sobota, 9 lutego 2013

Zawieszam

 

Przepraszam, ale muszę to zrobić. Nie wiem, czy pojawi się nowy rozdział w tym tygodniu, za tydzień czy za miesiąc  Wiem, że Was ranię. Wybaczcie mi, proszę. Ale tego popołudnia odeszła bardzo bliska mi osoba.


Dziękuję za wasze komentarze, które dawały mi siły i chęci do dalszego pisania. Dziękuję, że byliście ze mną. Kocham Was.



Żegnajcie, Wasza Jazz.





piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 10


Było po dziesiątej wieczorem, gdy o szybę zaczynały stukać krople deszczu. Po chwili mżawka zyskała na sile. Nad zamkiem rozpętała się ulewa.


Mistrz Eliksirów wygodnie rozsiadł się w skórzanym fotelu. Odłożył na stolik książkę o najniebezpieczniejszych eliksirach. Znał ją na pamięć. Jego refleksje miały zupełnie inny temat. Cały czas kręciły się wokół tej Granger. Tu nie chodziło o to, że myśli o niej, po prostu zaczęła go intrygować swoim zachowaniem. Tak, tak, mruknął jakiś głosik w jego głowie. Czarodziej skrzywił się nieznacznie i przelał trochę Ognistej Whisky do ust. Alkohol dobrze na niego działał, czuł, jak lekko zaczyna rozgrzewać jego ciało.


– Whisky, moja żono... – mruknął, przyglądając się zawartości szklanki.


Nie mogąc się powstrzymać, jego myśli zeszły na niewłaściwy tor. Nie bronił się nawet przed tym. Dla jakiejś cząstki w jego umyśle było to nawet miłe. Przymknął obolałe powieki, powracając myślami do szlabanu. Co ją ugryzło?, zastanowił się. Natychmiast się spiął, kiedy przypomniał sobie jej naganne zachowanie i to, jak się do niego odzywała. No właśnie, do niego. Tego wrednego, sarkastycznego dupka z lochów – nikt nie miał takiego prawa. Westchnął gniewnie, po czym pociągnął kolejny łyk ze szklanki.


Na ustach Mistrza Eliksirów pojawił się wredny uśmieszek. Czyżby wielka trójca się rozsypywała? Nie, żeby to sprawiało mu radość, po prostu to było wręcz śmieszne: patrzeć na ławkę wielkiej trójcy, w której panowała grobowa cisza. Może chodzi o kobiece sprawy? Zastanowił się, po czym skrzywił się nagle. Przecież on się nie zna na kobietach.


Spojrzał na pustą butelkę, która leżała na stoliku i westchnął. Podszedł do barku i otworzył go machnięciem ręki. Wyciągnął butelkę i wrócił do swojego fotela. Wyjął korek, napełnił szklankę do połowy i wrócił do delektowania się alkoholem. Usłyszał charakterystyczny trzask teleportacji, jednak się nie odwrócił. Gość pozwolił sobie spocząć na drugim fotelu i rzekł radosnym głosem:


– Tak myślałem, że nie śpisz – powiedział dyrektor.

– Jak widać. – upił łyk Ognistej. – Coś się stało? Przychodzisz tylko wtedy, jak czegoś chcesz – rzucił złowrogo, nie patrząc na Albusa.

– Mój drogi, humor ci nie dopisuje? Mam tylko dla ciebie małe zlecenie na eliksiry. – Wyjął z kieszeni kartkę i położył ją na stoliku obok butelki. – Mogę na ciebie liczyć?

– Zawsze... – Rzucił okiem na kartkę. – Doprawdy, małe zlecenie – ocenił jadowicie.

– Jeśli chcesz, przydzielę ci kogoś do pomocy.

– Nie potrzebuję nikogo – wycedził przez zęby Severus.

– Jesteś pewny? Wiesz, na przykład Poppy potrzebuje tych eliksirów, które jej się kończą. Zaczyna się sezon quidditcha i na pewno zdarzy się trochę urazów. Na pewno dasz radę?

– Tak. – tą wyczerpującą odpowiedzią zakończyli temat.

 

Dyrektor zauważył Ognistą Whisky i spojrzał znacząco na Severusa. Ten machnął ręką, a przed dyrektorem znalazła się szklaneczka. Snape napełnił ją i podał gościowi. Mistrz Eliksirów delikatnie odprężył się w towarzystwie Dumbledore’a. Wpół do pierwszej Albus powrócił do siebie. Snape posprzątał szklanki, wyrzucił puste butelki, bo na jednej się nie skończyło, i udał się do łazienki wziąć letni prysznic. Chwiejnym krokiem miał zamiar udać się do sypialni, jednak potknąwszy się o dywan, padł jak długi. Warknął złowrogo i, nie panując nad ciążącymi powiekami, obolałym ciałem, zasnął na dywanie.



~*~


Witajcie kochane Miśki ♥


Rozdział jest krótki. Nic nie zmienia jakoś w całej tej historii. Ale mi się wydaje, że to jest na razie jedyny rozdział, jaki mi wyszedł od początku do końca jakoś dobrze. Jakoś chyba jestem z siebie dumna  :)


Dziękuję, za to, że jesteście <3



Jazz  ♥


wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 9

Kolejny dzień minął Hermionie równie szybko jak się zaczął. Podczas śniadania czuła się bardzo nieswojo, a to dlatego, że Harry, Ron i Ginny zachowywali się dziwnie. Przyjaciele posyłali w jej stronę uśmiechy, a gdy chciała z nimi porozmawiać, od razu się oddalali, mówiąc, że mają coś pilnego do załatwienia. Gryfonka nie rozumiała ich zachowania. Zaczęły ją nachodzić dziwne myśli, że może powiedziała im coś nietaktownego albo zrobiła coś niewłaściwego.


Z Ginny mogła się spotykać w Wielkiej Sali na posiłkach. Nic to jej nie dawało, bo i tak rudowłosa prawie się do niej nie odzywała. A chłopcy? Samotnie szli na lekcje, pozostawiając Gryfonkę samą. Na zajęciach szeptali między sobą; raz ich przyłapała na patrzeniu na nią z głupkowatymi uśmiechami. Na eliksirach nie było lepiej – nie poprosili jej nawet o pomoc. Pierwszy raz od sześciu lat, więc było to naprawdę niespotykane i podejrzane.



***


Po obiedzie, który zjadła samotnie, opuściła Wielką Salę. Uczniowie biegali, wygłupiali się albo siedzieli na parapetach, rozmawiając ze sobą zawzięcie. Wdrapała się na drugie piętro i zobaczyła dość sporą grupkę uczniów. Co tam się dzieje?


– Halo! Proszę mnie przepuścić, jestem prefektem. – Przeciskała się przez uczniów. – Co tu się dzieje? – Stanęła jak wryta. Trzech Ślizgonów z czwartego roku za pomocą zaklęcia przycisnęło o wiele młodszego od nich chłopca z Hufflepuffu do podłogi. – Różdżki do mnie! – Wyrwała im je siłą, bo Ślizgoni nie chcieli oddać swoich różdżek dobrowolnie „jakiejś głupiej Gryfonce”. – Nic ci nie jest? – Kucnęła przy Puchonie, szukając jakichś ran czy zadrapań.

– Nie wiem... – Złapał się za głowę, krzywiąc się lekko.

– Ty – wskazała palcem na jakąś trzecioklasistkę – zabierz go do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey sprawdzi, czy nic mu nie jest.

– Dobrze. – Dziewczyna pomogła wstać Puchonowi i zaczęli się oddalać w stronę skrzydła szpitalnego.

– A wy – spojrzała srogo na Ślizgonów – odejmuję każdemu z was po dziesięć punktów – powiedziała wściekła. – Tacy jesteście dobrzy? Trzech na jednego? Co, był za silny, by jeden z was dał sobie z nim radę?

– My nie chcieliśmy – powiedział głupkowato jeden ze Ślizgonów.

– Już ci wierzę – zagrzmiała. – Rozejść się, bo odejmę wam punkty! – Odwróciła się w stronę gapiów. – A wy za mną.

– Dokąd?

– Do profesora Snape’a.


Chłopcy szli za nią jak na stryczek. Dobry humor błyskawicznie im zgasł, kiedy nie mieli swoich różdżek przy sobie. Szybko znaleźli się w zimnych lochach. Panna Granger zapukała do klasy Mistrza Eliksirów, lecz odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła na klamkę i nic. Przez chwilę się zastanowiła, po czym wpadł jej do głowy pomysł. Uśmiechnęła się z satysfakcją.


– Co teraz zrobimy? – zapytał jeden ze Ślizgonów.

– Zobaczycie. Za mną. – Kiedy znaleźli się na parterze, Hermiona zapukała do jednych z wielu drzwi, jakie tam były. Nie musiała czekać długo; po chwili przed nimi pojawił się woźny, Argus Filch.

– Co tu robicie? – spytał, mrużąc oczy.

– Dzień dobry. Przyprowadziłam ochotników na szlaban. – Na jego twarzy pojawił się sztywny uśmiech

– Jak miło – zadrwił. Zostawiła uczniów i z wielką satysfakcją poszła na zajęcia z transmutacji.


***


– Wejść. – Usłyszała jak zawsze zimny głos profesora.

– Dzień dobry. – Skierowała się w stronę biurka, gdzie siedział mężczyzna. Gryfonka położyła przed czarodziejem różdżki.

– Co to?

– Hm... Niech pomyślę. – Zaczęła teatralnie oglądać swoje paznokcie. – Może... bambusowe kijki? – zasugerowała chłodno.

– Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, a ty uważaj na język, Granger – ostrzegł ją nauczyciel, mrużąc oczy.

– Bo co?

– Bo może się to dla ciebie źle skończyć. – Teraz stał nad nią. Biła od niego wściekłość – nigdy żaden uczeń nawet nie pomyślał o tym, by się tak do niego odezwać. A to przecież była Hermiona Granger!

– Yhm.... – mruknęła pod nosem.

– Mam rozumieć, że zabrałaś je komuś z mojego domu? Nazwiska.

– Niech sobie przypomnę...

– Szybciej! – rzucił.

– To byli – zaczęła wyliczać na palcach – Jones, Stewart i Stevenson.

– Rozumiem – odrzekł, gdy mu powiedziała, co zrobili temu biednemu chłopcu.

– No ja myślę.

– Ostrzegam cię, Granger – warknął. – Dziś z łaski swojej zajmiesz się układaniem tamtych książek. Alfabetycznie, podkreślam. – Dziewczyna prychnęła pod nosem i oddaliła się do półki z książkami.


Profesor Snape jeszcze chwilę stał w miejscu, patrząc na krzątającą się dziewczynę. Złość tak w nim buzowała, że odruchowo zacisnął ręce na skraju biurka, oddychając płytko. Spojrzał jeszcze raz na nią i szybko zniknął w swoim gabinecie. Znalazł tam mały flakonik z pomarańczowym płynem, zacisnął na nim palce i wrócił do sali. Otworzył szufladę biurka i schował go tam.


Dziewczyna ściągała ostatnie książki na pobliską ławkę. Zagryzła nerwowo wargę. Nie rozumiała swojego zachowania. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Przecież dzisiejszy szlaban miał być dla niej przyjemny. Oczywiście, słowa „przyjemny szlaban u Snape’a” nie mogą być rzeczą realną, ale i tak wiedziała, że w obecności profesora będzie jej trochę lżej. Ona jak zwykle musiała się wygłupić. Zastanawiała się, co on teraz o niej myśli, czy dyrektor się o tym dowie? Czy jutro cała szkoła będzie o tym rozmawiać?


– Granger, ostrożnie z tymi książkami! – Z przemyśleń wyrwał ją głos profesora. Zdała sobie sprawę, że rzuciła książką, a ona spadła na posadzkę.

– Nie – wyrwało się jej, zanim pomyślała, co mówi. Spłonęła purpurą i zaczęła przeklinać samą siebie.

– Nie? – powtórzył chłodno. – Szykujesz sobie własny grób, dziewczyno! – Nie odpowiedziała już nic. Dla własnego dobra.


Zasiadł ponownie za swoim biurkiem. Gryfonka pościerała kurze, po czym wzięła dosyć cienką księgę obitą w brązową skórę. Kiedy stanęła na palcach, by włożyć dzieło na nowe miejsce, poczuła jedynie, jak ześlizgują się jej stopy. Rozległ się huk i dziewczyna leżała już na podłodze, przeklinając srogo pod nosem. Poczuła, jak policzek zaczyna ją mocno piec, a po chwili z rany poleciała ciepła krew. Na dodatek rozerwała sobie rajstopy, a z kolana również zaczęła cieknąć szkarłatna ciecz. Wszystko w niej buzowało, nie wiedziała, co robi, rzucając najbliższą książką. Ta, jak na złość, poleciała pod samo biurko Snape’a. Wyglądała żałośnie.


– Co, do cholery, robisz, Granger?! – krzyknął profesor.


Hermiona siedziała skulona pod ścianą, zasłaniając twarz. Nie chciała, by widział, że płacze, ale dreszcze przeszły przez jej ciało i szloch rozszedł się po sali. Nagle, nie wiedząc jak, nie wiedząc skąd, poczuła, że się unosi, a do jej nozdrzy doleciał zapach perfum i pergaminu. Na moment zastygła. Silne ramiona trzymały ją mocno, a ona musiała przyznać sama przed sobą, że dobrze się w nich czuje. Wciągnęła mocniej powietrze, a perfumy zaczęły łaskotać ją delikatnie w nosie. Trwało to zaledwie kilka sekund, jednak dla niej to była wieczność. Następnie poczuła, że siedzi na czymś twardym.


– Granger, spójrz na mnie. – Usłyszała głos mężczyzny. Była pewna, że usłyszy zimny czy nawet oschły głos, ale on był spokojny. Tak spokojny jak nigdy przedtem.


Chcąc nie chcąc oderwała ręce od twarzy, na której widniały łzy. Zastygła w bezruchu, kiedy pochylił się nad nią, a jego kruczoczarne włosy zaczęły delikatnie łaskotać ją w policzki. Hermiona poczuła przyjemne ciarki na całym ciele, kiedy złapał ją lekko za podbródek i odwrócił w stronę światła, przyglądając się ranie dokładniej. Zadrżała pod tym dotykiem. Przymknęła powieki, czując, jak przykłada różdżkę do rany. Trochę poszczypało, połaskotało i zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Uchyliła ostrożnie powieki, natrafiając na parę ciemnych oczu, w których zatonęła. Byli blisko, może nawet za blisko siebie jak na relację nauczyciel-uczennica. Snape odsunął się od dziewczyny.


– Jesteś straszną niezdarą – podsumował chłodno, na co Hermiona spuściła wzrok, lekko zmieszana. – Dziesięć punktów od Gryffindoru za demolowanie mojej sali.


Poczuła chłodną dłoń na swoim kolanie. Spojrzała w dół, a Snape już zajmował się jej raną. W tym przypadku było gorzej, szczypało o wiele dłużej niż rana na twarzy. Zagryzła zęby, kiedy czuła, jak mała ranka się zrasta. Mistrz Eliksirów znów przyłożył różdżkę do kolana dziewczyny, szepcząc ostatnie zaklęcie. Ból całkowicie zniknął.


– Panie profesorze – zaczęła, kiedy mężczyzna szukał czegoś w szufladzie biurka.

– Słucham?

– Bo j-ja... – zaczęła się jąkać.

– Mów, Granger – ponaglił ją.

– Przepraszam. – Nie usłyszała odpowiedzi, w sumie nawet się nie dziwiła – po czymś takim, co zrobiła w jego sali.

– Wypij do końca – rzucił krótko, podając jej mały flakonik z pomarańczową cieczą w środku.

– Co to jest? – spytała, schodząc z biurka mężczyzny. Zamyśliła się chwilę... Jego biurka? Czyli tu leczył mi rany... Przez moment poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu. Och! Opamiętaj się, Hermiono.

– Eliksir uspakajający.

– Dziękuję – wypiła do końca słodki płyn. – To ja chyba dokończę. – Spojrzała w stronę regału z książkami. Mężczyzna kiwnął głową i zasiadł za biurkiem, chwytając do ręki eseje uczniów z czwartego roku.


Żadne z nich już się nie odezwało, obydwoje byli pogrążeni we własnych myślach. Ona wręcz płonęła wstydem przez to, co zaszło dziś w sali. On przeklinał sam siebie, że jej pomógł. Przecież on, Severus Tobiasz Snape, największy gbur na świecie, nikomu nie pomaga. Zrobił jedynie to, co powinien zrobić nauczyciel. Przez moment zastanowił się. Nauczyciel chyba nie powinien zbliżać się do ucznia tak blisko, jak on to zrobił. Zbeształ się szybko w myślach i chwycił za pióro.


– Skończyłam. – Przerwał mu głos Gryfonki.

– Możesz iść. – Uniósł wzrok znad pergaminu. – Widzimy się jutro.

– Panie profesorze... Bo ja chciałam pana jeszcze raz przeprosić za to...

– Za co? – Spojrzał na nią, a ona mimowolnie spłonęła purpurą.

– Ymm... Za moje zachowanie. – Kiwnął głową. Nie spodziewała się tego, była pewna, że usłyszy od czarodzieja jakiś wykład, a tu nic.

– Dobranoc – rzucił, przerywając wewnętrzną walkę dziewczyny.

– Dobranoc, profesorze i... dziękuję – dodała już nieco ciszej, wychodząc z sali.


W pokoju wspólnym nie było już nikogo. Podeszła do kominka, w którym ogień jeszcze jasno się palił i przycupnęła na dywanie, wpatrując się zamglonym wzrokiem w płomienie. Nie potrafiła określić, co się z nią dzieje. Może traci rozum? Powinna pójść do dyrektora i oświadczyć mu, że jest zagrożeniem dla otoczenia i musi ją zamknąć w izolatce. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Prychnęła w myślach. Przymknęła powieki, widząc parę czarnych oczu, a przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa.



~*~


Witajcie Miśki ♥


Udało mi się dodać rozdział od razu po szkole, ponieważ dziś mam randkę z historią i biologią...


I oto 9 rozdział! Pojawił się Severus z Hermioną, i myślę, że jakoś fajnie mi to wyszło. Ale to wy oceniacie.


Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3


Jazz  ♥


piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 8

Nastał kolejny dzień. Tego popołudnia w pokoju wspólnym było wyjątkowo spokojnie. Drużyna pod przewodnictwem Harry’ego miała trening quidditcha. Kilka dziewczyn plotkowało między sobą, pojedyncze osoby czytały książki, a chłopcy z czwartego roku grali w Szachy Czarodziejów. Hermiona właśnie skończyła sprawdzać referat dla McGonagall młodszej koleżance.


– Dziękuję bardzo za pomoc – powiedziała uradowana dziewczynka, przyciskając do piersi zwój pergaminu.

– Nie ma za co – odparła uśmiechnięta Hermiona, po czym opadła na sofę.


Spojrzała na sufit. Jej myśli były w całkiem innym miejscu, błądziły po różnych zakamarkach jej umysłu. Wczoraj przeżyła pierwszy dzień szlabanu. Profesor Snape nie był taki zły, pomyślała. Jednak przed oczami ukazała się jej scenka przedstawiająca, jak mężczyzna stoi nad nią z nieodgadnioną maską na twarzy. Gryfonka na samą myśl spłonęła purpurą. Jak mogłam zasnąć? Taki wstyd... Od jakiegoś czasu zaczęła myśleć o swoim profesorze częściej, niż to było wskazane. Przygryzła nieświadomie wargę, mając przed oczami parę czarnych oczu; na samą myśl poczuła dziwne, lecz przyjemne, ciarki na ciele. Przestań! Nie możesz, skarciła się szybko w myślach.


– Hermiono. – Z zadumy wyrwał ją znajomy głos. Pochylał się nad nią uśmiechnięty od ucha do ucha Dean.

– O, cześć.

– Myślałem, że mnie nie zauważysz – oznajmił, unosząc jeszcze wyżej kąciki ust. – Idziemy na spotkanie?

– Oczywiście.


Albus Dumbledore organizował raz w miesiącu spotkania dla opiekunów domów i prefektów. Wszystko odbywało się na pierwszym piętrze obok rzeźby goblinów. Pomieszczenie było bardzo przytulne, w sam raz jak na rozmowę przy herbacie i ciasteczkach. Na środku stał okrągły stół z trzynastoma krzesłami, na podłodze leżał duży dywan, a na ścianach zawieszone były wymyślne obrazy. Dzięki ogromnym oknom do pomieszczenia wpadała maksymalna ilość promieni słonecznych.


W tym roku było ośmioro prefektów, a każdy dom miał dwóch reprezentantów. Z Domu Lwa byli to Dean Thomas i Hermiona Granger. Ślizgonów reprezentowali Draco Malfoy i Pansy Parkinson, Krukonów Michael Corner i Cho Chang, a Puchonów Hanna Abbott i Ernie Macmillan.


Dumbledore przywitał ich uśmiechem, a tuż za nim weszła para Krukonów. Kiedy wszyscy byli już obecni, dyrektor wskazał na krzesła, by wszyscy zajmowali swoje miejsca. Hermiona zerknęła na profesora Snape’a, czując się bardzo niezręcznie po wczorajszym wybryku. On, jakby czytając w jej myślach, spojrzał na nią z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Mimowolnie poczuła ciarki na plecach. Albus machnął różdżką i wyczarował porcelanową zastawę z malinową herbatą i półmiskami pełnymi pierniczków.


– Witajcie, moi mili – powiedział dobrodusznie. – Nadszedł dzień naszego kolejnego spotkania. – Hermiona kątem oka zauważyła, że tylko profesor Snape przewraca oczami na te czułe słówka. – Dziś dostaniecie nowe hasła do waszych domów. – Zwrócił swoje niebieskie oczy na prefektów. – Nowe hasło obowiązuje od północy. – Machnął różdżką i przed jednym z prefektów domu pojawiła się biała koperta.


Dyrektor kolejny raz przypomniał młodym prefektom, że jeżeli spotkają jakiegoś ucznia czarującego na korytarzu lub używającego magii w niewłaściwy sposób, są zmuszeni do odebrania im różdżki i zwrócenia ich opiekunowi domu, a ci zastosują względem nich odpowiednie kary. Czarodziej jeszcze chwilę rozmawiał z zebranymi, cały czas się przy tym uśmiechając. Spotkanie dobiegło końca.


– Panno Granger – zawołał dyrektor, gestem ręki przywołując ją do siebie. – Mogę prosić cię na słówko?

– Oczywiście.

– Jesteś znakomitą uczennicą, ale radziłbym, abyś czytała książki w ciągu dnia. – Zaśmiał się. – To było całkiem zabawne zdarzenie.

– Przepraszam – wybąkała. Jeszcze jej tego brakowało, by o wszystkim wiedział dyrektor.

– Już dobrze, dobrze. Severus na ciebie czeka. – Na wspomnienie jego imienia natychmiast zerknęła na Mistrza Eliksirów.

– Idziesz, Granger?

– Tak. Do widzenia, dyrektorze.


Całą drogę do lochów pokonali w milczeniu. Snape poruszał się tak szybko, że Hermiona była zmuszona za nim biec. Otworzył drzwi i zaprosił ją do środka.


– Co ty tak sapiesz? – Rzucił okiem na zaczerwienioną twarz dziewczyny.

– Ja... – wdech – musiałam biec... – Kolejny wdech.

– A po co? – Spojrzał na nią spod byka.

– Bo pan... panie profesorze... za szybko chodzi – wydyszała, łapiąc się za brzuch z powodu bolesnej kolki.

– Już nie przesadzaj.

Może nie ma kobiety, bo żadna nie może za nim nadążyć?

– Dzisiaj... – przeciągał słowa, delektując się nimi – posprzątasz tę – wskazał palcem – szafkę. – Na jego usta wkradł się wredny uśmieszek.

– Dobrze. – Postawiła sobie krzesło przy szafce, gdy usłyszała głos profesora.

– Poproszę różdżkę, panno Granger.

– Proszę. – Podała mu ją, niechcący dotykając opuszkami palców dłoni nauczyciela. Spięła się i szybko zabrała rękę, oddalając się. Czuła, że ma gorące policzki, a nauczyciel wpatruje się w jej plecy.


W szafce były podręczniki i pomoce naukowe. To nie było najgorsze; sam potwór krył się w środku. Na początku miała problem z otworzeniem drzwiczek, koniec końców otworzyła ją, robiąc sporo hałasu. Kiedy już sobie z nią poradziła, uderzyła ją mgiełka kurzu, przez co kaszlała przez dobre parę minut. Książki i podręczniki były porozwalane. Sądziła, że tu nauczyciel będzie miał większy porządek. Była w błędzie. Panna Granger nigdy nie widziała takiego bałaganu. Warstwa kurzu była wszędzie. Opróżniła szafkę, kaszląc przy tym niemiłosiernie, a Mistrz Eliksirów przypatrywał się jej uważnie. Wyczyściła podręczniki z kurzu i zaczęła układać je na nowo.


– Skończyłam – oświadczyła dumna z siebie po półtorej godziny. Nauczyciel wstał, podszedł do dziewczyny, którą uderzył zapach jego perfum zmieszanych z zapachem starych ksiąg. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem, mając nadzieję, że mężczyzna tego nie zauważył. Profesor otworzył szafkę i rzucił na nią okiem.

– Może być – ocenił krótko. – Widzimy się jutro.

– Profesorze – rzekła, kiedy zaczął się oddalać w stronę swojego gabinetu. – A moja różdżka?

– Leży na biurku, weź ją. – Spojrzał na nią przez ramię i zniknął za drzwiami.

– No dobrze... – mruknęła do siebie lekko zmieszana, chwyciła magiczny kij i wyszła z sali.


***


– Cisza! – krzyknął Dean, który stał razem z Hermioną na stole w pokoju wspólnym.

– Nie codziennie widzicie swoich prefektów stojących na stole, ale jak już tu są, to oznacza, że mają wam coś do przekazania! – Wszyscy obecni w pokoju wspólnym lekko się zmieszali.

– Mamy do ogłoszenia kilka spraw. Po pierwsze następuje zmiana hasła od północy. Jeśli wysłuchacie nas do końca, to wam je powiemy. – Thomas się uśmiechnął.

– Po drugie mówię do wszystkich i każdego z osobna. Dobrze wiecie, że jest zakaz czarowania na korytarzach. Od tego roku zasady się nieco zaostrzyły i nawet prefekt ma prawo do odebrania wam różdżek i przekazania ich opiekunowi domu. Możecie otrzymać szlaban, karę czy zostać pozbawieni punktów  – wytłumaczyła dziewczyna.

– No dobra, hasło to „Ponurak”, powtarzam, hasło to „Ponurak”. Jesteście wolni! – Rozległ się gwar i kilka minut później w pokoju wspólnym nastąpiła cisza. Wszyscy udali się do łóżek, odpływając w objęcia Morfeusza.


~*~


Witajcie Miśki ♥


Dziękuję, za Wasze ostatnie komentarze ;* i za to, że napisałyście o Draco. Miałam propozycje, by się w niej zakochał Draco i Ron. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, czy będzie tak, jak Wy byście chciały, czy nie...


Jakoś mi ten rozdział nie leży, nie wiem jak Wam.


Mam prośbę, abyście reklamy Waszych blogów i powiadomienie o NN zostawiały w zakładce: "Spam"


Jazz  ♥