – oznajmiła Luna, wyciągając z Żonglera psychodeliczne okulary. – Dopadł cię gnębiwtrysk? – dodała ze współczuciem, zerkając na Hermionę spod okularów, przekrzywiając przy tym głowę w bok.

– Co...?

– Gnębiwtrysk... One są niewidzialne, wlatują przez uszy i mieszają ludziom w mózgu – oznajmiła rozmarzonym głosem, jakby mówiła o jutrzejszej pogodzie.

– Nie wydaje mi się – powiedziała lekko zakłopotana. Wczoraj Krukonka również o nich wspomniała kiedy wszyscy stali na balkonie, ale nie chciała dopytywać czym są gnębiwtryski, teraz zagadka się rozwiązała. – Luna, ja naprawdę nie mogę rozmawiać... Muszę znaleźć Krzywołapa, gdzieś mi uciekł.

– Ach, Krzywołap...

– Widziałaś go może? – dodała z nadzieją. – Szukałam go już chyba wszędzie.

– Nie sądzę... Chodź, poszukamy go!

– Dzięki. – Krukonka nic nie odpowiedziała, tylko prowadziła ją, lekko przy tym podskakując.

– O, tutaj! – rzekła Luna, zdejmując widmookulary. Zrobiła to tak gwałtownie, że Hermiona o mało co na nią nie wpadła. – Spójrz! – Luna wskazała na półkę. Na jej szczycie kot spał spokojnie, leniwie machając ogonem, wcale nie zdając sobie sprawy z tego, że wokół niego jest tyle zamieszania.

– Krzywołap! Znalazł się. – ściągnęła go i, przy pomocy Luny, wsadziła śpiącego kota do koszyka. – Dziękuję!

– Nie ma sprawy. – Lovegood założyła z powrotem na nos okulary. Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy to może przy pomocy tych widmookularów udało im się znaleźć Krzywołapa. Odepchnęła od siebie tę myśl, kręcąc głową. – Idę do przedziału, chodź ze mną. Harry i Ron grają w szachy czarodziejów! Jestem pewna, że gnębiwtrysk wpadł Ci do ucha! Kręcisz tą głową i kręcisz...

– Eee, nie. – Hermionie zrobiło się głupio i przestała się wpatrywać na widmookulary Luny.


Hermiona myślała, że chociaż z przyjaciółmi będzie mogła odpocząć, jednak nie było jej to dane. Harry i Ron cały czas pytali ją, dlaczego i jakim prawem tańczyła ze Snape’em – jakby popełniła jakąś zbrodnię. Ginny łypała na nią złowrogo, odkąd weszła do przedziału, pewnie miała jej za złe, że bez słowa wyszła z balu, nawet nic jej nie mówiąc. Z każdą chwilą coraz bardziej żałowała, że posłuchała Luny.


Nagle drzwi do przedziału otworzyły się ze świstem, przerywając wypowiedź Rona, i wszyscy ujrzeli głowę Deana. Chłopak rozejrzał się po korytarzu, jakby sprawdzał, czy nikt go nie śledzi, i zamknął za sobą drzwi. 

 

– Hermiona, już w porządku? – zapytał Dean, siadając obok Ginny.

– Tak! – odezwała się rozmarzonym tonem Luna. – Znalazłyśmy Krzywołapa.

– Nie o to mi chodzi, ale cieszę się – powiedział lekko zakłopotany.

– Ktoś mi powie, co tu się w końcu dzieje? – zapytała Ginny, podnosząc głos.

– Nic wielkiego – rzekła beznamiętnym tonem Hermiona, wpatrując się w śpiącego kota. Czuła, że robi się jej gorąco, a malutkie igiełki wbijają się bezlitośnie w jej kark. Zaczęła drżącą dłonią rozmasowywać bolące miejsce. – Po prostu... Parkinson wyprowadziła mnie z równowagi.

– Co zrobiła? – dopytywał się Ron. Hermiona opowiedziała im wszystko, co miało miejsce w przedziale prefektów.

– Gdyby nie Dean... – tymi słowami zakończyła. Przez chwilę zapadła bardzo kłopotliwa cisza.

– Wredna małpa! – odezwała się w końcu Ginny. – Mnie nie byłoby jej szkoda, gdybyś coś przypadkiem jej zrobiła.

– Mnie tylko dziwi zachowanie Malfoya – oświadczył Harry, kiedy Dean już wyszedł. – Jakoś zrobił się strasznie... miły.

– To na pewno jakiś skutek uboczny wdychania na eliksirach oparów z kociołka – żachnął się Ron.

– Nie podoba mi się to – dodał Harry i zaczął zawziętą dyskusję z Ronem na temat zachowania Malfoya.

– Może się zmienił – odezwała się Luna.

– Kto to wie.


Następne godziny minęły spokojnie. Już nie zaprzątała sobie głowy Śligonką, tylko rozmyślała o tym, kiedy dojedzie na stację Kings Cross. Zaczęła odliczać minuty do chwili, kiedy wjadą na stację, a ona zobaczy rodziców. Gdy tak myślała o wspólnym świętowaniu, śpiewaniu kolęd, spędzaniu godzin przed kominkiem z parującymi kubkami herbaty, nagle przed oczami zobaczyła Severusa, mówiącego, że jedzie do domu. Całe szczęście nagle gdzieś odleciało. Ona będzie szczęśliwa z rodzicami, a on będzie święta spędzał sam w pustych czterech ścianach. Na tę myśl posmutniała, wpatrując się w szare niebo.




***

– Wesołych świąt! – krzyknęła do Harry’ego i Weasleyów.


Czarne niebo przysłoniło Londyn, zimny wiatr zaczął wiać nieprzyjemnie, a w tle zdało się słyszeć świąteczne odgłosy, dobiegające z dworca kolejowego. Zniecierpliwiony Krzywołap zaczął machać ogonem, a Hermiona rozglądała się w każdą stronę, czekając na rodziców. Zmarznięta i zmęczona po kwadransie zauważyła Grangerów kroczących w jej stronę. Poczuła, jak ciepłe łzy spływają jej po policzkach, a ona ląduje mocnym w uścisku rodziców. 

 

– Skarbie – załkała Isabelle Granger, głaszcząc córkę po włosach i bacznie się jej przyglądając.

– Tęskniłam – wyszeptała Hermiona. W tym momencie zapomniała o całym bólu, o tych wszystkich złych i dobrych rzeczach. Ta chwila była dla niej najważniejsza, w końcu wróciła!

– Zbierajmy się do auta, strasznie zimno jest! – ojciec Hermiony uśmiechnął się do córki i zabrał wielki kufer.

– Spóźniliście się – zaśmiała się dziewczyna, biorąc Krzywołapa na kolana.

– Małe... zamieszanie. – państwo Granger spojrzeli na siebie.

– Krzywołap, co jest? – dziewczyna spojrzała uważnie na kota, który, odkąd wszedł do auta, prychał i strasznie się wiercił. – Uspokój się!

– Nie pamięta nas – powiedział Jonathan Granger takim głosem, jakby chciał usprawiedliwić poczynania kota.

– Głupi sierściuch! – warknęła, odkładając zwierzę na siedzenie obok, chociaż kątem oka wciąż się mu bacznie przyglądała.

– W tym roku mała zmiana planów – odezwała się mama dziewczyny.

– Nie rozumiem...

– W tym roku święta spędzimy w innym miejscu – odpowiedział za żonę pan Granger, w lusterku obserwując córkę.

– Co? Ale jak to?

– Nie cieszysz się? – mama Hermiony jakby posmutniała. – To miała być niespodzianka!

– Cieszę się, oczywiście... Tylko święta spędzaliśmy zawsze w domu – dodała.

– Długo z mamą o tym rozmawialiśmy i stwierdziliśmy, że potrzebujemy jakiejś odmiany. Zobaczysz, córciu, spodoba ci się!


Hermiona przebudziła się ze snu, kiedy dojeżdżali już na miejsce. Niebo było szare, ale mimo to zauważyła dość duży kamienny domek, ze wszystkich stron otoczony małymi światełkami. Z tego, co zarejestrowała, dom znajdował się na skraju lasu, a w tle były jedynie wzniesienia i pagórki. Wszystko to było pokryte grubą warstwą śniegu. Wychodząc z auta, uderzył ją silny powiew mroźnego wiatru. Wzięła kota na ręce, bo prędzej by się zakopał w śniegu, niż zrobił, chociaż mały krok.


Przytulnie. To była pierwsza myśl dziewczyny po wejściu do pomieszczenia. Na pierwszy plan rzucał się ogromny kominek, z którego wesoło trzaskał ogień. Ściany były z czerwonej cegły, co od razu spodobało się dziewczynie. Nie zabrakło też ogromnej, bogato przyozdobionej choinki i wesołych światełek. Mama Hermiony pokazała dziewczynie jej tymczasowy pokój, który znajdował się na piętrze na końcu korytarza, po czym, zostawiając córkę samą, wróciła do męża.


Krzywołap od razu wyskoczył z ramion swojej właścicielki i zaczął biegać po pokoju, lekko zdezorientowany. Koniec końców wskoczył na parapet, łebkiem przyciskając się do zimnej szyby, wpatrując się w ciemne niebo. Hermiona w pierwszej kolejności wyciągnęła różdżkę, odkładając ją na nocny stolik, po czym zabrała się za rozpakowywanie kufra.




***

Rozczesała wilgotne włosy, wpatrując się w swoją bladą twarz. Jej cera z brzoskwiniowej stała się nagle szara i zmęczona. Poczuła otaczające ją zmęczenie, znów czuła się słaba. Westchnęła, zaplatając włosy w luźnego warkocza, i gdy ponownie spojrzała w lustro, poczuła ciarki na całym ciele, a jej serce jakby zwolniło. Wpatrywały się w nią ciemne jak dno studni oczy; to przenikliwe spojrzenie, które znała aż za dobrze.


– Severus – wyszeptała, dotykając dłonią zimnej tafli lustra.



Odwróciła się przez ramię, ale nikogo nie było w łazience. W tym momencie Hermiona bała się ponownie spojrzeć w lustro. Poczuła, jak ręce zaczynają jej drżeć, a strach powoli zaczął przejmować nad nią kontrolę. Jesteś Gryfonką! Minęła jednak chwila, zanim dotarły do niej jej własne słowa. Wzięła wdech i odwróciła się, widząc ten dobrze znany jej uśmieszek.



– Sev... To ty? – poczuła, że oblewa się rumieńcem, gdy mężczyzna kiwnął głową, przyglądając się jej uważnie. – Słyszysz mnie? – zapytała niepewnie.

– Nie jestem głuchy, Granger – dodał, powodując u dziewczyny zakłopotanie.

– Ale jak to możliwe? – miała do niego tyle pytań. – W pociągu to też byłeś ty?

– Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz... – zauważył, jak dziewczyna marszczy zła nosek. – Wszystko w porządku?

– Tak! – uśmiechnęła się. – Pomijając nadąsanego Krzywołapa jest cudownie! Nie uwierzysz, gdzie jestem, rodzice zabrali mnie...

– Hermiono, z kim rozmawiasz? – usłyszała nagle głos swojej mamy, dobiegający zza drzwi.

– Co? Nie... Śpiewam sobie.

– Zejdź zaraz na herbatę.

– Dobrze, mamo. – ale Severusa już nie było. Zniknął tak szybko, jak się pojawił. 




 
***

Tego mroźnego wieczoru Hermiona wyczuwała dość dziwną atmosferę, panującą wokół. Oczywiście wszystko było cudowne, pyszna kolacja, rozmowa przy herbacie – Hermionie tego brakowało. Jednak coraz dziwniejsze dla niej było zachowanie Krzywołapa: kot, siedząc koło niej, wpatrywał się w rodziców dziewczyny, ukazując małe, ostre ząbki. Gryfonka była tak poirytowana zachowaniem swojego pupila, że w ostateczności musiała go zamknąć w pokoju. Jedyne, co słyszała, to przeraźliwe miauczenie i drapanie o drzwi.


Wielki zegar na ścianie wybił północ, jednak to nie zraziło dziewczyny do siedzenia w salonie. Isabelle i Jonathan Granger zostawili na chwilę córkę, odchodząc do kuchni, a Hermiona skorzystała z okazji i poszła po prezenty, kładąc je później pod choinką. Dumna uśmiechnęła się pod nosem. Odwróciła się przez ramię, widząc rodziców szepczących zwięźle między sobą. Nigdy nie pamiętała, by mówili coś na ucho, tak, by nikt tego nie mógł usłyszeć; wszystkie sprawy zawsze były mówione na głos. W domu państwa Granger nie było tajemnic. Jednak kiedy zobaczyli, że Hermiona się im się przygląda, przestali o czymkolwiek rozmawiać.


Tego wieczoru Hermiona była świadkiem jeszcze jednego dziwnego zachowania rodziców. Kiedy schodziła po szklankę wody, przycupnęła na schodach, obserwując rodziców w salonie. Jako mała dziewczynka zawsze tak robiła, siadała na schodach, obserwując dorosłych i ich rozmowę. Na to małe wspomnienie uśmiechnęła się lekko. Państwo Granger siedzieli do niej tyłem na kanapie, ale mama Hermiony zaczęła dziwnie się zachowywać, do tego stopnia, że dziewczyna chciała się ujawnić ze swojej kryjówki. Isabelle zaczęła nerwowo poruszać się na kanapie, gestykulując rękoma. Jonathan Granger wyciągnął z kieszeni spodni małą butelkę i wlał siłą kobiecie do ust. Po chwili Isabelle siedziała spokojnie, jakby wcześniejsza sytuacja nie miała miejsca. Ojciec Hermiony znów sięgnął do kieszeni i wyciągnął kolejną butelkę, tym razem sam ją wypijając. Tak, by nikt jej nie usłyszał, Hermiona wróciła do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zaczęła się zastanawiać, czy państwo Granger nie chorują na coś, co by tłumaczyło ich dziwne zachowanie.




***

Burza śnieżna szalała całą noc, zostawiając nad ranem jeszcze więcej białego puchu, który pokrył wszystko, włącznie z samochodem pana Grangera. Hermiona siedziała na parapecie obok Krzywołapa, ubrana w najładniejszą sukienkę, jaką spakowała. Była w kolorze mocno dojrzałych śliwek, przed kolano, z długim rękawem i niewielkim wcięciem na dekolcie. Od rana walczyła ze swoimi włosami, jednak nie dała rady i musiała związać je w wysokiego kucyka. Zrobiła delikatny makijaż i spryskała się ulubionymi perfumami. Krzywołap wił się pod miłym dotykiem swojej właścicielki, mrucząc przy tym cichutko.


– Naprawdę nie wiem, co cię ugryzło. – spojrzała wymownie na kota, a on odwrócił się do niej tyłem, machając ogonem. Hermiona jedynie wzniosła błagalne spojrzenie w górę. – Głupi sierściuch – mruknęła do siebie.


Machnęła na niego ręką, wchodząc do łazienki. Spojrzała z nadzieją w lustro, jakby oczekując czyjegoś przyjścia. Serce waliło jej tak, jakby miało zaraz uciec z jej piersi. Wpatrywała się w swoje odbicie. Może to tak nie działała? Może musiała coś powiedzieć i wtedy się miał się pojawić. Na myśl przyszła jej lampa Aladyna, gdzie owy dżin wychodził po powiedzeniu właściwej formułki. Hermiona na myśl, że Mistrz Eliksirów wychodzi z lustra na jej życzenie, spowodowało nagły atak śmiechu u dziewczyny. Stała tak dość długo, wpatrując się w taflę lustra, jednak nic się nie działo.


– Wesołych świąt – powiedziała, w końcu opuszczając łazienkę.


Wzięła na ręce Krzywołapa, szepcząc po drodze: „Spróbuj być tylko niegrzeczny”, na co pupil ziewnął, patrząc się na dziewczynę. Gryfonka wywróciła oczami. Zeszła do salonu odkładając kota na kanapę. Rodzice Hermiony już na nią czekali, pijąc poranną kawę.


I tak zleciało bożonarodzeniowe śniadanie, przy stole zastawionym smakołykami. Humor miała znakomity do pewnego momentu, kiedy mama Hermiony zapytała córkę, czy ma jakiegoś kawalera.


– Mamo... – jęknęła dziewczyna, kiedy jej mama ponowiła pytanie.

– Masz chłopaka? – Jonathan uśmiechnął się. Hermiona pomyślała o tym, co by zrobił Severus, gdyby publicznie nazwała go swoim chłopakiem. Zapewne wrzuciłby ją do kociołka. Uśmiechnęła się na tę myśl.

– Czy to Ron? – zapytała Isabelle.

– Ron? – powtórzyła. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

– Czyli masz kogoś – zaśmiał się ojciec dziewczyny, obserwując żonę.

– Tato...

– Czego się wstydzisz? My z tatą też byliśmy kiedyś w twoim wieku.

– No... podoba mi się jeden taki, to wszystko! – zapewniła rodziców. – Skończmy już ten temat – dodała lekko poirytowana i zmieszana zarazem.


Państwo Granger popatrzyli na siebie znacząco. Potem pytali ją, czy Harry spędza święta w domu, a jeśli nie, to gdzie się podziewa, pytali o wszystko. Pytań było więcej niż zazwyczaj, a sami nic o sobie nie opowiadali, co się działo u nich przez te kilka miesięcy, kiedy nie była obecna w domu. Dziewczyna zastanawiała się nad tym chwilę, jednak jej przemyślenia przerwało pojawienie się uśmiechniętej kobiety. Isabelle wręczyła córce kubek, Hermiona spróbowała grzanego wina, lekko się uśmiechając. Rodzice usiedli na kanapie, przyglądając się córce, a Krzywołap ogrzewał się przed kominkiem, leniwie wszystko obserwując.


Wypiła wszystko do ostatniej kropelki i stało się coś, czego dziewczyna się nie spodziewała. Kubek wyleciał jej z rąk, roztrzaskując się na podłodze. Ona sama poczuła się nagle taka śpiąca, taka zmęczona. Zauważyła kątem oka wybiegającego gdzieś Krzywołapa. Jej rodzice uśmiechali się, rozmawiając żwawo. O czym rozmawiali? Tego nie wiedziała. Mimo że wszystkie dźwięki do niej dolatywały, żadnego nie mogła zinterpretować.


– Mamo... – jęknęła, łapiąc się za głowę. Kobieta podeszła do niej, uśmiechając się.

– Zaraz minie. – jej głos był inny, już nie taki ciepły jak wcześniej. Hermiona poczuła, jak osuwa się na poduszki, a wszystko wokół zaczyna wirować. Jedyne, co udało się jej usłyszeć, to słowa matki kierowane do Jonathana. – Idź po prezent, już czas!


Obrazy zaczęły się rozmazywać. Złapała się za głowę, jęcząc cicho. Co się dzieje... Zacisnęła powieki, próbując dojść do siebie. Wdech, wydech... Otworzyła niepewnie oczy. Kiedy odzyskała pełną świadomość, pomijając uczucie osłabienia, które nie chciało odejść, odwróciła głowę w stronę komina. Wtedy zamarła.


– Wesołych świąt. – dobiegł ją zimny głos kobiety.


Hermiona poczuła się tak, jakby ktoś wrzucił jej do żołądka woreczek lodu. Jej rodzice stali uśmiechnięci, zaciskając ręce na włosach jej rodziców. Rodziców? I stało się to, czego się nigdy nie spodziewała. Czarny dym jakby wydobył się z podłogi i zakrył stojących rodziców. Czuła, jakby trwało to wieczność, a to było zaledwie parę sekund, kiedy dym opadł, ukazując obcych ludzi w ciemnych szatach. Dziewczyna spojrzała w dół, gdzie na klęczkach, ze łzami w oczach i krwią na twarzy byli jej rodzice. Ręce zaczęły jej drżeć, kiedy mężczyzna przyłożył jej ojcu różdżkę do szyi.


– Śmierciożercy... – wyrwało się jej bezgłośnie.


Chciała jak najszybciej podbiec do nich, ale spadła z kanapy. Próbowała wstać na nogi, jednak one jej odmawiały posłuszeństwa. Kilkukrotnie padała na ziemię, boleśnie się obijając. Grzane wino... przeszło jej przez myśl. Wszystko było zaplanowane... Spojrzała na zapłakaną twarz matki. Dlaczego nic nie zauważyła?


– Zostawcie ich! – krzyknęła, kiedy mężczyzna wbił różdżkę w szyję jej ojcu, a ten nagle zaczął się wić po podłodze z bólu.

– Eleazae! Szlama będzie nam rozkazywać? – zagrzmiała kobieta, a oczy zwęziły się jej złowrogo.

– Idiotko! Mówiłem ci tysiąc razy, żebyś nie zwracała się do mnie po imieniu! - kobieta wybełkotała jedyne nieme „Przepraszam”.

– NIE! – wyrwało się Gryfonce, kiedy jej ojciec znów dostał czarnomagicznym zaklęciem, wijąc się po podłodze. – Proszę... zostawcie ich – załkała, próbując się podnieść na nogi.

– Dumbledore jest taki ślepy i głupi – zaśmiał się mężczyzna, a dziewczyna poczuła ciarki na ciele. Jonathan Granger leżał na podłodze, dysząc ciężko. – od kilku miesięcy obserwowaliśmy tych mugoli. – splunął na podłogę. – Wiemy o nich wszystko!

– Proszę... nie róbcie im krzywy!

– Dumbledore nałożył zaklęcia chroniące na ich dom... i tylko na to miejsce – zaczął mówić tak, jakby nie słyszał wcześniejszej wypowiedzi dziewczyny. – Jednak ten głupiec nie spodziewał się, że ktoś ich zaatatuje poza ich domem!

– Piliście eliksir wielosokowy... – wyrzuciła z siebie, grając z czasem. – Przez ten cały czas!

– Sprytna! – rzuciła kobieta, popychając jej matkę twarzą na podłogę. – Crucio! – krzyknęła, celując w kobietę. Hermiona poczuła słone łzy na policzkach.

– Nie! Proszę! Zostawcie ich. – udało się jej podnieść na nogi, jednak się zachwiała i upadła z powrotem.

– Jaka kaleka – zawyła kobieta, przerywając tortury.

– Weźcie mnie! – Kobieta skierowała swoje oczy na nią i rzekła zimnym tonem:

– Jeśli chcesz... Crucio!


Hermiona upadła na plecy, wijąc się z bólu. Czuła jakby ktoś przykładał do jej skóry rozgrzane pręty, czuła łamanie kości, obdzieranie ze skóry i płomienie. Płomienie, które obchodziły całe jej ciało, wraz z umysłem i duszą. Trwało to długo, dopóki mężczyzna nie zaczął kierować się w jej stronę. Nie mogła się ruszyć, wydała tylko zduszony krzyk, kiedy on usiadł na niej okrakiem, sycząc do jej ucha: „Sprawić przyjemność ciału”.


Położył rękę na kolanie dziewczyny, zaciskając na nim palce i zaczął powoli jechać ręką w górę. Nie mogła się ruszyć, czuła jakby była uwięziona niewidzialnymi linami. Pałała wstrętem i obrzydzeniem do tego mężczyzny. Kątem oka zauważyła Krzywołapa, który przycupnął za kanapą, w zębach trzymając jej różdżkę, która od wczorajszego wieczora leżała na jej szafce nocnej. Poczuła mały płomień nadziei. Kot zbliżył się powoli, kładąc magiczny kij parę centymetrów od dłoni Hermiony, a sam zaczął zbliżać się do mężczyzny, który już chciał wsunąć rękę pod jej bieliznę. Śmierciożerca był w takim transie, że nawet nie zwrócił uwagi, kiedy kot zbliżył się do niego i wbił mu zęby w nadgarstek. Automatycznie odskoczył od dziewczyny, nie wiedząc, co się dzieje. Musisz dać radę. Musisz! Chwyciła za różdżkę.


Petrificus totalus! – mężczyzna zachwiał się i zwiotczał, opadając na podłogę.


Hermiona ujrzała czerwone światło, gnające w jej stronę. Był to ułamek sekundy, kiedy ujrzała brązowe futro skaczące przed nią, a po chwili Krzywołap upadł na ziemię, nie ruszając się. Kobieta w czerni zawyła śmiechem i rzuciła zaklęcie w stronę Gryfonki, trafiając w fotel. Hermiona poczuła buzującą w niej złość.


Crucio! Parszywa szlamo! – kobieta zostawiła rodziców dziewczyny i zaczęła zbliżać się w jej stronę, rzucając na oślep zaklęciami.

Impedimenta! – ryknęła dziewczyna. Zaklęcie ugodziło kobietę w brzuch. Zawyła z bólu, wyrzuciło ją w powietrze, po czym uderzyła całym ciałem o ścianę, osuwając się po niej.

– Mamo... tato. – Rzuciła się w stronę rodziców.

– Kochanie... jesteś taka dzielna. – jej rodzicielka patrzyła na nią oczami pełnymi łez. – Kochamy cię. – dotknęła drżącą dłonią policzka dziewczyny,

– Uratuję was! Zaraz ktoś się tu zjawi! – krzyknęła, zalewając się łzami. – Zaraz ktoś nam pomoże...


Zaczęła gorączkowo myśleć o najszczęśliwszym wspomnieniu. Jednak w obecnej sytuacji było to wręcz niewykonalne: salon pełen krwi, śmierciożercy brutalnie się z nią bawiący i rodzice ledwo żywi.


Expecto Patronum! – z różdżki wyleciały niebiesko-srebrne nici, tworzące się na kształt wydry, lecz patronus szybko rozmył się w powietrzu. – EXPECTO PATRONUM! – krzyknęła jeszcze raz.

– Uważaj! – krzyk jej ojca rozniósł się po pomieszczeniu. Ku nim płynęło niebieskie światło, które ugodziło dziewczynę w plecy.

– Szlama! – krzyknął śmierciożerca, który doszedł do siebie, stojąc na własnych nogach.


Padła na ziemię, nie mogąc się ruszyć. Czuła obecność matki obok, ojca, który próbował nawet wstać i walczyć. Jonathan został ugodzony zaklęciem i padł obok niej, a z jego klatki piersiowej zaczęła sączyć się krew. Matka dziewczyny zawyła szlochem, patrząc w oczy męża, próbując zatamować jakoś krwawienie. Potem wydarzyło się coś, czego się nie spodziewała. Dźwięk teleportacji. Oby to był Zakon! Krzyki nieznanych jej osób rozeszły się po pomieszczeniu. Wszędzie latały zaklęcia, słyszała co chwilę śmiechy i przeraźliwe krzywki. Ktoś biegł w jej stronę, krzycząc i machając różdżką, odbijając od siebie zaklęcia.


Avada Kedavra!


Błysk zielonego światła rozświetlił najciemniejsze kąty pokoju.


Nad domem jaśniała zielona trupia czaszka z językiem węża – znak śmierciożerców, pozostawiony przez nich zawsze, gdy wkraczali do jakiegoś budynku, gdy kogoś mordowali...





  - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie Czarodzieje! ♥


Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem c:  Wwybaczcie mi, że długa była przerwa od poprzedniego rozdziału, aż mi wstyd ;.; Podoba Wam się rozdział? :* Ja jestem strasznie z niego zadowolona, a z siebie bardzo dumna! *-* Tyle emocji zawartych w jednym tekście :) Co u Was słychać kochani? :*


Ściskam cieplutko, 

Jazz ♥ 


sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 45 (+18)

UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18

    Śnieg prószył za oblodzonymi oknami, w które uderzał hulający wiatr. Jego świst był na tyle głośny i budzący grozę, że niejeden czarodziej przechadzający się po korytarzu mógłby go pomylić z rykiem górskiego trolla. Ron i Hermiona jako jedyni znajdowali się na balkonie, opuścili Wielką Salę, by złapać trochę tchu pomiędzy tańcami, które żwawo toczyli na parkiecie.



    – Trzymaj – Ron podał przyjaciółce swoją marynarkę, widząc, jak trzęsie się z zimna. Otuliła się materiałem, uśmiechając się delikatnie.

    – Dzięki. Jak się bawisz?

   – Całkiem dobrze. – wyszczerzył zęby. – Mamy z chłopakami – ściszył głos, pochylając się w jej stronę – Ognistą Whisky...

    – Ron! – Hermiona zrobiła oczy wielkości galeonów. – Pamiętasz, jak skończyło się wasze ostatnie picie? – skarciła go. Ona sama na to wspomnienie płonęła purpurą. – Jeśli jakiś nauczyciel wyczuje od was al...

     – Spokojnie, poradzimy sobie – przerwał jej szybko. Podszedł do Hermiony i wyciągnął z kieszeni marynarki pomiętą paczkę, wyciągnął papierosa i odpalił go, powoli się zaciągając.

    – Znowu to samo – powiedziała znużonym tonem Ginny, trzymając za rękę Harry’ego. Wraz z nimi przyszli Neville, Luna, Seamus i Dean, który trzymał w dłoniach kolorowe babeczki.

    – Dlaczego jesteś z Malfoyem? – zapytał Harry, poprawiając sobie okulary. Po jego wyrazie twarzy było widać, że nie jest z tego faktu zadowolony, zresztą – nie tylko on. Ron również skrzywiony kręcił nosem.

     – Dumbledore tak kazał, z góry ustalił pary. Wszyscy musieli się do tego dostosować, chcąc czy nie chcąc. Dean może potwierdzić.

     – Taaag pylo – odparł Dean, mlaszcząc głośno przy pożeraniu babeczki. Nie przełknął dobrze jednej, a już wcisnął do ust kolejną, brudząc nos truskawkowym kremem.

       – Zachowywał się, chociaż w porządku wobec ciebie? – spytał badawczo Seamus posyłając jej długie spojrzenie.


     Hermiona była pewna, że jej przyjaciele będą komentować Ślizgona, a jednak spotkała ją troska z ich strony. Poczuła się tak, jakby ktoś wylał jej miód na serce. Zdała sobie sprawę, jak przez ostatni czas oddaliła się od przyjaciół, uciekając w tylko jej znany świat, który sama wykreowała. Gdy pomyślała o tym intensywniej, miód zmienił się w kubeł zimnej wody, w gardle wyrosła wielka gula, a ona poczuła się fatalnie. Oni byli cały czas przy niej, a ona ciągle odsuwała się od nich, uciekając tylko w sobie znanym kierunku. Zacisnęła dłonie w pięści, które schowała do kieszeni marynarki.


      – Nie było tak źle. Byłam pewna, że będzie gorzej – odparła, po czym zawiesiła spojrzenie na prószącym śniegu.

  – Poważnie? – zdziwił się Ron, drapiąc się po policzku, który przybrał kolor jego ognistoczerwonych włosów.

     – No tak. Zimno strasznie. – zadrżała na potwierdzenie swoich słów. – Idziecie do środka?

     – Jeszcze zostanę. – Ron podniósł dłoń, w której trzymał papierosa.

     – Ja też – oznajmił Harry.

     – A ja uciekam! – rzuciła Ginny.

   – To my zostaniemy – powiedział Seamus, a Neville i Dean pokiwali głowami. Hermiona oddała Ronowi marynarkę i przeniosła wzrok na rozmarzoną Lunę.

     – Zostajesz?

  – Słucham? - spojrzała na nią swymi wielkimi błękitnymi oczami, po czym uśmiechnęła się nagle rozpromieniona. - Oczywiście, że idę z wami. Wyczuwam tutaj gnębiwtryski, lepiej chodźmy, nim namieszają nam w głowach.


      Po powrocie dziewczyny napiły się rozgrzewającej malinowej herbaty, spoglądając w stronę sceny. Tłum stłoczonych uczniów był tak ogromny, że nie było szans, by znalazły się pod sceną. Wszyscy z niecierpliwością czekali na gwiazdę wieczoru, która miała pojawić się lada chwila. Ginny z pewnością siebie poprawiła włosy i popatrzyła na towarzyszki, mówiąc niemo: „Ja nie dam rady?”. Zaczęła przedzierać się w stronę sceny, krzycząc: „Z drogi pani prefekt idzie". A wszyscy jak jeden mąż odsunęli się od sceny pod zdziwionym spojrzeniem Hermiony oraz Luny. Ginny natomiast wzruszyła ramionami jakby niby nic i oparła dłonie o podest sceny.


      Wszystkie światła skierowały się w stronę sceny i zabrzmiał dźwięk perkusji. Uczniowie z ogromnym entuzjazmem przyjęli wokalistów Fatalnych Jędz, nagradzając ich gromkimi brawami. Cały tłum zaczął podskakiwać i głośno śpiewać z wokalistą największe przeboje. Obróciła się przez ramię i zauważyła go, jak siedzi przy stole nauczycielskim z kieliszkiem przy ustach i wpatruje się w nią. Zatrzymała spojrzenie na jego wargach, które dotykały złotego trunku. Poczuła tak silną ochotę, że chciałaby posmakować jego ust, które teraz były nasiąknięte alkoholem. Policzki zaczęły jej płonąć kiedy uniosła wzrok, a para ciemnych oczy wpatrywała się w nią, wypalając jej dziurę od środka. Odwróciła wzrok, czując, jak ktoś dźga ją łokciem w ramię. Spotkała się ze stalowym spojrzeniem Malfoya, za którym stała cała jego banda: Zabini, Crabbe i Goyle. Draco kiwnął do niej głową i odwrócił się w stronę sceny, ruszając się w rytm muzyki, a reszta Ślizgonów podążyła za nim. Hermiona spojrzała na Ginny i Lunę pytającym wzrokiem, ale one jedynie wzruszyły ramionami, również nic nie rozumiejąc.


      Myron, wokalista Fatalnych Jędz, po skończonej piosence stanął na krawędzi sceny i zaczął szukać wzrokiem Hermiony i Dracona. Gdy ich odnalazł, a nie trwało to długo, wskazał na nich dłonią i zadedykował im najnowszy utwór. Wyróżnieni spojrzeli niepewnie na siebie, a w tle cała Wielka Sala zadudniła od oklasków, nie mogąc się doczekać nowej piosenki zespołu. Bębny zawyły i Myron zaczął śpiewać, podskakując w rytm melodii, a zgromadzenie przed nim zrobiło to samo.




***

      Zespołowi także należała się przerwa i muzycy zasiedli do obficie zastawionego stołu. Hermiona zdecydowała się wyjść na zewnątrz by zaczerpnąć chłodnego powietrza. Jej rozgrzane od wrażeń policzki od razu uderzył zimny podmuch. Na balkonie znajdowała się sama, trochę zdziwił ją ten fakt, była pewna, że podczas przerwy uczniowie wyjdą na zewnątrz, aby trochę się przewietrzyć. Kiedy po kilku minutach złapała już dech w piersiach i chciała wracać do Wielkiej Sali, do jej uszu dobiegł głośny chód. Spojrzała za ramię. Ujrzała wychowanka Slytherinu, który kroczył ku niej z głupim uśmieszkiem na twarzy. Nie potrafiła sobie przypomnieć jego imienia, ale Ron kiedyś opowiadał, jak ten Ślizgon wszczął bójkę z Puchonem, który potem znalazł się w Skrzydle Szpitalnym na dobrych parę dni.

    – Co tak sama stoisz? Nie boisz się? – powiedziawszy to, zbliżył się trochę, a Hermionę uderzył odór tytoniu i alkoholu.

   – Nie mam czego – zmierzyła go od góry do dołu obojętnym spojrzeniem. Kiedy zauważyła, że drgnął mu kącik ust, odruchowo zrobiła krok w tył. Poczuła, jak dotyka plecami zimnej barierki, skutecznie znajdując się w pułapce. Chciała wyciągnąć różdżkę, którą miała przymocowaną tasiemką nad kolanem, ale on był szybszy.

    – Przejdziemy się – złapał ją pewnie za nadgarstek, przyciągając do siebie.

    – Puszczaj mnie! – krzyknęła i zaczęła się gorączkowo rozglądać.

   – Cichutko... – wysyczał i zbliżył się do niej, wciągając nosem zapach jej włosów. Hermiona zaczęła się szarpać coraz gwałtowniej i już miała krzyczeć, ale poczuła zimną dłoń chłopaka na swoich ustach.

    – Co jest?! – krzyknął nerwowo Ślizgon, puszczając Granger.

    – Szlaban jest – Snape chyba wyrósł spod ziemi, bo nagle jedną ręką trzymał mocno Ślizgona za kark, a drugą przyciskał mu różdżkę do policzka. – Do pokoju, no dalej, zjeżdżaj! – wycedził mrożąco lodowatym tonem. Chłopakowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, nie minęła chwila, a Severus i Hermiona zostali sami.

    – Nic ci nie jest? – Snape zaczął się jej przyglądać, jakby szukał zadrapań, ran czy siniaków.

    – Jest w porządku... – odrzekła, unikając jego wzroku. Zaczęła jedynie rozmasowywać obolały nadgarstek. – Niewychowane te Ślizgony jakieś – skomentowała i spojrzała na niego z wyrzutem, obejmując się ramionami.

    – Wracaj do środka – nakazał, wskazując głową w stronę wejścia.


      Wyminęła go i po chwili była w zamku. Czuła, jak idzie tuż za nią, jak intensywnie się w nią wpatruje, jak stawia delikatnie kroki, ale nie odwróciła się ani razu. Gdy, przekraczając próg Wielkiej Sali, Ginny dopadła ją, wypytując, czy wszystko jest w porządku, bo Hermiona była chorobliwie blada, a z jej oczu wyzierał strach. Ginny nie była pewna, czy profesor Snape, który ich wyminął, nie zrobił nic Hermionie. W Wielkiej Sali panował zgiełk, ale Granger doskonale słyszała, jak Weasley rzuca kąśliwe uwagi w stronę Mistrza Eliksirów – lecz nic z tym nie robiła. Po prostu wpatrywała się w oddalającą się postać mężczyzny, w duchu dziękując mu, że w porę się zjawił. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby nie było go w tamtym momencie.


      Hermiona opowiedziała wszystko, co się stało, przy cudem znalezionym pustym stoliku. Ginny przestała łypać na profesora złowrogim spojrzeniem, zastępując je wzrokiem wdzięczności i szacunku, co w jej przypadku było czymś niecodziennym. Granger spojrzała na stoły, przy których siedzieli Ślizgoni, ale nie zauważyła chłopaka, który jeszcze kilka minut temu próbował się do niej dobierać. Na samą myśl poczuła wstręt, ale głębszym przemyśleniu przeszkodziła Ginevra, która szturchnęła ją, wskazując sugestywnie oczami na zajętych sobą Lunę i Neville’a, którzy stali w kącie sali. Chłopak pochylał się szepcząc coś na ucho blondwłosej, a Luna co chwila słodko chichotała. Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo, po czym poszły na parkiet, gdzie dołączyły do chłopców, którzy już tam stali. Fatalne Jędze zaprezentowały wolniejszy kawałek, który spotkał się z uznaniem wielu osób. Seamus pojawił się przed Hermioną uprzejmie prosząc ją do tańca. Z chęcią się zgodziła, a on, uprzednio kładąc jej dłoń w talii, zaczął prowadzić. Przez cały ten czas przyglądał się jej uważnie, przynajmniej takie miała wrażenie, jakby chciał zapytać, czy wszystko w porządku. Uśmiechnęła się, najpiękniej jak potrafiła, nakładając maskę na twarz. Miała nadzieję, że przekonała tym przyjaciela, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.


      Chwilę później na parkiet weszli Luna i Neville, którzy górowali nad innymi parami, tańcząc z taką gracją i uczuciem, że zdawało się słyszeć jęki zazdrości dochodzące od innych par. Hermiona spotkała się przez chwilę spojrzeniem z Ginny i obie się uśmiechnęły, ciesząc się szczęściem przyjaciół.




***


      Zbliżała się północ, a bal trwał w najlepsze. Uczniowie bawili się, toczyły się głośne rozmowy, a w tle słychać było tym razem melodię fortepianu. Przez większość czasu Hermiona spoglądała ukradkiem na profesora Snape’a. Kilka razy złapał ją na tym, ale jedynie odwzajemniał spojrzenie i zajmował się czymś innym. Chłopacy zaczęli się sprzeczać, który z nich pierwszy zatańczy z profesor Torres, bo jeszcze nikt nie ośmielił się poprosić ją do tańca. Lavender chichotała cały czas, choć Hermionie nie było do śmiechu. Za każdym razem, gdy rzucała okiem na nową nauczycielkę transmutacji, przed oczami miała wizję jej i Snape’a sprzed kilku dni.


      Kiedy tańczyła z Harry’m, zauważyła, że to jedno miejsce przy stole nauczycielskim, które obserwowała przez większość wieczoru właśnie było puste. Sądziła, że zgubiła go, że odwróciła wzrok tylko na moment, ale kiedy zdała sobie sprawę, że zmierza w ich kierunku, poczuła zimne kropelki potu na karku. Z gracją stanął wyprostowany, a kiedy powiedział „Odbijamy Potter”, Harry zrobił wielkie jak dwa spodki oczy, a serce zaczęło jej walić jak opętane, gdy zrozumiała, co właśnie powiedział. Niechętnie puścił dłoń partnerki i odszedł, cały czas podejrzliwie patrząc na przyjaciółkę, to na mężczyznę. Snape kiwnął głową i wyciągnął dłoń przed siebie. Przez chwilę się w nią wpatrywała jak zauroczona i chwyciła ją, przyjemne dreszcze przeszły wzdłuż kręgosłupa, a z jej ust wydało się ciche westchnienie, kiedy poczuła silną dłoń mężczyzny na swojej talii. Miejsce, gdzie trzymał dłoń, zdawało się płonąć, a każda komórka jej ciała krzyczała, że jest to przyjemne uczucie. Uniosła wzrok, zatapiając się w głębi spojrzeniu mężczyzny, a dreszcz ponownie przeszył jej ciało. Jeśli przez ostatnie dni unikała go, teraz czuła się jak zaczarowana, kiedy wpatrywała się w jego oczy, jakby tamto zdarzenie nie miało w ogóle miejsca. Kiedy chciała zrobić pierwszy krok, niesfornie nadepnęła na stopę profesora, który w odpowiedzi uniósł brwi.


    – Granger, Granger... Coś ci nie idzie. – spojrzał wymownie na zdeptanego buta, a ona mogła wyczuć w jego głosie nutkę rozbawienia.

    – Sprawdzałam, czy ma pan czucie w palcach – odpowiedziała zadziornie.

    – Zabawne... – sarknął, obracając ją wokół osi. – Coś cię trapi?

    – Dlaczego? Nie rozumiem...

    – Myślę, że dobrze rozumiesz. Chodzi o Arianę?


Zadrżała mimowolnie, a on to chyba wyczuł, bo mocniej ścisnął jej dłoń przez moment, próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Hermiona w tym momencie wpatrywała się w Deana tańczącego ze wspomnianą profesorką, co sprawiło, że stała się jeszcze bardziej zmieszana. Odwróciła wzrok, spoglądając na niego, a w jego spojrzeniu jakby ujrzała rozbawienie? Ciężko było określić, czym był błysk w jego oku.


    – Kuchnia się postarała, te kurki w sosie...

    – Przestań, nie zmieniaj tematu – warknął.

    – Mnie naprawdę nie interesuje pana życie intymne – powiedziała chłodno, dobitnie podkreślając każde słowo.

    – Do niczego nie doszło. – przyciągnął ją bliżej siebie, by ich ciała się stykały, i zbliżył swoje wargi do jej ucha. – Nie miało miejsca nic, absolutnie nic. Rozumiesz?

    – Nie rozumiem. – uniosła wyżej głowę i zajrzała mu w ciemne oczy. Ich twarze dzieliły jedynie centymetry, a przez myśl jej przeszło, że chciałaby wbić się w jego usta, które wyglądały bardzo kusząco.

    – Zaufaj mi – rzekł, wyrywając ją z rozmyślań. Po chwili zrozumiała, co powiedział. – Jakie masz plany na święta? – zapytał ni stąd, ni zowąd.

    – Jadę do rodziców. Dlaczego pan pyta?

    – Książkę pisze – odparł złośliwie.

    – Z kim pan spędzi święta?

    – Po co ci to wiedzieć?

    – Książkę piszę. – użyła tych samych słów, których on użył chwili wcześniej, zaśmiała się, ale trwało to tylko chwilę, bo jego spojrzenie było puste. – Zostaje pan profesor na święta w zamku?

      

Nic nie odpowiedział, tylko ją obrócił i znów przyciągnął do siebie. Poczuła się nad wyraz przytłoczona informacją, że spędzi święta sam w szkole. Nie spodobało się jej to, nie powinien być sam. Stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha:


    – Mogę dotrzymać towarzystwa i posiedzieć z panem te kilka godzin, zanim pojadę do domu.

    – Nie bronię – odpowiedział tak ciepłym głosem, że jej serce zaczęło bić w zdwojonym tempie. – Wiesz, jak trafić do lochów - i odszedł, zostawiając ją na środku parkietu.

    – Ale jesteś zarumieniona!


Ginny odciągnęła ją z parkietu, uważnie się jej przyglądając. Hermiona zauważyła kawałek czarnej szaty znikający wśród tłumu uczniów wychodzących z Wielkiej Sali, delikatnie uśmiechnęła się, spoglądając na przyjaciółkę, po czym uśmiechnęła się życzliwie.


– Wszyscy się na was patrzyli! Nikt nie mógł uwierzyć, że Snape tańczy!

Tak, jest dobry – potwierdziła Hermiona.

- Przez pierwszy utwór tylko na was patrzyli, a potem dali sobie spokój.

- To ile tańczyliśmy?

- Jakieś trzy piosenki - zaśmiała się Ginny.

– Sam mnie zapytał o tamten wieczór – obwieściła, gdy odeszły w ustronne miejsce.

    – Nie wierzę! I co powiedział?

    – Że do niczego między nimi nie doszło...

    – Mówiłam!

    – Powiedział, że mam mu zaufać. – Granger ściszyła głos.

    – A ty? - zapadł moment ciszy, jednak Hermiona przerwała go, mówiąc pewnie i zdecydowanie:

    – Zaufałam mu.



***
     
        Bal powoli zmierzał ku końcowi. Hermiona wyszła jako jedna z pierwszych, ale zrobiła to dyskretnie, by nikt nie wiedział, gdzie dokładnie zamierza się udać. Ostrożnie stawiała kroki po krętych kamiennych schodach, by odgłosy stukania jej obcasów nie rozchodziły się echem po zamku. Wychyliła głowę zza murka, by zobaczyć, czy nikogo nie ma na korytarzu, i prędko podbiegła do mahoniowych drzwi. Ostrożnie zapukała i czekała. Ciarki przeleciały ją po plecach, kiedy usłyszała odgłosy rozbawionych uczniów dochodzące ze schodów. Nie miała zamiaru dłużej czekać: nadusiła klamkę z nadzieją, że drzwi będą otwarte. Na szczęście los jej sprzyjał i szybko wślizgnęła się do środka, ostrożnie zamykając wejście za sobą. Drzwi do prywatnych kwater Severusa były nieznacznie uchylone, przez co wychylało się przez nie nikłe światło. Nie wahając się, podeszła tam, uchylając drzwi. Do jej uszu dobiegł przyjemny dźwięk trzasku z palącego się ognia w kominku.


    – Wiedziałem, że przyjdziesz – usłyszała głos Severusa.


Nie miał już na sobie eleganckiej szaty wyjściowej, tylko czarną koszulę i ciemne spodnie. Czyli standard, ale ten, który uwielbiała. Włosy okalające mu twarz sprawiały, że mogła patrzeć na niego godzinami, a blask płomieni z kominka przyjemnie oświetlał jego twarz. Ponownie poczuła przyjemne łaskotanie motyli w brzuchu podczas tego wieczoru.


    – Mówiłam, że się zjawię – powiedziała melodyjnym głosem. Snape podszedł do niej z dwoma parującymi kubkami.

    – Skusisz się? – podał jej kubek, po czym oboje usiedli na skórzanej sofie, wpatrując się w kominek.

    – Gorąca czekolada... – rozmarzyła się, wciągając cudownie słodki zapach.


Nie zauważyła kiedy opuścił salon, zostawiając ją na moment samą. Kiedy wrócił, położył na stoliku talerzyk zapełniony piernikami w lukrze i w czekoladzie, mrucząc coś pod nosem, że Skrzaty zostawiły mu pokaźny zapas tych świątecznych słodkości. Położyli jednocześnie dłoń na tym samym pierniku, a skóra, której właśnie dotknął, zapłonęła przyjemnym ciepłem. Spojrzała na niego. Chłodne palce mężczyzny delikatnie zaczęły paraliżować jej dłoń.


    – Weź. – w końcu zabrał dłoń, oddając jej piernika, a sam wybrał innego. – Pięknie wyglądasz – powiedział oszczędnie, ale to jej wystarczyło.

    – Ddziękuje - zająknęła się, cała purpurowa na twarzy.

    – Już się tak nie jąkaj. – spojrzał na nią spod byka.

    – Może chcesz ze mną pojechać na święta? – bąknęła szybko, chowając nos w kubek.

    – A dlaczego miałbym chcieć? – zapytał cicho.

    – Święta to czas radości. Nikt nie powinien go spędzać sam.

    – Nie będę sam. – upił łyk czekolady.

    – Nie? – zdziwiła się. – Ach, no tak... Będziesz u Murry'ego i Marii?

    – Jeszcze nie wiem...

    – Zaprosili cię?

    – Oczywiście, że mnie zaprosili – powiedział, nieco podnosząc głos, mogła zauważyć, jak wywraca oczami w charakterystyczny dla niego sposób. – Tylko nie wiem, czy skorzystam. Wszystkie dzieciaki się zjadą z wnukami. I po co tam ja? – dodał już spokojniejszym głosem.

    – Skoro cię zaprosili, to chcą, żebyś był – powiedziała poważnie, odwróciwszy się w jego stronę.

    – Gadanie.

     

 Zapadła cisza, którą wykorzystali oboje, zatapiając się we własnych myślach. Hermiona co jakiś czas upijała gorącą czekoladę, powracając do momentów z dzieciństwa kiedy jej babcia często przygotowywała ten słodki trunek, gdy spędzała z dziadkami ferie zimowe, jeszcze kiedy chodziła do mugolskiej szkoły. Snape odezwał się nagle spokojnym głosem, wyrywając ją z zadumy, jakby mówił o jutrzejszej pogodzie.


    – Jadę do domu.

    – Do domu? – powtórzyła, a on przewrócił oczami.

    – Też mam coś takiego jak dom – warknął poirytowany, odstawiając pusty kubek na stolik.

    – Och, no tak... – wybąkała, biorąc ostatni łyk. – Co tu robiła profesor Tones? – spytała dociekliwie i odłożyła kubek.

    – Musieliśmy porozmawiać.

    – Mhm... Taka rozmowa, że aż koszula sama ci się rozpięła? – zarzuciła chłodno, stając przy kominku.

    – Oblałem się winem i właśnie ubierałem czystą – wyjaśnił równie zimno.

    – Rozumiem, wino, rozmowa...

    – Nic nie zaszło między nami – powiedział spokojnie. Podszedł do niej i złapał od tyłu w talii. – Powiedziałaś, że mi ufasz – wyszeptał jej do ucha. Zadrżała, kiedy jego ciepły oddech otulił jej szyję. – Nie mogę ci nic więcej powiedzieć.

    – Dlaczego? – obróciła się, zaglądając mu w ciemne oczy. – Dlaczego nie możesz? Wiesz, że nie powiem nikomu.

    – Och, Hermiono... Gdybym tylko mógł. – pogłaskał ją po policzku. – To skomplikowane. Między mną a Arianą nigdy do niczego nie doszło i nie dojdzie. Możesz być o to spokojna. Wszystko jest ze sobą powiązane i nie mogę ci nic powiedzieć. Musisz mi zaufać. Kiedyś ci to wyjaśnię, ale nie teraz.

    – Obiecujesz? – spojrzała na niego z nadzieją.

    – Dotrzymuję słowa. – pochylił się i złożył na jej wargach delikatny, niewinny pocałunek. – Zależy mi na tobie.

    – Mi na tobie jeszcze bardziej – powiedziała całkowicie szczerze.


      Ponownie ją pocałował, przyciągając do siebie. Jego język subtelnie łączył się z jej, powodując rozkoszne dreszcze u obojga. Mogłaby trwać w tej chwili wieczność, być tu z nim, a reszta, cały otaczający ją świat nie miałby znaczenia. Hermiona oderwała się na chwilę od niego i pociągnęła go do sypialni. Tam wziął ją na ręce i ostrożnie położył na śnieżnobiałej pościeli, a materac pod jej ciężarem przyjemnie się ugiął. Ściągnął jej buty, aby w niczym nie przeszkadzały; ze swoimi zrobił to samo. Położył się obok niej, łagodnie gładząc zaróżowiony policzek dziewczyny i wpatrując się w czekoladowe oczy. Jej dłonie powędrowały do jego koszuli, po czym zaczęły odpinać każdy guziczek po kolei, delikatnie muskając przy tym gołą skórę mężczyzny. Po uporaniu się z górą ubrania dotknęła jego nagiego torsu i pocałowała go z czułością w usta.


    – Jesteś tego pewna? – przyjrzał się jej uważnie. – W każdej chwili możemy przestać.

    – Wiem, co robię. Chcę tego, Severusie. – uśmiechnęła się promiennie, stając przy łóżku. – Pomożesz mi? – odwróciła się do niego tyłem.


Rozsunął zamek i zsunął z jej ramion suknię, całując ją po karku. Odruchowo wygięła się w tył, chichocząc z przyjemnej rozkoszy. Czuła, jak z upływem czasu jego spodnie są coraz bardziej napięte, ukazując zarys męskości. Ponownie wziął ją na ręce i położył na ogromnym łóżku. Z nocnej szafki wyciągnął granatowy flakonik i podał jej.


    – Wypij do końca.


      Posłusznie wykonała polecenie. Severus zaczął obsypywać jej ciało słodkimi pocałunkami. Na brzuchu kreślił drogę językiem w dół, a kiedy był przy linii koronkowej bielizny, delikatnie wsunął pod nią język, rozpalając jeszcze bardziej kobietę. Na ten śmiały krok wygięła się w łuk, jęcząc cicho. Nie kontrolując się, przyciągnęła jego głowę, by wbić się zachłannie w usta Severusa. Gładził rękoma jej ciało, a jej ręce rozpinały pasek jego spodni, które po chwili zsunął, pozostając w samych bokserkach, podkreślających jego nabrzmiałą, gotową do zadania męskość. Spojrzała na niego zdumiona i głośno przełknęła ślinę. Złapał ją za dłonie, ucałował czule, po czym, patrząc prosto w jej czekoladowe oczy, zaczął składać pocałunki na jej dekolcie.


    – Och, Merlinie! – jęknęła.

    – Wystarczy profesorze – posłał jej złośliwy uśmieszek i złapał za malutką kokardkę na jej cielistym staniku. Poczuła przyjemne dreszcze oblewające całe jej ciało.


      Położyła dłoń na umięśnionej klatce piersiowej, posiadał wiele blizn, za wiele jak na jednego człowieka. Severus westchnął cicho pod dotykiem jej smukłych palców. Odgarnął jej włosy i pocałował w szyję, nie będąc dłużny. Posłał jej imitację uśmiechu i złapał ją za pośladki, a ona z cichym chichotem zaplątała nogi wokół jego bioder. Pobudzona tą zmienioną pozycją, językiem oblizała jego wargi. Severus uchylił je, użyczając jej wstępu, po czym ich języki zaczęły namiętny, gorący taniec, przeobrażający się w grę o dominację. Przez jej ciało przeszedł dreszcz ekstazy, kiedy poczuła na plecach zimną dłoń mężczyzny, odpinającą haftki jej bielizny. Ostrożnie ściągnął go i zaczął całować jej bark, schodząc ustami na dekolt. Była pierwszy raz w takiej sytuacji z mężczyzną, nigdy nie była z nikim tak blisko, jak z nim w tym momencie. Wypuściła powietrze z ust, czując się całkowicie odprężona. Kiedyś obawiała się, jak taka chwila może wyglądać, gdy będzie sama z mężczyzną, sądziła, że będzie zasłaniać się dłońmi zawstydzona, ale tak się nie stało. Czuła się przy nim tak dobrze, czuła się bezpieczna, a to było dla niej najważniejsze. Poczuła delikatnie ruchy jego smukłych dłoni na kobiecych atutach, a jego usta namiętnie składały pocałunki na jej szyi. Odchyliła głowę w tył, dając mu dogodniejszy dostęp do swojego ciała.


    – Jesteś taka piękna – wyszeptał między pocałunkami.


      Zsunął z siebie bokserki, pokazując się jej w całej okazałości. Panna Granger nieśmiało położyła rękę na brzuchu partnera i zjechała w dół do jego męskości. Przeszedł go dreszcz, kiedy poczuł jej zgrabne palce badające go w każdy możliwy sposób. Jęknął z rozkoszy i przyciągnął ją do siebie, całując namiętnie. Ostrożnie zsunął z niej dolną część bielizny i zajrzał głęboko w jej oczy.


    – Na pewno tego chcesz? - zapytał szeptem.

    – Tak...

    – Gotowa?

    – Zaczekaj! – przerwała nagle.

    – Coś jest nie tak? – zaniepokoił się i spojrzał na ukochaną. – Jeśli nie chcesz, ja to zrozumiem, wystarczy jedno słowo i przestaniemy.

   – Nigdy tego nie robiłam – mruknęła cicho, odwracając wzrok. Delikatnie złapał ją za brodę i nakazał, by spojrzała na niego.

    – Hermiono, po pierwsze nie wstydź się tego. Ja jestem dumny.

    – Ale z czego?

    – Że będę tą osobą, z którą przeżyjesz swój pierwszy raz.

    – Naprawdę?

    – Oczywiście, że tak. Obiecuję, że nie poczujesz bólu, tylko całkowitą przyjemność.


      Ustawił się przy jej kobiecości i czekał na znak. Przymknęła oczy i po niedługiej chwili kiwnęła głową. Jedną dłonią przytrzymał jej biodro a drugą wplótł swoje palce w palce Hermiony i wszedł w nią płynnie jednym ruchem. Poczuł, jak zadrżała. Pogłaskał ją po policzku, nie poruszając się, dając się jej przyzwyczaić do tego uczucia. Po chwili cicho mruknęła, przymykając powieki. Poruszał się w niej powoli, by nie sprawić jej bólu, cały czas obserwując jej twarz, gdy zaczęła odpływać do krainy rozkoszy. Stali się jednością, tylko ona i on, nic więcej nie miało znaczenia. Biodra złapały wspólny rytm, oddechy stały się nierówne, przepełnione pojękiwaniami. Severus był najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi, kiedy z jej ust wydobyło się jego imię, gdy osiągała szczyt upojenia. Nie był jej dłużny i cicho pomrukiwał przy jej twarzy, dochodząc i pozwalając, by ciepły płyn rozgrzał jej wnętrze. Wyszedł z niej ostrożnie i przyciągnął kobietę do siebie, całując w czubek głowy. Hermiona wtuliła się w Severusa, ogrzewając się bliskością jego ciała i zaciskając dłonie wokół jego talii.


    – To było niesamowite – wyszeptała w jego tors. On jedynie pogłaskał ją czule po głowie.

    – Byłaś cudowna. Spójrz na mnie. – uniósł jej brodę wyżej. – Ja...

    – Coś jest nie tak? – zaniepokoiła się. Wyglądał tak, jakby słowa, które chciał powiedzieć, nie przechodziły mu przez gardło.

    – Kocham cię do cholery, Granger – warknął, wtulając się twarzą w jej włosy.

   – A teraz pomyśl, że ja ciebie jeszcze bardziej – powiedziała sennym głosem i jeszcze mocniej wtuliła się w mężczyznę, powoli zasypiając. Spojrzał na nią ostatni raz, złożył delikatny, pełen obietnic pocałunek na jej wargach i odpłynął w objęcia Morfeusza.









 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Witajcie Czarodzieje! ♥


Znów minęło sporo czasu odkąd wrzucam rozdział... Nie wiem co napisać. Mam pustkę w głowie. Jedynie co mogę powiedzieć to szczerze przepraszam. Minęło dużo czasu... działo się też u mnie sporo. To nie jest  miejsce ani moment by się nad tym rozczulać. Jednak mam nadzieję, że teraz będę na dobrej drodze z rozdziałami :) Trzymajcie za mnie kciuki! :3


Rozdział zwarty i gotowy, co myślicie? :)


 Jazz ♥