wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 9

Kolejny dzień minął Hermionie równie szybko jak się zaczął. Podczas śniadania czuła się bardzo nieswojo, a to dlatego, że Harry, Ron i Ginny zachowywali się dziwnie. Przyjaciele posyłali w jej stronę uśmiechy, a gdy chciała z nimi porozmawiać, od razu się oddalali, mówiąc, że mają coś pilnego do załatwienia. Gryfonka nie rozumiała ich zachowania. Zaczęły ją nachodzić dziwne myśli, że może powiedziała im coś nietaktownego albo zrobiła coś niewłaściwego.

Z Ginny mogła się spotykać w Wielkiej Sali na posiłkach. Nic to jej nie dawało, bo i tak rudowłosa prawie się do niej nie odzywała. A chłopcy? Samotnie szli na lekcje, pozostawiając Gryfonkę samą. Na zajęciach szeptali między sobą; raz ich przyłapała na patrzeniu na nią z głupkowatymi uśmiechami. Na eliksirach nie było lepiej – nie poprosili jej nawet o pomoc. Pierwszy raz od sześciu lat, więc było to naprawdę niespotykane i podejrzane.


***


Po obiedzie, który zjadła samotnie, opuściła Wielką Salę. Uczniowie biegali, wygłupiali się albo siedzieli na parapetach, rozmawiając ze sobą zawzięcie. Wdrapała się na drugie piętro i zobaczyła dość sporą grupkę uczniów. Co tam się dzieje?

Halo! Proszę mnie przepuścić, jestem prefektem. – Przeciskała się przez uczniów. – Co tu się dzieje? – Stanęła jak wryta. Trzech Ślizgonów z czwartego roku za pomocą zaklęcia przycisnęło o wiele młodszego od nich chłopca z Hufflepuffu do podłogi. – Różdżki do mnie! – Wyrwała im je siłą, bo Ślizgoni nie chcieli oddać swoich różdżek dobrowolnie „jakiejś głupiej Gryfonce”. – Nic ci nie jest? – Kucnęła przy Puchonie, szukając jakichś ran czy zadrapań.
Nie wiem... – Złapał się za głowę, krzywiąc się lekko.
Ty – wskazała palcem na jakąś trzecioklasistkę – zabierz go do skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey sprawdzi, czy nic mu nie jest.
Dobrze. – Dziewczyna pomogła wstać Puchonowi i zaczęli się oddalać w stronę skrzydła szpitalnego.
A wy – spojrzała srogo na Ślizgonów – odejmuję każdemu z was po dziesięć punktów – powiedziała wściekła. – Tacy jesteście dobrzy? Trzech na jednego? Co, był za silny, by jeden z was dał sobie z nim radę?
My nie chcieliśmy – powiedział głupkowato jeden ze Ślizgonów.
Już ci wierzę – zagrzmiała. – Rozejść się, bo odejmę wam punkty! – Odwróciła się w stronę gapiów. – A wy za mną.
Dokąd?
Do profesora Snape’a.

Chłopcy szli za nią jak na stryczek. Dobry humor błyskawicznie im zgasł, kiedy nie mieli swoich różdżek przy sobie. Szybko znaleźli się w zimnych lochach. Panna Granger zapukała do klasy Mistrza Eliksirów, lecz odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła na klamkę i nic. Przez chwilę się zastanowiła, po czym wpadł jej do głowy pomysł. Uśmiechnęła się z satysfakcją.

Co teraz zrobimy? – zapytał jeden ze Ślizgonów.
Zobaczycie. Za mną. – Kiedy znaleźli się na parterze, Hermiona zapukała do jednych z wielu drzwi, jakie tam były. Nie musiała czekać długo; po chwili przed nimi pojawił się woźny, Argus Filch.
Co tu robicie? – spytał, mrużąc oczy.
Dzień dobry. Przyprowadziłam ochotników na szlaban. – Na jego twarzy pojawił się sztywny uśmiech
Jak miło – zadrwił. Zostawiła uczniów i z wielką satysfakcją poszła na zajęcia z transmutacji.


***


Wejść. – Usłyszała jak zawsze zimny głos profesora.
Dzień dobry. – Skierowała się w stronę biurka, gdzie siedział mężczyzna. Gryfonka położyła przed czarodziejem różdżki.
Co to?
Hm... Niech pomyślę. – Zaczęła teatralnie oglądać swoje paznokcie. – Może... bambusowe kijki? – zasugerowała chłodno.
Dwadzieścia punktów od Gryffindoru, a ty uważaj na język, Granger – ostrzegł ją nauczyciel, mrużąc oczy.
Bo co?
Bo może się to dla ciebie źle skończyć. – Teraz stał nad nią. Biła od niego wściekłość – nigdy żaden uczeń nawet nie pomyślał o tym, by się tak do niego odezwać. A to przecież była Hermiona Granger!
Yhm.... – mruknęła pod nosem.
Mam rozumieć, że zabrałaś je komuś z mojego domu? Nazwiska.
Niech sobie przypomnę...
Szybciej! – rzucił.
To byli – zaczęła wyliczać na palcach – Jones, Stewart i Stevenson.
Rozumiem – odrzekł, gdy mu powiedziała, co zrobili temu biednemu chłopcu.
No ja myślę.
Ostrzegam cię, Granger – warknął. – Dziś z łaski swojej zajmiesz się układaniem tamtych książek. Alfabetycznie, podkreślam. – Dziewczyna prychnęła pod nosem i oddaliła się do półki z książkami.

Profesor Snape jeszcze chwilę stał w miejscu, patrząc na krzątającą się dziewczynę. Złość tak w nim buzowała, że odruchowo zacisnął ręce na skraju biurka, oddychając płytko. Spojrzał jeszcze raz na nią i szybko zniknął w swoim gabinecie. Znalazł tam mały flakonik z pomarańczowym płynem, zacisnął na nim palce i wrócił do sali. Otworzył szufladę biurka i schował go tam.

Dziewczyna ściągała ostatnie książki na pobliską ławkę. Zagryzła nerwowo wargę. Nie rozumiała swojego zachowania. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło. Przecież dzisiejszy szlaban miał być dla niej przyjemny. Oczywiście, słowa „przyjemny szlaban u Snape’a” nie mogą być rzeczą realną, ale i tak wiedziała, że w obecności profesora będzie jej trochę lżej. Ona jak zwykle musiała się wygłupić. Zastanawiała się, co on teraz o niej myśli, czy dyrektor się o tym dowie? Czy jutro cała szkoła będzie o tym rozmawiać?

Granger, ostrożnie z tymi książkami! – Z przemyśleń wyrwał ją głos profesora. Zdała sobie sprawę, że rzuciła książką, a ona spadła na posadzkę.
Nie – wyrwało się jej, zanim pomyślała, co mówi. Spłonęła purpurą i zaczęła przeklinać samą siebie.
Nie? – powtórzył chłodno. – Szykujesz sobie własny grób, dziewczyno! – Nie odpowiedziała już nic. Dla własnego dobra.

Zasiadł ponownie za swoim biurkiem. Gryfonka pościerała kurze, po czym wzięła dosyć cienką księgę obitą w brązową skórę. Kiedy stanęła na palcach, by włożyć dzieło na nowe miejsce, poczuła jedynie, jak ześlizgują się jej stopy. Rozległ się huk i dziewczyna leżała już na podłodze, przeklinając srogo pod nosem. Poczuła, jak policzek zaczyna ją mocno piec, a po chwili z rany poleciała ciepła krew. Na dodatek rozerwała sobie rajstopy, a z kolana również zaczęła cieknąć szkarłatna ciecz. Wszystko w niej buzowało, nie wiedziała, co robi, rzucając najbliższą książką. Ta, jak na złość, poleciała pod samo biurko Snape’a. Wyglądała żałośnie.

Co, do cholery, robisz, Granger?! – krzyknął profesor.

Hermiona siedziała skulona pod ścianą, zasłaniając twarz. Nie chciała, by widział, że płacze, ale dreszcze przeszły przez jej ciało i szloch rozszedł się po sali. Nagle, nie wiedząc jak, nie wiedząc skąd, poczuła, że się unosi, a do jej nozdrzy doleciał zapach perfum i pergaminu. Na moment zastygła. Silne ramiona trzymały ją mocno, a ona musiała przyznać sama przed sobą, że dobrze się w nich czuje. Wciągnęła mocniej powietrze, a perfumy zaczęły łaskotać ją delikatnie w nosie. Trwało to zaledwie kilka sekund, jednak dla niej to była wieczność. Następnie poczuła, że siedzi na czymś twardym.

Granger, spójrz na mnie. – Usłyszała głos mężczyzny. Była pewna, że usłyszy zimny czy nawet oschły głos, ale on był spokojny. Tak spokojny jak nigdy przedtem.

Chcąc nie chcąc oderwała ręce od twarzy, na której widniały łzy. Zastygła w bezruchu, kiedy pochylił się nad nią, a jego kruczoczarne włosy zaczęły delikatnie łaskotać ją w policzki. Hermiona poczuła przyjemne ciarki na całym ciele, kiedy złapał ją lekko za podbródek i odwrócił w stronę światła, przyglądając się ranie dokładniej. Zadrżała pod tym dotykiem. Przymknęła powieki, czując, jak przykłada różdżkę do rany. Trochę poszczypało, połaskotało i zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Uchyliła ostrożnie powieki, natrafiając na parę ciemnych oczu, w których zatonęła. Byli blisko, może nawet za blisko siebie jak na relację nauczyciel-uczennica. Snape odsunął się od dziewczyny.

Jesteś straszną niezdarą – podsumował chłodno, na co Hermiona spuściła wzrok, lekko zmieszana. – Dziesięć punktów od Gryffindoru za demolowanie mojej sali.

Poczuła chłodną dłoń na swoim kolanie. Spojrzała w dół, a Snape już zajmował się jej raną. W tym przypadku było gorzej, szczypało o wiele dłużej niż rana na twarzy. Zagryzła zęby, kiedy czuła, jak mała ranka się zrasta. Mistrz Eliksirów znów przyłożył różdżkę do kolana dziewczyny, szepcząc ostatnie zaklęcie. Ból całkowicie zniknął.

Panie profesorze – zaczęła, kiedy mężczyzna szukał czegoś w szufladzie biurka.
Słucham?
Bo j-ja... – zaczęła się jąkać.
Mów, Granger – ponaglił ją.
Przepraszam. – Nie usłyszała odpowiedzi, w sumie nawet się nie dziwiła – po czymś takim, co zrobiła w jego sali.
Wypij do końca – rzucił krótko, podając jej mały flakonik z pomarańczową cieczą w środku.
Co to jest? – spytała, schodząc z biurka mężczyzny. Zamyśliła się chwilę... Jego biurka? Czyli tu leczył mi rany... Przez moment poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu. Och! Opamiętaj się, Hermiono.
Eliksir uspakajający.
Dziękuję – wypiła do końca słodki płyn. – To ja chyba dokończę. – Spojrzała w stronę regału z książkami. Mężczyzna kiwnął głową i zasiadł za biurkiem, chwytając do ręki eseje uczniów z czwartego roku.

Żadne z nich już się nie odezwało, obydwoje byli pogrążeni we własnych myślach. Ona wręcz płonęła wstydem przez to, co zaszło dziś w sali. On przeklinał sam siebie, że jej pomógł. Przecież on, Severus Tobiasz Snape, największy gbur na świecie, nikomu nie pomaga. Zrobił jedynie to, co powinien zrobić nauczyciel. Przez moment zastanowił się. Nauczyciel chyba nie powinien zbliżać się do ucznia tak blisko, jak on to zrobił. Zbeształ się szybko w myślach i chwycił za pióro.

Skończyłam. – Przerwał mu głos Gryfonki.
Możesz iść. – Uniósł wzrok znad pergaminu. – Widzimy się jutro.
Panie profesorze... Bo ja chciałam pana jeszcze raz przeprosić za to...
Za co? – Spojrzał na nią, a ona mimowolnie spłonęła purpurą.
Ymm... Za moje zachowanie. – Kiwnął głową. Nie spodziewała się tego, była pewna, że usłyszy od czarodzieja jakiś wykład, a tu nic.
Dobranoc – rzucił, przerywając wewnętrzną walkę dziewczyny.
Dobranoc, profesorze i... dziękuję – dodała już nieco ciszej, wychodząc z sali.

W pokoju wspólnym nie było już nikogo. Podeszła do kominka, w którym ogień jeszcze jasno się palił i przycupnęła na dywanie, wpatrując się zamglonym wzrokiem w płomienie. Nie potrafiła określić, co się z nią dzieje. Może traci rozum? Powinna pójść do dyrektora i oświadczyć mu, że jest zagrożeniem dla otoczenia i musi ją zamknąć w izolatce. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Prychnęła w myślach. Przymknęła powieki, widząc parę czarnych oczu, a przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Witajcie Miśki ♥
Udało mi się dodać rozdział od razu po szkole, ponieważ dziś mam randkę z historią i biologią...
I oto 9 rozdział! Pojawił się Severus z Hermioną, i myślę, że jakoś fajnie mi to wyszło. Ale to wy oceniacie.
Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3

14 komentarzy:

  1. Super notka, ojej biedna Hermiona. Mam jednak nadzeje, że sytuacja z jej przyjaciółmi się poprawi no i oczywiście, że pojawi się więcej Snape'a ;D
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;*
      Poprawi się sytuacja. Ale trzeba trochę poczekać. Pojawi się więcej Severus'a :)

      Usuń
  2. Robi się coraz ciekawiej. :)
    Żal mi Hermiony, została sama... przyjaciele ją opuścili... ale myślę, że to się szybko zmieni.
    Och, Snape pokazał inne oblicze... jestem ciekawa co wydarzy się dalej.
    Dużo weny! :3
    Pozdrawiam Cyzia14.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za miły komentarz ;*
      Racja, biedna Hermiona. Zmieni się, zmieni... :)

      Usuń
  3. Dziwne, ale w pozytywnym sensie, zachowanie Snape'a. Liczę na więcej takich scen, no i oczywiście muszę się dowiedzieć, o co chodzi wszystkim, że nie odzywają się do Hermiony. Życzę weny i miłej nauki. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też się takie podobają sytuacje Hermiony z Severus'em <3 będę się starać pisać takich więcej.
      Spokojnie :) niedługo się dowiesz o co chodzi wszystkim. Ale na razie nie mogę niczego zdradzić.
      Dziękuję ;*

      Usuń
  4. Miłej randki życzę xd Omm, zapowiada się trójkącik ^^ Tylko nie posuńcie się za daleko :*
    Bardzo ładny rozdział przy okazji ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję ;D spokojnie ja panuję nad sobą. Ale z nimi nic nie wiadomo ;) z historią były problemy, pewnie mnie za to przeklęła bo wczoraj spadłam ze schodów i kostka mnie boli... :(
      Dziękuję, że Ci się podoba ;*
      A i obiecuję, że niedługo wpadnę do Ciebie na bloga. Przepraszam, że teraz o tym piszę ;*

      Usuń
  5. Fajny rozdział ;)
    Dzisiaj w nocy na pewno będą mnie męczyć myśli, o tym za co jej przyjaciele się na nią obrazili ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję ;*
      Och, ja nie chciałam byś przezemnie noc zawaliła. Obiecaj, że będziesz spać, mimo, że będzie to trudne, ok? xd

      Usuń
  6. Dziękuję bardzo ;*
    Jasne, że wpadnę jak znajdę czas. Obiecuję!
    (następnym razem zostawiaj link w zakładce spam)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorki,że nie skomentowałam wcześniej. Brak czasu :<
    Rozdział bardzo fajny,świetny!
    Ciekawe,za co się obrazili?
    Czekam na NN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, kochana :)
      Dowiesz się niedługo wszystkiego...
      I dziękuję bardzo, za tak miły komentarz ;*

      Usuń

Każdy komentarz, uwaga czy spostrzeżenie znaczy dla mnie bardzo dużo i pobudza Pana Wenę, który czasem bywa leniwy :)