Grudzień przyniósł ze sobą zimne wiatry i mróz szczypiący w nos i policzki. Zbliżająca się wielkimi krokami świąteczna aura nieco rozleniwiła uczniów, którzy odpuścili sobotnie odrabianie prac domowych, spędzając wolne popołudnie na zasypanych błoniach Hogwartu. Można było spotkać pierwszorocznych lepiących bałwany, dość odważnych piątoklasistów, którzy truchtali wokół boiska do Quidditcha, jak i też takich, którzy siedzieli przy ognisku rozpalonym przez Hagrida, wesoło śpiewając. Kilka dziewcząt próbowało swoich sił w łyżwiarstwie, sunąc po zamarzniętym jeziorze, pod bacznym wzrokiem Charity Burbage.
Żadne z nich nie wiedziało, że było pilnie obserwowane przez profesor McGonagall, która wyglądała na nich z pokoju nauczycielskiego. Kobieta dzierżyła w dłoni gorący kubek z herbatą, czując na plecach przyjemny powiew z rozgrzanego kominka. Było to zdecydowanie przyjemniejsze niż siarczysty mróz. Profesor McGonagall niespodziewanie zadrżała, wyczuwając czyjąś obecność przy sobie. Kątem oka spostrzegła rąbek czarnej szaty.
– Profesor McGonagall.
– Severus – odpowiedziała, przywitawszy się z nim lekkim skinieniem głowy.
Stanął przy jej boku, również wyglądając na zaśnieżone błonia. Gdzieś w oddali dostrzegł grupę Ślizgonów, którzy dość ostentacyjnie rzucali śnieżkami w przechodzących Gryfonów. Z lekkim uśmieszkiem spojrzał na profesor McGonagall, która uniosła brew ku górze. Rzuciła mu nieco rozbawione spojrzenie.
– Pójdziesz ich rozdzielić, czy sama mam to zrobić? – zapytała, po kilku minutach, gdzie sytuacja nabrała już tempa i zamiast kilkoro uczniów zjawiła się dość duża grupka nie tylko uczestniczących w zimowej walce, ale również gapiów dopingujących swoich faworytów.
– Daj spokój Minerwo – rzucił przeciągle. – To tylko bitwa na śnieżki. No, chyba że obawiasz się, że twoi Gryfoni przegrają z moimi Ślizgonami?
Kobieta prychnęła rozbawiona pod nosem i upiła łyk herbaty. Potem od niechcenia spojrzała na młodszego profesora i powiedziała: Gryfoni zawsze są o krok do przodu. Snape zmrużył oczy, obserwując, jak jego podopieczni z minuty na minutę jawnie przegrywali w walce na śnieżki z pupilkami Minerwy. Kobieta, widząc jego minę, zaśmiała się gardłowo. Poklepała go pocieszająco po ramieniu, po czym wyszła, zostawiając go samego w pokoju nauczycielskim.
Snape prychnął jedynie pod nosem. Dostrzegł, że do walczących uczniów dołączyły nowe osoby. Z kilometra rozpoznałby Crabba i Goyle’a z Malfoyem na czele. Snape w akcie triumfu obserwował, jak Ślizgoni jawnie atakowali uczniów Domu Lwa. Obrócił się za siebie, upewniając się, że Minerwa nie postanowiła wrócić, po czym z mściwym uśmieszkiem niemo kibicował swoim podopiecznym.
Stanął nieco na palcach, niemalże przyciskając haczykowaty nos do zimnej szyby. Potter, pomyślał złośliwie. Sam wielki Harry Potter z Ronaldem Weasleyem u swojego boku dołączyli do bitwy na śnieżki jawnie i bez obwódek celując w Malfoya. Tuż za nimi podążali pozostali chłopcy z szóstego roku.
Snape zignorował śnieżną bitwę w napięciu, obserwując co rusz pojawiających się nowych uczniów. Nagle dostrzegł płomiennorude warkocze wystające spod puchatej czapki. Po chwili przy pannie Weasley pojawiła się ona.
– Granger – wyszeptał, czując ukłucie w okolicy serca.
Minęły dwa tygodnie, od kiedy Granger opuściła jego komnaty. Jawnie i bez żadnych skrupułów obserwował ją na zajęciach, czy posiłkach w Wielkiej Sali. Nie przejął się zbytnio krążącymi plotkami, że uwziął się na pannie Granger, tylko dlatego, że sprawował nad nią opiekę, odsuwając w bok swoje należyte obowiązki. Teraz gdy Granger w końcu zniknęła z jego życia, jawnie mógł pokazać jej, jakim problemem było sprawowanie nad nią opieki. Snape słyszał wiele historii, które uczniowie wymyślili na poczekaniu, począwszy od histerycznego płaczu Granger, a po to, że dawkował jej minimalną porcję żywności, która miała utrzymać ją przy życiu. Niezwykle bawiły go te pogłoski. Jednak nie zrobił niczego, aby je ukrócić. Nie miał zamiaru się nikomu tłumaczyć, a wręcz przeciwnie. Wykorzystał sprzyjającą burzę, by być przy Granger. Czepiał się ją o wszystko, z mściwą satysfakcją odbierał punkty Domu Lwa, czy wytykał jej brak talentu w warzeniu eliksirów. I można było pomyśleć, że robił to pod widownię Ślizgonów, którzy niezwykle kosztowali się widokiem zarumienionej Granger, jednak Snape robił wszystko, aby mieć na nią oko. Granger nie sprowokowała go na tyle, aby miał powód wlepić jej szlaban, niemniej jednak samo upominanie jej, zwracanie uwagi i ciągłe przechodzenie pod ławkę Złotej Trójcy pozwoliły mu dokładnie się jej przyjrzeć.
Był wściekły na samego siebie, że nie zrobił jeszcze niczego co mógłby pomóc mu w spełnieniu prośby Albusa. Granger marniała w oczach. Wydawała się słabsza, sińce pod oczami z każdym dniem robiły się silniejsze, a sama Granger w końcu zaczęła go ignorować, mętnie spoglądając w podręcznik. W pierwszym tygodniu zaprosił ją dwa razy pod tablicę, aby rozpisała etapy warzenia eliksirów, stwierdzając ponuro, że Granger całkowicie nikła w oczach. Jej koncentracja była chwiejna, zapominała o wielu prostych i oczywistych rzeczach, a samo stanie przy tablicy sprawiało jej ogrom wysiłku, co zauważył kilkukrotnie, gdy wolną dłonią podtrzymywała się tablicy.
W drugim tygodniu przyczepił się do niej tylko raz, wymuszając na niej konwersacje. Potter oczywiście nie był zadowolony z tego, że ciągle się jej czepiał, ale gdy odjął Gryffindorowi trzydzieści punktów, Potter w końcu zacisnął usta w wąską linię, opadając buntowniczo na krzesło. Tak jak przewidywał, Granger nie miała siły na rozmowę, a gdy już zmusiła się, by na niego spojrzeć, jej odpowiedzi były zdawkowe, byleby nie ciągnąć rozmowy.
– Klątwa zbiera swoje łowy – wyszeptał pod nosem. – Zrób coś w końcu Snape.
Ostatni raz spojrzał na Granger, po czym wyszedł z pokoju nauczycielskiego, idąc tylko sobie znanym kierunku. Wiedział, że musiał odstawić swojego ego na bok i wziąć się w końcu do roboty.
W tym samym czasie, za murami zamku, na pokrytym białym puchem błoniach Hermiona z lekkim uśmiechem obserwowała trwającą bitwę na śnieżki. Machnęła dłonią na Ginny odkrzykując, że dołączy do nich później, co oczywiście było kłamstwem. Nie miała najmniejszego zamiaru brać udziału w durnowatej bitwie. Spokojnym, lekko chwiejnym krokiem oddaliła się od krzyczących uczniów, kierując się pod odosobnione drzewo. Wyczarowała mały stołek, na którym usiadła, a potem ciepły i wełniany koc, który opadł na jej kolana. Z końca różdżki wyleciał malutki ogarek, który unosił się blisko jej twarzy, a Hermiona z przyjemnością przymknęła oczy, czując na policzkach ciepłe wypieki.
W końcu potarła czoło, czując się nieco słabiej niż zwykle. Odnotowała, że odkąd opuściła lochy profesora, jej kondycja podupadła. Była zmęczona, bez energii. Hermiona tłumaczyła to sobie tym, że dopadła ją w końcu zimowa chandra. Przez ostatni czas, który spędziła w lochach, nie wystawiała nosa na świeże powietrze, jej aktywność fizyczna ograniczała się jedynie krótkim spacerem po komnatach mężczyzny. Ostatni raz zmęczyła się dość mocno, gdy maszerowali do Hogsmeade. Hermiona przymknęła powieki, przypominając sobie ich wieczorną wędrówkę i to, jak złapał ją w stalowym uścisku przed upadkiem. A potem tak gładko przeszła do wspomnienia jej odejścia, gdy trzymał ją za dłoń. Hermiona miała wrażenie, jakby dostrzegła wtedy dziwny blask w oku mężczyzny, jakby walczył ze sobą, aby coś jej wyznać. Westchnęła cicho pod nosem, czując przyjemne ciepło w okolicy serca.
– Granger.
Hermiona prędko otworzyła oczy. Dwa metry od niej stał Ślizgon, bynajmniej nie ten, o którym skrycie rozmyślała. Draco Malfoy, nonszalancko trzymał ręce w kieszeniach zimowego płaszcza. Co chwila obracał się nerwowo za siebie, jakby kontrolował, czy nikt nie przyłapał go na schadzce z Granger.
– Malfoy – rzuciła chłodno, poprawiając koc na kolanach. – Czego chcesz? – zapytała od niechcenia.
– Słyszałaś o tym Granger, że Thomas był na spotkaniu?
– Być może – odpowiedziała zdawkowo.
– I?
– Czy jest coś, czego ode mnie chcesz Malfoy?
– Ty naprawdę nie wiesz, o czym było to spotkanie?
Hermiona wzruszyła jedynie ramionami. Malfoy wyglądał na nieco rozzłoszczonego, nieco zbitego z tropu. Zaintrygowana Hermiona opuściła niżej ogarek, aby móc przyjrzeć się jego durnowatej twarzy, która nagle zaczęła przybierać bladoróżowy odcień.
– To nie ułatwia zadania – powiedział.
– Jakiego zadania? Malfoy możesz przestać mówić do mnie jakimś szyfrem? Naprawdę nie mam ochoty na twoje towarzystwo. Odpoczywam, jakbyś nie zauważył.
– Prędzej sobie nos odmrażasz – rzucił kąśliwie. – Niemniej…
– Chyba że ty się ukrywasz po tym, jak Harry skopał ci tyłek podczas bitwy na śnieżki?
Malfoy prychnął pod nosem, jakby chciał podkreślić, że nic takiego nie miało miejsca. Hermiona nawet nie wiedziała, jaki był wynik meczu. Lekko obróciła głowę, wychylając się zza drzewo. Uczniowie w dalszym ciągu toczyli bitwę, ale czy w tłumie nadal był Harry i Ron? Tego nie była pewna. Znudzona ponownie spojrzała na Malfoya.
– Dumbledore uznał, że cudownym pomysłem byłoby zorganizowanie Zimowego Balu – słowo cudownie w ustach Malfoya zabrzmiało dość kiczowato.
– Naprawdę? – zapytała zaciekawiona. – O tym to nie słyszałam. Więc spotkanie było na temat balu?
– Tak.
– Dlaczego mnie nie było na tym spotkaniu?
– Nie było cię ani innych dziewczyn z tego względu, że Dumbledore postanowił, abyśmy my…
– My?
– My chłopaki… Och Granger, nie przerywaj mi – powiedział rozzłoszczony. – Dumbledore wpadł na świetny pomysł, aby prefekci zorganizowali Zimowy Bal. Począwszy od jedzenia, po dekorację, muzykę.
Hermiona wyprostowała barki. Cóż minęło sporo czasu od ostatniego balu, jakby był w Hogwarcie. Kiwnęła głową, pozwalając mu kontynuować.
– Każdy z nas wylosował partnerkę, z którą pójdzie na bal. Z tą samą partnerką trzeba wywiązać się z powierzonego zadania, jakim jest organizacja balu.
– Rozumiem.
– To wszystko jasne?
– No tak. Jest bal, każda para musi zająć się czymś innym – wzruszyła ramionami. – Czego tu nie rozumieć?
– Chyba coś ci umknęło… Myślisz, że po co ci to wszystko mówię?
– Skąd mam to wiedzieć Malfoy – mruknęła, odwracając wzrok.
Szlachcic zaklął pod nosem. Hermiona nieco zdziwiła się, gdy Malfoy zaczął przeszukiwać kieszenie spodni, by w końcu z tylnej kieszeni wyciągnąć zmięty kawałek papieru. Rozprostował go, spoglądając przez chwilę na niego, a potem bez słowa wręczył go dziewczynie.
– Dlaczego tutaj jest moje imię?
– Bo to ciebie wylosowałem Granger.
Hermiona ostatkiem sił zaśmiała się głupkowato. Obróciła karteczkę w dłoniach, lecz jej imię wciąż połyskiwało na pergaminie. Spojrzała na Malfoya oddając mu świstek papieru.
– To nie jest pomyłka? – zapytała słabo, czując, jak coś zimnego opadło na dno jej żołądka.
– Byłbym wdzięczny, gdyby była to pomyłka – powiedział sucho.
– Cholera.
– No, cholera.
***
Uczniowie tłocznie zgromadzili się w Pokoju Wspólnym, aby zająć jak najlepsze miejsce obok rozpalonego kominka. Hermiona podkuliła kolana pod brodę siedząc obok Neville’a. Spostrzegła, że przez pokój przeszedł Seamus, który pomachał do niej wesoło. Odwdzięczyła mu się tym samym, odprowadzając go spojrzeniem, dopóki nie zniknął w dziurze pod portretem.
– No co? – zapytała, widząc wzrok Harry’ego.
– Nie nic – wzruszył ramionami.
– Coś insynuujesz Harry? – spojrzała na niego surowo, chociaż jak mogła się na niego gniewać. Rozdział z Seamusem, był dawno zamknięty, a ciekawość na pewno zżerała Harry’ego.
– Czego chciał od ciebie Malfoy? – zapytał tym razem Ron. Spojrzała na niego, ostrożnie zaciskając dłonie w piąstki. A jednak nas widzieli, pomyślała.
– Przyszedł do mnie z jakąś bzdurą dotyczącą najbliższego patrolu – skłamała. – Wiecie, jaki on jest.
– Ślizgoni przegrali w bitwie, więc Malfoy musiał się wkurzyć. A ty pewnie byłaś najbliżej – zasugerowała Ginny.
– Jak zawsze pierwsza do odstrzału – wzruszyła ramionami, na co przyjaciele zaśmiali się słabo.
Kilka dziewcząt z siódmego roku przeszło przez dziurę w portrecie zwracając na siebie atencję pozostałych Gryfonów. Hermiona nie zwróciła uwagi na ich podniesione, wesołe głosy, ale zmrużyła oczy, dostrzegając rulon pod pachą jednej z dziewczyn. Poczuła, jak ktoś usiadł na oparciu kanapy tuż za nią. Obróciła się, spotykając się z twarzą Deana. Wskazał palcem na siódmoklasistki pochylając się ku Hermionie. Wrzawa, jaka panowała w Pokoju Wspólnym, nie pozwoliła na spokojne prowadzenie rozmów.
– Profesor McGonagall je poprosiła – Dean niemal wykrzyknął jej do ucha.
– Poprosiła o co?
– O to, aby zawiesiły… – Dean urwał, oglądając się za siebie.
– Bal! – krzyknęła jakaś dziewczyna.
– Odbędzie się bal – powiedział ktoś inny.
– Poprosiła, aby zawiesiły plakaty z informacją o balu – dokończył już Dean, klepiąc ją po ramieniu.
Hermiona chciała zapytać, czy wie, z kim idzie, czy on miał tyle szczęścia, że wylosował kogoś sympatyczniejszego niż Malfoy. Dean jakby wiedział, o czym rozmyśla, bo pochylił się raz jeszcze i rzekł: Przykro mi Hermiono. Wstawiłem się, że to ja mogę z tobą pójść… ale Dumbledore się nie zgodził.
Spojrzała na niego wzruszona. To bardzo miłe, dziękuję Dean, zdążyła powiedzieć tylko tyle, nim ktoś nie chwycił Deana za rękę i nie pociągnął w tłum. Hermiona przeniosła spojrzenie na rozpalony kominek, a wrzawa powoli zaczęła się uspokajać.
Ginny siedziała cała uradowana, mocno ściskając Harry'ego za dłoń. Ron spoglądał przerażony na Neville’a, a sam Harry uśmiechał się blado. Chłopcom zdecydowanie ta informacja nie przypadła do gustu, czego nie można powiedzieć o dziewczętach, które zaczęły już rozmawiać o sukienkach i fryzurach. Hermiona jeszcze bardziej skuliła się w sobie, kręcąc w bezradności głową.
– Dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej, że będzie bal? – zapytała Ginny z wyczuwalną urazą w głosie. – Teraz musimy się śpieszyć, aby zdobyć jakieś sukienki, bo inaczej wszystko wykupią.
– Wierz mi Ginny, ale dowiedziałam się w tym samym momencie co ty – powiedziała spokojnie Hermiona.
– Nie wyglądasz na zadowoloną – zauważył Harry.
– Och Harry… – westchnęła przeciągle. – Takie imprezy tylko rozleniwiają uczniów i profesorów, nikt nie myśli o nauce, a zaraz koniec semestru. Powinniśmy skupić się na egzaminach, a nie na tym, że zbliża się bal…
– Ale chyba idziesz, prawda? – zapytał Ron, przerywając typowy dla Hermiony monolog. Nie mogła tym razem skłamać. Musiała pojawić się na tym balu z cholernym Malfoyem. Przełknęła gulę w gardle, kiwając głową.
– Prefekci są zobowiązani do udziału w tego typu imprezach – wyjaśniła.
– No to ciekawe z kim pójdzie zadufany w sobie Malfoy – zaśmiał się Harry.
Tylko zgadnij Harry, kto jest tą szczęściarą, pomyślała żałośnie.
Pół godziny później Hermiona wymsknęła się z Pokoju Wspólnego, tłumacząc się nagłym bólem głowy. Została odprowadzona na spiralne schody przez zatroskany wzrok Ginny. Wpadła do swoich komnat, z ulgą stwierdzając, że Brown ani Patil nie było. Być może minęła się z nimi gdzieś w Pokoju Wspólnym? Tego nie była pewna. Chwila spokoju bez uprzykrzających współlokatorek okazała się zbawienna.
Hermiona wcale nie skarżyła się na ból głowy. Musiała się ewakuować z Pokoju Wspólnego, bo zewsząd każdy rozmawiał o balu, czego Hermiona nie mogła znieść. I z czego się tu cieszyć?, pomyślała rozzłoszczona, siadając przy swoim kufrze.
Nie wiedziała do końca czy była zła na to, że Malfoy ją wylosował, czy na to, że nie może wybrać się z nikim innym, bo profesor Dumbledore nie pozwolił im na zmianę pary. Szarpnęła za metalową kłódkę, klnąc pod nosem. Wyciągnęła zza paska różdżkę i wycelowała nią w kufer. Dopiero wtedy kłódka odskoczyła z głuchym kliknięciem. Hermiona odrzuciła w tył ciężkie wieko kufra.
Wyciągnęła letni kapelusz, przez chwilę obracając go w dłoniach. Jeszcze musi trochę poczekać, nim założy go ponownie. Musi przemęczyć się z zimową czapką, która stała się jej codziennym dodatkiem, gdy tylko opuściła lochy. Następnie chwyciła za książkę Emily Brontë. Zauważyła coś wystającego spomiędzy kartek Wichrowego Wzgórza. Zaciekawiona otworzyła książkę, spostrzegając, że pomiędzy stronami wsadzony był czerwony kwiat. Czy sama go tam włożyła? Tego nie pamiętała. Dotknęła ostrożnie opuszkami palców ususzonych płatków, starając się, aby zbytnio się on nie pokruszył. Czy czytała tę książkę jeszcze w Hogwarcie? A może spędziła przy niej letnie wieczory, siedząc na ganku rodzinnego domu? Czy potraktowała kwiat maku jako zakładkę? Być może. Hermiona zmarszczyła nos. Czuła lekkie poirytowanie, zdając sobie sprawę, ile faktów uciekało jej z głowy.
Przedarła się przez górę ubrań, licząc po cichu, że jakimś cudem znajdzie sukienkę. Opadła na dywan, kręcąc w bezradności głową.
Sądziłaś, że pójdziesz na bal w letniej sukience? Skarciła samą siebie. Oprócz eleganckiej peleryny nie było niczego, co mogłaby wykorzystać na uroczysty wieczór. Nie obejdzie się bez zakupów, stwierdziła posępnie. Zakupy były ostatnią rzeczą, na którą miała ochotę.
Zanim zamknęła z powrotem wieko kufra, zastygła na moment. Ciężar klapy zaczął jej ciążyć, więc raz jeszcze odrzuciła wieko w tył. Przedarła się przez Emily Brontë, Jane Austen i innych mugolskich autorów, stos niepotrzebnych ubrań oraz dodatkowy koc tylko to by chwycić z dna kufra czarny materiał. Wyciągnęła polar, który należał do profesora Snape'a i niemalże przytuliła go do siebie. Pachniał jak on. Pachniał jego komnatami. Jego pościelą. Jego perfumami. Miała namiastkę Snape'a zamkniętą w kufrze. Z dziwnym uczuciem w podbrzuszu, wtuliła policzek w polar, wracając myślami do ostatnich dni, które spędziła u boku mężczyzny. Zanim pozwoliła sobie na kilka łez, ponownie wrzuciła polar do kufra. Tym razem pozostał on na wierzchu, nie ukryła go pod innymi rzeczami, ani książkami. Po prostu był. Pod ręką. Gdyby jego potrzebowała.
***
Hermiona zadrżała, prędko otwierając oczy. Podciągnęła kołdrę pod brodę, słysząc dobiegający z ciemnego pokoju szmer. Drżącą dłonią wyciągnęła spod poduszki różdżkę, niechcący trącąc śpiącego Krzywołapa. Wybacz, wyszeptała. Gdyby zapaliła świecę, mogłaby dostrzec oburzone spojrzenie swojego kota. Poczuła, jak podniósł się, ocierając się ogonem o jej dłoń, a następnie wskoczył na nią tylko po to, by przemaszerować po niej i zwinąć się w kłębek tuż u jej stóp ponownie zasypiając. Hermiona jęknęła cicho, gdy boleśnie wbił się najpierw w brzuch, a następnie w udo.
Musiała sprawdzić kto hałasował kolejnego wieczoru. Była gotowa, aby rozpocząć nieprzyjemną konwersację z Brown bądź Patil, odkrywając już za chwilę, która z nich, od kilku dni tłucze się każdej nocy. Wcześniej Hermiona nie zwracała na to zbytniej uwagi, kładąc na głowę poduszkę i próbując ponownie zasnąć. Jak bardzo za sobą nie przepadały, wcześniej takie sytuacje nie miały miejsca, szanując wzajemnie ciszę nocną. Jednak odkąd Hermiona wróciła z pobytu u Snape’a miała wrażenie, że któraś z dziewcząt na złość chce jej pokazać, że jest niemile widziana.
Hermiona naprawdę nie miała ochoty na żadną konwersację, a Patil i Brown były na samym końcu listy rzeczy, które pragnęła zrobić, będąc wybudzoną w środku nocy. Złapała za kotarę i ostro ją rozsunęła, aby posłać, którejś z nich ostrą wiązankę, gdy spostrzegła, że to nie Patil, ani Brown grasowały w pokoju.
– Och, cześć…
Zdołała tylko tyle powiedzieć, dostrzegając skrzatkę. Magiczne stworzenie zawstydzone i spłoszone prędko zniknęło, wcześniej kłaniając się nisko, dotykając nosem podłogi. Hermiona postawiła stopy na dywanie, dopiero zdając sobie sprawę, że skrzatka robiła tyle hałasu, dokładając drewna do żarzącej się kozy, tylko po to, aby jej, ani Brown i Patil nie było nocą zimno. Z paskudnym uczuciem wstydu i zażenowania stanęła przy rozpalonej kozie.
Przecież to oczywiste było, że skrzaty od listopada do lutego dbały o to, aby w każdym dormitorium była odpowiednia temperatura, aby uczniowie mieli czyste ręczniki, każdego ranka złożone w równą kostkę. Hermiona złapała się za głowę, kręcąc nią w bezradności. Jak mogło ci to umknąć?, pomyślała. Rzuciła krótkie spojrzenie na zasłonięte kotarami łóżko Brown. Ani trochę nie poczuła się zgorszona za nieuczciwe posądzenie współlokatorki o hałasowanie. W dalszym ciągu nie pałała sympatią do Lavender.
Tak jak łatwo się wybudziła, tak łatwo już nie mogła zasnąć. Kręciła się przez godzinę, próbując na nowo powrócić w objęcia Morfeusza, jednak skończyło się to tylko irytacją. Hermiona w końcu poddała się, rozpoczynając niedzielny poranek o nieludzkiej porze. Gdy zegar wybił piątą rano, Hermiona już po porannej toalecie maszerowała do Pokoju Wspólnego. Tam usiadła na jednym z foteli, chwytając za książkę, pozostawioną przez któregoś Gryfona. Poradnik Quidditcha nie był czymś, czemu chciała się oddać. Położyła ją z powrotem na stolik, podrywając się z fotela.
Cóż była to dość wczesna pora jak na spacer, ale Hermiona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Czuła, jakby ściany Pokoju Wspólnego niebezpiecznie kurczyły się, odbierając jej tlen. Musiała ewakuować się stamtąd. Teraz. Natychmiast.
Przemykała cicho przez korytarze zamku, udając się do jedynego, bezpiecznego miejsca. Złamała dość proste zabezpieczenia i skradała się już po szkolnej bibliotece. Chwyciła z półki poświęconej tom o magicznych ziołach i usiadła tuż pod oknem, podkulając kolana pod brodę. Magiczne zioła i ich właściwości były stukrotnie lepszą pozycją niż poradnik do Quidditcha.
Była w połowie książki, gdy poczuła na twarzy przyjemne łaskotanie pierwszych promieni słońca. Zatrzasnęła pozycję i wystawiła twarz ku słońcu, delikatnie przymykając powieki. Gdy rozgrzane policzki zaczęły ją szczypać, Hermiona odwróciła się od okna. Wielki zegar zwisający na grubym, masywnym łańcuchu, pomiędzy regałami wskazywał, że zbliżała się dziewiąta rano. Hermiona niczym oparzona zerwała się z miejsca, w pośpiechu zabierając książkę. Nie zawracała sobie głowy, ówczesnym przesunięciu krzesła, a jedynie co świstało w jej głowie to myśl, że przyłapanie przez panią Pince było ostatnią rzeczą, której pragnie. Wsunęła książkę na swoje miejsce i prędko, znalazła się przy wyjściu. Nadusiła klamkę i powoli pchnęła drzwi. Upewniwszy się, że nikogo nie ma na korytarzu, czym prędzej wypadła na zewnątrz w pośpiechu zamykając za sobą drzwi. Odeszła zaledwie kilka metrów, gdy zza zakrętu wyszła pani Pince, dzierżąc w dłoni parujący kubek. Hermiona jedynie kiwnęła głowa na powitanie i prędko skręciła w drugi korytarz, czując w nozdrzach zaparzone liście pokrzywy.
Nie obejrzała się za siebie, dopóki nie stanęła przed drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali. Z ulgą stwierdziła, że bibliotekarka nie podążyła jej śladem. Hermiona chwyciła się za kolumnę, biorąc kilka głębszych wdechów. Poczuła, jakby przebiegła maraton, a pokonała zaledwie kilkaset metrów. Złapała się za bok, czując nieprzyjemne ukłucie.
– Hermiona? Wszystko w porządku?
– Harry! – wyprostowała barki, oglądając się za siebie. – Co tu robisz?
– Idę na śniadanie – odpowiedział, przyglądając się jej uważnie. – Dobrze się czujesz?
– Tak – rzuciła, przestając trzymać się za bok.
– Jesteś pewna?
– Och Harry – jęknęła przeciągle. – Wszystko jest okay. Chyba jestem po prostu głodna – wypaliła na poczekaniu.
– No dobrze – odpowiedział nieprzekonany. – Idziemy? Ginny i Ron pewnie już czekają.
Miał rację. Rodzeństwo siedziało już przy stole, na powitanie posyłając im lekkie uśmiechy. Hermiona zajęła swoje miejsce przy Ginny, chwytając za karafkę z wodą. Była tak spragniona, że duszkiem wypiła dwie szklanki. Widziała na sobie podejrzliwe spojrzenie Harry’ego, ale zignorowała je, niby niechcący odwracając głowę w lewo.
Był tam. Siedział przy stosunkowo pustym stole nauczycielskim, trzymając w dłoni filiżankę. Hermiona przypatrywała się mu nieco dłużej, niż powinna, gdy jego wąskie wargi spotkały się z białą porcelaną. Zastygła, zdając sobie sprawę, że przyłapał ją na wścibskim podglądaniu. Odwdzięczył się tym samym, palącym spojrzeniem, po którym uznała, że jeszcze jedna szklanka wody nie będzie takim złym pomysłem. Chwyciła raz jeszcze za karafkę, odwracając wzrok.
Szmer porannych rozmów przerwało pojawienie się sów w Wielkiej Sali. W niedzielę nie pojawiali się posłańcy, dzierżąc najnowsze wydanie Proroka Codziennego. Z reguły uczniowie dostawali listy od stęsknionych rodzin i przyjaciół. Hermiona zdziwiła się, jak jedna ze sów upuściła na jej pusty talerz mały rulon. Chwyciła go prędko, jakby miał eksplodować w ciągu kilku sekund. Drżącymi dłońmi chwyciła za wiadomość. Czy profesor McGonagall powiadomiła rodziców o wypadku?, pomyślała przerażona. Przecież prosiłam, aby tego nie robiła, jęknęła zrezygnowana.
Gdyby tylko Harry, Ron i Ginny spojrzeli na nią przez chwilę, mogliby zauważyć, jak blade policzki ich przyjaciółki skradł szkarłatny rumieniec. Hermiona schowała pergamin w kieszeń spodni, rzucając jedno, dość krótkie spojrzenie w stronę stołu nauczycielskiego.
– Hermiona – zaczął Ron.
Spojrzała na niego spanikowana, układając w głowie serię wymówek, od kogo mogła dostać wiadomość. Już przygotowywała się, aby rozpocząć swój monolog, gdy Ron otworzył usta, mówiąc dość szorstko: ktoś do ciebie.
Obejrzała się za siebie, spotykając się z dość znajomą twarzą. Zmrużyła oczy, próbując przypomnieć sobie, skąd mogła znać tego chłopca, bo raczej nie wyglądał na żadnego pierwszorocznego Gryfona, którego mogła widywać w Pokoju Wspólnym.
Nagle, jakby spadła przez ciemną otchłań oceanu. Przed oczami pojawiły się szkarłatne obrazy ostatnich tygodni, coraz szybciej pompując krew. Wciągnęła powietrze, czując spływający po barkach niezrozumiały rodzaj ulgi i wdzięczności.
– Kevin!
– Cześć Hermiono.
– Jak dobrze cię widzieć! – wstała, przytulając do siebie chłopca. Stali tak przez chwile, nim Hermiona nie poczuła pojawiających się w kącików oczu łez. Przygryzła wargę przyglądając się Puchonowi. – Jak się czujesz?
– Ja… – zaczął dość nieśmiało. – Ja czuję się dobrze. Naprawdę dobrze – powiedział, drapiąc się po zaczerwienionym policzku.
– Słuchajcie – objęła chłopca ramieniem, odwracając się w stronę przyjaciół. – To właśnie jest Kevin, któremu pomogłam w Zakazanym Lesie – powiedziała przejętym głosem.
– Cześć – przemówił nieśmiało.
– Wiemy, kim on jest – powiedział chłodno Ron.
Hermiona zmrużyła oczy. Nie spodobał się jej ton wypowiedzi przyjaciela. Nie miała zamiaru strzępić nerwów na próbę zrozumienia zachowania rudowłosego, więc odeszła kawałek z Kevinem w bok, aby móc się mu lepiej przyjrzeć.
– Opowiadaj, jak się czujesz – zaczęła łagodnie, widząc nad głową chłopca gestykulującego Rona. Posłała mu gromkie spojrzenie, czując, jak zaczyna zbierać w niej gniew. – Gdzie się podziewałeś przez ten cały czas Kevin? Martwiłam się strasznie o ciebie.
– Czuję się już znacznie lepiej. Rodzice zabrali mnie do świętego Munga, a po kilku dniach zostałem wypisany do domu. Mamie zależało, abym odpoczął jeszcze przez kilka dni w domu, zanim wrócę do Hogwartu – powiedział. – Cieszę się, że wróciłem.
– Ja również się cieszę Kevin – lekko przygryzła wargę, czując zgromadzone w oczach łzy. Kevin jakby je zauważył, bo nagle wysunął przed siebie niewielkie pudełko, owinięte w elegancki papier. Hermiona tak była pochłonięta jego pojawieniem się, że nie zwróciła uwagi na to, że przez cały czas trzymał coś w dłoniach.
– Chciałbym ci podziękować Hermiono za to, że uratowałaś mnie przed tamtym potworem. Gdyby nie ty… – urwał, rozglądając się wokół. – Mama mówi, że zwykłe dziękuję, czasem nie wystarczy. To dla ciebie – wręczył jej pudełko. – Praliny z Miodowego Królestwa.
– Kevin nie musiałeś… Gdybym miała cię uratować, zrobiłabym to raz jeszcze bez najmniejszego wahania – przytuliła go ponownie. Trwali w tej chwili nim nie została dosadnie przerwana przez czyjeś znaczące, dość irytujące chrząknięcie.
Stała oko w oko z Ronem. Z tyłu przyglądał się im Harry z Ginny, których min Hermiona nie mogła w tamtym momencie odczytać. Po ich twarzach przebiegło coś, co mogłaby określić jako skrępowanie.
– Słucham Ron – powiedziała rzeczowo.
– Super prezent od kogoś, kto prawie cię zabił, taki w sam raz.
– Nie mówisz poważnie – rzuciła oburzona.
– Mówię śmiertelnie poważnie.
– Ron…– zaczęła powoli.
– Przez niego prawie zginęłaś – wskazał na Kevina oskarżycielsko palcem.
– Nie mogłam go przecież zostawić samego! – podniosła na niego głos. Miała wrażenie, jakby Wielka Sala na moment zastygła w swoich dyskusjach, zwracając uwagę na ich trójkę stojącą pośrodku sali.
– Jak zwykle chciałaś się poświęcić, zgrywając bohaterkę.
– To nie tak – jęknęła, czując nieprzyjemny ucisk w gardle.
– Nie mogłaś zawołać kogoś? Nie pomyślałaś, aby wezwać pomoc? – dodał, lekko drżącym głosem. – Nie pomyślałaś o nas? – wskazał na Harry'ego i Ginny. – Gdyby coś ci się stało…
– Ale nic mi się nie stało Ron…
– Przepraszam ja… – Kevin wtrącił się nieśmiało. – Ja… – pospiesznie wcisnął w dłonie Hermiony pudełko. – Ja nie chciałem rozpocząć kłótni.
– Za późno, bo to wszystko przez ciebie!
– Ron! Nie krzycz na niego…
Kevin zrobił krok w tył, potem drugi i wybiegł z Wielkiej Sali, nie oglądając się za siebie. Hermiona spojrzała na Rona. Coś w jego oczach błysnęło niebezpiecznie. Patrzyła na przyjaciela z niedowierzaniem.
– Musiałeś tak się zachować? – zrobiła krok w jego stronę. – Wystraszyłeś go.
– Z taką łatwością przyjęłaś od niego to coś – od niechcenia machnął na trzymane przez nią pudełko. – Zapomniałaś, jak leżałaś w Skrzydle Szpitalnym?
– Nie zapomniałam o tym – rzuciła przez zęby. – Wiesz co Ron? – zrobiła krok w tył.
– No co? – dopytał ostrym głosem. Nad głową rudowłosego dostrzegła Harry’ego i Ginny, którzy wyglądali, jakby chcieli coś powiedzieć, coś dodać, ale wybrali bezpieczniejsze milczenie. Hermiona rzuciła na nich przelotne spojrzenie.
– Nie ważne – mruknęła cicho, odwracając się za siebie.
– Hermiono!
Opuściła Wielką Salę, nie przejmując się nawoływaniem Rona. Szła tak szybko, że nie wiedziała, w którym momencie wślizgnęła się do opustoszałej klasy. Zamknęła za sobą drzwi, usiadła na podłodze i zaczęła płakać, nie mogąc pojąć, jak Ron nie posiadał w sobie grama empatii.
Martwił się o ciebie, usłyszała piskliwy głos w swojej głowie. Każdy w inny sposób reaguje na stres, dodał, chociaż to nie spodobało się Hermionie. Nie miał prawa tak zachować się wobec Kevina, nie miał prawa urządzić takiej sceny w Wielkiej Sali pełnej uczniów. Merlinie… Snape, jęknęła pod nosem, zdając sobie sprawę, że musiał wszystko słyszeć.
Wyciągnęła ze spodni kawałek pergaminu. Rozprostowała go na kolanie, wpatrując się w pochylone pismo. Pociągnęła niezdarnie nosem, raz jeszcze odczytując dość krótką wiadomość.
O 18 w moim gabinecie
SS
Miała przed sobą cały dzień, aby zjawić się w lochach. Dlaczego chciał, aby się pojawiła? Nie była tego do końca pewna. Nie miała ochoty oglądać Rona, więc będzie musiała pokręcić się po zamku przez kilka następnych godzin. Poczuła ścisk w żołądku. Przez to wszystko nie zjadła nawet śniadania. Może zakradnę się do kuchni?, pomyślała, opierając głowę o ścianę.
Nagle jakby przypomniała sobie o pudełku, które dostała od Kevina. Rozerwała elegancki papier, a jej oczom ukazało się tekturowe, lecz solidnie wykonane pudełko. Zajrzała przez małe okienko na udekorowane czekoladki, cicho wzdychając. Ostrożnie otworzyła wieko. Chwyciła za jedną z pralin, przez chwilę się jej przyglądając. Praliny były jedną z droższych rzeczy, jakie można znaleźć w Miodowym Królestwie, a Hermiona nigdy nie miała okazji ich skosztować, słysząc o nich wiele poczciwych opinii. Ścisk w żołądku spowodował, że wrzuciła pralinę do ust. Przymknęła powieki, delikatnie się uśmiechając. Już wiedziała, dlaczego był to towar luksusowy.
***
Niemalże przez cały dzień udało się jej skutecznie omijać Wieżę Gryffindoru. Gdy skończyła płakać i użalać się nad sobą opuściła opustoszałą klasę i udała się do biblioteki. Tam spędziła cały dzień pośród ksiąg i pergaminów, gdy w końcu pani Pince zjawiła się nad jej stolikiem z nietęgą miną.
– Proszę się zbierać panno Granger, zamykam bibliotekę.
– Jest dopiero szesnasta pani Pince – jęknęła.
– Panno Granger – powiedziała surowo. – Nie chcę się powtarzać.
Hermiona zebrała wszystkie księgi, które zabrała ze sobą do stolika, a następnie niechętnie opuściła bibliotekę. Strasznie nie chciała iść do Pokoju Wspólnego, wiedząc, że było to dość prawdopodobne spotkać tam Rona. Głód jakoś odszedł już dawno, więc Hermiona nawet nie miała pretekstu, aby posiedzieć w Wielkiej Sali. Zjadłaś niemalże całe pudełko pralinek, usłyszała wredny głosik w swojej głowie. Hermiona udała, że nie czuje wyrzutów sumienia, zjadając taką ilość cukru, której nie spożyłaby w ciągu całego miesiąca, więc jedynie przytuliła niemal puste pudełko do piersi, zagłuszając wyrzuty sumienia.
Wiedząc, że ma jeszcze dwie godziny do pojawienia się lochach, udała się wolnym krokiem do Wieży Gryffindoru. Cóż, kiedyś musiała stanąć oko w oko z Ronem. Nie masz czego się bać, pocieszyła samą siebie. W końcu to nie pierwsza kłótnia z Ronem, dodała, jakby miało to coś zmienić. Tylko to była już inna kłótnia. Nie suszyła mu głowy o naukę, a on nie czepiał się, że przesiaduje tyle w bibliotece. Pokłócili się o osobę trzecią, co zwykle w ich przyjaźni się nie zdarza. Hermiona przez całą drogę próbowała zrozumieć postępowanie Rona i gdy nawet się jej to udało, gdy była bliska pogodzeniu się, nagle pojawiła się przed oczami twarz Kevina. Ten dzieciak nie zasłużył na takie traktowanie, pomyślała dość chłodno, przechodząc przez dziurę w portrecie.
Pewnym siebie krokiem skierowała się ku spiralnym schodom, nie obracając się na boki. Kątem oka widziała ludzi wokół, którzy rozmawiali i śmiali się wesoło, ale czy wokół nich byli jej przyjaciele? Możliwe. Hermiona jeszcze mocniej zacisnęła palce na pudełku i gdy już postawiła pierwszą stopę na schodach, usłyszała swoje imię. Zastygła na moment wypuszczając ciężko powietrze z płuc. Odwróciła się za siebie, widząc machającą do niej Ginny. Oczywiście, że rudowłosa była w towarzystwie swojego brata i Harry’ego. Zerknęła na schody prowadzące do sypialni dziewcząt. Nie zachowuj się dziecinnie, usłyszała głos w swojej głowie. Przełknęła dumę, po czym przemierzyła cały Pokój Wspólny, zatrzymując się przed kanapą, na której wypoczywali.
– Gdzie się podziewałaś cały dzień? – zagadała Ginny. Jej głos był delikatny i niepewny, jakby próbowała wyważyć panująca wokół nich atmosferę.
– Byłam w bibliotece – odwróciła głowę, słysząc prychnięcie. – Coś nie tak Ronaldzie?
– Obstawialiśmy, że dałaś wypłakać się na swoim ramieniu temu dzieciakowi.
– Obstawialiście? Wasza trójka tak założyła? – dodała ostro, spoglądając na nich wyzywająco.
– No wiesz… – zaczął kulawo Harry.
– Czy jest coś, czego ode mnie chcecie? – zapytała, udając znudzenie. Rzuciła raz jeszcze spojrzenie na Harry’ego i Ginny, dłużej zatrzymując wzrok na rudowłosej. Hermiona poczuła małe ukłucie w sercu, zdając sobie sprawę, że nawet Ginny stanęła po stronie Rona. Przełknęła gulę w gardle.
– Cały dzień mnie unikasz – powiedział Ron.
– Wybacz mi, że nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać twoich wrzasków – nieświadomie zacisnęła mocniej palce na pudełku pralin.
– Ja tylko się martwiłem – rzucił przez zęby.
– Krzyczałeś, bo chciałeś mi udowodnić, że to ty masz rację, a ja postąpiłam nieodpowiedzialnie i lekkomyślnie. To miałeś na myśli, prawda?
Ron na moment spuścił głowę, wpatrując się w swoje kolana. Gdy uniósł na nią spojrzenie Hermiona dostrzegła w jego oczach walczące iskierki i coś, co kreowało się na troskę. Zagryzła wargę, nie chcąc dopuszczać do siebie głosu serca, które podpowiadało jej, że może odrobinę postąpiła lekkomyślnie. Hermiona zadarła wyżej brodę, spoglądając na niego wyczekująco.
– Ron chce powiedzieć, że… – zaczął delikatnie Harry, ale Hermiona uniosła wyżej dłoń, przerywając mu.
– Cokolwiek chce powiedzieć Ron, niech powie to sam, Harry. Nie potrzebuje obrońcy.
Ron wstał z kanapy podchodząc do Hermiony. Był od niej dużo wyższy, więc musiała zadrzeć nieco wyżej brodę. Poczuła się mała i bezbronna, gdy nad nią górował. Mocniej przycisnęła pudełko pralin do piersi. Po twarzy Rona przetoczyła się cała paleta barw, kończąc na fiołkowych wypiekach na policzkach i uszach. Jego oczy stały się zimne, chociaż Hermiona dostrzegła w nich błysk, który podpowiadał jej, że chłopak stojący przed nią cholernie się o nią martwił. Zagryzła wargę, gdy Ron zaczął mówić powoli, akcentując każde słowo.
– Nie możesz się tak zachowywać Hermiono. Uważam, że postąpiłaś lekkomyślnie. Zapytaj Harry’ego i Ginny, na pewno sądzą tak jak ja – rzuciła na nich krótkie spojrzenie. – Nie możesz ryzykować życia dla jakiegoś dzieciaka.
– Miałam go zostawić? Miałam udawać, że nie słyszę jego błagalnego nawoływania?
– Mogłaś wezwać pomoc. Mogłaś spróbować.
– Próbowałam. Wszyscy byli w zamku.
– No właśnie! I ty też powinnaś być o tej porze – powiedział ostro. – On też powinien być w zamku. Kto pozwolił, aby pierwszoroczny opuścił mury szkoły?
– To lekka hipokryzja, nie sądzisz? Ile razy my wymykaliśmy się nocą z zamku? Nie pamiętasz, co robiliśmy w jego wieku?
– Tak… – rzucił przeciągle. – Tylko pamiętaj, że nas była trójka. A on był jeden – przełknęła gulę w gardle. Miał rację. – Teraz biega po zamku i opowiada jak to Hermiona Granger uratowała mu życie. Stałaś się bohaterką. Chyba tego chciałaś, prawda?
– Zrobiłam to, co musiałam. Przez moment nie pomyślałam, czy ktoś będzie mnie za to wielbić, czy stanę się tematem plotek. Gdybyś widział coś więcej poza czubkiem własnego nosa, uważam, że zrobiłbyś dokładnie to, co ja.
– Znów się kłócicie? – wszyscy obrócili się spoglądając na Neville’a, który trzymał w dłoniach Teodorę.
– Nie. Już nie – powiedziała, rzucając Ronowi ostatnie spojrzenie.
Odeszła w ciszy. Wdrapała się samotnie do sypialni dziewcząt, walcząc ze sobą, aby się nie odwrócić. Stojąc już na szczycie schodów, dostrzegła, jak płomiennorude włosy szybko przemykają przez Pokój Wspólny. Ron wyszedł. Hermiona przez moment walczyła ze sobą, czy nie powinna za nim pójść. Zdusiła w sobie tę krótką pokusę i wsunęła się do sypialni. Rzuciła się na łóżko, czując jak po policzkach, spłynęły słone łzy.
***
Zjawiła się minutę przed osiemnastą. Hermiona ujarzmiła na głowie rozczochrane loki i wygładziła pomięty sweterek. Nie sądziła, że płakanie może być tak wyczerpujące. Niespodziewanie obudziła się za kwadrans szósta w pośpiechu, zrywając się z łóżka. Krzywołap rzucił na nią przelotne spojrzenie, gdy próbowała nie wywrócić się o zasłonięte kotary.
Minęła bez słowa Patil i Brown, które siedziały na łóżku, cicho plotkując pod nosem. Hermiona, zanim zniknęła w korytarzu, rzuciła ostatnie, nieco tęskne spojrzenie w stronę Krzywołapa. Prędko znalazła się w łazience, ochlapując twarz zimną wodą. Ze zrezygnowaniem i nutą goryczy spojrzała na swoje odbicie. Przekrwione oczy kontrastowały się z bladą cerą. Potarła policzek, starając się usunąć z twarzy odciśniętą poduszkę. Nie mogła pozwolić sobie na brak dyscypliny i w ciągu następnej minuty niemal biegła korytarzami zamku.
Zatrzymała się dopiero w cichych i opustoszałych lochach. Wzięła głęboki wdech, przymykając dosłownie na kilkanaście sekund powieki. No już, nie dysz jak rozpędzona oślica, upomniała samą siebie, przykładając dłoń do szalejącego serca. Poprawiła włosy, wygładziła sweterek i zapukała dwukrotnie w ciemne, mahoniowe drzwi.
W następnej sekundzie drzwi otworzyły się przed na oścież, a ciepło, które biło od rozpalonego kominka, uderzyło ją w policzki. Hermiona zatrzymała się w połowie kroku, gdy zdała sobie sprawę, że to nie wcale profesor Snape otworzył przed nią drzwi.
– Malfoy? – wyrzuciła z siebie. A ten, co tu robi?, pomyślała, przekraczając próg.
– Punktualna jesteś, tego nie można zaprzeczyć Granger – usłyszała jego kąśliwy głos.
Hermiona rzuciła mu krótkie, nieco osądzające spojrzenie. Profesor Snape zjawił się znikąd, trzymając w dłoniach dwa parujące kubki. Położył je po przeciwległej stronie swojego biurka i dopiero wtedy uniósł głowę.
– Proszę usiąść panno Granger.
– Profesorze Snape – skinęła głową, nieśmiało przechodząc przez gabinet. Poczuła, że Malfoy stąpa tuż za nią. Zanim zasiadła na krześle dla interesantów, spojrzała niepewnie w stronę mężczyzny. – Powinnam przyjść później? – zapytała.
– Wezwałem was oboje.
No i wszystko jasne, pomyślała. Zanim usiadła na krześle do jej nozdrzy, doleciał zapach wydostający się z parujących kubków. Dzikie owoce, być może aronia i czarny bez, pomyślała, wpatrując się w ciemne kubki, które Snape dla nich przygotował.
Hermiona poczuła się niezwykle nieswojo. Snape przygotował dla nich herbatę, sam zapewne sącząc kawę, wezwał ją i Malfoya, a co gorsza miał na sobie granatową koszulę, z delikatnie podniesionymi mankietami, odsłaniając sprawne nadgarstki. Ten widok był tak dziwny, tak nienaturalny, a jednocześnie całkiem normalny, jakby Snape chciał podkreślić w niezrozumiały dla niej sposób, że przy nich czuje się całkiem swobodnie. Hermiona zatrzymała się nad tą myślą, wracając wspomnieniami do swojego pobytu w kwaterach Snape’a.
– Auć… – syknął Malfoy odkładając kubek. Hermiona ledwo powstrzymała śmiech. Malfoy i poparzony język, tego jeszcze nie było. Gdy szlachcic przybierał na swej twarzy różne odcienie różu, na moment, na krótką chwilę spojrzała w stronę mężczyzny. Snape minimalnie, niemal niezauważalnie zmrużył oczy, przyglądając się jej sponiewieranej twarzy. Hermiona poczuła ściśnięcie w żołądku i czym prędzej oparła się o krzesło, aby ukryć zapłakane oczy.
– Jak mniemam, została pani już poinformowana o balu panno Granger? – zapytał.
– Tak profesorze – odpowiedziała bez entuzjazmu, rzucając Malfoyowi krótkie spojrzenie.
– Bal Zimowy będzie zorganizowany przez prefektów. Każda z par dostała zadanie, z którego musi się należycie wywiązać. Jako opiekun pana Malfoya, będę miał oko na waszą pracę.
– Jakie to zadanie? – odezwał się Malfoy.
– Pary przed wami muszą zorganizować menu, dekoracje i zaproszenia dla każdego ucznia, a waszym zadaniem będzie zaaranżować oprawę muzyczną.
Hermiona spojrzała na Malfoya w tym samym momencie, gdy on odwrócił głowę w jej stronę. Coś w jego zimnych oczach rozbłysło. Czy były to iskierki radości? A być może fala triumfu? Hermiona nie była tego do końca pewna. Sama poczuła przyjemne łaskotanie w brzuchu. Z pewnością organizacja oprawy muzycznej będzie bardziej angażująca aniżeli rozplanowanie posiłków. Wyobraziła sobie, jak muszą kosztować wszystkich deserów, aż na samą myśl ją zemdliło. Fala wyrzutów sumienia uderzyła ją boleśnie w twarz, przypominając sobie, jak pochłonęła dziś niemalże całe pudełko pralin. Przełknęła gorycz.
– To od nas zależy, jak cała reszta będzie się bawić? – zapytała sceptycznie.
– Nawet nie myśl o Celestynie Warbeck! – wyrzucił z wyczuwalną paniką w głosie Malfoy. Hermiona spojrzała na niego, nie będąc pewną, czy mówi poważnie, czy robi sobie z niej żarty. Jednak zdała sobie sprawę, że Malfoy naprawdę wyglądał na przerażonego.
– Masz coś przeciwko? – zapytała spokojnie, chwytając za parujący kubek.
– Granger chyba nie jesteś poważna… – obrócił się do niej przodem. – Nikt o zdrowych zmysłach nie słucha Celestyny Warbeck! – niemalże stuknął dłonią o oparcie krzesła, ukazując szereg równiutkich białych zębów. Celestyna Warbeck okrzyknięta była divą wśród starszych pokoleń czarodziejów. Do tego grona można było zaliczyć Molly Weasley, która była jej największą fanką. Co roku podczas świąt Bożego Narodzenia Molly próbowała podgłaśniać magiczne radio, aby w najdalszym kącie Nory każdy mógł usłyszeć charakterystyczny, melodyjny wokal Warbeck. Co niestety spotykało się z próbami przejęcia radia przez Freda i Georga, którzy nachalnie próbowali przełączyć stację muzyczną, aby leciało cokolwiek niż Warbeck i jej największy utwór Kociołek pełny gorącej miłości, który był na nieszczęście ulubionym utworem Molly. Hermiona zastanowiła się na moment co słucha Malfoy z rodziną podczas świąt. Jeśli zapierał się nogami i rękoma, że nie słucha Warbeck, to kto mógł im umilać święta? Pewnie wynajęty kwartet smyczkowy, pomyślała z ironią.
– Cisza… – syknął Snape. – Nie wiem, jak to zrobicie, ale macie dojść do porozumienia. Zwróćcie uwagę, że zaraz rozpoczyna się grudzień i lepiej, jeśli zabierzecie się od razu za swoje zadanie. Nie wiadomo czy wasza gwiazda – w powietrzu nakreślił cudzysłów – będzie miała wtedy wolny termin.
Przez najbliższe pół godziny profesor Snape czytał im regulamin, wszelkie nakazy i zakazy, dotyczące organizacji balu. Hermiona ledwo słuchała go, sącząc powoli herbatę. Malfoy również nie wyglądał na zainteresowanego, gdyż bawił się sznurówkami swoich butów. Snape skończył czytać mozolny regulamin, upił łyk kawy, a następnie dłonią wskazał na drzwi. Rzucił im jeszcze na odchodne, że nie chce raportować dyrektorowi, żadnej potyczki między nimi i zakończył spotkanie, oddalając się do swoich kwater.
Dziesięć minut później, dzierżąc w dłoni gorący kubek z kawą, powrócił do gabinetu. O mały włos nie oblał się, zdając sobie sprawę, że nie został sam. Odstawił kubek na blacie, odzywając się powoli i spokojnie.
– Panno Granger? Wszystko w porządku?
Hermiona jakby wybudziła się z transu. Dłoń z pustym kubkiem zadrżała. Odstawiła go ostrożnie na stół, rozglądając się wokół. Malfoya nie było, ale za to był profesor, który spoglądał na nią, przypominając jastrzębia. Hermiona poderwała się z krzesła.
– Przepraszam, nie zauważyłam, że spotkanie dobiegło końca.
– Panno Granger…
– Nie obiecuję niczego, ale postaram się nie doprowadzić do pojedynku z Malfoyem.
– Panno Granger…
– Proszę mi wybaczyć, na mnie już pora.
– Granger – warknął, podchodząc do niej. Dopiero jakby przebił się przez jej niewidzialne bariery. Spojrzała na niego zaskoczona. – Co się stało?
– Słucham?
– Płakałaś. Co się stało? – zapytał cicho.
Hermiona zagryzła wargę, zastanawiając się, czy powinna mu powiedzieć o kłótni z Ronem. Co prawda był jej świadkiem podczas śniadania, ale nie uczestniczył w kontynuacji ich sprzeczki w Pokoju Wspólnym, która była bardziej napięta. Hermiona wciągnęła powietrze, a gdy otworzyła usta, aby powiedzieć, co ciążyło jej na sercu, zawahała się.
– Nic się nie stało profesorze – powiedziała, siląc się na spokojny ton, chociaż jej lewa dłoń zadrżała niespodziewanie.
Snape zmrużył oczy, a Hermiona doskonale wiedziała, że jej nie uwierzył. Na jej szczęście Snape nie pociągnął jej za język, nie dopytywał, ani nie ciągnął rozmowy. Po prostu spoglądał na nią, a jego oczy zaszły mgłą. Patrzył na nią intensywnie. Długo. Za długo.
Hermiona cicho westchnęła, pozwalając sobie równie bez skrupułów zabłądzić w hebanowym spojrzeniu. Odnalazła w jego oczach niepokojący rodzaj ulgi i bezpieczeństwa, który ostatni raz czuła, gdy sprawował nad nią opiekę. Przymknęła powieki, czując na policzkach słodkie wypieki.
Snape poczuł, jakby ktoś walnął go z pięści w brzuch. Nie mógł oszukiwać samego siebie, że nie widział tego, jak Granger umierała na jego oczach. Czuł się jak tchórz, nie wiedząc, jak wykonać ten pierwszy krok. Spojrzał na swoje dłonie, czując przeszywające zimno. Lodowate igiełki wbiły się w jego skórę. Niemal czuł, jak trzyma zimne ciało Granger w ramionach. Widział oczami wyobraźni zalany bar Aberfortha i nieznajomego, który szeptał, że nie ma już czasu.
– Czy naprawdę jest pan naszym opiekunem? Moim i Malfoya? – wyrwała go z rozmyślań. – Czy może zamienił się pan z profesor McGonagall? – zapytała.
– Dlaczego miałbym się zamienić?
– Nie udało mi się zapracować na szlaban, a mam wrażenie, że to spotkanie było tylko pretekstem, aby mnie zobaczyć. Mylę się profesorze Snape?
Kącik jego ust minimalnie zadrżał. Zmrużył ciemne oczy, kompletnie zszokowany bezpośredniością Granger. Spiął wszystkie mięśnie, wykonując krok w jej stronę. W oczach Granger coś zabłysło niespodziewanie. Ponownie złamał dzielący ich dystans, zatrzymując się w dość małej odległości, która pozwoliłaby mu na minimalny ruch dłoni, aby ując jej policzek, gdyby tylko tego chciał. Coś w jego żołądku spięło się na samą myśl. Czy tego właśnie pragniesz Snape?, zapytał samego siebie, unosząc dłoń w górę. Delikatnie odgarnął kosmyk z jej twarzy, sunąc opuszkami palców po jej zaróżowionym policzku. Hermiona wypuściła cicho powietrze z płuc.
– To ty się nie postarałaś panno Granger, abym wlepił ci szlaban – powiedział cicho, pochylając się w jej stronę. – Byłaś… wzorową uczennicą.
– Nie wiedziałam, czy chciał mnie pan widzieć.
Tak mało wiesz Granger, pomyślał, opuszczając dłoń. Nie zrobił kroku w tył, a pozostał w tej samej pozycji, taksując ją ostrym spojrzeniem. Dla wścibskiego obserwatora mógł przypominać jastrzębia gotowego do polowania.
Granger zaczęła brać głębsze oddechy, jej klatka piersiowa szybciej falowała. Różowe wypieki na policzkach przybrały odcień fiołków. Snape dostrzegł w jej oczach coś, czego nie był w tamtym momencie odpowiednio nazwać. Było to coś, co nie pozwalało mu oderwać od niej oczu, ani zrobić kroku w tył. Czuł, że przepada. Przegrywa sam ze sobą.
– To ja jestem od samego początku waszym opiekunem – rzucił cicho. Miał wewnętrzne poczucie, jakby musiał się tym z nią podzielić, jakby należało to wyjaśnić na samym początku. – Minerwa ma pod opieką pana Thomasa z jego partnerką.
– Więc to nie był pretekst, aby mnie zobaczyć? – zapytała niemalże szeptem.
– Nie.
– Rozumiem – odpowiedziała, obracając głowę w bok. – Niemniej… dobrze jest pana widzieć.
Nie ruszył się, gdy Granger odwróciła się na pięcie, zmierzając ku wyjściu. W głowie ujrzał przeraźliwie migoczący reflektor, który wściekłym czerwonym kolorem kreślił słowa w jego podświadomości. Śmierć. Klątwa. Szyszymora.
Poczuł szarpnięcie w okolicy serca. Z niezrozumiałym bólem obserwował, jak Granger niemalże opuszcza jego gabinet. Ponownie ujrzał wizję, jak trzyma jej martwe ciało w ramionach, jak widzi nieznajomego w barze, lecz ten nie mówił już nic. Nie musiał. Snape doskonale wiedział, że nieznajomy próbował przekazać mu, że nieubłaganie kończy się czas.
W kilku krokach przemierzył gabinet. Otwartą dłonią zatrzasnął drzwi, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować. Granger pospiesznie odwróciła się w jego stronę. Potem nie zważając na jej pytające spojrzenie, chwycił jej twarz w dłonie, składając na jej ustach pocałunek.
Całował ją niespiesznie. Na nowo przypominał sobie smak jej ust, który skrycie pragnął smakować. Kciukami delikatnie gładził jej policzki, nie chcąc się nigdzie śpieszyć. Poczuł mocniejsze uderzenie w okolicy serca, gdy Granger z równie silnym zaangażowaniem, odwzajemniła pocałunek. Oplotła go ramionami, a jego nozdrze zaatakował cholerny zapach truskawkowego szamponu.
– Nie potrzebuje pretekstu, abyś do mnie przyszła – wyszeptał.
– Mhm… – mruknęła pomiędzy pocałunkami.
– Zawsze do mnie przyjdziesz.
Hermiona mocniej przywarła do jego ciała. Miał rację.
Phi. Coś się Mikołaj nie postarał, jeżeli o długość chodzi. No, ale doceniam wysiłki.
OdpowiedzUsuńMAŁO SEVERUSA I HERMIONY. BĘDĘ BIĆ. ;_____;
czy Granger nie potrafi zrozumieć, że musi kupić tą sukienkę natychmiast bo musi pasować do KRAWATU?! No kurczę, przecież MALFOY musi mieć idealny krawat!
Kobiety.....
Rozkochuj Severusie, rozkochuj, jak najszybciej.
Ronald to dupek. ale w sumie to nie nowość.
No i życzenia ominęłam. Na samą myśl o świętach aż mnie mdli. Stwierdzenie, że jestem Grinchem jak najbardziej do mnie pasuje. Ale skoro Ty lubisz święta to ja Ci życze wszystkiego dobre i takie tam...
Reasumując ; czudo.
Lecę odkurzać -.- Niee no, kocham święta -.-
Mikołaj starał się ^.^ Wcale tak mało nie było O.o Oj no... może tak troszeczkę xd Eh... nie chcę myśleć co się stanie jak Sev nie rozkocha jej... :o Będzie... ups? xd Nie no dobra... mój czarny humor i jeszcze gorszy czarny scenariusz :D Eh :__: Co do życzeń... *.* Chyba ogarnęłaś to jak Ci wysłałam tam... ;.; I mniej więcej rozumiesz...
UsuńPozdrawiam, słońce! ;**
Jazz ^^
Kurde no kiedy oni w końcu zaczną być razem? Ach ten Malfoy, tylko o wyglądzie xd Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt ! <3
Kiedy? O.o Oj... Milord powiada... tzn on nic nie powie xd Milczy jak grób :D No wiesz... w końcu to szlachcic jakich mało xd Dziękuję ślicznie ;**
UsuńNawzajem kochana ^.^
Całuski *.*
Super rozdział , choć ja chcę żeby oni byli już razem :( Wesołych Świąt życzę :D
OdpowiedzUsuńCieszy mnie bardzo, że się podobał :33 Heh... spokojnie *.*
UsuńDziękuję i nawzajem! ♥
Jazz ^.^
Święta, święta ^.^ Podobnie jak Rickmanicka, jestem typem Grincha, ale mimo wszystko dziękuję za piękny Bożonarodzeniowy present, jakim jest ten rozdział ^.^. Na długość nie narzekam, mogło być gorzej ^.^
OdpowiedzUsuńŚciskam cieplutko
Żako
Święta bez śniegu... no jak nie święta O.o :___: Nie ma za co ;) Heh... no mogło być gorzej :33 Prezent, piękny? O.o Łoo... Jazz się aż rumieni *.*
UsuńBuziaki ;**
Uwaga uwaga!!!!!
OdpowiedzUsuńZmieniłem z
Adres bloga na echo-martwego-życia.blogspot.com
Ja tam lubie święta szkoda ze tylko nie ma śniegu ;/ Ale jak nie napadało na Wigilie to nich już nie pada :)
OdpowiedzUsuńRozdział ...nie wiem co ty do niego masz jest SUPER! Hermi-ona -nina umiera O NIE !!! Sev ! Ratuj biedną dziewicę i to szybko bo za niedługo całkiem wyłysieje ! :D
Cudo !
Pozdrowienia
Jane
Fajnie jakby na ferie chociaż był *.* Taki biały puszek, skrzypiący pod stopami :33 Heh... :D Ja zawsze coś mam do swoich rozdziałów... :_: Jazz już tak ma. Umiera... eh ;.; Sev na czarnym rumaku, a w dłoni peruka *.* Mózguuu... wystarczy już! xd
UsuńBuziaki, Jazz ♥
G-E-N-I-A-L-N-Y rozdział, blog... wszystko! Pierwszy raz komentuję... Boskie... do tej pory pałałam wstrętem do tego paringu a teraz go uwielbiam! Dzięki Tobie! Czekam na następny :* Więcej Hermy i Seva błagam!!!
OdpowiedzUsuńO kurczę... nie wiem co powiedzieć *.* Genialny rozdział, blog? O.o Heh... ja tak nie uważam, lecz miło mi, że tak sądzisz :33 Jak można nie uwielbiać Sevmione? xd Dziękuję za komentarz ^^
UsuńCałuski, Jazz <3
Łomatkobosko! Jazz Mikołaj wie, jakie prezenty lubię <3 Akcja z Kevinem była kurko zajebista! A Miedziana Pała i Grzmotter niech idą na bambus banany prostować -,- Jak, no się pytam JAK mogli tak potraktować Mionkę?! Grrr... koniec o nich, bo poleci masa zwrotów ze słownika łaciny podwórkowej -,-
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam fragment o tym, Hermiona powoli odchodzi, w głowie usłyszałam fragment piosenki Sama Tsui'ego - If I Die Young...
If I die young bury me in satin
Lay me down on a bed of roses
Sink me in the river at dawn
Send me away with the words of a love song
oh oh oh oh
Kurde, chcę mi się płakać :( Klątwa zaczęła działać szybciej, niż się spodziewałam. Najpierw krwawe łzy, teraz wypadanie włosów. Hermiona powoli niknie w naszych oczach. Ale to spotkanie z Sevem *.* Facet wreszcie wziął się do roboty! Jednak po tej wzmiance o ''mojej kobiecie'' wnioskuję, że Miona nie jest całkiem obojętna naszemu mhhrocznemu profesorkowi *o*
A teraz czas na życzenia :P
Życzę Ci kochana dużo zdrowia( bo ja chora -,-), szczęścia, fajnego chłopaka(chyba, że już masz <3), dużo weny, żebyś mogła karmić wygłodniałe wrażeń czytelniczki zajebistymi notkami i oby świąteczne żarcie poszło gdzie? W CYCKI!
Pozdrawiam cieplutko ;*
Dżazzz trafił z prezentem? :o Łola Boga... no, no Jazz xd Chciałam akcję z Puchonem opisać jak najlepiej, myślałam troszkę aby krew się polała ale stwierdziłam, że zostawię to na takim etapie jak jest xd Łacina podwórkowa? Łoo... xd Nigdy piosenki nie słyszałam ;.; lecz muszę stwierdzić, że chwyta za serce :3 Tak niesamowicie pasuje... *.* Hm... może do Ciebie będę zwracać się z prośbą odnośnie piosenek do rozdziałów? :33 Krwawe łzy jako tako zostały wyleczone, przez ten eliksir, który podał jej kiedy opuszczała jego komnaty :__: Lecz klątwa wisi nad nią i robi swoje ;x
UsuńBiedaku mój... na święta chora? :c Wracaj szybko do zdrowa! ♥ Przyda się wszystko co wymieniłaś ^^ Hm... wygłodniałe czytelniczki? xd Ujęłaś to bosko <3 Jeśli mi tyłek spuchnie od tych wszystkich potraw na stole sama siebie avadą trzasnę :__: :D
Całuski, Jazz ♥
Czy ja dobrze przeczytałam? Królowa(wg. mnie <3) historii o Sevmione chciałaby się zwracać do mnie z prośbą odnośnie piosenek do notek *.* Zaszczytem dla mnie jest nawet to, że mogłabym być brana pod uwagę, skoro wokół jest tyle wspaniałych blogerek <3
UsuńJakby co, to pisz śmiało :P
Pozdrawiam, Amy Lee ;*
Ja królowa? :o Wiem, że każdy mnie kocha :33 (skromna xd) ale aż tak? Błyszcze normalnie *.* Zwróciłam się do Ciebie bo Ty podsunęłaś piosenkę do tego rozdziału i jako tako trafiłaś z tym :33 Gdyby coś jakoś Cię znajdę... (a czuję, że niedługo zwrócę się do Ciebie :3) <3
UsuńJazz ♥
Jazz'ik dodał rozdział! *.* Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! :D Nie wiem jak się do tego zabrać xD Tyle emocji! *.*
OdpowiedzUsuńA więc tak na początek muszę się wanąć z całej siły w ten twój piękny łepek! Jak możesz dawać Draco w takiej... sytuacji! :D On sie nie może mieszać! -.- On jest mój! :D Zrozumiałaś?! xD
Po drugie muszę cię pogłaskać po tej twojej ślicznej łepetynce *.* Moja Minerwa! *.* Ach i Och! :D Już to czuje, "Jej rysy złagodniały... bla, bla, bla... i paczyła z miłością na gryfonów" Ach mój geniusz przewyższa wszystko :D
Bardzo spodobał mi się koniec, a w szczególności całus i jak się wyżalała *.* Jesteś boska! :3
AA! Wiedziałam że coś przeoczyłam! RON -.- Przez ciebie zatłukę go na moim blogu -.- Kuffa ale debil -.- Widzisz co zrobiłaś? xD Ale w sumie... podsunęłaś mi pomysła :D Dzięęki xD
Jeszcze Sev *.* Dlaczego on jest dla siebie taki... no taki! Nie rozumiem ;_; Niby byszczacha, a nie widzi jak działa na Hermionę -.- Jestem za tym, żeby Hermiona przytrzasnęła mu palce młotkiem :D Może wtedy się opamięta ;3
No to chyba wszystko :D
Życzę ci moje kochanie, abyś przez ten rok miałą baaardzo dużo kawy oraz dzieci do gwałcenia :D Życzę ci także samych wspaniałych nauczycieli- facetów oczywiście :D A przede wszystkim sukcesów na blogu oraz weny, weny, weny, weny i... zgadnij!... WENY! :D
Wesołych Świąt Życzy I Pozdrawia Baaaardzo Świątecznie Zakręcona BellatriX ♥
Łoo... Taka radość, bo Jazz rozdział dodał? O.o Wooow :D Heh... na początek wdech i wydech... lepiej? ;p A czy tam było, że Draco się miesza bejbe? xd Wiem, że ogólnie namieszałam w tym rozdziale buhaha Twój?! O.o Ehm... taa xd Jesteś okropna! Najpierw bijesz a potem głaszczesz? O.o Ale i tak Cię kocham ;D Ale tam nic nie pisało, że Minerwa na Gryfonów zerkała xd Heh bejbe nie denerwuj się tak, bo żyłka Ci jeszcze pęknie xd Pomysł? Ulala.... proszę bardzo *.* Palce młotkiem? Dla naszego mrocznego Seva pasowałoby kociołkiem :D
UsuńJeszcze więcej kawy? O.o Jeszcze więcej dzieci? O.o Bejbe... Ty wiesz co mi życzyć :33 Hio, hio ^^ Mrauuu... niczym Snape poproszę xd Jejka... dziękuję Ci ślicznie! ;**
Muszę Cb złapać na gg... albo gdzieś indziej! ^^
Buziaczki kochanie ♥
A więc.... wiem, nie zaczyna się zdania od 'a więc' ._.
OdpowiedzUsuńA więc, (xD) notka jak zawsze świetna, Severus taki 'świąteczny'. W sensie kochany dla Miony itd ._. Ale to dobrze! W końcu w święta zwierzęta mówią ludzkim głosem a nietoperz zalicza się do zwierząt :3
Nie umiem podsumować tej wypowiedzi, więc po prostu Wesołego jajka, mokrego dyngusa i w ogóle i w ogóle :D
Grell
Nya~ *.*
A więc... oj tam, oj tam ^.^ Świąteczny? Ten mroczny nietoperz? O.o Heh... :D Hm... czyli święta powinny być codziennie, aby Sev przemawiał ludzkim głosem i tak da radę uratować pannę Granger... xd
UsuńŁoo... dzięki bejbe *.* Wiesz jak mnie wodą oblali mugole jedni? O.o Cała mokra byłam... grr :__: xd
Jazz ♥
Ja, najlepsza beta, nie będę się dziś za bardzo rozpisywać... zrobiłam to już na gg :D
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że ten rozdział jest genialny i w sumie betowanie go było najlepszym prezentem, jaki mógł mnie spotkać. :3
No i dużo Dracona XD
Eh, Sev... ruszaj na łowy, ALE JUŻ! ;o;
Mionka czeka *-*
Życzę... yhh, Wesołych Świąt... ;*
I dużo weny ♥
Oj tak.. było tego sporo na gg ;D Błagam... nie mów tak, tylko mi słodzisz, aż czuje róż na policzkach ^.^ Ajć... prezent, no wiesz? c: Łowy? Tak to teraz nazywa się ratowanie życia Gryfonki w opałach :D
UsuńDziękuję ;**
Jazz ♥
Świetny rozdział! Przeczytałam co prawda już wczoraj ale na komórce więc ciężko byłoby skomentować ale no dość tłumaczeń... Prezent jak najbardziej miły i udany, teraz będę czekać na jakieś kłótnie Hermiony i Draco oraz bal:D
OdpowiedzUsuńJako że już drugi dzień świąt zostało mi życzyć tylko weny, zdrowia i dużo miłości w Nowym Roku:*
Jazz mistrz napisał kiedyś dłuuugi komentarz na komórce i co? :o Nie dodał się :__: Głupi telefon ;x Kłótnie jako tako postaram się wpleść xd A bal? Już niedługo *.*
UsuńO kurczaczki... kochana dziękuję Ci ślicznie! ;** Wesołych Świąt! <3
Jazz ♥
mega! a ja niewiem czy juz chce zeby Sev sie ujawnil.. cos si dzieje a ja nadal mam niedosyt i czekam na wiecej! pozdr :) Aneczex ania.faltynowicz@op.pl
OdpowiedzUsuń*.* Nie mogę Ci powiedzieć czy się ujawni czy nie ;3 Wiem, wiem... Jazz zły i okrutny :D Dziękuję za komentarz! ;**
UsuńJazz ♥
Ktoś mi powie, dlaczego zamiast "Rozdział39" przeczytałam "Rozdział 69"... Dziwne. Przypadek? Nie sądzę! xd No ale, ale! Ola nie jest tu, by mówić o liczbach i jej pomyłkach, o nie! Ola jest tu by potańczyć... skomentować, tak, skomentować! :D
OdpowiedzUsuńWspółczuję, u nich też jest grudzień. Piona dla nich. :3
Wiedziałam, że nauczyciele są leniwi, ale żeby aż tak? Ja bym na ich miejscu wyskoczyła z okna i zaczęła densować na śniegu! Zobaczyłam tańcujących wszystkich nauczycieli Hogwartu wraz z moją tranwestycką nauczycielką matmy, jak tańczą do jakiegoś hip-hop'u. -,-
Szkoda mi Ginny, że wciąż ma myśli o cięciu, ale dobrze, że dzięki krzywdzie Heroinki, która leżała w Skrzydle (tu Ola się zastanawiała jak napisac skrzydło xd) Szpitalnym. No, ale dobrze, że już nie jeździ żyletą, jak oszalała z oczami jak u borsuka i uśmiechem jak jakiś menel po ręce, Ola co ty piszesz? ...
Czy ja przeczytałam o jakimś balu? ;> A mogę przyjść? Przyjdę z moim przyjacielem (chłoapkiem, nie chwaliłam się, ale ciii...) Herbatą Bawarka. Jest super przystojny i ma nazwisko, jak moja herbatka, która jest bawarką. <3
Dobra, to koniec mojego mądrego komentarza, bo już sama nie wiem, co piszę. Więc ten Jazzowy Malwinie, Ola czeka na następny rozdział i ten daj mi go, bo go chcę, co nie? A jak Ola coś chce, to Ola to dostaje, ok? Zrozumiałaś? Jak nie, to powtórzę, ale jak wtedy nie zrozumiesz, to wyślę na ciebie moich dużych kolegów, którzy cię najpierw zgwałcą, a potem usmażą cię, wyruchają i zjedzą, ok? Uważaj więc, no.
Ja Ci na pewno nie powiem co Ty masz z tymi liczbami... :D Hoho... szalejesz! xd Boże... matma, weź mi nie mów, aż mam ciarki :__: Jeszcze nauczycielka! O.o Łoo... Jazz, spokojnie, wdech i wydech... ;.; "Nie jeździ żyletą, jak oszalała z oczami jak u borsuka i uśmiechem jak jakiś menel po ręce" Jesteś moim mistrzem! Ja takich poematów nie umiem tworzyć *.* Pff... xd Jasne, wpadajcie! Zarezerwuje Wam jakiś uroczy stolik... *.* O tak... <3 Nie wiem co Ty chcesz? O.o Ja kocham Twoje mądre komentarze! ^.^ Cudownym sposobem... ryją mi banie, jeśli można ją zryć jeszcze bardziej :D Coś Ci ta groźba nie wyszła skarbie ;p Heh... xd Tak mi przykro lecz nie boję się Ciebie... xd Eh ale spróbuje :o Więc.. o matko! Zabić mnie chcą! Takiego fejma? O.o Trafisz na okładkę Proroka Codziennego bejbe xd
UsuńDżżżaz *.*
Witaj, Jazz, kochanie!
OdpowiedzUsuńZapewne zastanawiasz się, dlaczego "kochanie", skoro się w ogóle nie znamy :D Ano dlatego, że...
Cóż. Gdy wczoraj zostawiałam swój komentarz w Spamie, napisałam, że jak znajdę więcej czasu to wpadnę i przeczytam od początku. Z ciekawości zaraz potem spojrzałam na prolog. I co? I przepadłam. Czytałam do drugiej w nocy (nie żartuję!), ale udało mi się przeczytać wszystko. I co? I jestem pod OGROMNYM wrażeniem.
Więc się wyjaśniło to "kochanie". Kocham cię, Jazz, za twój styl pisania i za to opowiadanie! Diametralnie zmieniło mi życie i utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie powinnam zabierać się za pisanie, bo w porównaniu z Tobą... jestem NICZYM. Dosłownie. Ale stało się, założyłam bloga, dodałam prolog, więc... Cóż. Piszę dalej.
Ja po prostu się rozpływam nad twoim opowiadaniem! Ja... Ja... Po prostu czuję się jak Hermiona po pocałunku z Severusem. Bosko po prostu... ♥ . ♥
Liczę, że jak najszybciej napiszesz następny rozdział, OMG ♥
No i ten tego... Życzę weny!
Zapraszam do siebie, jak już pisałam w Spamie, potrzebuję dużo konstruktywnej krytyki.
http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Kochanie moje *.* Spokojnie ja nie gryzę.. Chyba, że masz kawę lub gorzką czekoladę :D Do mnie możesz się śmiało zwracać "kochanie", jak już to uczyniłaś, nawet jak ktoś jesteś u mnie po raz pierwszy. Mi to nie przeszkadza ;33 Na prawdę ♥ Kurczaczki! Masz mi spać a nie na tych internetach siedzieć O.o Któż to widział? O.o xd Do 2 w nocy? Bejbe... już widzę Twoje worki pod oczami *.* Nie było warto, prawda? xd Pewna osoba powiedziała mi raz tak, a ja zacytuję: "Każdy pisze wyjątkowo, i to jest piękne". Nie mów mi, że w porwaniu ze mną jesteś niczym bo wezmę różdżkę i Ci pokażę to i owo :D Zrozum... ja nie jestem jakimś Merlinem, nie mam cudownego bloga, nie potrafię pisać... Ale kocham tego Narkotyka. Taka dziwna miłość ;3 Dziękuję, że napisałaś swoją opinię <3
UsuńPostaram się wpaść do Ciebie jak nadrobię blogi :33
Ściskam cieplutko! ;**
Jazz ♥
Ach! Wczoraj trafiłam na ten blog raczej z przypadku. No i mną całkowicie zawładnął. Ta powieść mnie porwała. W swoim krótkim życiu, przeczytałam wiele opowiadań o tejże parze. Sama kilka napisałam. Są lepsze i gorsze, ale i pospolite. I teraz mówiąc to nie mam zamiaru ciebie urazić. To komplement, choć trochę dziwny. Ta opowieść jest banalna. Jest tak cholernie banalna, że mnie zachwyciła. Nie wiem czy zrozumiesz. To tak jak widok zachodzącego słońca, możesz go mieć codziennie, ale jest uroczy, ma w sobie to coś. I to opowiadanie takie jest. Jak zachód słońca nad szumiącym z cicha lasem. No i nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Strasznie się obawiam, że nim nadejdzie kolejny rozdział, to zgubie ten link, zapomnę zajrzeć. Cóż, trochę siebie znam i jestem zapominalska w tych sprawach. Wiem co to za odpowiedzialność posiadanie bloga i tak dalej, ale czy mogłabym liczyć na jakąś wiadomość o nowym rozdziale. Koniecznie chce go przeczytać. Najlepiej by było gdybym dostała jakiegoś maila. Jeżeli nie, to cóż zapisze sobie w kalendarzu by codziennie wchodzić. Ale na wszelki wypadek podam maila i sobie dodam tą powieść do Ulubionych. panii_nocy@onet.pl Nowa, zachwycona historią i cholernie zapominalska fanka! :)
OdpowiedzUsuńpanii_nocy
O kurczaczki... spodobało mi się porównanie, Narkotyka do zachodzącego słońca *.* Rozumiem co miałaś na myśli :33 Wiem doskonale, że Narkotyk nie jest powieścią zapierającą dech w piersiach, wywołujące pocenie się oczu czy większe odczucia. Jako autorka wiem o tym i jestem świadoma, że nigdy Narkotyk szału nie robił zrobi czy nie narobi. Mimo wszystko i tak go kocham :33 Dziękuję, że zostawiłaś po sobie ślad w formie komentarza. Nic bardziej autora nie jara niż komentarze nowych osób :33 Dziękuję ślicznie! ;** Nie smutaj, ja mam sklerozę :D Piątka xd Oczywiście bez problemu wyślę wiadomość na maila odnośnie nowego rozdziału. Nie musisz się o to martwić <3
UsuńCałuski! ;**
Jazz ♥
I teraz powinnam się na Ciebie obrazić...dlaczego nie poinformowałaś mnie o nowej notce? :(
OdpowiedzUsuńMimo to przeczytałam rozdział.
Szkoda Ginny przynajmniej jednak przestała się ciąć...chodź szkoda, że w takich okolicznościach jak choroba Hermiony.
Te ''zaproszenie'' Malfoy'a całkowicie w jego stylu nie ma co, ale bardzo podobała mi się nieugiętość dziewczyny i niemal wymuszenie na chłopaku aby zaprosił ją jak cywilizowany człowiek. No i gryfoni zwycięsko wyszli z całej bitwy na śnieżki :)
Niech lepiej Sev zacznie działać bo z Hermioną jest coraz gorzej biedactwo moje :(
A tym czasem czekam na nn ( mam nadzieje, że mnie poinformujesz)
Pozdro i weny
POISON
Kocie... rozmawiałyśmy o tym ale i tak przepraszam jeszcze raz :c Coś ten Jazz się stacza... :__: Hio, hio nie spodziewałam się, że ktoś zwróci uwagę na taki szczegół, gdzie Gryfoni wygrali bitwę :D To Malfoy, tego nie ogarniesz xd Dziękuję za komentarz ^^ Poinformuję kochana ;**
UsuńKocham ściskam, całuję! <3
Jazz ♥
Podoba mi się Twój Narkotyk tak bardzo, że można uznać nie za narkomankę ;) Jestem narkomanką!!
OdpowiedzUsuń-Kim jestem?
-Narkomanką!
-Co ćpacz?
- Jazz'owe Narkotyki!!
Pozrdrawiam, Pinkie Pie
Oł je.. :D Cóż za wierszyk hehe... świetny! *.* Cieszy mnie, że Narkotyk przypadł do gustu i podoba się :33 Ajć... gdzie tam narkomanka od razu? xd
UsuńDżżżaz ♥
Ten rozdzial nie przypadl mi zbytnio do gustu
OdpowiedzUsuńDLACZEGO?
nie mogę się doczekać rozdziału +18
i uważam ze Snape powienien się wziąść do roboty
Kinga
Każdy ma swoje zdanie :33 Chociaż scenka +18 już była ^^ Snape cały czas ją ratuje... <3
UsuńJazz ♥
Hej kochana! Na początek życzę Ci szczęśliwego Nowego Roku i wogule wszystkiego naj naj naj i duuuuużo weny. Przepraszam że dopiero teraz ale przez święta nazbierały mi się zaległości. Wogule ciekawa jestem jak to będzie jak Hermionie nie będzie już nic grozić i misja Snape'a dobiegnie końca - dlatego jeszcze raz życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńU mnie też pojawił się w końcu nowy rozdział - wiem że miało być więcej Snape&Luna ale będzie w następnym :P
Buziaczki
Skarbie *.* Dziękuję bardzo! Mam nadzieję, że sylwester miałaś udany, a Nowy Rok powitałaś radośnie :33 Nic nie szkodzi... c: Heh... a to się zobaczy, może już niedługo się dowiesz? :33
UsuńPostaram się jak najszybciej do Ciebie wpaść ;**
Jazz ♥
Rozdział jak zwykle świetny BA! wręcz wspaniały i ta nutka dramion mmm...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że nie komentowałam ostatnio ale problemy ze zdrowiem, święta no i jeszcze szkoła wszystko dobija.
Życzę weny i postaram się nadrobić braki
Zacofana
G.M
Wszystko przeczytałam w jakieś 2 dni!
OdpowiedzUsuńWciągnęło mnie nie na żarty a ty... nie piszesz już...
No wiesz co...
A już miałam nadzieję, że będą razem...
Zapraszam do siebie hermiona-i-malfoy.blogspot.com