UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18
Dziewczyna z kasztanową czupryną na głowie przeciągnęła się mocno, rozprostowując zaspane mięśnie. Uchyliła jedno oko, potem drugie i stwierdziła, że w salonie panuje mrok, co oznaczać mogło, że wciąż jest noc. W ciemności namacała swoją różdżkę i szepnęła zaklęcie, wywołujące małe, białe światełko. Przetarła dłonią oczy i poszła do kuchni po szklankę wody. Wracając, usłyszała siarczyste przekleństwo dochodzące z gabinetu jej profesora. Nie wiele myśląc, cicho podeszła do drzwi, po drodze gasząc światło. Lekko je uchyliła...
- Wiem, że tam jesteś, Granger – usłyszała lodowaty głos nauczyciela, a po chwili drzwi otworzyły się na oścież.
- Nie mogę spać – zamrugała kilka razy, przyzwyczajając się do jasności, po czym bez pozwolenia weszła do środka i stanęła pod ścianą, obserwując profesora.
- Pozwoliłem ci wejść? - warknął nad kociołkiem. Jego ziemista dłoń poruszała chochlą pod odpowiednim kątem, a każdy ruch nadgarstka był przemyślany.
- Co pan robi?
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Sama sobie pozwoliłam – po czym prawie wsadziła głowę do kociołka. - To eliksir na moje łzy?
- Tak.
- Ładnie pachnie.
- Nie zaśniesz już?
- Raczej nie – powiedziała, udając skruchę i stanęła przy jego boku, uważnie obserwując jego pracę.
- W takim razie przydasz się do pomocy – dziewczynie oczy powiększyły się do rozmiarów galeonów. On Severus Tobias Snape, naczelny postrach Hogwartu, wyrośnięty nietoperz, poprosił Pannę-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej o pomoc! Merlinie uwierzyłbyś?
- Coś podać? Pokroić? Posiekać? Odkręcić? Zakręcić? Albo przynieść?
- Zamknij się, Granger! - warknął poirytowany. - Niczego. Nie. Dotykaj! - powiedział przez zaciśnięte zęby, kiedy ręka Gryfonki sięgała po fiolkę, aby zerknąć z ciekawości, jaką skrywa tajemnice.
- Przepraszam...
- Daj mi ten zielony słoik – zmniejszył płomień, wziął od dziewczyny daną rzecz i dodał nieznane jej liście do wywaru.
- Zmienił kolor! - powiedziała entuzjastycznie.
- Naprawdę?
- Nie widział pan? - spytała, wpatrując się w bulgoczącą w kociołku ciecz.
- Widziałem, Granger! - warknął.
- Och... - Snape ściągnął kociołek z płomienia i zabezpieczył go zaklęciem. - Posprzątać?
- Poukładaj to ostrożnie na tamtej półc... Granger! Ty idiotko! - krzyknął, opluwając się jadem.
- Ja nie chciałam... - powiedziała cicho, kiedy jedna z fiolek wyślizgnęła się jej z rąk, a cała zawartość poleciała wprost na czarną szatę Mistrza Eliksirów. Nie wiedząc, co robi, złapała szybko jakąś szmatkę, usilnie próbując wytrzeć fioletową maź z szaty profesora. Ze swoim firmowym uśmieszkiem wpatrywał się w kasztanową czuprynę koło niego.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął wstrząśnięty, kiedy młoda kobieta zaczęła rozpinać jego surdut.
- Zapiorę tę plamę. Inaczej będzie ślad.
- Pomóc? - jego głos podziałał, jak wiadro zimnej wody. Spojrzała na niego zdumiona i głośno przełknęła. Złapał ją za dłonie, odsuwając od siebie, po czym patrząc prosto w jej czekoladowe oczy, zaczął odpinać surdut.
- Merlinie... - jęknęła, widząc, że zrzuca na podłogę czarną szatę. Stał przed nią z włosami opadającymi na twarz, w czarnych spodniach i białej koszuli, na której plama zostawiła lekki ślad.
- Wystarczy profesorze – posłał jej złośliwy uśmieszek i złapał za guziczki białej koszuli, obserwując jej twarz. Dziewczyna poczuła przyjemne dreszcze na całym ciele.
- Ohh...- wymsknęło się jej, a to zadziałało na niego natychmiastowo. Zrzucił z ramion koszulę, pokazując jej od pasa w górę nagi tors, na którym widniało wiele blizn, za wiele jak na jednego człowieka.
Dziewczyna zbliżyła się do niego i położyła mu dłoń na bladej klatce piersiowej, delikatnie ją głaszcząc. On, pod dotykiem jej smukłych palców, westchnął cicho z tej miłej pieszczoty. Odgarnął jej włosy i pocałował w szyję, nie będąc dłużny. Dziewczyna zaryzykowała albo teraz, albo nigdy. Złapała profesora za szyję, stanęła na palcach i wbiła się w jego zimne usta, których od dawna pragnęła. Snape był zdumiony nagłą postawy Gryfonki. Uśmiechnął się wrednie i złapał ją za pośladki, a ona z cichym chichotem zaplątała nogi wokół jego bioder. Mężczyzna z nią na sobie poszedł do ściany, a młoda czarownica z cichym echem uderzyła plecami o ścianę. Zirytowana, a jednocześnie pobudzona tą zmienioną pozycją, językiem oblizała jego wargi. Severus uchylił je, dając jej wstęp, po czym ich języki zaczęły namiętny, gorący taniec przeobrażający się w grę o dominację. Przez jej ciało przeszedł dreszcz ekstazy, kiedy poczuła na brzuchu zimną dłoń mężczyzny. W niepamięć poszedł pocałunek, a ona skupiła się na dalszych działaniach Severusa, które zakończyły się jękami rozkoszy, wychodzącymi z jej ust, kiedy jedna z jego dłoni znalazła się na jej piersi. Mruknęła i poczuła delikatnie ruchy ręką na jej kobiecych atutach, a usta partnera namiętnie składały pocałunki na jej szyi. Odchyliła głowę w tył, dając mu lepszy dostęp dla tej słodkiej pieszczoty.
Severus wdychał jej zapach, przypominający stare księgi i kokos. Zaprzestał wszystkich działań, kiedy poczuł kruchutką dłoń badającą przez spodnie jego, gotową do wszystkich zadań, męskość. Spojrzał półprzytomnym wzrokiem na pannę Granger, która z iście ślizgońskim uśmieszkiem wsunęła mu dłoń za spodnie, a potem wprost za bokserki. Jęknął, gdy poczuł tam ciepły dotyk, a ona z lekkim rozbawieniem wpatrywała się w jego oczy, po czym skradła mu słodki, niewinny pocałunek.
- Gr... Granger – westchnął w jej wargi.
- Coś nie tak, profesorze? - zapytała, udając niewiniątko, jednocześnie bardziej się tam bawiąc, rozpalając i czując jego nabrzmiałą męskość w dłoni.
- Salon. Natychmiast! - po czym od razu z kobietą owiniętą wokół bioder, doszedł do wyznaczonego miejsca i delikatnie położył ją na dużym, zielonym dywanie. Machnął różdżką, a kominek przed nimi zapłonął, oświetlając sylwetki dwójki czarodziejów.
- Romantycznie - westchnęła.
Poczuł, jak dłoń młodej czarownicy znajduje się na jego torsie, a on po chwili pada na dywan, obserwując, jak Hermiona siada na nim okrakiem z figlarnym uśmieszkiem. Uśmiechnął się pod nosem, oglądając, jak czarownica ściągnęła górę od piżamy i po chwili mógł zobaczyć jej piękne, młode, nagie piersi. Z ust kobiety wydał się głośny jęk rozkoszy, gdy jego zimne dłonie znalazły się na jej półkulach, ugniatając i masując delikatnie, sprawiając jej radość. Uśmiechnęła się kusząco, lekko się unosząc i zsunęła z siebie dolną część piżamy. Mógł podziwiać jej ciało, które miało zaraz się złączyć z jego w jedność.
- Och...! - pisnęła, kiedy złapał ją w talii. Po chwili on górował, ściągając spodnie i bokserki, by wydostać do walki swoją męskość. Widok ten sprawił, że Hermiona się zarumieniła jak piwonia. Pochylił się i delikatnie ją pocałował.
- Jesteś tego pewna?
- T-tak... - westchnęła.
- Robiłaś to?
- Ja...
- Robiłaś?
- To znaczy...
- Jesteś dziewicą? - na te słowa, odwróciła wzrok i cicho mruknęła, potwierdzając jego słowa. Delikatnie złapał ją za brodę i nakazał, by spojrzała na niego. - Nie wstydź się tego. Ja jestem dumny.
- Z czego?
- Że będę tą osobą, z którą przeżyjesz swój pierwszy raz.
- Na prawdę?
- Oczywiście i obiecuję, że zrobię to tak, byś poczuła jak najmniej bólu, tylko całkowitą przyjemność.
Pocałował ją w policzek i ustawił swego członka przy jej wejściu. Nachylił się, by dać jej czuły, namiętny pocałunek. Kiedy ona zapamiętywała smak jego ust, on najdelikatniej jak potrafił, wszedł w nią jednym ruchem. Poczuł, jak zastyga w bezruchu, by po chwili cicho mruknąć, przymykając powieki i odpływać w krainę rozkoszy. Poruszał się powoli, obserwując jej młodą twarz, która z każdym ruchem pokazywała, ile znaczy dla niej jego obecność. Teraz byli jednością, a ich biodra złapały wspólny rytm. Mogła poczuć go w sobie i cieszyć się tą chwilą. Mężczyzna zwiększył ruchy, by po chwili słuchać pojękiwań kobiety. Był najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi, kiedy z jej malinowych ust wydobywało się jego imię, ociekające czułością i polane odrobiną seksu. Sam nie był jej dłużny i cicho pomrukiwał przy jej twarzy, dochodząc i pozwalając, by ciepły płyn rozgrzał jej wnętrze. Delikatnie z niej wyszedł, łapiąc oddech i opadł koło niej. Hermiona wtuliła się w Severusa, ogrzewając się bliskością jego ciała. Uniosła lekko głowę, a na jej twarzy, którą oświetlały płomienie, ukazał się uśmiech.
- Severusie... - wyszeptała niepewnie.
- Hmm... - wymruczał, przyznając, że jego imię w jej ustach brzmi całkiem dobrze.
- Kocham cię.
- Naprawdę? - spojrzał na nią uważnie. - Dlaczego? Jestem starym nietoperzem.
- Tak jesteś nim.
- Ty... - warknął, lecz nie dokończył, czując jej ciepłe wargi na swoich, po czym kobieta spojrzała na niego czule.
- Jesteś starym nietoperzem, ale jesteś moim nietoperzem! - uśmiechnęła się, gdy poczuła, że całuje słodko jej szyję.
- Wiesz co?
- Hmm...
- Chyba cię kocham, moja mała lwico.
- Wiem.
- Skąd?
- Takie rzeczy się wie – po czym się zaśmiała i wtuliła w ukochanego, zasypiając. On spojrzał na nią szczęśliwy, mając w ramionach tak cudowną kobietę, po chwili sam odpłynął w objęcia Morfeusza.
Od przeszło kilku minut wpatrywała się tępo w sufit, uspokajając swój oddech. Przed oczami miała wciąż ją i Snape'a, kochających się przy kominku. Spojrzała w tamtą stronę, jakby z utęsknieniem, po czym usiadła, opierając się plecami o zimną ścianę. Dziwne uczucie w brzuchu towarzyszyło jej, kiedy się obudziła i nie miało zamiar sobie odejść. Nieopisane, a zarazem niezrozumiałe ciepło zawładnęło całym jej ciałem. Na każdą myśl o nim, czuła trzepot skrzydeł motyla, tam gdzieś w brzuchu. Jestem tu pierwszą noc i przeżyłam swój pierwszy sen erotyczny, pomyślała. Potem, przeleciało jej przed oczyma, że jest tylko głupią dziewczyną, wyobrażając sobie zbyt wiele. Jakby ich pocałunek mógł zwiastować coś więcej. Nic z tego nie będzie Hermiono, lepiej zapomnij o tym. Pomyślała smutno i odrzuciła od siebie kołdrę. Położyła stopy na ciemnych panelach i już miała wstać, kiedy przed oczami jej zawirowało. Poleciałaby do przodu, ale czyjeś silne ramiona złapały ją w porę w talii, przytrzymując ją w powietrzu. Podniosła lekko głowę i ujrzała jego czarne, jak dwa jeziora oczy, które we śnie wpatrywały się w nią z pożądaniem. Z wirującym obrazem profesora przed oczami, westchnęła słabo, a potem leżała znów w ciepłym łóżku.
Zamknął już czwartą opasłą księgę z kolei. Nie znalazł niczego, co mogło naprowadzić go na trop krwawych łez panny Granger. Musiał jak najszybciej rozwiązać tę zagadkę, aby skutki uboczne nie zostawiły piętna na młodej dziewczynie do końca życia. Machnął różdżką, odsyłając księgi, a sam oparł się w fotelu, rozmasowując obolałe skronie. Zastanawiał się czy powinien ją przeprosić za wczorajsze zachowanie, ale to była Panna-Wiem-To-Wszystko! Przecież nic właściwie takiego nie zrobił, prawda? Warknął zirytowany i zajrzał do kubka, na dnie którego pozostały jedynie fusy. Rzucił okiem na zegarek, który wskazywał siódmą dziewiętnaście. Już od dwóch dni nie zmrużył oka. Smętnie podniósł się z fotela i skierował się do kuchni, by nastawić wodę na kawę, po czym poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i wszedł do kuchni z ręcznikiem przepasanym na biodrach, gdzie nalał do kubka gorącej wody. Zamoczył wargi w ciepłym płynie, przymykając powieki.
Wychodząc z sypialni, już ubrany w świeże, nieśmiertelne szaty, zobaczył ją, że usilnie próbuje utrzymać się na nogach. W dwóch krokach znalazł się przy niej i złapał ją, ratując przed bolesnym upadkiem. Jej wzrok był lekko rozkojarzony, ale mimo to na jego karku pojawiła się gęsia skórka, zawsze kiedy zatapiał się w jej czekoladowych oczach. Ostrożnie wziął ją na ręce i położył na łóżku, przykrywając szczelnie kołdrą. Sam przysunął fotel do jej łóżka i zasiadł w nim, wpatrując się w dziewczynę, a czas mijał....
Hermiona otworzyła oczy i ujrzała swojego profesora siedzącego obok w fotelu. Jego głowa była przechylona w bok, klatka piersiowa delikatnie się wznosiła i opadała w równym rytmie. Przyjrzała się jego twarzy, dłużej zatrzymując wzrok na fioletowych sińcach pod oczami. Ostrożnie wstała i zacisnęła kurczowo palce na obiciu fotela, czując gorące fale, oblewające całe jej ciało. Wzięła głębszy oddech, prostując barki. Dyskretnie podeszła na palcach doszła do kanapy i wzięła koc, po czym przykryła nim śpiącego mężczyznę i skierowała się do łazienki.
Wychodząc, zauważyła, że Snape'a nie ma już w fotelu. Cicho przeklęła pod nosem i rozejrzawszy się, ujrzała czarodzieja opartego o tą samą szafkę, co wczoraj z parującym kubkiem, zapewne kawy.
- Dzień dobry, profesorze. - cicho mruknęła, unikając jego wzroku, którego nie powstydziłby się bazyliszek. Pościeliła łóżko i położyła w rogu piżamę, z której poprzedniego wieczoru się śmiał.
- Dzień dobry? - powtórzył i podszedł do niej, odstawiając kubek. - Granger, jest po południu. Już po piętnastej!
- To...
- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - przerwał jej i stanął naprzeciw czarownicy, gdzie mogła się bliżej przyjrzeć jego sińcom pod oczami.
- Nie chciałam pana budzić. - odpowiedziała szczerze.
- A jakbym zostawił przez nieuwagę kociołek? - stał już bliżej niej, patrząc na nią z góry. - I mógłby usunąć Hogwart z powierzchni ziemi? Nie pomyślałaś o tym?
- Ja... to znaczy przepraszam – mruknęła, spuszczając wzrok.
- Następnym razem obudź mnie, Granger. - dodał już nieco łagodniej.
- Dobrze – odpowiedziała, wdychając nieświadomie jego perfumy, które działały na nią, jak narkotyk.
- Za dziesięć minut obiad – rzucił jeszcze, a potem odszedł.
Wchodząc do kuchni, westchnęła ciężko, widząc rządek eliksirów, które naszykował dla niej Snape. Widząc jej skwaszoną minę, jakby miała iść na ścięcie, przewrócił oczami i warknął coś niezrozumiałego pod nosem. Usiadła przy małym stoliku i oparła głowę na dłoni. Patrzyła, jak mężczyzna otwiera każdy flakonik, po czym postawił przed nią szklankę wody. Spojrzała na niego buntowniczo i wypiła pierwszy eliksir, krzywiąc się, niemiłosiernie. Potem zażyła kolejne, a na koniec wypiła z ulgą wodę, pozbywając się okropnego posmaku z ust. Snape bez słowa zabrał puste flakoniki i machnął różdżką, a na stole pojawiła się zastawa. Nie złota, jak w Wielkiej Sali, tylko zwykła, jak w mugolskich domach. Dziewczyna rozejrzała się po kuchni, widząc wiele urządzeń i gadżetów, których używa jej mama. Jeśli miałaby wyobrazić sobie Snape'a w różowym fartuszku, wkładającego do piekarnika szarlotkę z uśmiechem na twarzy, którego nie powstydziłaby się przykładowa pani domu, prosto z reklamy nowego płynu do naczyń, prędzej Hermiona dostałaby palpitacji serca albo najgorzej padłaby trupem.
Snape pstryknął palcami, tym samym wyrywając ją boleśnie z zamyśleń. Na stole znikąd pojawiły się smakowicie wyglądające potrawy. Posiłek przemilczeli, nawet nie zaszczycając siebie ani jednym spojrzeniem, co w gruncie rzeczy nawet nie przeszkadzało dziewczynie.
Po obiedzie kazał jej iść do łóżka i nawet nie próbować wystawiać poza niego nosa, pod groźbą utraty wszystkich punktów przez Gryffindor. Hermiona próbowała wszystkich argumentów, ale Snape był nieugięty. Przekraczając próg jego terenu, miała świadomość, że to nie będą wakacje, a on nie będzie próbować być dla niej miły. Mogła już nawet kilka razy zauważyć docinki, czy też złośliwe spojrzenia, adresowane w jej kierunku. Kto jak kto, ale Snape nie darzy sympatią byle kogo. Weszła obrażona pod kołdrę i obserwowała nauczyciela, który przy stoliku sprawdzał zaległe eseje uczniów, co chwilę patrząc czy Gryfonka może nie uciekła ze swojej twierdzy.
Listopad był siarczyście zimny, co najbardziej można było odczuć w lochach. Dziewczynę dziwiło to, jak Snape siedzi, nawet nie zgrzytając zębami, co według niej było absurdem, wspominając, że w salonie było lodowato, dopóki nie rozpalił w kominku. Przez te wszystkie lata był przyzwyczajony do chłodu, a nie miał zamiaru później przez rok wysłuchiwać marudzenia Minerwy, że naraził jej Księżniczkę Gryffindoru na uszczerbek na zdrowiu.
Hermiona podciągnęła kołdrę pod uszy i przymknęła powieki, powracając do swojego snu. Przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy, usilnie domagający się bliskości jego ciała przy swoim. W uszach nadal zdawały się odbijać ich nierówne oddechy i pojękiwania, co sprawiło, że na policzkach Hermiony wpłynął ognisty rumieniec. Stan ten diametralnie się powiększał kiedy zapragnęła ponownie posmakować jego ust.
***
Miał już po dziurki w nosie jej marudzenia i chodzenia za jego osobą, więc po kolacji, dał jej jedną ze swoich prywatnych ksiąg. Dziewczyna siedziała skulona na łóżku i zachłannie pożerała co rusz to nowe słowa, dziękując Merlinowi, że miała, chociaż jakieś zajęcie. Musiała przyznać, że księgozbiór Snape'a był imponujący. Kiedy zegar wybił dwudziestą drugą, ona w tym samym czasie zakończyła lekturę. Odłożyła ją na stolik i poszła do łazienki, mając nadzieję, że jutro też może pożyczy jej coś lekkiego do czytania. Wracając, postanowiła zrobić jedną dość szaloną rzecz. Stanęła przed drzwiami, których zapewne nie miała prawa nigdy przekroczyć. Policzyła do dziesięciu, wzięła wdech i zapukała, otrzymując zimne, proszę. Uchyliła drzwi i wślizgnęła się po cichu do środka. Jego sypialnia była średniej wielkości, ale od razu rzuciło się w jej oczy duże łóżko z białą, satynową pościelą i jej właścicielem, leżącym na niej. Snape miał jedną rękę za głową, a w drugiej trzymał książkę, w której szukał informacji dotyczących krwawych łez. Podniósł na nią swój wzrok, a ona poczuła, że jej policzki płoną czerwienią.
- Słucham, panno Granger – powiedział spokojnym głosem, odkładając książkę na stolik.
- Chciałam życzyć panu dobrej nocy. – wydukała nieśmiało, podnosząc na niego wzrok.
- To miłe z pani strony. – zdziwiła się, gdyż jego głos był cieplejszy niż zazwyczaj. - Znów pani będzie w tym spać?
- Przeszkadza panu moja piżama? - założyła buntowniczo ręce pod biustem, zagryzła dolną wargę i uniosła wysoko głowę. On zaśmiał się w duchu i zlustrował ją wzrokiem.
- Będę mieć koszmary.
- To może zaradzimy temu?
- Co masz na myśli, Granger?
- Mam tylko tę piżamę.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Ma pan... - urwała, zagryzając wargę.
- Co mam? – wstał, podchodząc bliżej niej.
- Jakąś no nie wiem...- westchnęła, gdy ich spojrzenia się spotkały. - Starą bluzkę, czy coś?
- Po co ci moja bluzka?
- Żeby zmienić to - wskazała palcem na słonia, który widniał na jej koszuli.
Snape przyglądał się jej w ciszy, lustrując ją wzrokiem. Następnie podszedł do szafy i po krótkiej chwili poszukiwań wyciągnął jakiś skrawek materiału, wciskając go w ręce Granger.
- Co to?
- Zobacz – powiedział i z powrotem położył się na łóżko, otwierając różdżką drzwi. Zrozumiała ten znak i wyszła.
Będąc już w łazience, zerknęła na swoje dłonie, które kurczowo się zaciskały na tym, co przed chwilą dał jej Snape. Rozprostowała materiał, widząc ciemnozieloną bluzkę. W mgnieniu oka pozbyła się swojej piżamy, odsyłając ją do salonu. Stanęła przed lustrem i wciągnęła przez głowę materiał. Bluzka sięgała jej do połowy uda, a rękawy były do łokci. Wygładziła materiał na brzuchu i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Chwyciła kawałek materiału, przykładając go do nosa. W jej nozdrzach zadrżał zapach należący do Snape'a, przymknęła powieki, uśmiechając się lekko pod nosem. Posłała ostatnie spojrzenie dziewczynie w lustrze i wyszła z łazienki, ponownie kierując się do jego sypialni. Tam, słysząc pozwolenie, weszła do środka.
- Będzie miał pan teraz koszmary? - zagryzła dolną wargę, opierając się o framugę drzwi.
Snape podniósł na nią wzrok i oniemiał. Stała przed nim w jego koszulce. Jej kasztanowe włosy rozrzucone były na iście ślizgońskim kolorze materiału. Musiał przyznać sam przed sobą, że pasuje jej ten kolor jak i jego koszulka na niej.
- Nie panno Granger – odpowiedział zachrypniętym głosem. Spojrzał w dół, zatrzymując wzrok na jej nogach. Dziewczyna, widząc to, zarumieniła się lekko, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Może być? - zapytała, okręcając się wokół osi.
- Tak – rzucił krótko, siadając na łóżku, bo nagle, nie wiedząc czemu, zrobiło mu się niewygodnie. Fala gorąca zalała jego ciało, a był to znak, że trzeba to jak najszybciej zakończyć. - Jest już późno, dobranoc. – powiedział, ostatkiem sił kontrolując się, aby ponownie nie spojrzeć na jej nogi.
- Dobranoc profesorze – uśmiechnęła się i zniknęła z jego pokoju, zamykając drzwi.
Opadł na łóżko, wyzywając się w myślach od starych zboczeńców, ale przecież panna Granger była już pełnoletnią czarownicą. Więc prawnie nic nie stało na przeszkodzie. No właśnie. Na przeszkodzie do czego? Ona była inteligentną, piękną, młodą czarownicą z planami na przyszłość. On zimny, sarkastyczny dupek z lochów. Może oddała wtedy pocałunek, bo bała się jego reakcji? Westchnął, odpychając od siebie wszystkie myśli i ponownie chwycił za książkę, powracając do lektury.
Witajcie kochane Misiaczki ♥
Teraz macie prawo wieszać na mnie psy, zesłać do Azkabanu czy rzucać klątwy... Wielu z Was nie spodziewało się, że w tym rozdziale będzie scena miłości. Mogło to Was zrazić bo przecież Hermiona jest dopiero pierwszy dzień a raczej noc w jego komnatach i już ma taką 'rozrywkę', mimo to, że to tylko sen. Wielu z Was wie, że scena łóżkowa miała być daleko, daleko... Wszystko się toczy szybko nawet za szybko... ehh. Kolejny rozdział będzie w miarę spokojny a kolejne? No nie będę ukrywać będzie trochę się działo, akcja się rozwinie, ale się nie zrażajcie, że to tak nagle wybucha. Cały pobyt jej u Snape'a będzie jedną wielką 'mieszanką wybuchową'.
Chcę Was mocno przeprosić za ten rozdział i wstrząs, który musieliście przeżyć także z opisem sceny łóżkowej. Nigdy nie pisałam takich scen i nie mam pojęcia jak to wyszło, mogłabym się usprawiedliwić na swój aktualny stan zdrowia ale nie zrobię tego. Do usłyszenia jeśli nie rzucicie na mnie Crucio czy Avady.