wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 16


Było po ósmej nad ranem, gdy do Pokoju Wspólnego Gryfonów, w kraciastej, szmaragdowej piżamie ze schodów prowadzących do sypialni dziewcząt, zeszła Ginny Weasley. Przetarła zaspaną twarz i ziewnęła dość porządnie, wyciągając ręce ku górze. Przeszukała wzrokiem Pokój Wspólny i ujrzała swój podręcznik z transmutacji, leżący tuż obok zwojów pergaminów innych Gryfonów. Chwyciła go w dłonie i już miała wrócić do dormitorium, gdy wnet usłyszała jakiś pomruk. Czym prędzej odwróciła się na pięcie, rozglądając się wokół. Zmrużyła oczy, dostrzegając na jednej z kanap śpiącą Hermionę. Nieco zdziwiła się, bo nie zauważyła obok niej stosów książek, ani prac domowych, nad którymi Hermiona mogłaby potencjalnie zasnąć. Nie posiadając w sobie za grosz gracji, ani wyczucia, jak gdyby nic, podeszła do Hermiony, szturchając ją w ramię. Gryfonka otworzyła gwałtownie oczy, wpatrując się w Ginny. 


- Cześć…

- Cześć Ginny - mruknęła, rozciągając zaspane mięśnie.

- Co tutaj robisz? - zapytała podejrzliwie. - Dlaczego nie jesteś w dormitorium? - założyła ręce pod biustem, wyglądając zupełnie jak swoja mama, Molly.

- A bo ja wiem? -  wzruszyła ramionami, odpowiadając całkiem szczerze. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest we wczorajszych ubraniach, a poprzednią noc, jak nic spędziła, śpiąc w Pokoju Wspólnym.

- No, ale jak tutaj się znalazłaś?

- Byłam na szlabanie i czyściłam kociołki. 

- A potem?

- Chyba profesor Snape odprowadził mnie do wieży - zmrużyła oczy, drapiąc się po głowie.  


Ginny na te słowa wytrzeszczyła oczy niczym pięć galeonów. Jej surowa mina, nieco opadła, a na jej ustach pojawił się dziwny uśmiech. Rozejrzała się po pokoju, upewniając się, że są na pewno same i usiadła obok Hermiony patrząc na nią uważnie.


- Co ty dajesz… - wyszeptała widocznie podekscytowana Ginny. - Coś jeszcze było? - Hermiona mogła przysiąc, że ta mała małpa poruszyła sugestywnie brwiami.

- A co miało być? - zapytała rzeczowo.

- No wiesz…

- No nie wiem Ginny - rzuciła chłodno. - Nic się nie wydarzyło i proszę cię, przestań inscenizować coś, co nigdy nie miałoby miejsca. Rozumiesz?

- No dobra, dobra - powiedziała nieco urażona. - Czyli czyściłaś tylko kociołki?

- Tak. Chyba tak.

- Chyba?

- Oj nie pamiętam, no - przyznała się całkiem szczerze.

- Nic więcej sobie nie przypominasz?

- Nie do końca…  – zmarszczyła nos, próbując wzbudzić w sobie wspomnienia, poprzedniego wieczoru.

    - Hermiona – zaczęła rudowłosa, nabierając grobowego tonu. – A jeśli on, no wiesz, podał ci jakiś eliksir i... - zakryła twarz dłońmi. – ...i cię wykorzystał?

    - Oszalałaś chyba - zaperzyła się Hermiona. - Profesor Snape czegoś takiego nigdy by nie zrobił.

    - Ale ty wiesz, jaki on jest...

    - Ginny on jest wredny, ale nie jest zboczeńcem! Skąd ci to przyszło do głowy? Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę, prawda?

    - Pamiętam...  Ja się po prostu martwię. Schodzę rano do Pokoju Wspólnego, a ty jak niby nic, śpisz na kanapie, zamiast w swoim dormitorium. To było chyba trochę podejrzane, nie uważasz?

    - Nic, a nic – żachnęła się Hermiona.

 - Słuchaj… Obiecaj mi tylko jedno, że z nim porozmawiasz. Przecież musisz to wyjaśnić – powiedziała groźnie.

    - Ale co chcesz wyjaśniać? - wywróciła oczyma. - Przecież nic się nie stało... Oh no dobra, nie patrz tak na mnie - jęknęła. - Dziś na szlabanie z nim porozmawiam. Jestem pewna, że jest jakieś logiczne wyjaśnienie – uśmiechnęła się pocieszająco w stronę rudowłosej. - Dobra, spotkajmy się tutaj za trzydzieści minut. Pójdę wziąć prysznic i pójdziemy razem na śniadanie.

***


Sklepienie Wielkiej Sali było zachmurzone, odzwierciedlając pogodę za oknami zamku. Szalał mocny wiatr, targając koronami drzew. Pojedyncze krople deszczu pokrywały błonia. Niedzielny poranek w Wielkiej Sali nie zgromadził zbyt wielu uczniów. Ci, którzy jednak już się tam pojawili, smętnie wpatrywali się w swoje owsianki, przecierając zaspane twarze.


Hermiona ujrzała w progu drzwi Harry’ego i Rona w towarzystwie Deana i Seamusa. Pomachała im na powitanie, nie spuszczając z nich wzroku. 


- Och nareszcie! – powiedział na powitanie Ron, nabierając sporą porcję tostów  na talerz.

- Cześć Hermiona - przywitał się Harry, sięgając po dzbanek z herbatą.

- Cześć Harry, spałeś dobrze?

- Wyjątkowo - spojrzał sugestywnie w stronę Rona. - Ktoś chrapał dzisiejszej nocy, nieco mniej. - Hermiona wraz z Ginny uśmiechnęły się pod nosem, a niczego nie świadom Ron, chwycił tym razem za półmisek z jajecznicą.

- Ktoś tu zerka co chwilę – szepnęła rudowłosa do panny Granger.

- O kim mówisz? - Hermiona spojrzała na przyjaciółkę, znad swojej owsianki.

- Wiesz o kim.

- Nie wygaduj bzdur... - skarciła ją szybko.


Po ostatnich słowach Hermiona obróciła głowę w stronę stołu nauczycielskiego, czując dziwną ekscytację. Ginny miała rację, Mistrz Eliksirów wpatrywał się w nią znad swojego talerza. Kompletnie nie pamiętając nic z poprzedniego wieczoru, uniosła delikatnie kąciki ust. Profesor Snape zmroził ją tak chłodnym spojrzeniem, że niemal poczuła zimny powiew na policzkach. Zmieszana opuściła wzrok, czując nieprzyjemny skurcz w żołądku. Ginny szturchnęła ją w bok.


- Miałam rację – szepnęła, a jej głos był przepełniony zwycięskim triumfem.

- Mhm... - mruknęła pod nosem.

- Cześć...

- Cześć Neville – odpowiedzieli wszyscy równocześnie.

- Nie widzieliście Teodory? - spojrzał na nich z nadzieją, siadając obok Rona. - Nie mogę jej nigdzie znaleźć – dodał, nalewając soku dyniowego do pucharka.

- Znowu ci uciekła? - zapytał Harry, poprawiając okulary.

- Niestety – westchnął przygnębiony.

- Pomogę ci jej poszukać – zgłosiła się na ochotniczkę Ginny.


Kiedy Neville popijał sok dyniowy, przeleciał przez niego profesor Binns. Longbottom skrzywił się nieznacznie, posyłając w stronę ducha chłodne spojrzenie. Profesor Binns, kompletnie nie przejmując się tym, że niemal zmroził do szpiku kości ucznia. Zwrócił swoją uwagę na Pannę Granger, całkowicie rozżalony stwierdził, że nie może się doczekać, kiedy porozmawia z prymuską o książce. Hermiona doskonale wiedziała, skąd to zainteresowanie profesora. Kilka dni wcześniej, niefortunnie zasnęła na zajęciach, a brutalnie obudzona skłamała, że całą noc czytała księgę o czarownicach. Od tamtego dnia, profesor Binns wyczekuje, aż spotka się z dziewczyną i będą mogli wspólnie podyskutować nad opasłym tomem. Doszli do porozumienia, że w przyszłą niedzielę, tuż po obiedzie w Wielkiej Sali będą mogli, w końcu się spotkać i porozmawiać.


- Ron, gdzie ty to wszystko mieścisz? - zaśmiała się w końcu Hermiona, gdy tylko profesor Binns odleciał, znikając w kamiennej ścianie.

- No co? Głodny jestem – powiedział, nabierając dokładkę sałatki owocowej.

- Co się dziwisz Granger - usłyszeli za plecami znajomy głos. Malfoy stał w asystencie Crabbe'a i Goyle'a, patrząc na nich z wyczuwalną pogardą. Przeczesał palcami idealnie ułożone włosy. – Musi uzupełniać zapasy. W domu nie ma co liczyć na jedzenie. Ej Weasley, dostajesz chodziarz suchy chleb? Chwila... - podrapał się teatralnie po głowie. – To coś można nazwać domem? To raczej obora dla świń. I ty w tym mieszkasz? Szacun stary!

- Zjeżdżaj. Stąd. Malfoy - wycedził przez zęby Harry, zaciskając palce na różdżce.

- Z tobą nie rozmawiam bliznowaty - Crabbe i Goyle wybuchnęli śmiechem.

- Jak śmiesz?! - warknął Ron, chwytając za różdżkę.

- Nie zapomnij, że jestem prefektem - postukał teatralnie palcem o swoją idealnie wypolerowaną odznakę.

- Malfoy, ja także jestem prefektem. Chyba o tym nie zapomniałeś? – do dyskusji dołączyła się Hermiona.

- Głupia szlama – kiwnął palcem na goryli i odszedł do stołu Ślizgonów.

- Gdyby nie było tu nauczycieli, to bym go połamał!

- Daj spokój – powiedział Neville.

- Nie będzie obrażał mojej rodziny i przyjaciół skur...

- Ron! - pisnęła Granger. – Tu są dzieci!


***


Hermiona wzięła kilka głębszych wdechów. Gdy była już mentalnie przygotowana na to, co ma ją czekać, zapukała stanowczo. Słysząc dobiegające ze środka wejść, wkroczyła do sali. Za biurkiem siedział profesor Snape. Spoglądał na nią tym razem zza biurka nie zawalonego papierami, a zza cienkiej książki, którą trzymał w dłoniach. Natrafiła na chłodne spojrzenie czarodzieja, a nieprzyjemny dreszcz przeszył ją wzdłuż kręgosłupa. Profesor Snape na jej grzeczne i kulturalne, dzień dobry profesorze, wskazał bez słowa na drzwi od kantorka. Hermiona od razu zrozumiała tę niemą aluzję i nie obdarowując go ani jednym spojrzeniem, zniknęła w składziku zakasając rękawy. Na półce stał stosik kociołków, które wyczyściła poprzedniego wieczoru, a na posadzce zostały jeszcze trzy, wyjątkowo zapaskudzone zaschniętymi wywarami. Nie spostrzegła już środków czystości, z których korzystała dzień wcześniej. Tuż obok gąbki i szczotki dostrzegła plastikowy pojemnik, a w środku coś, co okazało się pastą w kolorze malinowym, zapewne zastępującą środki czystości. Zbliżyła pojemnik pod nos. Cóż, bynajmniej ten specyfik nie posiadał żadnego zapachu.


Po półtorej godzinie umyła nad zlewem dłonie, a ciepła woda, delikatnie rozluźniła obolałe kończyny. Czuła, jak ramiona niemalże ją piekły od energicznego szorowania zaschniętych wywarów. Spojrzała na stosik wyczyszczonych kociołków, a duma nieznacznie ją rozpierała. Wykonała kawał dobrej roboty. Zamknęła drzwi od składzika i usiadła przed biurkiem czarodzieja, zauważywszy, że pisał coś zawzięcie na pergaminie. Książeczka, którą czytał wcześniej, leżała tuż obok świecy, a spomiędzy stron wystawała zakładka wykonana zapewne ze smoczej skóry. Siedziała tak chwilę w ciszy, rozglądając się po sali. Gdy tylko wróciła wzrokiem do biurka, spostrzegła, jak mężczyzna mimowolnie założył kosmyk włosów za ucho, a wtedy tak niespodziewanie z ust panny Granger wydostało się ciche oh. Uniósł wzrok znad pergaminu, obdarowując ją pytającym spojrzeniem. Hermiona spłonąwszy purpurą, podrapała się po policzku. Zaczęła kaszleć, usprawiedliwiając się paskudną alergią. Zanim profesor Snape spuścił wzrok, Hermiona była pewna, że kąciki jego ust, delikatnie uniosły się ku górze. A przecież Snape się nie uśmiecha.


- Profesorze mogę zadać panu pytanie? - odezwała się w końcu, gdy odsunął od siebie pergamin.

- Już to zrobiłaś – powiedział dość rzeczowo.

- Oh no tak... - burknęła szybko, czując ciepło na policzkach. Przecież ona jest Hermioną Granger, odważną Gryfonką, a rumieni się jak nastolatka z mugolskich telenoweli. Merlinie, widzisz to? - Profesorze, chodzi o to, że miałam wczoraj szlaban.

- To była bardzo błyskotliwa uwaga, panno Granger – powiedział wrednie, a ona miała wrażenie, że dobrze się bawi.

- Profesorze sęk w tym, że nie za wiele pamiętam z poprzedniego dnia – wyrzuciła z siebie, czując, jak ogarnia ją fala zażenowania.

- Nie dziwie się... - mruknął, podnosząc się z fotela.

- Profesorze... co ma pan na myśli?

- Gdyby ktoś mnie wybudził ze snu, też bym pewnie nic nie pamiętał – oparł się o biurko, obserwując uczennice.

- Przecież to niemożliwe – żachnęła się, podnosząc wysoko głowę. W następnej sekundzie czym prędzej zerwała się na równe nogi. Zrobiła to tak szybko i energicznie, że chwyciła się za skraj biurka, widząc przed oczami czarne plamki. – Merlinie...

- Wystarczy profesorze -  gdyby tylko na niego spojrzała, mogłaby zauważyć wredny uśmieszek na jego twarzy. - Dobrze się czujesz Granger? - zapytał w końcu. Hermiona stała wciąż kurczowo trzymając się biurka. Słowa profesora doleciały do niej po chwili. Oderwała dłoń z twarzy, spoglądając na mężczyznę. 

- W porządku, dziękuję - opadła ponownie na fotel. - Czyli... ile wczoraj odebrał pan punktów? 

- Tylko dwadzieścia, panno Granger.

- Tak... tylko dwadzieścia– westchnęła. Jeśli tak dalej pójdzie, to pobije rekord utraty punktów w tym roku.

- Mówiłaś coś?

- Nic profesorze... - westchnęła, unosząc głowę - Przepraszam za wczoraj.

   

Właściwie nie wiedziała, czy przepraszam, cokolwiek zmieni. Śpi na historii magii, zasypia podczas szlabanu, idzie ze skargą do dyrektora, oskarżając profesora Snape’a o chęć otrucia jej. Merlinie, co ja wyprawiam?, westchnęła, czując ucisk w żołądku. Profesor Snape nic nie odpowiedział. Machnął dłonią w stronę drzwi wyjściowych i zasiadł ponownie za biurkiem, chwytając za czarną książkę. 

   

- Jeszcze jedno Panno Granger – rzucił, kiedy złapała za klamkę. - Pochlebia mi to, ale proszę więcej nie nazywać mnie swoim Romeo.

- Merlinie...  co za wstyd – wyszeptała pod nosem. Poczuła, jak płonie rumieńcem aż po same końcówki włosów.

- Merlina nie radzę w to mieszać - dodał, a Hermiona zacisnęła powieki, czując parujący żar ze swoich policzków. - Dobranoc panno Granger.

- Dobranoc profesorze.

   

***


W Pokoju Wspólnym było gwarno i tłoczno. Większość z uczniów zostawiła na ostatnią chwilę wykonanie prac domowych. Obok foteli i na stolikach piętrzyły się stosy ksiąg, a dywany zawalone zostały pergaminami i kałamarzami. Harry wraz z Ronem z nie tęgimi minami, spoglądali z zazdrością na Hermionę i Ginny, które niczego sobie plotkowały na sofie, obok rozpalonego kominka. Harry żałował, że nie zaczął prowadzić swojego organizera prac domowych, który dostał drugi rok z rzędu pod Gwiazdkę od Hermiony. Magiczny kalendarz miał przypominać o regularnym i sumiennym odrabianiu prac domowych. Za każdym razem, gdy był otwarty, wykrzykiwał motywujące hasła: "Odrób lekcje dzisiaj, bo jutro będziesz wisiał", "Jak kropkę nad i postawisz, to wyjdziesz i się zabawisz", "Nie odkładaj tego na później, bo później może być różnie". Cóż, Harry powtarzał sobie, że to ostatni raz, jak doprowadza się do takiego stanu, zostawiając na niedzielny wieczór całą górę prac domowych. Westchnął zdruzgotany, patrząc to na swój pergamin, to na pergamin Rona. 


- Masz jeszcze ten organizer prac domowych? - zapytał szeptem Rona. Ten spojrzał na niego, jakby spadł z choinki. - No wiesz, dostaliśmy go od Hermiony na Gwiazdkę.

- Aaa… to - jęknął. - No mam jeszcze, a co?

- Chyba musimy zacząć go prowadzić. Nie ufam sobie, że będę pamiętać o regularnym odrabianiu tych głupich prac domowych.

- To jest myśl - i przyciągnął ku sobie podręcznik zaklęć, zabierając się za zaległy referat dla profesora Flitwicka. - Oj głupi kot, odejdź no – warknął Ron, machając ręką na Krzywołapa, który zaczął domagać się uwagi. Koniec końców wziął i pogłaskał go parę razy po grzbiecie, przez co Krzywołap mruknął zadowolony. – Odczepisz się już? - wycedził naburmuszony Ron, powracając do referatu. Chwilę później, Krzywołap tym razem podszedł do Harry'ego, kładąc mu się bezceremonialnie na pergaminie.

- Hermiona, weź go – napomknął Harry, mrużąc groźnie oczy.

- Chodź, kicia – Ginny wzięła kota na ręce i zniknęła z kotem, oddalając się w stronę dormitorium dziewcząt.

- Hermiono - zaczął przesłodzonym tonem Ron. - Bo wiesz, że jesteś najlepszą dziewczyną, jaką znam…

- Tak? - założyła dłonie pod biustem, wiedząc dokładnie, w jaką grę pogrywa Ron.

- No najlepsza i najwspanialsza… i gdybyś mogła tylko zerknąć, czy jest wszystko w porządku z moim referatem, byłbym wdzięczny - podsunął w stronę pergamin wraz z piórem.

- Ron, czy to przypadkiem nie jest magiczne pióro ze sklepu Freda i Georga? - zapytała, oglądając uważnie złote pióro.

- Samo poprawia błędy – żachnął się rudowłosy.

- Doprawdy? - spojrzała na niego znad pergaminu, unosząc brew ku górze. – W jednym słowie mieć aż trzy błędy?

- To nie możliwe! - jak oparzony zerwał się ze swojego miejsca i usiadł obok Hermiony spoglądając na pergamin. - Zabije ich! Dałem za niego aż dziesięć galeonów...

- Ja też – mruknął Harry, patrząc na swoją pracę, w której pojedyncze słowa, zaczęły mienić się wściekłą czerwienią.

- Oj chłopcy – mruknęła rozbawiona Hermiona.


Podkreśliła słowa, w których mieli błędy, dopisała parę ważnych informacji i wręczyła im pergaminy, oznajmiając, że muszą przepisać je jeszcze raz. Tym razem już normalnymi piórami, bo gdyby profesor Flitwick zauważył wściekłą czerwień na pergaminach, zapewne dałby im Trolla, na powitanie.

   

Młodsi uczniowie powoli zaczęli oddalać się do swoich dormitoriów, ziewając pod nosem. Starsi kończyli rozmowy i również zbierali się do sypialni, trzymając pod pachami zwoje pergaminów. Hermiona obserwowała Harry’ego i Rona, uważnym okiem kontrolując ich pergaminy. Gdy nie mogła się do niczego doczepić, a chłopcy nie popełnili ani jednego błędu, poklepała ich po plecach, opierając się o sofę. Całkowicie wyprani ze sił witalnych odłożyli pióra, uśmiechając się szeroko ku Hermionie.


- I jak z Teodorą? Ginny i Neville znaleźli ją? - zapytała, gdy po dziesięciu minutach kroczyli ku spiralnym schodom.

- Nie, ale na pewno szybko się znajdzie – odpowiedział Ron.

- Dobrze chłopcy, widzimy się jutro na śniadaniu.

- Dzięki Hermiono za pomoc - powiedzieli niemal jednocześnie.

- Dobranoc – uśmiechnęła się ciepło, wspinając się po spiralnych schodach, prowadzących do sypialni dziewcząt.

    

***


To samo miejsce, to samo wzgórze, przyprawiające o paraliżujący strach. Ten sam mroźny wiatr. Dwa mordercze słowa wypływające z sinych ust młodej kobiety. Bezgłośny upadek, martwego ciała. Szaleńcze owacje i śmiechy, zakapturzonych czarnych postaci. 

Ptaki, które kolejny raz powracały do swych gniazd.

Pożerająca wszystkie zmysły, wszystkie kończyny, otchłań ciemności...


   

Hermiona otworzyła oczy. Była tak rozpalona, że cała koszulka lepiła się do jej ciała. Otarła z czoła krople potu, łapiąc głęboki dech. Rozejrzała się po dormitorium. Czuła, jak serce łomotało tak szybko w jej piersi, że obawiała się o przedwczesny zawał w dość młodym wieku. Spokojnie, nikogo tu nie ma... wyszeptała, ocierając nieświadomie gorzkie łzy z policzków. Ostrożnie zeszła z łóżka dotykając stopami chłodnej podłogi. Zrzuciła z siebie przemoczoną koszulkę, wyciągnęła z kufra świeży t-shirt i czym prędzej go na siebie zarzuciła. Chwyciła jeszcze bluzę z kapturem i jeansy, które naciągnęła na spodnie od piżamy. Gołe stopy wsunęła w trampki, chwyciła za różdżkę, naciągnęła kaptur na głowę, po czym wyszła z pokoju.


Wiedziała, że jej nocna wędrówka spotka się ze złamaniem szkolnego regulaminu. Jednak w tamtym momencie wiele jej to nie obchodziło. Chciała jak najprędzej oddalić się spod wieży Gryffindoru i odświeżyć głowę na opustoszałych szkolnych korytarzach. Nie wiedziała kiedy, ani jak znalazła się pod drzwiami szkolnej biblioteki. Chwyciła za klamkę, a ona pod naciskiem jej dłoni, bez żadnego protestu ustąpiła. Pani Prince, znów nie zamknęła drzwi, przeszło jej przez myśl. Zawędrowała do stolika znajdującego się tuż pod oknem. Przycupnęła na krześle, ukrywając twarz w dłoniach. Z jej oczu zaczęły wydostawać się niechciane, gorzkie łzy, a szloch rozniósł się po całej bibliotece. Gdzieś w duchu liczyła, że ta mała wędrówka pomoże jej pozbyć się sprzed oczu widoku martwego ciała. Nie podobało się jej to uczucie, że w zakamarkach swojego umysłu doskonale wiedziała, kim był martwy mężczyzna, ale żadna konkretna twarz nie pojawiła się jej przed oczami. Wzdłuż kręgosłupa poczuła przepływające, nieprzyjemne dreszcze.


Spojrzała przekrwionymi oczami na księżyc. Otoczony był milionami gwiazd, które bajecznie migotały na tle czarnego nieba. Nie miała problemu, aby na ciemnym płótnie odnaleźć Wielki Wóz. Była to mała rzecz, którą nauczył jej tata. Nawiedziło ją wspomnienie letnich wieczorów, kiedy z rodzicami pakowali samochód i jeździli na polanę. Rozkładali wtedy gruby koc i wpatrywali się wspólnie w rozgwieżdżone niebo. Pociągnęła niezdarnie nosem, ocierając łzy. Lubiła wracać do tych niewinnych, dziecięcych wspomnień. Za każdym razem, gdy jej umysł nawiedził obraz rodziców, czuła się o wiele lżej.

- Kto tu jest? 


Niemal podskoczyła na krześle. Całkowicie się wyłączyła, że nawet nie spostrzegła, że ktoś znajdował się wraz z nią w bibliotece. Jak nic, celował w nią różdżką, z którego końca wypływało smętne światło. Hermiona przełknęła ciążącą gulę w gardle. Starała się odnaleźć błądzącymi po stole palcami, różdżkę. Poczuła zimne krople potu na karku.


- Ściągnij kaptur.


Wypuściła ze świstem powietrze, przestając poszukiwać różdżki. Doskonale znała ten głęboki głos. Poczuła niewyobrażalną ulgę, chociaż nie była samej do końca pewna dlaczego.


- To ja...

- Panna Granger? Co ty tu robisz? 


Opuścił różdżkę, siadając po drugiej stronie stołu. Przeskanował wzrokiem skuloną sylwetkę Gryfonki. W blasku księżyca zauważył srebrne łzy w kącikach jej oczu. Płakała, pomyślał. Przez moment chciał ją zapytać, czy coś się stało, jednak odepchnął czym prędzej tę myśl od siebie. Przecież wcale go to nie obchodzi.


- Przyszłam na patrol – wypaliła, zanim pomyślała.

- Doprawdy? - zmrużył oczy. – Chyba pamiętasz, że tylko nauczyciele mogą patrolować korytarze nocą?

- Tak? To chyba źle spojrzałam w kalendarz. – starała się, aby jej głos mógł okazać głęboką skruchę. Chyba zadziałało, bo mina Snape’a była dość łagodna.

- Kolejny raz spotykam cię nocą poza dormitorium – powiedział chłodno. – Dwadzieścia punktów od Gryffindoru. Co było tak ważnego, by szwendać się po zamku?

- Koszmar.

- Słucham? - przybliżył głowę o parę centymetrów. – Możesz powtórzyć?

- Miałam koszmar, profesorze.


Ciemne oczy Snape’a błysnęły. Wyglądał, jakby opuścił maskę zwykle nadąsanego profesora, nakładając na siebie coś, co Hermiona mogłaby opisać, jako oazę spokoju. Niecodzienny widok, pomyślała. 


- To nie zmienia faktu, że nie powinnaś opuszczać swojej wieży – powiedział po chwili, spokojnym głosem. - Nocą w zamku bywa niebezpiecznie.

- Ja wiem, przepraszam... musiałam się przejść – mruknęła, wpatrując się w swoje dłonie.

- Gdyby coś ci się stało...


Hermiona poderwała głowę. Nie wiedziała, czy to się jej przesłyszało, czy naprawdę z ust profesora wyleciałby słowa obawy. Przekrzywiła głowę w bok. Usta Snape’a zaciśnięte były w cienką linię, a ręce miał skrzyżowane na piersi, spoglądając na nią przenikliwym spojrzeniem. Poczuła, jak zaschło jej w ustach.


- Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć?

- Nic nie mówiłem - powiedział rzeczowo.


Hermiona pokiwała głową, czując na policzkach wypieki zażenowania. Cóż, nadszedł ten moment, że zaczęła mieć omamy słuchowe. Merlinie, czy ty to widzisz?, jęknęła w myślach.


Snape wstał od stolika, gładko zasuwając za sobą krzesło. Skinął głową na Hermionę, która niechętnie oderwała się z wygodnego siedzenia. Spojrzała z niewyobrażalną tęsknotą na księżyc. Chwilę później kroczyła ramię w ramię z profesorem, kierując się ku wyjściu z biblioteki. Nawet nie musiał mówić, że ją odprowadzi. Hermiona zrozumiała to tuż po chwili, gdy ominęli schody prowadzące w dół i kierowali się ku spiralnym schodom wiodącym w górę. Przemierzali w ciszy korytarze zamku, a każde z nich zdawało się przesiadywać we własnym wyimaginowanym świecie. 


Raptem usłyszeli jakiś dźwięk dobiegający tuż przed nimi. Hermiona tracąc całkowicie wolę walki, chwyciła ramię profesora, zatrzymując się gwałtownie. Uderzył ją hipnotyzujący zapach perfum. Były tak głębokie i wyważone, że Hermiona poczuła lekki zawrót głowy, będąc całkowicie otumanioną tą intrygującą mieszanką. Pod palcami wyczuwała napięte mięśnie i gdyby tylko uniosła głowę, mogłaby zauważyć, że jedna z brwi mężczyzny powędrowała w górę, nadając jego twarzy charakterystyczny wygląd.


- Zabierz te macki ze mnie.


Wredny głos profesora doleciał do niej jakby zza mgły. Poczuła jego dłonie na swoich. Snape zwinnym ruchem wyswobodził się z jej dotyku, wyciągając zza pasa różdżkę. Hermiona poczuła, jak zaschło jej w gardle.

- Lumos – na końcu różdżki pojawiło się małe białe światełko. – Co to jest?

- Te-Teodora? - Hermiona wytrzeszczyła oczy niczym pięć galeonów, widząc podskakującą ku nim ropuchę.

- Zabije Longbottoma - wycedził przez zęby Snape.

- Oh… - jęknęła Hermiona. - Muszę oddać ją Neville'owi.

- Nie ma mowy, konfiskuje ją. Pan Longbottom musi nauczyć się jej pilnować. To jest niedorzeczne, co ten chłopak wyprawia! Czekam na dzień, kiedy zapomni o własnej głowie.

- Teodora chodź tu - zawołała, puszczając mimo uszu kąśliwy komentarz. - Ehh... kici-kici... cip-cip... o do nogi!

- To nie jest kot, to jest ropucha Granger... - rzucił z ironią.

- A jak się woła ropuchy? - spytała zdawkowo, zakładając ręce pod biustem. Uniosła brew ku górze.

- Zaraz ci pokarze - ukucnął i wyszeptał pewne słowa w nieznanym jej języku, a Teodora, jak zaczarowana podskoczyła pod jego buty. Snape wziął ją w dwa palce, krzywiąc się lekko.

- Profesorze! - zirytowała się Gryfonka, widząc jego poczytania. - Pan jest okropny! - Nawet nie wiesz jak bardzo, pomyślał.

- Wiem i jestem z tego dumny, Granger.





  

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  

Witajcie kochane Miśki ♥
Rano nie mogłam już spać. Naszła mnie wena i zaczęłam pisać. Trochę się obawiam czy to co dla Was naskrobałam ma sens... ;)
3-majcie się! Jutro do szkoły! O Merlinie...  :(

28 komentarzy:

  1. ,, Chciała by on poczuł do niej mięte." - myślałam, że padnę! ;d Coś mi się przypomniało, ale to inna historia! ;>
    Rozdział długaśny, ale nawet nie wiem, kiedy go skończyłam czytać, tak się zaczytałam. Biedna Teodora. ;d Czekam na nn i pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inna historia? ;D Błagam powiedz, bo ja nie wytrzymam :)
      Tak, chyba to był najdłuższy rozdział jaki na razie napisałam ;>
      Nie martw się o Teodore :)
      Buziaki ♥

      Usuń
  2. Biedna Teodora ;< Snape musiał ją wziąć. Co z nią będzie? Ja się pytam xD
    Cudnyy.. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie ;3
      Ty wszystko musisz wiedzieć, prawda? ;)
      Możesz spać spokojnie, nasza ropuszka będzie cała (tak myślę,...) ;D

      Usuń
  3. Świetny rozdział! Uwielbiam Sevmione a Ty piszesz zajebiście! Jakbym mogła to bym poprosiła info o nowej notce okej? Dodam do obserwowanych. Nie obrazisz się jak blog w sensie link wyląduje u mnie w bibliotece linków :)
    http://nienawisc-w-milosc.blogspot.com/2013/04/rozdzia-3.html
    Tu dawaj mi info :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku jaki miły komentarz ;*
      Bardzo mnie cieszy, że mój styl pisania, historia Sevmione Ci się podoba, dziękuję!
      Oczywiście będę Ciebie powiadamiać :) to dla mnie wielka przyjemność! ;3
      Oczywiście, że się nie obrażę... :)

      Usuń
  4. Bardzo wciągnął mnie ten rozdział super si.e czytało :)
    Ciekawe co zrobi Hermiona ze swoim uczuciem do Severusa xD
    Severus pouczuje "miętę" haha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie ;**
      Niedługo może się dowiemy co nasza Gryfonka zrobi ;>

      Usuń
  5. Rozdział świetny, jestem zachwycona a do tego był dość długi. Tak się wciągnęłam, że nawet nie zauważyłam jakie go skończyłam. Severus mnie trochę zaskoczył tym, że pozwolił sobie poukładać dokumenty ;D. Bardzo fajny rozdział czekam na więcej takich ;)
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! ;3
      Jak napisałam wyżej to jest to najdłuższy rozdział :)
      Nasz nauczyciel jest trochę zbyt leniwy, więc nie protestował „zbytnio” by Hermiona to zrobiła za niego :)
      Postaram się pisać więcej takich :>

      Usuń
  6. Kochana autoreczko zaskakujesz mnie i to w bardzo pozytywny sposób. Długość rozdziału była zadowalająca, a jego treść wywoływała na mojej twarzy szeroki uśmiech :D. Severus i Hermiona widać, że się do siebie powoli zbliżają i bardzo dobrze aby tak dalej :))) a co do żabci ojej XD
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny
    SPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ♥
      Ciesze się jak dziecko, że Ci się podobało. Powoli ale się zbliżają ;>
      Ojej nie martw się o żabkę ;D

      Usuń
  7. Zajebisty rozdział! ♥
    i\Długi, a niektóre momenty mnie rozwalały! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Merlinie jak się cieszę ;D
      A które to momenty były jak mogę wiedzieć? ;*

      Usuń
  8. Ma sens!
    Niektóre momenty mnie rozwalały!
    "To pan jest w ogóle zdesperowany?"
    "Wiem, jak brzmi moje nazwisko"
    A to "przeleciał przez niego" czy tylko mi się to skojarzyło? XD

    Piszesz niesamowicie i wywołujesz u czytelnika śmiech. Masz wielki talent. Rzadko kiedy tak się śmieję przy czytaniu.

    Nigdy nie czytałam takiego bloga Sevmione. Wątki romantyczne przeplatają te śmieszne... Po prostu fenomenalnie!

    Całuję! Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie dziękuję ;**
      Z Neville'm nie zauważyłam tego jak pisze. Już szybciutko się wytłumaczę ;) … a więc tak, wiadomo, że profesor historii magii jest duchem. I nie wiedziałam jak mam napisać. Myślałam nad „przejściem” przez ciało chłopaka. Ale do ducha to nie pasuje ;) Teraz siedzę i się śmieje z własnej głupoty hehe ;D

      Czytając Twój komentarz dostałam rumieńca, który nie znikał przez kilka minut. A później kolejny raz płakałam. Teraz u mnie w życiu to na początku dziennym... jestem młodą autorkom. Czytając takie komentarze czuję jak dostaję skrzydeł. Dosłownie! Dzięki nawet kilku słowom ja chce skakać ze szczęścia (nie ukrywam, ale to robię) i bardzo chcę Wam dziękować w kolejnych rozdziałach. Moje dziękuję to każdy kolejny rozdział, w którym zawieram wszystkie swoje odczucia. W każdym zdaniu chcę wyrazić jak jesteście dla mnie Ważni! ;*

      Jeszcze raz dziękuję Ci! ♥

      Usuń
    2. Nie ma za co :**

      Nie chodziło mi w żaden sposób, że to z Neville'em jest złe lub niepoprawne, tylko o to, że jestem na tyle zboczona, że jakoś mi się to skojarzyło XD

      Nie rycz już tyle ;___; ♥

      A teraz uwaga, Esther bawi się w profesjonalistyka! (tak to się pisze i już!) :D

      Wybrałaś sobie słońce trudny temat bloga - miłość trzydziestoparolatka i nastolatki. Niemniej jednak, opisywanie tego wychodzi Ci świetnie. To trudne, gdyż nie mogą zbliżać się do siebie zbyt szybko, ale też nie w ślimaczym tempie, bo komu chciałoby się to czytać? :)
      Ale Tobie wychodzi super i oby tak dalej :D

      Uwaga, Esthe kończy zabawę w profesjonalistyka XD
      Niemniej, uwielbiam udawać, że się na tym znam, więc jeszcze parę takich komentarzy dostaniesz :33

      Całuję! ♥

      Usuń
    3. Rozumiem o co chodziło z Neville'm. Nna początku tego nie zauważyłam. Ale jak ty mi napisałaś to też zauważyłam drugie "znaczenie" w sensie tych sprawach xd
      Nie jesteś zboczona :> Nie mów, a raczej tak nie pisz! :)

      Postaram się zrobić to dla Ciebie i oszczędzić parę łez... trudno będzie... :(

      Esther profesjonalistyka! Cudnie ♥
      Proszę ogranicz już te miłe słowa bo znowu mi się chce płakać. Obiecałam, że już nie będę ale nie potrafię. Nie mniej jednak bardzo Ci dziękuję ;**

      Myślałam by kiedyś pisać inną tematykę opowiadania. Ale stwierdziłam, że po prostu nie potrafię. Czuję coś magicznego opisywać historię tych dwojga czarodziejów. Tego się nie da opisać! Ale ty dobrze wiesz co ja czuję :) (Ginny&Harry)

      Kochanie dziękuję za to, że JESTEŚ! ;3

      Usuń
    4. Yeah, jeszcze mi nikt nie podziękował za to, że jestem ♥

      Okej, żebyś nie ryczała więcej, postaram się nie komentować tak długo... Nie no, nie umiem xD

      Ach, i jestem zboczona. Ale to już wiem :33
      Lubiem profasjonalistyke :D

      Usuń
  9. Robi się coraz ciekawiej. Snape ciągle mnie zaskakuje na plus oczywiście. :) Niektóre momenty wywoływały u mnie ataki dzikiego śmiechu... xD
    Naprawdę świetny rozdział. Czekam na następny z niecierpliwością. ^^
    Duuużo weny. :*
    Pozdrawiam Cyzia14. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadasz, że miałaś napad dzikiego śmiechu? Hmm... ciekawe :)
      Dziękuję to wiele dla mnie znaczy!
      Dziękuję kochanie ;3

      Usuń
  10. @Esther - nie tylko Tobie ;)
    Ale z tą miętą to seryjnie przywaliłaś ;*
    No i masz u mnie plusa za taki długaśny rozdział, który b. miło się czytało ;)
    Dark.Paradise.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna osoba zobaczyła moją wpadkę z duchem hihi ;)
      Ale chyba się podobało? (mięta)
      Dziękuję, za plusika! A wpiszesz mi do dzienniczka? ;D
      Dziękuję kochanie jeszcze raz ;**

      Usuń
  11. Aaaahhh... Te ich kłótnie <3 kici kici do ropuchy, bardzo mądrze :D Hermiona śpiąca na podłodze, podejrzewająca Snape'a że jej coś zrobił, mistrz! <3 Hmm... Po mojej głowie chodzi tylko jedna myśl " Całuj Miona... Całuj tłusto-włosego-demona! " Wybacz mam dziś fazę :D. Ale czekam na buziaka! :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och... jak miło! Dziękuję ♥
      Też uwielbiam ich kłótnie hehe ;D
      Sama teraz się zastanawiam jak się woła ropuchy... :)
      „Całuj tłusto-włosego-demona!” mocne kochana!
      Musisz doczekać się buziaka, spokojnie. Ale będzie watro! ;D
      Dziękuję ;**

      Usuń
  12. Czytam tak sobie to opowiadanie, bardzo mi się podoba, ale błędy ortograficzne w tym rozdziale aż bolały. "Chodziarz" poraził moje oczy... Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach będzie lepiej... :)

    OdpowiedzUsuń
  13. - Nie jestem aż tak zdesperowany. – odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem. Miałam wrażenie, że dobrze się bawi.
    - To pan jest w ogóle zdesperowany? - nie odpowiedział, ale usłyszałam, jak tłumi chichot.
    ^ Zdecydowanie najnajnajmoment z tego, co do tej pory przeczytałam. Lecę do kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, uwaga czy spostrzeżenie znaczy dla mnie bardzo dużo i pobudza Pana Wenę, który czasem bywa leniwy :)