sobota, 30 marca 2013

Rozdział 15

       

Brzozy kołysały się pod wpływem nagłego wiatru, przygnanego z zachodu. Zielone liście, mieniły się niczym diamenty w promieniach wrześniowego słońca. Wiatr nieco zmniejszył na sile, a zalane słońcem błonia Hogwartu, otoczyła przyjemna melodia szumu drzew. Pod jednym z dębów, siedziały dwie nastolatki, na burgundowym, plecionym kocu. Młodsza z dziewczyn wystawiła swoją piegowatą buzię w stronę słońca, ciesząc się piękną pogodą. Ta, nieco starsza, która na piersi dumnie nosiła odznakę prefekta, opowiedziała młodszej o dziwnym zachowaniu jednego ze Ślizgonów, który pomógł jej ze skaleczoną dłonią. Panna Granger z góry przewidziała odpowiedź rudowłosej Gryfonki. Jak stwierdziła ze skwaszoną miną Ginny: „Malfoy musiał dostać tłuczkiem w głowę. Tak po prostu miły nie mógł się stać, Hermiono”. Najmłodsza latorośl Weasleyów nie byłaby sobą gdyby nie zaczęła głośno komentować tematu znienawidzonego Ślizgona. Cały potok słów rudowłosej, rozpoczął się od perfidnego dupka, a zakończył na to całkiem podejrzane. Zdaniem Ginny to, co wspomniała Hermiona nie miało najmniejszego sensu. Malfoy pomógłby komuś z własnej nieprzymuszonej woli? I to jeszcze, komuś, kto nie był czystej krwi? Nonsens.


– Ginny?

– Hmm? – mruknęła, spod przymkniętych powiek, delektując się promieniami słońca na twarzy.

– Mogę zadać ci pytanie?

– Już je zadałaś – odpowiedziała. Zachowuje się zupełnie jak Snape, pomyślała zuchwale Hermiona. – No, ale mów.

– Czułaś się kiedyś tak dziwnie... jakby mózg samoczynnie się wyłączył, w brzuchu coś wariuje, a ty nie możesz nad tym zapanować?

     – Tak – odpowiedziała bez zastanowienia. – Dlaczego pytasz?

– Ah nie nic… tak tylko...

  – Chwila... – wyprostowała barki, spoglądając na nią uważnie. – Czy ty się zakochałaś?

     – Co? Ja? – prychnęła. – Daj spokój Ginny… – odwróciła wzrok zarumieniona.

     – Odnowiłaś kontakt z Wiktorem Krumem? – zapytała entuzjastycznie.

– Słucham? – teraz to ona spojrzała na nią, jakby spadła z choinki. – Nie mamy kontaktu od zeszłych wakacji. Zresztą nie wiem, co się dzieje z Wiktorem.

     – Czyli jest ktoś nowy? – Ginny poruszyła sugestywnie brwiami. Hermiona przełknęła ciążącą gulę w gardle, żałując, że rozpoczęła tę rozmowę.

— Nikogo nie ma — żachnęła się, chwytając za podręcznik numerologii. 

– No przecież widzę – usiadła naprzeciw niej, wyrywając jej podręcznik. Hermiona wyciągnęła rękę, aby chwycić swoją własność, jednak Ginny uśmiechnęła się wrednie, wykrzywiając usta we wrednym uśmieszku. – No mów rzesz!

– Ale nie powiesz nikomu?  – westchnęła. – W szczególności chłopakom?

– Masz moje słowo – uniosła dłoń ku górze. Ej... – chwyciła delikatnie Hermionę za podbródek. – Ty się rumienisz…

– Oh Ginny... 


Spuściła wzrok, czując dziwaczne łaskotanie motyli w brzuchu. Widziała przed sobą nieodgadnioną twarz mężczyzny, o zimnych oczach, skrywających zapewne niejedną tajemnicę. Gdy tylko dłużej się nad tym zastanowiła, poczuła, jak pogrąża się w rozmyślaniach, a jej myśli wędrują samoistnie ku lochom.


– Ja… – jęknęła w końcu. – Tylko się nie śmiej, proszę… – dodała pośpiesznie. – To… to jest profesor Snape…

– Snape?

– Profesor Snape – poprawiła ją Hermiona.

– Ale, że jak... ale wy...?

– Co? Nie, nie... – uniosła ręce ku górze. – Nie ma żadnych nas, tylko, ja... oh Ginny... on... to znaczy, profesor Snape chyba mi się podoba... ja... nie potrafię tego zrozumieć, opisać, po prostu, czuję się bardzo dziwnie w jego towarzystwie, zaczynam czuć kuriozalną, trudną do opisania energię, którą emanuje tylko on – powiedziała na jednym tchu.

– Ty tak na poważnie…

– Tak – mruknęła.

– Ale to jest stary nietoperz…

– … sarkastyczny dupek i odtwórca głównej roli w koszmarach małych dzieci... Ginny ja wiem o tym... – westchnęła zdołowana.


Zapadła cisza. Ginny spoglądała w stronę jeziora, myśląc nad czymś intensywnie, a Hermiona poczuła, jak żołądek skręcił się boleśnie. Nie sądziła, że wypowiedzenie tego wszystkiego, nad czym rozmyślała od dłuższego czasu, okaże się wyczynem, niemal porównywalnym do wspinaczki na Mount Everest. Przecież ona sama jeszcze nie pogodziła się z tą myślą, że mogła patrzeć na ich profesora w ten inny, niedozwolony sposób. Przełknęła ciążącą gulę w gardle. Pociągnęła w końcu Ginny za rękaw, dostając szału, od tej nienaturalnej ciszy pomiędzy nimi.

– Ginny powiedz coś – jęknęła.

– Co chcesz usłyszeć?

– Oh nie wiem! Cokolwiek... – dodała poirytowanym głosem.

– Od wczoraj jesteś już pełnoletnią czarownicą, więc…

– Więc?

– Więc prawnie nic chyba nie stoi pomiędzy wami… – zaczęła spokojnie, dobierając słowa. – Hermiona, on jest chyba ze dwadzieścia lat starszy – jęknęła.

– Dziewiętnaście – poprawiła ją, na co Ginny zaśmiała się delikatnie. Hermiona odetchnęła z niemałą ulgą. Cóż, obawiała się gorszej reakcji przyjaciółki. 

– Powiesz mu?

– O czym?

– No, że coś do niego czujesz.

– Chyba zwariowałaś Ginny – żachnęła się prędko, prostując barki. – Prędzej Snape rzuci na mnie jakąś paskudną klątwę, niż zdąży mnie wysłuchać. Zresztą – machnęła dłonią, zmieniając temat. – Zgadnij, kto złożył mi życzenia urodzinowe.

– Hagrid?

– Tak, ale nie chodzi o Hagrida.

– Profesor McGonagall? - próbowała dalej Ginny. Gdy tylko Hermiona pokręciła przecząco głową, oczy rudowłosej powiększyły się do wielkości dwóch galeonów. – No nie mów, że Snape…

– Tak! Zaskoczył mnie – przyznała dość poważnie. – A ja… pocałowałam go za to w policzek – zakryła twarz dłońmi, czując rozgrzane policzki. Ginny obok, wydała jakiś dziwny dźwięk, coś pomiędzy zdziwieniem a piskiem.

– Co ty dajesz… A Snape? Co na to?

– Nic. Chyba go zaskoczyłam… – podsumowała całkiem poważnie.


Właściwie niedane było się jej zastanowić, jak tak naprawdę mógł zareagować profesor Snape. Gdy tylko wybiegła z lochów, jeden, jedyny raz pomyślała o nim w wieży Gryffindoru, a przez resztę wieczoru jej myśli toczyły się wokół imprezy niespodzianki. Bo gdyby tylko jej zachowanie spotkało się z gniewem profesora już podczas śniadania Gryffindor otrzymałby wiadomość o utracie wszystkich punktów, albo wlepiłby jej dożywotni szlaban u Filcha, o którym jej wspominał. Hermiona podciągnęła kolana pod brodę, obawiając się, czy nie powiedziała za dużo rudowłosej. Cóż, Ginny miała ostry język, ale ani razu nie wyjawiła nikomu jej rozterek miłosnych, gdy tylko podkochiwała się w Wiktorze Krumie. Prędzej bała się o samą siebie, bo jeśli dalej tak pójdzie to zauroczenie, które pojawiło się tak nagle i niespodziewanie wcale nie odejdzie. Wypuściła powietrze ze świstem, bojąc się konsekwencji własnych uczuć.


     – Hermiona...

    – Hmm? 

      – Czy ty nie masz przypadkiem dziś tego szlabanu?

     – Nie, jest przecież sobo… – poczuła jakby ktoś, wsypał jej do żołądka woreczek z lodem. –  Na brodę Merlina! Zapomniałam o  moim szlabanie... – niemal zerwała się na równe nogi. – Mam dziesięć minut!

– Jakie to romantyczne... – westchnęła z przekąsem Ginny. – Ukochany profesor nie przepuści szlabanu nawet w weekend.

– Lecę, bo do północy mnie nie wypuści. – rzuciła na ramię torbę, puszczając mimo uszu, uwagę Ginny. 

– Bądźcie grzeczni – ale Hermiona już tego nie usłyszała, bo zaczęła biec w stronę zamku.


Nie sądziła, że potrafi tak szybko biegać. O mały włos nie staranowała przerażonych pierwszorocznych Puchonów, gdy zbiegała po kamiennych schodach. Wpadła do zimnych i ciemnych lochów, a rozgrzane policzki uderzył przyjemny, jak na tę okoliczność chłód. W kilku krokach znalazła się przy drzwiach prowadzących do sali eliksirów. Bojąc się, że jest spóźniona, nie zawracała sobie głowy pukaniem i czym prędzej chwyciła za klamkę, wpadając do środka. O mały włos nie wylądowała, jak długa na ziemi, prawie tracąc równowagę na płytkach. Wzięła kilka głębszych wdechów.


– Dz-dzień dobry profesorze... – wysapała, starając się, aby jej głos nie mógł zdradzić, że praktycznie zeszła z tego świata, po nieludzkim wysiłku fizycznym.


Ku jej zaskoczeniu odpowiedziała jej cisza. Gdzie się podział? Biurko, które zazwyczaj zajmował pogrążony w dokumentach czarodziej, było puste. Na blacie spostrzegła białą kartkę, na której schludnym, cienkim pismem była nakreślona instrukcja, aby bez zbędnego ociągania się, wzięła się do czyszczenia kociołków w składziku, bo pojawi się wcześniej, niż może się jej wydawać. Wiedząc, że nie ma co tracić czasu, czym prędzej poszła do składziku. Na podłodze stało przynajmniej tuzin, paskudnie ubrudzonych kociołków. Jęknęła żałośnie, podwijając rękawy. Przyszykowała wodę z wiadrem, gąbkę i środki czystości. Usiadła na stołku, przyciągając do siebie pierwszy kociołek. Wiedząc, że nie ma co dłużej zwlekać, bo praca sama się nie wykona, spryskała sprayem cały mosiężny kociołek, czekając chwilę, aby aktywna piana mogła zadziałać, bo czym wzięła się do pracy. Dźwięk szorowanego kociołka, przerwało nagłe trzaśnięcie drzwiami. Hermiona lekko podskoczyła na stołku, spoglądając w stronę drzwi. Nagle serce mocniej zabiło, gdy zbliżała się ku niej ciemna postać. Poczuła, że zaschło jej w ustach.


– Pracujesz już, świetnie – powiedział rzeczowo profesor Snape wchodząc do składziku. Jego głos zdawał się być tak chłodny, jak panująca w pomieszczeniu niska temperatura. Stanął z rękami założonymi na brzuchu, rozglądając się wokół, jakby znajdował się pierwszy raz we własnym składziku, a rondle i miarki stały się niezwykle fascynującymi obiektami, godnymi jego uwagi.

– Dzień dobry, profesorze Snape – uśmiechnęła się do niego. Pragnęła, aby pamiętał to co wczoraj się wydarzyło, aby był dla niej łaskawy, jednak jego mina zdradziła wszystko. Grymas niezadowolenia, jaki malował się na jego twarzy, sprawił, że Hermiona poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, a dziwny, trudny do opisania wstyd sprawił, że opuściła głowę całkowicie zmieszana.

– Witam – po tych słowach wyszedł do swojego gabinetu, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem.


Odkąd profesor opuścił składzik, już się w nim nie pojawił. Po kilkudziesięciu minutach Hermiona usłyszała, jak krzyknął ze swojego gabinetu: Pracuję nad eliksirem, nie przeszkadzaj mi. Odłożyła czwarty kociołek, starając się nie rozmyślać nad rozgniewaną miną profesora. A czego mogłaś się spodziewać, po tym jak uczennica rzuciła mu się na szyje?!, zapeszył się głos rozsądku. Może powinnam z nim o tym porozmawiać i go przeprosić?, pomyślała? Jednak po chwili pokręciła głową z taką siłą, jakby chciała usunąć z niej resztki niedorzecznych myśli. Lepiej będzie, jak udam, że nic nie miało miejsca. No… i załatwione!, mruknęła pod nosem, wiedząc, że nie będzie to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać. 


Ziewnęła niczym lew, czując piasek pod oczami. Westchnęła zrezygnowana, biorąc kolejny kociołek. Przez moment przeszedł jej przez myśl mały, szatański pomysł. Skoro profesor jest zajęty i nawet tu nie zagląda, a ona jest tak zmęczona, to chyba nic się nie stanie, jak na moment przymknie oczy w celu regeneracji sił. Jak pomyślała, tak zrobiła, opierając się plecami o zimną ścianę, a powieki automatycznie się zamknęły.


***


Profesor Snape, dodał ostatni składnik do eliksiru i zabezpieczył go zaklęciem ochronnym. Płomień pod kociołkiem zmniejszył, a ciecz w środku leniwie bulgotała. Uprzątnął miejsce pracy, przyszykował puste fiolki i dopił chłodną kawę, o której całkowicie zapomniał. Tak był pogrążony pracą nad eliksirem, że nawet nie spostrzegł, kiedy Granger wyszła. A powinna wyjść już dawno, bo wskazówki zegara wskazywały dwudziestą trzecią. Skrzywił się mimowolnie, widząc przed oczami Minerwę grożącą ostro palcem i wylewającą swoje żale, że to nie ludzkie przetrzymywać uczniów do tak późnej pory. Wiedząc, że Granger na pewno się uwinęła z robotą, bez najmniejszego oporu wpadł do składzika, kontrolując jej pracę, a to, co zobaczył, wprawiło go w zakłopotanie, pomieszane z irytacją. Granger jak nic spała z kociołkiem na kolanach.


– Granger – rzucił na tyle głośno, aby wybudzić ją z objęć Morfeusza. – Granger – powtórzył nieco ostrzej. Hermiona zaczęła kręcić się na stołku i gdyby nie szybki refleks mężczyzny, kociołek leżący na jej kolanach, spadłby, na posadzkę, robiąc niepotrzebnego hałasu. Odłożył go na półkę, mrożąc ją spojrzeniem. Hermiona zamrugała oczyma. – Dwadzieścia punktów od Gryffindoru – ton jego głosu był tak cichy i spokojny, że przerażał.

– Ale za co? – przetarła dłonią oczy.

– Za co jeszcze pani się pyta? Za pani spanie na szlabanie.

– Ja... przepraszam profesorze – spuściła automatycznie głowę, czując tak dobrze znany piasek pod oczami.

– Idziesz spać, kociołkami zajmiesz się jutro – warknął Snape. – Granger!

– Aaa! - podniosła głowę otumaniona. – Co?! Gdzie ja…

– Jesteś na szlabanie – wyprzedził ją profesor. – Na gacie Merlina, wstawaj!

– Mmm… mój Romeo. Weź mnie na ręce…


Mruknęła pod nosem, ale nie na tyle cicho, aby Snape nie mógł tego usłyszeć. Spojrzał na nią zdumiony, unosząc brew ku górze. Dziewczyna była całkowicie nieprzytomna. Przez moment zastanowił się, co robiła zeszłej nocy, co sprawiło, że zarwała nockę i wygląda, jak ostatnie nieszczęście. Gdy tylko przypomniał sobie, że wczoraj miała urodziny, od razu połączył wszystkie puzzle, wyobrażając sobie imprezę urodzinową, w której zapewne brała udział. Widział również oczami wyobraźni scenę, w której podeszła do niego wtulając się w niego z całych sił. Na samą myśl, poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku. Przełknął ciążącą gulę w gardle, odsuwając od siebie te niestosowne myśli. Wypuścił cicho powietrze, chwytając ją za łokieć i ciągnąc ku górze. Granger lekko zachwiała się. Snape spojrzał na środki czystości, które stały na podłodze. A może to one ją otumaniły?, przeszło mu przez myśl. Cóż składzik nie był wielkich rozmiarów, a cyrkulacja powietrza była tu dość znikoma.


– Granger, idziemy.


Hermiona lekko zamrugała oczami, ale gdy tylko chciała wykonać krok, kolana odmówiły posłuszeństwa. Niczym marionetka opadła na mężczyznę, który w porę ją złapał. Poczuł w nozdrzach perfumy, z którymi zapoznał się już wczoraj. Słodka bergamotka niemalże go drażniła, ale w ten dziwny, przyjemny sposób. Spojrzał w dół, widząc dłonie Granger na swojej klatce piersiowej. Wypuścił cicho powietrze z płuc, odciągając ją od siebie.


Hermiona wybudziła się niczym z transu. Spojrzała na profesora, a w następnej chwili chwyciła swoją torbę i bez najmniejszego słowa pożegnania skierowała się ku wyjściu. Przez moment cieszył się, że pozbył się Granger dość szybko, ale z drugiej strony już wyobraził sobie, jak dziewczyna wpada w schody pułapkę pomiędzy parterem a drugim piętrem i tkwi z unieruchomioną nogą niemalże całą noc, aż do rana, gdzie znajdzie ją woźny Filch, albo jak wpadnie na jakąś zbroje, o mało co się o nią nie zabijając. Przeklął cały świat pod nosem i dogonił Granger, gdy ta już miała dłoń na klamce. Chwycił ją pod pachę i otworzył drzwi, a chłód, jaki panował w lochach, uderzył ich w policzki. Granger spojrzała na niego, nieco otumaniona, nieco zaspana, ale nie powiedziała, ani słowa. Snape obejrzał się po korytarzu, wypatrując uczniów, którzy o tej porze powinni już być w łóżkach, a gdy nie zauważył nikogo niepożądanego, ruszył z Granger korytarzem, rzuciwszy na nich zaklęcie kameleona. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać następnego poranka potoku pytań co wyprawiał z uczennicą w środku nocy, prowadząc ją niemalże za rękę. 


Niczym duchy przemykali korytarzami, unikając ciekawskich spojrzeń co po niektórych portretów, które o tej porze już dawno powinny spać. Znalazłszy się na korytarzu siódmego piętra, tuż za zakrętem, gdzie znajdowało się wejście do domu Lwa, Snape ściągnął z nich zaklęcie kameleona.


– Granger, koniec wycieczki – burknął chłodno.


Hermiona zamrugała, uśmiechając się blado. Rozejrzała się po ścianach, zdając sobie sprawę, że już wie, gdzie się znajduje. Ale jak to…? Przecież przed chwilą byłam w składziku, pomyślała.


– Jeśli nie chcesz stracić kolejnych punktów, to szybko znikaj mi z oczu – głos Snape’a zadudnił jej w uszach. Chciała zapytać, jakich kolejnych punktów, ale ugryzła się w język, przed powiedzeniem czegoś głupiego. Potem otworzyła usta, bo chciała zapytać, co tutaj robią, a co właściwie on robi z nią pod niemalże portretem Grubej Damy. Gdy tylko o tym pomyślała, czym prędzej kolejny raz zamknęła usta, wiedząc, że to pytanie na bank pozbawi jej punktów.

– Dobrze – powiedziała w końcu. – Dobranoc profesorze.

– Dobranoc.


Gdy tylko zniknęła za zakrętem, a Snape usłyszał zrzędzenie Grubej Damy, niezadowolonej ze zbudzenia jej o nieludzkiej porze, wycofał się ku schodom. Odszedł a długi czarny płaszcz, powiewał za nim jak skrzydła nietoperza.


~*~



Witajcie znowu kochane Miśki ♥


Oddaje w Wasze łapki nowy rozdział   :)

Chciałabym, aby końcówka była śmieszna. Ale chyba coś nie wyszło... ale to Wy oceńcie. 



Jazz  ♥



22 komentarze:

  1. Hej! Rozdział bardzo mi się podobał, ach ta Ginny zawsze musi wszystko wiedzieć hihihi. Osz ten Severus, nie wytrzymał by jakby nie odjął Hermionie punktów :). Romeo dobre XD.
    Pozdrawiam i weny życzę
    SPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, że Ci się podoba.
      Tak, tak Ginny to "druga" opiekńcza pani Molly xd
      Severus zawsze odejmie punkty domu Lwa, jakby tego nie zrobił to z nim chyba coś się dzieje :)

      Usuń
  2. - W twoich snach... - wymamrotał – Ty chyba coś piłaś!
    - Oj tak, sok z gumijagód – oblizała się
    - Z gumi czego? Stop! Idziesz spać. Granger!

    Hahahaha!!! :D To chyba mnie najbardziej rozwaliło ;3
    Świetny rozdział! Severus w roli Romea <3
    Czeka z utęsknieniem na nn ;)
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;*
      Bardzo mnie cieszy. że tamten fragment przypadł Ci do gustu.
      Ahh ten nasz mroczny Romeo...

      Usuń
  3. Hahahahaha duży props za gumijagody ;)
    A tak, to wiesz, co napiszę ;)Ładnie, ładnie, króliczku ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazz lubi gumijagody hihi xD
      Dziękuję, jestem króliczkiem ;*

      Usuń
  4. Jak nie wyszło? xD
    Jest super!
    Kochanie, ten rozdział jest epicki. Już pomijając rozmowę Hermiony i Gin, chociaż ją uwielbiam, to końcówka też jest czadowa!
    Jesteś genialna, byle tak dalej :**
    Czekam na nn! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju dziękuję :3
      Takie miłe słowa, kurczaczki tak mi miło...! Bardzo mnie cieszy, że Tobie się podoba :)
      Genialna? Kochanie dziękuję Ci za miłe słowa :*
      "Byle tak dalej?" Bardzo bym chciała, tylko się boję, że sił mi zabraknie...

      Usuń
  5. Przecudowny rozdział. Końcówka była dla mnie śmieszna ;) Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecudnie czytało mi się Twój komentarz! Dziękuję :3

      Usuń
  6. Hahahaha! Boooooże, umarłam! XD
    "tę jego seksowną, czarną szatę" :D
    Ale to na szlabanie... Roz*ebało system, że się tak wyrażę! :D
    Wybacz, ale taka prawda. :D

    Wesołych świąt. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merlinie, jak ja kocham Twoje komentarze xd !
      "Roz*ebało system" ? Hehe spoko ;D
      Każdy może zasnąć na szlabanie, a co! :)
      I wybaczam Ci, nie martw się ;*

      Usuń
  7. Nie no to jest boskie ! świetny rozdział na serio :O
    uwielbiam to zdjęcie pod rozdziałem ! jak trzyma dłonie na jego tyłku xD
    Życzę weny i czekam niecierpiwie na to co z tym zrobi Snape :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Tak się cieszę, że Ci się podoba ;D
      Tak, też kocham to zdjęcie ♥ dlaczego to ja ta tam nie jestem zamiast Hermiony? Hehe :)

      Usuń
  8. Notka super, bardzo mi się podobała. Ten sok z gumijagód mnie zniszczył ;P
    Czekam na next
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zniszczył? xd Mam nadzieję, że w następnym rozdziale uda mi się Ciebie pozbierać na kawałki :)
      Dziękuję ślicznie ♥

      Usuń
  9. Ahahahaha O Boże XD
    Naczelny Postrach ;> Nana nana najarana Hermiona nana nana :D Nie no świetny był ten rozdział, ogromnie mi się podobał!
    Buziaki i czekam na szybki next!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe śpiewałam czytając ten koemntarz: "Nana nana najarana Hermiona nana nana..."
      "Najarana Hermiona"? Mocne xd
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Buziaki ♥

      Usuń
  10. Hahaha, nie mogę z Hermioną xD Gdyby nie 2 w nocy wybuchnęłabym na full xD Czytam od dziś i jak narazie jestem tu ;-) Skomentuję na ostatnim rozdziale :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. No wiesz tym razem końcówka moim zdaniem ...
    Taka mało pasująca / podobała mi się ale nie pasowała mi zbytnio
    mam nadzieję że następny rozdział bardziej mi się spodoba
    i przepraszam
    G.M

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha, az sie śmiałam sama ze sobą co mi sie rzadko zdarza xd ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Haha Romeo, sok z gumijagód 😆

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz, uwaga czy spostrzeżenie znaczy dla mnie bardzo dużo i pobudza Pana Wenę, który czasem bywa leniwy :)