sobota, 28 listopada 2020

Rozdział 52

Ostatni dzień roku przyniósł ze sobą burzę śnieżną, która zostawiła po sobie wszechobecny biały puch oraz mróz szczypiący w nos i uszy. Nora została udekorowana nieco skromniej niż w poprzednich latach, a to ze względu ostatnich wydarzeń. Hermiona została namówiona przez panią Weasley do pojawienia się u nich tego dnia, bo jak to określiła, nie mogłaby patrzeć jak dziewczyna, siedzi sama w zamkniętym pokoju.


Granger, chcąc nie chcąc, musiała przyznać rację pani Weasley. Nie może uciekać od nikogo. Może to właśnie oni są mi potrzebni, aby przejść tę żałobę, pomyślała Hermiona. Spojrzała raz jeszcze na swoje odbicie w lustrze i pochyliła się po koszyk, w którym spokojnie leżał Krzywołap. Chwyciła garść proszku fiuu i weszła do kominka, gdzie zielone języki ognia delikatnie oplotły jej ciało.


- Kwatery Severusa Snape’a – rzuciła proszek pod stopy, a płomienie powiały w górę, otaczając całą jej sylwetkę.


Hermiona wyszła z kominka, otrzepując z ramion popiół. Koszyk z Krzywołapem postawiła na podłodze, a sama rozejrzała się po salonie Snape’a. Przeszła cały pokój i podeszła do uchylonych drzwi sypialni, z których wylewało się mdłe światło. Pchnęła delikatnie drewniane drzwi i ujrzała jego, Severusa Snape’a. Stał, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Na sobie miał czarną szatę ozdobioną srebrną nicią. Hermiona musiała przyznać, że wygląda bardzo elegancko. Odwrócił się do dziewczyny z nietęgą miną.


- Nie możemy tu zostać?

- Rozmawialiśmy o tym rano – podeszła do niego i wtedy dopiero ujrzał ją w całej okazałości. Stała z dłońmi splecionymi przed sobą, ubrana była w czarną suknię do ziemi, która podkreślała jej wąską talię. Snape podszedł do niej i założył jej kosmyk włosów za ucho. - Obiecałam pani Weasley, że zjawie się tam na chwilę. A ty powiedziałeś, że nie puścisz mnie samej, więc idziemy oboje.

- Wyglądasz pięknie – szepnął, składając delikatny pocałunek na jej ustach. - Obiecałem, że pójdę z tobą, bo nie wyglądasz za dobrze. Wciąż jesteś bardzo słaba Hermiono, chyba już wiem dlaczego.

- Ja też – spojrzała mu głęboko w oczy.

- Smocza ospa – skłamał gładko Snape. Dziewczyna kiwnęła głową zgadzając się z nim co do swoich podejrzeń - Nie wszystkie objawy podane w książkach muszą wystąpić. Te najbardziej charakterystyczne jak osłabienie, brak energii, wypadanie włosów, słaba kondycja akurat dopadły cię.

- Czytałam o tym, ale chyba nie umrę, prawda?

- Zgłupiałaś Granger, oczywiście, że nie umrzesz. Skąd ci to przyszło do głowy? - spojrzał na nią surowo. - Oczywiście smocza ospa, może być śmiertelna, ale to tylko w ekstremalnych przypadkach. Zaufaj mi, jesteś młodą, silną czarownicą, bez żadnych chorób współistniejących.

- A co z profesor McGonagall?

- Profesor McGonagall ma smoczą ospę, co nie oznacza, że umrze. Przebywa na oddziale św. Munga pod bardzo dobrą opieką. Uwierz mi Granger, tobie ani profesor McGonagall nic poważniejszego nie będzie. I wyprzedzam twoje pytanie, smocza ospa nie jest zaraźliwa. W magicznym świecie choroby wyglądają nieco inaczej niż wśród mugoli.


Hermiona pokiwała głową nieco spokojniejsza. Severus miał rację, dopadła ją tylko smocza ospa. Jeszcze tylko kilka dni i wszystko wróci do normy.


Snape, podał jej flakonik z eliksirem, zapewniając, że pomoże jej nabrać sił i szybciej wróci do zdrowia. Dziewczyna posłusznie wypiła eliksir, lekko się krzywiąc. Czarodziej w tym czasie skorzystał z okazji i wyciągnął z szafki nocnej ciemne pudełko. Kilkukrotnie obrócił je w dłoniach, po czym zbliżył się do kobiety.


- Nie miałem wcześniej okazji – wyciągnął w jej stronę pudełeczko – Wesołych Świąt Granger.

- To dla mnie?

- Otwórz – zachęcił ją.

- Ale ja nic nie mam dla ciebie, przez to wszystko… - urwała, patrząc na niego ze łzami w oczach.

- Ja mam wszystko, niczego mi nie potrzeba. Śmiało – kiwnął głową na podarunek.

Hermiona spojrzała na niego raz jeszcze i ostrożnie uchyliła wieczko. Znalazła tam łańcuszek z połyskującym czarnym kamieniem. Z wielkim niedowierzaniem spojrzała na Severusa, a ten zaoferował pomoc i zahaczył go na jej szyi.


- Czarny diament – jego głęboki głos zabrzmiał tuż przy jej uchu – Umieszczony na białym złocie – dotknął opuszkami palców, wystającego obojczyka kobiety, która pod tym gestem delikatnie zaciągnęła powietrze.

- Ja nie mogę tego przyjąć – już miała chwycić naszyjnik z zamiarem odpięcia go, ale Snape był szybszy. Skutecznie unieruchomił jej nadgarstki.

- Jest w rodzinie od pokoleń, dostałem go od swojej babki, która wiedziała, jaki jest mój ojciec. Pewnie zrobiłby krzywdę mojej matce, gdyby tylko zauważył, jak ma go na sobie – powiedział gorzko. Po chwili zdał sobie sprawę, z czego tak naprawdę się zwierzył dziewczynie. Dorzucił na koniec nieważne i powędrował wzrokiem na framugę drzwi, odpychając od siebie wspomnienia z dzieciństwa. Hermiona chciała go w tym momencie przytulić, przypominając sobie jego wspomnienia, które widziała w Myśloodsiewnii, ale Snape ją wyprzedził, mówiąc: Ten naszyjnik ma w sobie potężną, pradawną moc. Pochodzi jeszcze za czasów Salazara Slytherina.

- Tym bardziej nie mogę go przyjąć!

- Granger – warknął – Nie pytam się, czy chcesz, jest to prezent, który nalegam, byś przyjęła. Tylko musisz mi obiecać jedno.

- Co takiego?

- Nigdy, pod żadnym pozorem go nie zdejmiesz. Rozumiesz?

- Ale Severusie...

- Rozumiesz Granger? To bardzo ważne.

Hermiona pokiwała głową w akcie zgody, chociaż umysł podrzucał jej najróżniejsze myśli. Koniec końców stanęła po stronie Snape’a. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, gdzie połyskiwał diament i musiała przyznać, że pasował jej. Było w nim coś takiego, czego nie potrafiła sobie w żaden logiczny sposób wytłumaczyć. Czarodziej poruszył ostatni raz temat naszyjnika i powiedział, że jest to rodzaj amuletu ochronnego. Po tym już nie miał zamiaru wysłuchiwać kolejnych pytań ze strony kobiety, która tym faktem nie była zadowolona.


- Idziemy? - podał jej ramię.

- Tylko wezmę Krzywołapa – spojrzała na niego. - Nawet nie pytaj. Krzywołap idzie z nami. Postanowione.

- Zwariowałaś Granger – rzucił tylko pod nosem, co nie uszło uwadze dziewczyny.

Zarzucili płaszcze zimowe i wyszli na szkolne błonia kierując się w stronę pola teleportacyjnego. Hermiona nieco mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu, zatrzymując się na chwilę. Przeszli dość krótki kawałek po białym puchu, a Granger stała usilnie próbując nabrać powietrza. Snape rzucił na nią szybkie spojrzenie, w jedną rękę wziął od dziewczyny koszyk z Krzywołapem, który zaczął niepokojąco miauczeć na zachowanie swojej pani, a ją wziął na ramiona, mocno przyciskając do siebie.


Rozległ się charakterystyczny dźwięk teleportacji i wylądowali na ciemnym podwórku Weasleyów. Z daleka było widać światło jarzące się z okien Nory. Snape postawił dziewczynę na ziemi, po czym zniósł barierę ochroną i przeszli przez nią.


- Jak się czujesz?

- W porządku – skłamała, posyłając mu blady uśmiech – Jest znacznie lepiej.

- Jestem cały czas tutaj – pocałował ją przelotnie w czoło – W każdej chwili możemy wrócić – dziewczyna pokiwała głową w akceptacji.

- Nikt o nas nie wie, prawda? - spojrzała na niego, kiedy przemierzali drogę do Nory.

- Nie i musi tak zostać – rzucił, bacznie się jej przyglądając. Zauważył w jej spojrzeniu całkowitą akceptację jakby to, co powiedział, miało sens w obecnej sytuacji.

- Jesteś tutaj tylko po to, żeby mieć oko na mój stan zdrowia, jak to zalecił profesor Dumbledore. - dodała jeszcze ciszej.

- Dokładanie. Gotowa? - stanęli przed drewnianymi drzwiami Nory. Ścisnął mocniej jej rękę i otworzył przed nią drzwi, wpuszczając zimne powietrze do środka.

Nastało poruszenie obecnych w Norze i wszyscy przerwali rozmowy, witając się z nowo przybyłymi gości. Artur zabrał ich płaszcze, a Molly mocno przytuliła dziewczynę, wprowadzając ją w głąb pomieszczenia. Snape nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Czuł się niekomfortowo pośród tych wszystkich osób, z której tylko do Granger łapał pozytywne emocje. Każdy z obecnych rzucił na niego okiem i kiwnął głową, lekko się uśmiechając. Zdziwiony Snape odwzajemnił gest lekkim skinieniem głowy. Lupin przywitał się z nim, podając mu grzańca. Snape zamoczył zmarznięte wargi w napoju, czując przyjemne ciepło. Krzywołap nie tracąc okazji, wyskoczył z koszyka i pobiegł pod kominek, gdzie siedziała najmłodsza latorośl Weasleyów.


Nowy rok niósł ze sobą wiele obietnic i nadziei. Wszyscy siedzieli przy obficie zastawionym stole, który przyszykowała Molly, starając się czerpać z tego wieczoru jak najwięcej pozytywnych emocji, jak tylko mogli.


Ginny włączyła czarodziejskie radio, z którego pobrzękiwała muzyka. Wzięła za rękę Harry’ego i pociągnęła go gdzieś w bok, gdzie zaczęła się z nim lekko kołysać w rytm utworu. Po chwili większość zgromadzonych poszła za ich śladem i przy stole zostali tylko Snape z Granger.


- Chodź Granger – szepnął jej do ucha.

Dziewczyna spojrzała na niego, a ten kiwnął głową na wyjście do ogrodu. Zabrał ich płaszcze zimowe, po czym niezauważenie wymknęli się na zewnątrz. Jednym machnięciem różdżki wyczarował drewnianą ławkę i małe ognisko. Zdumiona dziewczyna usiadła obok niego i wyciągnęła dłonie przed siebie, lekko je ogrzewając. Siedzieli w ciszy, nie odzywając się do siebie. Każde z nich siedziało zagłębione we własnych myślach. Granger rozmyślała o rodzicach, a Snape zanurzył się w rozważaniach nad jej klątwą. Lekko oparła swoją głowę o jego ramię, przysuwając się bliżej niego.

Nie dane im było posiedzieć w samotności, gdzie po kilku minutach drzwi do Nory się otworzyły i wyszło z nich większość osób. Dziewczyna automatycznie odsunęła się od Severusa, a ten prychnął pod nosem, widząc jak Artur wraz z Lupinem, wyczarowują większą ilość ławek, by usadowić się obok nich.


- Mówiłem, że nie chce tu przychodzić – mruknął oschle.

- To trzeba było zostać – odpowiedziała mu cicho, nie patrząc na niego. Zauważył jak, zaciska niespokojnie szczękę.

- Niedługo północ – oznajmiła Molly z tacą pełną kieliszków. Wręczyła każdemu wino musujące i spojrzała gdzieś w bok – Ron, Harry możecie już się szykować - chłopcy ustawili pudła z magicznymi fajerwerkami.

- Zaraz wracam.

- A ty gdzie? - zapytał Snape wstając automatycznie za nią.

- Muszę znaleźć Krzywołapa, nie chce, by się bał – oznajmiła mijając Ginny.

- Zaczekaj Granger – rzucił, doganiając ją. Wyciągnął coś z kieszeni płaszcza i wręczył jej mały flakonik.

- Co to?

- Eliksir usypiający – odpowiedział, przepuszczając ją w drzwiach.

- Zawsze nosisz przy sobie eliksiry? - posłała mu lekki uśmiech, ale kiedy nie odpowiedział, kontynuowała – Ale czy to bezpieczne? Nic mu nie będzie?

- Zaśnie od razu, będzie spał tylko godzinę – zapewnił ją.

Hermiona uklękła przy kocie, który wygrzewał się przy kominku, a Snape w tym czasie nalał do miski wody i przelał do niej parę kropel eliksiru usypiającego. Postawił ją na podłodze tuż przy pyszczku kota, a ten od razu zamoczył w niej język. Obserwowali jak Krzywołap wypija całą miskę wody, by po chwili mógł posłać im ostatnie spojrzenie.


Ułożyła go w koszyku i spojrzała na zegar, który lada chwila miał wybić północ. Snape podał jej swoje ramię i wyszli z Nory. Tam chwycili kieliszki ze złotym płynem i stanęli nieco z boku, obserwując jak kolorowe światła, wbijają się w górę, rozświetlając ciemne niebo. Rozległ się aplauz i wszyscy zadzierali głowy w górę, obserwując pokaz. Snape wykorzystał okazję, gdzie każdy był skupiony na kolorowych światełkach i pociągnął dziewczynę parę metrów w tył, oddalając się tym samym od pozostałych. Po czym pochylił, się uważnie studiując, każdy cal jej twarzy. Hermiona wciągnęła powietrze, kiedy poczuła na swoich ustach pocałunek.


- Szczęśliwego nowego roku, Granger – wyszeptał głębokim głosem.







Dzień dooobry! ♥


Rozdział lekki i przyjemny, ale niech Was to nie zwiedzie. Już w kolejnych rozdziałach akcja bardziej się zaostrzył i wprowadzę taki mały rollercoaster, ale taki malutki, taki tyci, tyci - obiecuję.

Nie mogę się już doczekać Waszych komentarzy, dajcie śmiało znać co sądzicie ♥

Na drugim blogu pojawił się nowy rozdział, wszyscy jesteście tam mile widziani. Zapraszam! ♥

Rozdział 53 przewiduje na pierwsze dni grudnia. Także uważnie wyczekujcie sowy. Do usłyszenia kochani! 


Całuję, 

Jazz ♥

wtorek, 17 listopada 2020

Rozdział 51

Uroczystości pogrzebowe należą do tych gatunków spotkań rodzinnych, których Hermiona nigdy nie lubiła. Rodzinna powinna spotykać się bez powodu, tak po prostu, a nie od święta zmuszona przykrymi okolicznościami. Przełknęła bezgłośnie ślinę, zdając sobie sprawę, że to już dziś, że to ona jest gospodynią tej uroczystości. Wygładziła instynktownie czarną suknię i zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy ukryte pod warstwą makijażu zdradzały, jak wielki ból kryje się w jej duszy.


- Poradzisz sobie – dobiegł ją spokojny głos mężczyzny.


Nawet nie zauważyła, kiedy drzwi się otworzyły, a do toalety wślizgnął się Snape. Stanął tuż za nią i spojrzał na ich odbicie w lustrze. Hermiona delikatnie uniosła kąciki ust w górę, kiedy mężczyzna położył dłoń na jej biodrach i złożył delikatny pocałunek na jej szyi. Trwali w tej chwili jakiś czas po czym, odwróciła się do niego, poprawiając mu kołnierzyk czarnej koszuli.


- Będę w kaplicy – dorzucił jeszcze, ściskając jej dłoń, po czym wyszedł z toalety, zostawiając ją samą.

Hermiona ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze i wyszła na korytarz domu pogrzebowego. Wszyscy zgromadzeni goście czekali już w sali. Znalazła się tam jej babcia, wujek Philip z rodziną, dalecy krewni oraz współpracownicy ich rodziców. Gdzieś, nieco dalej siedzieli członkowie Zakonu Feniksa w ubraniach przypominających pogrzebowe stroje uroczyste mugoli. Aurorzy stali w dwóch przeciwległych kątach pomieszczenia ściskając za plecami różdżki. Na podłodze w szklanych wazonach paliły się białe świece, a wzdłuż trumien były bogato przyozdobione wieńce.


Pewnym siebie krokiem i z uniesioną głową przeszła przez salę i stanęła za pulpitem, zerkając na zebranych gości, którzy jak jeden mąż patrzyli właśnie na nią. Hermiona odnalazła gdzieś w kącie sali stojącego samotnie Severusa, który kiwnął niezauważalnie głową. Hermiona zamrugała oczami i zerknęła na kartkę, na której miała przyszykowaną przemowę. Wszystkie litery stały się rozmazane i ruchome, a ona nie mogła przełknąć guli, która utkwiła jej w gardle.


- Droga rodzino, szanowni goście – zaczęła Hermiona składają kartkę w pół i decydują się na nie korzystanie z niej – Zgromadziliśmy się tutaj, aby pożegnać Jonathana i Isabelle. Moich kochanych rodziców, którzy odeszli z tego świata tak nagle. Chciałabym powiedzieć tak wiele, ale brakuje słów, aby opisać jakimi cudownymi osobami byli – Hermiona zerknęła za siebie gdzie stały dwie trumny i zacisnęła dłonie na pulpicie, aż pobielały jej kłykcie – Od moich rodziców biła życzliwość, którymi obdarzali, każdego. Nieśli pomoc komu tylko, była potrzebna. Byli przykładnymi sąsiadami, współpracownikami. Dla wielu osób byli wzorowymi obywatelami, ale dla mnie byli kimś więcej. Byli najlepszymi rodzicami, jakich mogłam sobie wymarzyć. To właśnie od nich nauczyłam się tak wiele, obdarzyli mnie życzliwością, nauczyli mnie słuchać drugiego człowieka, pokazali co to miłość. Sami byli wzorem prawdziwej i szczerej miłości. Kochali siebie, kochali otaczający ich świat. Moi rodzice byliby dumni, widząc tyle znajomych twarzy, a moja mama pewnie powiedziałaby – nie smućcie się. - Hermiona posłała ciepły uśmiech swojej babci, która ściskała w dłoni przemoczoną chusteczkę. - W imieniu swoim i mojej rodziny dziękuję bardzo za przybycie i wsparcie. – Hermiona uśmiechnęła się blado do kiwający głową gości.


Razem ze swoją babcią u boku odbierała kondolencje od krewnych oraz zebranych gości, którzy kładli na ich barki najszczersze wyrazy współczucia. Twarze osób przewijały się jej z taką szybkością, że nawet nie mogła zakodować, co tak naprawdę do niej mówiono. Jak w amoku tylko kiwała głową i szeptała, dziękuje. Nie wiedziała, ile to trwało, a kolejka do trumien jej rodziców zdawała się nie mieć końca. Gdzieś tam na końcu ujrzała rodzinę Weasleyów z Harrym, którzy także chcieli się pożegnać z jej rodzicami.


- Serdecznie zapraszam was na ciepły posiłek w sali obok, wszystko już jest naszykowane – wskazała ręką drzwi, kiedy goście zaczęli łączyć się w małe grupki.

- To było piękne przemówienie, Hermiono – zjawiła się przy jej boku pani Weasley.

- Dziękuje. Tylko czuje, że nie powiedziałam wszystkiego, co chciałam, miałam tyle myśli… - zerknęła na starszą kobietę.

- Kochanie – chwyciła ją za rękę – Twoje przemówienie było przepiękne i płynęło prosto z serca. To, czego nie powiedziałaś, jest tutaj – wskazała na jej serce – I zawsze tam będzie, pamiętaj o tym. Czasem same słowa nie wystarczą, by wyrazić to, co chcemy.

- Dziękuje – ścisnęła mocniej dłoń starszej kobiety.

Molly otoczyła ją ramieniem i razem weszły do sali, w której czekali goście. Hermiona kiwnęła głową, by goście się częstowali, a sama usiadła pomiędzy babcią a wujkiem Philipem. Po drugiej stronie stołu siedział on, Severus Snape i bacznie się jej przyglądał. Widziała w jego oczach ciemne iskierki. Mężczyzna kiwnął, nieznacznie głową na półmiski nakazując jej skosztować tych dań. Hermiona niechętnie spełniła prośbę i chwyciła za półmisek z pieczenią. Supeł zacisnął się w jej żołądku tak boleśnie, że nie była w stanie przełknąć ani jednego kęska. Chwyciła za kieliszek z czerwonym winem i delikatnie zamoczyła w nim usta, przymykając oczy, pod którymi zebrały się gorzkie łzy.


***


Goście żegnali się z Hermioną, jeszcze raz składając na jej barki kondolencje. Najdłużej żegnała się babcią, która patrzyła na nią tak samo, jak jej mama. Ten przepełniony miłością wzrok, jaki znała od dziecka, obdarzył ją delikatną aurą otuchy. Ucałowała wnuczkę w czoło i nakazała odwiedzać ją, kiedy tylko będzie miała ochotę.


W domu pogrzebowym zostali tylko członkowie Zakonu Feniksa. Hermiona podeszła do mężczyzny stojącego w rogu pomieszczenia, któremu zawdzięczała przygotowanie całej ceremonii.


- Nie miałam okazji ci podziękować za to wszystko – zwróciła się do Kingsleya. Ten spojrzał na nią z dobrocią w oczach.

- Hermiono, nie masz za co dziękować. Cieszę się, że mogłem ci pomóc.

- Nie byłabym w stanie tego przygotować, powiadomić rodzinę, załatwić dokumentację, akty zgonu. Jestem twoją dłużniczką – spojrzała na niego.

- Nie wygaduj bzdur, nic mi nie jesteś dłużna. Pamiętasz? Pomagamy swoim – uśmiechnął się, wskazując dłonią na członków Zakonu Feniksa.

I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewała. W sali rozbrzmiała spokojna melodia fortepianu. Hermiona przymknęła powieki, a dochodzące dźwięki delikatnie muskały jej duszę. Dało się wyczuć głębie i szczerość wychodzących spod klawiszy fortepianu. Dźwięki rozmów jakby umilkły i każdy zaczął wsłuchiwać się w rozbrzmiewającą melodię.





- Severus Snape, człowiek wielu talentów – rzucił z podziwem w głosie Kingsley, uśmiechając się z uznaniem do czarnowłosego czarodzieja.

I wtedy ona powędrowała wzrokiem tam gdzie Kingsley. Przy fortepianie siedział on, Severus Snape. Mężczyzna nie zwracał uwagi, jakie zamieszanie zrobił swoją osobą, ale nie przestawał grać. Wszyscy obecni w pomieszczeniu otoczyli go, kiwając uznaniem głowami. Hermiona poczuła ciepło oblewające jej serce. Melodia rozproszona w sali była smutna i ciężka, co sprawiło, że Molly Weasley kilkukrotnie pociągnęła nosem wzruszona. Severus podniósł wzrok, natrafiając na spojrzenie dziewczyny. Nie potrafiła wyczytać nic z jego oczu, ale zauważyła delikatny błysk w ciemnej tafli jego spojrzenia. Potem jakby zwolnił tępo, a melodia była tak spokojna niczym wiosenny wiatr. Przymknęła oczy, uśmiechając się delikatnie.


Snape zdawał się grać z głowy, bo nie miał przed sobą nut. Grał w takim skupieniu jakby, był tylko on i instrument, jakby nikt z Zakonu Feniksa nie stał nad nim bacznie, obserwując, każdy jego ruch. Wychodziło mu to tak zgrabnie jakby, robił to już setkę razy, czego mógłby pozazdrościć mu niejeden początkujący wirtuoz. Melodia zaczęła przypominać krople deszczu, które zostały zastąpione wychodzącym zza chmur słońcem. Słońcem zwiastującym nadzieję.


Tym pozytywnym akcentem Severus zakończył swój mały występ wstając, lekko zawstydzony od fortepianu, kiedy wszyscy zgromadzeni zaczęli mu klaskać i klepać po ramieniu w geście uznania. Zawstydzenie było jednak zbyt dużym określeniem tego, bardziej kryło się w jego oczach niedowierzanie zaistniałą sytuacją. Długo jednak tak nie trwał, bo po chwili narzucił na siebie maskę obojętności, a na twarzy ukazał się cierpki grymas.


- To było imponujące – Hermiona podeszła do niego, kiedy stał już przy kominku. - Jakbyś przelał wszystkie emocje z taką dokładnością i precyzją – spojrzała na niego z podziwem.

- Bo właśnie to zrobiłem, przekazałem wszystkie moje uczucia, Hermiono – powiedział to tak spokojnie, jakby mówił o pogodzie.

- Obiecasz mi coś? Że będziesz mi grał?

- Chciałabyś? - zapytał zdumiony, patrząc na nią.

- Oczywiście, że tak. Nigdy nie interesowałam się muzyką, ale to, co przed chwilą usłyszałam, było… po prostu piękne. Chciałabym zapytać, jak się nauczyłeś grać, kiedy, ale znam cię. Wiem, że mi nie odpowiesz – uśmiechnęła się lekko.

- Nie musisz wszystkiego wiedzieć – powiedział spokojnym tonem, delikatnie muskając koniuszkiem palców jej dłoń.


***


Hermiona złożyła na ustach Severusa pełen obietnic pocałunek, kiedy siedzieli pod kocem z kubkami gorącej herbaty w rodzinnym domu panny Granger. Uroczystość pogrzebowa zakończyła się dwie godziny temu. Dziewczyna musiała stwierdzić, że wszystko przebiegło tak jak, powinno. Nie było żadnego incydentu z nieproszonymi gości, a mimo to aurorzy byli cały czas w pogotowiu. Mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Z każdym dniem uczucie do tej Gryfonki rosło, a on przestał się już temu obierać.


- Severusie, wrócimy jutro do Hogwartu? - zapytała znad parującego kubka.

- Jesteś pewna? Nie chcesz tu jeszcze zostać? - spojrzał na nią uważnie.

- Myślałam o tym – urwała na chwilę – Czuje, że będąc tu, nie będzie mi łatwiej pogodzić się ze stratą. Wszędzie widzę moich rodziców, jakby cały czas tu byli. To nie pomaga Severusie...

- Oczywiście – pokiwał głową w akcie uznania. - W Hogwarcie czeka na ciebie mała niespodzianka.

- Niespodzianka? Dla mnie? W obecnej sytuacji chyba nic mnie już nie zaskoczy – mruknęła, posępnie upijając gorący płyn.

- Będziesz miała na wyłączność własne komnaty. - Hermiona na te słowa zakrztusiła się.

- Ale jak to?

- Uznałem łącznie z Albusem i profesor Torres, że będzie to najlepsza decyzja w obecnej sytuacji – widząc jej nietęgą minę, dodał – Jeśli nie chcesz, to rozumiem Granger.

- Chcę – spojrzała na niego. – Potrzebuje swojej przestrzeni, swojego miejsca.

- A ze swojej strony postarałem się by kominek w twoim pokoju był podłączony z siecią fiuu.

- A gdzie miałby prowadzić? - żachnęła się.

- Wprost do moich prywatnych kwater – na te słowa Hermiona zarumieniła się niczym piwonia, wyobrażając sobie swoje nocne wędrówki.

Snape wykorzystał zdumienie dziewczyny i pocałował kącik jej ust, który zamienił się w intensywny pocałunek, aż zabrakło jej tchu. Odstawiła ich kubki na stolik i usiadła na nim okrakiem, patrząc na niego z pożądaniem.


- Kocham cię Severusie.

- Ja ciebie mocniej – wyznał, patrząc w jej czekoladowe oczy.


Przygarnął ją mocno do siebie i obserwował jej twarz. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła i przymknęła oczy. Mogłaby tak spędzić całą wieczność w jego ramionach. Severus delikatnie pogłaskał ją po głowie, a pod jego palcami wyczuł kosmyki jej włosów - były tak kruche i delikatne. Jeszcze raz dotknął jej kasztanowej czupryny, a w swojej dłoni znalazł jej włosy.


- Hermiono – mruknął łagodnie – od jak dawna wypadają ci włosy?

- Od jakiegoś czasu, może miesiąca – wyszeptała, mocniej się w niego wtulając.

Severus już nic nie odpowiedział. W jego głowie huczało tylko jedno słowo: klątwa. Z trudem przełknął gulę w gardle, przymykając powieki. Przecież ją rozkochał, prawda? Zdobył jej serce? To dlaczego klątwa Szyszymory wciąż się jej trzyma, mruknął jakiś głos w jego głowie.



***


Rankiem Severus spotkał Hermionę w kuchni sączącą kawę. Wyglądała na zamyśloną, gdyż jej wzrok utkwił w jednym punkcie. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy mężczyzna zaparzył kawę i delikatnie pogładził ją po głowie. Dopiero zdała sobie sprawę, że nie jest sama, kiedy krzesło obok niej odsunęło się, a sylwetka mężczyzny zawirowała jej przed oczami. Zadrżała, wychodząc z transu.


- Dzień dobry – posłała przybyszowi lekki uśmiech – Nie chciałam cię obudzić.

- Spokojnie, dopiero co wstałem. Jak spałaś? - zagadał, chwytając jej dłoń.

- Całkiem dobrze.

- To co, ruszamy niedługo? - dziewczyna kiwnęła głową w akceptacji.


Severus narzucił skomplikowane zaklęcia ochronne na dom dziewczyny. Upewnił się raz jeszcze, że bariera ochronna działa tak jak, powinna i rzucił na nich zaklęcie kameleona. Potem chwycił dziewczynę pod ramię i wyszli z ogrodu państwa Granger. Szli w milczeniu opustoszałą uliczką, kierując się ku blokom, gdzie wcześniej korzystali z pola teleportacyjnego. Hermiona ścisnęła jego dłoń nieco mocniej i po chwili zniknęli z cichym charakterystycznym pyknięciem.


***


- Tęskniłam za tym salonem – oznajmiła, kiedy obydwoje weszli do prywatnych kwater Severusa.


Snape jedynie kiwnął głową i odebrał od dziewczyny płaszcz. Hermiona dotknęła skórzanej sofy, potem chropowatej nasady kominka, grzbietów książek, które znajdowały się w małej gablocie. Zdawała się jakby, poznawała całe to pomieszczenie raz jeszcze, jakby któryś skrawek jej pamięci wymazał te obiekty.


Czarodziej zostawił ją samą i wszedł do kuchni, wzywając Zgredka. Tam po chwili mały stół został zastawiony obfitym śniadaniem. Severus jeszcze raz zerknął na chodzącą po jego salonie dziewczynę i chwycił jej pucharek z sokiem dyniowym, wlewając tam parę kropel eliksiru wzmacniającego – mając nadzieję, że odrobinie pomoże to dziewczynie. Z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej, stawała się cieniem samej siebie. Klątwa nawet na chwilę nie przestawała robić zniszczeń w organizmie młodej kobiety, pchając ją w ramiona śmierci.


- Granger, choć na śniadanie – wyrósł przed nią tak nagle, jakby wyszedł spod ziemi – Nic jeszcze dziś nie jadłaś.

- Piłam kawę – oznajmiła, wchodząc z nim do kuchni.

- To nie było śniadanie – mruknął złowrogo.

- W takim razie zjesz ze mną – zakomenderowała, chwytając pucharek z sokiem dyniowym, a Snape jedynie uważnie się jej przyglądał, mrużąc lekko oczy.


Po śniadaniu spędzili jeszcze chwilę w salonie, obserwując żarzący się kominek. Czas leniwie mknął na przód, pozwalając tej dwójce na radowanie się z celebracji wspólnej chwili. Severus zatopił się w lekturze, a Hermiona leżała z głową na jego kolanach wdychając zapach mężczyzny, który tak ją hipnotyzował, powodując przyjemne uczucie w podbrzuszu. Na samą myśl jej policzki oblały się delikatnym rumieńcem, który ukryła delikatnie, pochylając głowę.


Widząc, że robi się senna, postanowił pokazać jej nowe komnaty, aby mogła tam odpocząć. Severus Snape wraz z panną Granger chwycili magiczny proszek, a po zaledwie kilku sekundach znaleźli się po drugiej stronie kominka, który był połączony z siecią fiuu. Hermiona otrzepała ramiona z popiołu i rozejrzała się po jej nowych komnatach. Oczom okazał się jej salon w kolorach barw jej domu. Biblioteczka z książkami otaczała całą ścianę, znajdowało się tam również biurko z masywnym fotelem, jak również wygodna kanapa.


Snape uśmiechnął się pod nosem i obserwował kobietę jak ta, krząta się po nowych komnatach, oglądając uważnie każdy element wyposażenia. Przystała dłuższą chwilę przy księgozbiorze i z wielkim sercem chwyciła za pierwszą z brzegu opasłą księgę, czując pod palcami delikatne ciepło. Hermiona chciała zapoznać się z treścią tej księgi tu i teraz, ale zdała sobie sprawę, że nie jest sama, a Snape cały czas się jej przygląda z błyskiem w oku. Odłożyła ją na swoje miejsce i odwróciła się do niego, posyłając mu szczery uśmiech, a coś w nim pękło. Był to pierwszy raz od kilku dni, kiedy na jej ustach wkradł się prawdziwy uśmiech.


- Tam jest łazienka – wskazał na drzwi po prawej stronie – A tam, twoja sypialnia.

- Więc chodźmy – chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.

Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Jasne było, że to Snape włożył swoje trzy grosze w dekorację jej pokoju. Satynowa pościel na ogromnym łóżku była w iście ślizgońskim kolorze, tak samo, jak ciemne zasłony jej sypialni. Usiadła na łóżku, poklepując miejsce obok siebie. Miejsce obok niej się ugięło, a ona w krótkiej chwili wbiła się spragniona w jego usta. Cichy jęk wydostał się z jego warg, kiedy poczuł jej dłonie błądzące po swoich plecach.


- Granger, nie jesteśmy sami – cicho mruknął do jej ucha.


Dziewczyna automatycznie odsunęła się od niego cała czerwona na twarzy. Poprawiła szybko kosmyk włosów, który wydostał się z jej warkocza i spojrzała pytająco na niego. Snape wskazał ręką na fotel znajdujący się w rogu pokoju. Krzywołap rozciągnął leniwie łapy, przeciągając się w swoim nowym legowisku. Severus, który pozwolił sobie dorzucić parę drobiazgów od siebie do nowej komnaty Hermiony nie zapomniał o jej sierściuchu. Wciąż go intrygowało i zastanawiało, w jaki sposób ten kot miał tak wyostrzony instynkt. Krzywołap jakby wiedział, że czarodziej o nim rozmyśla dumnie, podbiegł do niego, kładąc się na podłodze. Uniósł władczo ogon, nakazując przybyszom głaskać go po futrze.


- Polubił cię – rzuciła dziewczyna, głaskając kota – Witaj Krzywołapie, tęskniłam za tobą.


A ten jakby rozumiał, o czym dziewczyna mówi i spojrzał na nią. Jego złote oczy powiększyły się dwukrotnie i mruknął głośno, kiwając lekko łepkiem. Hermiona zdumiona spojrzała na Severusa upewniając się, że widział to samo co ona, ale on zdawał się patrzeć w innym kierunku.


- Wszystkie twoje rzeczy zostały przeniesione wczoraj wieczorem – odezwał się po chwili Snape, wstając z łóżka – Komnata znajduje się na parterze w prawym skrzydle, wejść tu możesz za pomocą hasła, które sama nadasz. Stąd na zajęcia z eliksirów masz całkiem blisko – rzucił tajemniczo.

- Czy to twoja sprawka? To ty załatwiłeś mi te komnaty? - zapytała, odkładając kota na podłogę – Czy może był to pomysł Dumbledore'a?

- Oczywiście, że mój – żachnął się Snape prostując barki. Przecież nie mógł jej zdradzić, że musi mieć ją pod kontrolą cały czas. Klątwa wciąż w niej jest, przeleciało mu przez myśl. - Dumbledore z profesor Torres tylko poparli mój pomysł.

- Dziękuje ci za to, bardzo mi się tu podoba. Aż sama nie wierzę, że mam własny kąt – wspięła się na palce i złożyła na jego ustach krótki pocałunek – Za obszerną biblioteczkę również dziękuje.

- Nie wiem, o czym mówisz Granger – skłamał gładko, unosząc lekko kąciki ust w górę. - Odpocznij, zobaczymy się później.


Zniknął w płomieniach kominka, a czarny płaszcz powiewał na nim jak skrzydła nietoperza.




Szukałam jak najbardziej pasującego utworu w scenie powyżej. Nie mogło być to coś skocznego, wesołego, gdyż scena nie pozwalała na to. Miała wprawić wszystkich w nastrój zamyślenia, zadumy, a jednocześnie swoim przekazem zwiastować nadzieję. Mam nadzieję, że udało mi się znaleźć utwór, który Wam też pasuje do tej sceny.
Jeśli nie widzisz wideo lub nie działa, kliknij ten przycisk, to przeniosę Cię bezpośrednio na YT
-> Yiruma - River Flows in You


~*~

Dzień dooobry! ♥


Oddaję w Wasze ręce nowy rozdział. I jak? Wyszłam pewnie z wprawy po tak długim czasie, co? Starałam się jak najlepiej go napisać, poprawiając chyba z milion razy, aby był dla mnie idealny.

Dziękuje za Wasz odzew pod ostatnią notką, jesteście kochani! Ten rozdział dedykuję Wam! ♥


Z przyjemnością mogę Was poinformować, że z powrotem z Narkotyka, wróciłam na mój drugi blog, gdzie również pojawił się tam nowy rozdział. Jest to nieco inna historia Sevmione, ale mam nadzieję, że dacie mi szansę i przypadnie Wam do gustu jak Narkotyk!

Kliknij tutaj, a ja przeniosę Cię na bloga-> Hermiona i Severus - a kiedy przyjdzie czas


Następny już niebawem! Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze.


Całuję, Jazz ♥