środa, 15 stycznia 2014

Informacja

Miśki... ♥  Nie, to nie jest nowy rozdział. Piszę w innej sprawie, która wyprowadziła mnie z równowagi. Musicie widzieć, że Narkotyk został skopiowany... Bloggerka (Anastazja Fill), jeśli można tak ją nazwać skopiowała moje rozdziały, moją pracę. No rzesz kurde... Co to ma być?! Dziękować za komentarze i pochwały odnośnie rozdziałów, które ona nie napisała? Nonsens! Zacytuje słowa mojego znajomego: "Musisz być naprawdę zajebista jeśli ktoś kopiuje Twojego bloga!"...


Tu o to ten blog: http://ss-hg.blogspot.com/


A co jest najlepsze? Usunęła wszystkie komentarze moje jak i dziewczyn, a teraz jej blog jest otwarty tylko dla zaproszonych czytelników! Trzymajcie mnie...


Znacie mnie, no większości z Was i wiecie, że ja tego tak nie zostawię. Po prostu nie odpuszczę w końcu jestem Jazz. Wiem, że mogę też liczyć na Waszą pomoc.





poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 40

Weekend minął za szybko dla Gryfonów. Harry wraz z Ronem w końcu zrozumieli, że poszli za daleko w swoich oskarżeniach tracąc tym Hermionę. Ginny jednak bez wrzasków, jak to miała w zwyczaju, wytłumaczyła im, że zrobili źle, dziecinnie i niestosownie względem ich przyjaciółki. Próbowali ją złapać, aby przeprosić czy wytłumaczyć się za to, co zrobili, lecz ona po prostu nie zwracała na nich uwagi. Wyglądała jakby była bez uczuć, a wszystko wokół niej było niczym, lecz w głębi serca cierpiała. Tęskniła za chłopakami i to bardzo, ale nie mogła im tak po prostu wybaczyć. Musieli się namęczyć, aby odzyskać jej zaufanie, chociaż wiedziała, że długo bez nich nie wytrzyma i w końcu się do nich odezwie. Każdą wolną chwilę poświęcała myślą o tym tajemniczym mężczyźnie. Oddech jej przyspieszał, motyle w brzuchu wariowały, a na jej ciele pojawiały się dreszcze, kiedy uświadomiła sobie, że wypowiedział pierwszy raz jej imię i pozwolił się pocałować. Tak było i tym razem, kiedy szła korytarzem, a na horyzoncie pojawił się on. Szata powiewała za nim, dodając mu mroczności, którą dziewczyna wręcz ubóstwiała. Jego postawa, wysoko uniesiona głowa czy wyprostowane plecy świadczyły o tym, że z tym czarodziejem nie warto zadzierać. Przygryzła nieświadoma wargę na jego widok, kiedy nagle przed nią wyrósł Harry z Ronem.


- Hermiona... porozmawiaj z nami – jęknął Wybraniec, poprawiając okulary.

- To, co zrobiliśmy, było... - mówił w tym samym momencie Ron, lecz Hermiona gestem ręki im przerwała.

- Dajcie spokój – rzuciła i odwróciła wzrok, nie patrząc na nich. Już miała wyminąć Harry'ego, gdy ten złapał ją za rękę.

- Wysłuchaj nas, proszę...

- Zostaw mnie, Harry – wyszarpała się, lecz tym razem Ron złapał ją za drugą dłoń.

- Proszę my napra...

- Co tu się dzieje?


Snape wyrósł nagle spod ziemi, stając obok nich. Obdarował każdego pytającym spojrzeniem, zadzierając brew ku górze w charakterystyczny dla niego sposób. Zauważył zamglony wzrok Gryfonki, zmrużył swoje ciemne oczy lecz nie skomentował tego.


- Nic pa-panie profesorze my-y tylko... - jąkał się Harry.

- Proszę puścić pannę Granger, panie Weasley – powiedział chłodno, a chłopak niechętnie stanął obok przyjaciela. - Sądzę, że próbuje zaprosić pan pannę Granger na bal, choć bez większego skutku? – rzekł z ironią w głosie, a dziewczyna pobladła natychmiastowo.


Hermiona rzuciła oburzone spojrzenie w stronę Snape'a. Już wyobrażała, sobie jak go morduje. Jakim prawem podrzucił chłopakom taką przynętę, taki temat? Widocznie nieźle bawiło go kiedy na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a z jej oczu cisnęły gromy.


- Co? Nie... ja tylko...

- Tylko co? - przerwał mu, mrożąc w tym czasie Pottera wzrokiem.

- Właściwie... - Spojrzał na nią, a ona poczuła grunt pod stopami. - O to też chciałem zapytać...

- Przyznam niechętnie, ale robi się ciekawe – rzucił sarkastycznie Snape, obserwując kątem oka speszony wzrok dziewczyny. - Panna Granger przyjmie zaproszenie na bal?

- Ktoś mnie już zaprosił – odpowiedziała, wpatrując się w czubki swoich butów, które w tym momencie wydawały się bardzo interesujące.

- Co? Jak to?! - zapytał skołowany rudzielec, podnosząc nieświadomie głos.

- Pięć punktów od Gryffindoru za wydzieranie się na korytarzu, panie Weasley.

- Kim on jest?!

- Znamy go? - wtrącił się Potter.

- Hermiono, powiedz coś – zirytował się chłopak.

- Szlaban o dwudziestej u Filcha, Weasley. – Gryfona słowa profesora nie zraziły, jakby w ogóle nie dotarły do niego. Dotknął delikatnie ramienia dziewczyny, lecz ta odsunęła się lekko w bok.

- Co cię to tak interesuje? - warknęła. - Ktoś był znów szybszy od ciebie... - mruknęła i objęła się ramionami. Czuła się źle, że tak na nich naskakuje, ale nie mogła się powstrzymać. Cóż za ironia.

- Chcesz mi powiedzieć...

- Za pięć minut zaczynamy lekcję, panie Weasley– przerwał mu Snape. – Zjeżdżać mi do klasy! Potter, ciebie też to się tyczy – powiedział lodowatym tonem, a chłopacy posłali krótkie spojrzenie dziewczynie, po czym szybko się oddalili. Stał tak z minutę, po czym odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. - Wszystko już dobrze? - spytał po chwili łagodnym tonem, od którego serce zabiło jej mocniej. Dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową. Przybliżył się i delikatnie musnął jej dłoń swoją, po czym powiedział: – Idź już do sali. Rozumiesz?

- Dobrze – mruknęła, poprawiając torbę na ramieniu.

- A teraz panna Granger się uśmiechnie.

- Czyżby to był rozkaz, profesorze? – powiedziała, na własne niedowierzanie, figlarnie.

- Pięć punktów za spryt – powiedział od niechcenia, a ona się uśmiechnęła, sprawiając tym samym jego prośbę oraz uradowana tym, że podarował im punkty. Ten widok uśmiechniętej kobiety sprawił, że Snape poczuł miłe ciepło w okolicy serca.

- Dziękuję – rzekła, po czym oddaliła się w stronę lochów, on poszedł jednak innym korytarzem, wybierając szybszą drogę do swojej klasy.


Wyjęła z torby podręcznik do eliksirów, by chociaż w drodze do lochów przeczytać ostatnią lekcję. Delikatnie się uśmiechnęła, przywracając do pamięci jak to Snape w jakimś sensie stanął w jej obronie przed jej własnymi przyjaciółmi. W głębi serca była szczęśliwa, że próbowali porozmawiać z nią czy wyjaśnić zaistniałą sytuację pomiędzy nimi. Chociaż, nie tak łatwo z tą Gryfonką. Panna Granger była upartą wiedźmą. Kiedy pomyślała o Ronie, jak zaprasza ją na bal, poczerwieniała na twarzy. Gdyby nie Malfoy, to zapewne by z nim poszła.


Przewracając kolejną kartkę z kolei, poczuła, że ktoś zwala ją z nóg, a ona leży na zimnej posadzce. Siarczyste obelgi z ust drugiej osoby dotarły do niej natychmiast. Coś, nie wiadomo co, leżało na niej, zasłaniało jej bezczelnie widok, a ona mogła się skusić na stwierdzenie, że woda kolońska, jakiej używa, jest dla niej przyjemna, chociaż nie mogła dorastać do tych, jakich używa Mistrz Eliksirów. Sapnęła ciężko i próbowała zrzucić z siebie tego kogoś, lecz pulsujący ból z tyłu głowy pokrzyżował jej plany. Wypuściła z płuc cicho powietrze i zaczęła okładać tę osobę pięściami, sama nie wiedząc czemu. Zaczęła sypać obelgami, groźbami czy nawet wymieniła wszystkie jej tak dobrze znane paskudne klątwy, gdy coś przejechało po jej twarzy, łaskocząc ją po nosie, a potem zobaczyła parę stalowych oczu, powodując, że umilkła. Chłopak posłał swój uśmieszek, którym podbijał wszystkie serca młodych dziewcząt w zamku. Jednak panny Granger to nie ruszyło i spojrzała na niego posępnie. Ten dopiero teraz zdał sobie sprawę, że leży na Gryfonce, a ich ciała, chcąc czy nie chcąc, stykały się niebezpiecznie.


- Zjeżdżaj ze mnie Malfoy – warknęła, wijąc się pod nim. – Twój łokieć w brzuch mi się wbija! - fuknęła zła.

- Jesteś miękka... - zaśmiał się gładko. Musiała stwierdzić, że miał ładny śmiech, to nie był ten, którym obdarowywał innych, którym dogryzał na korytarzu. Ten był niczym wersja limitowana chłopaka.

- Chcesz powiedzieć mi, że jestem gruba? – warknęła, a z jej oczu poleciały gromy w stronę szlachcica.

- No wiesz. – Obrócił głowę w tył i teatralnie zmierzył ją wzrokiem. - Można by coś zawsze poprawić.

- Tleniona Fretka! - warknęła i swoim kolanem uderzyła w jego nogę, po czym spojrzała mu w oczy. - Złaź ze mnie. – Docisnęła swoim kolanem bardziej w jego nogę, potem lekko ją przesuwając ku zagładzie chłopaka, zatrzymując się jednak blisko jego męskości, ostrożnie, aby jej nie dotknąć i powiedziała, poważnie patrząc mu w oczy: – No, chyba że chcesz, aby twoje klejnoty straciły na wartości?

- Gryfoni... - prychnął i bardziej wbijając jej mściwie łokieć w brzuch, podniósł się i otrzepał, patrząc teraz na nią z wyższością.

- Ślizgoni! – warknęła, stając po chwili przy nim, lecz zamiast wziąć torbę i podręcznik, który leżał na podłodze, złapała się za głowę, jęcząc cicho.

- Co ci jest, Granger? - spytał od niechcenia, jednak się wystraszył. Dziewczyna oderwała jedną rękę od głowy i walnęła go w ramię, by po chwili rozmasować sobie dalej obolałe miejsce. - Za co?!

- Za siniaka, kretynie!

- Oj, już nie przesadzaj tak... – Draco wywrócił teatralnie oczami.

- To bolało! - oskarżyła go. Podniosła podręcznik, torbę z ziemi, zarzuciła ją na ramię i zaczęła się oddalać w stronę lochów, czując, że jest już mocno spóźniona. Dobiegł ją ciężki hałas, odwróciła się, a ku niej biegł Malfoy. Dziewczyna przyspieszyła, lecz ten z łatwością ją dogonił, by po chwili zabrać jej torbę i zarzucić na swoje wolne ramię. - Co ty robisz? Oddaj mi to!

- Cicho bądź już – powiedział spokojnie i złapał ją za łokieć. - Idziemy do Skrzydła Szpitalnego.

- No chyba cię coś boli, Malfoy – fuknęła. - Nigdzie nie idę.

- Mówiłaś sama, że boli cię.

- Przestało już – skłamała i wyszarpała swój łokieć. Skręcili w korytarz i kilka minut później schodzili spiralnymi schodach prowadzących do sali Mistrza Eliksirów. Chłód, jaki panował w lochach, w dziwnym stopniu ją uspokoił. Stanęli przed salą, z której nie dochodziły żadne dźwięki. Ślizgon i Gryfonka w tym samym czasie położyli rękę na klamce, a ich dłonie się spotkały. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, a on zrobił to samo, po czym zabrała dłoń.

- Wejdź pierwsza – powiedział, otwierając drzwi.

- Panno Granger – rzekł zdziwiony Snape, patrząc na zegarek – Jest pani spóźniona i to dobre dziesięć minut!

- Ja... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć. Po chwili zza jej pleców wyszedł Malfoy, który zamknął drzwi i stanął u jej boku.

- Proszę wybaczyć, profesorze, to moja wina – powiedział spokojnie Ślizgon.

- Nie róbcie zamieszania i siadajcie już – powiedział, przyjmując lodowaty ton i wskazał im ławkę pod ścianą.







Cała klasa wlepiła wzrok w dwójkę osób idących do wyznaczonego miejsca. W końcu raz na sto lat mogli ujrzeć taki widok, gdzie Hermiona Granger i Draco Malfoy razem weszli do klasy bez posyłania w swoją stronę kąśliwych uwag, a ten jeszcze niósł jej torbę. To nadawało się jedynie na okładkę Proroka Codziennego! Chłopak położył na blacie stołu torbę dziewczyny, po czym usiadł, wyciągając swój podręcznik. Burzą loków zasłoniła zarumienioną twarz i usiadła obok niego. Tego było za dużo jak na nią, nie lubiła, wręcz nienawidziła być w centrum uwagi. Każdy uczeń w klasie obserwował ją jak i Ślizgona spojrzeniem. On zachowywał się, jakby nic się nie stało. Oparł się szarmancko na krześle, wyciągając nogi i zaczął czytać podręcznik. Dziewczyna poszła za jego przykładem, otwierając książkę, lecz nie mogła się skupić. Wpatrywała się przez kolejne pięć minut w tekst, siedząc w tym samym miejscu. Kiedy Snape uspokoił resztę klasy, odejmując punkty i każdy się na nich już nie patrzył, ona uniosła lekko wzrok i spojrzała na nauczyciela zamaszyście piszącego coś na pergaminie. On podniósł wtedy głowę, a ich spojrzenia się spotkały, mimo że trwało to ułamek sekundy, gdzie musiała odwrócić wzrok, aby nikt ich nie przyłapał, poczuła lekkie ciepło w okolicy serca. Wpatrywała się w przepis eliksiru, kiedy dłoń jej sąsiada położyła kartkę na jej podręczniku, zasłaniając widok na kluczowe wyrazy. Spojrzała lekko na niego, a on jakby nigdy nic czytał podręcznik. Wzięła kartkę i rozwinęła ją pod stołem; widniało na niej schludne pismo Malfoya, obwieszczając kilkoma słowami: Dziś o północy w bibliotece. Szturchnęła go lekko w łokieć, a kiedy na nią spojrzał, kiwnęła głową na świstek papieru, nic nie rozumiejąc. On spojrzał na Snape'a, potem na nią i machnął w powietrzu, jakby coś pisał. Wtedy ona wzięła swoje pióro i napisała mu: Po co? Podsunęła chłopakowi kartkę w odpowiedzi.


Musimy ustalić muzykę Granger. - podsunął znów kartkę w jej stronę.

Musimy to przełożyć na inny termin - jutro mam test z Transmutacji.

Wszystko umiesz Granger. - na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek, taki sam jak u Snape'a.

Skąd to możesz wiedzieć?

Kto jak kto, ale ty zawsze jesteś przygotowana. Zastanów się nad muzyką i mniemam, że potrafisz tańczyć Granger.


Spojrzała na niego i dumnie wyprostowała łopatki, otrzymując od niego lekki uśmiech. Chłopak zgiął kartkę na pół, po czym wsunął ją w strony podręcznika. Hermiona w tym czasie siedziała, wpatrując się beznamiętny wzrokiem w blat stołu kiedy nagle poczuła mocniejszy ból z tyłu głowy. Dotknęła obolałego miejsca i przymknęła powieki, czując, że krew powoli odpływa jej z twarzy. Cicho wypuściła powietrze z płuc i chcąc czy nie jej ręka powędrowała w górę. Otworzyła oczy i chrząknęła cicho.


- Skończyłaś czytać, panno Granger? - zapytał Snape, chowając dokumenty.

- Nie, ja...

- To czytaj – powiedział chłodno. Poczuła gorące płomienie oblewające kark.

- Mogę iść do Skrzydła Szpitalnego? - jęknęła cicho, zwracając drugi raz tego dnia wzrok całej klasy na siebie.

- W jakim celu?

- Słabo mi – zamknęła oczy i wzięła głębszy oddech. Snape omiótł ją wzrokiem, widząc, że nie wygląda to dobrze. Czyżby klątwa zaczęła inną taktykę? Przeniósł swoje czarne tęczówki na Pottera, jednak po chwili zwrócił się do chrześniaka.

- Panie Malfoy, proszę zabrać pannę Granger do Madame Pomfrey.

- Oczywiście. – Wstał i chciał wziąć ją pod ramię, kiedy ta warknęła, a to mimowolnie go rozśmieszyło. Widząc nieprzychylny wzrok wuja, ponaglił ją i wyszli z klasy. – Mówiłem, abyśmy poszli do Skrzydła Szpitalnego, a ty nie... - mruknął, zamykając drzwi od sali eliksirów.

- Daj spokój – powiedziała słabo.

- Kobiety – westchnął, oddalając się ku schodom, kiedy po chwili dziewczyna straciła równowagę, mając przed oczami czarne plamki.




***

Madame Pomfrey wykonywała zawzięte i skomplikowane ruchy różdżką nad ciałem nieprzytomnej Gryfonki leżącej na kozetce. Założyła kosmyk włosów, który uciekł z jej dotychczas ciasnego koka, po czym opuściła magiczny kij. Przywołała do siebie kilka eliksirów i położyła je na stoliku przy kozetce. Nie marnując czasu, znalazła się przy szafce stojącej w rogu jej gabinetu; wyciągnęła z niej strzykawkę, którą po chwili napełniła niedawno przywołanymi wywarami, podciągnęła rękaw pani Prefekt i wbiła jej igłę w żyłę, aby zaaplikować, lek. Spojrzała na dziewczynę, lekko zmarszczyła brwi i wyszła, zostawiając lekko uchylone drzwi. Skinieniem głowy dała znać mężczyźnie stojącego nieopodal, że sytuacja jest opanowana.


Snape opuścił Skrzydło Szpitalne, wracając do swojej pracowni. Dorzucił do bulgoczącego kociołka kolejny składnik eliksiru, nad którym pracował i zmniejszył płomień, ostrożnie mieszając chochlą. Rzucił okiem na pergamin, gdzie miał zapisane kolejne ingrediencje do eliksiru, aby móc zakończyć nad nim pracę i oddać go w ręce swojej ciotki Marii. Ciężko jednak było mu się skupić na wywarze, kiedy jego myśli zostały przy Gryfonce, która była kilka wyżej.



***

- Nic mi nie jest – westchnęła Hermiona, kiedy po kilku godzinach pani Pomfrey wypuściła ją ze Skrzydła Szpitalnego. Teraz nie wiedziała, czy wolałaby tam zostać, czy jednak poddać się Ginny, która na siłę się nią opiekowała. Rudowłosa poprawiała dziewczynie poduszkę, przykryła kołdrą wręcz po same uszy i spojrzała na nią czule. - Ginny nic mi nie jest...

- Wmawiaj sobie, wmawiaj... - puściła jej oczko i dotknęła jej czoła. - Nie masz gorączki.

- Mówię ci, że nic mi nie jest! Oh... no Ginny.

- Uderzyłaś się w głowę... chociaż Malfoy nie chciał powiedzieć, jak do tego doszło.

- Nie patrz tak na mnie – oburzyła się. – To jego wina i tyle. Tylko...

- Tylko co? - rudowłosa usiadła na skraju łóżka Gryfonki.

- Muszę mu podziękować... w końcu mnie zaniósł do pani Pomfrey – westchnęła, przymykając powieki.

- Ty naprawdę mocno w głowę się walnęłaś – spojrzała na nią, kręcąc głową. - To nie on cię przyniósł.

- Jak nie on? - usiadła nagle na łóżku, a Ginny warknęła, popychając ją do pozycji leżącej. - To kto?

- Snape – powiedziała, jednocześnie wywracając oczami.

- Severus? - dziewczyna od razu się zarumieniła i zasłoniła twarz dłońmi. - Ale on był w klasie przecież.

- Z tego, co chłopaki mówili, to Malfoy wszedł z tobą na rękach do klasy, a Snape odebrał cię od niego, wygonił wszystkich, ogłaszając wcześniejszy koniec lekcji, podał ci eliksiry, których Poppy nie miała i dostarczył cię potem do niej, gdzie zajęła się resztą.

- Oh... - tylko tak skomentowała dziewczyna, uśmiechając się do sufitu. - Ginny ja chyba czuję do niego coś więcej.

- Wiem... - uśmiechnęła się. - Zawalcz o tego Nietoperza.

- A co, jeśli...

- Hermiono – spojrzała na nią uważnie. - Nie spróbujesz, nie przekonasz się, czy było warto, jesteś jeszcze młoda, zawsze można...

- Ale zależy mi na nim – przerwała jej. Rudowłosa uśmiechnęła się do przyjaciółki i powiedziała:

- To zrób to. Postaw na jedną kartę.

- Kocham cię – przywarła do niej, mocno ją przytulając. - Dziękuję ci za to, że jesteś... - wyszeptała jej do ucha.

- Zawsze będę - powiedziała i otarła łzę, która nieproszona się wkradła.

- Oj... płaczesz? - zaśmiała się panna Granger, głaszcząc ramię przyjaciółki. - Teraz muszę zawalczyć o coś innego - odkryła kołdrę i ostrożnie postawiła stopy na dywanie.

- Idziesz do chłopaków? - zapytała rudowłosa, patrząc uważnie na starszą dziewczynę.

- Tak w końcu to oni mnie odebrali ze Skrzydła Szpitalnego, a ja nawet się do nich nie odezwałam. Głupio mi.

- To oni powinni cię przeprosić za to, co powiedzieli – przypomniała jej młodsza Gryfonka.

- Nie mieli jak, to ja ich unikam jak ognia – jęknęła, zakładając sweter.

- To powinni stanąć na głowie i coś z tym zrobić – powiedziała apodyktycznie, po czym położyła ręce na biodrach, dodając sobie tą postawą racji. Wtedy drzwi się otworzyły i wkroczyła roześmiana panna Brown i ze swoją koleżanką.

- I zjawi się w Hogsmeade! - pisnęła Lavender wymachując rękoma.

- On jest taki przystojny... - westchnęła druga Gryfonka. - Myron Wagtail zostanie moim mężem! - po czym stanęły jak wryte, uświadamiając sobie, że nie są same w pokoju, a jedna wyglądała bardziej głupio od drugiej.

- Nie chcę mówić głośno Ginny, ale zaczyna brakować mi tlenu... - pociągnęła rudowłosą za rękaw, patrząc nieprzychylnie w stronę Lavender.

- Idę, idę.


Zeszły po schodach prowadzących do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Wybrały wolną sofę przed rozpalonym kominkiem, rudowłosa jeszcze chwyciła gruby koc i przykryła je obie. Hermiona przypomniała Ginny widok panny Brown kiedy obwieszczono informację na temat balu, który zbliżał się wielkimi krokami i wzrok dziewczyny, która wpatrywała się maślanymi oczami w Seamusa. Ginny machinalnie zapytała ją, czy to właśnie z chłopakiem wybiera się na bal. Hermiona uśmiechnęła się tajemniczo i pokręciła głową.


- Mi nie powiesz, z kim idziesz?

- Nie mogę, dowiesz się w swoim czasie - posłała w jej stronę przepraszające spojrzenie.

- Ciebie ktoś zaprosił chociaż. - spojrzała na nią wymownie. – Jestem z Harrym i jest nam dobrze, kocham go najbardziej na świecie, ale on czasem zachowuje, się jakby wszystko było oczywiste. To jasne, że idziemy razem na bal, ale ja chciałam, aby zachował się, no wiesz tak romantycznie i mnie zaprosił - dodała już ciszej.

- Oj kochanie - uśmiechnęła się ciepło i mimowolnie pozwoliła, aby słodki śmiech wydostał się z jej ust.

- Co? - wybuchła. - Ja ci tu opowiadam o moim problemie, a ty się śmiejesz...

- Ginny twój problem stoi za tobą. – rudowłosa odwróciła się i ujrzała Harry'ego opartego o ścianę, który przysłuchiwał się ich rozmowie.

- Harry... - jęknęła panna Weasley. Chłopak podszedł do niej, usiadł obok i zawiesił na jej szyi naszyjnik przedstawiający imitację Złotego Znicza. - Co to? - spojrzała na niego.

- Zobaczysz – uśmiechnął się. Wziął w palce Znicz i przekręcił go, tym samym otwierając. Ze środka wypadła karteczka, którą po chwili Ginny przechwyciła.


Na twarzy rudowłosej wkradł się słodki rumieniec. Rzuciła się na szyję Harry'ego szepcząc, że pójdzie z nim na bal. Hermiona uniosła kąciki ust w górę, widząc przyjaciół. To prawda Ginny Weasley była w gorącej wodzie kąpana, a jak coś nie szło po jej myśli, z góry zakładała czarne scenariusze. Harry pogłaskał jej policzek i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Ten moment był taki intymny, że Hermiona odwróciła wzrok, trafiając na Rona, który stał oparty o ścianę i posłał w jej stronę niepewny uśmiech, lekko podnosząc kąciki ust w górę. Wyglądał na zmęczonego zapewne Filch nie dał mu ani chwili wytchnienia na szlabanie.


- Coś mnie ominęło? - chrząknął Ron. Nie mógł już dłużej patrzeć, jak jego najlepszy kumpel całuje jego siostrę. Wszystko miało swoje granice. Usiadł na dywanie naprzeciwko Hermiony i klepnął Harry'ego mocno w kolano chrząkając dwuznacznie.

- Hermiono zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy kretynami. - jęknął Harry, rozumiejąc sugestię przyjaciela.

- Największymi na świecie – dodał Ron.

- Może to nie zmieni za wiele, ale przepraszamy cię! Tak poważnie.

- Martwiliśmy się i to bardzo – powiedział rudowłosy chłopak, patrząc na nią smutnym wzrokiem. - Nie masz pojęcia, co czuliśmy, jak byłaś w Skrzydle Szpitalnym. To jak leżałaś tam nieprzytomna, a potem zostałaś wysłana do Snape'a i nie mogliśmy cię zobaczyć. W sumie to nie chciałem się tak na tego dzieciaka wydzierać, tak samo wyszło.

- Zrobiłeś to – dodała cicho.

- Wiem, nie miałem prawa. To nie jego wina, co się tam wydarzyło, ale ty zachowałaś się jak prawdziwa Gryfonka, stając w jego obronie.

- Ma rację, uratowałaś mu życie, a czy dasz radę znosić nas przez resztę własnego? - Harry poprawił okulary i dodał: - Wybaczysz nam?

- Jesteście kretynami, największymi na świecie... – powiedziała ,wstając, a koc spadł jej z kolan i wylądował na podłodze; chłopcy pobledli, tracąc już nadzieję -... ale kocham was i nie wyobrażam sobie życia bez waszej dwójki – rzekła, po czym przytuliła się do każdego z nich, czując w oczach zbierające się łzy.




***

Zacisnęła mocniej palce na różdżce, niecierpliwiąc się powoli. Chodziła wśród półek z książkami, zerkając tym samym, na drzwi oczekując, że on pojawi się w nich lada chwila. Zapięła sweter pod samą szyję i stanęła przy oknie, oglądając błonia skąpane się w blasku księżyca. Cicho ziewnęła, odwracając się plecami do okna, spoglądając na drzwi, które po kilku sekundach się uchyliły. Do środka wślizgnął się blond włosy chłopak. Prefekt położył na stoliku pergamin, kałamarz, pióro i coś przypominające mugolskie przenośne radio. Usiadł przy stoliku, wskazując miejsce obok siebie, chwycił pióro i naskrobał na środku nagłówek Muzyka, dwa razy go podkreślając.


- Spóźniłeś się – powiedziała, spoglądając na pergamin.

- A ty zemdlałaś – zauważył, patrząc na nią.

- Zmieniasz temat – upomniała go.

- No i co z tego? - spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. - Myślałaś nad czymś konkretnym?

- Znów to robisz – oparła się wygodnie na krześle, chowając różdżkę.

- Co robię, Granger?

- Schodzisz z tematu – powiedziała i wzięła pergamin w dłonie. - Masz propozycje?

- Może... - powiedział tajemniczo i wyrwał jej kawałek papieru z dłoni. - Kojarzysz zespół Głos Serca?

- Oczywiście, jak można go nie znać? - spojrzała na niego zdziwiona. - Wokalistą jest Lorcan d'Eath!

- Wampir...

- Półwampir – poprawiła go i zapisała nazwę zespołu na pergaminie. - Fatalne Jędze... – mruknęła, po czym dopisała ich do listy.

- Na Balu Bożonarodzeniowym nie wystąpił z nimi Herman Wintringham. Co mu było właściwie?

- Jakaś choroba – mruknęła i spojrzała na listę. - Słyszałam jak Brown, mówiła, że Myron Wagtail będzie w Hogsmeade.

- Wiem, podobno ma się w Trzech Miotłach zatrzymać - powiedział i zaczęli temat o wokaliście zespołu Fatalnych Jędz. Rozmawiali przez dłuższy czas bez rzucania w swoją stronę kąśliwych uwag. W gruncie rzeczy było to dość zaskakujące, w końcu była to panna Grnager i Draco Malfoy, którzy od sześciu lat nie potrafili zamienić ze sobą jednego zdania bez rzucania obelg w swoją stronę.

- Ale dużo tego... - mruknęła z nutką ironii, spoglądając na dwa zespoły. - To chyba będzie klapa...

- Wiesz... - chłopak oparł głowę na ręce i bawił się piórem. - Piosenka Głosu Serca znów jest na topie.

- Mówisz o „O! Bok ciebie”?

- Dokładnie, ale nie wiadomo czy do balu nadal utrzymają się na liście przebojów.

- Fatalne Jędze mają swoich fanów a w Hogwarcie jest ich dość sporo. Pewnie pamiętasz, jak podczas Balu Bożonarodzeniowego wszyscy bawili się doskonale podczas ich koncertu. Nie wiem jak ty Malfoy, ale ja bym spróbowała jednak z Fatalnymi Jędzami. Jest okazja, aby spotkać się osobiście z Myronem.

- Nie ma sprawy – powiedział i przeczesał palcami włosy.

- To-o zgadzasz się? - wyszczerzyła zęby, a chłopak jedynie kiwnął głową potwierdzająco. Na liście wykreślił Głos Serca, a w kółko wziął Fatalne Jędze. Odłożył na bok pergamin, pióro, kałamarz i splótł razem dłonie.

- Muszę iść do Snape'a – przeczesał palcami włosy, natrafiając na jej spojrzenie, dodał: - Aby dał mi zgodę wyjść do Hogsmeade i spotkać się z Myronem Wagtail'em.

- Słucham?

- Trzeba z nim pogadać. Wątpię, aby był w okresie, kiedy puszczą nas do Hogsmeade po szaty wyjś...

- Zwariowałeś chyba - przerwała mu. - Myślisz, że sam tam pójdziesz?

- No oczywiście – uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie ma mowy – spojrzała na niego groźnie. - To jest nasze wspólne zadanie Malfoy.

- No, no... - zacmokał. - Poważnie podchodzisz do tego zadania. - Dziewczyna prychnęła. - Pozwól tylko, że wyślę do niego sowę i postaram się umówić nas na spotkanie. - kiwnęła głową w aprobacie, co by dało Myronowi w liście nazwisko Granger? Kim ona jest? Tylko szara, nic nieznacząca myszka. To w czarodziejskich świecie rodzina Malfoyów była znana prawie wszystkim.

- W porządku.

- Będzie podobnie jak na Balu Bożonarodzeniowym, zaczynamy tańcem – wywrócił oczami. - McGonagall jest pewna, że tańczyć potrafimy. A bal rozpoczynamy dokładnie tym samym układem, który był podczas Turnieju.


Szlachcic włączył radio, natrafiając na Czarodziejską Stację z ckliwą piosenką pasującą na początek balu. Wstał, wskazał ręką miejsce po swojej prawej stronie, patrząc na nią z wyczekiwaniem w oczach. Dziewczyna niepewnie stanęła przy nim, lekko się stresując. Kątem oka spojrzała na różdżkę, która leżała na stoliku. Przecież mnie nie zaatakuje, pomyślała szybko, kiedy ten wyciągnął w jej stronę dłoń. Chwyciła ją i ustawił się naprzeciwko niej, kładąc rękę na jej biodrze. Panna Granger spięła się cała, patrząc na niego niepewnie. Kolejny raz tego samego dnia byli tak blisko siebie, a Granger nie wiedziała, czy się boi bliskości chłopaka, czy właśnie zaczyna powoli się do niej przekonywać. W końcu będą musieli zatańczyć razem na balu, a od tego już nie ucieknie. Chłopak zaczął powoli ją prowadzić, a Granger wciąż była pogrążona w swoich myślach, że niefortunnie nadepnęła chłopaka.


- A mówiłaś, że potrafisz tańczyć - powiedział wrednie.


Już nic mu nie odpowiedziała. Ponownie chwyciła jego dłoń. Malfoy zaczął powoli prowadzić. Zapomniała już jak wyglądał układ kiedy tańczyła go z Wiktorem Krumem na balu. Jednak Draco zdawał się mieć w pamięci wszystko i po kilku utworach powoli zaczęli już pewniej tańczyć. Powiedział jej, żeby tylko nie krzyczała i w ten uniósł ją w górę, mocno trzymając ją w talii. Granger nagle wybuchła gromkim śmiechem pamiętając jak Wiktor, zrobił ten sam gest i bała się, że wtedy już jej nie złapie. Na szczęście Draco zdawał się panować nad sytuacją i postawił Granger z powrotem obok siebie. Utwór dobiegł końca, a oni stali, wpatrując się w swoje oczy. Hermiona poczuła, że właśnie razem z Malfoyem obalili jakiś mur, który ich dzielił.


Może właśnie nadszedł ten czas, kiedy Ślizgon i Gryfonka zakopią topór wojenny?







~*~


Misiaczki ♥


Nudny? - jakby inaczej,   Krótki? - jak zawsze,   Bezsensowny? - to wychodzi mi najlepiej.

I tak o to, pełnym entuzjazmem witam Was... ^^  Nowy rozdział... już 40? O.o Łoo... Jazz, szalejesz  c:  Jak widać... nie podoba mi się, zresztą jak zawsze. 




Hm... uwierzycie, że zaraz będzie Narkotyk miał roczek? *o* Minęło to... szybko, na prawdę <3 Napisałam dla Was 40 rozdziałów, Narkotyka wyświetliło ponad 50 tys. czarodziejów, obserwują 42 osoby, a Jazz przeżył to wszystko co mógł (chociaż tak mi się wydaje)... zawieszenie, powrót, święta, własne urodziny czy po prostu zwykłe momenty spędzone z Wami! Dziękuję Wam bardzo, że mimo co zaglądacie tu jeszcze, komentujecie, czytacie ale najważniejsza jest dla mnie Wasza obecność! Nie sądziłam, że dam radę, że wytrzymam to, że się nie poddam (pomińmy fakt, że miałam upadek) i zostanę. Dziękuję za możliwość poznania wszystkich cudownych osób! <3  Kocham Was, wiecie o tym, prawda? ^^