Było po pierwszej w nocy, gdy profesor Snape pochylał się nad stosem publikacji w dziale ksiąg zakazanych. Opuścił swoje komnaty trzy godziny wcześniej, upewniając się, że najedzona i napojona w lecznicze eliksiry Granger, nie zbudzi się w środku nocy, poszukując go w komnatach. Bez większego problemu złamał bariery ochronne, wchodząc do szkolnej biblioteki. Nie zaprzątał sobie głowy ogólnie dostępnymi pozycjami, lecz od razu skierował się do działu, który nie był dostępny dla uczniów, bez pisemnej zgody któregoś z profesorów. Machnięciem różdżki rozpalił pochodnie, krocząc przez opustoszałą salę.
Rzadko zdarzało się mu bywać nocą w bibliotece. Większość interesujących pozycji posiadał we własnych, obszernych zbiorach, nie będąc zmuszonym opuszczać lochów. Poprzednim razem był tu podczas wieczornego dyżuru, przyłapując Granger na bezczynnym siedzeniu. Poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku na samą myśl przekrwionych oczu dziewczyny. Pamiętał, że wyznała mu, że miała koszmar tamtejszej nocy, a jedyną opcją, aby nie powrócić do łóżka, było włamanie się do szkolnej biblioteki. Po tamtym incydencie dość często zadawał sobie pytanie, co tak naprawdę mogło się jej śnić. Jaki przerażający koszmar potrafił doprowadzić ją do tak roztrzęsionego stanu?
Potarł skronie, wpatrując się w stos ksiąg. Nie znalazł do tej pory niczego, co mogłoby wyjaśnić zagadkę krwawych łez. Lecz on nie tracił wiary, wiedząc i mając przeczucie, że to właśnie tutaj odnajdzie odpowiedź aniżeli w swojej prywatnej kolekcji. Środek nocy wydawał się dla niego idealną porą, aby przekopywać księgi. Granger znajdująca się w jego komnatach, nie pozwoliłaby mu w pełni się skupić, albowiem jego myśli wciąż obracały się wokół niej. A to niestety utrudniłoby mu koncentrację.
Odsunąwszy się od stolika, chwycił księgi, odkładając je na półkę. Niestety niedawno ściągnięte pozycje zmarnowały tylko jego czas. Warknął pod nosem, zabezpieczając je z powrotem magicznym łańcuchem. Obrócił głowę w bok, nieoczekiwanie słysząc skrzypienie. Spiął wszystkie mięśnie. Teoretycznie powinien być sam w bibliotece. Czyżby Granger zawędrowała, aż tutaj?, pomyślał raptownie. Czy coś się stało i szuka mnie? Skąd by wiedziała, że tu jestem?
Chwycił za różdżkę, zaciskając na niej palce. Przeszedł cały rząd półek, wychodząc na wąski korytarz. Obracając się w lewo, dostrzegł kogoś, kto szedł ku niemu z wyciągniętą lampą. Zmrużył oczy, próbując dostrzec czy to naprawdę mogła być Granger. Jeśli tak to, w jaki sposób złamała wejście do działu ksiąg zakazanych?, myślał, krocząc ku nieznajomemu.
– Co tutaj robisz? – zapytał, przerywając milczenie. Jego głos rozszedł się po całym dziale.
– Profesor Snape?
– Irma?
Opuścił różdżkę, uzmysławiając sobie, że celował prosto w Pince, odzianą w szlafrok, zupełnie nieprzypominającej tej surowej bibliotekarki, której można było spotkać za dnia. Policzki miała zaczerwienione, jakby niemal biegła przez ostatni kwadrans. Włosy odstawały wszędzie, nie kojarząc się z misternie ułożoną fryzurą, w której lubowała się czarownica. Zbliżyła się ku niemu, opuszczając lampę.
– Co pan tu robi o tej porze?
– Pracuję Irmo.
– Czy, aby jest to odpowiednia na to pora? – zapytała, zauważalnie zdziwiona obecnością profesora. Nie pozostał jej dłużny. Prędzej widziałby tu Granger aniżeli ją. – Uważam, że za dnia człowiek lepiej zbiera myśli.
– Irmo, pozwól, że ci coś wyjaśnię – Snape, przybrał nieco surowy ton, kompletnie nie mając ochoty na niczyje towarzystwo. Zwłaszcza teraz, kiedy miał do wykonania zadanie. – Nie jestem tu dla zabawy, ani dlatego, że nie mogę spać. Muszę coś odszukać, a tylko tutaj znajdę na to odpowiedź.
Kobieta zwęziła brwi. Bez słowa zaczęła maszerować przed siebie. Skręciła w alejkę, w której niedawno spędził kilka godzin. Wypuścił ze świstem powietrze, maszerując za nią. Zastał Irmę, jak pochylała się nad rozłożonymi na stoliku księgami. Oparł się o półkę, obserwując ją w milczeniu. Posłała mu zaledwie przelotne spojrzenie, chwytając do rąk tom, który studiował jeszcze chwilę wcześniej.
– Jaka dziedzina?
– Zaklęcia i uroki. Być może klątwy.
– Profesor Flitwick jest Mistrzem Zaklęć. Dlaczego do niego się nie udasz? Na pewno zna odpowiedź.
– Wątpię – odpowiedział krótko. – Możliwe, że jeszcze coś o magicznych stworzeniach – dodał.
– I to wszystko próbujesz znaleźć w jednej księdze? – założyła ręce pod biustem, spoglądając na niego tak, jakby zaraz miała się roześmiać. Profesor Snape nieco zbity z tropu zwęził brwi. – Szukasz w złym miejscu. Chodź.
I także zrobił, podążając za kobietą. Szli przez chwilę w ciszy, a Snape zdał sobie sprawę, że dział, do którego zawędrowali, nie dane było mu przejrzeć. Właściwie nigdy nie zawędrował do tej części działu ksiąg zakazanych. Pozycji w tym miejscu nie było za wiele, niemniej wszystkie posiadały widoczną warstwę kurzu, świadcząc, że Pince również nie odwiedzała tego regału zbyt często.
Czarownica uniosła lampę, idąc wzdłuż ksiąg. Snape leniwym wzrokiem obserwował pozostałe pozycje. Większość z nich nie posiadała na brzegach tytułu. Nie miały również widocznych śladów użytkowania, tak jakby nikt wcześniej nie interesował się znajdującymi się tu publikacjami.
– Tutaj.
Spojrzał na bibliotekarkę. Uniosła palec w górę, wskazując na szczyt półki. Snape podszedł bliżej. Zaklęciem ściągnął osiem ksiąg, które ułożyły się w stosik, lewitując tuż obok niego.
– To wszystko, co może posiadać w sobie interesujące cię zagadnienia.
– Nie ma tego za wiele.
– Cóż… – wzruszyła ramionami. – To prawda. Nie wiem, czego poszukujesz, co jest ci potrzebne, ale nie wyglądasz mi na kogoś, kto podzieliłby się szczegółowymi informacjami.
Irma miała rację. Snape nie kwapił się, aby przyznać się, co tu naprawdę robi. Być może Irma słyszała o wypadku Granger, ale wątpił, że doszło do pozostałych członków ciała pedagogicznego informacja, o rzekomej klątwie. Spojrzał na czarownicę, lekko mrużąc oczy. Irma w zasadzie nie wyglądała na kogoś, kogo interesowały sprawy innych. Zawsze miała się na dystans, a jej ulubioną rozrywką było uciszanie łamiących regulamin uczniów w szkolnej bibliotece.
– Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? – zapytała uprzejmie. Snape nie sądził, aby potrzebował jej pomocy. Pince wyglądała tak, jakby zaraz miała zasnąć, więc Snape jedynie pokręcił przecząco głową. – Usłyszałam, że ktoś stuka łańcuchami. Posiadam niezwykle płytki sen.
– To byłem ja.
Pokiwała ze zrozumieniem głową. Irma posiadała komnaty tuż nad biblioteką. Zapewne nie usłyszała jego przemykania się między działami po bibliotece, ale odbezpieczenie czarnomagicznych ksiąg już tak. To musiało ją zbudzić.
– Gdy pan skończy, proszę odłożyć wszystkie księgi na swoje miejsce – powiedziała tak, jakby miała przed sobą niesfornego ucznia. Szybko się zreflektowała, widząc wysoko uniesioną brew czarodzieja. Zacisnęła mocniej pasek szlafroka, zadarła głowę w górę i rzuciła owocnej nocy, maszerując ku wyjściu.
Snape odsunął na bok księgi, które sam odszukał. Rozłożył na blacie tomy wskazane przez Irmę i otworzył pierwszą z nich, zaczytując się w jej treść. Sunął palcem po akapicie, a lewitujące czarne pióro, skrobało notatki na pergaminie. Z lekkim uciskiem żołądka zamknął pierwszą pozycję, odsyłając ją na miejsce. W kolejnych trzech księgach znalazł wszystkie interesujące go zagadnienia, ale żadne nie dotyczyło Szyszymory, ani innej przerażającej istoty, którą można było spotkać w Zakazanym Lesie.
– Może nie tylko w Zakazanym Lesie? – pomyślał na głos, ponownie przekartkowując tom.
Zapał stracił tak szybko, jak się pojawił. Nie znalazł niczego. Zegarek na nadgarstku wskazywał zbliżającą się trzecią nad ranem. Snape oparł się o krzesło, przymykając powieki. Czuł, jak powoli zaczyna buzować w nim złość. Spędził tu kilka godzin, a nie poruszył się na przód, mając zapisane jedynie dwa akapity, które i tak niczego nie rozwiązywały. Rzucił ostre spojrzenie na osiem tomów, które podsunęła mu bibliotekarka. Pomoc kobiety nie przyniosła postępu, a zły Snape, aż pragnął wygarnąć Irmie zakłócenie mu spokoju. Uważał, że przez te kilkanaście minut znalazłby jakąkolwiek informację na temat krwawych łez, niż poświęcił ją na rozmowę z czarownicą. Stuknął dłonią o blat, czując, że powoli traci nad sobą kontrolę.
Oczami wyobraźni widział Skrzydło Szpitalne, gdzie zaoferował się przed samym Dumbledorem, że to właśnie on sporządzi eliksir i znajdzie wytłumaczenie krwawych łez. Jeszcze eliksir, mruknął w myślach, zdając sobie sprawę, że nad tym również musi popracować, ale bez jakiejkolwiek informacji, czy wskazówki nie ruszy z miejsca.
Powstał od stolika. Księgi, które nie były mu potrzebne, odesłał na swoje miejsce, a pozostałe tomy, których nie zdążył otworzyć, lewitowały tuż obok niego. Pergamin zwinął się w rulon i ułożył na stosie ksiąg, a czarne pióro z niewinną lekkością i delikatnością opadło tuż obok zwoju. I tak Snape maszerował ku wyjściu z działu ksiąg zakazanych. Był rozdrażniony, zły i diabelsko zmęczony. Zanim opuścił szkolną bibliotekę, zatrzymał się tak raptownie, że lewitujące księgi omal nie uderzyły go w bark.
– Czy to może być aż tak proste? – pomyślał na głos, cofając się w głąb biblioteki.
Pochodnie rozświetliły mu drogę, gdy kroczył pomiędzy regałami, szukając interesującego działu. Minął eliksiry, historię magii, podstawy zaklęć i stanął przed obszernym regałem, ciągnącym się przez kilkanaście metrów. Magiczne stworzenia i rośliny uderzyły go swoim przepychem. Założył ręce na biodra, przeszukując wzrokiem półki.
– Mam was.
Chwycił dość cienki tom poświęcony Upiornym Stworzeniom, dość gruby, ale dawno zapomniany egzemplarz Magicznych Istot — Kurs Podstawowy oraz Pokochaj Magiczne Stworzenia. Pamiętał, że ostatni tom osobiście przerabiał podczas nauki w Hogwarcie, ale tylko przez połowę semestru, gdyż Ministerstwo zmieniło podstawę programową, zastępując go Potworną Księgą Potworów.
Nie czując się odrobinę bliżej rozwiązania zagadki krwawych łez, ani poznania jakiejkolwiek wskazówki, szedł zamaszystym krokiem, pokonując korytarze zamku. Podręczniki lewitowały tuż za nim, próbując dotrzymać mu kroku. Kręte stopnie prowadzące do lochów pokonywał tak szybko, jakby niemal unosił się nad ziemią. Już miał wejść energicznym krokiem do swoich komnat, nim raptownie zatrzymał się, kładąc dłoń na klamce. Niemalże zapomniał, że nie był sam. Syknął, czując, jak lewitujące tomy wpadły tuż na jego plecy. Obrócił się i machnięciem dłoni odsunął od siebie księgi. Ostrożnie nadusił klamkę, wślizgując się do pomieszczenia. Odesłał zbiory do swojego gabinetu, a szatę rzucił na oparcie fotela. Nie usłyszał żadnych dźwięków, co mogło oznaczać, że niczego nieświadoma Granger wciąż pogrążona jest we śnie. Wypuścił cicho powietrze, mijając zalany mrokiem salon. Stawiał ostrożnie kroki, aby nie zbudzić dziewczyny. Namacał w ciemności klamkę, wsunął się do kuchni, a tam spostrzegł żarzącą się świecę i Granger, spoglądając wprost na niego.
– Profesor Snape? – zapytała zdumiona. Granger również wyglądała na zaskoczona jego obecnością.
– Dlaczego nie śpisz?
– Myślałam, że jest pan w swojej sypialni – przekrzywiła głowę w bok. – Gdzie pan był?
– Jak długo nie śpisz? – zignorował jej pytanie, zasiadając do stołu.
– Od pół godziny – odpowiedziała. – Herbata nocą smakuje najlepiej.
Snape dopiero teraz dostrzegł w blasku świecy kubek. Granger wyglądała na w pełni obudzoną, jakby nie miała zamiaru wracać do łóżka, a to niezwykle mu się nie podobało. Gdy tylko wrócił z biblioteki, miał się zaszyć w gabinecie, przeszukując księgi, gdy taka Granger popsuła mu koncepcje. Nie potrafił skupić się na tomach leżącym na biurku, ani na pergaminie, zapisanym w zaledwie dwóch akapitach.
– Nie musi pan odpowiadać – usłyszał z oddali jej głos. Otrząsnął się z transu, spoglądając na nią. Spostrzegł coś, co nie dało mu spokoju, więc pochylił się w przód, mrużąc oczy. Granger oparła się o krzesło, chowając twarz w ciemności.
– Płakałaś?
– Nie.
– Co się stało? – zapytał nieco łagodnym tonem, dziwiąc się samemu sobie, że po trzech nieprzespanych nocach, udało mu się wydobyć z siebie namiastkę człowieczeństwa.
– Napije się pan herbaty? – wstała od stołu. Snape zmrużył oczy, obserwując zmieszaną dziewczynę.
– Poproszę kawę.
– Oczywiście, zaraz panu przyniosę.
Wygnanie z kuchni przez samą pannę Granger, nie zirytowało go. Zapewne jeszcze kilka dni wcześniej, gdyby miał wystarczającą ilość energii, spałby, jak normalny człowiek, może wówczas chciałoby mu się kłócić z panną Granger, sprowadzając ją do pionu. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie niż analizowanie postępowania dziewczyny, która w jakiś sposób panoszyła się po nie swoich komnatach. To chyba miłe mieć tu gościa, co?, usłyszał jakiś głosik w głowie, zasiadając w fotelu. A profesor Snape wcale nie chciał potwierdzać, ani zaprzeczać słów głosu rozsądku. Puścił więc to w eter, rozpalając ogień w kominku.
Oparł wygodnie głowę o zagłówek, przymykając powieki. Nie wiedział, ile mógł tak siedzieć, pięć minut, bądź dziesięć, nim przed nim nie zjawiła się Granger, lekko chrząkając. Wybudził się z letargu, chwytając za gorący kubek. Podziękował skinieniem głowy. Dziewczyna usiadła na kanapie, podkulając nogi.
I siedzieli tak w ciszy, a żadne z nich nie wyglądało, jakby chciało przerwać milczenie. Granger sączyła swoją herbatę, a Snape wpatrywał się w zbiory własnych ksiąg, myśląc intensywnie nad zagadką krwawych łez. Miał do dyspozycji cztery księgi, które odszukała Pince oraz trzy, na które sam natrafił. I chociaż początkowo zapierał się nogami i rękoma, że tomy niedostępne z działu ksiąg zakazanych mogą mu jakkolwiek pomóc, to teraz gdzieś w głębi siebie czuł, że to może być klucz do rozwiązania zagadki. Czując adrenalinę, która przeszła przez cały kręgosłup, aż do koniuszków palców, wyprostował barki, gotowy udać się do gabinetu już teraz.
Spojrzał na Granger, aby wygonić ją do łóżka i zrobić wykład, że to nie jest odpowiednia pora na picie herbaty, jednak zauważył, że usnęła z kubkiem w dłoni. Głowa bezwiednie leżała na ramieniu, a klatka piersiowa delikatnie wznosiła się i opadała. Wstał z fotela, odkładając swój kubek. Nawet nie wypił kawy, błądząc we własnym umyśle. Nie wiedział, ile tak siedział, kompletnie nie zwracając uwagi na dziewczynę. Naczynie było zimne, co mogło oznaczać, że zasiedział się na pewno dłużej niż pół godziny. Odesłał go do kuchni, bez pośpiechu podchodząc do Granger. Delikatnie chwycił za pusty kubek. Poczuł niewielki opór, więc ostrożnie dotknął jej dłoni, poluźniając uścisk. Niespodziewanie wzdłuż kręgosłupa przeszedł zimny dreszcz, sprawiając, że poczuł się tak, jak niegdyś. Przymknął powieki, dusząc w sobie to piekielne uczucie. Obiecał sobie już wcześniej, że nie może pozwolić, aby głęboko skrywane emocje wydostały się na powierzchnię. Z dziwnym i nieopisanym oporem powstał, robiąc krok w tył. Pierwszy raz poczuł się tak zagubiony, że przez moment miał zamiar zbudzić Granger i dać jej ostrą reprymendę, że działała na niego tak, jak nie powinna. Jedynie, na co było go stać to chwycenie za koc i okrycie nim śpiącej dziewczyny.
Zrobił jeden, potem drugi krok oddalając się do swojego gabinetu. Gdyby tylko obrócił się na moment, zanim rozpłynął się w ciemności, mógłby dostrzec na wpół otwarte oczy Granger, kompletnie nieświadomej ile zamieszania zrobiła w zwykle poukładanym i roztropnym mężczyźnie, jakim był profesor Snape.
***
Gabinet Mistrza Eliksirów wyglądał, jakby przeszła po nim wichura. Na biurku leżały otwarte księgi, zwoje zapisanych pergaminów walały się po biurku i na podłodze. Pochodnie i jarzące się świece tylko podkreślały bałagan, jaki panował w zwykle schludnym i uporządkowanym gabinecie. Puste kubki po kawie również się tam znalazły i nie tylko one. Pomiędzy otwartymi księgami kryła się szklaneczka z ognistą whisky.
Profesor Snape siedział w swoim fotelu, trzymając w dłoni jeden z zapisanych pergaminów. Obok schludnego pisma, mieniła się plama po rozlanej kawie. Siedział tak bezczynnie od godziny, nie będąc w stanie się ruszyć. Powinien zrobić cokolwiek, a to wiązało się, ze stanięciem oko w oko z nieświadomą niczego Granger.
– Cholera – niemal krzyknął, zrzucając z biurka wszystkie księgi. Oparł się dłońmi o blat, oddychając ciężko. Nie przejął się potłuczonym szkłem, ani świecą, która rozlała wosk na księgi i pergaminy. To nie miało znaczenia.
Zostawiając śpiącą Granger, wziął się do pracy. Szło mu to szybko i niezwykle sprawnie. Był w błędzie, sądząc, że znajdzie jakąkolwiek wskazówkę tylko w jednej księdze. Wszystko zaczęło układać się w całość, gdy miał przed sobą otwarte wszystkie księgi, te z działu ksiąg zakazanych, a także te ogólnodostępne. Odnalazł wyrywkowe zdania, które złożone w całość dały mu wskazówkę, co powinien robić dalej. I także też uczynił, kończąc z tomem pochodzącym z prywatnej kolekcji. Czytał i czytał, a z każdym akapitem, czuł, jak po kręgosłupie spływa, obślizgły, zimny dreszcz.
W jednej chwili poczuł się tak wściekły, że omal nie zrujnował całego gabinetu. Odepchnął się od biurka, spoglądając na swoje dłonie. Nigdy nie przytrafił mu się atak ze strony czarnomagicznych ksiąg. Czuł pulsujące, zaczerwienione opuszki, jakby tom pragnął oparzyć tego, który tylko zechce zajrzeć do środka. Snape główkował się i dumał, dlaczego księga, która była w jego zbiorach od lat i do której zaglądał już kilkukrotnie, nagle postanowiła go zaatakować.
– To już bez znaczenia – rzucił w nicość. Było coś znacznie ważniejszego niż poparzone opuszki. Chwycił za różdżkę, unosząc ją w górę. – Chłoszczyść.
Przez chwilę panował chaos. W górę uniosły się wszystkie księgi, pergaminy i potłuczone naczynia. Krążyły i wirowały po pracowni, aby po dość mozolnej chwili ułożyć się schludnie na biurku. Księgi prezentowały się w godnym podziwu stosie, pergaminy solidnie zwinięte równo leżały obok świecy, której rozlany wosk w magiczny sposób zniknął. Stłuczona porcelana skleiła się w jedną całość, wirując na biurku. Snape przycisnął palcem brzeg szklanki, a gdy ta opadła z cichym łoskotem, kubki po kawie również spoczęły na swoim miejscu.
Wchodząc do salonu, spostrzegł Granger siedzącą na pościelonym łóżku. Nie miała na sobie piżamy, ale za to sweter i wygodne spodnie. Czytała jakiś podręcznik, który musiała spakować do jej torby panna Weasley, gdyż początkowo nie spostrzegła jego obecności. A to sprawiło, że Snape pozwolił sobie spojrzeć na nią nieco dłużej niż to konieczne. Czuł w brzuchu nieprzyjemny uścisk, a raz po raz po plecach spływał zimny dreszcz. Muszę zobaczyć się z Dumbledorem, pomyślał wówczas.
– Wstałaś, panno Granger.
– Profesorze Snape – lekko wzdrygnęła się, zadzierając głowę w górę. – Dzień dobry. Obudziłam pana? – zerknęła na wejście do jego sypialni.
– Skądże – zrobił krok naprzód. – Zapraszam do kuchni.
– Nie jestem głodna.
– Zapraszam – rzucił jej odpowiedź mimo uszu.
Kątem oka zauważył, jak nieśmiało wchodzi do kuchni. Postawił na stole szklankę i karafkę z wodą, zatrzymując na niej nieco dłuższe spojrzenie. Granger wyglądała dość blado, a jej wzrok nie był obecny, jakby pozostawiła cząstkę swojej duszy w salonie. Chrząknął, odwracając się tyłem.
Hermiona również pozwoliła sobie zerknąć na profesora. Chociaż nie trwało to dłużej niż pięć sekund, tak mogła zauważyć okropne sińce pod oczami. Miał na sobie to samo wczorajsze ubranie, włosy wyglądały jak na niego dość niechlujnie, a sam profesor emanował trudnym do zrozumienia dystansem. Przełknęła gulę w gardle, chwytając za szklankę z wodą. I być może profesor nie zdradził jej, co tak naprawdę robił przez tę noc i minione, zarywając sen, tak czuła, że odpowiedź była jasna. Nie przebywała w jego prywatnych komnatach w celach rekreacyjnych, bo tak zażyczył sobie dyrektor. Była tutaj wskutek swojego wypadku, a profesor Snape miał do wykonania zadanie, które nie tyczyło się jedynie opieki nad nią, ale również rozwiązanie dziwnej przypadłości krwawych łez.
– Co chcesz zjeść?
– Nie jestem głodna profesorze.
Snape odwrócił się, posyłając jej pytające spojrzenie. Lecz dziewczyna jedynie pokręciła głową, chwytając za szklankę z wodą. Naprawdę nie miał zamiaru się z nią kłócić, zwłaszcza teraz kiedy wniknął w szczegóły Szyszymory. Przełknął gulę w gardle, szykując eliksiry lecznicze, odkładając w umyśle przyszykowanie śniadania, na późniejszą chwilę.
Gdyby tylko odwrócił się raz jeszcze, mógłby dostrzec, jak Hermiona przydusza pod stołem dłoń do brzucha, czując ucisk i ból, jakiego nie czuła od dawna. Sączyła wodę, prosząc w duchu Merlina, aby finał tych boleśni nie okazał się taki, jaki widziała w zakamarkach umysłu.
Obserwowała go, jak zasiadł do stołu. Przez ostatnie dnie dzieliło ich krzesło, tworząc między nimi solidny mur. Teraz z niewyjaśnionych dla niej przyczyn, profesor Snape usiadł tuż obok niej, ignorując wcześniejszą regułę. Hermiona przełknęła gulę w gardle, mając go tak blisko siebie. Pozwoliła sobie bez większych skrupułów błądzić wzrokiem po jego twarzy, ramionach i dłoniach, gdy on w tym czasie rozdzielał flakoniki.
Przed oczami przeskakiwały obrazy ostatnich tygodni. Nie mogła odepchnąć od siebie wspomnienia, gdy wpadła na niego w barze, albo to, jak skradł jej pocałunek. Zastanawiała się, czy on również czasem przychylnie o niej myślał, wracając pamięcią do tamtych dni. Wodziła wzrokiem po jego włosach, bladej skórze i dłoniach, gdy...
– Profesorze Snape – wyszeptała. – Co to jest?
– Co takiego? – spojrzał na nią pytająco.
– To?
Był nieco zaskoczony gdy spostrzegł jej dłonie wędrujące w jego kierunku. Przez krótką chwilę wstrzymał powietrze, gdy Granger delikatnie chwyciła go za lewą dłoń, odwracając grzbiet do dołu. Nie dotknęła poparzonych opuszków, lecz błądziła smukłymi palcami tuż obok zaczerwienionej skóry, jakby doskonale wiedziała, że najmniejszy dotyk mógłby sprawić mu ból.
Nie potrafił wyrwać się z jej uścisku, zdając sobie sprawę, że było to naprawdę przyjemne. Subtelna chwila między nimi spowodowała szybsze bicie serca. Cóż, nie tylko u profesora Snape’a. Nie chcesz jej odepchnąć, usłyszał w głowie głos rozsądku. Był zobowiązany się z nim zgodzić. Gdyby tylko pogardził ją, okazałby się głupcem.
– To nic takiego – powiedział w końcu.
– Co się stało? Wygląda to źle – zdał sobie sprawę, że głos Granger naprawdę okazał skruchę, a to w jakiś kuriozalny dla niego sposób połechtało jego zniewolone ego. Opuszki wyglądały, jakby były w kiepskiej kondycji, małe bąbelki zaczęły pokazywać się na palcu wskazującym, lecz on nie przejął się tym ani odrobinę. Doznał o wiele gorszych wypadków czy zranień niż oparzenie dłoni. Gdyby chciał, mógłby się tego pozbyć od razu, lecz miał ważniejsze sprawy na głowie niż użalanie się nad samym sobą.
– Mały incydent.
– Proszę pozwolić sobie pomóc, opatrzę pańskie dłonie.
– Znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że to ja leczę cię, a nie ty mnie, panno Granger. Proszę zażyć eliksiry.
– Najmocniej przepraszam – zabrała swoje dłonie, karcąc się w myślach. Co ci przyszło do głowy, aby dotykać go?, zakrzyczał rozum.
Nie wiedział czego, oczekiwał po swoich słowach. Poczuł pustkę, gdy zabrała swoje ciepłe i delikatne dłonie, ale z drugiej strony uznał, to za słuszny i rozważny ruch. Kątem oka spostrzegł, jak dziewczyna zagryza wargę, biczując samą siebie za to co zrobiła. A on wcale nie chciał, aby tak się czuła. Zdał sobie sprawę, że nie wiedział, czego tak naprawdę chciał. W jednej chwili poczuł silną potrzebę, aby objąć ją ramieniem, aby skupić wszelkie zmysły na jej cholernym truskawkowym szamponie, lecz z drugiej strony miał świadomość, że to nie może iść w złą stronę. Obiecał sobie już nie raz, że nie może pozwolić, aby głęboko skrywane emocje zawładnęły nim ponownie.
– Naprawdę muszę to przyjmować? – zapytała, gdy podsunął w jej stronę eliksiry. Nie patrzyła na niego, bojąc się tego co mogłaby ujrzeć w jego ciemnym spojrzeniu. Złość? Smutek? Odrazę? Nienawiść? – To okropnie pachnie! – skrzywiła się, zakrywając nos rękawem.
– Ostatnio jakoś nie narzekałaś.
Nie mogła się powstrzymać. Spojrzała na niego dość zaskoczona. Jak gdyby nic, przeszedł z nią na ty. Hermiona uszczypnęła się pod stołem, aby sprawdzić, czy to wszystko działo się naprawdę. Auć, to bolało!, zerknęła w dół na zaczerwienioną dłoń. Profesor Snape spojrzał w jej kierunku, unosząc lewą brew ku górze.
– Pij.
Zbliżyła flakon do nosa, krzywiąc się paskudnie. Supeł w żołądku dał o sobie znać raz jeszcze, zaciskając się boleśnie. Nie mając lepszego wyjścia, zatkała nos, wlewając całą miksturę do ust. Z niemocą przełknęła maź. Nie trwało to długo, nim poczuła, jak z dna żołądka coś zaczęło unosić się w górę. Przyłożyła dłoń do ust, wybiegając z kuchni.
Zdezorientowany profesor poderwał się od stołu. Zbliżył fiolkę do nosa, ale eliksir pachniał tak, jak powinien pachnieć, nie ukazując oznak zepsucia. Wyszedł z kuchni, podążając jej śladem. Stanął w progu, widząc, jak dziewczynę przechodzą fale okropnego kwasu. Nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji i nie był pewny, co powinien zrobić. Czy powinien ją zostawić, dając jej czas? Jeśli miałby coś zrobić, to co mógłby uczynić? Jednego był pewien, gdyby to on zamienił się z Granger miejscem na pewno nie chciał, aby ktokolwiek go oglądał w tak niedogodnym momencie. Otrząsnął się z transu, zgarniając z półki ręcznik. Zmoczył go w zimnej wodzie i odcisnął. Ukląkł za Granger, chwytając jej włosy w górę, a na karku położył chłodny ręcznik.
– Błagam… niech pan… – okropna fala przeszła przez jej ciało. – … idzie stąd.
– Wymiotuj, ja za ciebie tego nie zrobię.
– Proszę mnie… zostawić.
– Nie wyjdę stąd.
Jeszcze przez kilka minut, Granger pozbywała się kolejnych fal kwasu. W końcu oparła głowę o dłonie, mocno zaciskając powieki. Poczuła, że mężczyzna szturchnął ją subtelnie, więc niechętnie otworzyła oczy, przyjmując od niego papier. Wytarła kąciki ust, wrzucając go do muszli. Podniosła się na drżących nogach, spuszczając wodę. Nie zdawała sobie sprawy, że profesor przez ten cały czas asekurował ją, jedną dłonią mocno ściskając za talię, a drugą za łokieć. Zaprowadził ją do umywalki, a tam ochlapała całą twarz i przepłukała usta. Nieśmiało podniosła wzrok i ujrzała w odbiciu lustra profesora Snape’a, wpatrującego się w nią uważnie. Lecz ten wzrok był łagodniejszy, niż zazwyczaj.
– Teraz idziesz do łóżka.
***
Omiótł wzrokiem salon, posyłając groźne spojrzenie najmłodszej latorośli Weasleyów, siedzącej na jego kanapie. Nim zniknął w zielonych płomieniach, spojrzał uważnie na pannę Granger, która wyglądała już o wiele lepiej niż o poranku. Lekko zaróżowione policzki i minimalny, ledwo zauważalny uśmiech, który przemknął przez jej twarz, umocniły go w przekonaniu, że czuje się już dobrze. Z czystym sumieniem rzucił pod stopy proszek fiuu znikając w płomieniach.
Znalazł się po drugiej stronie kominka, maszerując do biurka dyrektora. Usiadł naprzeciw niego, strzepując z ramion popiół. Zauważał wzrok Albusa, gdy zabrudził mu drogi, perski dywan, ale nie przejął się tym ani odrobinę. Dyrektor, zamiast posłać mu reprymendę, wrzucił do ust cytrynowego dropsa. Podsunął metalową puszeczkę w stronę gościa, lecz Snape zignorował jego gest.
– To nie jest przyjacielska wizyta.
– Mój drogi, dobrych manier nigdy za wiele. Pamiętaj o tym.
Snape zmroził go spojrzeniem. Wyciągnął z kieszeni płaszcza niechlujnie zgięty pergamin. Ten sam pergamin poplamiony kawą, w który wpatrywał się o poranku. Poczuł, jak coś nieprzyjemnego opadło na dno jego żołądka.
– W moich komnatach jest panna Weasley.
– Naturalnie – odpowiedział dyrektor. – Sam poprosiłeś Minerwę, aby przekazała córce Artura, by odwiedziła pannę Granger podczas twojej nieobecności.
– Wiem, ale i tak mi się to nie podoba.
– Cóż, nie można mieć ciastka i zjeść ciastka – Snape posłał mu piorunujące spojrzenie. – Jednak nie przyszedłeś do mnie, aby dyskutować o pannie Weasley.
– Nie.
– Dowiedziałeś się czegoś?
– Rozwiązałem zagadkę.
Snape wstał od biurka, krążąc po gabinecie dyrektora. Szata powiewała za nim, jak skrzydła nietoperza, dając złudzenie, jakby odgrywał mroczną i dramatyczną rolę w spektaklu. Dyrektor nie odezwał się, ani słowem, dając mu czas na zebranie stosownych myśli. Zanim oparł się w fotelu i złożył z dłoni wieżyczkę, wrzucił do ust cytrynowego dropsa.
– Wiem, jaki eliksir muszę uwarzyć. Potrzebuję jedynie czasu, aby sporządzić miksturę. Niemniej jednak to jest najmniejszy problem.
– Więc o co chodzi Severusie?
– Nad panną Granger – zrobił pauzę, spoglądając na okno, gdzie srogie krople deszczu dudniły o szybę. – Wisi klątwa.
– Klątwa? – zapytał zdumiony. – Nikt nie słyszał o klątwie Szyszymory. – spojrzał na niego uważnie znad okularów połówek. – Co udało ci się ustalić?
– Szyszymora zwiastuje śmierć. – Albus zmrużył oczy, kiwając delikatnie głową. Każdy czarodziej, który, chociaż odrobinę wykazywał zainteresowanie nauką, wie, że Szyszymora nie tylko jest upiorem, ale magiczną istotą zwiastującą śmierć. Cóż Albus Dumbledore doskonale o tym wiedział. – Panna Granger oszukała ją, chcąc poświęcić własne życie, by uratować pana Stonera. Ta istota nie mogła pojąć intencji panny Granger, którą okazała w Zakazanym Lesie. Śmierć nie do końca przegrała swoją walkę, broni się cały czas, w dalszym ciągu żyje w dziewczynie. Szyszymora ukazała się jako krwawe łzy, ale w aktualnej sytuacji to tylko bonus do całego problemu.
– Co jeszcze udało ci się ustalić?
– Szyszymora zaatakowała dziewczynę, rzucając na nią klątwę. – przemówił beznamiętnym tonem, ciskając na biurko pomięty pergamin. – Sam spójrz. – wskazał palcem na notatki. – Zostało jej niewiele czasu, Albusie. Klątwa ją zabije.
Dyrektor zamilkł, chwytając do ręki pomięty pergamin. Wpatrywał się w niego uważnie, a żyłka na jego skroni zadrżała niebezpiecznie. Po kilku minutach, które ciągnęły się dla Snape’a w nieskończoność, odsunął od siebie papier, przenosząc spojrzenie na gościa. Snape zauważył w błękitnych tęczówkach starca nić strachu i przerażenia. Nie tylko ty się boisz, Dumbledore, przemknęło mu przez myśl.
– Wiesz, co robić, prawda?
– Trzeba pannie Granger podarować nowe życie, licząc, że to ją uratuje.
– Panna Granger uratowała życie – dumał dyrektor. – Można by myśleć, aby ona również je podarowała.
– Słucham? Ona nie może być w ciąży – oburzył się mężczyzna.
– Nie chodzi mi o ciążę – powiedział łagodnie starzec. – Być może panna Granger musi znaleźć miłość. A kiedy ją odnajdzie, klątwa minie. Szyszymora chciała zabrać jej życie. Z tego co odczytałem z twoich notatek, myślę, że w jakiś sposób panna Granger wygrała ze śmiercią. Jednakże ostateczny cios jej zada, gdy poczuje, że jest kochana. Narodzi się w niej nowe życie, a to miejmy nadzieję, zerwie z niej w pełni klątwę.
– Ma rodziców, Pottera i Weasleyów. Co w tym trudnego?
– Mam na myśli miłość kobiety i mężczyzny. To jest silniejsze uczucie niż miłość braterska, czy miłość do rodzicieli.
– I ty chcesz zmusić Granger, aby znalazła sobie chłopaka? – prychnął pod nosem, kompletnie nie wyobrażając sobie pomysłu Albusa. Nagle przed oczami pojawił się obraz, jak dziewczyna stoi na podium w Wielkiej Sali, spoglądając na liczną grupę chłopców. A potem ta sama Granger krąży między nimi, trzymając pod pachą notes, wybierając spośród tłumu tego jedynego kandydata.
– Wcale nie muszę go szukać – powiedział ostrożnie. – Już go mam. – zaciekawiony Snape uniósł brew ku górze, poprawiając się w fotelu. – Siedzi właśnie naprzeciw mnie.
– Słucham? – niemalże krzyknął. – Totalnie postradałeś już zmysły Dumbledore!
– Z moją głową wszystko jest w porządku – odpowiedział łagodnie.
– Jak to sobie wyobrażasz: ja, jako nauczyciel, mam dawać uczennicy żmudną nadzieję, że ją kocham?
Albus pokiwał głową. Przez sekundę Snape zobaczył w swoim umyśle, jak tuli Granger, jak cały ten szalony plan jednak podoba się jego skamieniałemu sercu. Przerażała go myśl, że podda się temu całkowicie, że zabłądzi we własnych emocjach. Potrząsnął prędko głową, odrzucając niedorzeczną wizję z umysłu, która powoli zaczęła rozlewać się jak żrący kwas po każdej żywej komórce organizmu. To było niestosowne. Jakbyś już nie zachowywał się przy Granger niestosownie, zaskrzeczał głos rozsądku, perfidnie podsuwając mu przed oczami wydarzenie jak sam bez większych oporów, pocałował pannę Granger. Snape czując bolesny ucisk w okolicy serca, zacisnął dłonie w piąstki.
– Właśnie tak, mój drogi. Wspomnę, że to Hermiona wyczarowała patronusa i nakazała mu, aby tobie przekazał wiadomość, gdzie się znajduje. Ty po nią poszedłeś i ją stamtąd zabrałeś. To ty zniszczysz klątwę panny Granger, a kiedy to nastąpi...
– Mam z nią zerwać, niczego nie wyjaśniając?
– Tak będzie najrozsądniej. Nie pytam się, czy się zgadzasz, czy nie. To jest rozkaz. Masz uratować pannie Granger życie. W międzyczasie uwarz eliksir na jej łzy, aby myślała, że to już koniec. Severusie to jest jedyne wyjście. – westchnął cicho.
– I co, to wszystko? – warknął przez zęby. – Wyrażasz w pełni swoją akceptację na romans z uczennicą? – prychnął.
– Pełnoletnią uczennicą.
– To nie zmienia faktu, Dumbledore. Tak się po prostu nie robi – spojrzał na swoje poparzone opuszki, mając w głowie totalny chaos. – Ostatnio była w związku z Finniganem. Nie sądzę, aby miała jakiś problem, ponownie będąc z nim w relacji. Jakoś się ich zeswata… – rzucił.
– Tu nie chodzi o zeswatanie. Tu nie chodzi o panna Finnigana, Severusie. Sam nie rozumiem tej klątwy, nie wiem, czego chciała dokonać Szyszymora, jakie miała intencje, czy mogłoby spotkać pannę Granger coś gorszego niż śmierć. Aczkolwiek jestem pewien jednego, panna Granger okazała w Zakazanym Lesie niezwykłą odwagę i zdrowy rozsądek. Igrała z własnym, cennym życiem, aby tylko uratować panna Stonera. To jest ogromne poświęcenie mój drogi. Teraz musi jej pomóc ktoś, kto równie jest odważny i dzielny, ktoś, kto równo stąpa po ziemi.
– I w dalszym ciągu mam to być ja?
– Tak.
– Nie pomyślałeś chociaż przez chwilę, że panna Granger może nie poczuć miłości? Może czuć odrazę do mojej osoby? Wstręt?
– Nie doceniasz siebie mój drogi.
– Dumbledore błagam cię, to jest niemoralne. Panna Granger nigdy nie spojrzałaby przychylnie w moją stronę. Marnujemy tylko czas – rzucił przez zęby. – Znajdź jakiegoś chłopaka w jej wieku. Oczytanego, elokwentnego, mającego zamiłowanie do książek, a uwierz mi, Granger w mgnieniu oka się zakocha – machnął ostro ręką. – Zresztą może ja nie chcę tego robić? Nie pomyślałeś chociaż przez chwilę, co ja mogę czuć w tym wszystkim?
Niemal wypluł z siebie wszystkie słowa, siląc się na gorzki i pozbawiony iskierek ciepła ton. Chociaż maska, którą cały czas nosił, idealnie skrywała jego prawdziwe emocje. W dalszym ciągu miał nadzieje, że Albus zrezygnuje ze swojego niedorzecznego pomysłu. Nagle i niespodziewanie, Snape uświadomił sobie, że pragnie, aby niebiosa dały mu jasny znak, że samo bycie zakochanym w dziewczynie i maskowanie uczuć, które tliły się w nim przez ostatnie tygodnie, były czymś, czego powinien wyrzec się już dawno. Snape podchodził do tego moralne, pragnąc się usprawiedliwić sam przed sobą, że to, co uczynił, było błędem, godnym największego potępienia. Potarł nasadę nosa, wypuszczając cicho powietrze. Naprawdę sądził, że cała Granger w magiczny sposób zniknie z jego pogmatwanego umysłu, a on poczuje spokój, dając jej możliwość pokochania kogoś odpowiedniego.
– To w dalszym ciągu jest moja uczennica. Tak, wiem, Granger jest pełnoletnia, ale bez ustanku dzieli nas spora różnica wieku.
– W magicznym świecie ta różnica jest znikoma aniżeli w świecie mugoli.
– Ty tak na poważnie?
– Nie zmienię swojego zdania. Nie mogę.
– Na Merlina, Dumbledore – Snape miał wrażenie, jakby Granger w tym wszystkim miała być jedynie marionetką. Ścisnął dłonie w piąstki, patrząc hardo w oczy dyrektora. – Zainsynuowałeś wcześniej, że dziewczyna ma podarować nowe życie. Idźmy dalej twoim tokiem rozumowania. Granger ma się zakochać, ale biorąc pod uwagę twoją sugestię, to ona musi w pełni poczuć miłość. A ja mam w tym wszystkim pomóc jej… – urwał na chwilę, zbierając myśli. – … rozkochać ją w sobie? Sprawić, aby patrzyła na mnie tak, jak nie powinna?
– W rzeczy samej. Nie myśl, że czuję się z tym dobrze. Granie na emocjach, na miłości jest czymś… nieetycznym, czymś niewybaczalnym.
Dumbledore wstał od biurka, krążąc po gabinecie. Snape usłyszał w głosie dyrektora coś, czego nie odnotował wcześniej, przez te wszystkie lata ich znajomości. Trudno było mu ocenić, czy Albus robił właśnie przed sobą rachunek sumienia, czy uznał to za dogodny moment na okazanie chwili słabości. Profesorowi przemknęło przez myśl, że Dumbledore nie brzmiał już jak rygorystyczny dyrektor wydający rozkazy, a skrzywdzony człowiek, chłostający się za własną przeszłość.
Nagle spojrzał w stronę Severusa i otworzył usta, aby coś powiedzieć. Niestety prędko zamknął je, potrząsając głową. Coś, z czym dyrektor chciał się podzielić, nie potrafiło przejść mu przez gardło, a Dumbledore'a w takim stanie, profesor Snape widział po raz pierwszy.
Ciemnowłosy zacisnął dłonie w piąstki, biorąc spokojny wdech. Pogubił się już, w jakim kierunku miało iść to spotkanie. Od omówienia klątwy, przeszli przez jedyny i szaleńczy plan, kończąc na dziwnym zachowaniu dyrektora. Snape całkowicie zabłądził, a to potęgowało w nim irytację. Chrząknął, przywołując dyrektora do porządku. Albus zachowując pozory, ponownie zasiadł w fotelu, składając z dłoni wieżyczkę.
– Nie zastanawia cię, dlaczego panna Granger wysłała patronusa do ciebie?
– Nie myślałem nad tym – przyznał całkiem poważnie.
– Czy to nie jest intrygujące, że nie posłała patronusa do profesor McGonagall, bądź swoich przyjaciół?
– Skąd ja mam o tym wiedzieć?
– Tak myślę Severusie, że panna Granger ceni cię jako wykładowcę i człowieka, że widzi w tobie kogoś z ogromną wiedzą, a jak wiemy panna Granger, lubuje się w oczytaniu.
– I dlatego wysłała patronusa do mnie, bo nauczam eliksirów i nie znoszę lenistwa oraz braku poszanowania do nauki?
Dyrektor wzruszył jedynie ramionami. Chwycił za puszeczkę, wrzucając do ust cytrynowego dropsa. Snape wypuścił ciężko powietrze, pragnąc wydostać się z tego przeklętego gabinetu.
– Ktoś jeszcze będzie o tym wiedzieć? Powiadomisz Minerwę?
– Nie, nie – pokręcił głową. – Nawet Minerwa nie może się dowiedzieć. Musimy załatwić to szybko, aby czym prędzej zerwać z niej klątwę.
– Coś jeszcze ode mnie potrzebujesz?
– Severusie czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć? – dyrektor zerknął na niego spod okularów połówek. Snape miał dziwne wrażenie, jakby dyrektor wiedział w jakiś dziwny i kuriozalny sposób o Granger i o tym, jak wyglądały ostatnie miesiące ich relacji na poziomie profesor — uczennica. Czując parszywy ścisk w żołądku, ustawił bariery w swoim umyśle, patrząc hardo w oczy dyrektora.
– Niczego nie ma – odpowiedział bez namysłu. Powstał z fotela, zmierzając ku wyjściu. Przełknął gulę w gardle, widząc siebie, jak za kwadrans będzie siedzieć w gospodzie Pod Świńskim Łbem, pochylając się nad szklaneczką z ognistą whisky.
***
Hermiona poprawiła koc posyłając w stronę profesora Snape’a ukradkowe spojrzenie. Pozwolił jej i Ginny spędzić razem kilka godzin w jego komnatach. Oczywiście, zanim zniknął dał pełen wykład co Ginny mogła dotknąć, a czego nie. Jednak rudowłosą nie interesowały kwatery czarodzieja. Ważniejsza była dla niej przyjaciółka, której nie widziała od kilku dni. Spędziły na kanapie w salonie kilka godzin, wcinając ciastka, popijając sokiem dyniowym. A taka beztroska i niewinna chwila była Hermionie niezwykle potrzebna.
Ginny przekazała pozdrowienia od oburzonego Harry’ego i Rona, którzy nie zostali zaproszeni, aby dotrzymać Hermionie towarzystwa. Gdyby tylko profesor Snape miałby to uczynić, zapewne wygoniłby całą czwórkę do Skrzydła Szpitalnego, nie pozwalając, aby dodatkowe osoby panoszyły się w jego kwaterach.
Wraz z Ginny wymieniły się plotkami oraz najnowszymi wydarzeniami, które toczyły się poza murami lochów. Hermiona poczuła lekką tęsknotę za zajęciami i spotkaniem z przyjaciółmi. Aczkolwiek z drugiej strony przebywanie w kwaterach profesora było naprawdę znośne. Początkowo obawiała się, że mężczyzna będzie uprzykrzać jej życie, pokazując jej na każdym kroku, że jest niemile widzianym gościem. Zaskoczyło ją to, że mężczyzna zachowywał się wobec niej naprawdę w porządku, nie rzucając kąśliwych, ani niemiłych uwag. A to w przypadku profesora Snape’a było niezwykłym wydarzeniem.
Odesłał machnięciem różdżki stos pergaminów, przysuwając do siebie kolejną porcję testów. Odkąd sprawował opiekę nad Hermioną zajęcia z eliksirów były przeprowadzane z innymi nauczycielami, którzy według notatek profesora Snape’a przeprowadzali teoretyczną część zajęć. Dodatkowo robili testy, podsumowując dotychczas zdobytą wiedzę. Hermiona dowiedziała się od Ginny, że z braku obecności profesora na każdej lekcji zmuszeni są napisać krótki test. Ani Ginny, ani pozostałym uczniom nie przypadło to do gustu. Hermiona zwędziła brwi zastanawiając się kiedy profesor Snape znajdował czas pomiędzy opieką nad nią a sprawdzaniem stosów pergaminów. Przeleciało jej przez myśl, że być może profesor Snape skrywa tajemniczą półkę, w której trzyma gotowe testy i egzaminy na sytuację takie jak ta.
– Również podejdę do testu profesorze?
– Zobaczymy – rzucił, nie podnosząc głowy znad pergaminów.
Cóż to była godna podziwu konwersacja. Hermiona odnotowała w pamięci, że gdy profesor Snape wrócił po kilku godzinach nieobecności, przemoczony od deszczu, mogła wyczuć od niego alkohol. Oczywiście nie był pijany, nie chwiał się na nogach, lecz jego wzrok z niewyjaśnionych dla niej przyczyn unikał jej osoby. Komunikował się z nią zaledwie kilka razy, pytając, jak się czuje i czy jest głodna. Lecz gdy Hermiona chciała pociągnąć rozmowę, ignorował ją, a zdarzyło się to pierwszy raz, odkąd przebywała w jego komnatach.
Postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę na komunikację z profesorem. Była zaledwie godzina dziewiętnasta. Jeśli rozmowa nie będzie się kleić, odpuści, idąc po prostu spać. Wstała z kanapy i minęła go bez słowa. Wróciła po kilkunastu minutach z kuchni, dzierżąc w dłoni dwa parujące kubki. Ostrożnie, aby nie rozlać gorącego płynu podeszła do mężczyzny.
– Profesorze Snape, pomyślałam, że może chciałby się pan napić kawy – powiedziała, siląc się na spokojny ton.
– Ty nie pijesz? – odpowiedział, nie podnosząc głowy.
– Piję. Zaparzyłam herbatę dla siebie.
– Postaw na stoliku, zaraz przyjdę.
– Och – Hermiona rozejrzała się wokół. W salonie był tylko jeden stolik, na którym właśnie pracował mężczyzna. – Proszę mi wybaczyć, ale zajmuję pan… stolik.
Snape jakby otrząsnął się z transu, podnosząc głowę. Spojrzał na stolik, rzucając pod nosem faktycznie. Machnięciem różdżki odesłał pergaminy. Chwycił stół i dźwignął go w górę, stawiając tuż obok kanapy. Odwrócił się na pięcie i spojrzał na Hermionę.
– Wezmę.
Przejął od niej dwa parujące kubki, kładąc je na blat. Hermiona lekko zaskoczona, kiwnęła zaledwie głową, zajmując miejsce na sofie. Profesor zasiadł w fotelu, składając z dłoni wieżyczkę na brzuchu. Przymknął powieki, a jego klatka piersiowa delikatnie wznosiła się w górę i opadała. Hermiona zawiesiła na nim spojrzenie, delektując się tym spokojnym i harmonijnym widokiem. Podkuliła kolana i oparła głowę o zagłówek, pozwalając rozbieganym myślą wirować.
Profesor Snape wcale nie spał, ani nie przeszedł w stan letargu. Cały czas słyszał we własnym umyśle słowa wypowiedziane w gabinecie dyrektora. Wyrażasz w pełni swoją akceptację na romans z uczennicą?, zapytał wówczas. Pełnoletnią uczennicą, odpowiedział Dumbledore. Bił się w swoich myślach, nie wiedząc, co powinien czynić. Wiedział, że nie mógł zrezygnować z zadania, wiedział również, że Granger nie była dla niego obojętna. A to cholernie utrudniało zadanie. Jednak doszukiwał się w wypowiedzi Dumbledore’a , potwierdzenia słów, że może zbliżyć się do Granger, że może się w niej… zadurzyć. Próbujesz usprawiedliwić samego siebie?, usłyszał głos rozsądku.
Spędził trzy godziny w gospodzie Pod Świńskim Łbem, pochylając się nad szklaneczką z ognistą whisky. Był jednym z niewielu klientów lokalu Aberfortha. W rogu siedziała sędziwa czarownica wykładająca karty tarota do własnego odbicia w popękanym lustrze. Inny natomiast jegomość pochylał się nad kuflem piwa, zachowując się tak, jakby już dawno postradał wszelkie zmysły w dziwny i niekontrolowany sposób wymachując rękami oraz chichocząc pod nosem do samego siebie. Pozostałym trzem klientom Snape już nie poświęcił swojej uwagi. Wpatrywał się w taflę złotego płynu, oddychając ciężko.
Pokręcił głową, biorąc spory łyk. Ognista whisky paliła niemiłosiernie w gardło, lecz to jemu nie przeszkadzało. Lubił ten stan. Wkopałeś się Snape, powiedział do samego siebie. Tworzył schematy i wykresy w swoim umyśle, próbując założyć, ile pozostało czasu Granger. Na samą myśl kobiety o kasztanowych włosach, która niczego sobie siedziała w jego komnatach, coś niebezpiecznie ścisnęło go w okolicy serca. Nagle poczuł rosnącą w nim złość, która wypełniała każdą żywą komórkę. Skąd się wzięła w Zakazanym Lesie Szyszymora? Nikt nie wiedział tej istoty od wielu lat. A Kuguchar? Można było je spotkać, ale nigdy nie widziano ich w rejonach Hogwartu. Snape nie rozumiał tego, a to wzbudzało w nim jeszcze większą frustrację. Uznał to za zwykły zbieg okoliczności, bo innego racjonalnego wytłumaczenia nie miał. Chociaż gdzieś w głębi siebie czuł, że to nie było takie proste, jakby mogło się wydawać.
Zadrżał, uzmysławiając sobie, że do stolika dosiadła się Granger. Nie miała na sobie ciepłego swetra, ani wygodnych spodni. Ubrana była natomiast w białą, zwiewną sukienkę, która o tej porze roku nie była za dobrym pomysłem. Chciał chwycić za swój płaszcz, aby zarzucić na jej ramiona, gdy ona chwyciła za jego szklaneczkę, upijając łyk. Snape zmrużył oczy, opadając na stołek.
– Teraz zamierzasz tak siedzieć i użalać się nad sobą? – usłyszał jej głos.
– Słucham?
– Będziesz teraz godzinami analizować co zrobić i co począć. A wiesz co? – Snape uniósł brew ku górze. Zwracała się do niego na ty, a to naprawdę go zaintrygowało. – Za dużo do zrobienia nie masz. Musisz mnie tylko uratować.
– Jak?
– Wiesz jak – dotknęła jego dłoni. Jej aksamitna skóra okazała się lodowata, jakby Granger przesiedziała pod wodami oceanu co najmniej kwadrans. – Nie mam za wiele czasu.
– Ja wciąż nie rozumiem…
– Cóż to całkiem proste. – wzruszyła ramionami. – Muszę się w tobie zakochać, ale chyba z tym nie będzie problemu.
Snape otworzył usta, ale wydostała się jedynie bańka powietrza. Granger już się nie uśmiechała. Jej włosy zaczęły ociekać wodą, biała suknia również wyglądała na przemoczoną, a różowe usta przybrały fioletowy odcień. Snape zadrżał, wyczuwając na nosie zimną kroplę. Uniósł głowę w górę, dostrzegając, że z sufitu knajpy zaczęły spadać krople, a namoczone drewniane belki chrupały niebezpiecznie. Usłyszał chlust i spojrzał pod stół. Woda, która wzięła się nie wiadomo skąd, sięgała mu do kostek. Zadrżał, rozglądając się wokół. Nie było Aberfortha, ani dziwnej czarownicy, czy jegomościa rozmawiającego do samego siebie. Był tylko on, zalany lokal i Granger, wyglądająca jak…
– Topielec – wyszeptał, czując, jak przerażenie ściska go za serce.
Chciał złapać ją za dłoń, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, lecz dłoń Granger była skamieniała i lodowata. Spojrzał na twarz, a oczy, które jeszcze niedawno się w niego wpatrywały, były martwe. Nieoczekiwanie usłyszał, jak ktoś przedziera się przez wodę. Dziwny jegomość, który wziął się nie wiadomo skąd, dreptał w wodzie po kolana, uważnie się w niego wpatrując. Dotarłszy, rzucił jedynie przelotne spojrzenie na dziewczynę. Położył dłoń na ramieniu Snape’a i pochylił się ku niemu. Severus wyczuł alkohol zmieszany z jakimś jedzeniem, którego odór wydostający się z ust czarodzieja, był nieznośny. Nie ma czasu, wyszeptał nieznajomy.
Próbując odepchnąć go od siebie, poczuł jak jego dłonie, wtapiają się w ciało mężczyzny, jakby był co najmniej miękką poduszką. Siedzący chwilę wcześniej jegomość nie mógł być duchem, ani zjawą, musiał być człowiekiem, co najmniej obłąkanym, ale żywym człowiekiem z krwi i kości. Snape czym prędzej zabrał swe dłonie. Jegomość spojrzał na swój brzuch i jedynie wygładził materiał szaty, odchodząc. Totalnie zdezorientowany Snape, chciał za nim krzyknąć, przywołać go, gdy ten niespodziewanie sam się odwrócił, a jego usta ułożyły się w trzy słowa. Nie ma czasu.
Powstał od stolika. Woda sięgała już do połowy ud. Chwytając martwą Granger w ramiona, poczuł, jakby niewidzialna siła zassała go przez ciemną otchłań. Zadrżał, lądując na twardym stołku. Nie było przed nim Granger. Nie było wody, ani przeciekającego stropu. Był za to stary jegomość, który w dalszym ciągu szeptał coś pod nosem. Snape odwrócił się za siebie, spoglądając na bar. Aberforth nie zwrócił na niego uwagi, polerując szkło.
Snape chwycił za szklaneczkę, wypijając całą zawartość. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem, pomyślał wówczas przerażony. Wstał od stolika, pragnąc znaleźć się daleko od piekielnego baru Aberfortha.
Snape odepchnął od siebie wspomnienie wizyty w barze, która w dalszym ciągu powodowała nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Obrócił się w lewo i przyłapał Granger, jak wpatrywała się niego. Na swoje szczęście Granger nie wyglądała na topielca, ani inną formę śmierci. Była żywa, ciepła i uśmiechnięta. Kąciki ust dziewczyny niewinnie unosiły się w górę. Wtedy Snape poczuł, że coś nieprzyjemnego opadło na dno żołądka. Czym prędzej odepchnął ze swojego umysłu słowa jegomościa: nie ma czasu.
– Profesorze Snape, zastanawiam się nad czymś.
– Nad czym? – chrząknął, pozbywając się sprzed oczu widoku starca.
– Zdałam sobie sprawę, że nie wiem, jak znalazłam się w szkole. Kto mnie wyniósł z Zakazanego Lasu? – przekrzywiła głowę w bok. – Wie pan może?
– Tak się składa, że wiem.
– Och – zassała powietrze. – Kto to był? Muszę mu koniecznie podziękować.
– Nie widzę takiej potrzeby – Hermiona zdziwiła się na jego słowa, unosząc lekko brew ku górze.
– Profesorze Snape, proszę mi wybaczyć, ale pan chyba nie rozumie. Ja muszę się dowiedzieć, kto wyciągnął mnie z Zakazanego Lasu.
– Ja.
– Słucham? – raptownie wyprostowała barki.
– Ja ciebie stamtąd zabrałem.
– Och… ja… ja nie zdawałam sobie z tego sprawy – wyznała całkiem szczerze. – Dziękuję – powiedziała niemal szeptem, czując, jak policzki oblewa ognisty rumieniec.
– Twój patronus przemówił do mnie, a nie do profesor McGonagall czy Pottera. Dlaczego? – podjął rozmowę kilka minut później, wracając pamięcią do momentu, kiedy Albus mu to uświadomił.
– Naprawdę? – zapytała zdumiona, nie zdając sobie z tego sprawy.
– Tak, naprawdę – odparł krótko, upijając kawę.
– Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało.
– Doprawdy? – jego niski głos, sprawił, że wzdłuż kręgosłupa przeszedł zimny dreszcz. – Kto jak kto, ale ty nie umiesz kłamać. Co się stało, kiedy wyczarowałaś patronusa?
– Nic – zagryzła wargę niemal do krwi.
– Kłamiesz.
– Nie kłamie, tylko uważam, że to nie ma znaczenia.
– Powiedz, o czym myślałaś wyczarowując patronusa?
– Ja…
– Tak?
– Och… ja pomyślałam o… pomyślałamoprofesorze – bąknęła.
– Powtórz, bo chyba nie zrozumiałem.
– Pomyślałam o panu profesorze.
No widzisz, Snape?, usłyszał nieznośny głos rozsądku. Sama ułatwia ci zadanie, dodał. A całkowicie zmieszany i niemalże zawstydzony Snape odwrócił wzrok. Hermiona musiała to dostrzec, bo przez ułamek sekundy, delikatnie, niemalże o milimetr żyłka na jego skroni zadrżała. Uśmiechnęła się pod nosem, chwytając za kubek z herbatą.
– Trzymaj.
Kwadrans później, Hermiona spojrzała w stronę mężczyzny. Ostatnie kilkanaście minut przesiedzieli w grobowej ciszy. Żadne z nich nie było na tyle zuchwałe, aby spojrzeć na drugiego, a co dopiero pociągnąć dalej rozmowę. Chociaż Hermiona przez cały czas męczyła swój umysł, odtwarzając na nowo i na nowo obraz mężczyzny, siedzącego obok w fotelu.
– Trzymaj – powtórzył lekko znudzonym tonem.
Wystawił w jej kierunku zwinięty rulon, a taki sam dostrzegła na jego kolanach. Chwyciła więc za niego, spoglądając zaciekawiona na poranne wydanie Proroka Codziennego.
– W końcu płacisz za prenumeratę tego… – chrząknął, rozwijając własne wydanie. – Szmatławca.
– Sam pan go czyta – spostrzegła.
– Czasem człowiek musi się… odprężyć – odrzekł, chowając twarz za gazetą. – Zagłębiając się w tandetny artykuł Rity Skeeter, wszystko wokół wydaje się prozaiczne – dodał półgębkiem, kończąc rozmowę.
Świetny rozdział, warto było poczekać:) Nie będę się rozpisywać bo wyjdzie komentarz długości twojej notki :D
OdpowiedzUsuńHio, hio ^^ Jazz nie ma nic przeciwko, długaśnym komentarzom ;)
UsuńStrasznie się cieszę, że Ci się podobało *.* pomimo długiej prawie miesięcznej różnicy miedzy 35 a 36 rozdziałem. Dziękuję ;**
Jazz ♥
LUDZIE, LUDZIE. HEJTY DO MNIE, BO JESTEM ZBYT LENIWA, BY RUSZYĆ DUPĘ I ZBETOWAĆ ROZDZIAŁ. TO MOJA WINA!! DO MNIE ZAŻALENIA!
OdpowiedzUsuńno. i ten tego.. na początku coś, do czego tak bardzo chcę nawiązać.. jak pięknie opisałaś wredote Dropsa! ta manipulacja - majstersztyk. tylko zdziadziały dropsiarz jest do tego zdolny! czo go obchodzą uczucia Seva i Hermy.. ona ma przeżyć, a to, że jej pęknie serce to nie jego broszka.. le grr. nienawidzę go jeszcze bardziej - nie żebym go kiedykolwiek lubiła (zwyrodnialec ze mnie, czo nie :3) - i chwała Ci za to, o wielka i potężna Jazz... która znów myśli, że coś spieprzyła, a tak, kurczę, nie jest! rzalee. ale rozumiem. zawsze będziemy mieć zastrzeżenia do własnych rozdziałów - to jest wrodzone i każdy tak ma XD.
Herma.. tak się poniżyć przy Bogu Seksu? no wiesz ty czo.. wstydź się XD. Ty, no już prawie jej współczuję... albo nie, wydawało mi się.
Jazzku, Jazzku, Jazzku. Ty mnie z dnia na dzień zaskakujesz! mam nadzieję, że to o robieniu jej dziecka było na serio, bo jak nie, to wiesz.. znajdę Cię XD. hohoho, będą się tentegesić, kurczę oby <3.
co by tu jeszcze... albo i tak wiesz, że mi się wszystko podobało. czytałam kilkanaście razy (najczęściej w szkole, ale jakbyś spotkała gdzieś moich nauczycieli, to ćśś...) i dochodzę do niektórych momentów i wciągam głośno powieCZe (pozdrawiam panią od chemii <3), bo ta akcja to aż dech zapiera. serialnie, nie spodziewałam się tej klątwy. skubana Jazz.. :D
dobrze, dobrze. taki słodki spamson <3. jeszcze raz przepraszam, że tak późno, ale wiesz... CZecia (pozdrawiam panią od matmy <3) klasa to... fuj ;x. w każdym bądź razie rozdział jest jak miód na me skołatane serce!
pozdrawiam i ściskam i kocham i całuję i (nie obmacuję... niee.. nie dam się tym razem złapać) gratuluję wspaniałego rozdziały, moje ty słońce <3.
Ehm... LUDZIE WY NIE SŁUCHAJCIE MOJEJ BETY! TO NIE JEJ WINA! ONA SIĘ NIE ZNA I TYLE ;P
UsuńMerlinie... O.o Muszę na poważnie brać Twoje słowa, z naszych rozmów na GG. Jak mówiłam, że będzie o starym Dropsie, tak było... :D Hio, hio... Jazz zły i okrutny (jakby to była nowość) przez moje przemyślenia Albus w Twoich oczach... I kurde nie mam co dać xd No, ale , że dzięki mnie bardziej go nienawidzisz haha :D
Wiesz doskonale, że od nadmiaru słodyczy się rozpływam *.* A ty kurczę tak mi na słodziłaś och... ;** Ja zostanę i tak przy swoim, że to co miałam zrobić dobrze to spieprzyłam jak zawsze. Cała Jazz :_:
Taa... dzieci xd A ten, oj no zobaczysz co tam wykombinuje :D Mój blog, na Twoich lekcjach? Yeah...! Spełnienie moich marzeń :D Ajć... jaka szkoła? O.o Ja o niczym nie wiem xd
Dziękuję Ci skarbie, za wiele ciepłych słów, o których tylko myślę rano na brr... zimnym przystanku robi mi się troszkę cieplej ;** Dziękuję!
Ej, ty tam! Chodź tu do mnie i żądam abyś stała nieruchomo, bo się na Ciebie rzucę z rozbiegu *.* Tak, tak też Cię kocham :3
No, czo ta Dżaz, taka zajebista. ;_;
OdpowiedzUsuń♥
Brałabym tą jego czarną pelerynę. :D Ojć.. Troskliwy Severus, to dopiero coś! ;3 Podoba mi się to określenie o długich palcach, których pozazdrościłby mu każdy mugolski pianista. :D Seksowna Granger XDD
Cholera to świetne podsumowanie :3
O.O CO? XD Głaskał ją po plecach, jebłam! :D
Pewnie drugą końcówkę Wymiotki xd
'Uparta jesteś. A teraz do łóżka' - hehehh, bez skojarzeń! XD
Boże, serio Snape był troskliwy! Nie, no na brodę Merlina! ♥
Cytrynowy drops *-*
Hah, woli ją od Pottera, to już jest coś. :D
Eeee....... dokończę czytać i komentować rozdział jutro, bo nie mogę teraz.. Sorry, wiem że głupie, ale dokończę jutro! :D
Hermiona musiała się czuć bardzo źle wyglądając niezbyt inteligentnie, za to dla Sevcia musiał to być wspaniały widok! ;D
UsuńNo a ten stary nietoperz musi być taki 'nieosiągalny'. Wrrrr..... -,-
'Masując jej ciało' 'Zerkał' 'Nosek' - banan mam na twarzy! XD ♥
Ejj, to było fajne, już wiemy po czo ta szyszymora! :D
Gratuluję, kochana! Zasłużyłaś ♥
Całuję ♥
Hue, hue... Jazz czuje się fejmys *.*
UsuńSeksowny Mistrz Eliksirów <3 Hehe... xd Ja pisząc to nie miałam skojarzeń... a ty? Haha... zboczuszku ty mój ;** Szczerze kurde nie mam pojęcia jak zrobiłam takiego słodkiego-opiekuńczego Snape'a? Merlinie, co ten Jazz narobił xd Jebłam normalnie! Teraz czytając co napisałaś a mianowicie "Masując jej ciało' 'Zerkał' 'Nosek" ... czy tylko ja mam takie ehm... mocne skojarzenia? xd Szyszymora na wszystko jest dobra! Yeah! :D
Zawszę leżę na dywanie czytając Twoje zajebiste komentarze. Kocham je! <3
Jejka... skarbie bardzo dziękuję ;**
Jazz ♥
Bardzo fajny rozdział !! Doskonale cie rozumiem ja tez ma teraz strasznie mało czsu i tylko cudem dodaje nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńWeny
Jane
Ja mam czas by tylko w weekendy pisać i komentować. Grr...! Zła szkoła :_:
UsuńDziękuję Ci skarbie bardzo ;**
Jazz ♥
Wspaniały rozdział!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥
UsuńOMG... rozdział przeczytałam wczoraj ale dopiero teraz mam czas na komentarz.
OdpowiedzUsuńŚwietny. . Nie, to za malo powiedziane. Jest superaśny.. Hermiona ma mieć dziecko z Severusem...
Uwielbiam cię Jazz... teraz znowu nie będę mogła się na niczym skupić bo wciąż będę czekać na nowy rozdział.
Piszesz jak zawodowiec. Majstersztyk....
Pozdrawiam Paulina:-*
Ehm... no nie wiadomo czy dziecko będzie xd Na razie musi ją w sobie rozkochać aby Hermiona przeżyła ;3
UsuńAż tak działam? Jejka... co ja robię z ludźmi? ^^ Spokojnie wytrzymasz do któregoś tam października :)
Dziękuję Ci bardzo skarbie! ;** Słowa, że ja zawodowiec tak na mnie zadziałały, że zrobiło mi się tak słodko. Dziękuję jeszcze raz *.*
Jazz ♥
Nareszcie! ^^ Mam na ciebie focha... nie dałaś mi przeczytać go wcześniej! Jak mogłaś okrutna gwałcicielko dzieci w lesie :___: Taki cudny, a mogłam go zobaczyć dopiero dzisiaj :_:
OdpowiedzUsuńKochana, cudooooowny rozdział <3 Nareszcie dowiedziałam się o łzach! Hermiona może umrzeć... a Snape rozkochać! Uhuhuhu ^^ Bedzie się działo ^^
Wiesz... gdy czytałam opis picia kawy przez Snape widziałam ciebie xD Jakoś tak xD No już mogłam sobię wyobrazić twoją minę, gdy natrafiasz na fusy ^^ BUAHAHAHAH :D
Słodki Snape *.* Przytrzymał jej włosy gdy rzygała :D Ach jak zepsułam to brzmienie :D NO po prostu och i ach! *.* Jeszcze jak padła, jakby bez życia *.* Kude no xD
Scena w gabinecie... świetna! :D Tak jak chciałaś buchały emocje *.* Szkoda że najpierw ją musi rozkochać i "porzucić" *taa bo uwierzę żę to się stanie* xD, ale sądzę że bardzo dobrze to rozegrasz :]
Ech... no nie wiem co pisać... Moje kochane określenie *księżniczka Gryffindoru* się pojawiło! Jest moooooc! ^^
Pozdrawiam i życzę weny weny weny i jeszcze raz weny! :*
Buziaki BellatriX <3
Hah... ;3 I tak bym Ci go nie dała w życiu przeczytać xd Nie złamiesz mnie xd
UsuńOj masz rację. Będzie się działo ^^ Chciałam powiedzieć 'będą cycki, będzie pompa' ale do rozdziału to nie pasuje ;p
Ej! Ja nie mam wcale takiej miny jak natrafię na fusy :_: Po prostu... oj. Dobra... nie wkopuje się już bardziej xd Taa... za późno Jazz :D
Tylko jeśli nie udam mi się tego wszystkiego rozegrać jak chcę i planuję... to chyba coś sobie zrobię :_:
Dziękuję Ci skarbie ty moje, za cudooowny komentarz *.* Mrr...
Jazz ♥
Świetny rozdział! Ciekawe jak Snape podejdzie do swojego zadania?... Z całym sercem, czy tylko powierzchownie? No i spełni się poniekąd marzenie Hermiony! Być ze Snape'm... toż to czysta rozkosz :D. Zazdroszczę jej...
OdpowiedzUsuńKurcze, nie mam się do czego przyczepić! Mogę mieć tylko nadzieję, że kolejne rozdziały będą co najmniej tak samo dobre, jak ten :).
Pozdrawiam i Weny życzę ;*.
Madra Gada
Dziękuję Ci bardzo skarbie ;** Nie mogę nic zdradzić jak Snape podejdzie do swojego zadania :3 Nic nie mogę powiedzieć. Nie ty jedna jej zazdrościsz :3
UsuńOch... dziękuję za motywujące słowa! Ja bardzo chcę aby kolejne rozdziały mi wyszły i abym nie musiała się za nie wstydzić :c
Jazz ♥
No i jestem. Króciutko, bo zmykam spać, styrana całym dniem.
OdpowiedzUsuńSuper było. Czuję, że Severus po tym jak ją w sobie rozkocha to jej nie porzuci. A jeżeli już by miał to zrobić to w porę się opamięta i będzie git ^^.
Dobra, zmykam spać.
NOX
My musimy na serio pogadać w końcu. Jest tyle spraw :_: A ja tak tęsknie! Merlinie :c
UsuńHah... Twój entuzjazm zawsze i wszędzie ;) Może Twoje przypuszczenia się sprawdzą? Któż to wie... Jazz jak tajemniczo O.o Buhaha xd
Jazz ♥
Extra rozdział. Severus ma rozkochac w sobie Hermione. Mmmm. Cudnie. Kiedy moge sie spodziewac kolejnego rozdziału?
OdpowiedzUsuńKari
O dziękuję bardzo ;**
UsuńRozdziały ukazują się raz na miesiąc. Kolejny dopiero w październiku :3
Jazz ♥
AAAAAA! W końcu rozdział, kocie! xd Akurat myślałam o tym, kiedy dodasz i jest! :D Ol... Esme szczęśliwa. ;> xd
OdpowiedzUsuń,,- Cholera - tak podsumował swoje odkrycie." - przez niewytłumaczalny - nawet dla mnie geniusza ;> - sposób nei wiem czemu, ale mnie to śmiesz. xd
Ogólnie rozdział mi się bardzo podobał, ale to można przewidzieć, bo kocham czytać, jak pisze. <3 Nasz Sevek ma rozkochać Hermionkę i to mnie tak podnieca, że aż latam. :P
No więc, kotku, czekam na nn i pozdrawiam. :* <3
Hehe... ty widzisz jak o wielka Jazz czyta Ci w myślach? :3 Hio, hio *.*
UsuńHah... Ciebie kocie łatwo doprowadzić do śmiechu :D Jejka... jak słodko mi teraz zrobiłaś. Tyle słów, że się rozpływam *.* Dziękuję Ci! Mrr... nie odleć mi tam, za daleko xd
Rzucam się, ściskam, tulę ;**
Wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale nie mam ostatnio siły do niczego. Na bloga nie wchodzę, spamu nie czytam, no bo no nie mam czasu. Ta szkoła mnie kiedyś wykończy :(
OdpowiedzUsuńNadal mam w pamięci poprzedni rozdział, trudno mi go zapomnieć, ale śmiało mogę powiedzieć, że tamten i ten mogą ze sobą rywalizować, bo 35, jak i 36 to dla mnie pierwsze miejsca na mojej prywatnej liście :))
Jazz sypia po 6h tylko i ma tego dosyć już :_: Nie mam na nic czasu. Szkoła to zło! ;x
UsuńO Merlinie! Nie mam pojęcia co Ci teraz odpisać. Te słowa były tak motywujące. Ktoś ma swoją 'prywatną listę' z moimi rozdziałami? I tak Ci się podobały te dwa, że ze sobą rywalizują? Skarbie... ty nie masz pojęcia jak miło czytać takie rzeczy. Bardzo Ci dziękuję za to ;**
Jazz ♥
Rozdział *,*
OdpowiedzUsuńBiedna Hermi :c Chciała dobrze i przez swoją pomoc może umrzeć :c
Sev! Otrząśnij się i migiem idź znaleźć rozwiązanie! Wierzę w Cb! Wiem, że Ci się uda! Przecież nie możesz jej stracić, PRAWDA?!
Ekhem.. Takie tam... Motywujące słowa xd
Weny życzę i pozdrawiam :3
PS: Wyślij mi ten link :c Na fb nadal czekam xd
Bycie Gryfonką zobowiązuje ;) Ale smutne chcąc uratować drugiej osobie życie, sama musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Tylko Jazz potrafi wymyślić coś tak zbzikowanego xd
UsuńTakie słowa motywujące, że chyba Jazz pokaże mu aby się w garść wziął. Co ty mojemu Severusowi żeś narobiła? xd
Jazz ♥
P.S. Dobra, dobra... już masz xd
Suuuper. Mam nadzieje że Sev i Hermiona naprawdę będą mieli dziecko :-)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Dziękuję Ci, ślicznie ^^
UsuńOj to się zobaczy... :D
Jazz ♥
Skorzystałam z okazji, że dopadło mnie przeziębienie i moja temperatura ledwo trzyma się 35,3 i komentuje z dużym opóźnieniem. ;c Tak więc chusteczki mam, herbatkę mam, różdżka w pogotowiu jest, więc zaczynam. ;3
OdpowiedzUsuńZajebiste to było, ja Ci mówię. Cudownie ukazałaś tutaj Dumbledora, bardzo interesująco to opisałaś. Biedna Hermiona, nie może umrzeć, nie pozwolę jej!! Snape zrób coś no! Stać Cię na trzeźwe i logiczne myślenie! Przecież ją kochasz, uświadom to sobie!! No cóż taki dziś krótki komentarz, albowiem padam na ze zmęczenia.
Czekam na nn. <33
Całuski, Cyzia. ;**
Ps:Światło strasznie dziś razi. ;D
Kurde... ja to mam sklerozę, że szok O.o Rozmawiałyśmy, a ja o Twój stan zdrowia nie zapytałam. Głupia Jazz :_:
UsuńMrr...aśnie to wręcz zajebiście opisałaś :D Starałam się okazać Dropsa jak najlepiej i jeśli Ci się podoba... to chyba nie powinnam marudzić i narzekać :3 Snape to Snape. Jego nie ogarniesz... jeszcze zobaczysz co on zrobi lub czego nie zrobi. Ale tu chodzi o życie Księżniczki Gryffindoru... Czo ten Sev zrobi? xd
Buziaki, biedaku mój kochany ;**
O Salazarze i Godryku. Od przedwczoraj siedzę i czytam Twój blog. Gdyby nie coś, co nazywa się "szkoła", szybciej doszłabym (tudzież doczytała xd) do tego momenctu... A z resztą... Nieważne. Dziś (4.10.13r., godz. 15:47 xd) dotarłam do tego rozdziału, chcąc kliknąć na ten zacny przycisk przenoszący do następnego rozdziału i... Poof. Pusto. O nieszczęsna ja, nie mam czego czytać... Ale wracając do samego opowiadania... Świetnie piszesz. Naprawdę. Szybko i lekko się czyta, rozdziały nie są krótkie (dłuuuuugie *-*).
OdpowiedzUsuńTen wredny Dropsiarz. Manipulator. Dyrektor. Avadą go. I niby Sev ma rozkochać w sobie Hermionę, a potem ją rzucić? Ej nooo. Pierwsza część planu jest ok, ale druga - njee. Nje.
Zupełnie nie umiem pisać długich komentarzy. Z reguły ograniczam się do krótkich, zdawkowych wypowiedzi... Ale cóż, czego oczekiwać, gdy większość jest z telefonu. Ale ja nie o tym.
KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM, wprost uwielbiam Twoje opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :). Mogłabym prosić o informowanie? GG: 5855133. Z góry dziękuję ;3.
Pozdrawiam, Zet~! ^^ (której nie chciało się logować na bloggera, więc pisze z anonima).
Czytam i czytam i myślę... tyle zacnych słów do mnie? Jejka *.* Przeczytałaś szybko blog, gdzie nagromadziło się 36 rozdziałów ^^ Dziękuję Ci bardzo, za tyle ciepłych słów ;** Miłe, że ktoś docenia moją pracę ♥
UsuńHah... oj jakże mi przykro, że druga opcja planu Ci się nie podoba xd Ale wiesz już, że Jazz zły i okrutny :D
Nie umiesz pisać długich komentarzy? O.o Nie znasz się ;p I kurczę znów się rozpłynęłam pod wpływem tak pięknych słów. Kochasz? O Merlinie uwierzyłbyś? ^^
Całuski słońce ;**
Ommomo nie było mnie troszkę,a tu milutka niespodzianka od Jazz<3 :d
OdpowiedzUsuńPo tym czasie oznajmiam,że rozdział jest cudowny,niesamowity,meegaśny i nie wiem jaki jeszcze :d Jest już północ,a ja sb siedzę i czytam blogi :D okej,przejdę do rzeczy...
Sevek musi rozkochać w sobie Hermiś,a później ją rzucić c:: nie przeżyję :_:
Jaki Dropsss :d zabiję go! :D cóż czekam na dalsze rozdziały,które będą napewno cudne ♥ Dobranoc i czeekam na nn :3
Jagoda <3
Widzisz jakie ja słodkie niespodzianki robię? Ja ogólnie taka słodka *.* Hehe xd
UsuńJejka... ale mi na słodziłaś ^^ Dziękuję! Ej mała! Nie smutaj, dasz radę :3 Hah... pomóc Ci dokonać zabójstwa? xd
Całuski ^^
Pochłonęłam dzisiaj wszystko. Widać ogromną różnicę między pierwszym rozdziałem a ostatnim. Nie chcę napisać, że początki były złe, ale długość rozdziałów jak i wszelakie opisy są o wiele bardziej rozwinięte. Naprawdę bardzo podoba mi się fabuła i szkoda, że nie mogę doczytać reszty rozdziałów bo jeszcze ich nie ma :D Będę wracać z przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Michaela
Wszystko w jednym dniu? O.o Jejka... podziwiam. Ja bym 'swojego' nie potrafiła tak. Co chwilę bym narzekała 'O Boże', 'Jak mogłaś to opublikować?!' 'Co za błąd, Jazz ale ty głupia' I wiele innych motywujących rzeczy tego typu xd
UsuńKiedyś się przełamałam i przeczytałam wszystko od początku. Ja jakąś różnicę zauważyłam ok 20-stych rozdziałów, jak patrzeć na początkowe a te późniejsze.
Wiem, że początki nie były rewelacyjne, zdaje sobie z tego sprawę, że nie było dobrze ;) Ale patrząc na te wcześniejsze rozdziały jest z lekka lepiej :3
Dziękuję za ciepłe słowa w ten zimny dzień ^^ I jeszcze dziękuję, za to, że napisałaś o tej różnicy bo to dla mnie wiele znaczy :3
Jazz ♥
Musze się przyznac ze COOOOODZIENNIE tu zagladam to stalo sie swego rodzaju uzależnieniem hehe, baaardzo mi sie podoba Twoje opowiadanie, weny zycze - ELA-
OdpowiedzUsuńCodziennie? Hio, hio... miło mi strasznie :3
UsuńDziękuję, za tak miłe słowa. Bardzo mnie cieszy jak komuś się podoba to co skrobię :)
Ściskam, Jazz ♥
WsZystko pieknie ladnie ale kiedy kolejny rozdzial ja sie pytam he? Tak czeeeeeekam i czeeeeekam hehe ....nie zebym Cie pospieszala czy cos, absolutnie ;) hehehe Weny zycze moja droga ;) -E-
UsuńDzięki skarbie *.*
UsuńNN może jeszcze dziś się ukaże :)
Całuski ♥
W końcu założyłam sobie konto :)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Z niecierpliwością czekam na więcej.
Cieszę się bardzo, że założyłaś konto :D
UsuńBardzo dziękuję, cieszę się strasznie, że się podobało ;** Rozdział jest u Bety jak się uda to na dniach będzie opublikowany :)
Ściskam i całuję!
Jazz ♥
I pomyśleć, że dopiero teraz mam czas na przeczytanie tego i skomentowanie...Po takim czasie...Nie dobra panda, oj nie dobra :_:
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo wszystko ten komentarz jakoś wyjdzie i będzie miał jako tako ręce i nogi :_:
Ah kawa jak zawsze musi być obecna. Bo czo to by było, gdyby był Sev bez kawy...Broń nas od tego Merlinie, broń.! W końcu Kawa twym Bogiem co nie Jazzik.? Ave Kawa.! xd
Czo te fusy się nad Sevem znęcają.?! :_: On se kawusie pije, rozkoszuje się jej smakiem i wg takie oh i ah, bo w końcu to Sev pijący kawę, no nie.? A to jednak są widoczki, a tu fusy...Czo to ma być.?! No czo.?!
No ej.! Przecie zawsze jest czas, żeby zaprzątać sobie głowę seksi Hermi, więc czo ten głupi Snape gada, że nie może, jak może, no.!
To je słodkie *.* On jej trzyma włosy, gdy...no tego...wiadomo. I gładził ją po pleckach.! Głasku, głasku *.*
"(...) A teraz do łóżka." Do łóżeczka powiadasz.? Ja tam bym z chęcią poszła *.*
Cytrynowe dropsy są the best.! Czo ten Severus od nich chce.? o.O
"W moich komnatach jest panna Weasley" Ała.! Nie powiem jak to zabrzmiało xd Czo ona robi w twych komnatach o najdroższy.?! Czyżbyś mnie zdradzał.?! Jak śmiesz :_:
Łohoho Sev szaleje.! Woli Weasley'ównę od Pottera.!
"Miłość kobiety i mężczyzny... Ty nim będziesz." Jedno zdanie, a ja się śmieje jak głupia *.*
"Posiadaczka-Najseksowniejszych-Nóg-W-Magicznym-Świecie" Oh to już nie jest Panną-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej.? xd Romatique ^^
Ejć...Czyli Herma przeżyje, a Sev się zakocha *.* Powiedz, że tak, powiedz, że tak.!
Jebany Drops...Nigdy go nie lubiłam...Dropsowy manipulant -.-'
Czo ten Drops.? On się nie zna.! Hańba mu.! On pije...chwila...MALINOWA herbatka.? Myryryrry *.* Daj Pan Pandzie.!
Dobra...Serio.? Coś masakrycznie nieogarnięty ten komentarz o.O
Ja lecę dalej ;3 Mogłam napisać wszystko pod nowym rozdziałem, ale wolałam i tu zostawić po sobie skromny ślad ^^
To$ka
Moja Panda *.* Wiesz... mówiłam Ci to już, ale coś ten komentarz taki pokręcony ;p Jak lubię hue hue :D Kawa? Napisałaś kawa?! Kofeina... *.* Czuje jak jest w moich żyłach... xd Ave kawa! ♥ A tak, tak... co ten Sev bez kawy biedak by zrobił? :o Hehe xd Jeśli Sev nie może... hmm niech stanie na drugą nogę! :D Wtedy będzie mógł! xd Co te Gryfonki robią z umysłami Ślizgonów? Nie dobra panna Granger xd Ej! Pando... spokojnie, Sev nic nie robi z panną Weasley, to tylko tak zabrzmiało dwuznacznie xd Twój mózg powala mnie na łopatki :o Nic nie powiem! Nawet mnie nie przekupisz... no jeśli będzie kawa, to tylko Merlin wie co Jazz zrobi xd Wiesz... ja Ci kiedyś zaparzę herbatkę. Wkradnę się do 'kuchni' Coco Chicken i przyniosę do naszego stolika *.* Kochany To$ek mój! ;** Kocham mojej Pandy nie rozgarnięte komentarze, są słodkie <3
UsuńTwoja kawoholiczka Jazz ♥